Rozdział 6

☆pov. Kira☆

Zastanawiało mnie kiedyś, dlaczego im bardziej chcemy coś ukryć, tym bardziej staje się to dla innych widoczne. Nieświadomie robimy rzeczy, starając się odwieść kogoś od tego co skrywamy, jednak nie mamy świadomości, że tylko zwracamy większą uwagę na to. Bo gdybyśmy dopuścili, każdy przeszedłby obok tego niezauważający nic nadzwyczajnego. Jednak nasze nienaturalne zachowanie wszystko zdradza i uzyskujemy odwrotny efekt.

Tam samo było i tym razem, gdy już któryś dzień z kolei Brad nie pojawiał się z resztą na szkolnej stołówce. Jakby mnie unikał, bo nie był pewien czy wtedy w lesie zdołałam odkryć, że był to on. A reszta znajomych wcale mu tego nie ułatwiała ukryć. Miałam wrażenie, że poruszali takie tematy, które miały nakłonić mnie do zdradzenia gdybym coś wiedziała. Niewinne wzdychanie Rose do bohatera serialu, który, o ironio był aniołem. Słowa typu jak bardzo chciałaby, by takie istoty istniały były więcej niż oczywistą pułapką. Gdybym zaczęła się wdawać z nią w taką rozmowę tylko wpadłabym w nią, dlatego najczęściej śmiałam się z jej wzdychań. Nie zgadzałam się z nią ani nie zaprzeczałam.

Zabawne było również obserwowanie jak Maja z irytacją siedziała całe przerwy w telefonie, zapewne wypytywana przez blondyna jak szło im przesłuchanie. Jedynie Luke siedział spokojnie, od czasu do czasu zerkając na mnie gdy tylko Rose zaczęła wypowiadać swoje kolejne wielbiące teksty. A no i jeszcze Mike, który zdawał się całkowicie przeciwko ich zabawie i jak zwykle robił swoje.

Tego dnia również byłam przyszykowana na taki zestaw rozrywek, jednak tym razem postanowili mnie zaskoczyć, a w szczególności Brad, który raczył pojawić się w końcu w moim towarzystwie.

Zebrali się całą grupką przy zajmowanym przeze mnie stoliku. No może nie do końca wszyscy, bo wciąż brakowało jednej osoby, a mianowicie Mike'a, jedynej osoby która odpuściła sobie nękanie mnie.

Widząc jak bardzo Brad męczył się siedząc w moim towarzystwie, odpuściłam sobie pytanie dlaczego wcześniej tu nie przychodził. Widać było, że to, że się tu pojawił było tylko zasługą Mai, która trzymała go za rękę by nie uciekł.

— Mam propozycję. — Rose wyprostowała się na krześle, jakby właśnie wpadła na genialny pomysł i nie mogła powstrzymać się by nam go nie ogłosić. — Jeszcze nigdzie nie wyszliśmy w naszym nowym składzie, dlatego może wybierzemy się do lasu? Weźmiemy koce, jakieś kanapki. Co wy na to? — jej iskrzące się oczy mówiły same za siebie jak bardzo była podekscytowana tym pomysłem.

— W sumie, dawno nie byłam na żadnym pikniku. — Maja zerknęła na Brad'a, gdy ten westchnął będąc chyba niezbyt zadowolony z tego pomysłu.

— Możemy pójść do lasu obok mojego domu — odezwałam się zwracając uwagę tym reszty. — Jest duży i na pewno znajdziemy tam jakieś dobre miejsce — zaproponowałam, choć przecież to oni mieszkali tu od zapewne kilku lat i doskonale wiedzieli, że ten las był ogromny. Po prostu nie chciałam siedzieć cicho przytakując jedynie na ich słowa. Ale nie spodziewałam się, że zwrócę tym uwagę Brad'a, który nawet po dalszej rozmowie przyjaciół będzie wpatrywał się we mnie uparcie. — Przypomniałam sobie o czymś — odparłam i choć miałam nie stresować bardziej blondyna nie mogłam się powstrzymać. — Po ostatniej imprezie poszłam pobiegać do tego lasu i nie uwierzycie kogo tam spotkałam. — starałam się, by mój głos był równie podekscytowany jak ten Rose gdy o czymś mówiła. Wszyscy przerwali swoje rozmowy i patrzeli na mnie. Brad i Maja oczywiście posyłali mi wystraszone spojrzenie, Rose zaciekawione, a Luke jakby zawiedzione. Chyba myślał, że właśnie chciałam zdradzić ich sekret tak po prostu bez zawahania. — Była tam taka mała sarenka. Chodziła za mną i nie chciała odejść. — zaśmiałam się widząc jak Brad opadł ciężej na krześle z ulgi. — Może znowu ją spotkamy? — odparłam tajemniczo.

Może wzbudziłam tylko ich większe zainteresowanie, ale nie mogłam się powstrzymać. Widząc w jakim stanie był blondyn, nie mogłam się mu tego nie zrobić. A przecież nawet gdyby zorientowali się że go widziałam, to jeszcze nie oznaczało, że dowiedzieliby się o mnie. Choć czy wtedy nie ruszyłoby wszystko jak domino?

》☆《

Wracając do domu ciągle miałam w głowie pytanie czy dobrze zrobiłam podpuszczając ich. Myślałam, że naprawdę mi się to opłaciło widząc zachowanie blondyna, ale teraz nabrałam wątpliwości. Przecież miałam się nie wychylać. Chciałam zostać w tym miejscu dłużej niż w poprzednich, a na razie jedyne co robiłam to tylko wzbudzałam więcej podejrzeń i to jeszcze u ludzi, których powinnam unikać od początku.

Dużo myśli kleiło się w mojej głowie, co skutecznie zjadało mój czas, który miałam przeznaczyć na wyszykowanie się. Dopiero dźwięk dzwonka do drzwi ocucił mnie z moich myśli i krzycząc że za chwilę otworzę, pognałam do pokoju po jakiś koc.

Trzymając w dłoniach swoją zdobycz, otworzyłam drzwi blondynce, która patrzałam na mnie jakby doskonale wiedziała, że wcale nie byłam przygotowana. Może ona nie starała się ukrywać swoich emocji i była trochę roztrzepana, ale jak łatwo było czytać jej emocje, tak i ona nie zdawała się miec trudności by robić to samo u innych. Albo to ja również nie umiałam ich ukrywać, ale czy udawałoby mi się wtedy aż tak długo zostać na wolności?

Wpuściłam dziewczynę do środka, widząc jak przy mojej bramie czekała reszta grupy.

— Wcale się nie zasiedziałaś? — zapytała, choć dobrze wiedziała jaka była moja odpowiedź.

— Em... nie. — wzięłam kupione wcześniej kartony soku i chowając je do torebki podeszłam do dziewczyny, zabierając jeszcze pod rękę koc. — Możemy iść. — uśmiechnęłam się niewinnie.

W odpowiedzi usłyszałam jedynie rozbawiony śmiech blondynki i delikatne kiwnięcie głową.

Szliśmy nieznanymi mi dróżkami, które nawet przez mieszkańców nie wyglądały na wydeptane. Co nie oznaczało, że szliśmy totalnie na ślepo. Droga była, ale poznać ją można było jedynie po bliższym przyjrzeniu się. Przez pewien czas nawet obawiałam się, że nawet moi towarzysze nie wiedzieli gdzie zmierzaliśmy, ale moje wątpliwości rozwiała pojawiająca się przede mną pusta przestrzeń, gdzie trawa była bujna i wysoka.

Rozejrzałam się, zatrzymując wzrok na drzewie rosnącym na środku polany. Było ogromne, a jego cień można było wykorzystać by rozłożyć nasze koce i właśnie tak zrobiliśmy. Mogłam stwierdzić, że gdybym sama znalazła to miejsce, to na pewno byłoby ono tym gdzie przychodziłabym na swój trening, ale wiedzą, że i oni poznali ten teren, skutecznie mnie od niego odpychała. Nie chciałabym się tu z nimi spotkać.

Usiedliśmy i mogliśmy odetchnąć z ulgą, że nie musieliśmy targać ze sobą dalej tych rzeczy. Położyłam się na końcu, zamykając oczy na chwilę, jednak otworzyłam je czując na sobie natarczywe spojrzenie pewnych tęczówek. Westchnęłam, wiedząc że szybko się ich nie pozbędę.

Siedziałam w ciszy, wsłuchując się w historie, którą opowiadała Maja i naprawdę mnie zaciekawiła. Jednak okropnie mnie rozpraszał wzrok, który nadal na mnie spoczywał.

— Brad mógłbyś nie wypalać we mnie dziury wzrokiem? — odwróciłam się do chłopaka, będąc już odrobinę poirytowana jego zachowaniem, ale gdy tylko zauważył, że został przyłapany, odwrócił wzrok.

— Co? Ale ja przecież nic nie robię. — starał się zgrywać, a ja nie mogłam powstrzymać pobłażliwego spojrzenia którym go obdarzyłam.

No proszę was, nawet dziecko by się zorientowało, że coś było nie tak.

— Jak to nic? Dzisiaj od rana przewiercasz mnie wzrokiem jakbym poznała twoją największą tajemnicę i teraz się zastanawiasz czy mnie zabić, czy jednak oszczędzić. — mimo swoich wcześniejszych obaw, po raz kolejny dałam im możliwość by jeszcze bardziej mnie podejrzewali.

Miałam tego dosyć jednocześnie nie mogąc się powstrzymać, by nie nadszarpnąć jego nerwów.

— Ja... yyy... niby jaką tajemnicę, ja nie mam żadnych tajemnic. — jego zdenerwowanie mówiło samo za siebie. — No przepraszam, ja po prostu nie mam zaufania do nowo poznanych osób. — podrapał się po karku, uśmiechając nerwowo.

Westchnęłam załamana.

— Nie martw się ja ci nic nie zrobię. — jeśli już zaczęłam, mogłam to wykorzystać, dlatego uśmiechnęłam się przebiegle. — Tylko proszę, nie patrz już się tak na mnie, to jednocześnie straszne i wkurzające.

— Dobra, dobra. — zaśmiał się nerwowo.

Byłam ciekawa czy zdawał sobie sprawę, że jego wymówka była beznadziejna.

Przewróciłam oczami i wróciłam z powrotem do słuchania historii Mai, jednak mój wzrok zatrzymał się na Luke'u, który zamyślony wpatrywał się w linię drzew przed nami. Byłam ciekawa o czym pomyślał. Może zaczynał już coś podejrzewać?

》☆《

Gdy zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy by wrócić do domów, słońce zaczęło powoli zbliżać się do linii horyzontu. Nawet pomimo że Brad nie do końca przestał mnie obserwować, choć nie robił już tego tak otwarcie, to nadal miałam uczucie, że ktoś się na mnie patrzał, nie było ciężko domyślić mi się kto, lecz nie umiałam już go na tym przyłapać, ale ostatecznie ten wypad uznawałam za udany.

Stanęłam przed swoim domem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na twarz, szczególnie widząc tą samą reakcję reszty grupy.

Pożegnaliśmy się, a ja widząc jak każde z nich zaczęło wracać w różnych kierunkach, obiecałam sobie, że tym razem będę starała się jak najbardziej trzymać swój sekret w tajemnicy. Pilnować się na każdym kroku, tylko by się o tym nie dowiedzieli. Czas, który z nimi spędziłam był czymś czego nie doświadczyłam od bardzo dawna. Czułam się swobodnie i wcale nie zrażał mnie fakt, że byłam u nich nowa i może nie wiedziałam o nich zbyt dużo i nie mogłam czasami zrozumieć czegoś co mówili, to chciała zostać z nimi jak najdłużej. Czułam, że przy nich będę mogła odpocząć w jakimś stopniu od swojej ucieczki.

Poprawiła trzymany w moich dłoniach koc i z uśmiechem na twarzy sięgnęłam po klucze od drzwi.

Zmarszczyłam brwi, zdając sobie sprawę, że były otwarte. Doskonale pamiętałam jak je zamykałam, dlatego zostawiając wszystko przed drzwiami, wkroczyłam do ciemnego domu, szykując się na ewentualne zagrożenie.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to wszystko co sobie przed chwilą postanowiłam, miało przejść swoją pierwszą i najcięższą próbę, a to tylko za sprawą jednej osoby, która wpatrywała się we mnie od momentu gdy tylko weszłam w głąb domu.

Nawet gdy ja nie widziałam jego, on już z uśmiechem obserwował moje przerażenie pojawiające się na twarzy, gdy wreszcie mój wzrok skrzyżował się z jego zielonymi tęczówkami.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Cóż, tym razem nie będzie to raczej miła osóbka 🤫
Kto to taki? 🤔
I czy zmusi Kire do ponownej ucieczki? 😐

Powiem wam, że jak na razie rozdziały dosyć krótkie, jednak te które pisze aktualnie mają średnio 2500 słów, a dzisiaj skończyłam taki, który ma ponad 3000 😅
Może dla niektórych to mało, bo przecież osoby które dodają rozdziały po blisko 5000 słów, jednak ja dodaję je 2x w tygodniu 😅
Więc jest moc 💪
Oby tak dalej 😂😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top