Rozdział 4
Zanim zaczęło się to wszystko przed czym ciągle uciekałam, uważałam się za radosną osobę. A przynajmniej taka starałam się być. Nie lubiłam narzekać, a we wszystkim doszukiwałam się pozytywnej strony. Szybko ufałam ludziom i pomimo zakazów rodziców, korciło mnie żeby pokazać im kim byłam. Przecież to takie wspaniałe. Byłam wyjątkowa jak księżniczka.
Miałam też przyjaciela. Matt'a znałam już od dziecięcych zabaw w piaskownicy. I choć jako dziecko lubiłam spędzać czas na czytaniu magicznych książek od kiedy tylko nauczyłam się czytać, to nigdy nie stroniłam od jego towarzystwa. Czarnowłosy był człowiekiem, a mnie z biegiem lat coraz bardziej zaczynało dobijać, że nie mogłam powiedzieć mu kim byłam. Choć to właśnie jego normalność pomogła przetrwać mi mój okres buntu, w którym przestałam uważać się za księżniczkę i nienawidziłam swojej odmienności. Chciałam być jak on. Normalna.
Pewnego wieczoru, kiedy to po swoim treningu zostałam skarcona bym nie oddalała się od rodziców, bo ktoś mógł mnie zobaczyć, miałam już tego dosyć. Nie mogłam udawać zwykłego człowieka, bo nim nie byłam. Damirem też nie mogłam być w pełni. Nie wiedziałam kim byłam, kim powinnam być. Kogo udawać?
Siedząc wtulona w ramie Matt'a, który przejęty moim stanem starał dowiedzieć się co było tego powodem, to właśnie on podtrzymywał mnie na duchu. To wtedy postanowiłam mu o wszystkim opowiedzieć. O sobie, o tym jak musiałam się ukrywać. Bałam się, że mnie wyśmieje. Stwierdzi, że to tylko bajki. Ale on słuchał mnie z powagą i bez zawahania wierzył we wszystko co mu powiedziałam. To on wtedy pomógł mi przetrwać trudne chwile. Decyzja, którą wtedy podjęłam była jedną z najlepszych decyzji.
A mogłam przekonać się o tym jeszcze wiele razy. Niestety musieliśmy się rozstać, gdy zaczęłam swoją ucieczkę po krajach. A teraz, widząc go stojącego przede mną, trochę zdezorientowanego moim widokiem, jednak mając na twarzy uśmiech chowając się za szokiem, sama uśmiechnęłam się promienie.
Podeszłam do niego i nie mogłam powstrzymać się, by go nie uścisnąć.
— Matt, co tu robisz? — zapytałam i po chwili odsunęłam się, by spojrzeć na jego twarz.
— Mogę to samo powiedzieć. — przeniósł wzrok za moje plecy, za którymi zapewne znajdowali się moi znajomi.
— Trzeba kiedyś wrócić na stare śmieci, prawda? — odwróciłam się zerkając na pozostałych, których zaciekawiony wzrok skanował sylwetkę chłopaka.
— Cieszę się, że widzę cię całą. — uśmiechnął się ciepło.
Wystraszyłam się, że słowa wypowiedziane przez Matt'a mogłyby zostać odebrane w sposób, który nie byłby mi po drodze. Normalny człowiek pomyślałbym o jakimś przestępstwie, może prześladowcy, jednak gdy już raz pozna się drugą stronę świata, ona zawsze będzie poszukiwana w codziennych zjawiskach.
— Tak. — zaśmiałam się, starając się nie brzmieć nerwowo. — Miałam drobne problemy lecąc tutaj — skłamałam, bo lot minął bezproblemowo, ale chciałam przekazać mu, żeby bardziej pilnował się ze słowami. Tak jak mówiłam oni mogli szybciej połączyć fakty.
— Więc skoro już wszystko jest w porządku, to należy to uczcić. — wyciągnął rękę, a ja doskonale wiedząc, że chciał położyć mi ją na głowie, złapałam za nią nim zdążył spełnić swoje zamiary. Zawsze tak robił gdy chciał mnie zdenerwować, ale teraz musiałby znieść jeszcze zemstę od blondynki, która nie byłaby zadowolona, że ktoś zepsuł jej robotę.
Przewrócił oczami i zabrał rękę, by podejść do moich znajomych. Przypatrywałam się jak przedstawiają się nawzajem, a szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy zdałam sobie sprawę, że mogłam ponownie go zobaczyć.
》☆《
Impreza trwała w najlepsze, a ja zgubiłam pozostałych już jakiś czas temu, sama wirując pomiędzy ludźmi. Ilość spożytych przeze mnie procentów była znikoma. Pilnowałam się po tym jak poprzednim razem to właśnie przez to się zdradziłam.
Błądziłam w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy, aż w końcu mój wzrok napotkał Luke'a siedzącego w gronie osób grających w "butelkę". Niezbyt uśmiechało mi się by dołączyć do zabawy, jednak nie chciałam dłużej kręcić się sama po domu. Podchodząc bliżej, zauważyłam jeszcze Rose oraz Matt'a, którzy również brali udział w grze. Usiadłam obok blondynki, która spojrzała na mnie trochę rozbieganym spojrzeniem. Zaśmiałam się na ten widok. Chciałabym być tak beztroska jak ona. Jednak to już się u mnie skończyło.
Obserwowałam jak szkło zatrzymuje się na poszczególnych osobach, którzy wykonywali przeróżne zadania, lub mówili swoje głęboki skryte sekrety i byłam prawie pewna, że gdyby nie alkohol w ich krwi nigdy nie wypowiedzieliby tych słów na głos. Jednak każde z pytań sprowadzało się w jakiś sposób do tego co starałam się ukryć. I może nie obawiałam się tego, bo zawsze mogłam skłamać, jednak mój komfort minął w chwili gdy jeden z uczestników przyniósł tani i wątpliwej jakości wykrywacz kłamstw, ale zawsze jakiś był, a sam fakt że coś takiego było sprawiał, że bardziej się stresowałam. Tym bardziej gdy w końcu butelka wskazała właśnie mnie.
— Wyzwanie — odparłam nie do końca przekonana, choć wolałam zrobić coś głupiego, ponieważ zapewne większość nie będzie o tym pamiętała, a reszta zapomni z czasem, niż powiedzieć coś co mogliby zapamiętać ci którzy nie powinni.
Chłopak który dawał mi zadanie uśmiechnął się złośliwie, zerkając na jedną z dziewczyn i patrząc w jej kierunku wskazał mi wyzwanie.
— Pocałuj... Matt'a — wypowiedział.
Odetchnęłam z ulgą. Ulżyło mi, że nie musiałam robić jakiś dziwnych rzeczy.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wstając ze swojego miejsca. Podeszłam do Matt'a, który uśmiechał się rozbawiony tak samo jak ja. Usiadłam mu na kolanach i pochyliłam się dając mu krótkiego buziaka w policzek.
Wróciłam na swoje miejsca, widząc niezadowolony wzrok chłopaka, który dał mi zadanie i spojrzenie wyższości dziewczyny, której chyba chciał zrobić na złość.
— Zadanie nie było sprecyzowane. — Wzruszyłam ramionami. Matt miał już dziewczynę, która mu się podobała i czułabym się co najmniej dziwnie całując go, nawet jeśli był moim przyjacielem i wiedział, że było to tylko zadanie.
— Na nic więcej nie liczyłem. — zaśmiał się rozweselony Matt.
Spojrzałam na niego, jednak wcześniej mój wzrok zatrzymał się na szerokim uśmiechu Luke'a, który wpatrywał się w butelkę leżącą na stole. Co go tak bawiło? Choć pijanych ludzi mogło bawić wszystko.
Przekonałam się o tym bardzo dobrze, gdy po kolejnej godzinie nasza gra dobiegła końca. Wtedy wszyscy się rozeszli, a ja zaczęłam znajdywać swoich znajomych w całym domu. Nagle wszyscy się znaleźli. Rose siedziała w kuchni pijąc już kolejnego drinka i śmiejąc się pod nosem, Luke spał na kanapie w przedpokoju, Mike prowadził żywą dyskusję z kaktusem, a Maja i Brad tańczyli, choć do prawdziwego tańca było im daleko, bo jedynie zataczali się przez spożyte procenty, nieudolnie próbując zachować pion i nawet skoczna muzyka nie przeszkadzała im, by tańczyć romantyczny układ.
— Zbieramy ich? — stanęłam obok Matt'a, który jako jedyny trzymał się jeszcze na nogach.
— To samo chciałem zaproponować. — spojrzał z politowaniem na Mike'a, zabierając mu kaktusa z rąk, ignorując jego wołania by zostawił jego towarzysza.
Czarnowłosy wyszedł na zewnątrz, by w spokoju zamówić taksówkę, a ja podeszłam do śpiącego Luke'a z zamiarem obudzenia go. Nawet z pomocą Matt'a ciężko byłoby nam go stąd wynieść.
Złapałam za jego ramie, potrząsając nim delikatnie.
— Luke wstawaj, wracamy już do domu — starałam się przekrzyczeć muzykę, dziwiąc się jak udało mu się tu zasnąć.
Szatyn mruknął coś pod nosem, ale przez hałas wokół nas nic nie usłyszałam.
— Luke naprawdę musisz wstać — jęknęłam, wiedząc że to nie będzie takie proste.
Złapałam go za rękę, pomagając mu usiąść. Chciałam wstać, ale zatrzymała mnie dłoń, która nadal trzymała moją.
— Wierzysz w anioły? — wybełkotał podnosząc powieki, ukazując mi tym samym swoje piwne tęczówki. — Mogę być... — jego dalsze zdanie zagłuszył mi krzyk zbliżającego się Matt'a.
— Kira! — podszedł bliżej nas. — Możemy już wychodzić? — przytaknęłam mu głową, a brunet podniósł Luke'a z sofy i pomógł mu iść.
Ja za to ruszyłam w kierunku Rose, zahaczając po drodze o zakochaną parę. Wyszliśmy przed dom, gdzie czekali już wszyscy pozostali.
Brad, Maja i Mike, który o dziwo wyglądał już o wiele lepiej i zdawał się być już świadomy swoich decyzji, zajęli miejsca w jednej taksówce, a reszta naszej grupki, po mojej nieudanej próbie dostania od nich adresu zamieszkania, wsiedliśmy do drugiego pojazdu.
Jechaliśmy do mnie i pomimo że miałam nadzieję, że uda mi się jeszcze wyciągnąć od nich w drodze informacje gdzie mieszkają, to moje wszelkie próby poszły w piach. Nawet kierowca podśmiewywał się ze mnie, kiedy miałam jeszcze nadzieję że czegoś się dowiem.
Wysiadłam pod moim domem, płacąc i dziękując taksówkarzowi za transport i otworzyłam drzwi bandzie, która szła już o własnych siłach, najwyraźniej obudzona przejażdżką.
— Czujcie się jak u siebie — szepnęłam pod nosem, gdy sami się ugościli idąc do pokoi.
Oczywiście Luke zanim odnalazł jedną z sypialni najpierw wszedł do schowka na środku czyszczące, ale na szczęście w porę zawrócił.
— Dzięki za pomoc z nimi. — odwróciłam się w stronę Matt'a.
— Pamiętam jak ciebie musiałem tak wynosić. — zaśmiał się, zapewne wspominając te chwile. — Dobrze się czujesz, wiesz z czym? — zapytał zmartwiony.
Tak, po powrocie tu, choć było to całkiem inne miasto to i tak wspomnienia czasami do mnie wracały.
— Daje radę — zapewniłam go. — To co, znowu jesteśmy razem. — uśmiechnęłam się. Zerknęłam za ramie chłopaka na taksówkarza, który zniecierpliwiony czekał na bruneta. — Chyba powinieneś już iść jeśli nie chcesz by doliczył ci podwojnie za postój. — zaśmiałam się i przytuliłam go na pożegnanie.
— Cieszę się, że cię zobaczyłem. — przyciągnął mnie bliżej siebie.
Ja również byłam z tego powodu uradowana. Był teraz jedyną osobą, przed którą nie musiałam udawać. Mogłam być w pełni sobą, a teraz najbardziej mi właśnie tego brakowało. Poczucia, że nie byłam sama. Że gdyby coś mi się stało, to ktoś wiedziałaby, że nie byłoby to zwykle porwanie, czy mój nagły wyjazd. Wiedząc, że on również tu był, jeszcze bardziej czułam, że właśnie tu było moje miejsce. Ale coraz ciężej było mi się pogodzić z myślą, że i tak będę musiała stąd wyjechać. A tylko to jak ostrożna będę, miało zadecydować jak szybko to nastąpi.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Tym razem nie był to nikt groźny, a nawet okazał się przyjacielem 😌
Ale czy wszystko nadal będzie takie kolorowe? 🤭
No i jakie konsekwencje będzie miało to, że dwójka znajomych została w domu Kiry? 🤔😌❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top