Rozdział 47
Weszliśmy do ogromnej sali z przeszklonym dachem i wielkimi oknami sięgających od ziemi aż po sam sufit. Na niektórych z nich były malowidła przedstawiające zapewne poprzednich członków rady. Domyśliłem się tego, ponieważ nad głowami teraźniejszych członków również były ich podobizny namalowane na szkle.
Każdy z nich siedział w sporej odległości od siebie. Rzędy ławek ułożone były w okrąg i pięły się stopniowo w górę.
Pierwsze z nich zajmowali słudzy posiadający identyczne obręcze co ja z wampirem. Natomiast na samej górze były miejsca dla przywódcy danego żywioły. To właśnie z nich składała się rada. Byli to zrzędliwi starcy, którzy myśleli, że są wszechmogący. Ale tak naprawdę nie byli nikim więcej jak zwykłymi Damirami.
Można było powiedzieć, że nawet niektórzy posiadali większą siłę od nich. Rada przekonana o idei, że każdy Damir powinien panować nad jednym żywiołem, stosowała tę technikę również w swoim przypadku. Nawet jeśli któryś z nich posiadał władzę nad dwoma z nich, to karygodnym czynem było gdyby użył innego niż ten, na który wskazywała jego szata.
Wprowadzeni do pomieszczenia, stanęliśmy na samym jego środku. Kira wciąż zajmowała miejsce przy moim boki tak samo jak jej towarzysz, którego imienia dalej nie poznałem. Ale jakoś mało mnie to obchodziło. Nie zamierzałem wdawać się z nim w żadną rozmowę, a co dopiero starać się zaprzyjaźnić. Chciałem się stąd jak najszybciej wydostać. A jego imię raczej by mi w tym nie pomogło.
Na sali panowała głucha cisza. Atmosfera zgęstniała, a w powietrzu czuć było iskierki, gotowe by wywołać wybuch. Na szczęście ten stan przerwał jeden z członków rady. Chociaż słysząc jego kolejne słowa, nie cieszyłem się już tak bardzo.
— Luke Foster oraz Aiden Baker, zgadza się? — Mężczyzna miał gruby, zachrypnięty głos. Idealny jak na kogoś, kto miał wymierzyć nam zaraz wyrok.
— Zgadza się — potwierdził chłodno wampir.
Tym razem gołym okiem było widać, że nie palił się do żartów. I jak w celi pozwalał sobie jeszcze na dogryzanie mi by umilić sobie spędzony tam czas, tak tutaj dobrze wiedział, że skończyły się przelewki.
— Czy przyznajecie się do włamania do kwatery głównej? — kontynuował tym razem inny, odrobinę młodszy z najwyższych. Nie oznaczało to, że był mniej zrzędliwy. Ton, którym zaczął swoją wypowiedź, był tak samo ociekający niechęcią jak jego poprzednika.
— Tak, ale... — zacząłem, lecz nie dano mi dokończyć.
— Jaki był wasz cel w tym jakże lekkomyślnym i haniebnym czynie? — Niebieski zignorował moją próbę wypowiedzi.
Odzywali się pojedynczo, jednak jakby każdy z nich doskonale wiedział o czym poprzedni myślał. Gdyby dać im jeden głos i zamknąć nam oczy, to nawet nie zorientowałbym się, że mówiła to kolejna osoba.
— My...- starałem się wymyślić dobrą wymówkę, ale to i tak pewnie nie polepszyłoby naszej sytuacji.
Oni w ogóle nie zwracali uwagi na to co mówiłem. Miałem wrażenie, że nawet nie chcieli tracić czasu i dać nam szansę wypowiedzi. Za każdym razem ktoś mi przerywał.
— Oskarżeni odmawiają składania zeznań? — Co chwilę ktoś inny dorzucał swoje trzy grosze.
— Ale my przecież nie... — Po raz kolejny nie dano mi dokończyć.
Spojrzałem bezradnie w stronę wampira. On taka samo nie wyglądał na zadowolonego. Widział, co się działo i do czego to zamierzało. Lecz najgorsze było to, że nic nie mógł z tym zrobić. Tak jak ja tkwił w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia. Nie mieliśmy swoich mocy, podczas gdy polowa zebranych była w doskonałej formie. Poza tym miałem za plecami Kirę. Ona nie posiadała ogranicznik. Miała nade mną przewagę. Choć nie było to nawet ze względu na kawałek metalu. Nawet bez niego ją miała. Nie chciałem jej skrzywdzić, ale nie widziałem żadnego innego sposobu, by ją stąd wynieść.
Odwróciłem się w stronę rady gdy ponownie zabrała głos.
— Nie możemy być pewni, że nie dowiedzieli się czegoś, co powinno zostać tajemnicą. Dlatego proponuje uczciwy układ — powiedział mężczyzna w zielonej szacie.
Wyglądał na najmłodszego z nich. Gdy wszyscy inni utrzymywali swoje kamienne maski na twarzy, on jako jedyny uśmiechnął się na moment swojej wypowiedzi. Lecz nie był to ten uśmiech, który miał nas pokrzepić. To samo mogłem powiedzieć o jego kolejnych słowach.
— Włączymy ich do naszych szeregów, dzięki czemu zastaną oczyszczeni ze wszelkich zarzutów — zaproponował niesamowicie uradowany ze swojego pomysłu.
— Ktoś jest przeciw? — zapytał, dobrze wiedząc, jaka będzie decyzja pozostałych. Bardziej chciał przeciągnąć czas, w którym mógł podziwiać swoje ofiary, czyli nas. — Świetnie. Dan zaprowadźcie ich razem z Kirą do pokoju sześćdziesiąt sześć — zwrócił się do chłopaka stojącego przy wampirze.
Przynajmniej dowiedziałem się, jak miał na imię.
— Co! — krzyknął wściekły Aiden. — Na nic się nie zgadzamy! — zaczął się szarpać, próbując jednocześnie wyrwać się Danowi. — Puszczaj mnie!
Jego szarpanina wyglądała okropnie żałośnie. Pozbawiony swojej nadnaturalnej siły miotał się jak ryba wyciągnięta z wody. Jak dziecko, które nie chce wracać do domu. I jak do tej pory myślałem, że Aiden nie będzie miał żadnych problemów w starciu z chłopakiem, tak teraz zmieniłem zdanie. Wampir był potwornie nieporadni w tym co robił. Nawet gdy próbował uderzyć go rękami wciąż spiętymi obręczą, jego ruchy były powolne i ociężałe. Jakby jego własne ciało go przeciążało. Gdyby nie sytuacja, z chęcią dłużej podziwiałbym ten widok.
— Wyprowadzić ich — rzekł członek rady, który nas "przywitał", mając zapewne dosyć krzyków wampira.
Kira popchnęła mnie w stronę wyjścia. Spojrzałem na nią z tęsknotą i smutkiem. Dziewczyna jednak nie zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem. Wzrok skupiony miała przed siebie, jednak myślami odpłynęła daleko. A może tak mi się po prostu wydawało, bo wszyscy w tym miejscu zdawali się nie mieć żadnych emocji.
Westchnąłem załamany. Jak mogłem sprawić, by wróciła stara Kira?
Kiedy przechodziliśmy obok strażników, Kira potknęła się, wpadając na jednego z mężczyzn stojących przy drzwiach. Strażnik oparł się o ścianę zachowując równowagę i odepchnął dziewczynę od siebie, posyłając jej jednocześnie karcące spojrzenie.
Kira odwróciła się w moją stronę.
— Jeszcze raz to zrobisz, a złamie ci tę rękę — powiedziała szorstko, lecz dość głośno, a strażnik tym razem swój złowrogi wzrok przeniósł na mnie.
Stanąłem na chwilę zszokowany. Przecież nic nie zrobiłem, sama na niego wpadła. Szedłem tylko obok niej. Mężczyzny chyba jednak nie przekonała moja niewinna mina. Kogo by przekonała, skoro droga była prosta i nawet nie było żadnego stopnia. No, chyba że potknęłam się o własne nogi. Tylko taka była możliwość.
Poczułem, jak białowłosa ponownie popycha mnie do przodu, nakazując ruszyć ponownie. Posłusznie zrobiłem krok, a później kolejny i kolejny, chcąc wyjść jak najszybciej z tego pomieszczenia. Czułem się w nim wyjątkowo nieswojo.
Przemierzaliśmy dobrze znany nam już korytarz. Tym razem jednak nie chciałem posłusznie iść przed siebie. Mieliśmy na sobie wyrok, po którym nic miało nie być takie same. Skoro nawet Kira stała się ich marionetką, to nie było dla nas żadnych szans. Musiałem coś wymyślić.
Tym razem to wampir szedł jako pierwszy. Miałem na niego doskonały widok. I gdyby tak pozbyć się jego ochroniarza, to może udałoby mi się przekonać Kirę by poszła z nami. Przecież doskonale widziałem jak zawahałam się gdy byliśmy jeszcze w celi. Mogło to się udać. Oczywiście tylko jeśli mógłbym na moment uwolnić się z uchwytu białowłosej.
Myślałem, że w tym leżał mój największy problem. Lecz okazał się on tym najłatwiejszym. Nawet sam się rozwiązał kiedy Kira nagle wypuściła moje ramie z uścisku i w dwóch krokach zbliżyła się do swojego kompana. Wyciągnęła niewielki sztylet i uderzyła chłopaka w głowę rączką broni.
Przystanąłem zaskoczony na widok upadającego ciałach na ziemię. Wampir tak samo jak ja zdezorientowany odwrócił się w naszą stronę. Opuścił wzrok na leżącego chłopaka, po czym z uniesionymi brwiami spojrzał na białowłosą.
— Cóż, myślałem raczej, że to ja będę na jego miejscu — obrzucił nas przenikliwym spojrzeniem.
— Mamy mało czasu — odparła dziewczyna, całkowicie ignorując nasze zdezorientowanie.
Zamiast cokolwiek nam wytłumaczyć, podeszła najpierw do mnie, by uwolnić mnie z metalowych obręczy. To samo uczyniła z nadgarstkami wampira. Nie rozumiałem co się działo, ale cieszył mnie ten przebieg zdarzeń.
— W obręczach są nadajniki. — odezwała się po oraz kolejny. — Niedługo się zorientują. — Uniosła na mnie spojrzenie, zatrzymując je na mojej twarzy odrobinę dłużej niż robiła to na początku. To dodało mi odwagi, bym się odezwał.
— Dlaczego nam pomagasz? — zapytałem, podchodząc bliżej niej.
Zawsze wtedy mogłem podziwiać delikatne rumieńce na jej twarzy. Lecz tym razem wciąż niewzruszona hardo odwzajemniała moje spojrzenie. Poczułem dziwną bezradność w sercu.
— Sama nie wiem — odpowiedziała szczerze. — Po prostu mam przeczucie, że powinnam to zrobić — dodała, po czym odwróciła się ode mnie, ale i tak udało mi się usłyszeć jej szept. — Albo to przez twoje spojrzenie.
To jedno zdanie sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Liczyłem, że może jednak uda mi się przywrócić w niej dawną Kirę. Przecież musiał istnieć jakiś sposób. Rada nie mogła być na tyle silna, by stworzyć lek, który miał im całkowicie podporządkować innych Damirów. Takie rzeczy oglądało się w filmach, albo czytało w książkach. Realny świat przecież posiadał swoje ograniczenia. Bez nich doszłoby już dawno do jego zagłady. Dlatego wierzyłem, że już niedługo Kira wróci do siebie.
Tak jak powiedziała białowłosa, nie mogliśmy zostać w jednym miejscu zbyt długo. Oczywiste było, że prędzej czy później zorientują się, że coś szło nie tak. Dlatego nie chcąc marnować więcej czasu, którego mieliśmy i tak już niewiele, ruszyliśmy w dalszą ucieczkę.
Tym razem jednak mieliśmy dodatkową osobę. Dziewczyna spędziła w tym miejscu już kilka dni, więc znała rozkład pomieszczeń lepiej od nas. Wiedziała, którędy należy pójść, by spotkać jak najmniej osób, których towarzystwo nie było nam na rękę. Dopiero idąc za dziewczyną, poczułem, że mieliśmy szansę na powodzenie naszej misji. Nie błądziliśmy w kółko bez celu, szukając sami nie wiedząc czego. Teraz było o wiele łatwiej. Lecz łatwiej nie oznaczało bezproblemowo.
Już przy kolejnym z korytarzy, Kira zatrzymała się niespodziewanie, a ja, ponieważ szedłem niczym jej cień, wpadłem na nią, popychając dziewczynę do przodu.
Białowłosa nie będąc przyszykowana, że ktoś mógłby na nią wpaść, poleciała do przodu i tylko mój szybki refleks uratował ją przed zdarzeniem się z ziemią.
— Przepraszam — wyszeptałem, przyciągając ją do siebie.
Zaskoczona moim ruchem, spięła się w moich ramionach. Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco, chcąc potwierdzić, że był to wypadek. Dopiero wtedy jej ciało zaczęło się powoli rozluźniać. Stanęła o własnych nogach, jednak nie odsunęła się. Myślałem, że to ona przerwie tę chwilę, jednak to wampir nie mógł się powstrzymać, by dołożyć swoje trzy grosze.
— Gołąbeczki, mieliśmy chyba uciec. — Kira przewróciła oczami, nagle wyrywając się z moich objęć. — Przyliżecie się później — dodał, widząc moją niezadowoloną minę.
— Przynajmniej mam z kim — powiedziała nagle Kira, czym zaskoczyła nas obydwu.
Uniosłem brwi, powstrzymując się przed głośnym śmiechem.
Mina wampira zrzedła natychmiast.
— Musimy znaleźć inną drogę — poinformowała nas białowłosa, wyglądając ponownie zza ściany. — Nie wiedziałam, że Paul będzie miał tutaj dyżur — mruknęła wyraźnie niezadowolona.
— Paul? — ożywił się wampir.
Minął nas, zupełnie nie zwracając uwagi na gorączkowe protesty dziewczyny. Zniknął za zakrętem, nie wahając się ani przez chwilę.
Białowłosa wybiegła za nim, gotowa go zatrzymać, jednak przystanęła na widok dwójki, która odbywała wyjątkowo spokojną i przyjacielską rozmowę. Nawet w ciszy panującej w całej kwaterze nie zdołaliśmy dostrzec, o czym rozmawiali. Jednak nie trwało to długo, a wampir odwrócił się w naszym kierunku i z dumą wypisaną na twarzy ruszył w naszym kierunku.
— Paul pomoże dostać się nam do naszego świata — oświadczył od razu.
Myślałem, że wieść, iż wampir miał również i tutaj swoich sprzymierzeńców zadziwi Kirę i będzie oczekiwać jakikolwiek wyjaśnień. Jednak ona przytaknęła jedynie głową, ruszając ponownie przed siebie.
Zacisnąłem szczękę.
Stara Kira nie odpuściłaby bez wyjaśnień. Była ciekawską osobą, ale jednocześnie sama ukrywała w sobie mnóstwo sekretów. A to, że po raz kolejny porzuciła okazję do ukazania jakikolwiek emocji, wcale dobrze nie wróżyło.
Nie miałem co dłużej się nad tym zastanawiać. Mieliśmy teraz cel. Wydostać się z kwatery i bezpiecznie wrócić do domu. To temu musiałem poświęcić najwięcej uwagi. A sprawę Kiry zostawić na później. Ważne, że udało nam się ją odnaleźć. Tylko nie byłem pewien, czy tak samo uda nam się ją z nami zatrzymać.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Ah ten Aiden. Co oni by bez niego zrobili? 🤷♀️
Czyżby rada jednak nie posiadała tak dobrego "leku" jak myślała? 🤔
W końcu Kirze udało się zbuntować. A przecież tego właśnie chcieli się pozbyć 🤭
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top