Rozdział 12 -
- Nie zbliżajcie się do niej!- ostrzegł Koro-sensei, gdy tylko dostrzegł stan białowłosej.
Natychmiast pochwycił Kaede, która jako pierwsza znalazła się w pomieszczeniu, by następnie wynieść ją za drzwi. I teraz, gdy był już sam na sam z cienistym bytem, który wyłonił się z cienia nieprzytomnej nastolatki, mógł bez większych obaw stawać w szranki.
Wpierw jednak, nim to jeszcze przyjął bojową postawę, chciał dowiedzieć się jak najwięcej o swoim przeciwniku. I czy w ogóle powinien czy też mógł atakować tą tajemniczą formę życia. I choć nie obawiał się o jego potencjalną siłę, gdyż sam byłby w stanie uciec w razie czego, tak sam fakt, iż stwór wyłonił się z cienia Hiniku zasiewał w nim głęboki niepokój.
Kim to coś było? Kiedy zalęgło się przy nastolatce? Czy zdawała sobie sprawę z jego obecności? Czy dobrowolnie doprowadziła do zaistniałej sytuacji? Było jeszcze więcej pytań, na które odpowiedzi nie doczeka się w najbliższym czasie. A że każde wymagało nawiązaniu rozmowy z potworem albo z, obecnie nieprzytomną, białowłosą, to niemalże od razu odrzucił wszystkie niepewności - odnoszące się do jego niewiedzy oraz do czystej głupoty - a następnie ponownie otaksował pomieszczenie wzrokiem.
Ściany pozostały nietknięte, jednak podłoga, w głównej mierze ta wokół dziewki, nasiąknęła już krwią, choć tej nie dało się na posadzce zauważyć. Futony, które jeszcze tego dnia spoczywały ułożone w równe rzędy i w równych odstępach między sobą, walały się po całym pokoju. Na niektórych materacach widocznie odznaczały się ślady pazurów czy też krople szkarłatnej posoki. Wyglądało, jakby zamknięto w środku wygłodzone zwierzę i ofiarę mu złożoną.
Nawet on - obecny wychowawca Hiniku - kuszony był przez pokusę, która to kazała mu poczekać na jakieś wskazówki. Może lepiej zadzwonić do jej prawnego opiekuna, który powinien posiadać większą wiedzę na temat dziewczyny niż oni - tak brzmiała jedna z myśli, którą podsyłała mu żądza ostrożności oraz zachowania bezpieczeństwa. Ale stan białowłosej był mu bliżej nieznany, choć łatwo się domyślił, że niewiele dzieli ją od rychłej, najprawdopodobniej przypadkowej śmierci. Nie mógł więc marnować więcej czasu, bo mogłoby się to źle skończyć, bynajmniej nie dla samej nastolatki. Bowiem i on, jako jej nauczyciel, poniósłby straszliwe konsekwencje obecnej sytuacji.
Spoglądnął raz jeszcze na dziewczynę, a dokładniej na jej ranę. Im więcej krwi z niej pociekło, tym większy stawał się stwór, choć różnica w jego rozmiarach pozostawała niewielka. Osoka, bryzgając coraz to nowszymi falami natężenia, zaczynała parować, czego powodem była reakcja chemiczna, w którą to zaszła poprzez bezpośredni kontakt z powietrzem. Oczywiście, normalna krew tak nie reaguje, jednak w tym przypadku działo się tak, ponieważ stwór wytwarzał wyjątkowo specyficzną substancję, która to ulegała dyfuzji z wdychanymi oparami. Sprawiało to, że mógł z łatwością pozyskać w ten sposób swój najpowszechniejszy pokarm - posokę.
Posilać się musiał codziennie, jednak jego zapotrzebowanie na pożywienie było niewielkie. Tak też, przebywając przez parę ostatnich lat w cieniu Hiniku, spożywał parę kropel krwi w przeciągu jednego dnia. I tyle mu w zupełności wystarczyło. Jednak nie był bezużytecznym pasożytem - posiadał własną dumę oraz świadomość - więc w zamian za to wzmacniał jej ciało na różne sposoby. Czasem to metabolizm podkręcił, innym razem pomógł z gojeniem się ran albo zafundował jej potężny zastrzyk energii.
Od dawien dawna spoglądał na nią po kryjomu, aż pewnego dnia, gdy to stał się tym czymś, nadarzyła mu się okazja, by nawiązać z dziewczyną bliższą znajomość. Fakt, że obydwoje przepędzani byli przezwiskiem Parszywy Odmieniec niewątpliwie zacieśnił ich więzi. Ale ich relacja była raczej nietypowa, bo ni to sługa-pan, ni to miłość czy zauroczenie, ni to rodzina. Nawet słowo ''towarzysze'' było nietrafne. Darzyli się pozytywnymi uczuciami i gotowi byli w ogień za sobą skoczyć, ale i przyjaźń to nie była. Po prostu tkwili w tym gównie razem, dumnie znosząc wszelkie zastrzeżenia kierowane w ich stronę czy też rasistowskie zachowania.
Byli inni i nie dało się tego ukryć. I to właśnie to sprawiło, że tak chętnie do siebie przybrnęli. Nie dało się tego wyrazić za pomocą trywialnych słów, a te najbardziej wyrafinowane może i zdawały się być blisko swym znaczeniem, jednak to one były najdalej od prawdy.
- Drzewiej to spotykać nawykłem jedynie truchła twego podgatunku.- Rozbrzmiał tępo w powietrzu, które barwiło się wręcz namacalną czerwienią, wyjątkowo nieprzyjemny, cierpki głos stwora.
Koro-sensei uśmiechnął się nieco szerzej, choć było to niedostrzegalne dla cienistego bytu, który nawet nie miał oczodołów. Lecz zdawało się, że ślepota w niczym mu nie przeszkadza, ba!, wręcz pomagała mu w wielu momentach.
- Azaliż co miałem począć, gdy te psie syny śmiać śmiały się mi prosto w twarz?- Sam zaniósł się gromkim śmiechem, wspominając swe pierwsze dni spędzone w tym niebywałym ciele. Jego sylwetka zaczynała nabierać wyraźniejszych kształtów, które były łudząco podobne do zwierzęcego cielska. Jednak nie opuszczał swej pani ani na krok.- Toż to obraza wobec Zero-trzy, aniżeli mnie! A pani cierpliwa nie bywa, więc i nie rzeknie im ''bywaj'', a od razu pośle do piachu!
Rana dziewczyny przestawała krwawić, co nie musiało oznaczać dobrych wieści. Jednak widząc, że jeszcze jakoś dychała, wychowawca postanowił potraktować to jako pozytywny aspekt zaistniałej sytuacji. Uznał również, że posiadł w ten sposób czas, który bez większych obaw mógł przeznaczyć na pogaduszki z cienistym stworzeniem.
- A kimże jest twa pani?- spytał ostrożnie, nie chcąc rozwścieczyć bestii.
Czasem nawet takie błahe pytanie mogło zakończyć się wybuchem furii. W końcu jak to mógł nie znać jego najwspanialszej właścicielki? Lecz ty razem wywołało to zgoła odmienną reakcje. Bowiem stwór wykrzywił jedyny otwór, jaki posiadał najprawdopodobniej na swej twarzy, kącikami ku górze. Potrzeba było wiele chęci i samozaparcia, by móc nazwać to uśmiechem.
- Pani to dziewoja w dowierania wieku, ze skórą bez pigmentu i włosami, niby śniegiem przysłoniętymi. Lecz kiedyś, o kiedy to było!, gdy jeszcze kłaki nie sięgały do ramion, to one smoliste. A potem coś rychło! Arzkąc to, nawet i mnie nie wiadomo, co to wywołało.
Na tym obydwoje postanowili zakończyć temat, bo jeden nie chciał rozpowiadać każdemu o takich rzeczach, a drugi nasłuchał się już wystarczająco. Rozmowa z cieniem była cięższa niż myślał, bowiem miał wrażenie, że nieważne o co zapyta, ten zawsze tematem zejdzie na swą panią, by móc ją wychwalać. I w sumie daleko nie był od prawdy, ponieważ takie zachowanie już dawno temu zostało uzgodnione między Hiniku a Sawantilem. Miało ono na celu zniechęcenie rozmówcy do dalszych pytań i było nad wyraz skuteczne, jeśli przeprowadziło się konwersację w umiejętny sposób.
Winił się teraz w myślach za wypaplanie tego, iż włosy dziewczyny były za jej najmłodszych lat kruczoczarne. Lecz pewnego razu, z tego co mu opowiadała, zaczęły tracić swą barwę, a że jej matka regularnie kazała ścinać końcówki kłaków, to w pewnym momencie stały się jednolicie białe. Była niemalże pewna, że wywołane to było przez leki, które zażywała jej rodzicielka podczas ciąży. Jednak nie potrafiła jednoznacznie powiedzieć, czy istniała substancja wywołująca podobne lub identyczne efekty. Tudzież nasuwało jej się pytanie, czemu ów specyfik zadziałał dopiero parę lat po jej urodzeniu, a nie jeszcze w fazie płodowej czy też noworodkowej.
Ilekroć zastanawiała się nad tym, czym w rzeczywistości była, jej umysł nie był w stanie wytworzyć należytej odpowiedzi. Bo człowiekiem nie była, choć trudno było jej to zaakceptować. Zwierzęciem też nie, bo rozum swój miała. Ośmieliłaby się wręcz stwierdzić, że nierzadko odznaczała się większą mądrością od innych, lecz była to zasługa perfekcyjnej pamięci.
Odpowiedź była prosta - była odmieńcem. I w sumie nie czuła się z tym szczególnie źle.
Widząc, jak kończyny cienia nienaturalnie się wydłużają, a następnie zaostrzają, już wiedział, że należy zachować podczas tej walki szczególną ostrożność. Obstawiał, iż stwór zna jego słabości oraz wie, że zwykłe ostrza nie zadadzą mu obrażeń. Podczas potyczki, której zwycięstwo było niepewne, najlepiej było obstawić wszystko na korzyść przeciwnika: jego umiejętności, wiedzę, doświadczenie. A jakże powszechnie wiadomo, nawet jedno starcie stoczone w przeszłości mogło drastycznie wpłynąć na szansę na wygraną w przyszłości.
Jakie mogły być słabości przeciwnika ośmiornicy? Oczywiście, że światło! Lecz był już wieczór, a słońce chyliło się ku drugiej półkuli Ziemi, więc nie wystarczyło odsłonić rolet w pomieszczeniu. A normalni ludzie, w tym i zmutowani, którzy przemienili się w owoc morza, nie noszą przy sobie latarek. A zważając na to, że pełno wokół nich było łatwopalnych obiektów, to i wzniecenie ognia było niepraktyczne. No chyba, że chce się ukatrupić to cholerstwo za wszelką cenę, nie zważając przy tym na dobra innych osób i ich bezpieczeństwo.
I nagle, gdy trwał nieprzerwanie w bezruchu, bestia rzuciła się na niego, pozostawiając przy okazji na podłodze niewielkie wgłębienie, które efektem były siły, którą włożył w ten skok. Od ciała tajemniczego bytu zaczynały odgałęziać się pojedyncze cienie, a od nich kolejne i kolejne - zręcznie poszerzając obszar, z którego mógł niespodziewanie ponownie zaatakować. Lecz jego cios, choć dla ludzkiego oka wydawał się potwornie szybki, dla wychowawcy było jak uderzenie należące do rozwydrzonego dziecka. Bez żadnego problemu przemknął parę metrów za siebie.
- Za wolno.- zakpił Koro-sensei, nie ukrywając przy tym swej satysfakcji. Następnie to jemu przypadało wyprowadzić atak, jednak tego nie robił. Jedynie bacznie obserwował.
Przeciwnik wylądował za nim, co poskutkowało zamienieniem się stron, po których się początkowo znajdowali. Natychmiast obydwaj odwrócili się twarzą do siebie.
Ataki fizyczne najpewniej wiele by mu nie zrobiły, wszelak zmieniał kształt swej cienistej formy tak płynnie, że wytworzenie dziury nawet i w środku brzucha nie byłoby problemem. Za to, gdyby zdążył na czas zacisnąć pustkę w swym wnętrzu na tyle szybko, by uwięzić w niej jedną z macek, to nie wróżyłoby to nic dobrego dla wychowawcy białowłosej. Tak też wolał nie ryzykować - choć wątpił, że stwór mógł dorównać chociaż w połowie jego prędkości - więc odrzucił chęć bezpośredniego kontrataku na dalszy plan świadomości.
Widząc, że nauczyciel bacznie oczekuje na kolejny ruch cienia, ten poszerzył to, co miało przypominać uśmiech. I jak przedtem było to jedynie zaokrąglone wgłębienie, tak teraz przypominało to bardziej pękniętą szczelinę, która przebiegała od prawej do lewej strony głowy.
Cienie, które składały się w kończyny stwora, ponownie zaczęły się rozgałęziać, lecz tym razem przybrały postać pajęczej sieci. Przedtem były niemalże całe wyprostowane, jedynie gdzieniegdzie się ze sobą przeplatały, żeby zając jak najwięcej miejsca. Teraz jednak zależało mu nie na wielkości, a na maksymalnej sile, jaką będzie w stanie utrzymać utkana z nich sieć.
Podczas walki całkowicie wyłączał swe człowieczeństwo, a wraz z nim odchodziło i myślenie. Zdawał się wtedy zawsze na polecenia Hiniku, która należycie rozpatrywała wszelakie opcje oraz minusy i plusy danych poczynań. Ale teraz, walcząc czysto na własną rękę, popełnił w tak krótkim czasie tyle błędów, że wynik potyczki był oczywisty.
Jedynie podczas krótkiej konwersacji, jaką uciął sobie w trakcie pojedynku, jego umysł oczyszczał się z mgły, która usilnie kryła za sobą każde logiczne działanie. Lecz nawet w tamtym momencie nie mógł skupić się czysto na walce, bo coś mu to blokowało. Gdy tylko w myślach snuł przypuszczenia odnośnie kolejnych ataków, krzyczano mu wręcz, by przestał. By nie zabierał roli swej pani, przez którą krew przelała się już niesłychanie wiele razy. To coś - to, czym stała się jego dusza po licznych eksperymentach- kazało mu bezmyślnie brnąć przed siebie, wypełniając bez słowa zlecenia od swej właścicielki.
To coś kazało mu przelać jak najwięcej krwi bez zbędnych rozterek moralnych.
Największą jego porażką był sam fakt, iż znalazł się w pokaźnej odległości od swej pani. Nie wspominając przy tym, że zrobił to już podczas pierwszego ataku, co dla wprawionego wojownika, czy też mordercy, jak to było w tym przypadku - było karygodne. Nawet bestia była w stanie wyczuć, że jest na przegranej pozycji.
I tak, jak rozpaczliwie podpowiadał mu instynkt drapieżcy, wiedział, a właściwie to nikle przypuszczał, czemu to jego przeciwnik nie atakował. W obecnej sytuacji, gdzie diametralnie zmieniło się ich położenie, ośmiornica baczyła jedynie na idealny moment, w którym to mogłaby pochwycić nastolatkę i uciec poza budynek, jednak tak, by nie narażać przy tym innych osób - przez okno.
Lecz walcząc z przeciwnikiem, którego umiejętności są niejasne, powinno się przypuszczać, iż każda przewaga w rzeczywistości może okazać się iluzją lub słabością. Lecz Koro-sensei, walcząc mimo wszystko niemalże na poważnie, nie rozważył wielu opcji, ponieważ pomimo pełnej koncentracji na walce robił wszystko desperacko. Bo kto by przypuszczał, że taka sytuacja nadejdzie?
Cień, który tylną część siebie zaczął przerzucać niezauważenie do cienia białowłosej, musiał zagrać na czas. Lecz nie chciał wpadać ponownie w wir rozmowy, bo pewnie znów by coś niepotrzebnego wypaplał, więc zaczął zadawać na oślep chaotyczne uderzenia. Nie były one na tyle silne, by cokolwiek zrobić nauczycielowi, który przeżyłby bez żadnych przeszkód postrzał z zwykłej broni, ale przez to nie marnował na nie zbyt wiele energii.
Sprawnie blokował wszystkie uderzenia swoimi mackami, byleby nie odsłonić Hiniku. Gdyby atakująca go istota była jego uczniem, to pochwaliłby go szczerymi słowami, ponieważ czuć było, że normalnego człowieka zamordowałby w parę sekund. Lecz w tym wszystkim nie czuł umiejętności prawdziwego wojownika, co było rozczarowujące.
Osoba, która wymachiwała przed sobą bezmyślnie ostrzem i taka, która wpierw zablokowała wrogowi możliwość kontrataku, a dopiero wtedy sama zadawała obrażenia - oboje zostaliby nazwać wojownikami, ale czyje umiejętności byłyby jedynie godne tego tytułu? Człowieka, którego jedynym atrybutem jest siła czy człowieka, który, nawet i bez przewagi siłowej, jest w stanie pokonać kogoś za pomocą planowania kolejnych ataków i umiejętnego korzystania z broni? Odpowiedź jest chyba oczywista. Sawantil był właśnie tym pierwszym rodzajem, więc wiele nie należało się spodziewać po jego umiejętnościach. A mimo to dawał radę walczyć przeciw ludziom.
I tak, gdy w pewnym momencie zauważył, że stów staje się coraz bardziej mniejszy, zaczynał podejrzewać, co się święci. Wtedy też podjął decyzję o szybkiej ewakuacji. Zmrok zapadał w zastraszającym tempie, choć bitwa trwała w prawie parę minut włącznie z konwersacją, więc czas działał na jego niekorzyść. Dlatego też ruszył prędko po nastolatkę. Lecz gdy już miał opleść jej ciało mackami, wyrosła przed nim czarna ściana, która stykała się z białowłosą.
Był to najprawdopodobniej ten moment, w którym przeciwnicy wykrzykiwali z całych sił nienawiść względem siebie nawzajem, a następnie szarżowali przed siebie, chcąc w jednym ataku zakończyć tę potyczkę. Lecz w tym wypadku nikt się nie darł, a jedynym dźwiękiem wydawanym przez gardło na polu bitwy było mlaskanie cienistego bytu. Również zastygli w bezruchu, a to za sprawą cieniutkiego, ledwo co słyszalnego głosiku:
- Przestańcie...
Więcej nie było trzeba, by zakończyć ich walkę. W końcu fakt, iż białowłosa się obudziła, był szokujący, ponieważ nawet dziecko mogłoby stwierdzić, że nic na to nie wskazywało. Ściana zmieniła swój kształt na kocio podobne zwierzę pokaźnych rozmiarów, a następnie siadło tuż przy swej pani.
Widząc, jak dziewczyna spogląda na nich nieco nieprzytomnie zza przymrużonych powiek, utrwalili się w przekonaniu, że pomimo swego przebudzenia w dalszym ciągu była zaćmiona.
-Sawantil... nie wolno...- dodała jeszcze, przelewając w swe słowa pozostałą jej energię, po czym ponownie zapadła w sen.
Cień, jakim był stwór, wchłoną się natychmiast w cień dziewczyny, ponieważ jego jedynym celem była jej obrona.
- Ech - westchnął chcąc wyrazić swoje niezadowolenie.- Niestety dzisiaj przeżyjesz, smacznie wyglądająca ośmiornico, ale następnym razem, gdy tylko za blisko podejdziesz do pani, ukatrupię cię na dobre!- Porzucił grzeczne i wyszukane słówka, a i jego głos stał się bardziej cierpki. Była to zupełna zmiana charakteru.
Nieco osłupiały Koro-sensei wpierw zastanowił się nad tym, z czym walczy. Nie otrzymał żadnych informacji odnośnie tajemniczego stworzenia, które zamieszkuje cień jego uczennicy, a ośrodek badawczy, którym to białowłosa spędziła sporo lat dzieciństwa, powinien posiadać te informacje i się nimi podzielić. Nie chcieli ich ujawniać? Nie, byłoby to zbyt ryzykowne i groziłoby sporą grzywną oraz karą, gdyż ta informacja mogłaby w przyszłości kogoś uratować, gdyby jeszcze nie dowiedział się o Sawantilu. Nie wiedzieli o tym? Najpewniej. Lecz tu rodziło się kolejne pytanie - czy powinien ich o tym informować? Z jednej strony jest to od niego wymagane, jednak z drugiej mogłoby sprowadzić na dziewczynę niebezpieczeństwo. Wolał zachować tą informację dla siebie.
Przyjrzał się dziewczynie. Rana na nadgarstku się zagoiła i pozostała po niej jedynie blizna, po której łatwo było się domyślić, iż coś niezwykle głęboko poraniło dziewkę. Przeżycie tego było trudne, a zregenerowanie się trwałoby parę miesięcy. Tak też popadł w zadumę. Nie wiedział, że była to zasługa Sawantila, który niewyobrażalnie wspomógł jej regenerację.
***
Bardzo dawno nie opisywałam żadnej potyczki, więc co o niej uważacie? Tak, nie napisałam ''walki'', tylko ''potyczki'', bo było to jedynie wymienienie się uderzeniami, które trwało parę minut. Poza tym nie chciałam robić z tego całej walki, ponieważ nie miałam do tego dobrych warunków (bo w chuj szybko Koro walczyłby sobie w pomieszczeniu, więc nijak mogłabym wykorzystać jego postać) i musiałabym poważnie zastanowić się nad rozwojem wydarzeń oraz konsekwencjami owej walki. Jestem na to zbyt leniwa.
Ogólnie, to chciałabym wam ogłosić, że jadę na Niucon, więc z chęcią bym się z kimś spotkała ^^ A przy okazji napomnę, że pokochałaaam twórczość M2U (jest kompozytorem) oraz nowelkę Kugane Maruyamy. Aż chciałabym kiedyś rzec ''mistrzu, ucz mnie!''
Pytanie na dziś: Jak myślicie, w jakim jestem wieku? Samolubne pytanie, prawda? Ale ostatnio zadaję je sobie coraz częściej, zwłaszcza gdy zbliżają się jakieś konwenty. Osobiście nie przywiązuję jakiejś większej wagi do czyjegoś wieku, bo po co. Jeśli ktoś odpowie poprawnie (o ile ktoś w ogóle odpowie), to odpiszę mu na komentarz i napiszę mój wiek w notce pod kolejnym rozdziałem, może być?
Ostatnio, tak z nudów, zaczęłam grać w minecrafta... I jeśli mam być szczera, to poznałam tam parę naprawdę fajnych osób. I jest mi z tym źle.
Bye Bye-bi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top