4. Dzień i Noc
- Amarisso, obudź się - usłyszała jak przez mgłę dziewczyna i poczuła, że ktoś dotykał jej ramienia. Z trudem uniosła powieki, aby zobaczyć przed sobą Lysandra.
- Witaj, Śpiąca Królewno - przywitał ją. Nastolatka zamrugała szybko i uświadomiła sobie, gdzie się znajdowała. Do jej umysłu zaczęły napływać wspomnienia z wczorajszego dnia.
- Jak długo spałam? - zapytała, siadając na poduszce. Nigdzie nie zauważyła zegara, a całkowicie straciła poczucie czasu, odkąd opuściła sierociniec.
- Jest dopiero ósma, ale Michael nalegał na spotkanie z tobą. Opowiedziałem mu wszystko, ale uparł się. Nie lubi nie mieć kontroli nad tym, co się dzieje w naszym domu - wyjaśnił przepraszająco. Amarissa miała wrażenie, że nie polubi owego Michaela.
- Zawsze tak się rządzi? - zapytała gderliwie.
- Tak, ale nie ma co się dziwić. Kiedyś był księciem Niebiańskiej Armii i jednym z ulubieńców Pana. Nie zbuntował się przeciwko Bogu, kiedy Lucyfer próbował Go obalić, a i tak został ukarany. Myślę, że nigdy się z tym nie pogodził - stwierdził w zamyśleniu Lysander.
- No i słusznie. To niesprawiedliwe, że on i inne anioły, które nic nie zrobiły muszą cierpieć przez tych, którzy postanowili zabawić się w rewolucję - skomentowała ostro.
- Rzeczywiście - przytaknął jej chłopak. - Sądzę jednak, że Bóg pragnął dać nam wszystkim nauczkę i pokazać, że tylko On może rządzić tym światem, aczkolwiek faktycznie, dla niektórych jest to zbyt sroga kara, bo tacy jak Michael od wieków bronili dobrego imienia Boga, dlatego podwójnie go to dotknęło.
- Na pewno - odparła niepewnie. Nie miała pojęcia jak zareagować w takiej sytuacji. Wszyscy byli skrzywdzeni, a ona pojawiła się tam tak naprawdę bez żadnego bagażu. Ponoć była aniołem, lecz nie przeżyła tysięcy lat jak oni. Musiała przyznać, że znała jednak poczucie odrzucenia przez rodzica.
- Michael jest dość szorstki w obyciu, ale to świetny strateg i przywódca - pochwalił go. - Możesz mu zaufać, ponieważ gdy on podejmuje się jakiegoś zadania, to robi wszystko, żeby doprowadzić je do końca, a postanowił dowiedzieć się czego chce od ciebie twój ojciec.
- A propos, czy już coś wiadomo w ten sprawie? - zmieniła temat osiemnastolatka i starała się brzmieć obojętnie, ale jej głos zadrżał, zdradzając jak bardzo była zdenerwowana. Blondyn potrząsnął głową.
- Nie wiem, ale znając życie, to Michael zwołał spotkanie i przesłuchuje biednego Gabriela, także jeśli chcemy być na bieżąco, to powinniśmy iść do nich - odrzekł.
- Jasne, a mogę najpierw skorzystać z toalety? - poprosiła zawstydzona.
- Pewnie, oczywiście - Blond loki Lysandra aż podskakiwały, gdy ten energicznie kiwał głową. - Skorzystaj z naszej łazienki dla gości. Zaprowadzę cię.
Amarissa przeciągnęła się, a chłopak odwrócił wzrok speszony, pomimo, że dziewczyna była ubrana w to, co wczoraj.
- Macie tu nawet łazienkę dla gości? - zdziwiła się.
- Tak, nie narzekamy na brak pieniędzy - wzruszył ramionami i poprowadził ją do wyjścia z pokoju.
- Ale właściwie skąd je macie? Bo zakładam, że historia o byciu dziedzicem bogacza, to kłamstwo - wypomniała mu Amarissa, patrząc na niego spod rzęs.
- Cóż, mamy różne talenty i dlatego możemy zarabiać w pewnych dziedzinach. Dahlia lubi piec, więc przygotowuje różne wypieki, szczególnie na wesela i tego typu imprezy, Gabriel jest wybitnym informatykiem i stworzył nawet kilka aplikacji, Rafael jest rehabilitantem ze względu na moce uzdrawiające, natomiast Michael jest trenerem personalnym. Wszyscy mają świetne wyniki w tym, co robią, więc ludzie płacą im spore sumy.
- A co z tobą? Jaką ty masz moc? - spytała zaciekawiona nastolatka, kiedy znaleźli się na korytarzu, który wyglądał na niesamowicie długi.
- Cóż, ja nie jestem tak wyjątkowy jak moi przyjaciele - zaśmiał się cicho. - Moim zadaniem w niebie było wymyślanie kar dla istot, które trafiały do czyśćca, bo kiedyś piekło nie istniało, więc cecha, która najbardziej mnie wyróżniała to sprawiedliwość, aczkolwiek może cię zaskoczę rodzajem pracy, której się podjąłem. Zostałem bowiem terapeutą.
- Och, to dość specyficzny zawód - zauważyła Davies.
- Tak, ale stwierdziłem, że będę robić to, co zawsze, czyli oceniać sprawiedliwie ludzkie zachowania z tą różnicą, że teraz ich nie karzę, lecz pomagam im zrozumieć problemy, które ich dręczą oraz próbuję zrobić wszystko, by wyszli na prostą - odparł nieco filozoficznie. Chłopak wskazał jej pierwsze drzwi na lewo. - To tutaj. Nie poganiałbym cię, ale Michael może narzekać, więc sama rozumiesz.
Amarissa prędko weszła do środka i wykonała poranną toaletę. Łazienka była dość duża i przestronna, a dziewczyna z ulgą przyjęła tą chwilę samotności. W lustrze zauważyła, że jej włosy przypominały ptasie gniazdo, dlatego złapała szczotkę leżącą na umywalce i spróbowała je okiełznać. W międzyczasie starała się przetrawić słowa anioła o tym, że starał się pomagać innym, podobnie jak reszta. Było to według niej bardzo szlachetne i nie była pewna, czy gdyby przeżyła, to samo, co oni, postępowałaby w ten sposób. W końcu dołączyła do Lysandra i poszli dalej korytarzem.
W tej samej chwili jej wzrok przykuły obrazy na ścianach. Przedstawiały sceny biblijne i były oprawione w złote ramy, które wydały się dziewczynie przytłaczające. Przyjrzała się dokładnie dziełom i doszła do wniosku, że autor musiał mieć talent. Widać to było w jego przywiązaniu do detali. Krzywizna bioder Ewy, która opleciona była przez zdradzieckiego węża. Otoczone długimi rzęsami, przerażone oczy Adama patrzącego w niebo. Leżące na ziemi jabłko, któremu brakowało dwóch kuszących kęsów. Osiemnastolatka nawet się nie zorientowała, że przystanęła i wpatrywała się w obraz.
- Piękne, prawda? - Amarissa podskoczyła na dźwięk głosu Lysandra, o którym zupełnie zapomniała.
- Czyżby? Przecież oni zostali wypędzeni z raju, więc to raczej tragiczna scena - odpowiedziała mentorsko, ale momentalnie poczuła się głupio, ponieważ przez myśl przemknęło jej, że chłopak mógł znać tą dwójkę i z pewnością wiedział lepiej jak to interpretować.
- Czasem upadek jest piękniejszy niż zbawienie - mruknął z uwodzicielską nutą. Davies zamrugała szybko, przeżywając déjà vu.
- Co? - wydusiła z siebie niewyraźnie. Blondyn zmieszał się, zauważając jej reakcję.
- No wiesz, często wyciągamy z niego lekcję - wytłumaczył szybko. - Zawsze to powtarzam osobom, które przychodzą do mnie na terapię.
- Rozumiem - rzuciła krótko.
- A jaka jest twoja historia? - zmienił temat. - Wiem, że jesteś z domu dziecka oraz znam twojego ojca, ale kim jesteś?
- Też chciałabym wiedzieć - prychnęła dziewczyna. - Do wczoraj myślałam, że to wiem, ale obecnie nie jestem taka pewna. Sądziłam, że jestem nudną sierotą...
- Jednego byłem pewien, odkąd zobaczyłem cię wtedy na tej ulicy. Nie jesteś nudna - stwierdził przekonująco. - Twoje tatuaże i włosy! Swoją drogą, skąd pomysł na tą oryginalną fryzurę?
- Szczerze mówiąc, miałam ochotę się wyróżniać i wpadłam na pomysł, że dwukolorowe włosy, to może być niezły sposób, aby zwracać na siebie uwagę, także poprosiłam koleżankę, z którą wówczas dzieliłam pokój o pomoc, no i proszę bardzo - powiedziała, wzruszając ramionami. Mimo wszystko, ścisnęło jej się serce, gdy przypomniała sobie twarz pani Harris, kiedy ją po raz pierwszy ujrzała z pofarbowanymi włosami.
- Hmm, ciekawe, że wybrałaś akurat to - Lysander dostrzegł zaciekawione spojrzenie Amarissy i dodał:
- Biel i czerń są przeciwieństwami, a ty jesteś córką demona i anielicy. Niebo i piekło. Być może podświadomie to czułaś.
- Albo od dziecka pragnęłam zostać kostką domina - zadrwiła, a anioł zakrztusił się ze śmiechu.
- Okej, to nie musi mieć żadnego znaczenia, ale sama przyznasz, że to ciekawe - odrzekł potulnie, jednak coś w jego głosie sugerowało, że wcale taki nie był. W końcu przeżył tyle wieków.
- W tej chwili interesuje mnie tylko to, czego chciał ode mnie ojciec, ponieważ wątpię, że się po prostu stęsknił - zawyrokowała.
- Fakt, demony raczej nie są zbyt kochające, ale co do celu, w jakim do ciebie przybył, to myślę, że Gabriel pomoże nam odpowiedzieć na to pytanie. On naprawdę zna się na szukaniu informacji - uspokoił ją.
Para dotarła do wielkich drewnianych drzwi kojarzącymi się dziewczynie ze starodawnymi szafami. Miały bowiem liczne zdobienia w kolorze złota, będącego najprawdopodobniej ulubionym kolorem mieszkańców tego domu.
- Przyprowadziłeś mnie do Narnii? Mam nadzieję, że nie będę musiała zabijać Białej Czarownicy.
- Bardzo zabawne, moja sarkastyczna koleżanko. Tutaj - Wskazał na drzwi. - Jest biblioteka, w której najczęściej spotykamy się, jeśli robimy coś w rodzaju...
- Narady bojowej? - podpowiedziała Amarissa.
- Coś w tym stylu - przyznał. - Co do Michaela, to na początku wydaje się być dość surowy i poważny, ale to dzielny wojownik i lojalny przyjaciel, więc daj mu szansę.
- Skoro tak go chwalisz, to chyba nie mam wyboru - posłała mu uśmiech.
Lysander otworzył jej drzwi i puścił ją przodem. Młoda kobieta otworzyła szeroko usta, wchodząc do środka. Takie biblioteki widywała tylko w filmach i wątpiła, że w prawdziwym życiu ktoś może takie posiadać, ale anioły najwyraźniej były wyjątkowe nawet pod względem gustu. Podłoga w ogromnym pomieszczeniu była wykonana z szarego marmuru, a sufit przypominał niebo w bezchmurny dzień. Ściany były natomiast wyższe niż w przeciętnym pokoju i w całości pokryte regałami zawierającymi książki z niemal każdej dziedziny. Osiemnastolatka uznała, że musiałaby przeżyć tyle, co Lysander, żeby je wszystkie przeczytać. Zastanawiało ją jednak czy aniołowie zdołali to już zrobić.
Przy regałach stało kilka drabinek, które przypominały jej małe schody. Na środku pokoju znajdowało się natomiast długie biurko kojarzące się bardziej ze stołem ze względu na swój rozmiar. Mebel był częściowo zasłonięty przez Gabriela, Rafaela i Dahlię, słuchających z uwagą mężczyzny siedzącego za biurkiem.
- Nie do wiary, że pozwoliliście temu demonowi uciec - powiedział głębokim głosem nieznajomy.
- Demony są głupie - odparł Gabriel.
- Głupsze niż wy? - zapytał rozłoszczony mężczyzna. - Mieliście go tylko złapać i przyprowadzić tutaj, a wy daliście mu zwiać. Raz poszliście beze mnie i jak to się skończyło?
- Wybacz, Michael - przeprosił go cicho Rafael. - Nie chcieliśmy, żeby tak to się skończyło. On nas przechytrzył.
- Dobrze już, złapiemy go innym razem - Głos owego Michaela w ciągu sekundy zmienił się na dużo spokojniejszy. - Wytropimy go.
- Czyżby poranna bura? - zagadnął ich Lysander pogodnie. Wszyscy odwrócili się w kierunku chłopaka i Amarissy, odsłaniając tym samym Michaela, który wstał na ich widok.
Davies nie spędziła zbyt wiele czasu na wyobrażanie sobie jego wyglądu, ale gdyby to zrobiła, jej wyobrażenia byłby podobne do rzeczywistości. Przywódca grupy był wysoki i dobrze zbudowany. Ciemna koszula termiczna opinała jego imponujące mięśnie. W porównaniu z nim Rafael i Gabriel wyglądali jak dzieciaki. Michael był bardzo szeroki w barkach i z łatwością mógłby pracować jako ochroniarz na wejściu do jakiegoś klubu, a nie jako trener personalny. Jego włosy sięgały mu do uszu, ale nie wyglądało na to, by specjalnie o nie dbał. Były o dwa odcienie jaśniejsze od koloru włosów Dahlii, której fryzura przywodziła na myśl promienie słońca.
- Zakładam, że to jest Amarissa - rzucił zamiast powitania i zlustrował ją od stóp do głów. Nastolatka zwalczyła chęć ukrycia się za Lysandrem.
- Tak - odpowiedział za nią Velns. - Przyprowadziłem ją do ciebie, tak jak prosiłeś.
- Świetnie, dziękuję - Skinął mu głową i wrócił spojrzeniem do Amarissy:
- Jestem Michael i można powiedzieć, że ja tu dowodzę.
- A ten znowu swoje - wymamrotał Gabriel, wzdychając teatralnie. Michael przeszył go wzrokiem, na co tamten zamilkł.
- Nie zwracaj na niego uwagi - polecił dziewczynie. - Miło mi cię w końcu poznać.
- Mnie również - odrzekła Davies, czując się niepewnie przez oficjalny ton mężczyzny.
- Słyszałem co nieco na twój temat, ale jeżeli czegoś nam jeszcze nie mówiłaś, to teraz masz okazję to nadrobić - stwierdził poważnie i nastolatka zestresowała się na tyle, że przemyślała ponownie ostatnie wydarzenia, nie chcąc mu podpaść.
- Nie, wszystko wiecie - zapewniła go po namyśle.
- To fantastycznie, więc przejdźmy do tego, co my wiemy. Gabrielu - odezwał się do niego.
Okularnik wyszedł na środek i odblokował tableta, którego trzymał jak własne dziecko, a następnie za pomocą kilku ruchów wszedł w notatki.
- No więc zacznijmy od tego, czym są demony - powiedział, patrząc na Amarissę, która była najmniej zorientowana w tych kwestiach. - Są dwa rodzaje demonów - te, które narodziły się dzięki Lilith i potem rozmnażały się przez lata oraz te, które były kiedyś aniołami, lecz upadły. One mają wyższą rangę, co nie zmienia tego, że są demonami, tylko mają większą moc i są dużo mądrzejsze niż te pospolite demony. Abaddon, czyli twój ojciec, należy do grupy upadłych aniołów. Niektórzy nazywali go nawet aniołem zła, przez to, że zawsze sieje zniszczenie.
- Ponoć opętał kiedyś Jezusa - przerwała mu Dahlia.
- Co? - spytała zdezorientowana Amarissa.
- Przeczytałam to na Wikipedii.
- Tam są same brednie - wtrącił się nieoczekiwanie Rafael.
- Wcale nie - upierała się anielica.
- A właśnie, że tak. Czasem wchodzę na losowe strony i piszę tam różne brednie z nadzieją, że jakieś małolaty to skopiują i dostaną negatywną ocenę za pisanie głupot - poparł go Gabriel, a jego przyjaciel parsknął śmiechem i przybił mu piątkę. Davies pomyślała, że Rafael czuł się swobodnie tylko w jego obecności.
- Moi drodzy, skupcie się - przywołał ich do porządku Michael, a w jego tonie słychać było odrobinę irytacji. Rafael spłonął rumieńcem na jego uwagę, ale Gabriel nie wydawał się być zbytnio przejęty.
- Wracając do tematu, Abaddon był niedawno widziany w Londynie. Niektórzy moi informatorzy twierdzili, że załatwiał swoje mroczne sprawy, ale nie wspomnieli jakie to były sprawy - kontynuował chłopak i nerwowo przetarł okulary rękawem bluzy.
- To niedobrze. Być może dotyczyły Amarissy i wyjaśniłoby nam czemu jej szukał - mruknął przywódca aniołów bardziej do siebie niż innych, ale po chwili popatrzył na dziewczynę:
- Nie przypominasz sobie czegoś istotnego? Być może coś mówił, ale wypadło ci z głowy.
- Nic nie powiedział. Chciał tylko, żebym z nim poszła - Davies zadrżała, przypominając sobie natarczywość ojca.
- Ale...
- Ona nic więcej nie wie. Daj jej spokój - powiedział dość ostro Rafael i zarumienił się po raz kolejny, widząc, że znalazł się w centrum uwagi. - W s-sensie już wam to powtarzała...
- Racja - odpuścił w końcu Michael i przesunął dłonią po swoich włosach. Davies nie spodziewała się, że ten rosły mężczyzna mógł się zmieszać przez dwa razy mniejszego chłopca. - Przepraszam.
Gabriel zacisnął usta i wyglądał, jakby chciał to jakoś skomentować, ale ostatecznie zrezygnował. Amarissa za to uznała, że Michael musiał naprawdę lubić Rafaela, jeśli pozwalał mu się strofować, bo raczej nie wydawał być kimś, kto przyjmował od innych pouczenie.
- Dowiedziałem się również, że Abaddon ma spore długi, więc przypuszczalnie to mogło mieć z tym związek - wrócił do głównego tematu Gabriel.
- No tak, ponieważ opuszczone dzieci mieszkające w sierocińcu trzymają przy sobie miliony - rzuciła sarkastycznie nastolatka. Lysander uśmiechnął się pod nosem.
- Nie twierdzę, że chciał od ciebie pieniędzy, ale ciebie - zasugerował zirytowany okularnik. - Niektóre demony handlują takimi rzeczami, że nawet sobie nie wyobrażasz. Myślę, że niezłą sumkę by za ciebie dostał. Twoja dusza jest cenna.
- Jeśli to prawda, to musimy chronić Amarissę - odezwał się Lysander twardo. - Nie możemy pozwolić, żeby Abaddon ją skrzywdził.
Dziewczyna lekko się zawstydziła, słysząc jego zdanie. Właściwie się nie znali, a mimo to, uratował jej życie i próbował jej pomóc. Jeszcze nikt nie zrobił dla niej tyle, co on.
- Wszystko wskazuje na to, że jest jedną z nas, a przynajmniej w części, więc oczywiście, że nie damy nikomu jej skrzywdzić - odparł Michael tak, jakby to było jasne, bo już stała się częścią grupy. - Natomiast jeżeli chodzi o zamiary jej ojca, to mam nadzieje, że Samiel nas oświeci. Niedługo powinien się tu pojawić, chociaż zdziwię się jak będzie punktualnie.
Lysander zmarszczył brwi na tą informację.
- Samiel? A co on ma do tej sprawy? - zapytał podejrzliwie.
- Wiesz, że Aniołom Nocy bliżej do upadłych aniołów i czasem nawet bywają na tych samych imprezach, dlatego go zaprosiłem - wytłumaczył mu jak małemu dziecku przywódca grupy. - Teraz poprosiłbym część z was o opuszczenie biblioteki, ponieważ wolę nie zastraszać naszego gościa na początku. Wtedy nie będzie nawet cienia szansy na to, że coś nam powie, także niech zostanie ze mną jedynie Amarissa i Lysander, gdyż wątpię, że ją zostawi.
Osiemnastolatka znowu poczuła się onieśmielona tym, że nie tylko ona zauważyła przywiązanie chłopaka do jej sprawy.
- Gabrielu, ty zajmij się trzymaniem ręki na pulsie i gdybyś się czegoś dowiedział, to natychmiast daj mi znać - polecił mu Michael.
- Powiedz magiczne słowo - wyszczerzył się okularnik.
- Przetnę kabel od Wi-Fi, idioto - sarknął, ale z delikatnym uśmiechem błądzącym na ustach.
- Hasło prawidłowe - skomentował przerażony Gabriel i zwrócił się do Rafaela:
- Chodź, Rafaello, pokonam cię w... Znaczy się pomożesz mi w tym.
Oboje prawie wybiegli z biblioteki, a Dahlia wywróciła oczami i odchodząc, szepnęła w kierunku Amarissy:
- Wyobraź sobie znosić to od wieków.
- Współczuję - odrzekła rozbawiona dziewczyna.
- Będę w kuchni, gdyby ktoś mnie szukał - zawołała blondynka na odchodne i zamknęła za sobą drzwi.
- Nadal nie sądzę, żeby zapraszanie tu Samiela, to był dobry pomysł - Lysander założył ręce na piersi.
- Przepraszam, ale czy moglibyście mi wyjaśnić kim jest ten cały Samiel? - spytała nastolatka.
- Ach, tak. Nie ma sprawy - odpowiedział Michael, który najwidoczniej zapomniał o tym, że nowo przybyła nie miała pojęcia o ich świecie, a właściwie jej świecie. - Gabriel opowiadał o różnych rodzajach demonów i z aniołami jest podobnie. Dzielimy się na Anioły Dnia i Nocy. My należymy do Aniołów Dnia, a Samiel jest z Nocy.
- Nie rozumiem. Oni są upadłymi aniołami? - dopytywała.
- Nie całkiem. Po prostu po tym jak Bóg wyrzucił nas z Nieba, wszyscy wylądowaliśmy na Ziemi i żyjemy tu od wieków. Pewnie słyszałaś o cenie, jaką mamy zapłacić. Jedna osoba ma iść do piekła i przez wiele lat być torturowana w zamian za nasze zbawienie. Jak się domyślasz, nikt nie jest chętny na takie poświęcenie, ale część z nas liczy, że Bóg się nad nami zlituje, jeśli zobaczy, że staramy się być dobrzy, pomagamy ludziom, walczymy z demonami i tak dalej. Nie wszyscy z nas są jednak tak szlachetni i niektórzy stracili wiarę w to, że Bóg nam wybaczy. Nie stali się demonami, ale można powiedzieć, że przestali się starać i skupiają się raczej na własnych przyjemnościach. Imprezują, upijają się, niektórzy biorą narkotyki, a zważywszy na to, że jesteśmy nieśmiertelni i nie chorujemy jak normalni ludzie, to mogą to robić przez wieczność - zakończył nostalgicznie.
- Nic nie może was zabić? - zapytała zszokowana.
- Aż tak dobrze nie jest. Mogą nas zranić takie bardziej zewnętrzne rany, więc jeżeli Gabriel poprosi cię, żebyś do niego strzeliła albo go dźgnęła nożem, to nie rób tego - sprecyzował i parsknął śmiechem Lysander.
- Okej, jest jeszcze jedna rzecz. Mówicie, że są Anioły Dnia i Nocy, ale ile was tak naprawdę jest? Mieszkacie wszyscy w Londynie?
- Nas - poprawił ją Velns. - Nie jesteśmy w stanie określić, ile nas jest. Tysiące, miliony.
- Nie każdy anioł mieszka w Londynie - dopowiedział Michael. - My i kilkadziesiąt innych aniołów się tu osiedliliśmy, ale myślę, że w każdym dużym mieście spotkałabyś przynajmniej paru naszych. Nie wszędzie określają się tak jak my - Dzień i Noc. W Hiszpani nazywają się Dziećmi Słońca i Księżyca z tego, co pamiętam.
- Całkiem poetycko - zauważyła.
- Nie wiem. Nie znam się na poezji - wzruszył ramionami Michael. - Dla mnie to zwyczajne terminy, które pomagają nam rozróżnić tych dobrych i złych.
Amarissa niemal zadała pytanie czy to do nich należy ocenianie kto był zły, ale ugryzła się w język. Pani H nie raz ją pouczała, żeby niektóre swoje poglądy zostawiała dla siebie, ponieważ były zbyt odważne. W tym przypadku chyba mogła przyznać jej rację.
Nagle cała trójka usłyszała huk i błyskawicznie odwróciła się w stronę drzwi. O jeden z regałów opierał młodzieniec z grzywką opadającą mu na oczy. Jego włosy były barwy głębokiej czerni, tak jak strój nieznajomego składający się z koszulki, skórzanej kurtki, przetartych spodni oraz glanów. Przed nim leżała otwarta książka, którą - jak przypuszczała dziewczyna - zrzucił z półki. Jego nonszalancka poza wskazywała na to, że miał w zupełnym poważaniu opinie innych na swój temat.
- Ups - rzucił w ramach przeprosin. - Niezdara ze mnie.
- Samielu - powitał go oficjalnie Michael. - Cieszę się, że znalazłeś dla nas trochę czasu.
- Ja nie, ale zakładam, że im szybciej, to załatwimy, tym szybciej dacie mi spokój, także powiedzcie o co wam chodzi - odparł znudzony. Davies doszła jednak do wniosku, że to była jedynie gra. Widziała jego zaciśniętą szczękę i była przekonana, że czuł się zdenerwowany. Dostrzegła przy okazji jego wydatny podbródek i przez myśl przemknęło jej, że to niesprawiedliwe, iż wszystkie anioły były tak piękne, natomiast ona urodę odziedziczyła prawdopodobnie po ojcu.
- Dobrze, zatem przejdę do rzeczy. Co wiesz o Abaddonie?
- Że to brzydki demon? - zakpił Samiel.
- Nie mamy ochoty na twoje gierki - warknął Lysander i nastolatka po raz pierwszy słyszała u niego taki ton. Uznała, że między chłopakami coś musiało się kiedyś wydarzyć, że tak się zachowywali, a jej ciekawska natura odnotowała w głowie, żeby o to kogoś podpytać. Może Dahlię.
- Co ty taki nie w humorze, kochany? Wstałeś lewą nogą czy po prostu zobaczyłeś się w lustrze? - nabijał się z niego dalej, a Amarissę ogarnął strach, że Velns zaraz wybuchnie.
- Samiel, bardzo cię proszę o odrobinę dobrej woli - poprosił go ze spokojem prawdziwego przywódcy Michael. Dziewczyna rozumiała czemu stał na czele armii Boga. Od jego osoby biła siła i pewność siebie. Wzbudzał szacunek samym tonem swojego głosu i nawet Samiel się opanował. Czarnowłosy chłopak podszedł bliżej i wbił wzrok w osiemnastolatkę, przyglądając się jej bacznie.
- Okazałem mnóstwo dobrej woli, tym, że się tu w ogóle pofatygowałem. Gdybyście skontaktowali się z Asmodeuszem, to prawdopodobnie nie dostalibyście nawet odpowiedzi. No chyba, że akurat byłby po dobrym seksie, to wtedy oznaczyłby was na Twitterze i napisał LOL - ciągnął bezlitośnie, nie odrywając oczu od Davies, która także patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Była pewna, że już gdzieś widziała tamto ciemne spojrzenie. - Mniejsza z tym, o czym to rozmawialiśmy?
- Abaddon - wycedził Lysander przez zęby.
- Rzeczywiście - odpowiedział niewinnie chłopak i zaczął oglądać swoje paznokcie. - Ale wbrew waszym przekonaniom, my, szuje, nie znamy się wszyscy, więc jeżeli sądziliście, że umawiam się z nim co wtorek na herbatę, to muszę was zawieść. A swoją drogą, czego od niego chcecie?
- Nie twoja sprawa - odezwał się do niego Velns.
- Skoro mnie tu wezwaliście, to moglibyście przynajmniej powiedzieć po co - prychnął obrażony, chociaż nastolatce wydawało się, że wcale go to nie obchodziło. Pragnął po prostu dłużej powkurzać Lysandra. - Czy to ma coś wspólnego z tą laleczką?
- Ona nie jest twoją laleczką - zareagował błyskawicznie Lysander.
- Ona umie mówić i sama potrafi się bronić - wtrąciła się zirytowana Amarissa.
- Słuszna uwaga i póki co, zachowuje się dojrzalej niż wy dwaj - dodał Michael z dezaprobatą. - Samielu, jeśli nie masz nic więcej do powiedzenia na temat Abaddona, to wszystko. Dziękujemy za fatygę.
Chłopak zgiął się w parodii ukłonu przed całą trójką i rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na dziewczynę, a potem wyszedł, zostawiając ją z dziwnym uczuciem.
- Wiedziałem, że zapraszanie go tu było bez sensu - stwierdził po jego wyjściu Velns, któremu puściły nerwy.
- Może dowiedzielibyśmy się czegoś więcej, gdybyś tak na niego nie naskoczył - odparował Michael.
- Przecież to on zaczął - burknął tamten w odpowiedzi.
- Znasz go i wiesz, że lubi denerwować ludzi. Powinieneś być mądrzejszy i nie dać się mu wyprowadzić z równowagi - pouczył go mężczyzna. - Następnym razem pogadam z nim sam, skoro masz taki problem z opanowaniem się, a co do...
Reszta słów ucichła, dlatego że Davies dyskretnie opuściła bibliotekę i udało jej się nie zwrócić na siebie uwagi aniołów. Nie miała pojęcia co nią kierowało, ale odczuwała silną potrzebę przeprowadzenia z Samielem chociażby krótkiej rozmowy. Zobaczyła go na końcu korytarza i przyśpieszyła kroku. Po chwili udało jej się go dogonić, więc złapała go za ramię. Chłopak zatrzymał się gwałtownie i odwrócił się z groźnym wyrazem twarzy, jednak widząc dziewczynę nieco zgłodniał.
- Zgubiłaś się, laleczko, czy tamte intelektualne wydmuszki cię za mną wysłały? - zagadnął ją i posłał łobuzerski uśmiech, od którego zakręciło jej się w głowie. Nigdy nie była zbyt elokwentna, ale wówczas całkowicie nie potrafiła się wysłowić, więc wymamrotała tylko:
- Mam na imię Amarissa, a nie laleczka.
- Jeśli przyszłaś mnie poderwać, to mi bardzo pochlebia, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł - skomentował dobrodusznie.
- Nie, ja... - przerwała i przygryzła wargę, zastanawiając się jak wyznać mu prawdziwy powód jej zainteresowania nim. - Posłuchaj, wiem, że to zabrzmi wariacko, ale znam cię.
Samiel ściągnął brwi.
- Nie wydaje mi się. Jesteś dość charakterystyczna. Chyba bym cię zapamiętał, laleczko - pokręcił przecząco głową. - Czy mi się wydaję czy to naprawdę jakiś marny podryw? Jeżeli tak, to sorry, ale serio wolę nie wchodzić w drogę Lysandrowi i jego ekipie.
- Skup się na tym, co mówię! - syknęła. - Znam cię ze swoich... snów, jasne? Wiem, że zaraz zaczniesz żartować o tanim uwodzeniu, ale to prawda. Przysięgam. Widziałam twoje oczy i nie pomyliłabym cię z nikim innym.
Czarne tęczówki chłopaka obserwowały ją uważnie, lecz tym razem bez kpiny.
- Kim ty jesteś, co? - zapytał i po raz pierwszy do jego głosu wkradła się niepewność.
- Abaddon jest moim ojcem, a moja matka była aniołem, ale nie wiem o niej nic więcej - przyznała. - Mój ojciec pojawił się u mnie wczoraj po raz pierwszy po osiemnastu latach i chciał mnie gdzieś zabrać ze sobą, ale nie udało mu się. Teraz próbuję się dowiedzieć o co mu chodziło.
Samiel westchnął ciężko i odgarnął włosy, natomiast dziewczyna stała nieruchomo, rozmyślając czy dobrze postąpiła. Właściwie go nie znała, więc teoretycznie nie powinna mu ufać, ale tyle lat głowiła się nad tym kim była postać z jej snu i jaki był jego sens. W dodatku tej nocy ten nieznajomy kazał jej się znaleźć i tak nagle go spotkała.
- W porządku, powiem ci coś, czego nie miałem zamiaru opowiadać tamtym - zwrócił się do niej konspiracyjnie. - Poszukaj Lilith. Ona jest matką demonów i jeżeli ktoś wie coś o Abaddonie, to ona, zresztą ostatnio robiła z nim jakieś interesy, o ile dobrze kojarzę.
- Dziękuję naprawdę. Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o ojcu. A co uważasz o tym śnie?
Chłopak zawahał się, ale rzucił tylko:
- To był zwykły przypadek albo dziwny zbieg okoliczności.
Davies nie uwierzyła, bo sam nie wydawał się być pewny własnego zdania, ale wyglądał, jakby jakaś rzecz ciążyła na jego barkach i nie pozwalała mu drążyć tego tematu.
- Jesteś aniołem - przypomniała mu. - Wątpię, że takie sny nie mają znaczenia przy takich istotach jak my.
Chłopak w pewnym momencie zmienił wyraz twarzy i wrzucił na nią szelmowski uśmieszek, demonstrując tym samym dołeczki w swoich policzkach.
- Przywidziało ci się, laleczko, a teraz wybacz, ale jestem spóźniony na randkę - Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że go nie interesowała.
- Nic mi się nie przywidziało i ty dobrze o tym wiesz - powiedziała stanowczo i popatrzyła na niego z wyzwaniem w oczach.
- Jesteś klinicznie chora na głowę czy jedynie cholernie irytująca? - spytał, zwracając się do niej tonem, którego ona sama używała, kiedy gaworzyła do małych dzieci, co niesamowicie ją zdenerwowało.
- Wiesz co, mroczna wersja Jamesa Deana z ,,Buntownika bez powodu"? Kłamiesz i zgrywasz idiotę, ale zamierzam odkryć czego mi nie mówisz, choćbym miała sprzedać duszę samemu Lucyferowi - zagroziła mu. Samiel drgnął, jakby uderzyła go w twarz, ale szybko odzyskał panowanie nad sobą.
- Nie wiem, czy słyszałaś, ale anioły są z natury dość inteligentne, natomiast demony niekoniecznie. Szkoda, że w twoim wypadku wygrała ta druga natura - zignorował jej pogróżki.
- Próbuję przeprowadzić z tobą poważną rozmowę! - podniosła na niego głos Amarissa.
- A ja próbuję tego subtelnie uniknąć - odparował. Dziewczyna mocno trzepnęła go w ramię, tracąc nad sobą kontrolę.
- Ulżyło ci, laleczko? - zaśmiał się z jej utraty panowania nad sobą.
- Palant - zawyrokowała. Jego uśmiech stał się jeszcze większy i wyglądał niemal demonicznie. Nastolatka ledwo powstrzymała się od kopnięcia go w nogę. Nie miała ochoty wyjść przed nieznajomym na bardziej dziecinną.
- To prawda - nieoczekiwanie zgodził się z nią Samiel. - Ale będę miły i dam ci ostatnią radę. Miej oczy i uszy szeroko otwarte, ponieważ nie wszystkie anioły są dobre. Masz rację z tym, że są pewne sprawy, o których nie masz pojęcia i gwarantuję ci, że ta wiedza mogłaby nieźle namieszać w tej dwukolorowej główce.
- Wytłumacz mi to - zażądała, ale on jedynie pokręciło przecząco głową.
- To nie moja historia do opowiedzenia, ale życzę ci powodzenia i to nie tylko w związku z twoim ojcem. Przyda ci się, laleczko.
Następnie odwrócił się i przygarbiony poszedł w przeciwnym kierunku. Osiemnastolatka już go nie goniła, lecz stała jak sparaliżowana, odtwarzając jego ostrzeżenie w myślach. Na wspomnienie czarnych, posępnych oczu Samiela przeszedł ją dreszcz. Nigdy przedtem nie brakowało jej sierocińca tak bardzo jak w tamtej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top