Rozdział 36
☆pov.Kira☆
Nawet nie zdawałam sobie sprawy kiedy zasnęłam, będąc pogrążona we wspomnieniach. I pewnie dlatego wiele z nich przetaczało się przez mój sen. Widziałam w nim swoją rodzinę. Śmiałam się, żartowałam, całkiem nie zdając sobie sprawy, że był to sen i za chwilę miałam się z niego obudzić, by wrócić do bycia samej.
Ale ten moment musiał nadejść i choć miałam wrażenie, jakbym spała kilka dni, to minęły zaledwie dwie godziny. Chociaż w moim przypadku to i tak dłużej niż zwykle. Najwidoczniej ostatnie wydarzenia zmęczyły mnie bardziej niż przypuszczałam.
Wyszłam ze swojej sypialni, kierując się do miejsca, skąd dochodził odgłos grającego telewizora. W salonie na sofie leżał Thomas. Całkowicie się u mnie rozgościł, ale nie miałam mu tego za złe. Chciał mi pomóc, ostrzegł mnie przed zbiegiem z więzienia, a to, że jeszcze został u mnie, pilnując mnie gdy poszłam odpocząć jeszcze bardziej sprawiło, że zyskał w moich oczach. A wszystkie obawy, które miałam względem jego, zaczynały powoli zanikać.
Z początku uważałam go za kogoś, kto lubił wtykać nos w nie swoje sprawy tylko po to, by zyskać trochę rozrywki. Chciał wiedzieć o mnie wszystko. Kim byłam, co przed nimi ukrywałam, dlaczego to robiłam i jaki miałam w związku z tym cel. Jednak teraz gdy zdołałam już go trochę poznać, przekonałam się, że nie robił tego z własnej zachcianki. Zależało mu na bezpieczeństwie jego bliskich. Uważał mnie za potencjalne zagrożenie i chciał stwierdzić, jak bardzo mogłam im zaszkodzić. Martwił się o nich. Teraz gdy to pojęłam, nie potrafiłam zobaczyć w nim kogoś, kto był niebezpieczny i kogoś, kogo powinnam unikać bez względu na wszystko. Miałam świadomość, że wilkołaki były silnymi stworzeniami, ale on nie wydawał się kimś, kto zwróciłby swoją siłą przeciwko przyjaciołom.
— Dobry wieczór — przywitałam się, siadając obok niego i zwracając się w stronę telewizora.
— Dobry — odparł luźno, by po chwili zapytać z troską, którą mnie zaskoczył. — Jak się czujesz?
Dobre pytanie. Jeszcze kilka godzin temu panikowałam przed kolejnym szaleńcem chcącym nie dorwać, lecz teraz wydawało mi się to jedynie opowiastką, czymś, co wcale nie istniało.
— Nadal nie mogę uwierzyć w to, że kolejny wariat mnie szuka. — Zaśmiałam się, chcąc zażartować, jednak mina chłopaka wcale się nie zmieniła. Nadal z powagą doszukiwał się u mnie oznak smutku.
— Nie pozwoliłbym, by coś ci zrobił — zapewnił mnie, a ja spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Tak nagle z tym wyskoczył.
— Nie będziecie chyba chodzić za mną krok w krok. — Zaśmiałam się, lecz widząc, że on nadal patrzy na mnie tym przenikliwym wzrokiem, zaczęłam wątpić. — Bo nie będziecie prawda? — Wystraszyłam się.
Brunet westchnął ciężko. Mogłoby się wydawać, że bardziej przeżywał to co się działo niż ja. Jednak nie była to prawda. Ja się bałam, byłam wręcz przerażona, ale starałam się to ukryć pod maską żartu, tak jak to robiłam od kilku lat. Przywykłam do tego i robiłam to czasami nieświadomie. On natomiast ukazywał to co czuł. Nie chował tego w sobie, tylko pokazywał, że nie było mu do śmiechu. Zdawał sobie sprawę jak poważna była sytuacja. Nie żebym ja tego nie robiła. Ale nasze charaktery i zachowania całkowicie się różniły.
— Nie, nie będziemy za tobą chodzić — oświadczył po chwili ciszy gdy musiał chyba przemyśleć czy naprawdę tego nie zrobią. — Dlatego właśnie gdy będzie się coś działo, musisz nam o tym powiedzieć.
Zacisnęłam dłonie na sobie, bawiąc się palcami. Nie podobało mi się to, że coraz bardziej wchodzili w moje życie. Że wszystko, co zawsze trzymałam tylko dla siebie, miałam teraz dzielić się z nimi. Nie przywykłam do tego i wydawało się, że za szybko się to miało nie zmienić.
— Dobrze — mruknęłam niechętnie, widząc, że oczekuje mojej odpowiedzi.
Po tych słowach zapadła chwilowa cisza. Była to ta przyjemna cisza. Zagłuszał ją jedynie cicho grający telewizor, a ja odpłynęłam myślami do rozmowy, którą podsłuchałam przed pójściem na drzemkę. Byłam ciekawa jak czuł się Luke. Z tego co słyszałam, dowiedział się, że ktoś mnie szukał. Ale jak dużo wiedział? Ile mu powiedziała Rose? Raczej nie zrobiłaby mi tego i nie wyjawiłaby im mojego sekretu. Ale ten strach zawsze siedział gdzieś z tyłu mojej głowy.
Czasami dziwiłam się, że pomimo istnienia tyłu istot żadne z nich nie potrafiło przewidzieć przyszłości. Ciekawa byłam czy kiedykolwiek będę mogła znaleźć swoje miejsce. Żyć w spokoju, bez strachu, że ktoś mógłby mnie znaleźć. Czy poznam kogoś, kto zaakceptuje moje dziwactwo? Lecz chyba każdy obawiał się tego co miało nadejść. Nawet ci, którzy byli teraz szczęśliwi. Bo przecież wszystko może się zmienić.
Spojrzałam na Thomas'a, bijąc się przez chwilę z własnymi myślami, jednak ostatecznie zdobyłam się na odwagę, by zadać mu pytanie, które krążyło w moich myślach.
— Jak Luke się czuje?
Kiedy rano wychodziłam z ich domu wydawało się być wszystko w porządku, ale czy zmienił sobie opatrunek? Może leki przestały działać i rana zaczęła go boleć? Przez te pytania nie potrafiłam pozostać dłużej w niewiedzy.
— Wyjątkowo dobrze — odpowiedział, czym spowodował moje westchnięcie ulgi. — Nawet zbyt dobrze, może gdybyś nie uleczyła go tak szybko, to siedziałby w domu, zamiast próbować z niego uciekać. — Skrzywił się niezadowolony. — Kiedy dowiedział się, że ktoś z podziemia próbuje cię znaleźć, chciał tu przyjść. Ciekawe co by zrobił gdyby ktoś go zobaczył. Czasami zastanawiam się, czy potrafi korzystać z narządu, który ma między uszami — mruknął z dezaprobatą.
Było widać, że nie życzył mu wcale źle. To troska o niego spowodowała jego złość. Tak jak myślałam. Martwił się o nich. A Luke zdawał się być mu naprawdę bliski. Uśmiechnęłam się szczerze. Dobrze było mieć kogoś, na kim można było polegać tak jak na brunecie. Mieli ogromne szczęście, że posiadali kogoś takiego.
— Chyba naprawdę już mu lepiej — odparłam z ulgą, nadal mając delikatny uśmiech na twarzy.
— Nie widziałem go takiego szczęśliwego od kiedy był z... — urwał, jakby zdał sobie sprawę, że powiedział zbyt dużo.
— Od kiedy był z Alice? — dokończyłam za niego.
— Powiedział ci? — zapytał zaskoczony.
— Nie. — Pokręciłam głową. — Jedynie Mike wspominał dzisiaj coś, że byli razem. — Zanim się zastanowiłam, chciałam powiedzieć, jaki był temat naszej rozmowy. — Podobno... — Zmieszałam się, widząc uważny wzrok chłopaka, z którym przysłuchiwał się moim słowom. — Nieważne — odpuściłam, orientują się, że to, co chciałam powiedzieć, było nie na miejscu.
— Może nie powinienem ci o tym mówić, ale Alice podobała się Mike'owi. Po tym co się stało, obwiniał o wszystko Luke'a. — Odwrócił się w stronę telewizora, jednak nie wpatrywał się w niego. Jego wzrok stał się na chwilę nieobecny. — Nie chce byś oceniała go po tym co ci powiedział Mike. I nie mówię tego, tylko dlatego, że za nim nie przepadam. — Powrócił do mnie spojrzeniem.
— Nie zamierzam tak robić — uspokoiłam go. — Właśnie przez to pokłóciłam się rano z Mike'iem. — Uśmiechnęłam się smutno.
Chłopak uśmiechnął się ciepło pod nosem, a ja całkiem nie wiedziałam, o co mogło mu chodzić. Ale coś czułam, że wspomnienie Luke'a było jednym z powodów jego uśmiechu. Wydawali się naprawdę dobrze dogadywać. Nie wiedziałam tego gdy rozmawiał z Brad'em, a to przecież z nim mieszkał. To z nim chyba powinien mieć lepszy kontakt.
Z mojego zamyślenia wybudziło mnie zdezorientowanie gdy Thomas nagle przyciągnął mnie do siebie, samemu kucając na ziemi. Zgarbił się i jednym ruchem zgasił ekran telewizora, który był naszym jedynym źródłem światła.
Zrobiło się ciemno.
Zaskoczona jego ruchem nie byłam zdolna pojąć, co takiego miał na myśli robiąc te rzeczy. Jednak gdy zobaczyłam jego żarzące się czerwienią tęczówki, wpatrując się w punkt za oknem, zdałam sobie sprawę, że to właśnie tam musiało znajdować się źródło jego dziwnego zachowania.
— Thomas? — wyszeptałam zaniepokojona, jednak on od razu mnie ucieszył i dopiero po chwili nadsłuchiwania, sam się odezwał.
— Ktoś nas obserwował przez okno. — Wskazał dłonią szybę znajdująca się za moimi plecami.
Dreszcze zaniepokojenie przeszły przez moje ciało. Skoro teraz tam ktoś stał, jak długo to robił? Czy przychodził w inne dni? A może był to ten więzień? Znalazł mnie tak szybko? Ale jakim sposobem?
Zauważyłam, jak Thomas podniósł się powoli z ziemi i ruszył w stronę drzwi.
— Gdzie idziesz? — zapytałam spanikowana, łapiąc go za rękę. — Sprawdzę, czy dalej się tam kręci — odparł, wciąż wpatrując się za okna.
O nie nie. Nie miałam zamiaru dać mu odejść. Nie chciałam zostawać sama. Nie wiedziałam jak, ale mordercy zawsze znajdowali wejście nawet do zamkniętego domu, a Aiden był tego żywym przykładem. Wychodząc, ułatwiłby tylko porwanie mnie.
— Nigdzie nie idziesz. A co jeśli wejdzie wtedy gdy cię nie będzie? — krzyknęłam szepcząc i nawet do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że tak się dało. — To nie był żaden duch, nie wejdzie przez ścianę, a ja będę obok drzwi — wytłumaczył, chcąc ponownie odejść, ale ja tylko wzmocniłam swój uścisk. Chłopak westchnął z rezygnacją. — Dobrze, zostanę. Ale zasłoń zasłony — polecił mi, a ja nie zamierzałam zwlekać.
Z pomocą bruneta chwilę później w całym salonie zapadła egipska ciemność. Nie widziałam nawet własnych dłoni, a kroki przemieszczającego się chłopaka zdawały mi się należeć do kogoś innego. Tym bardziej gdy znikały na chwilę, by pojawić się całkiem w innym miejscu. Miałam wrażenie, że jesteśmy sami w domu, a nawet w pokoju i ktoś właśnie stał za moimi plecami. Dlatego pisnęłam ze strachu gdy usłyszałam cichy trzask za sobą.
Nagle pomieszczenie zostało oświetlone przez lampy, a ja mogłam dostrzec Thomas'a który stał za mną, trzymając rękę na włączniku.
— Spokojnie to tylko ja — powiedział.
Pocieszające. Miałam ochotę wywrócić oczami, ale byłam zbyt spięta, by to zrobić. Chyba właśnie moja relaksująca drzemka poszła na marne.
Usiedliśmy ponownie na sofie. Lecz tym razem nie potrafiłam skupić się na filmie, który leciał w telewizorze. Thomas zadawał się również wcale nie interesowany fabułą, bo co chwilę rozglądał się, jakby nadsłuchiwał niepokojących go odgłosów.
Nie mogłam już wytrzymać ten atmosfery, a jedyne co przyszło mi do głowy, co pomogłoby mi trochę się "odmóżdżyć" była stara gra, którą pamiętałam z dzieciństwa. "Czółko", bo tak się nazywał, była zabawą, nad którą razem z John'em i Matt'em potrafiliśmy spędzić kilka godzin. Thomas nie wydawał się z początku zbytnio do niej przekonany, ale szybko wkręcił się do gry. I chyba tak jak i mi tak jemu, pomogło to ponownie zebrać myśli i ochłonąć.
Nawet gdy skończyliśmy grać, to myśl pójścia do ciemnego pokoju samej, nie wydawał się już tak przerażająca jak jeszcze chwilę temu. Trochę jak po obejrzeniu horroru. Dopóki siedziałam w ciemnym pokoju ze strasznymi scenami z filmu przed oczami, to bałam się wyobrazić sobie, bym miała zostać sama. Jednak wystarczyło zapalić światło, a wszystko wracało na swoje miejsce. Strach odchodził gdzieś dalej i już nie był tak męczący. Może to właśnie dlatego w moim zestawie zawsze była bajka, którą oglądałam zaraz po horrorze. Tym razem zamiast filmu animowanego była gra w "czółko". Niby całkiem coś innego, a jednak efekt był podobny.
Wróciłam do swojej sypialni. Lecz zanim położyłam się do łóżka, upewniłam się, że zasłony były szczelnie zamknięte.
Chyba od tego dnia zawsze będę je zasłaniać.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Thomas tak jak obiecał nadal pilnuje Kiry 😎
Tylko że w takim razie John może mieć problem by się do niej dostać 😌
Ktoś już przecież wycofał się kiedy zobaczył w domu Kiry wilkołaka 🤔
John wie jak wygląda mężczyzna odpowiedzialny za jej porwanie i jeśli uda mu się dotrzeć do siostry to będzie mógł ją przed nim ostrzec 🤭
Uwaga!
W najbliższą sobotę planuje maraton. Od godziny 11 pojawi się 5 rozdziałów 😁🥰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top