Rozdział 8 -

-Ohayo~ Asano-kun!- przywitała się, zalewając swą twarzyczkę uroczym wdziękiem, gdy tylko ujrzała na twarzy przewodniczącego Kunugigaoki rumieńce.- Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdaż?- dopytała z wrednym uśmieszkiem, godnym Karmy.

- Minęło zaledwie kilka miesięcy.- odparł nieco oschle, pozbywając się upierdliwych wypieków na policzkach.- Słyszałem, że wygrałaś krajowy konkurs z nauk przyrodniczych- Kiwnęła jedynie lekko w odpowiedzi.- Na co przeznaczysz nagrodę?- dopytał z fałszywym uśmiechem. Przez tą dziewczynę wylądował na drugim miejscu, co było nie do pomyślenia! Jednak Hiniku, to Hiniku, nie mógł długo się na nią wściekać, nawet gdyby chciał. Nie ociągając się prędko obmył wodą swe ciało i usiadł naprzeciwko dziewki, która nie zerkała na nich nawet kątem oka, szanując tym samym ich prywatność.

- Myślałam o założeniu nowego schroniska dla zwierząt. Oczywiście dołożyłabym środki finansowe z rodzinnej firmy, by je zbudować.- Machnęła lekko dłonią, jakby nie było to ważne. Uśmiechnęła się szczerze, aczkolwiek subtelnie, ponieważ wypadało okazać mu swe prawdziwe uczucia, gdyż był dla niej osobą, którą nazwać śmiało mogła przyjacielem.

Znali się długo, bowiem jeszcze za życia rodziców dziewki dane im było się spotkać. Jednak niedługo po ich śmierci dowiedziała się, że mieli w przyszłości być małżeństwem, a byli już sobie narzeczonymi. Jednak, ku rozczarowaniu rodziny Asano, zaręczyny zostały zerwane. I choć był to nic nie znaczący fragment życia obojga nastolatków, to z czasem poznali się bliżej, gdyż często widywali się na różnego rodzaju konkursach czy zawodach. W pewnym momencie słuch o dziewczynie zaginął, co zmartwiło jedynie wszystkich, by następnie wrócić mogło z rozgłosem, jakiego mało kto doświadczył. Jednak Gakushu, który wtedy był naprawdę młodym chłopakiem, widział zmianę jaka zaszła w niej przez ten czas - każdy jej ruch był jakby zaplanowany, a towarzyszyła mu ostrożność i garda, również gracji oraz kobiecości więcej dostała.

-Ambitny cel- stwierdził beznamiętnie.- A co tu robisz? Nie powinnaś być obecnie razem z klasą E?- spytał przewiercając ją swym wzrokiem na wylot. Szczerze nie chciał, by wylądowała w Klasie Końca, jednak nie udało mu się nic wynegocjować z ojcem. Zaśmiała się historycznie w odpowiedzi, zakrywając przy tym usta dłonią.

- Nieszczęsnym trafem się zgubiłam- Rozłożyła ręce w geście bezradności, nieświadomie, a może i świadomie, eksponując swe atuty. Twarze członków samorządu wyraźnie poczerwieniały, jednak wydawało się, że tego nie widziała. Jedynie truskawkowo-włosy pozostawał stale spokojny, wyczulony już na niektóre nawyki dziewczyny. Byli w wyjątkowo zdradzieckim wieku, więc przypadkowe podniecenie się mogło się skończyć wyjątkowo źle.

- A skąd te wszystkie blizny?- Był wyraźnie zmartwiony stanem, w jakim było jej ciało. Niemalże całe jej ciało oszpecone było szramami. Było to pytanie, jakie cisnęło się na usta każdemu, kto ujrzał ją bez nakrycia chociażby ramion lub nóg.

- To jakieś przesłuchanie czy co?- zawarła w swym głosie niechęć, która skierowana była jedynie do swego ciała. Podparła podbródek na dłoni, a łokieć położyła na brzegu, przez co przechylona była ociupinkę w lewą stronę. Pozostali członkowie samorządu usiedli jak najdalej od nich, przysłuchując się wymianie zdań.- Widziałeś może, jaki dali zakres materiału do jakiegoś tam państwowego konkursu o Europie?- zmieniła temat, choć nie zrobiła tego zbyt płynnie.

-Nie odpowiedziałaś na pytanie.

-Ponieważ nie jest to coś, o czym mogę mówić w publicznych miejscach, a tym bardziej przy osobach trzecich- odwarknęła jedynie, rozmasowując skronie.- Kiedyś ci o tym opowiem.- dodała z cieniem uśmiechu. Nie chciała, by miał do niej jakąś odrazę. W końcu, kto by chciał, by osoba, której ufamy, odwróciła się do nas plecami?

Spojrzała na opuszki swych palców, które całe były pomarszczone. 'Pora wychodzić - pomyślała z swego rodzaju żałością, którą pewnie wielu ludzi utożsamiłoby z samotnością.- Ciekawe, kiedy się znów spotkamy...' Oczy jej znów zmieniły swą barwę, co widowiskiem było przepięknym dla ludzi o jakimkolwiek wyczuleniu na sztukę. Wyglądało to, jakby dwie farby mieszały się powolnie ze sobą, przechodząc od jednej barwy do drugiej, a z drugiej do trzeciej. Majestatyczny był to widok zwłaszcza dla malarzy, dla których wyczucie piękna przychodziło naturalnie.

-Nigdy nie przestanie mnie to zadziwiać- stwierdził nagle przewodniczący, rumieniąc się nikle. Doprawdy było w niej coś, co sprawiało, że jego serce robiło fikołki, a sam rzec miał ochotę, że zerwie dla niej setki białych mieczyków. Specjalnie dla niej uczył się jako dziecko znaczeń kwiatów, by wyjątkowo jej zaimponować. Jednak dotychczas okazji nie było, by mógł wręczyć jej nawet jedną, zerwaną po drodze ozdobną roślinę. Uważał, że danie kobiecie kwiatów bez okazji jest równoznaczne z chęcią podlizania się jej, co haniebnym jest czynem dla osoby jego pokroju. 'Od kiedy jestem tak ckliwy'- skarcił się w myślach.- Zresztą nic się nie zmieniłaś- Jego uśmiech znacznie się poszerzył.- nadal jesteś zbyt bezpośrednia i tajemnicza.

-Taki już mój urok.- Przerzuciła nogę na nogę.- Jednak nie uważam twych słów jako komplement.- dodała znudzona. W końcu każdy się zmienia i zawsze jest w tej zmianie coś dobrego, a pozostanie cały czas takim samym świadczy, że zatrzymaliśmy się w miejscu i nie robimy żadnych postępów. W takim razie i kwestia, wypowiedziana przez przewodniczącego, była dla niej obelgą.

- Hiniku, a czy mogłabyś opowiedzieć o tym, co zdarzyło się na miesięcznym spotkaniu?- zapytał dosadnie. Wzdrygnęła się od razu, a w odpowiedzi posłała nerwowy śmiech. A miała nadzieję, że nie poruszy tej kwestii.

-Przyznam, że trochę przesadziłam, ale nic poza tym!- Zarumieniła się lekko, co było do niej niepodobne. Po chwili wzięła głębszy wdech i wydech, by skupić swój zamyślony wzrok na suficie.- Będę musiała się już zbierać- zarzuciła w powietrze i, nie czekając na odpowiedź, zaczęła się wynurzać z wody.

I tak poczęła się podnosić, uważając przy tym, by nie odkryć przez przypadek miejsc intymnych. Wydawać by się mogło, że czas lekko zwolnił. W głowie truskawkowo-włosego rozbrzmiewało jedno pytanie; kiedy znów dane im będzie się przypadkiem spotkać? Zdanie to dudniło mu niesłychanie nad uchem i niemalże wpraszało się na usta, jednak nie mógł sobie pozwolić na takie słowa. Nie przy reszcie członków samorządu uczniowskiego. Teraz mógł jedynie przetrwać ten dłużący się moment, po którym go opuści. Próbował wyłapać każdy szczegół, jaki mógł zobaczyć, by mieć co wspominać przez kolejne minuty. I tak obserwował - wodę, która sunęła się po bliznach, jakby uciekając od nich, promienie światła, które na wskroś przeszywały sylwetkę białowłosej, lekko zarumienione policzki, które dodawały jej jedynie nieskazitelności oraz uzupełniały delikatność, jaką szramy zabierały, usta w kolorze bladej róży, nienaturalnie bladą, gładką (jak się domyślał) skórę, biały materiał, który jako jedyny zasłaniał jej ciało przed niegodziwym wzrokiem, długie włosy, które związane wyglądały jak pąki kwiatów. Była dla niego ideałem, który przyćmił mu widok innych, nieważne jak pięknych, kobiet. I choć wiedział wciąż, że mogło to być najzwyczajniejsze pożądanie jej ciała, tak wierzyć głęboko chciał, że i duszą jest jej oddany. Z drugiej też strony mogło to być zwykłe zauroczenie, ale nawet nie przepuszczał tej myśli przez głowę, gdyż byłoby to niegodziwe dla jego rodziny, co miał na uwadze.

Robiąc kilka kroków w dal, odwróciła się nagle i pomachała im na pożegnanie. Chłopacy odmachali jej entuzjastycznie, choć chcieli jeszcze z nią pobyć. Miała w sobie coś, co prędko uzależniało od niej. Może słodki zapach kwiatów, może niewinna, lekko dziecięca twarz, a może ponętne ciało? Pewnie ludzie znaleźliby inne powody na to, że działała jak silny narkotyk, jednak sama nie widziała w sobie niczego, co ludzie mogliby pragnąć. Utwierdziła się wręcz w przekonaniu, że reprezentowała szkaradność oraz obmierzłość, czego przykładem mógł być ogrom blizn. I tak niemalże natychmiast znalazła się w szatni kobiecej, gdzie na spokojnie zaczęła się przebierać.

Niedługo po niej, do pomieszczenia weszły uczennice Kunugigaoki, które skończyły już się moczyć w wodzie. Wręcz skamieniały, gdy ich oczy napotkały białowłosą dziewkę, odzianą jedynie w bieliznę oraz szereg szram na skórze. Oprzytomniały jednak, gdy zwróciła na nie uwagę. Wpierw były lekko onieśmielone przez samą jej obecność, lecz stały się jeszcze bardziej niespokojne, gdy ujrzały jej martwe oczy. Jak szybko ją spotkały, tak szybko nastolatka zniknęła z ich zasięgu wzroku. I tak, ciągnąc ze sobą swe rzeczy, wyszła na recepcje, a potem na świeże powietrze.

A gdy chłodny wiatr z impetem uderzył ją w twarz, to pojęła, że nie może kręcić się przez parę dni po mieście. Nie zdążyła się porządnie zastanowić nad tym, gdzie może się podziać, a obok niej znikąd przyfrunęła ogromna ośmiornica, której skóra wyjątkowo była kremowa i miała nos.

-Hiniku.- wysyczało z złością.- Nie wolno tak uciekać od wszyskich!- dodało zdeterminowane, a cała złość wyparowała. Stanęła twardo i uniosła lekko pięść na znak złości, której to z kolei nie dało się doszukać na jej twarzy.

-Pragnę zauważyć, że to WY mnie zostawiliście!- niemalże wykrzyczała mu w twarz. W ostatnim czasie była rozemocjonowana, co było do niej nie podobne.- Po prostu mnie tam zabierz i skończmy ten temat...- ucięła nagle, widocznie czymś zmartwiona. I tak, jak mówiła, ośmiornica wzięła ją pod mackę i natychmiast ruszyła do celu.

- A kim to była ta niewiasta?- spytał jeden z przydupasów przewodniczącego, nie kryjąc przy tym zainteresowania dziewczyną.- Gdyby nie te blizny, to pewnie ruszyłbym za nią- dodał, nie czekając na odpowiedź.

- Kyoki Hiniku, prawda?- odparł na pytanie inny nastolatek.- Ciężko jej nie kojarzyć- Tomoya położył twarz na dłoniach, by następnie uśmiechnąć się z pogardą.- zawsze jest obecna na konkursach wyższego stopnia.

I choć nie przeszkadzało mu, że jego obiekt zauroczenia był tematem rozmów, ponieważ była wtedy wyróżniana z tłumu i godniejsza tym samym bycia u jego boku, tak pogarda, z jaką niektórzy się wypowiadali o niej, była wręcz niewybaczalna. Aż krew w nim powoli zaczynała się gotować, gdy przysłuchiwał się rozmowie w kąpieliskach. 

- Mimo wszystko radzę wam okazać szacunek dla mojej byłej narzeczonej- wysyczał, choć ledwo co znaleźć można było w tym złość. Od kiedy to przechwalał się czymś takim, jak posiadanie narzeczonej? Naprawdę nie mógł uwierzyć, jak bardzo zadurzył się w tej białowłosej dziewczynie.

A świadomość swej miłość była dla niego najgorsza.

Ku zdziwieniu dziewczyny, nie dotarli do pseudo hotelu, w którym mieli przenocować, lecz do jakiegoś opuszczonego budynku, z którego słychać było jedynie rozdrażnione rozmowy. Ośmiornica odłożyła ją delikatnie na ziemię i opisała pokrótce sytuację, w jakiej znaleźli się jej koledzy z klasy. Ta jedynie w odpowiedzi parsknęła śmiechem i powiedziała, że to załatwi, by nie sprawiać problemu wychowawcy. I tak, znając jej przeszłość, pozwolił jej na to, choć w dalszym ciągu martwił się o podopiecznych. Mogło jej się w końcu nie udać, a wtedy musiałby ratować i ją. 

Przed wejściem do środka, białowłosa sięgnęła jeszcze do swego bagażu po niebieskie piguły. Na ogół musiała łykać dwie czerwone dziennie, ale że miała okazję się zabawić, to aż żal było jej przepuścić taką szansę. Do tego w końcu pokazałaby klasie jej zwierzęce elementy, a to, że akurat ich uratowała, mogło wpłynąć pozytywnie na opinie, jaką sobie o niej wyrobią. Nie zaszkodzi jej, jeśli zrobi tym razem coś wbrew jej umysłowi i nie będzie zwracać uwagi na późniejsze konsekwencje. Na uda, tuż pod spódniczką, założyła pochwy, a w nich wylądowały cztery noże. Dwa Karambity, jeden Hookblade i ostatni, najwspanialszy, jej ulubiony -toporek Tomahawk, który może i był przeznaczony do przetrwania z dala od cywilizacji, ale upodobała go sobie jako broń do mordowania. Głos, który towarzyszył przy wbijaniu go w kark bądź kręgosłup ofiary, zawsze sprawiał, że miała ciarki i ekscytowała się jeszcze bardziej.

Cichutko weszła do środka, skrzypiąc przy tym przypadkiem drzwiami, bo w końcu nic nigdy nie może pójść zgodnie z planem. Ku jej zaskoczeniu, nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi, jakby właśnie wszedł tam ktoś z zgrai porywaczy. Podpełzła do punktu, z którego najłatwiej było jej zrobić masowy atak. 

- Jak mówi klasyk ''chciałabym być pojebana, tak strasznie bardzo''- zacytowała głośno, strzeliła palcami, a przez pewną wadę dłoni, jej wskazujący palec u prawej dłoni wyskoczył z stawu. Nie przejmując się lekko przestawioną kością, uśmiechnęła się nonszalancko, a jej oczy zakwitły hipnotyzującą magentą.- ''normalnymi ludzie gardzą.''- dodała już ciszej, pod nosem. 

Nim ktokolwiek zdołał się otrząsnąć z szoku, zmiennooka dryfowała w powietrzu z bronią w dłoni. I choć skała od jednego do drugiego, zadając im powierzchowne, nie groźne ciosy, to sprawnie unikała również uderzeń przeciwników. W swej głowie melodię miała Marszu Tureckiego Mozarta, a jej ciało same poruszało się w takt tej muzyki. I tak wpierw poruszała się niezwykle szybko, lecz robiła pewne sekwencje ruchowe; skok, cios, odskok, unik. I tak, gdy nagle w jej uszach zaczęły się bardziej popisowe, nieprzewidywalne fragmenty, to i ona zaczęła poruszać się szaleńczo, chwalebnie. Wkładała w to tyle pasji, ile doświadczyła przez całe życie. Wydawało się zarówno jej, jak i uczniom klasy E, którzy to nadal siedzieli uwięzieni, że odgrywała swój prywatny koncert, a orkiestrą symfoniczną były bronie u jej boku. Wnet muzyka zmieniła się na 94 symfonie Haydna. Poruszała się tym razem lekko, z gracją, unikając jedynie ciosów, a sama atakowała jedynie, gdy melodia stawała się agresywniejsza. Pod wpływem impulsu, jaki otrzymała od wyimaginowanego dyrygenta, wypuściła na światło dzienne swe uszy oraz ogony.

Nie zabiła jeszcze nikogo, a jedynie zadawała niezbyt poważne rany. Albo są głupcami i zostaną na pewną śmierć, licząc, że prędzej czy później dziewka się zmęczy, albo okażą się mądrzejsi i uciekną, zostawiając w tyle swój honor. Dawała im ten wybór, więc nie mogą mieć nic przeciwko śmierci, skoro w dalszym ciągu próbują ją unieszkodliwić.

Przeskoczyła zgrabnie do Requiemu Ruttera, gdzie lekkość zastąpiła powaga oraz ociężałość, a swe ruchy zatopiła w melancholii, w wspomnieniach rodziców, w całej swej części życia, która już upłynęła, jakby chcąc przywrócić tamte czasy i podjąć inne decyzje. Mówiła do siebie, ni to głośno, no cicho, to, ci wyśpiewywały hórki. I choć nastrój Requiemu pasował idealnie do popełnienia takiej zbrodni, która ją czekała, to oddała ten zaszczyt Requiemu Dies Irae, który, jak dla niej, miał jeszcze cięższą atmosferę.

I tak w jednej ręce trzymała toporek, który co chwila zatapiał się w coraz to nowszej krwi, a w drugiej dzierżyła dumnie karambita, którym rozcharatała ofiarą brzuch, przez co ich wnętrzności wylewały się na zimną pochadzkę.

Bezmyślnie zanurzała metal w ciała kolejnych osób, kierowana przez muzykę jej duszy. Było dokładnie tak, jak ją uczono - jej ciało samoistnie poruszało się w szaleńczym, instynktownym tańcu. Rozcinając brzuch kolejnej osobie dosłyszała jeden, jedyny dźwięk, jaki do niej dotarł; okrzyk zmuszający do ucieczki. I wtem ta magia, co odnosiła zwycięstwo nad znaczeniem naszego istnienia oraz zmęczeniem umysłu, prysnęła jak bańka mydlana, jak dziecięce marzenie odrzucone w zakątek pamięci, jak zgniły liść opadający na trawę.

Chciała znów tego doświadczyć, więcej tego doświadczyć, bardziej tego doświadczyć. Było to silne uzależnienie, które w przeszłości udało jej się stłumić, a teraz powróciło. Nie mogła być nawet pewna, że jej czerwone leki będą mieć taką samą właściwość jak wcześniej. Czuła się wypruta ze wszelakich sił, jakby cała adrenalina w ułamku sekundy opuściła jej ciało. Ale chciała więcej i więcej, a chęć ta gorsza była od uzależnienia od narkotyków czy tytoniu. Znów chciała zanurzyć się w tej muzyce, odrzucić w niepamięć wszystkie problemy i uwolnić się od konsekwencji.

Chciała po prostu znów usłyszeć muzykę, jaką grała w jej duszy, jednak niezbyt miała na uwadze, że wiązało się to z ponownymi morderstwami.

Nagle zakrwawione ciało białowłosej opadło na morze krwi, jakie sama przyrządziła. Ostatnim trzeźwym spojrzeniem omiotła swych kolegów z klasy, a gdy dostrzegła, że nic im się nie stało (tylko niektórzy nabawili się niestrawności), mogła się wreszcie oddać w tą ciemność pod jej powiekami. Narzucając jeszcze cień uśmiechu na usta zemdlała.
'Dobrze, że nic im nie jest' - wyszeptała w swej głowie, gdzie jej świadomość otaczały straszne wizje przeszłości.

Raz flaki wesoło latały, raz jakiś wybuch, raz igły, raz smutno uśmiechnięte twarze, raz stado przeciwników, raz mutacja genetyczna. Tak szybko przebrnęła przez większość swego dotychczasowego życia.

***
Jestem z nowym rozdziałem dla Was! Ktoś mi kiedyś powiedział, że umiem pisać... Teraz widzę, co się dzieje, gdy za bardzo ludzie podkarmią moje ego.

Hi-chan jest bezlitosną morderczynią, która zabija dla muzyki, która wtedy gra w jej głowie i zachęca/przejmuje ją. Ciekawe, prawda? Do tego zrobiłam z przewodniczącego jakiegoś narcyza i yandere w jednym. Brawo ja za zrobienie takiej OOC postaci.

Pytanie na dziś: Kto wiedział, że włosy Asano (przewodniczącego) są w kolorze truskawkowego blondu? Starałam się nie pisać, że jest blondynem, by Wam nic nie namieszać. Ale przyznam, że jestem zaskoczona. Myślałam, że jest rudy.

Już was nie przynudzam,
Bye Bye-bi!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top