Rozdział 24

Miałam wrażenie, jakby wewnątrz mnie walczyły dwa małe ludziki. Jeden mówiący, że powinnam wziąć nogi za pas i uciec od odpowiedzialności, jaka czekała mnie w domu, gdy tylko byśmy do niego dotarli. Musiałam wyjaśnić Thomas'owi co takiego miało miejsce na polanie.

Zaś drugi ludzik starał się przekonać mnie, że wystarczy zmyślić jakąś wiarygodną historyjkę, byle nie zbyt długą, by nareszcie móc rzucić się na łóżko, zawinąć w pierzynę i położyć się spać.

Gdybym mogła zdecydować, to właśnie ta druga opcja wydawała mi się o wiele bardziej kusząca. Był tylko jeden mały problem. Nic nieznacząca przeszkoda. Thomas nie uwierzyłby w jakąś wymyśloną na poczekaniu historyjkę. Czasami miałam wrażenie, że wcale nie był wilkołakiem, a jednym z krwiopijców. Zawsze wiedział kiedy kłamałam, a przecież nie mógł mieć aż takiej dobrej dedukcji, prawda? To podchodziłoby już o jakieś eksperymenty na ludziach.

Ostatecznie nie zrobiłam nic, z rzeczy, które podpowiadał mi mój umysł. Pozwoliłam zanieść się do domu. Byłam tylko ciekawa czy któraś z sąsiadek już knuła w swojej głowie jakieś niestworzone historie. Zawsze znajdzie się jedna z tych wścibskich kobiet, która interesowała się plotkami i życiem innych ludzi, jak żmija, plując na różne strony zmyślonymi historiami niczym jadem.

Mark otworzył nam drzwi, dzięki czemu Thomas mógł bez problemu wnieść mnie do środka i posadzić na sofie. Odwróciłam się w jego kierunku, jednak musiałam zaprzestać dalszego śledzenie go wzrokiem, gdyż moją szyję przeszły okropny, pulsujący ból. Jęknęłam, rozluźniając kark. Zdążyłam zauważyć jeszcze współczuję spojrzenie blondynki, zanim ta usiadła obok mnie.

— Powinniśmy to opatrzyć — odparła zatroskana.

Chciałam przytaknąć głową, jednak czując kolejną falę bólu, poddałam się i oparłam głowę luźno na oparciu.

— Apteczka jest w łazience pod lustrem — wytłumaczyłam zmęczona.

Następnego dnia miałam spotkać się z Luke'iem, a w tym momencie nawet nie potrafiłam odwrócić głowy w innym kierunku. Naprawdę liczyłam, że uda mi się z nim spotkać. Ale chyba musieliśmy zmienić nasze plany.

Cholerny Aiden.

Musiał kolejny raz wejść z butami w moje życie, akurat wtedy, kiedy zdawało mi się ono w jakimś stopniu stabilizować. Liczyłam na to, że właśnie to miasteczko było miejscem, które miało przez najbliższy czas stanowić mój nowy dom i miałam zamiar zostać tu jak najdłużej. Ale on musiał zepsuć mi ten spokój.

Westchnęłam, będąc wściekła na wampira. Ale zaraz miałam ochotę krzyknąć z frustracji. Naprawdę tylko na tyle było mnie stać? Na wkurzanie się na niego w myślach. To był szczyt moich możliwości? Damir, którego ścigają za to, jaki potężny jest? Potężny? Dobre mi sobie. Nie potrafiłam się nawet obronić przez zwykłą pijawką. Jedyne co udało mi się wytworzyć to mały płomyczek. Choć to i tak jak na mnie już sporo. Do tej pory nawet do tego nie byłam zdolna. Czułam wtedy dosyć dziwne uczucie. Tak jakby to ktoś zamiast mnie rzucił to zaklęcie, ale wpłynęło ono z moich dłoni. Jak dziwnie by to nie brzmiało. Nawet magia zdawała mi się taka... obca. Najważniejsze, że zadziałała. Po dwóch latach to nie miałam co się dziwić, że jej nie poznałam. Znaczy nie do końca przez dwa lata jej nie używałam. Tylko nie wykorzystywałam jej przeciwko Aiden'owi. Jej celem był atak na Aiden'a. A to było dla mnie nowością. Cóż, człowiek przez całe życie uczył się czegoś nowego.

Podążyłam spojrzeniem za Thomas'em, który pokazał się w zasięgu mojego wzroku. Opuścił głowę, patrząc na trzymaną w dłoni apteczkę i z lekkim opóźnieniem podał ją Rose.

— No więc. — Dziewczyna otworzyła pudełko. Na jej twarzy pojawiła się konsternacja.

Brunet spojrzał na mnie pytająco, ale ja nie wiedziałam, o co dokładnie pytał. Widząc, że nie mam pojęcia o co mu chodziło, odebrał od Rose apteczkę i sam zajął się przygotowywaniem opatrunku. Pytał o pozwolenie? No cóż, nie byłoby wielkim zaskoczeniem gdybym odmówiła. W końcu nie miałam z nim za dobrych relacji. Ale jednak tym razem nie miałam żadnych przeciwwskazań. Widziałam wszystko co robił. Nie podałby mi nic co mogłoby mi zaszkodzić. A obecność Rose i Mark'a tylko uniemożliwiała mu załatwienie mnie w inny sposób. Więc nie miałam podstaw, by mu tym razem nie zaufać.

— Powinienem już wracać — odparł Mark, zwracając tym samym naszą uwagę.

— Powiedz Ruth, że przyjdę jutro — odparła szczęśliwa blondynka.

— Próbuj dalej. — Zaśmiał się mężczyzna, a ja w zdumieniu obserwował ich krótką wymianę zdań. Kim była tajemnicza Ruth? Jego córką? Nie wyglądał na tak starego. — Chociaż plan nie poszedł do końca po naszej myśli, to mam nadzieję, że nie będziesz potrzebować więcej mojej pomocy. — Tym razem zwrócił się do mnie. — Jednak w razie czego, jestem chętny jeśli chodzi o obicie mu buźki. — Zaśmiał się z tajemniczą grozą.

— Pamiętaj o Ruth! — krzyknęła za nim blondynka, gdy ten wychodził z domu.

Ciekawiło mnie kim była dziewczyna, ale nie zamierzałam się o to pytać. Mogła być zwykłą znajomą, kuzynką, kimkolwiek, a dowiedzenia się tego nie odmieniłoby mojego życia.

Syknęłam nagle z bólu. Na swojej szyi poczułam zimny materiał, który nasączony był płynem, przez który rana zaczęła szczypać.

— Wybacz — mruknął Thomas unosząc na mnie wzrok.

No tak, zapomniałam, że miał opatrzyć i zdezynfekować mi rane. Westchnęłam, przypominając sobie o jego obecności. I o powodzie dla którego tu był. Zapowiadała się długa rozmowa, na którą ja nie do końca byłam gotowa. Albo nie chciałam być gotowa. Może wcale nie chciałam mu nic mówić, licząc, że Aiden odpuści i wtedy wilkołak również to zrobi. Że już nie będę potrzebować jego pomocy i wtedy informacje o Aiden'ie byłyby dla niego zbędne. Obiecałam sobie, że nie będę zdradzać innym niczego co dotyczyło mojego prywatnego życia, tego poza byciem zwykłą nastolatką, która lubiła podróżować. A jak widać coraz częściej myślałam, by złamać zasady ustanowione tamtego wieczora, gdy straciłam rodzinę. Miałam wrażenie, że z każdą kolejną osobą, która miała dowiedzieć się choć trochę prawdy o mnie, marnowałam to, co starali się moi rodzice osiągnąć i za co zapłacili najwyższą cenę. Miałam wrażenie, że zdradzając kolejnej osobie swój sekret, śmiałam się im prosto w twarz. To oni zabronił mi innym o tym mówić. Ale czy mogłam tak po prostu nic nie mówić Thomas'owi? Przecież sam dał mi do zrozumienia, że dowie cię co przed nim ukrywałam.

Miałam nadzieję, że uda mi się coś wymyślić, podczas gdy on opatrywał mi ranę, ale ten czas zleciał dużo szybciej niż bym się spodziewała.

Opuściłam wzrok na swoje dłonie i razem z cichym kliknięciem zamka apteczki, wypowiedziałam pierwsze słowa w jego stronę odkąd wróciliśmy.

— Co chciałbyś wiedzieć? — zapytałam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi.

Chłopak nie przejmując się mną, spokojnie odniósł apteczkę na miejsce. Zacisnęłam usta w linię, a gdy wrócił, postanowiłam ponowić swoje próby.

— Chciałeś dowiedzieć się kim jest Aiden. — Westchnęłam, gdy po raz kolejny mi nie odpowiedział.

Wychodziło teraz na to, że to ja bardziej chciałam mu się wytłumaczyć, a to przecież nie tak było.

Brunet usiadł obok, nareszcie zwracając na mnie swoją uwagę. Łaskawca się znalazł. Kim on myślał że był? Jeśli sądził, że będę robić co mu się podobało, a teraz nie miał ochoty na rozmowę i myślał, że powiem mu kiedy indziej, to się grubo mylił. Albo teraz, albo nigdy. Nawet dobrze. Nie chciałam mu nic mówić.

— Tylko później mnie nie oskarżaj, że nic ci nie chciałam powiedzieć — wyrzuciłam z siebie gniewnie. Tak po porostu mnie zignorował.

— Maść regenerująca, którą ci dałem, za chwilę zacznie działać. Powinnaś pójść się położyć jeśli chcesz jutro móc normalnie ruszać głową — odparł spokojnym tonem, wcale nie urażony moim atakiem na niego.

Przeglądałam się mu, szukając oznak kłamstwa. Choć jaki miałby do tego powód? Przecież to jemu zależało, by poznać prawdę i to on powinien nalegać, a tymczasem kazał mi iść spać? To nie tak, że robiłam wszystko co by chciał, ale w tej sytuacji nie zamierzałam się z nim sprzeczać. Pomysł, by położyć się w swoim pokoju, był wyjątkowo zachęcający.

— Dziękuję. — Opuściłam głowę, nagle zawstydzona swoim naskokiem na niego, a przecież chciał mi tylko pomóc. — Jeśli chcecie, możecie zostać tu dzisiaj na noc, późno już — zaproponowałam cicho, ale wystarczająco, by mnie usłyszeli.

— Na pewno? — zapytała nie do końca przekonana Rose. — Nie będziemy ci przeszkadzać?

Przeszkadzać? Niby w czym? Jeśli Thomas nie zamierzał wyć tej nocy do księżyca, to chyba nic nie mogłoby mi przeszkadzać.

— Wolałabym nie być dzisiaj sama — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Pomimo że Aiden sam przyznał, że na jakiś czas mi odpuści, to nadal obawiałam się, że mógłby czekać na mnie w ciemnościach mojego pokoju.

—Dobrze. Idź już odpocząć. Wszystkim się zajmiemy — zapewniła mnie, gdy zerknęłam niepewnie na bałagan powstały przed akcją z Aiden'em.

— Dziękuję. — Uśmiechnęłam się do niej, będąc jej wdzięczna.

Weszłam do sypialni. Łóżko wręcz mnie wołało, a zimna pierzyna zachęcała, by zanurzyć się pod jej ciężarem. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że czułam się brudna. Miałam wrażenie, że ślady potu po moim szalenczym biegu, widoczne były na moich ubraniach. Przez chwilę wahałam się nawet, czy nie zignorować porad Thomas'a i jednak iść się wykąpać, ale gdy przy kolejnym ruchu kark zapulsował boleśnie, moje plany odeszły w dał, a ja po przebrania się w piżame, położyłam się ostrożnie na łóżku.

Miałam wrażenie, że sen zmoży mnie niemalże od razu. Jednak pozycja w jakiej byłam zmuszona leżeć, była na tyle niewygodna, że nie potrafiłam się rozluźnić. Czułam, że zamiast odpoczywać, jedynie jeszcze bardziej się męczyłam. Dlatego wstałam z łóżka, wzdychając z frustracji, aby przy okazji zasłonić okna i zakluczyć drzwi. Upewniłam się, że nikt nie mógł mnie zobaczyć przez okno i pozwoliłam sobie, by moje skrzydła otuliły moje ciało, zanim ponownie ułożyłam się do snu.

Prawie zamruczałam z ulgi, gdy wszystko co uniemożliwiało mi sen, zdawało się odejść w zapomnienie. Nawet szyja nie bolała mnie tak, jak jeszcze chwilę temu. Ale to pewnie była sprawka maści, którą Thomas posmarował moją ranę.

Dopiero gdy zdołałam oczyścić swój umysł, mój organizm pozwolił sobie na rozluźnienie, a nawet i spokojny sen, który przyszedł niedługo potem.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Taki krótki, mało wnoszący rozdział, ale musiał taki być, by zakończyć jedną akcję i dać wolną drogę do kolejnej 😁🤫
A kto pamięta starą wersję ten wie co się będzie teraz działo 😎😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top