Rozdział 4 - Koniec z ukrywaniem
Choć znów się spóźniła, to nikt nie zwrócił na to uwagi. Ba! Można by rzecz, że każdy się do tego przyzwyczaił. Lecz jaki musiał spotkać ją pech, że to akurat na wychowanie fizyczne przylazła? Bowiem od początku swej historii w nowej szkole, jej nieobecności na tej lekcji wykraczały grubo ponad normę. Bynajmniej nie chodziło o to, że nie polubiła Karasumy, jego nauczania czy też ruchu. Co to, to nie. Najzwyczajniej w świecie nie powinna wychodzić na słońce, które na przekór niej zawsze świeciło, ale wina po części leżała też w jej ciele, które skalone zostało licznymi bliznami.
Nuda gościła na jej twarzy, nie schodząc ani na moment, natomiast nogi wędrowały ku trawie. Znalazłszy zaciemniony kąt, spoczęła tam i poczekała na pozostałych uczniów. Uśmiechając się serdecznie do telefonu, czytała swą ulubioną księgę. Może i studiowała ją już kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt, razy, lecz wciąż pozostawała ciekawa oraz ekscytująca. Miała wielki szacunek do autorki, a myśl, że nigdy jej nie spotka i nie pogratuluje wydania, niezwykle ją zasmucała. Choć i jej emocje pozostawały zakryte za niewidzialną linią, to potrafiła wsłuchać się momentami w głos serca, ale zdarzało się to sporadycznie.
-Czemu nie ćwiczysz?- zapytał czarnowłosy nauczyciel, gdy wszyscy ustawili się w rządku i tylko białowłosa spoczywała. Spojrzała na niego, jakby zdziwiona, prędko chowając telefon do sekretnej kieszonki w sukience i wyciągnęła z niej pogiętą kartkę. Podała ją mężczyźnie, który po przeczytaniu wsadził ją do swej marynarki i dodał:- W takim razie nie musisz brać udziału w lekcji. Nie chciałbym jednak widzieć, jak się obijasz.- Przytaknęła skinięciem głowy i utkwiła tęskny wzrok w białych obłokach, które cierpliwie płynęły po niebie, nie zważając na czas, który dzielił ich od śmierci.
Ponownie wyciągnęła telefon i znów wczytała się w tekst. Po jej umyśle słowa lały się rozdziałami, przyodziane w czarną czcionkę. Zatracając się w świat fikcji, nie zauważyła, że lekcja dobiega powoli końca. Czując, że ktoś trącił ją w ramie, podniosła wzrok znad ekranu i spojrzała beznamiętnie w chłopaka, którego włosy miały barwę płomieni, co przywracało jej wspomnienia, w których to jej rodzice zakończyli życie w wielkim finale. Uśmiechał się, jak zwykle, lecz coś w jego postawie sprawiło, że momentalnie stała się poważniejsza.
-Może zawalczysz ze mną?- zapytał uczeń. Przyjrzała się jego twarzy, wypatrując najmniejszego znaku szyderstwa bądź oszustwa. Nie raz, gdy chodziła jeszcze do szkoły w ojczystym kraju, została wyzwana na pojedynek, a ostatecznie musiała walczyć z kilkoma osobami, ponieważ ta osoba ''zapomniała o tym powiedzieć''. Powoli podniosła się do pionu, mamrocząc po polsku słowa pod nosem.- Taka szansa nie może się zmarnować- dodał.
-Nie marnuj żadnej szansy!- wywrzeszczała czarnowłosa kobieta do małej dziewczynki. Głos przepełniony był jadem oraz wstrętem do białowłosej.- Lecz porażka jest niedozwolona.- wysyczała następnie, dając jej jasno do zrozumienia, że za nieposłuszeństwo będzie czekać kara. - Masz zmiażdżyć swych przeciwników za wszelką cenę!
-Oczywiście... matko- Podniosła na rodzicielkę swe bezduszne spojrzenie, które spowite było w szkarłacie tęczówek oczu.
-Oczywiście, że nie może! Nie śmiałabym odrzucić takiej propozycji, lecz chciałabym lekko nagiąć jej zasady.- odparła niespodziewanie, zaskakując swą wypowiedzią nie tylko Karmę, który doskonale to ukrywał, ale też i całą klasę, przez co zwróciła na siebie uwagę. Czerwonowłosy skinął głową, zgadzając się.- Walczymy w cieniu i inną bronią- mówiąc to wyciągnęła rozkładany nożyk, który następnie mu rzuciła, po czym uwolniła swe pazury.
Bez słowa ustawili się w pobliżu budynku, ponieważ jedynie tam nie docierało upierdliwe słońce. I choć Akabane szczerze wątpił w zwycięstwo zmiennookiej, to nadal pozostawał niezwykle czujny. Bądź co bądź, ale słyszał od Nagisy, co stało się na co miesięcznym zebraniu. Chciał zebrać, jak najszybciej, jakieś słabości dziewczyny, ponieważ w niedalekiej przyszłości mogło czekać ich starcie, ale był również niezwykle zaciekawiony tym, czym jest dziewczyna. Normalny człowiek raczej nie posiada zwierzęcych szponów, a węże nie robią sobie na nim obozowiska.
Wraz z chwilą, w której zaszarżowała w jego stronę, coś w jej oczach się zmieniło - stały się matowe, wyprane z emocji oraz purpurowe. Robiąc unik, przyglądnął się jej wzrokowi. Nagle przez jego umysł przepłynęło nieprzyjemne uczucie, które zwykło nazywać się niepokojem, lecz nie rozumiał, czemu to nastąpiło. Tuż potem wyprowadził kontratak, który został sparowany pazurami. Odskoczyli od siebie, a następnie natarli jednocześnie, krzyżując swą broń. Niewątpliwie byli dla siebie godnymi przeciwnikami, którzy obarczali się nawzajem swym spojrzeniem, szukając błędów bądź słabości. Gdy tak się siłowali, podniosła drugą dłoń i zamachnęła się w jego stronę. Ledwo unikając ataku, postanowił zakończyć to prędko, gdyż czas nie był jego sprzymierzeńcem. Kopnął ją w brzuch i natychmiast ostrze skierował na jej nogę, gdyż była najbliżej.
Pozostali uczniowie byli przygotowani na rozlew krwi, więc jakie było ich zaskoczenie, gdy metal popękał, zostawiając po sobie jedynie rękojeść. Oczy Karmy rozszerzyły się, ujrzawszy białe łuski na jej ciele. Lecz kontratak nie nastąpił, choć miała do tego idealną okazję. Zamiast tego, gdy tylko wylądowała na lekko zgiętych nogach, okryła się rumieńcami i zaczęła drżeć. Łapiąc się za głowę, jej usta wykrzywiły się w szaleńczy grymas. Nie rozumiejąc sytuacji, nastolatki zaczęli do niej podchodzić.
Ból rozrywał jej ciało, lecz przez lata pracowała, by to wytrzymać, więc nie mogła się teraz poddać. Chciała krzyczeć rozpaczliwie, lecz głos utknął w jej gardle i nie śmiał wydostać się na zewnątrz. Mroczki zaczęły jej się pojawiać przed oczami, które zmieniły swą barwę na szarą, utrudniając widzenie. Wkrótce cierpienie miało dobiec kres, pozostała jednak ostatnia faza tego stanu - niemożliwość powstrzymywania swych zwierzęcych elementów. Ostatnimi siłami, jakie jej pozostały po wytrzymywaniu piekielnego żaru, starała się kontrolować swe ciało, by nie zrobić nikomu krzywdy. W tej sytuacji nawet tabletki by jej nie pomogły, lecz niewątpliwie ukoiłyby jej duszę.
-N-n-nie podchodźcie!- wyszeptała, choć miał to być krzyk, gdy tylko dostrzegła, że pozostali się do niej zbliżają. Nie mogła pozwolić, by zraniła osoby, które obiecała sobie, że uchroni od niesprawiedliwości losu.
Na miejscu pojawił się czarnowłosy nauczyciel oraz ich wychowawca, a gdy tylko ujrzeli co się dzieje, mężczyzna zakomunikował by Koro-sensei zabrał dziewczynę do pokoju higienistki, której de facto nie posiadali. Ździebko wystraszony, niemalże natychmiast pojawił się w owym pomieszczeniu, kładąc ją na łóżku. Natomiast Karasuma jedynie dodał, by Karma zjawił się potem u niego, a następnie udał się za białowłosą.
-Co się wydarzyło?- zapytał, gdy tylko zjawił się przy Kyoki. Ta jedynie uśmiechnęła się blado i niemo podziękowała, po czym zemdlała. Nawet dla niej taki ból był nie do wytrzymania. Westchnąwszy krótko przykrył ją kołdrą.- Kyoki Hiniku, pierwsza osoba, która została poddana eksperymentowi pod nazwą ''belladona abominacji*''. Był to nieetyczny projekt, podczas którego przeprowadzano na nienarodzonych dzieciach przeszczepy zwierzęcych organów lub, w wypadku nienarodzonych, dawało się matką specjalne leki oraz zastrzyki.- Przeniósł swój wzrok na ośmiornicę, która wcinała popcorn.- Ej! Traktuj to poważnie!- wrzasnął na niego i ponownie spojrzał na białowłosą, która nieświadomie uwalniała swe zwierzęce elementy. Był to jedyny stan, w którym mogła ukazać wszystkie swe tajemnice, nie odczuwając przy tym bólu.
*belladona to kwiat, który oznacza milczenie, a abominacja - wstręt; obrzydzenie; odraza; awersja.
***
Do jej uszu docierały powolnie dźwięki, dzięki którym jej umysł pozbywał się poczucia potępienia. Zaczęła próby unoszenia powiek, co nie było zbyt wymagające, po czym zaczęła podnosić się do siadu. Spoczywała na łóżku lekarskim, które cicho zaskrzypiało przez jej ruchy. Dłoń przyłożyła do swego czoła, czując jak jej ciało słabnie, lecz nie poleciała z powrotem na plecy.
-Karygodne zachowanie! Jak można wyzwać koleżankę z klasy na pojedynek?!- wysyczał przez zęby znajomy głos. Prędko rozpoznała swego byłego wychowawcę, który zawsze traktował ją ponad innych, choć jej się to nie podobało. Ociężale wstała, kiwając się na boki, po czym odsłoniła bladą kotarę, która odgrodziła ją od ludzi. Delikatnie za nią pociągnęła, nie mając więcej energii.
-To nie jego wina- wychrypiała swym, zazwyczaj melodyjnym, głosem. W pokoju pielęgniarki siedziały, prócz niej, cztery osoby, których uwaga została skupiona na niej.- Dobrowolnie zgodziłam się na walkę, a w dodatku to ja ustaliłam, by walczył mym motylkiem*.- dodała z determinacją, jaką miała w swej zmodyfikowanej krwi. Patrząc hardo na nauczyciela, który uczył w Mirrai, próbowała zignorować to niezwykle nieprzyjemne poczucie bezsilności. Nagatami, bo tak miał nauczyciel na imię, natychmiast podszedł do swej byłej uczennicy. I choć w pomieszczeniu znajdował się jeszcze Karma, Karasuma oraz Koro-sensei, to żaden się nie odzywał, nie chcąc przerywać tego seansu, niczym z meksykańskich telenoweli.
-Po co dawałaś mu fory? Nie musisz przed nimi ukrywać swej prawdziwej natury...- I choć w jego głosie słyszalny był chłód, to i nutka zmartwienia się tam znalazła. Nie mógł uwierzyć, że białowłosa omal nie przegrała. Bądź co bądź, ale jej nigdy nie wolno było lekceważyć, nie ważne w jakiej dziedzinie. Spojrzała w bok, nie mogąc utrzymać codziennej maski na twarzy, a jej usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia. Mężczyzna westchnął jedynie i dodał:- Z tego, czego dowiedziała się nasza szkoła, to widzieli twoje szpony, więc nie musisz ukrywać pozostałych elementów. Sama mówiłaś na rozpoczęciu roku, byśmy byli dumni z tego, kim jesteśmy.
Jej oczy rozszerzyły się i przybrały kolor nocnego nieba. Uśmiechnęła się lekko, aczkolwiek serdecznie, i przytaknęła nagłym skinięciem głowy, po czym ukryła się za białym materiałem. Niemo westchnęła z niebywałą ulgą, rozumiejąc, że od kilku dni jest częścią klasy E. Tyle razy szukała swego szczęścia, aż znalazła je w swej szkole, a teraz musiała zaakceptować to, kim jest, by w spokoju żyć wśród innych uczniów. I choć brzmiało to dla niej strasznie, w końcu musiała po raz kolejny błądzić z nadzieją, że ktoś wystawi jej pomocną dłoń, to nadzieja, jaka w niej wykwitła, pozwalała brnąć przez swe postanowienia. Wypuściła powietrze, które nieświadomie wstrzymała w płucach, po czym uwolniła swe lisie elementy. Uszy, jakie pojawiły się na jej głowie, słyszały wyjątkowo dużo, a dziewięć ogonów, nad którymi miała pełną kontrolę, ułatwiały wiele czynności. A do tego były puszyste.
Po raz kolejny wyszła zza kotary, a pierwotne poczucie bezsilności zaczęło znikać. Natychmiast oczy wszystkich skierowane były tylko i wyłącznie na niej. Nie dało się ukryć, że była osobą niezwykle urodziwą z twarzy, a jej ciało dopełniało obraz uroczej, lecz seksownej, kobiety. Uśmiechnęła się szerzej, ukazując białe kiełki, po czym klasnęła w swe dłonie, a głowę przekrzywiła w prawą stronę.
-Więc od dziś nie będę tego ukrywać- odparła, wyrzucając mężczyzn z transu, w jakim się zanurzyli po jej ujrzeniu. Jej oczy stały się szkarłatne, a w nich odznaczały się białe oraz czarne plamki. Twarz ośmiornicy zmieniła się na różową, a na twarzach pozostałych wykwitły rumieńce.
*motylek to taki składany nóż
****
Dzisiaj rozdział krótszy i taki... wybrakowany. Ogólnie, gdyby ktoś nie ogarnął, czemu Hi-chan odczuwała wtedy taki ból, to dlatego, że gdy uwolni dwa zwierzęce elementy, które nie pochodzą od tej samej rodziny zwierząt (w tym wypadku były łuski, przez które ostrze się złamało, oraz pazury) to będzie odczuwać przeraźliwy ból, który de facto po części nauczyła się znosić.
Pytanko na dziś: Myślicie, że na jakim poziomie jest ten ff? Osobiście myślę, że moje wypociny nie są na zbyt wielkim poziomie, ponieważ dopiero się uczę pisać.
Cóż by więcej napisać? Bye Bye-bi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top