Rozdział 44
Dokładnie tak jak zauważył Aiden, pozostali zaczęli zbliżać się do domu. Trochę zazdrościłem mu tych umiejętności. Były całkiem przydatne. Na przykład gdy najlepsi przyjaciele ukrywali przed tobą informacje o pobycie porwanej... przyjaciółki.
Domyślając się, że niezbyt prędko będą chcieli wdać się ze mną w ponowną rozmowę, zacząłem powoli pakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy do plecaka. Nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać, ale wolałem być przyszykowany na większość przypadków.
Dokładnie tak jak myślałem, nikt nie spieszył się, by do mnie zajrzeć. Dlatego to ja wyszedłem, napotykając Rose uciekającą po schodach do góry z jakąś reklamówką. Wyglądało, jakby co najmniej coś ją goniło. Nie było to normalne. Ciekawiło mnie tylko, jak postanowią mi to wytłumaczyć. Chciałem posłuchać, na co sprytnego wpadli tym razem.
— Gdzie byliście? — zapytałem, opierając się o balustradę schodów.
— Na zakupach. Jedzenie zaczęło się kończyć — skłamał bez najmniejszego zająknięcia Thomas.
Zacisnąłem dłoń na poręczy. Byłem pewien, że to nie warzywniak był miejscem skąd wracali. Wściekłość chciała uparcie wyjść na zewnątrz, ale ze wszystkich sił starałem się ją powstrzymać. Jednak to nie było jedyne co czułem. Żal skręcał mi wnętrzności. Myślałem, że Thomas jako jedyny nie będzie mnie okłamywał. Znaliśmy się od lat. Zawsze mówił mi prawdę, nawet jeśli była ona tą najbardziej bolesną stroną. Potrafił zachować szczerość, jednocześnie przywołując wszystkich do porządku. Zachowywał się trochę jak alfa wśród wilkołaków. Oczywiście nim nie był. Jego ranga to zwykły beta, jednak w naszym towarzystwie musiał nabrać cech, które postawiły go w roli przywódcy. Jakby jego wilk zaakceptował nas jako stado i nieświadomie się o nas troszczył.
Thomas to był taki wielki, dobry wilk. Dlatego tak bardzo miałem mu za złe, że nie powiedział mi prawdy. Miałem dosyć tego, że nikt mi nie ufał. Co robiłem źle? Gdzie pokazywałem, że nie można było mi zaufać?
— A może chcielibyście powiedzieć mi, co przekazał wam Aiden, czy nie planowaliście mnie o tym poinformować? — starałem się, by mój ton nie był zbyt szorstki. Naprawdę się starałem, ale... raczej mi to nie wyszło.
— To...— Brad odezwał się niepewnie, spoglądając na Thomas'a.
— Kira zamknięta jest w północnej wieży zamku — dokończył wilkołak.
A więc jednak powiedzieli mi jakąś część prawdy. A przynajmniej tą, którą powiedział im Aiden. Jeżeli to było to co im powiedział, bo do tego również nie mogłem mieć pewności, to chciałem zobaczyć ich miny gdy odkryją, że to oni zostali oszukani. Nie potrafiłem pogodzić się z faktem, że zatajali przede mną tak ważne informacje. Nie potrafiłem zebrać myśli. Byłem ciągle wytrącony z równowagi. Sam doskonale widziałem i czułem, w jakim okropny stanie byłem. Niewiedza mnie wykańczała, a oni uznali, na jakiejś swojej popieprzonej podstawie, że ukrywanie przede mną informacji, że Kira wciąż żyła, było dobrym pomysłem.
— Więc kiedy tam idziemy? — zapytałem.
Moja złość powoli zaczynałam opadać, gdy coraz częściej przypomniałem sobie, że to ja byłem tym o krok przed nimi. Nie doszukiwałem się prawdy. Nie rozważałem tego co mówili, bo nawet jeśli mieli jakieś poważne plany, to były one na nic. Ostatecznie nie byli zdolni nic zrobić. To ja wiedziałem więcej od nich i śmiałem się w myślach. Powinienem czuć się potwornie. Ja również ukrywałem przed nimi prawdę. Nie myślałem, że byłbym do tego zdolny w stosunku do nich. Ufałem im bezgranicznie. Znaliśmy się całą grupą wiele lat. Ale z wiedzą, że oni zrobili dokładnie to samo, szło mi jakoś łatwiej. Prościej było mi kłamać, wiedząc, że oni również mi to zrobili.
Chciałem wiedzieć, czy mnie również uwzględnili w swoim planie, który musiał się już stworzyć. Jednak po moim pytaniu nastąpiła długa cisza, która nawet Thomas nie chciał przerwać.
— Luke — Rose pojawiła się w salonie — uznaliśmy, że lepiej będzie jeśli zostaniesz w domu, a my sami pójdziemy po Kirę. — Stanęła obok mnie, patrząc na mnie swoim zatroskany spojrzeniem.
Uniosłem brwi, a delikatny uśmiech pojawił się na moich ustach.
— No jasne, czego mogłem się spodziewać — Zaśmiałem się z własnej naiwności.
Przecież oczywiste było to, że nie zamierzali brać mnie ze sobą
— To nie tak — zaprotestowała od razu blondynka, idąc za mną.
Zamierzałem wrócić do siebie i poczekać na godzinę, o której miałem spotkać się z wampirem.
— Martwimy się o ciebie. — Złapała mnie za ramie, zmuszając, bym się odwrócił. — Mało wychodzisz i ciągle jesteś nieobecny. — Zaniepokojona, wpatrywała się we mnie z troską.
— Nie chcemy byś zrobił coś lekkomyślnego — dodał Thomas.
Przynajmniej teraz powiedział prawdę.
— A mam chodzić z uśmiechem na twarzy kiedy Duncan zrobił sobie z Kiry swoją niewolnicę? — zadrwiłem.
Wyrwałem się z uścisku blondynki. Czułem na sobie ciężkie spojrzenie brązowych tęczówek Thomas'a próbującego mnie uspokoić. Podszedłem do niego odważnym krokiem, chociaż miałem ogromną ochotę zawrócić, czując jego rozkaz. Pieprzony alfa. Stanąłem przed nim, patrząc mu hardo w oczy.
— Możecie mi nic nie mówić, ale ja i tak dowiem się prawdy i zrobię swoje — ostrzegłem go.
Była to prawda. Wiedziałem już jakąś część i nie zamierzałem na tym poprzestać. Chciałem dowiedzieć się całej prawdy związanej z Kirą. Nawet jeśli musiałem współpracować z Aiden'em. Byłem w stanie zakopać topór wojenny, byleby dostać się do białowłosej.
Z satysfakcją obserwowałem, jak na twarzy bruneta pojawiło się chwilowe zaskoczenie. Gdyby nie myśl, która wciąż krążyła mi w głowie, to stałbym tam o wiele dłużej, by moc później wypominać mu tę jego chwilę dezorientacji. Zamiast tego wróciłem do siebie. Pozostało mi jedynie oczekiwać na odpowiednią porę.
Położyłem się na łóżku. Wzrokiem śledziłem wskazówki zegara, które przesuwały się mozolnie. Po chwili moje powieki zrobiły się ciężkie, a sam zacząłem być senny. Zamknąłem na chwilę oczy, jednak po chwili orientują się co robię, ocknąłem się, karcąc się szybko w myślach. Nie mogłem zasnąć. Budzik obudziłby resztę. Więc sen był wykluczony. Musiałem czekać. Być gotowy.
Już niedługo. Przyjdę po ciebie.
》☆《
Czas, zdawał się stać w miejscu, a płynąć jedynie gdy moje myśli wędrował do chwili gdy na polanie Kira wzleciała w powietrze. Jej piękne, śnieżnobiałe skrzydła wyryły się w mojej pamięci. Były tak samo dostojnie jak na portretach aniołów. Nie bez powodu ludzie wierzyli w ich istnienie. Jednak my, zwyczajne Damiry nie byliśmy nawet w najmniejszym kawałku tak zjawiskowi jak to, co zobaczyłem.
Właśnie te myśli pozwoliły mi dotrwać do ustalonej przez wampira godziny. Gdy tylko zegar wybił za piętnaście trzecią, wyszedłem powoli ze swojego pokoju. Ubrany w czarną bluzę czułem się niewidzialny w mroku domu. Ciemności nie zagłuszały uliczne światła, a księżyc wyjątkowo schował się za chmurami, wyglądając zza nich jedynie na krótkie minuty.
Wspiąłem się po schodach na piętro. Doskonale widziałem, jak Rose wręcz uciekła przede mną z reklamówką pełną zapewne przydatnych zdobyczy.
Wślizgnąłem się do jej pokoju, najciszej jak potrafiłem. Oczy przyzwyczaił się do ciemności, lecz nawet pomimo to nie widziałem zbyt wiele.
Stawiałem ostrożnie kolejne kroki, by nie potknąć się o napotkane przedmioty. Nie chciałem obudzić blondynki. Na szczęście nie musiałem długo szukać swojego celu. Pod łóżkiem znalazłem poszukiwaną przez ze mnie reklamowe.
Jakie przewidywalne.
Najciszej jak potrafiłem, zacząłem wyciągać kolejne rzeczy, jednak każdy szelest folią w otaczającej nas ciszy był jak krzyk. Widząc, jak dziewczyna poruszyła się niespokojnie, zdecydowałem się nie nadwyrężać swojego szczęścia.
Ostatecznie udało mi się wziąć ze sobą jedynie kilka fiolek z dziwnym płynem oraz dwa krótkie sztylety.
Byłem już gotowy do spotkania się z wampirem. Tylko problem leżał w tym, że nie widziałem co miałbym zrobić gdy znajdę się już za szopą.
Gdy pojawiłem się na miejscu, w ciemnościach lasu nie potrafiłem dojrzeć czegokolwiek co wskazałoby mi kierunek, lub znak co dalej. Nawet księżyc, który stanął po mojej stronie i starał się oświetlić mi odrobinę otoczenie, nie dawał rady rozproszyć głębokiego mroku.
— Jak punktualnie — odezwał się znajomy mi głos, choć jeszcze nie widziałem jego posiadacza.
Odwróciłem się w stronę dźwięku, starając się cokolwiek dojrzeć. W końcu niewyraźna sylwetka ukazała mi się po dokładniejszym przyjrzeniu się. Nie na rękę było mi witanie się z nim, dlatego przeszedłem od razu do tego, po co się spotkaliśmy.
— Zdobyłem kilka rzeczy. — Wyciągnąłem z kieszeni swoje zdobycze.
— Świetnie.
Poczułem, jak z moich dłoni znika jeden sztylet i wszystkie fiolki. Mógłbym się sprzeczać, lecz skoro wiedział z czym one były, mógłby zrobić z nich większy pożytek. Zdziwiło mnie tylko, że wziął również sztylet. Przecież miał już jeden i to nieporównywalnie silniejszy. Skoro mieliśmy sprzeciwić się radzie to Rumir nadawał się do tego idealnie.
— Musimy dostać się na drugą stronę lasu. Tam przejdziemy do świata rady. Leć nade mną, będzie szybciej — wytłumaczył krótko, nie wdając się w żadne szczegóły.
Nie żeby wizja dłuższej wymiany zdań z Aiden'em była dla mnie spełnieniem marzeń, jednak wolałem wiedzieć nieco więcej o jego planie.
— Jak zamierzasz dostać się do krainy Rady? — zapytałem i nie potrzebowałem żadnego światła, by wiedzieć, że uśmiechał się rozbawiony moją niewiedzą. Cisza, jaka nastała, mówiła sama za siebie.
— Ciekawski dokładnie jak Kira — wypomniał mi, ale ostatecznie odpowiedział na pytanie. — Jeden ze strażników ma u mnie dług. Pomoże nam.
Najwyraźniej tyle musiało mi wystarczyć, bo nie czekając dłużej, rzucił krótkie "ruszamy" i zaczął swój bieg przez las. Ja również od razy wzleciałem w powietrze, nie chcąc zgubić go z pola widzenia. Choć drzewa i ciemność wyjątkowo mi to utrudniały, to dwie, małe smugi czerwonych oczu pomagały mi nie stracić swojej celu.
Machałem z całych sił skrzydłami, a pomimo tego sylwetką wampira zaczęła się oddalać. Czułem, że zaczynałem tracić siły. Potrzebowałem odpoczynku. Leciałem zaledwie kilka minut, lecz szybkie tempo i wyjątkowy brak zregenerowanej mocy, utrudniały mi przeprawę.
Wylądowałem ciężko na ziemi. Wampir, słysząc, że zleciałem, sam zatrzymał się w miejscu. Z tą różnicą, że on wyglądał tak samo jak przed naszą podróżą. Jakby wcale nie przebiegł kilku kilometrów. A i pod dom Brad'a musiał się w jakiś sposób dostać.
— Co jest? — Podszedł do mnie, a czerwone oczy spoglądały na mnie z irytacją.
— Muszę odpocząć — przyznałem niechętnie.
Nie zamierzałem przyznawać się do swojej słabości. Tym bardziej przez nim. Ale nie potrafiłem dłużej udawać, że daje radę.
— Nie mamy czasu na odpoczynek. Paul nie będzie czekał na nas do rana. — Przewrócił oczami. Sięgnął do kieszeni, a w jego dłoni pojawiła się jedna z fiolek. — Pośpiesz się — westchnął ciężko.
Niepewnie odebrałem od niego specyfik. Spojrzałem z wątpliwością na tajemniczy płyn.
— Może mam ci pomóc? — warknął, najwyraźniej tracąc cierpliwość.
Sam nie byłam mu dłużny i pospałem mu ostre spojrzenie.
— Wzmocni twoją wytrzymałość — wytłumaczył, łapiąc się za naradę nosa, jakby nagle rozbolała go głowa.
Nie miałem wyjścia. Jednym ruchem wypiłem zawartość naczynia. Przekonywała mnie jedynie wiedza, że kupiła to reszta naszej paczki. Nie wzięliby raczej trucizny. Więc to, że wampir mówił prawdę, było w pięćdziesięciu procentach prawdopodobne. Można było to pociągnąć nawet do siedemdziesieciu gdyby wziąć pod uwagę fakt, że miałem się mu do czegoś jeszcze przydać. Lecz to nie zmieniało smaku specyfiku, który porównywalny był do gnijącego mięsa. Nie żebym wiedział, jaki miało ono smak, lecz zapach często potrafił działać również i na kubki smakowe.
Ale musiałem przyznać, że gdy tylko wypiłem to coś, poczułem, jakby wszystkie siły nagle do mnie wróciły. Dając znak wampirów, że możemy ruszać, wzbiłem się ponownie w powietrze. Tym razem nie odczuwałem zmęczenia i potrafiłem lecieć z równą prędkością co wampir. Lecz i tak wiedziałem, że nie był to szczyt jego możliwości i sporo się hamował, to czułem pewnego rodzaju dumę, że za nim nadążałem.
Druga część drogi była krótsza od tej pierwszej, albo zleciała mi ona dużo szybciej przez prędkość i brak zmęczenia. Wampir po chwili zatrzymał się niespodziewanie, przez co musiałem zawrócić.
Kiedy stanąłem obok niego, on już wdał się w rozmowę z nieznajomym mi mężczyzną. Posiadał on ze sobą latarkę, dzięki której potrafiłem dojrzeć więcej niż gdy byłem jedynie w obecności wampira.
— Dlatego działam sam. — Usłyszałem skrawek ich rozmowy.
— Dlatego, ostatnim razem prawie cię złapali. — Zaśmiał się mężczyzna.
Wyglądali jakby byli w przyjaznych stosunkach. Kiedy wampir powiedział, że strażnik miał u niego dług, spodziewałem się, że będzie z niechęcią zgadzał się nas przenieść, a tymczasem wyglądało na to, że byli dobrymi znajomymi.
— Mam ci przypomnieć czemu pozwalasz nam przejść — odparł widocznie niezadowolony Aiden uwagą mężczyzny na swój temat. Jednak nie wyglądało na to, by był zły. Naprawdę dziwnie było go widzieć... takiego.
Nieznajomy stracił z twarzy swój uśmieszek. Spojrzał oburzony w stronę wampira, po czym wyszeptał kilka słów całkiem ze sobą nie powiązanych, a przed naszymi oczami ukazała się podejrzana struktura. Jakby w powietrzu zawisło lustro, lecz nie odbijało obrazu, a go tworzyło.
Wampir uśmiechnął się chytrze, odważnie krocząc w stronę portalu.
— Jeśli cię złapią, nie licz na moją pomoc — powiedział nieznajomy, który do tej pory całkowicie zignorował moją osobę.
Aiden zaśmiał się jedynie rozbawiony i przeszedł przez portal znikający w jego wnętrzu. Widziałem, jak szedł w stronę jeziora, jednak wyglądało to, jakbym oglądał film na ogromnym telewizorze. Poczułem na sobie spojrzenie mężczyzny. Zwrócił na mnie uwagę, pierwszy raz odkąd się spotkaliśmy. Myślałem, że cokolwiek do mnie powie, ale on uparcie milczał. Ruszyłem więc w stronę portalu, jednak zrobiłem to mniej odważnie od wampira.
Zanim lustro całkowicie mnie pochłonęło, zdołałem usłyszeć, jak mężczyzn zdecydował się ostatecznie do mnie odezwać. Jednak nie były to słowa, których się spodziewałem.
— Nie ufaj tym których znasz.
Zaskoczony chciałem odwrócić się, by spytać co miał na myśli. Jednak portal zamknął się w momecie gdy znalazłem się na drugiej stronie.
Nie rozumiałem co miały oznaczać jego słowa?
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Luke i Aiden naprawdę zdecydowali się współpracować. To nie może się dobrze skończyć 😂
Tylko co pójdzie nie tak? 🤔
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top