Rozdział 45
Doświadczenie nowych rzeczy przeważnie było czymś przyjemnym. Sądziłem tak, dopóki nie miałem okazji po raz pierwszy w życiu korzystać z portalu. Niby widziałem doskonale świat po drugiej stronie. Wyglądało to na równie łatwe co przejście przez drzwi. Niby nic skomplikowanego, a jednak na jeden moment poczułem, jakby mój błędnik zaczął szaleć.
Stając na soczyście zielonej trawie, która wyraźnie różniła się intensywnością od tej z ludzkiego świata, nawet pomimo nocy, jaka panowała, czułem, jak obraz wiruje mi przed oczami, jakbym zszedł z karuzeli. Zacisnąłem usta w obawie, że i tak niezbyt duża porcja obiadu wyląduje na trawniku. Na szczęście niż takiego nie miało miejsca, a ja mogłem po czasie skupić wzrok na sylwetce wampira stojącego przy brzegu jeziora, które zdążyłem jeszcze zauważyć, zanim naszły mnie mdłości.
Ruszyłem w jego kierunku, powoli przyglądając się otoczeniu. Świat ten różnił się od ludzkiego pod każdym względem. Kolory były bardziej nasycone, kwiaty zachwyciłyby nie jednego botanika swoim nietypowym wyglądem, a las rozciągający się za zbiornikiem wodnym aż zachęcał do lotu nad koronami świerków. Ten świat przypominał bajkowy obraz magicznej krainy. Brakowało tu jedynie odgłosów zwierząt nocnych.
Zamiast tego panowała wokół nas grobowa cisza. Miałem wrażenie, że słyszę każdy swój krok gdy trawa uginała się pod moimi stopami. Dopiero kiedy podszedłem bliżej wampira, usłyszałem ledwie słyszalne cykanie cykad, jednak na próżno było szukać tu czegoś z naszego świata. Dźwięk wydawały małe, niebieskie światełka skaczące po tafli wody.
Stanąłem obok wampira, czekając, aż przedstawi mi swój plan działania.
— Więc, co dalej? — zapytałem, widząc, że nie zamierzał się szybko odezwać. Patrzał w głąb jeziora, jakby czegoś wypatrywał.
Odwrócił się powoli w moim kierunku, jednak nie spojrzał na mnie, lecz jego wzrok zatrzymał się na czymś za moimi plecami. Idąc w jego ślady, obejrzałem się za siebie. Moim oczom ukazał się ogromny budynek. Swoim wyglądem przypominał popularny zamek szkoły Hogwartu. Światła w niektórych oknach były zaświecone, dodając budowli uroku. Ciemne chmury, które iskrzyły się niebieskim blaskiem, oświetlały zamek swoją poświatą. Totalna bajka. Brakowało jeszcze księżniczek i gadających zwierząt. Nie wątpiłem, że i takie się znajdą.
— Musimy dostać się na tyły zamku. Tam znajdziemy wejście przez kanalizację — odezwał się Aiden, odpowiadając na moje pytanie.
Wróciłem do niego spojrzeniem. Drwiący uśmiech zniknął całkowicie z jego twarzy, nie pozostawiając za sobą śladu. Był całkowicie poważny.
— Musisz być ostrożny, żeby nie zauważyli cię strażnicy. Jednak jeśli się to stanie, nie wahaj się. — Z niewielkiego worka przypiętego do jego pasa wyciągnął łuk, który zostawiłem tego popołudnia na polanie.
Uniosłem brwi. Ciekaw byłem, ile jeszcze magicznych przedmiotów posiadał. Nic nie zdawało się przed nim ukryć. Przepuściłem te myśli koło głowy, zabierając od wampira kawałek drewna. Spojrzałem na broń, oburzając się odrobinę.
— Mam do nich strzelić?
Nie podobał mi się ten pomysł. Co innego bronić się przed demonami, a przed innymi Damirami. Na pewno istniał sposób by przed nimi uciec lub ogłuszyć by nas nie wydali.
— Nie, dać im go w prezencie — zadrwił prześmiewczo. — To już nie jest zabawa w strzelanie do drzewek. Albo ty, albo oni. A mogę cię zapewnić, że inni nie będą się zastanawiać — warknął, będąc w stu procentach poważny.
Zacisnęłam szczękę, wiedząc, że miał rację. Lecz nadal wizja tego, że miałbym zabić kogoś takiego samego jak ja, nie była niczym pozytywnym. Co ja gadałem, kogokolwiek innego niż demony nie potrafiłem zabić. Tym bardziej kogoś kto miał ludzkie cechy.
Pomimo wątpliwości przytaknąłem wampirowi. Musiałem to zrobić. Inaczej nie poszlibyśmy dalej. Jednak jeszcze jedna kwestia nie dawała mi spokoju.
— A co z tobą? Ciebie również nie mogą zobaczyć.
— Nie zdołają. Nawet gdybym przebiegłbym im przed twarzą. — Na chwilę wróciła jego drwiąca mina.
Najwidoczniej podobało mu się, że mógł po raz kolejny pochwalić się swoim sprytem i umiejętnościami.
— Chodźmy już. — Przeszedł koło mnie, zmierzając w stronę zamku.
Ścisnąłem w dłoni swój łuk. Miałem nadzieję, że nie będę musiał go używać. Wiedziałem, że nie potrafiłbym zabić. Jednak nie mogłem zaprzepaścić szansy ocalenia Kiry. Musiałem pogodzić te dwie rzeczy naraz. Jednak jak miałem to zrobić? Na ten moment musiałem pozbyć się tych myśli by nie zakłócały mojego skupienia gdy wraz z wampirem przemierzaliśmy ogród w tylnej części zamku. Naciągnąłem kaptur na głowę, jakby miał pomóc mi stać się niewidzialnym. Skoro brunet idący przede mną był w posiadaniu wielu magicznych przedmiotów, to może i peleryna niewidka by się znalazła. Nawet by mnie to nie zdziwiło. A wręcz ucieszyło. Przynajmniej na ten moment, bo później nie na rękę było mi, żeby miał tak wiele przedmiotów.
Odetchnąłem z ulgą gdy dotarliśmy do studzienki, którą wampir z łatwością otworzył. I jak przed chwilą wziąłem uspokajający oddech, tak teraz ledwo co potrafiłem nabierać choć trochę powietrza do płuc, ponieważ odór jaki poczułem schodząc do kanalizacji, był nie do wytrzymania i aż szczypał w oczy.
Żałowałem, że Thomas'a nie było tu z nami. Po tym co mi zrobił, chciałem się w ten sposób na nim odegrać. Jego węch mógłby wyczuć jeszcze gorsze nutki.
Korytarze którymi zmierzaliśmy, były ciemne i niewiele przed sobą widziałem. Jednak byłem przekonany, że lepiej, że nic nie widziałem.
— Kurwa — warknąłem pod nosem gdy stanąłem na coś miękkiego.
Miałem tylko nadzieję, że to nie było nic, o czym pomyślałem. Wampir przede mną zaśmiał się rozbawiony, jednak dalej szedł przed siebie, co chwilę skracają w nową uliczkę.
— Wiesz gdzie idziemy? — zapytałem gdy po raz kolejny zmieniliśmy trasę.
— Nie, szukam tabliczki z napisem "toaleta Kiry w te stronę" — zadrwił.
Przewróciłam oczami z irytacją. Musiał się tego domyśleć, bo po chwili odezwał się ponownie.
— Byłem tu kilka razy.
— Więc jednak to miejsce nie jest tak dobrze chronione — mruknąłem.
— Wcale nie jest. Sam widzisz, że nie trudno jest się tu dostać — dodał spokojnie. — Ale nie o zabezpieczenia tu chodzi. Nikt się tu nie włamuje ze strachu. Jeśli nas złapią, zrobią nam pranie mózgu. Świadomość, że ktoś miałby wykorzystywać cię do swoich celów, przeraża bardziej od śmierci. — niechęć, z jaką to wypowiedział, nie pozwalała mi nawet przez chwilę zwątpić w jego słowa. Nawet sam się z nim zgadzałem, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem.
Nie przyznałbym tego na głos, ale gdybym spotkał go w innych warunków i zachowywałby się tak jak w tej chwili, uznałbym go za całkiem mądrego faceta. Zdawał się wybiegać myślami w przyszłość, planując kolejne kroki swoich wrogów. Wiedział o wszystkim, jakby doskonale znał myśli każdego, kogo napotkał. Znał jego nawyki, zachowania.
Spojrzałem na jego plecy. W tym momencie było mi to bardzo na rękę, jednak gdy znów staniemy się wrogami, zdawałem sobie sprawę, że to on miał przewagę. Nie minęło dużo czasu, a wampir zatrzymał się przed jedną z wielu mijanych przez nas drabinek. Odwrócił się w moim kierunku, a ja wiedziałem, że nie mógłby tak po prostu iść dalej przed siebie bez zwrócenia mi uwagi. Czasami miałem wrażenie, że traktował mnie jak młodszego kuzyna, którym musiał się opiekować.
— Wyjdziemy tędy w głównej łaźni. Pójdę pierwszy, zobaczyć czy nikt nas nie zauważy. — Złapał rękami za pierwsze szczeble drabiny. — Zawołam cię kiedy będziesz mógł wyjść.
Przewróciłem oczami, ale posłusznie zostałem na dole. Choć nie narzekałbym gdybym mógł opuścić już to cuchnące miejsce.
— Uważaj na siebie — odparłem, zanim zniknął mi sprzed oczu. Wampir zaśmiał się rozbawiony. — Sam nie dam rady uratować Kiry — dodałem, nie chcąc, by źle zrozumiał moje słowa.
Dopiero po wypowiedzeniu ich zdałam sobie tak naprawdę sprawę, że były one prawdziwe. Sam nie widziałbym nawet, jak dostać się do środka pozostając niezauważonym. Nie wiedziałbym, co miałem zrobić. To on wszystkim kierował. Gdyby go złapali, zostałby sam.
Zacisnąłem szczękę.
Powtarzałem sobie w głowie, że tylko ten jeden raz chciałem, by temu dupkowi nic się nie stało.
Krótko po tym usłyszałem jego wołanie, świadczące że mogłem w spokoju do niego dołączyć. Z radością wspiąłem się po drabinie. Zmrużyłem oczy gdy białe, jasne światło było wyjątkowo uciążliwe po długim pobycie w ciemnościach. Pierwsze co poczułem, to zapach środków czystości. W połączeniu z bielą na ścianach miałem wrażenie, jakbym trafił do szpitalnej izolatki.
Wnętrze w niczym nie przypominało tego, co reprezentował sobą zamek z zewnątrz. Na pozór średniowieczna budowla, w środku urządzona była w najbardziej nowoczesny sposób. Ten nieprzyjemnie nowoczesny. Nie tego się spodziewałem, widząc nadwyraz magiczny świat z zewnątrz. Nawet korytarze wyglądały na identyczne. Tworzyły sieć labiryntu. I jak do tej pory wampir zdawał się doskonale wiedzieć gdzie iść, tak teraz był tak samo zagubiony jak ja. Błądziliśmy korytarzami, w coraz większej obawie, że napotykamy jakiegoś strażnika. Najwidoczniej świt musiał jeszcze nie nastać. Wiedziałem jednak, że ten czas niedługo nadejdzie. Zastanawiałem się tylko jak prędko. Brak okien wyjątkowo zaburzał poczucie czasu.
Zaczynałem powoli tracić nadzieję gdy po raz kolejny natknęliśmy się na zamknięte drzwi. Jeśli w najbliższych minutach nie natknęlibyśmy się na jakieś przejście, mogłoby się to dla nas źle skończyć. Na szczęście, kolejne przejście już nie utrudniało nam dalszej drogi. Odzyskałem odrobinę nadziei. Tym bardziej, że gdy tylko uchyliłem drzwi, zauważyłem stojącą na środku korytarza białowłosą dziewczynę. Westchnąłem z ulgą. Była cała.
Ruszyłem w jej kierunku, szczęśliwy, że nareszcie ją znaleźliśmy. Nie zwracałem uwagi na cichy szept wampira, który kazał mi się zatrzymać. Kira odwróciła się słysząc moje kroki, które odznaczał się w głuchej ciszy. Uśmiechnąłem się do nie, widząc, że również zaczęła się do mnie zbliżać. Wyciągnąłem rękę, chcąc przyciągnąć ją do siebie.
Byłem tak pochłonięty myślą że nareszcie ją znalazłem, że nie przyszło mi do głowy, że mogło coś tu nie grać. Była sama. Gdyby chciała, mogłaby po prostu uciec. Nie wpadłem wtedy na to. Dlatego tak bardzo zaskoczyły mnie jej kolejne ruchy. Dziewczyna złapała za moją wyciągniętą dłoń, wykręcając ją boleśnie do tyłu.
— Co jest? — sapnąłem, czując jak coś owija się wokół moich nadgarstkowy niczym wąż.
— Idiota — warknał Aiden, zjawiając się obok Kiry i odpychając ją ode mnie.
Dziewczyna zachwiała się, jednak nie minęła sekunda, a podniosła rękę w stronę wampira. Chłopak odskoczył na bok, a w miejscu, w którym stał, podłoga zapaliła się ogniem.
— Czemu zawsze musi być to ogień — warknął ponownie. — Nie znudziło ci się już to? — Nie oczekiwał odpowiedzi.
Doskoczył do dziewczyny, przyciskając jej ciało do ściany. Zacisnąłem szczękę, ale nie odezwałem się ani słowem. Chciałem podejść do nich, jednak w momecie gdy zrobiłem krok do przodu, wampir upadł nagle na ziemię w bezruchu. Uniosłem zaskoczony spojrzenie na białowłosą. Ta odepchnęła się od ściany, przechodząc obok ciała chłopaka. Podeszła do mnie, łapiąc mnie jak przestępcę. Nie zareagowałem. Byłem zbyt oszołomiony jej zachowaniem.
Dlaczego taka była? Nie poznawałam nas?
— Weź go.
Usłyszałem jej głos nad sobą. Nie poznawałem go. Był taki zimny i szorstki.
Słowa, które wypowiedziała skierowane były do chłopaka, o którym obecności nie miałem pojęcia. Byłem zbyt skołowany, by wiedzieć kiedy pojawił się w naszym towarzystwie.
— Kira — odezwałem się, jednak przeszkodził mi jej ostry ton.
— Milcz.
Skrzywiłem się, w ogóle jej nie poznawałem.
— Wiesz kim jesteśmy? — spróbowałem po raz kolejny nawiązał jakąś rozmowę, z której mógłbym dowiedzieć się, co się stało.
— Wiem kim jesteś Luke. — Popchnęła mnie gdy zatrzymałem się na dzwięk swojego imienia w jej ustach. Było takie obce.
— Więc dlaczego... — Ponownie mi przerwała, nie dając dokończyć zdania.
— Jesteście zatrzymani pod zarzutem włamania się do siedziby rady głównej, a wraz z zachodem słońca zostaniecie osądzeni i poddani karze.
Odwróciłem głowę, chcąc na nią spojrzeć. Nie wierzyłem, że naprawdę mogłaby to zrobić. Przypomniałem sobie słowa mężczyzny, zanim wszedłem do portalu. Czy to właśnie o tym mówił? Miałem nie ufać tym których znałem. Przecież Kira próbowała przed nimi uciec. Nie dołączyłaby z własnej woli do ich oddziałów. Coś było nie tak.
Spojrzałem za siebie na Aiden'a, który był ciągnięty jak worek ziemniaków po ziemi przez towarzysza dziewczyny. Miałem nadzieję, że i tym razem podpisze się on swoją wiedzą i wytłumaczyć mi co tu się działo. W drodze do celi próbowałem nawiązać z Kirą jeszcze jakąś rozmowę, ale zbywała mnie za każdym razem uparcie milcząc.
Bez wahania wepchnęła mnie do celi razem z Aiden'em, który upadł na ziemię. Skrzywiłem się na ten widok. Gdyby nie był wampirem, pewnie miałby już złamany nos. Jak nie lepiej. Cieszyłem się, że to on był nieprzytomny, a nie ja i mogłem o własnych siłach wejść do celi.
Dopiero gdy byłem zamkniętym, więzy z moich nadgarstków zniknęły. Podszedłem do krat, przy których stała Kira. Spojrzałam na nią ze smutkiem, lecz ona pozostała niewzruszona. Odwróciła się, jednak zanim odeszła udało mi się złapać ją za rękę. Dziewczyna drgnęła, nie spodziewając się takiego ruchu z mojej strony.
— Kira, co się stało? — zapytałem spokojnie.
Dziewczyna spojrzał na nasze dłonie i zmarszczyłam brwi. Już miałem wrażenie, że uśmiechnie się do mnie nieśmiało, jak zawsze to robiła, jednak ona wyszarpała dłoń z mojego uścisku, odwracając się do mnie tyłem.
— Nie rób tak więcej — powiedziała z ostrzeżeniem w głowie.
Wpatrywałem się bezradny, jak znika za ciężkimi, metalowymi drzwiami.
Usiadłem pod ścianą, czekając aż wampir się obudzi. Nasza wyprawa stawała się coraz bardziej przypominać bezmyślną podróż. Mieliśmy uratować Kira, a teraz sami potrzebowaliśmy pomocy.
Byłem wściekły na siebie. Gdybym nie był takim idiotą, może zauważyłbym, że coś było nie tak.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
No to mamy mały problem 😅
Luke faktycznie wykazał się niezłą głupotą, ale przecież to nasza dobra klucha 🥰
Trzeba mu wybaczyć 😌
Może faktycznie Aiden ponownie wykaże się swoim sprytem i pomoże im uciec 😎
Albo zrobi to ktoś inny 🤭😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top