Rozdział 21

Dni do spotkania z Aiden'em, nieubłaganie przemijały, nie dając mi nawet chwili wytchnienia. Mogłoby się zdawać, że jeszcze kilka godzin temu siedziałam w mieszkaniu Mark'a, obmyślając co zrobić z wampirem. Wszystko, co mi albo Rose wpadło do głowy, było na samym początku skreślane, zdane na niepowodzenie przez wyczulone, wampirze zmysły. Zanim do czegokolwiek by doszło, to Aiden zdążyłby zorientować się, że coś było nie tak. Tak samo jak ja nie byłam pewna, na ile uda mi się ukryć przed chłopakiem swoje zdenerwowanie. On zawsze potrafił wyczuć zmianę w moim zachowaniu i bałam się, że i tym razem uzna, że jest to nie tylko spowodowane jego obecnością, a tym, że miałam się mu postawić.

Ostatecznie plan zakończył się najprostszą możliwą opcją, czyli ukryciem się Mark'a w sąsiednim pokoju. Trochę odświeżacza, albo więcej niż trochę, powinno zamaskować jego zapach. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Bałam się okropnie tego dnia kiedy miał przyjść, a im dalej chciałam go odwieść, tym szybciej on nastąpił. Nie ułatwiał mi oczekiwań również czyjś wzrok, który ostatnimi czasy często czułam na sobie. Ktoś bez skrępowania mnie obserwował, nie zważając na to, że już za pierwszym razem zorientowałam się, że to robił. Nie pokazywał się, ale byłam pewna, że zdawał sobie sprawę, iż ja wiedziałam o nim. Bawiło go pewnie moje zdenerwowanie i roztargnienie, którego był powodem.

Dzień wręczenia Aiden'owi mikstury nastał szybciej niż chciałam, ale nie to mnie najbardziej zdziwiło, a to, że w drodze do szkoły nie czułam już na sobie tego wzroku. Jakby mój tajemniczy wielbiciel nagle się mną znudził. Nie przeszkadzało mi to dopóki nie pomyślałam, że tym kimś mógł być sam Aiden. Wtedy doskonale wiedziałaby co kombinowałam i byłam pewna, że nie skończyłoby się to dobrze. Ale czy w takim razie nie przyszedłby do mnie wcześniej by powiedzieć mi, że odkrył nasz plan. To byłoby w jego stylu. Choć czekanie do ostatniej chwili i chęć zobaczenia czy faktycznie zrealizujemy swój plan również do niego pasowało. Ale jakoś miałam wrażenie, że to nie był on. W takim razie kto? Zastanawiałam się nad tym cały poranek. Odbiegając myślami od lekcji, na której powinnam była się skupić. Jednak anglistka wcale nie zwracała uwagi na moje bujanie w obłokach, na co nie śmiałam narzekać.

Nawet siedząc na szkolnej stołówce, ze znudzeniem rozgrzebywałam kawałki kurczaka na talerzu. Z opartą głową na dłoni musiałam wyglądać naprawdę żałośnie, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Ogólne zmęczenie dopadło mnie tego ranka, a ja zdała sobie sprawę, jak dawno nie rozkładałam swoich skrzydeł. Przez ten cały chaos nawet nie pomyślałam o tym, że powinnam pozbyć się nadmiaru mocy.

Miałam tak mało czasu, a tyle do zrobienia.

— Mogę?

Podniosłam głowę słysząc znajomy głos nad sobą.

Niektórzy zapamiętywali twarze, inni imiona, a jeszcze inni nie mieli po prostu do tego pamięci. Ja za to nie mogłam narzekać na swoją pamięć jeśli chodziło o czymś głos. Mogło wydawać się to dziwne, ale pamiętałam go, nawet jeśli nie potrafiłam przypisać go do konkretnej osoby, to wiedziałam, że go znałam. Nawet jeśli usłyszałabym go tylko raz. Dlatego wiedziałam, że osoba obok jest mi znajoma. I miałam rację. Luke stał obok, przyglądając się mi i oczekując jednocześnie na odpowiedź. No tak. Powinnam była to zrobić.

— A tak... siadaj. — Przesunęłam się odrobinę, by zrobić mu miejsce obok siebie.

Zajął je bardzo chętnie, a do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Kurczaczki. Jeśli zaczęłabym wąchać powietrze jak pies, bardzo dziwnie by to wyglądało? Chyba tak, szkoda.

— Przepraszam, trochę się zamyśliłam — wytłumaczyłam się, jednocześnie chcąc zająć czymś innym wymysł niż tym zniewalającym zapachem.

— Zauważyłem. — Uśmiechnął się przyjaźnie. — O czym tak myślałaś? — zapytał, a ja widziałam, że faktycznie go to interesowało.

Nie było to wymuszone pytanie byleby utrzymać rozmowę. Naprawdę chciał usłyszeć co miałam do powiedzenia. Tylko co miałam mu powiedzieć. Prawdy nie mogłam. Gdybym powiedziała, że myślałam o swoim prześladowcy, który nagle zniknął, mogłoby zrobić się dosyć dziwnie.

— Stresuję się sprawdzianem z matmy — palnęłam pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. No idiotka. Przecież teraz wyszło na to, że miałam do niego pretensję, bo w końcu to on miał mi pomóc nadrobić materiał.

— No tak. Przepraszam, miałem ci pomóc — odparł ze skruchą.

Głupia, głupia. Miałam ochotę strzelić sobie za to w głowę.

— Nie, nic nie szkodzi — zaprzeczyłam od razu, nie chcąc by czuł się winny. — Nie mam z tym problemu, dlatego nie chciałam zabierać ci czasu.

Kolejne kłamstwo.

Nie, wcale sobie nie radziłam. Ale on nie musiał o tym wiedzieć. Najwyżej gdy pójdzie mi naprawdę źle, powiem że ze stresu wszystko zapomniałam. Ale byłoby to kolejne kłamstwo. Już wiedziałam jak łatwo było się w nich pogubić. Z początku gdy każde kolejne kłamstwo przychodziło mi równie łatwo, zaczęło mnie to przerażać. Był moment kiedy już sama nie wiedziałam kim byłam. Która ja była tą prawdziwą, a która wymyślona i zbudowana na moich wymysłach. Na szczęście udało mi się odnaleźć swoje prawdziwe ja i odróżnić je od tego fałszywego. Choć czasami nadal potrafiłam zagubić się we własnych kłamstwach. Było to okropne uczucie.

— Jeśli chcesz możemy dzisiaj pouczyć się u mnie — zaproponował, tak jakby nadal obwiniał się za moje zaniedbanie. Czułam, że dopóki mi nie pomoże, to nadal będzie się obwiniał. Był zbyt dobry.

— Dzisiaj nie mogę — odmówiłam, choć jego propozycja wydawał się kusząca, nie tylko by poprawić oceny, ale i żeby uciec od Aiden'a.

Oczywiście jego towarzystwo również mnie zachęcało. Nawet gdy musiałam go okłamywać, czułam się przy nim swobodnie. Podobnie jak z Rose. Znałam go krótko, ale był typem osoby, której nie dało się nie lubić.

— Możemy też pójść się pouczyć do jakiejś kawiarni — odparł odrobinę zakłopotany. Myślał, że nie chciałam przyjść do niego?

— Przykro mi, ale naprawdę nie mogę. — Tym razem to ja posłałam mu słaby uśmiech. — Ale w inny dzień bardzo chętnie — dodałam, by nie pomyślał, że nie chciałam spotkać się z NIM.

— Byle przed egzaminem. — Zaśmiał się, odzyskując swój humor.

— Tak. — Odwzajemniam uśmiech i tym razem był on większy niż ten poprzedni.

Jednak szybko zgasł na dźwięk dzwonka. Dopiero chcąc odnieść talerz, zorientowałam się, że prawie w ogóle nie tknęłam swojego dania. Jeśli tak dalej miało być, to w końcu stanęłabym się cieniem własnej siebie. Nieprzespane noce, brak posiłków, stres, pięknie Kira.

Podniosłam się z krzesła, a świat przed moimi oczami zawirował niebezpiecznie. Złapałam się automatycznie stolika, w tym samym momencie, w którym poczułam na swojej talii dłonie, przytrzymujące mnie w pionie i powoli odkładające z powrotem na krzesło.

— Wszystko dobrze? — Luke z troską doszukiwał się u mnie sygnałów gdybym miała zemleć. — Jesteś blada.

— Ostatnio słabo sypiam — wytłumaczyłam chyba odrobinę zbyt nerwowo, bo chłopak tylko z jeszcze większym zmartwienie pomógł mi wstać. Jakby bał się, że ponownie miałam upaść. — Wyśpię się dzisiaj i powinno wszystko wrócić do normy. — Wymusiłam najszczerszy uśmiech na jaki było mnie stać, chcąc brzmieć bardziej wiarygodnie.

Szatyn nie wyglądał na przekonanego, a nawet szedł obok mnie, pilnując bym w drodze do sali nie spadła ze schodów. Było w tym coś na tyle miłego, że zaczęłam żałować, iż moja sala nie znajdowała się na drugim końcu szkoły.

Podziękowałam Luke'owi, jednocześnie szykując się na dwie godziny matematyki. Dajcie mi siłę.

Przedmiot ten był przez wielu młodych ludzi jednym z bardziej znienawidzonych. I akurat ja w tym przypadku nie byłam jakimś wyjątkiem. Również do nich należałam. Przeprowadzki namieszały mi w głowie do tego stopnia, że nie potrafiłam się odnaleźć z materiałem w jednej szkole, a już musiałam szukać kolejnej. Czasami powtarzałam kilka rozdziałów dwa razy, innym całkowicie pomijałam jeden z nich. Nie wiedziałam co było po czym, a nawet miałam wrażenie, że przez cały czas stoję w miejscu. Jakby moja edukacja zatrzymała się te dwa lata temu. Było to okropne uczucie, gdy siedząc na lekcji zmuszało się mózg do pracy na najwyższych obrotach, a i tak koniec końców okazywało się, że wasze starania poszły na nic, a wynik rozwiązania był całkowicie odmienny niż wasz. Może to właśnie dlatego, za każdym razem z tak ogromną ochotą opuszczałam tę klasę. Potrafiłam spakować się w ułamku sekundy, by jak najszybciej znaleźć się poza czterema ścianami pokoju, który przerażał samym swoim widokiem.

Idąc powoli za tłumem nastolatków, próbujących tak jak ja wydostać się ze szkoły, znowu poczułam to palące uczucie bycia obserwowanym. Byłam w tłumie ludzi, nie powinno to stanowić niczego dziwnego. Jednak gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, od razu po plecach przeszły mi zimne dreszcze, a mięśnie samoistnie się napięły. Odwróciłam się gwałtownie, a swój wzrok zatrzymałam na składniku woźnego, do którego wchodził chłopak w czarnej bluzie. Na głowie miał kaptur i zniknął w ciemności pomieszczenia na tyle szybko, bym nie zdążyła przyjrzeć się mu odrobinę dłużej.

Zaniepokojona i zestresowana przystanęłam, by poczekać aż reszta uczniu opuści szkołę, a na korytarzach zrobi się nareszcie trochę luźniej.

Nie musiałam długo czekać, a już po chwili w spokoju mogłam obserwować pomieszczenie, w którym zniknął chłopak. Czułam, że był to on. Nadal wiedziałam, że mnie obserwuje, tak jak ja próbowałam jego. Strach ścisnął i mi żołądek, a serce o mało co nie wyskoczyło z piersi, gdy na moim ramieniu wylądowała czyjaś dłoń.

— Hej, spokojnie. To tylko ja — uspokoił mnie Luke, który jeszcze chwilę temu o mało co nie wprawił mnie w stan zawałowy. Wzięłam głęboki oddech chcąc uspokoić rozszalałe serce. — Jest tam coś? — zapytał, wędrując wzrokiem w miejsce, w które jeszcze przed chwilą wlepiałam swoje spojrzenie. — Wołałem cię — dodał, oddając mi z powrotem swoją uwagę.

— Em... Nie, coś mi się tylko wydawało — wyjaśniłam, choć sama nie byłam pewna swoich słów.

Widziałam jak ktoś tam wchodził. Niemożliwe bym była na tyle zmęczona, by mi się to przewidziało.

— Na pewno dobrze się czujesz? — Ruszyliśmy do wyjścia, a ja miałam wrażenie, że szatyn nawet zaczął mnie trochę pilnować. — Jeśli chcesz, mogę cię odwieźć?

Uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą przez chwilę, a ja na ułamek sekundy utonęłam w jego piwnych tęczówkach. Na szczęście zdążyłam się opamiętać nim zrobiło się zbyt niezręcznie.

Jego propozycja była niebywałe kusząca. Poza tym nie chciałam odmawiać mu po raz kolejny. Mógłby to źle zrozumieć, a naprawdę nie chciałam by tak było. Z ogromną chęcią bym się zgodziła na jego wcześniejszy plan, jednak musiałam zakończyć pewną sprawę, przez którą nie mogłam starać się żyć normalnie. Aiden. To on był tym problemem, którego musiałam się pozbyć.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Waleczna Kira 😂
Ciekawe na jak długo 😎
No i jak sama białowłosa powiedziała, zbyt miły Luke 😌
Hm... co to może oznaczać? 😜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top