Rozdział 11-
Kolejny dzień zwiedzania zaczął się dla białowłosej dość niemile. Tuż po obudzeniu (bo po jakimś czasie udało jej się usnąć) napotkała wokół siebie pogardliwe spojrzenia, których tak bardzo nienawidziła. Następnie otrzymała sms'a od Asano, w którym zapraszał ją na uroczysty posiłek, który miał się odbyć dzień po powrocie z wycieczki. Nie mogąc się domyślić prawdziwego powodu, dla którego chciał się z nią spotkać, obstawiła, że chodzi mu o pogłębienie swych relacji. W końcu tak robią przyjaciele, prawda? I faktycznie jej myśli były na dobrym tropie, przecież chciał spędzić czas ze swoją pierwszą miłością, ale był oprócz tego jeszcze jeden, dość ważny powód.
A gdy przebierała się w pokoju dziewczyn w swoje codzienne ubrania, czuła palące spojrzenia, które sprawiały, że wręcz czuła dotyk innych uczennic na swych bliznach na plecach. Jeśli przebierałaby się przodem w ich stronę, to sama czułaby się niezręcznie, więc zdecydowała się na taką pozycję. Nic nie poradzi, że po jej skrzydłach pozostają dwie długie, głębokie blizny, ciągnące się pionowo między łopatkami.
Potem, gdy już miała wyruszać wraz z czyjąś grupą na zwiedzanie, zasłabła, czego powodem była wysoka gorączka. I tak zmuszona została zostać w wynajętym pensjonacie, podczas gdy reszta klasy bawiła się w najlepsze.
Spoglądając ukradkiem na pościelone futony oraz rzeczy walające się po pokoju, przypominała sobie swoje ostatnie lata dzieciństwa. Gdy to mieszkała, po śmierci swych rodziców, wraz z innymi obiektami badawczymi. Myśląc teraz o tych wszystkich latach nie mogła wyjść z podziwu, że wytrzymała to, co tam się działo. Miała przed oczami liczne sceny z tamtych czasów.
Była najsłabszym eksperymentem, jaki został stworzony w tamtym ośrodku badawczym. Była niekompletna, nieudana. Niemniej jednak głównym powodem swej bezsilność było słabe ciało, które stale było katowane oraz wystawiane na niesprzyjające warunki do odzyskania sił. W dodatku powoli zaczynała umierać, o czym doskonale zdawali sobie naukowcy.
Stworzono ją w celu rewolucji. Miała być pierwszym mieszańcem człowieka i zwierzęcia, a dokładniej zwierzęco-podobnego-czegoś. W przeciwieństwie do innych obiektów, które wychowywały się w tamtym ośrodku, wiązano z nią ogromne oczekiwania. Niemniej jednak wiele czasu nie minęło, a naukowcy (choć miano szaleńców lepiej do nich pasuje) zdali sobie sprawę, jak bardzo się przeliczyli. Mając nadzieję na jakiekolwiek efekty, pomijając wręcz niepełnosprawne ciało oraz mnóstwo usterek zdrowotnych, zwiększyli ilość oraz dawki przyjmowanych przez dziewczynę leków.
Codzienne krwotoki z nosa, osłabnięcia i śpiączki były dla niej normą, jednak im dłużej trwała w tamtym obskurnym budynku tym gorzej to znosiła. Po paru miesiącach odebrano jej ból, który był jedynym dowodem na to, że jeszcze żyje, a słuch zaczął nie wyrabiać przy głośniejszych dźwiękach. Następnie zaczęły się nagle zmiany barwy tęczówki, a tuż po tym wyostrzył jej się węch oraz rozróżnianie smaków. W ten sposób każdy z jej zmysłów został dotknięty przez upośledzenie, ale pomimo tego wciąż zmuszana była do kolejnych sesji chirurgicznych oraz lekowych.
Niedługo potem została przeniesiona do innej placówki.
To właśnie z tamtym miejscem kojarzył jej się ten kurort. Nie brnęła swymi retrospekcjami dalej, ponieważ nie chciała przypominać sobie najgorszych chwil z jej krótkiego życia, podczas to których zdobyła większość blizn oraz znaczną część okropnych przeżyć.
Położyła się na swoim futonie, wpatrując się tępo w sufit. Po wzięciu pigułek ponownie przestała czuć, a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że nie tylko w sercu, ale i w umyśle miała jedną, wielką pustkę. W rzeczywistości jednak myślała. Bardzo mocno myślała, niemalże poczuła przez to ból, ponieważ powróciła niewypowiedzianymi słowami do tego, w jakim celu brała obecnie leki.
O ile sens brania niebieskich piguł był dla niej łatwy do zrozumienia- w końcu pobudzały jej ciało i pozwalały przekroczyć wszystkie jego limity- tak przy czerwonych musiała się już chwilę zastanowić.
Po co je brała? W końcu musiał być w tym jakiś cel! A może po prostu nie chciała myśleć, że robi coś bezcelowo i sama sobie wmówiła, że to ma sens. Zdecydowanie gorączka wpływała na ilość absurdu w jej myślach. Ale ktoś musiał kiedyś odpowiedzieć na jej pytanie.
'Przypomnij sobie!- wrzeszczała do siebie w myślach.- Wykorzystaj tę cholerną pamięć!'
Ludzki umysł zapamiętywał wszystko, od ilości kroków, które się przeszło od celu do celu, przez wszystkie obejrzane głupie memy i filmiki z uroczymi kotami, kończąc na widzianej w sklepie parze świątecznych skarpetek dwa lata temu. Jednak problem zaczynał się w chwili, w której chcemy sobie to wszystko przypomnieć. W wypadku Hiniku absolutna pamięć była skutkiem ubocznym przyjmowania leków w ośrodku badawczym, a nie, jak większość osób sądziła, wyuczoną umiejętnością. Również się z tym nie narodziła.
-Zero-pięć, jak dotąd robisz bardzo duże postępy.- Brązowowłosa kobieta uśmiechnęła się do mnie fałszywie. Zawsze gdy do mnie przychodzi, to zabierają mnie potem do białej sali. Nienawidzę jej.- Z tej okazji dostaniesz nowe kolorowe cukiereczki! Takie czerwone i niebieskie!
Dopadały mnie odruchy wymiotne, gdy tylko zerkałam kątem oka na tę udawaną ekscytację.
Podstawiła mi centralnie przed oczami dwie pigułki, które trzymała w swoich brudnych rękach. Nie rozumiem, czemu wszyscy z personelu traktują mnie jak naiwne dziecko. Może to dlatego, bo inni tacy są- dziecinni, naiwni i irytujący. Naprawdę myślała, że uznam leki za jakieś słodycze?
- Te niebieskie sprawią, że twoje ciało nagle przestanie być słabe. Będziesz jak inne dzieci.
Parsknęłam głośno śmiechem, na chwilę się zapomniałam. Jak inne dzieci? Po tym, co mi zrobili? Kobieta widocznie się zirytowała moim bezczelnym zachowaniem, ale teraz jestem jak inne dzieci, tak jak powiedziała. Nieudolnie próbując ukryć swoje negatywne emocje, kontynuowała:
- Z kolei te czerwone musisz brać codziennie, dla dobra i bezpieczeństwa innych. Musisz być dobrą siostrzyczką, prawda?- Jej głos był irytująco, sztucznie podwyższony przez jego właścicielkę. Ale to nie wina głosu, że taki był. On był niewinny.
Ciągle tylko słyszę od niej ''musisz to'', ''musisz tamto''. Splątałam za plecami drżące, ze dziecięcej wściekłości, dłonie. A ponoć ta kobieta była kimś wysoko postawionym w hierarchii. Trudno, mi jej szkoda nie będzie.
- Moi rodzice uprawiali seks bez zabezpieczeń tylko raz, czego dowód jest przed tobą. Nie mam rodzeństwa i nigdy nie będę mieć. Nazywanie tak tych gówniarzy nie jest zbyt mądre.
Chociaż miałam kiedyś siostrę. Ale spłonęła w domu, tam z rodzicami. Nie lubiłam jej, dostawała wszystko, czego chciała, została obdarowana całą życzliwością i dobrocią, jakiej mi nie chcieli dać.
Spojrzałam w jej oczy. Momentalnie przeszły ją dreszcze. Brązowa tęczówka, z zielonymi odbryzgami tuż przy źrenicy, skalana została przez drżący strach. Bała się? Czego? Odpowiedzialności za te wypowiedziane słowa? Jest naprawdę głupim stworzeniem.
Powróciłam wzrokiem do czytanej przeze mnie książki. Opowiadała historię Czerwonego Kapturka. Ponoć czyta się do dzieciom na dobranoc, a przynajmniej tak przypadkiem usłyszałam od jakiś dzieci, gdy przechodziłam obok nich na stołówce.
Wilka pożarł dziewczynkę. Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk polowania; ślina polującego zwierzęcia upadająca cicho na posadzkę, kłapanie paszczą i zębiskami, wolne pocieranie pazurami o ziemię. I nagle trach! Krzyk zdezorientowanej ofiary, a następnie głuchy odgłos jej głowy, która toczyła się powoli ku mnie.
Po kobiecie została jedynie ogromna plama krwi, dwie paczki z tabletkami i głowa. Więc teraz mogę rzec, że była głupim stworzeniem i równie głupio umarła. Sawantil nie był cierpliwym łowcą, zwłaszcza gdy chodziło o tak wielkie zwierzyny. Po prostu odgryzł jej łeb! Jej pusty łeb! Tak jak ona to robiła niewinnym stworzeniom!
- Nawet ja wiem, kiedy Sawantil nie jest w nastoju do takich zabaw...- wyszeptałam cicho, obserwując cień, jakim był właśnie Sawantil, wycofujący się z powrotem do innego, większego cienia, który rzucała ściana na większość pokoju.
To już ósma osoba, której ciało pożarł. Mój mały miziak tak szybko dorasta!
Sawantil? Pożerający ludzi cień? Złapała się gwałtownie za pulsującą głowę. Choć nie czuła bólu, to coś kazało jej to zrobić. Kazała jej to zrobić ta osoba, którą była białowłosa, z zapomnianego już wspomnienia. Ponownie przed jej oczami zaczęły majaczyć się stare retrospekcje.
Musnęłam palcami swoją szyję. Nawet nie skierowywałam wzroku na dłoń, by wiedzieć, że jest na niej krew. No, nieźle mi się oberwało. Naprawdę musiała mieć szczęście, że udało jej się mnie zranić.
Spojrzałam wprost w oczy swej przeciwniczki. Przeszły ją dreszcze- wszyscy tak reagują, choć sama nie wiem czemu. Była starsza o dwa lata, nazywała się Zero-Trzy, specjalizowała się w walce łańcuchami. Nic dziwnego, ponoć była niewolnikiem, na którego szyi i nadgarstkach zawsze zawieszali metalowe sznury. W rzeczywistości nic nie potrafiła, jej sposób walki był zbyt przewidywalny, a ruchy wolne, choć niewątpliwie silne. Ale na co komu siła, skoro z łatwością można uniknąć ciosów? Z litości pozwolono jej zostać w ośrodku- słyszałam od czarnowłosej pani, tej miłej, która dawała mi tabletki po zniknięciu brązowowłosej.
Ale wyzwała mnie na pojedynek. Wybieranie niewłaściwych przeciwników jest zbrodnią. Niech teraz zapłaci za swoje grzechy, ponoć tak robią dobrzy ludzie, czytałam o tym w jakiejś starej, zakurzonej książce.
Powolnie moja ręka wznosiła się ku górze, jakbym wydawała werdykt w rzymskim koloseum. Czy zamorduję, czy dam żyć- oto jest pytanie! Ale przestępstwo, synonim zbrodni, to przestępstwo. Litość nie jest wskazana.
Wydawało mi się, że sekundy zamieniły się w godziny, a godziny w całe koło na tarczy zegara. Niemniej jednak im wyżej były opuszki moich palców, tym wyżej była głowa dziewczyny, choć teraz to pewnie zwłoki, naprzeciw mnie. A gdy tylko moja dłoń była na samym szczycie, to jej łeb zaczął spadać, by następnie jej ciało głucho padło na posadzkę, a tuż po nim i odgryziona głowa.
Sawantil, który teraz mocno obejmował martwe ciało, powoli zaczął je absorbować, co było odpowiednikiem ludzkiego jedzenia. Jej odzież powoli się zapadała, ukazując tym samym, ile tkanek zdążył już skonsumować. To naprawdę dobre zwierzątko! Mój mały pupilek zawsze przesiaduje w moim cieniu, a gdy tylko wyczuje czyjejś złe zamiary (i otrzyma moją zgodę) odgryza głowę, rozszarpuje krtań albo od razu zabiera się za jedzenie, co wiąże się z niejakimi torturami.
Ogłoszono moje zwycięstwo, ale to Sawantil w rzeczywistości wygrał. Dostanie ode mnie nagrodę!
Ciężko dysząc złapała się niekontrolowanie za szyję. Czuła, jakby nie mogła oddychać, jakby zmiażdżono jej brutalnie całą krtań (tak, jak miał to w zwyczaju robić Sawantil ze wcześniejszego wspomnienia), przez co dławiła się zdawkowo krwią. Nie mogła wciągnąć powietrza, ale oddychała, jakby to wszystko było jedynie iluzją. Pojawiły jej się mroczki przed oczami.
'To jest... śmierć?'- wyszeptała w myślach, choć chciała wypowiedzieć to na głos. Ale głos ugrzązł w jej gardle, jeszcze bardziej zapychając gardło. Piekł ją każdy kawałek skóry, który czegokolwiek dotykał. Nieważne, czy to były jej dłonie, inny kawałek ciała czy chociażby ubranie- wszystko zostawiało po sobie palące ślady.
Ale to, co czuła nie było przyjemne czy nieprzyjemne. To uczucie po prostu było. Czy to właśnie tym był ból? Uśmiechnęła się drwiąco, wreszcie odzyskała to, czego tak bardzo pragnęła- ból! Jednak czy to aby na pewno to? W końcu ludzie opisują fizyczne cierpienie jako coś złego. Ale co w tym złego?
Uformował się przed nią cień, najprawdopodobniej pantery albo innego ogromnego kota.
- To trochę smutne, że widzę cię tylko wtedy, gdy kogoś mordujesz. Dlatego zawrzyjmy pakt!- powiedziałam z ekscytacją do Sawantila.
Zawsze go tak nazywam, chociaż jego nazwa to Zero-zero. Największe osiągnięcie tej zakurzonej placówki, a mimo to został zapomniany, ponieważ wszyscy myśleli, że już go zamordowali. Samo jego imię sprawiało, że krew momentalnie uderzała ludziom do głowy, a serce przyśpieszało swój szaleńczy rytm.
Dawno, dawno temu, ze trzy lata temu, zebrano drużynę trzech pierwszych numerów, które miały na celu go zabić. Barbarzyństwo! Tak, jak ze mnie szydzono, ponieważ jako ostatnia pokazywałam efekty eksperymentów, tak on został wykluczony ze względu na zbyt silne umiejętności. Stado pojebańców, którym nigdy nie dogodzisz!
Zmaterializował się przede mną i podał swoją rękę. Z radością ją uścisnęłam, czekając tylko aż przypieczętuje naszą przysięgę. Już po chwili, zgodnie z moimi oczekiwaniami, pojedynczy cień oplótł moją prawą dłoń, by następnie swą końcówkę zanurz w niebieskawych żyłach. I tak nic nie poczułam, oprócz chorej ekscytacji, gdy tylko zobaczyłam krew, więc ten sposób pieczęci był dla mnie w większym stopniu obojętny.
- Dobrze więc, usłucham twojego pragnienia. Przysięgnij mi. Tyś jest mną, jam jest tobą... Tym, który wypełni wszystkie te bluźnierstwa dla twej sprawiedliwości. Wezwij me imię i uwolnij swój szał. Pokaż mi swą siłę woli i dokonaj niemożliwego, choćby miałoby cię to skazać na cierpienie.
Poczuła krew, która zaczęła sączyć się z jej nosa. Wspominanie tamtych czasów było dla niej zarówno męczące, jak i niewyobrażalnie bolesne. Nieudolnie starała się zatamować krwotok dłonią. Wnet cienisty stwór otarł szkarłatną ciecz, łapczywie ją absorbując.
- Wreszcie pamiętam o tobie, Sawantil.- Uśmiechnęła się lekko, wbijając w niego wzrok.- Przepraszam, że dałam ci takie imię...
Odparł jej gromki śmiech, przeplatany chwilami, w których starał się uspokoić.
- Lepsze to niż nazywanie się Zero-zero.- Ponownie wybuchł salwą niepohamowanego śmiechu.- Wróciłem i już nie pozwolę, byś o mnie zapomniała.
Poszerzyła swój uśmiech, patrząc, jak stara blizna na nadgarstku powoli się otwiera, a sącząca się z niej krew miesza się z czarną cieczą, która wypłynęła z cienia.
- To obietnica...
Kładąc się na niezbyt wygodnym futonie, obserwowała jak jej pupil wsiąka z powrotem w jej cień. Tęskniła za nim- przyznała niechętnie. Był jedynym, który zawsze stał po jej stronie. Dosłownie jedynym. 'Ach, tak...- pomyślała- zapomniałam już, po co tu jestem.'
Przez poczucie, że nie była sama, porzuciła w zakątki swego umysłu myśl o tym, że w dalszym ciągu była uczniem nie swojej szkoły. Została zaślepiona przez fałszywą bliskość innych osób, było to dla niej doprawdy żałosne. Ale teraz, gdy miała swojego zwierzaczka przy sobie, zrozumiała, że to poczucie samotności znikło tylko na chwilę. W końcu znów będzie sama, nie licząc Zero-zero, gdy tylko rok szkolny dobiegnie końca. Potem każdy rozejdzie się w swoją stronę, zapomną o niej, jakby była nic nie wartym śmieciem. Ale nie była tak słaba, żałosna, by samotność musiała zająć miejsca pozostałych uczniów.
Co będzie robić potem, po ukończeniu szkoły? Zostanie nauczycielem? Nie ma raczej cierpliwości do bachorów. Artystą? Bycie marzycielem do niej nie pasuje. Mordercą? W sumie tylko do tego się nadaje.
Teraz to zauważyła, że im bardziej przywiąże się do tej klasy, tym bardziej boleć będzie ją pożegnanie. Już to zaakceptowała, w końcu pożegnania są nieodłączną częścią jej życia. Poza tym, powinna się z tego cieszyć, została przydzielona do nich z przymusu. Chyba naprawdę branie czerwonych piguł wiąże ze sobą długie wahania nastrojów oraz ogólne rozemocjonowanie.
Przybrała na twarz cień uśmiechu, powoli zamykając swoje oczy. Nie miała siły, wykrwawiała się przez otwartą ranę na nadgarstku. Przed zapadnięciem w ciemną dolinę, usłyszała jeszcze krzyk zielonowłosej uczennicy, a tuż po tym głos Koro-sensei'a. Ostatkiem sił pomyślała, że musiał już nastać wieczór, skoro ktoś wrócił do tego budynku.
***
Ten rozdział jest dość spontaniczny. Sama nie do końca wiem, po co to wszystko pisałam. W ogóle to podczas pisania usuwałam połowę tekstu ze cztery razy i pisałam wszystko od nowa. Naprawdę nie miałam pomysłu, jak zacząć przedstawiać wam historię Hi-chan, dlatego zaczęłam tak niemrawo.
Pytanie na dziś: Jakie rozdziały wolicie bardziej? Te, w których jest nieco więcej przemyśleń (pewnie i wspomnień), czy te, w których więcej się dzieje. Ja tam nie umiem pisać jakiś drastycznych scen akcji czy trzymających w napięciu scen (●'ω`●)ゞ
Nioh, ogółem, to chcę was zaprosić na discorda, na którym jestem dość często. Jak się pewnie domyślacie, nie mam komu spoilerować ani narzekać na to, jak bardzo nie chce mi się pisać kolejnych rozdziałów. Dlatego zapraszam~!
https://discord.gg/nbfRjU (w razie czego będę podawać link na privie, jeśli ktoś zechce)
A na dziś to już wszystko,
Bye Bye-bi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top