Rozdział 46
Siedziałem na zimnych kafelkach, czekając, aż wampir się obudzi. Świt już dawno musiał nadejść, bo mogłem usłyszeć różnego rodzaju hałasy w pomieszczeniu nad nami.
Z cel obok więźniowie zostali wyprowadzeni przez strażników. Podejrzewałem, że do jakichś prac. Raczej bezużytecznie by ich tu nie trzymali. Najbardziej zdziwiło mnie to, że żaden nie odważył się im sprzeciwić. Posłusznie szli przy nich, a nawet wyglądali, jakby sami chcieli udać się z nimi.
Oprócz nas w celi został jeszcze jeden chłopak. Młody wyglądał na około piętnaście lat. Siedział w celi takiej samej jak nasza. Bez łóżka, toalety. Nie mieliśmy nic. Najwyraźniej musiały być to cele przejściowe, bo inni mieli już o wiele więcej wygód.
Chłopak siedział oparty o kraty, zapisując coś w swoim zeszycie.
— Hej! — zawołałem do niego.
Młody odwrócił się zaskoczony moim wołaniem. Wpatrywał się we mnie z ciekawością, wiec kontynuowałem.
— Dlaczego nie mamy takich samych cel jak inni? — zagadałem, chcąc dowiedzieć się nieco więcej na temat tego, co z nami dalej będzie.
— Jesteś nowy? — zapytał, na co przytaknąłem głową. — Czekamy w nich, aż rada zdecyduje jak nas ukarać — wyjaśnił spokojnie.
Był młody. Nie bał się co go dalej czekało?
— A ty, dlaczego tutaj jesteś?
Miałem nadzieję, że uda mi się nawiązać z nim jakaś dłuższą rozmowę. Może skoro on również oczekiwał na wyrok, moglibyśmy sobie pomóc w ucieczce.
— Nie złożyłem skrzydeł przed najwyższym — odparł niemrawo. — Byłem ranny. — Zmarszczył brwi. — Nie usprawiedliwia mnie to — dodał szybko, sam siebie karcąc.
Otworzyłem usta, by ponownie się odezwać, ale chłopak odwrócił się mrucząc do siebie jakieś słowa, których nie byłem zdolny usłyszeć. Tylko tyle? Za coś takiego zamknęli go w celi? Przecież gdyby próbował schować skrzydła, mogłoby się to dla niego źle skończyć. I co to była w ogóle za zasada, by ukrywać skrzydła. To był ich świat i właśnie w nim powinni czuć się swobodnie w tej postaci.
Westchnąłem ciężko. Co tu się odpierdalało?
Siedziałem tak, dopóki wampir nie zaczął budzić się ze swojego snu. Starał się podnieść z ziemi. Miał z tym mały problem ponieważ wciąż leżał w tej samej pozycji, w jakiej zostawił to tamten chłopak. Nie zamierzałem go nigdzie przenosić. Mogłem pocieszać się odrobinę jego widokiem, takiego bezbronnego, leżącego bezwładnie na kafelkach, z nosem wciśniętym w podłogę.
— Kurwa, moja głowa — jęknął, krzywiąc się nieświadomie, bo gdy jego wzrok napotkał mój, natychmiast wrócił do swojego dawnego, wkurwiającego mnie wyrazu twarzy. O wiele bardziej wolałem ten poprzedni. — Co się stało?
— Trafili cię strzałkami usypiającymi — wyjaśniłem krótko. — Teraz czekamy na karę, jaką wymierzyć ma nam rada. — Ostatnie słowo wypowiedziałem z obrzydzeniem.
Wampir podszedł do ściany, opierając się o nią plecami. Zamknął na chwilę powieki i przyłożył rękę do boku.
— Kurwa — warknął wściekły.
No tak, zabrali nam nasze bronie.
Obserwowałem, jak jego twarz wykrzywia się w furii. Na mojej natomiast pojawił się chwilowy uśmiech. Może nie mieliśmy się czym bronić, ale oznaczało to również, że nie będzie już w posiadaniu Rumiru. Jakoś wizja, że miał on znajdować się w siedzibie rady, bardziej napawała mnie optymizmem niż żeby miał go wampir.
— Tobie też wszystko zabrali? — Spojrzał na mnie czerwonymi ze złości tęczówkami.
— Tak — odparłem, lecz odruchowo jeszcze raz sprawdziłem kieszenie.
Ze zdziwieniem zauważyłem, że w mojej kieszeni bluzy leży jeden pokrowiec ze sztyletem.
No tak, Kira zabrała mi jedynie te bronie, które były widoczne. Nie przeszukiwała mnie.
Wyciągnąłem broń przed siebie. Na jej widok wampir uspokoił się trochę i pierwszy raz widziałem, jak odetchnął z ulgą.
Wyciągnął dłoń, zabierając ode mnie sztylet. Odpiął zapięcie, wyciągając ostrze z pochwy. Cała moja poprzednia radość uleciała ze mnie w jednej sekundzie. Stal naszej jedynej broni była pieprzonego, czerwonego koloru. Aiden ponownie trzymał w swoich rękach jebany Rumir.
— Skąd wiedziałeś, że mi go nie zabiorą? — zapytałem niezadowolony.
— Naprawdę muszę tłumaczyć? — uniósł zaczepnie brew.
Zacisnąłem szczękę. Irytowało mnie samo patrzenie na jego twarz. Wolałem już, jak nieprzytomny leżał na ziemi. Mogłem śmiało przyznać, że gdy tylko zakończy się nasza przymusowa współpraca, chętnie wbije mu kolek w serce.
》☆《
Aiden, po tym jak schował sztylet, tym razem u siebie, zapytał mnie o Kirę. Dziewczyna nie zachowywała się normalnie. Nikt tu tak się nie zachowywał. Z wyjaśnień wampira dowiedziałem się, że prawdopodobnie podali jej lęk, który miał na celu całkowicie podporządkować Damirów radzie. Sprawiał, że dotychczasowe cele zostawały zastąpione chęcią wykonywania rozkazów rady. Tłumił emocje, dlatego Kira nie zwracała uwagi kim byliśmy, potraktowała nas jak każdego innego przestępcę.
Jednak na ten jeden moment, zanim zostawiła nas w celi, widziałem jakby zastanawiała się nad czymś gdy złapałem ją za rękę. Może to było jakieś wyjście. Przypomnieć jej w jakiś sposób, że nie byliśmy jej wrogami. Mówiłem o sobie. Choć nawet jeśli miałem sobie przypomnieć niechęć, jaką czuła wobec wampira, to obojętność zawsze była lepszym wyjściem. Lecz wolałem, by poczuła coś innego. Jeśli w ogóle wcześniej coś było.
Zamierzałem sprawdzić swoje przekonanie. Dlatego wyjaśniając wampirowi swój plan, byłem zmuszony poprosić go o pomoc.
Gdy Kira wraz ze swoim towarzyszem przyszli do nas, postanowiłem wcielić swój plan w życie. Dziewczyna weszła do naszej celi, zamykając drzwi za sobą. Chłopak, który ponownie jej towarzyszył, postawił na ziemi dwie metalowe miski z jakąś zupą. Nie zdążył się wyprostować, a wampir znalazł się za jego plecami, przyciskając rękę do jego gardła. Kira odwróciła się w jego stronę, wyciągając przed siebie dłoń, lecz tym razem to ja nie pozwoliłem jej zaatakować. Złapałem jej nadgarstek, unosząc go do góry.
— Co ty...? — urwała zmieszana, widząc, jak zaczynam się do niej zbliżać. — Mówiłam byś mnie nie dotykał — mówiła spanikowana, zaczynając się cofać.
— Przecież wiesz, że nie lubię się kogoś słuchać. — Uśmiechnąłem się delikatnie.
Dziewczyna zaczęła rozglądać się pospiesznie. Spojrzała nawet na swojego kompana, który wciąż tkwił w uścisku wampira. Była zdezorientowana. Może to nie było to, co chciałem zobaczyć na jej twarzy, ale to zawsze było lepsze od braku jakikolwiek uczyć.
— Kira — powiedziałem spokojnie, kładąc jej dłoń na policzku. Dziewczyna drgnęła niespokojnie, jednak tym razem nie starała mi się wyrwać. — Naprawdę chcesz tutaj zostać? Chcesz zmarnować te wszystkie lata, w których uciekłaś przed radą? — Widziałem, jak walczyła sama ze sobą.
Otworzyła usta, wahając się nad odpowiedzią.
— Ja... — wyjąkała — nie wiem. — Zmarszczyła brwi, jakby coś do niej dotarło. Spojrzała w moje oczy. — Luke? — Smutne tęczówki wpatrywały się prosto w moje, szczęśliwe.
Położyła swoja dłoń na mojej, która wciąż tkwiła na jej policzku. Uśmiechnąłem się ucieszony.
Nagle z małego urządzenia przpiętego do ubrań białowłosej dobiegł nas rozkaz, by dziewczyna przeprowadziła dwóch więźniów do sali rady. Zapewne chodziło o nas.
Bałem się reakcji dziewczyny. Jednak ona zdawała się wcale nie zwracać uwagi na rozkaz. Wciąż patrzał na mnie, lecz smutek zniknął z jej oczu.
Orientując się co to oznaczało, chciałem odskoczyć od niej, jednak nie zdążyłem, bo Kira wciąż trzymając moją dłoń, wykręciła mi ją do tyłu, podcinając jednocześnie nogi.
Wylądowałem boleśnie na ziemi.
— Cholera — warknęłam z frustracją.
Już prawie się udało. Było tak blisko. Przecież już zaczęła się wahać. To coś, co jej podali, musiało być naprawdę silne. Jak mogliśmy się tego pozbyć? Dało się to w ogóle zrobić? Nie mogła przecież zostać taka do końca życia. Nie potrafiłem tego zaakceptować.
Uniosłem spojrzenie, słysząc śmiech wampira. Patrzał na mnie roześmiany, podczas gdy ja leżałem wciąż na ziemi.
Zauważyłem, jak mężczyzna trzymany przez wampira wyciągnął z kieszeni małą strzykawkę. Otworzyłem usta, by ostrzec chłopaka, jednak było już za późno. Aiden po raz kolejny leżał bezwładnie na ziemi, lecz tym razem był przytomny.
Uśmiechnąłem się do niego drwiąco, choć moja sytuacja nie była lepsza.
Ponownie poczułem, jak coś krępuje moje nadgarstki, lecz tym razem byłem pewien, że było zrobione to z metalu.
Gdy tylko Kira uwolnił mnie ze swojego uścisku, wstałem na nogi, oglądając swoje dłonie. Metalowa, zielona obręcz oplatała ciasno moje nadgarstki. Identyczna znalazła się na rękach wampira. Jednak przykuło moją uwagę, że i towarzysz Kiry miał takową.
— Nie wiem, czy zasługuje na takie wyróżnienie — zacząłem, zwracając się do chłopaka. — Ty pewnie musiałeś długo na nie pracować.
Spojrzał na mnie z wyższością.
— To żadne wyróżnienie — odparł, łapiąc przynętę. — Pozbawi was waszych mocy — wyjaśnił, tak jak tego oczekiwałem.
A więc dlaczego on taką posiadał? Nie miał nas przypadkiem pilnować? Chyba lepiej byłoby mu z jego mocami. Nie wyglądał na jakoś bardzo utalentowanego w walce, a jego postawa była dosyć wątła. Przecież oboje z wampirem dalibyśmy mu rady w walce bezpośredniej.
Nie mogłrm się nad tym dłużej zastanawiać, bo chłopak podszedł do mnie i chwycił mnie za ramie.
— Idziemy — rzucił szorstko.
Przewróciłem oczami.
— Ja z nim pójdę. — Na naszej drodze niespodziewanie stanęła Kira. Zagrodziła nam przejście, nie pozwalając przejść.
Chłopak spojrzał podejrzliwie na białowłosą. Jednak ta nieugięta stała twardo przed nami. Chłopak prychnął niezadowolony, ale odpuścił. Kira złapała mnie za ramie, czekając na swojego kompana, który podszedł do wampira, szturchając go nogą w bok.
— Wstawaj — odparł zniecierpliwiony. — To był tylko słaby środek paraliżujący. Jesteś wampirem do cholery. — Po raz kolejny kopnął go w brzuch.
— Jak tylko odzyskam swoje moce — zaczął z trudem Aiden — nie zostanie w tobie kropla krwi — warknął, jednak groźba, którą planował, nie zabrzmiała wcale groźnie przez jego żałosne starania, by podnieść się z ziemi.
— Cokolwiek. — Chłopak zbył jego słowa i gdy wampir stanął na nogi, złapał go za ramie tak jak Kira mnie.
Oboje wyprowadzili nas z celi.
Przemierzaliśmy korytarze, a mijające nas osoby, zachowywały się tak, jakby wcale nas nie zauważały. Albo nie byliśmy czymś, co mogłoby ich zainteresować. Wszyscy tutaj zachowywali się jak lalki. Pozbawione emocji, czekające na jakikolwiek rozkaz. Co w głowie miała rada by coś takiego im zrobić? Przecież było to całkowitym odebraniem im wolności. Głowa gatunku chyba miała pomagać swoim pobratymcom, a nie ich zniewolić.
Odwróciłem głowę, spoglądając na Kirę. Przyłapałem ją na tym, jak ona również mi się przyglądała, ale zostając na tym nakryta, prędko odwróciła wzrok. Opuściła go na białe kafelki. Zawzięcie nad czymś myślała.
Nieświadomie poluźniła swój uścisk na moim ramieniu. Mógłbym się jej teraz wyrwać. Wcześniej również mógłbym to zrobić, jednak ilość mijanych nas osób nie zachęcała mnie do tego. Jakoś nie śpieszyło mi się do walki sam na kilku innych Damirów. Szczególnie gdy moje moce zostały zablokowane.
Po chwili dotarliśmy do ogromnych, drewnianych drzwi, które wyjątkowo odznaczał się na tle białych ścian.
Zanim weszliśmy do pomieszczenia, które musiało być miejscem, gdzie mieli nas przesłuchać, spojrzałem ostatni raz na Kirę.
Dziewczyna miała zaciśniętą szczękę i zmarszczone brwi, ale mimo to otworzyła potężne drzwi, które wydały z siebie nieprzyjemny trzeszczący dźwięk oznaczające naszą zgubę.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Jak myślicie, jaką karę wymyśli dla nich rada? 😶
I jak sobie poradą z tym problemem?
Pamiętajmy, że Aiden wciąż ma przy sobie Rumir 🤭
Uwaga! 😊
Mogę was poinformować, że właśnie wczoraj skończyłam pisać epilog do UPM 🥳
Pierwszy raz mam napisaną jedną całą historię do przodu 🥰
Myślałam by zrobić sobie przerwę od pisania, ale mam teraz tyle wolnego czasu, a głowa aż paruje mi od pomysłów i chęci do pisania kolejnego opowiadania, które zaczęłam już jakiś czas temu 😅
Będzie to kolejna historia mająca miejsce w miasteczku Driffield, a jak inaczej 🤷♀️😏
Ale powinna was też zainteresować. Więcej wyjaśnię w samym epilogu UPM 😎
Tak jak wcześniej wspominałam, pod koniec lutego będzie maraton który zakończy OPM i rozpocznie UPM 😁
Ja się nie mogę doczekać, a wy? 😅❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top