17. Tylko głupcy się w tobie zakochują
Lilith akurat skończyła śpiewać, gdy w jej klubie pojawiła się Amarissa w towarzystwie Samiela. Kobieta prawie przetarła oczy ze zdziwienia. Ciekawiło ją w co też znowu wpakowała się nastolatka, bo wszystko wskazywało na to, że miała tendencję do wpadania w tarapaty. Matka demonów z trudem powstrzymała westchnienie i zwróciła się do publiki przez mikrofon, mówiąc:
- A teraz zadba o was moja cudowna i utalentowana DJ-ka Val. Możecie także spróbować naszych demonicznie pysznych drinków, aby się ochłodzić. Bawcie się dobrze!
Zanim brawa dobiegły końca, ona zdążyła zbiec ze sceny w swoich niebotycznie wysokich szpilkach z marsową miną skierowaną do oczekującej na nią pary. Kiedy stanęła przy nich, posłała aniołowi piorunujące spojrzenie, od którego przeszedł go dreszcz. Gniew Lilith to nie było nic, na co miałby ochotę.
- Co ten zdrajca tu robi? - zapytała Davies. - Mam nadzieję, że się zgubił albo przyprowadziłaś go tu, żeby go wykastrować za karę. Jeśli to drugie, to wspaniale i zaraz załatwimy sprawę.
W jej lewej dłoni pojawił się sekator, którym pomachała w stronę Samiela. Chłopak odruchowo zakrył rękami rozporek i potrząsnął głową.
- Lilith, to zabrzmi wariacko... - zaczęła osiemnastolatka. Tym razem właścicielka ,,Satriny" pomachała sekatorem przed nosem dziewczyny.
- Bardziej wariacko niż pójście do piekła? Przetestuj mnie - rzuciła wyzywająco, a ogrodnicze narzędzie zdematerializowało się.
- Jesteśmy razem - wyznał Anioł Nocy. Oboje wpatrywali się w kobietę z oczekiwaniem na jej reakcję, a ona jedynie zmarszczyła brwi i wydęła usta.
- Wybaczcie, mój umysł stara się przetrawić tą informację i chyba właśnie odmówił mi posłuszeństwa - skomentowała wreszcie. - Jak to jesteście razem? Co tu się wydarzyło? Niedawno upijałaś się załamana z powodu jego debilizmu, a nagle zostałaś dziewczyną tego typa? I bez urazy, Samiel, ale rozumiesz, że zachowałeś się karygodnie, więc nie mam zamiaru ci pobłażać, dlatego, że się znamy.
- Wiem, że to dość nieoczekiwane, ale dogadaliśmy się i zdałam sobie sprawę, że on mnie zna lepiej niż ktokolwiek inny. Nie mamy pojęcia czemu tak jest, ale coś nas połączyło. Może to moje sny, a może coś innego, lecz fakty są takie, że po prostu ciągnie nas do siebie w niebywały sposób i nie będę z tym walczyć - tłumaczyła się Amarissa.
- Trzeba było powiedzieć, że po prostu poszliście do łóżka - zauważyła kąśliwie Lilith. Jej przyjaciółka zarumieniła się na potwierdzenie tych słów, natomiast anioł otworzył szeroko usta. - Co? Macie mnie za idiotkę? Nie żyję od wczoraj, chociaż muszę przyznać, że byłam przekonana co tego, iż jest limit głupich decyzji, które można podjąć w ciągu tygodnia, ale ty, Am, pokazałaś mi, że nic takiego nie istnieje.
- Lilith, jestem w niej zakochany - odezwał się chłopak, a po wyrazie twarzy Davies, matka demonów była w stanie poznać, że nie słyszała tego od niego wcześniej. - Żałuję, że dałem ciągnąć Lucyferowi tą całą akcję, ale czasu nie cofnę. Mogę jedynie próbować odkupić swoje winy i pomóc Am we wszystkim, czego potrzebuje.
- Skoro już o tym mowa, to liczę, że wyjaśniłeś jej przynajmniej, że poświęcanie się za was to nie jest dobry pomysł - odparła z nadzieją, że choć on potrafił powstrzymać osiemnastolatkę przed najgorszą rzeczą, którą mogła sobie wymyślić.
- Chciałbym, ale Ama się uparła i nie odpuści - zaprzeczył zdołowany. Całą drogę do lokalu matki demonów wymieniał jej setki potwornych scenariuszy, które mogą stać się rzeczywistością, jeżeli ta zgodzi się wyruszyć z Lucyferem do jego królestwa, lecz ona była głucha na wszelkie sensowne argumenty.
- Jak dałeś radę przekonać ją do siebie siłą twojego małego przyjaciela, to wykorzystaj tą sztukę do zmiany zdania również w tej kwestii - stwierdziła złośliwie.
- Hej, przestańcie się nawzajem obwiniać o to kto powinien mnie przekonać, żebym nie szła do piekła i w jaki sposób, bo to nic nie pomoże. Powtarzałam wam to nie raz - wtrąciła się dziewczyna. Miała dość tych przepychanek.
- Ja nie obwiniam Lilith, tylko twój cholerny upór - odrzekł anioł i posłał jej prowokujące spojrzenie.
- Miło wiedzieć, że dostrzegasz jakieś moje wady. Mam pewność, że mnie nie idealizujesz - Głos nastolatki wypełniony był fałszywą słodyczą.
- Ponoć zdrowy związek opiera się na szczerości, zatem będę ci mówił, że popełniasz błąd, gdy będziesz go popełniać. Nie ma za co - odparował, a Lilith zakaszlała, żeby przypomnieć im o swojej obecności.
- Skończcie z tymi awanturami, flirtami czy co to miało być, ponieważ jestem ostatnią osobą, która ma ochotę tego słuchać. Powiedzcie lepiej po co właściwie do mnie przyszliście, bo chyba nie dlatego, by obwieścić mi dobrą nowinę - ponagliła ich. Para wymieniła zmartwione spojrzenia. Boże, pomyślała z rozbawieniem kobieta, są jak stare małżeństwo.
- Poniekąd tak, ale też chciałam, abyś była świadoma, że możesz mu ufać w razie czego - powiedziała Amarissa. Właścicielka klubu wzruszyła ramionami.
- Szczerze mówiąc, nie ufam nikomu w stu procentach, ale postaram się nie zabić twojego Romea, o ile nie wejdzie mi w drogę.
- Mamy także problem z Asmodeuszem. Zapewne słyszałaś już o jego pomyśle, żeby wywołać wojnę i unicestwić Anioły Dnia - dodał Samiel. - Nie ukrywam, że twoje wsparcie dużo by nam dało, to znaczy Aniołom Dnia, ponieważ może mają swoje za uszami, ale wciąż uważam, że są lepsi w ustaleniu zasad niż twój były, zresztą sama go znasz i wiesz jaki jest. Jeżeli staniesz po stronie Dnia, to będzie spora przewaga nad Nocą. Matka demonów to nie byle kto.
- A co dokładniej planuje mój drogi Asmodeusz? - spytała Lilith. - W sensie macie jakieś szczegóły? Zarys planu działania? Cokolwiek?
- Nie - mruknęła Davies. - Niestety, jak na uzależnionego od wszelkich używek dziwkarza, jest zaskakująco dobrze zorganizowany i umie trzymać swoje plany w ukryciu. Wątpię czy nawet trzymające z nim anioły wiedzą jak konkretnie zamierza obalić rządy Dnia, a jako że Samiel wyleciał z ich domu i nie jest tam mile widziany, to nie dowiemy się tego aż Asmodeusz uzna, że pokaże wam na co go stać.
- Właściwie to sam się wyniosłem - poprawił ją Samiel.
- To bez znaczenia - odpowiedziała. - Nikt z kim trzymamy nie jest blisko niego. Tobie nic nie zdradzi, a Ami... już nie ma. Jesteśmy zdani na jego łaskę lub niełaskę.
- W sumie to nie do końca - Szatynka oblizała usta, nim przemówiła ponownie. - Zapominacie o mnie. Ja i on mamy długą historię zrywania i schodzenia się. Aktualnie jesteśmy pokłóceni i on wie, że przyjaźnie się z Am, ale uważa także, że prędzej czy później do siebie wrócimy. Czemu by tego nie wykorzystać na naszą korzyść?
- Wow, powiedz, że nie masz na myśli powrotu do tego szczura. To byłoby jeszcze bardziej niepoważne niż to, co chce zrobić Amarissa - skomentował ciemnowłosy, a jego partnerka uderzyła go łokciem w brzuch. - No co? To prawda.
- Wcale nie - zaprotestowała kobieta. - Ja nie będę torturowana przez Szatana, tylko trochę się pomęczę z facetem, którego znam i wiem, jak postępuje. Poradzę sobie z nim, a przy okazji wyjdzie z tego coś dobrego, bo może wyciągnę od niego ważne informacje. Mam różne sztuczki, którymi mogę zwieść Asmodeusza.
- Sam, zostaw nas na chwilę same - poprosiła go osiemnastolatka. Gdy ten posłusznie się oddalił, zwróciła się do Lilith:
- Nie musisz tak się poświęcać. Nikt od ciebie nie wymaga takiej ofiary. Może i masz predyspozycje, żeby robić za szpiega, ale w życiu bym cię o to nie poprosiła. Ten facet się nad tobą znęcał, więc nawet się nie waż do niego wracać. Nie udowadniaj nikomu, że stoisz po stronie tych dobrych, bo ci, którzy cię znają, doskonale wiedzą jaka jesteś. Nie warto wystawiać się na pierwszy cel.
- Am, ty poświęcasz dużo więcej, mimo, że Anioły Dnia i Nocy oszukały cię bardziej niż Asmodeusz mnie przez cały okres, kiedy się spotykaliśmy, a jednak to ci nie przeszkadza, ponieważ jesteś przekonana, że to właściwe postępowanie. Ja sądzę, że dowalenie mojemu ex to bardzo słuszne działanie, także każdy ma swoje priorytety - odparła pół żartem, pół serio, chcąc rozładować atmosferę. Davies przekrzywiła głowę. - Nie potrzebuję usłyszeć prośby, aby to zrobić.
- Możesz udawać, że los aniołów w ogóle cię nie rusza, ale wiem, że obchodzi cię to, co się z nimi stanie, tak jak mnie i będziesz tak samo zdeterminowana, żeby jakoś temu zaradzić, ale naprawdę nie kosztem własnego zdrowia psychicznego, a nawet fizycznego, ponieważ nie wiadomo do jakiego stanu doprowadzi cię ten śmieć - mówiła coraz głośniej, gdyż akurat leciał jakiś rockowy kawałek.
- Posłuchaj mnie, ty uparta małolato, bo nie powtórzę tego po raz kolejny. Zostanę fałszywą laską Asmodeusza nie dlatego, że zależy mi na aniołach, ale z powodu naszej przyjaźni. Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to tak, przyjaźnimy się i może ci się to podobać albo nie, ale tak już zostanie. Zrobię to, gdyż tobie zależy na tych wszystkich skrzydlatych zdrajcach i pragnę wziąć chociaż jeden ciężar z twoich barków i zająć się tą wojną, dlatego, że jesteś moją pieprzoną przyjaciółką! - krzyknęła Lilith, nie tyle z powodu przebicia się przez muzykę, lecz stracenia resztki pozorów, że była opanowana. Zbyt długo dusiła w sobie emocje. Najpierw poczuła się zraniona i oszukana przez Dahlię, a potem jedyna osoba, która jej nie okłamywała, oznajmiła, że wyrusza do piekła, żeby odkupić grzechy tych, którzy niekoniecznie na to zasługiwali w oczach matki demonów. Aktualnie była wściekła, rozżalona, sfrustrowana i bezsilna, że nie mogła zapobiec temu, co miało się zdarzyć.
Dziewczyna popatrzyła na nią uważnie, a później pod jej powiekami pojawiły się łzy, które spłynęły po pyzatych policzkach. Lilith nie wytrzymała długo i dołączyła do niej. Przebywające tam demony i inne dziwne stworzenia wpatrywały się w nie z dezorientacją na twarzy. Nigdy nie widzieli właścicielki klubu w tak kiepskiej formie, że załamałaby się, mając świadomość, że inni mogą ją zobaczyć. W dodatku wypłakiwała się na ramieniu nikomu nieznanej nastolatki. Wielu z chęcią posłuchałoby jaka historia się za tym kryła.
- Będę za tobą tęsknić jak Adam za porządnym seksem ze mną po pojawieniu się Ewki, idiotko - wychlipała kobieta w szyję Amarissy. Ta zaśmiała się przez łzy.
- Pozdrowię ją od ciebie jak ją spotkam - wyszlochała, wtulając się w nią mocniej. Może zgrywała twardą i starała się uchodzić na pogodzoną ze swoim losem, żeby nie dawać pozostałym powodu do naciskania na zmianę jej decyzji, ale wewnętrznie bała się tego, co miało ją spotkać. W końcu czekały ją tortury i to przez lata! Kiedy reszta będzie walczyć z Asmodeuszem i Aniołami Nocy, przeżywać różne przygody, zakochiwać się oraz poznawać nowych ludzi, ona za jedyne towarzystwo dostanie Lucyfera i to gotowego wymyślać jej coraz to gorsze tortury ze względu na to, że nie pozwoliła mu się uwieść. Rozumiała, że tam będzie całkiem sama i nikt jej nie pomoże. Nie dostanie nawet szansy na to, by poznać wynik nadchodzącej wojny, a także na dowiedzenie się czy ludzie, na których jej zależało przeżyją.
- Nie pozdrawiaj jej. To była głupia suka i nie zasłużyła nawet na to ode mnie - stwierdziła wyniośle Lilith i obie zachichotały tak, jakby to wcale nie było pożegnanie, ale zwyczajne spotkanie przyjaciółek. Jedno z wielu.
- Jeszcze tu jestem, a już za tobą tęsknię - Davies była bliska kolejnego rozklejenia się, ale uznała, że musi wziąć się w garść. Odsunęła się od szatynki z bladym uśmiechem. - Nie wiem czy bardziej się cieszę, że mam takie szczęście, że się zaprzyjaźniłyśmy, czy jestem wkurzona z powodu pecha, który sprawił, iż moja przyjaciółka jest tak uparta jak ja. Przeczuwam, że niezależnie od tego, co powiem ja albo reszta Dnia, ty zrobisz po swojemu i udasz się do Asmodeusza.
- Cóż, niby nie znamy się od dawna, a jednak ewidentnie mnie znasz - przyznała drwiąco kobieta. - Byłoby łatwiej, gdybyśmy miały mniej pokręcone charaktery. Może nie wplątywałybyśmy się w takie trudne sytuacje.
Osiemnastolatka parsknęła śmiechem i pokazała gestem, że to nie była prawda.
- Okej, masz rację. Prawdopodobnie wciąż byśmy odwalały powalone akcje. To jest zakodowane w naszym DNA. Jak widzimy kłopoty, to nasze ciała mówią nam instynktownie, żeby dołączyć do zabawy - westchnęła Lilith i zerknęła na przyjaciółkę z troską. - Bądź silna i pamiętaj, że będę z tobą zawsze i o każdej porze. Może nie fizycznie, ale mentalnie.
- Dziękuję. Ty też na siebie uważaj i obiecaj mi, że jak ten psychol cię skrzywdzi tak, że nie wytrzymasz z nim ani chwili dłużej, to wynoś się stamtąd. Nieważne czy zdobędziesz jego plany. Twoje życie jest ważniejsze - zaznaczyła twardo. - Kontaktuj się w razie czego z Samielem i pomoże ci, jakby działo się coś bardzo złego. Nie tkwij tam do końca, rozumiesz? Nie za wszelką cenę!
- Postaram się. To ci mogę przysięgnąć - Właścicielka ,,Satriny" uderzyła ją lekko pięścią w ramię, starając się ukryć to, że jej oczy znowu stały się wilgotne. - Nie pozwól mu się złamać, mała.
- Będę walczyć do końca. Taka jestem, no nie? - spytała retorycznie Amarissa. Lilith skinęła głową.
- Dobra, to teraz, jeśli możesz, zawołaj swojego kochasia, żeby ustalić z nim wszystko, co zrobię w związku z moim słodkim byłym. Musi być moim kołem ratunkowym w razie, gdyby Asmodeusz domyślił się prawdy czy inna zwariowana rzecz mi przeszkodziła - Odezwała się w niej perfekcjonistka, która chciała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Wycelowała w dziewczynę palec wskazujący. - A ty opowiesz mi ze wszystkimi szczegółami o rozmowie z dyrektorką sierocińca, w którym mieszkałaś i wyjaśnisz mi na spokojnie jaką rolę ona może w tym odegrać.
***
Michael nigdy wcześniej nie był tak podenerwowany jak tego dnia. To było do niego niepodobne. Oczekiwał na dogodny moment, aby iść do Rafaela i pomówić z nim o sytuacji, która miała jakiś czas temu miejsce. Zdawał sobie sprawę, że nie może pozostawić tego bez żadnego komentarza, choć ostatnio unikał go jak tylko mógł, ale nie dało się ciągnąć wiecznie takiego stanu rzeczy. Nie wspominając o tym, że każdy dzień zwłoki z jego strony był jednocześnie karą dla Rafaela, który nie rozumiał czemu przyjaciel zachowywał się tak, jakby był na niego zły, podczas gdy on wściekał się wyłącznie na jedną osobę. Siebie. Żałował, że pozwolił się ponieść emocjom, ale tylko ze względu na to, że wiedział, iż doprowadzi to do skrzywdzenia ukochanego. Jeśli chodziło o niego, to tamten pocałunek stał się jego najcenniejszym wspomnieniem, którego nic nie mogło przebić. Był jednak zbyt zakochany, żeby myśleć jedynie o sobie i własnej przyjemności. Musiał oszczędzić bólu przyjacielowi. Postanowił więc, że skłamie, ponieważ to było łatwiejsze niż wyznanie mu prawdy.
Ich przyjaźń zostałaby całkowicie zniszczona, o ile już tak się nie stało, przez to, że lider Aniołów Dnia rzucił się na chłopca, zapominając o wszystkich swoich wątpliwościach. Teraz musiał za to zapłacić, ale miał nadzieję, że uda mu się jeszcze uratować to, co pozostało z ich relacji. W końcu znali się tak długo i byli dla siebie oparciem. Michael nie potrafił odebrać Rafaelowi bezpieczeństwa, które dawała mu ich przyjaźń. Pod jego powiekami pojawił się obraz chłopaka. Jego niewinna buzia i zlęknione piwne oczy. Mimowolnie poczuł także miękkość jego warg.
Ową wizję przerwało mu pukanie do drzwi. Mężczyzna zszedł z łóżka i otworzył, widząc przed wejściem do swojego pokoju Rafaela wyglądającego dokładnie tak, jak w wyobraźni Michaela. Blondyn niemal się uszczypnął, aby się otrząsnąć ze słodkiego snu, ale wtedy dotarło do niego, że przyjaciel naprawdę się tam znajdował. Jego obecność wywołała natychmiastowy przypływ podniecenia i bólu u zakochanego w nim przywódcy Dnia.
- Rafael - Imię chłopca zabrzmiało jak oddech ulgi. - Wejdź, proszę.
Spełnił on prośbę mężczyzny i rozejrzał się po uporządkowanym pokoju lidera grupy. Był to iście wojskowy pokój. Sama broń na półkach, trochę książek, łóżko i szafki z ubraniami. Mimo, że Rafael sam był bałaganiarzem, tak jak Gabriel, to u Michaela czuł się dobrze. Nie przeszkadzał mu nawet brak kurzu, który pokrywał większość powierzchni w jego pokoju. Było mu tu dobrze.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytał zatroskany blondyn. Liczył, że może ten miał jakiś problem, o którym pragnął mu powiedzieć i tym samym rozmowa o uczuciach odwlecze się w czasie.
- Unikasz mnie - zauważył oskarżycielsko. Zazwyczaj to Gabriel i Dahlia byli tymi, którzy przychodzili do niego z zażaleniami. Rafael nigdy, a skoro wtedy się pofatygował, to znaczy, że to, co się między nimi działo, stawało się bardzo poważne.
- Byłem zajęty. Wybacz - odparł wymijająco, choć chciał dodać, że cały czas o nim myślał. Tyle słów cisnęło mu się na usta, ale strach przed ośmieszeniem i złamaniem ukochanego serca był silniejszy.
- Czym? - dopytywał szatyn. Spędził ostatnie dni na katowaniu się wyrzutami sumienia i musiał dostać jakiekolwiek wytłumaczenie, a najlepiej zapewnienie, że wszystko było w porządku; że Michael nim nie gardził po tym, co zaszło z jego winy.
Dawny dowódca wojsk Boga widział rozpacz na twarzy ulubionego anioła i zapragnął go przytulić, ale powstrzymał ten impuls. Jego bliskość uderzyłaby mu do głowy i zaczął by go całować, a to nie było wskazane. Jak miałby potem przestać? Kiedy po raz pierwszy to zrobił, nie umiał się od niego oderwać i gdyby Gabriel im nie przeszkodził, to posunąłby się o wiele dalej.
- Szukam czegokolwiek, co mogłoby nas naprowadzić na trop działań Asmodeusza - skłamał i niemal natychmiast poczuł się winny. Rafael skinął głową, lecz nie do końca uwierzył w jego wersję.
- Ja muszę ci wyznać... - zaczął, ale przywódca Aniołów Dnia przerwał mu nim zdołał wykrztusić z siebie cokolwiek.
- Poczekaj. Pozwól mi najpierw coś powiedzieć, bo sądzę, że powinieneś to usłyszeć.
- Dobrze, Mikey, mów - Serce mężczyzny drgnęło, kiedy ten wypowiedział zdrobnienie, którego używał niezwykle rzadko. Uważał bowiem, że Michaela to irytowało, a on kochał, gdy Rafael zwracał się do niego pieszczotliwie. Mógł udawać przed samym sobą, że byli parą, chociaż to marzenie nigdy nie miało się ziścić.
- Po pierwsze, przepraszam za moje karygodne zachowanie w stosunku do ciebie. To nie powinno mieć miejsca. Nie cofnę już czasu, ale wiedz, że jest mi cholernie przykro - odezwał się skruszonym głosem. - Byłem zmęczony i zdenerwowany. Potrzebowałem się wyżyć i wykorzystałem cię. Rzuciłem się na ciebie, czego się nie spodziewałeś, bo ty próbowałeś mnie tylko pocieszyć i wygłupiałeś się, aby poprawić mi humor, a ja to perfidnie wykorzystałem.
- Wygłupiałem się - powtórzył głucho chłopak, jakby to do niego nie docierało. Odważył się go w końcu pocałować, po to, by dowiedzieć się, że Michael miał to za wygłupy. Zwyczajny żart, żeby go rozśmieszyć. Najwidoczniej jego życie było jednym wielkim żartem.
- Tak i przepraszam, że tak to się skończyło. Nie miałem później jaj, żeby spojrzeć ci w oczy i przyznaję, że cię unikałem, gdyż było mi wstyd za siebie, ale nie zamierzam tego kontynuować. Nie zasłużyłeś na takie traktowanie - ciągnął dalej, nieświadomy tego, że ranił przyjaciela. Każde zdanie było jak nóż wbijany w pierś szatyna, który powoli się obracał. - Po drugie, obiecuję, że już nigdy tak nie postąpię. To...
- Michael, przestań - Rafael był skłonny nawet go błagać, aby skończył ten wywód. Nie widzisz, że mnie krzywdzisz, chciał wrzasnąć, ale brakowało mu tchu. Czuł się, jakby utracił płuca.
- Proszę, już kończę. Muszę to z siebie wyrzucić - odrzekł. Wiedział, że jeśli teraz by się wycofał, to nie znalazłby potem siły, żeby powtórzyć te kłamstwa. - To było złe, więc przysięgam, że więcej tego nie zrobię. Mam nadzieję, że znowu będziemy mogli być przyjaciółmi i zostawimy to za sobą. Nie będę o tym nawet wspominał, dobrze? Będzie tak, jakby to się nie zdarzyło. Będzie tak jak wcześniej. Zgoda, przyjacielu?
Blondyn wyciągnął w kierunku chłopca dłoń. Ten zawahał się, zanim ją ujął. Przyjęcie tych przeprosin oznaczało pogodzenie się z tym, że dla Michaela już zawsze będzie tylko przyjacielem. Z drugiej strony, czy zostało mu inne wyjście? Były dowódca Niebiańskiej Armii dał mu jasno do zrozumienia, że wcale nie chciał go pocałować i wolałby o wszystkim zapomnieć. Gdyby zdradził mu swoje prawdziwe uczucia, zostałby wyśmiany i odrzucony. Pozostało mu jedynie zaakceptować, że jego przeznaczeniem było cierpieć w samotności, patrząc jak ukochana osoba w końcu się zakocha i zostawi go na dobre.
Rafael potrząsnął jego ręką na zgodę, żegnając się na wieki z byciem szczęśliwym. Michael natomiast pomyślał, że zasłużył na wyrzucenie z Nieba i uznał, że może jednak Bóg miał swoje powody, by to zrobić.
- Chciałeś mi coś powiedzieć, nim ci przerwałem. O co chodziło? Po co przyszedłeś? - zmienił nagle temat mężczyzna, przywdziewając fałszywy uśmiech, który przeważnie pokazywał reszcie przyjaciół. Chłopak stracił chęć, aby jeszcze kiedykolwiek się odzywać. Pragnął zniknąć i nie musieć więcej odczuwać takiego upokorzenia.
- Nieważne. Jest okej. Cieszę się, że porozmawialiśmy - wykrztusił, walcząc z łzami. Nie mógł być słaby w oczach Michaela. - Pójdę do siebie. Zobaczymy się później.
- Jasne... kumplu – To określenie było tak trywialne i błahe w porównaniu do tego, co dla niego znaczył, lecz to było jedyne rozwiązanie. Mógł go kochać, ale w sekrecie. Nie narazi go tym samym na żadne kłopoty związane z jego obrzydliwym pragnieniem miłości.
Rafael wyszedł z pokoju i oparł się o drzwi. Wcześniej był pewien, że wybuchnie płaczem, gdy tylko opuści przyjaciela, ale obecnie nie był już w stanie płakać, gdyż nie miał nic. Jego serce zostało strzaskane na małe kawałki, które zostały na podłodze tamtego pokoju przy Michaelu; tam, gdzie ich miejsce. Ostatecznie jego serce i tak miało należeć do niego, niezależnie od tego czy je przyjmie.
W tym samym czasie blondyn ukrył twarz w dłoniach, a z jego ust wydostał się pojedynczy szloch.
- Przebacz mi, Rafaelu - wyszeptał.
***
- Nie! - wrzasnął Michael.
- Nie ma mowy! - zawtórowała mu Dahlia.
- To nie jest najlepsze wyjście, Amarisso - odezwał się Rafael kilka tonów ciszej niż reszta.
- A ja sądziłem, że to ta banda jest walnięta - skwitował Gabriel, jedząc chipsy, bo był po prostu Gabrielem.
Davies zerknęła na Samiela, ale on zwyczajnie wzruszył ramionami i posłał jej spojrzenie mówiące: radź sobie sama. Pomimo, że przestał ją przekonywać do zmiany decyzji, to wciąż miał cichą nadzieję, że może komuś innemu pójdzie lepiej.
- Ludzie... Znaczy anioły - poprawiła się dziewczyna gotowa, by stoczyć kolejną walkę. Być może już ostatnią. - Ja was nie pytam o zdanie, tylko grzecznie informuję, a co wy zrobicie z tą informacją, to nie moja sprawa. Możecie mi pomóc odnaleźć Lucyfera, ponieważ zakładam, że ktoś, jak nie wszyscy, zna jakiś sposób, żeby go do siebie przywołać. To mi bardzo ułatwi zadanie, ale jeśli nie powiecie mi tego, to poradzę sobie sama. Nie będę miała wam tego za złe.
Okularnik podszedł do Samiela i poczęstował go chipsami.
- Czy ona jest pijana? - zapytał go podejrzliwie. - A może ktoś rzucił na nią klątwę?
Nastolatka wywróciła oczami i westchnęła ciężko.
- Jestem w pełni świadoma i pewna co do tego, że - z waszą pomocą czy bez - pójdę z Lucyferem do piekła - oznajmiła im. Dahlia potrząsnęła głową tak mocno, że jej fryzura się zburzyła.
- Amarisso, to, że my nie jesteśmy warci takiej ofiary to jedno, ale kolejną sprawą jest to jak ciężkie czekałyby cię tam tortury. Nie wytrzymasz tam – odrzekła, wbijając w nią wzrok.
- Dahlio, ja nie jestem zwykłą dziewczyną. Urodziła mnie anielica, a moim ojcem jest potężny demon. No, może obecnie nie aż tak potężny, ale swego czasu umiał się posługiwać mocami i robił z nich niezły pożytek dla siebie, a ja odziedziczyłam po nim i mojej matce nie jedną umiejętność, więc wytrzymam - broniła swoich racji osiemnastolatka.
- ,,Mroki świecą tam jedynie" - zacytował Gabriel. - Tak, w piekle na pewno jest dużo roślin, którymi możesz władać.
- Poza tym, pamiętasz jak ostatnio próbowałaś użyć swojej mocy na Asmodeuszu? Nie zadziałało, także nawet jeżeli są tam jakieś rośliny, to nie masz gwarancji, że uda ci się je wykorzystać - poparł go Samiel, a Amarissa spiorunowała go wzrokiem, dlatego zamilkł.
- Poćwiczę i zyskam nad własnymi siłami większą kontrolę - tłumaczyła im cierpliwie jak dziecku.
- Mhm, Lucyfer z pewnością pozwoli ci ćwiczyć swoje moce w przerwie między jedną torturą a drugą. Oczywiście zaraz po podwieczorku - zakpił okularnik. - To nie są wakacje ani obóz. To jest piekło. Miejsce, gdzie cierpią dusze grzeszników i palą się w ogniu napędzanym przez gniew Boży.
- Ja naprawdę zdaję sobie z tego sprawę. Mówię tylko, że mam większe szanse wytrwania tam niż przeciętny człowiek, bo mam krew anioła i demona w swoich żyłach. Niektóre uroki na mnie nie działają, więc może chociaż część z tych tortur uda mi się przejść nieco łagodniej niż pozostałe - odpowiedziała na jego zarzuty. Nikt się nie odezwał, gdyż brakowało im argumentów. Skoro Amarissy nie przerażały owe cierpienia, które ponoć miały ją czekać, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie, to co jeszcze mieli powiedzieć? Jak ją przekonywać?
Ciszę przerwał dźwięk przypominający trzaskanie płomieni. Na środku biblioteki pojawił się słup ognia, a z niego wyszedł Lucyfer ubrany w biały garnitur. Ubiór w połączeniu z jego blond lokami wyglądał iście anielsko. Trudno było uwierzyć w to, że ten mężczyzna władał piekłem oraz zachęcał ludzi do grzechu.
- Przestaliście obrażać się jak gówniarze i pozwolicie mi tu wrócić czy nadal macie focha? - zapytał na powitanie. W pierwszej chwili nie zauważył Davies, ale kiedy srebrne tęczówki spoczęły na jej postaci, przekrzywił głowę i rozchylił usta, co w innej sytuacji wyglądałoby bardzo seksownie. Dziewczyna zadrżała i zaplotła ręce na piersi, aby ukryć ich drżenie. Nie chciała okazywać przed nim swojego strachu.
- Moja droga, a co ty tu robisz? Czyżbyś zajęła miejsce, które po sobie zostawiłem? - zwrócił się do niej, a potem skierował uwagę ponownie na resztę aniołów:
- Próbujecie ratować wasze grzeszne dusze, pomagając jej, jak widzę. Wyrzuty sumienia mogą wykończyć, prawda?
- Gdyby tak było, to już byłbyś martwy - odparował Gabriel, chowając się uprzednio za Samielem. Niepotrzebnie jednak, ponieważ Lucyfer zupełnie się nim nie przejmował.
- Urocze jest to jak od wieków staracie się wybielić, mimo, że graliśmy razem w jednej drużynie. Wydawało mi się, że ostatecznie z tym skończycie, ale nadal nie umiecie się pogodzić z faktami.
- Skończ ze złośliwościami i lepiej wysłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia - wtrąciła się osiemnastolatka. Oczy Lucyfera zapłonęły, kiedy skierowały swoją uwagę na nią.
- Amarisso, nic nie postanowiliśmy. Nie postępuj pochopnie - ostrzegł ją Michael.
- Spokojnie, myślę, że wystarczająco decyzji podjęliśmy za nią. Niech dziewczyna się wypowie - skarcił go władca piekła i pokazał gestem Davies, żeby przemówiła.
Dahlia podbiegła do niej i złapała ją za ramiona, a potem potrząsnęła tak mocno, że ta aż się zachwiała.
- Błagam cię, nie rób tego. Wiem, że czujesz potrzebę udowadniania światu, że jesteś wiele warta i jeszcze ta sprawa z twoją matką, ale to nie jest twoja powinność - Anielica prawie krzyczała, ale nie miała pojęcia jak przemówić jej do rozsądku. Nastolatka zdjęła jej ręce z siebie i uścisnęła je, a na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.
- Ktoś zechce mnie poinformować co się dzieje? Bo jak na diabła, jestem dość niezorientowany w przeciwieństwie do was wszystkich - stwierdził Lucyfer odrobinę znudzony. - Samiel, może ty?
- Ja to wyjaśnię - odparła Amarissa. - Chcę iść do piekła.
Wszyscy wyglądali na przerażonych jej wyznaniem, a raczej tym, kto je usłyszał. Blondyn uniósł wysoko brwi.
- Nieczęsto mam okazję doznać szoku przez coś, co ktoś mi powiedział, ale tobie się udało - zawyrokował Lucyfer. - W ogóle co na to ekipa z New Jersey czy tam Londynu? Jakim cudem tego dokonaliście? Przyznaję, że podziwiam, ponieważ udało wam się to w czym ja zawiodłem.
- Nic nam się nie udało, bo żadne z nas się na to nie zgadza - wycedził przez zęby Samiel. Lucyfer mruknął coś niezrozumiale.
- Jestem zaintrygowany, ale z każdą minutą coraz bardziej nie rozumiem co skłoniło naszą drogą koleżankę, by zdecydować się na tak drastyczny krok.
- Czy nie tego właśnie chciałeś? - odpowiedziała pytaniem na jego pytanie dziewczyna. - Dostaniesz to, na czym ci tak zależało, więc nie powinieneś mnie przesłuchiwać, ale zrobić to, co potrafisz najlepiej, czyli zabrać człowieka do piekła.
- Może tak, ale to mi się wydaje zbyt piękne, żeby było prawdziwe i chyba węszę jakiś podstęp - odrzekł podejrzliwie i łypnął na nią. Rafael przeraził się i w pierwszej chwili zapragnął się ukryć za Michaelem, ale potem przypomniał sobie o tym, co między nimi zaszło i wycofał się z tego pomysłu.
- Podstęp? Sądziłam, że to ty tu jesteś specjalistą od knucia - odparowała nastolatka, uśmiechając się do niego cierpko.
- Ale mi brakowało twojej pyskatej buźki. Umilisz mi czas, kiedy będziemy przebywać w piekle - rzucił, oczekując u niej gwałtownej reakcji. Ona jednak zachowała spokój.
- Ona nigdzie z tobą nie pójdzie - oburzył się Samiel i prawie skoczył na Lucyfera, ale Amarissa i Gabriel go powstrzymali, stając mu na drodze. Okularnik rozsypał przy tym swoją przekąskę na podłogę, co skwitował smutną miną.
- Czyli nie całkiem jeszcze wiecie, co robić i dyskusje nadal trwają - zadrwił Szatan rozbawiony wybuchem dawnego przyjaciela. - Zadzwońcie, jak coś postanowicie, ponieważ ja naprawdę mam dużo rzeczy do roboty. Władca piekieł nie może się obijać.
- Czekaj, Lysander - zatrzymała go Davies. - Przepraszam, miałam na myśli Lucyfer.
Blondyn wzruszył ramionami.
- Bez różnicy, jeśli o mnie chodzi. Czym mogę ci służyć, moja droga? - spytał jak na uczynnego chłopca przystało. Szkoda, że w rzeczywistości był za bardzo uczynny, gdyż za odpowiednią opłatę w postaci duszy, mógł zrobić wszystko.
- Zjaw się tutaj za godzinę. Będę gotowa, żeby z tobą pójść - zapowiedziała, nie tracąc odwagi. Wiedziała, że już było za późno, aby się wycofać. Musiała podjąć się tego wyzwania dla Ami. I dla Constance, Millicent, Ruperta, Elizabeth i Jamesa oraz wszystkich, których imion nie pamiętała, a stracili oni życie w trakcie walki o zakończenie kary aniołów.
W oczach Lucyfera mignęło coś na kształt podziwu dla osiemnastolatki, ale zniknęło tak szybko, że nie była pewna czy jej się to nie przywidziało. Diabeł ukłonił się jak dworzanin swojej królowej.
- Do usług. Zabierz ze sobą lekkie ubrania - poradził jej przed odejściem. - Tam na dole jest gorąco.
I zniknął w płomieniach, pozostawiając po sobie jedynie czarny okrąg spalenizny na podłodze. Gabriel wyszedł zza Samiela i przyjrzał się miejscu, gdzie przed chwila znajdował się Lucyfer.
- Nienawidzę, kiedy to robi - burknął, licząc, że rozładuje napięcie. - Sprzątania na dwa dni.
Rafael pokręcił ledwo widocznie głową na znak, by ten się uciszył. To nie była pora na żarty. Okularnik westchnął i spojrzał na Amarissę.
- Jesteś bardzo dzielna - zwrócił się do niej, zaskakując wszystkich. Niełatwo było mu zaimponować, a jeszcze trudniej wydobyć z niego komplement na ten temat.
- Dopinguj ją dalej, to całkiem się zachęci do pójścia tam - ofuknęła go Dahlia, a potem zerknęła na Michaela:
- Możemy to jakoś odkręcić? Powiemy Lucyferowi, że zmieniliśmy zdanie.
- Nie będziecie nic odkręcać - zaprotestowała ostro Davies. Samiel wystąpił do przodu.
- Mogę cię prosić na minutkę? - odezwał się do niej, a ta w odpowiedzi skinęła głową i razem wyszli z biblioteki na korytarz.
Kiedy zamknęli za sobą drzwi, dziewczyna zmierzyła go wzrokiem.
- Błagam, daruj sobie kolejną kłótnię. Nie chcę tak spędzić ostatniej godziny przy tobie.
- Nic z tych rzeczy. Po akcji w bibliotece zrozumiałem, że nawet sam Lucyfer by cię nie powstrzymał - odrzekł z niewielką dozą złośliwości. - Mam raczej pewną uwagę, która pomoże nam przetrwać w tej sytuacji.
- Nam - powtórzyła z zadowoleniem dziewczyna. - Znowu gramy w jednej drużynie?
- Już zaczynam tego żałować - wymamrotał, ale złapał ją za rękę, żeby dodać jej otuchy. - Do rzeczy. Jak rozmawialiśmy z Lucyferem, to nie zauważyłem u niego nic, co wskazywałoby na to, że domyśla się, iż jesteśmy parą, natomiast widać było, że on wciąż nie do końca się z ciebie wyleczył. Uważam, że powinnaś to wykorzystać. Z dwojga złego lepiej mieć go po swojej stronie niż być jego wrogiem. Wiem coś o tym.
- Proponujesz, żebym nie wtajemniczała go w nasz związek? - upewniła się. Anioł jej przytaknął. - Okej, ale co to da?
- Cóż, im mniej powodów ma, aby być na ciebie złym, tym lepiej. Może okaże się dla ciebie łaskawszy podczas wybierania ci tortur - wyjaśnił jej swój plan. - Jest też inna sprawa. Widzisz, byłem tak zajęty próbami wybicia ci tego pomysłu z głowy, że nawet nie przemknęło mi przez myśl to jak mógłbym ci pomóc, w razie gdybyś rzeczywiście się tam znalazła. Rzecz w tym, że jestem Aniołem Śmierci, co oznacza, że przeprowadzam dusze na drugą stronę. Wspominałem ci kiedyś, że moje obowiązki stały się mocno ograniczone i głównie orientuję się teraz tylko kto umarł i znam szczegóły dotyczące tej śmierci. Do Nieba oczywiście nie mogę wejść, ale nadal wolno mi wejść na chwilę do piekła, aby zorientować się czy grzesznicy trafili tam, gdzie ich miejsce. Generalnie to działka Lucyfera, żeby za to odpowiadać, ale to jest takie moje koło ratunkowe, żeby móc coś zaradzić, jeżeli jakaś dusza się zgubi po drodze. Co więcej, on nie ma absolutnie pojęcia o moim ewentualnym pojawieniu się w piekle, o ile sam mu się nie pokażę.
- Naprawdę masz możliwość wchodzenia tam, kiedy chcesz? - niedowierzała nastolatka.
- Aha, to dzięki temu kontaktowałem się z Lucyferem, kiedy wtrącono go do piekła po raz pierwszy i tak też wymyśliliśmy jak go stamtąd wyciągniemy. Niestety, wszystko ma swoje minusy i w tej sytuacji jest to fakt, że nie mogę przebywać tam za długo. Dosłownie kilka minut, ale to zawsze coś. Wystarczy, żeby cię zobaczyć i przynieść rzeczy, których akurat możesz potrzebować. Opatrunki, jedzenie, cokolwiek. Będziemy się widywać chociaż na ten krótki moment do czasu, aż wrócisz... do mnie.
Amarissa poczuła motyle w brzuchu i jednocześnie ogromny, przejmujący smutek, że wkrótce będzie zmuszona zostawić Samiela na sto długich lat. Bez namysłu zbliżyła się do niego i złożyła na jego ustach słodki pocałunek. Chłopak przygarnął ją do siebie mocniej, jakby pragnął zatrzymać ją w swoich ramionach na zawsze.
- Wytrzymamy to, prawda? - zapytała go, kiedy się od niego odsunęła. Pewność w czerni oczu anioła była wówczas najbardziej stałą rzeczą w jej życiu.
- Wytrzymamy - obiecał jej. - A kiedy wrócisz, jedyną osobą, która będzie mogła cię torturować, zostanę ja i będę korzystać z tego prawa przez następne kilka wieków!
- Zależy mi na tobie, Sam. Nie zapominaj o tym gdziekolwiek będę - poprosiła go, odgarniając mu włosy z czoła.
- Czekałem na ciebie całe życie, Ama i będę czekał każde kolejne...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top