Rozdział 19
Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe i gdy tylko postawiłam stopę w budynku szkoły, do sali weszły ostatnie osoby stojące na korytarzu. Niemalże wbiegłam po schodach, a moje szybkie kroki niosły cię echem po pustych korytarzach.
Weszłam do klasy, przepraszają za spóźnienie. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Chyba byli już przyzwyczajeni, że dosyć często przychodziłam spóźniona. To nie za dobrze o mnie świadczyło, prawda? Zawsze coś mi wyskakiwało. To zepsuta suszarka, albo klucze, które lubiły się przemieszczać bez mojej wiedzy. Lub po prostu moje roztargnienie. Zawsze wydawało mi się, że miałam jeszcze mnóstwo czasu, a tak naprawdę gdy tylko przyszło mi to do głowy, to już byłam spóźniona. Chociażby dzisiejszy ranek. Niby nie zmrużyłam oka od czwartej, a i tak nie potrafiłam przyjść na czas. Czasami miałam wrażenie, że im więcej go miałam, tym bardziej źle oceniałam ile czasu potrzebowałam by zdążyć.
Usiadłam na swoim miejscu, jednak jakie było moje zdziwienie, gdy nie okazało się ono puste tak jak to zazwyczaj się zdarzało. Bowiem zajmował je Mike, szarowłosy chłopak, którego poznałam już pierwszego dnia w szkole. Siedział na stołówce razem z resztą paczki Rose. Z tego co słyszałam musiał wyjechać do rodziny. Najwidoczniej już wrócił.
— Cześć — przywitałam się grzecznie.
Prawie w ogóle go nie znałam. Pamiętałam tylko, że był raczej tym podchodzącym ze spokojem i dystansem do wszystkiego co go otaczało. Był przyjacielem reszty, więc nie chciałam mieć z nim żadnych zwad. Ostatnim razem, a raczej pierwszym, nie był zbyt skory do rozmowy i poznania mnie. Może przejmował się swoją rodziną? To by wyjaśniło jego zachowanie, bo teraz zdawał się ożywić gdy tylko mnie zobaczył.
— Cześć — odparł, całkiem ignorując obecność przechodzącej koło nas nauczycielki. — Pozwoliłem zająć sobie to miejsce. Nikt tu nie siedzi, prawda? — powiedział to z takim przekonaniem, że wydawało mi się, iż nie potrzebował odpowiedzi, jednak chyba właśnie na nią czekał, bo jego ciekawski wzrok skierowany był w moim kierunku.
— Nie, nikt — potwierdziłam jego słowa, trochę zdezorientowana zachowaniem szarowłosego.
Może źle go oceniałam. Miałam go za tego cichego i rozsądnego, nawet pomimo jego dziecięcego wyglądu. Był szczupły, jednak jego okrągła buzia bardzo przypominała mi dziewięcioletniego syna mojej sąsiadki. Ale właśnie teraz, gdy jego oczy wpatrywał się we mnie z dziecięcą ciekawością, mogłam zmienić jego obraz w moje głowie, który zdołałam sobie wyrobić zaledwie jedynym spotkaniem.
— To dobrze. — Uśmiechnął się pod nosem, odwracając głowę i spoglądając przez chwilę na tablicę. Jednak i ona nie zajęła go na dłużej, bo chwilę później znowu to ja zyskałam jego uwagę. — Jestem Mike. Pamiętasz siedziałem na stołówce kiedy przyszłaś do nas z Rose? — Nie wiedzieć czemu, pod jego przenikliwym spojrzeniem czułam się osaczona. Intensywność z jaką się we mnie wpatrywał wcale nie była przyjemna.
Postaraj się być dla niego miła. Jest przyjacielem reszty - powtarzałam sobie w myślach.
— Tak, pamiętam. — Uśmiechnęłam się, miałam nadzieję, że miło
Nie wiedziałam czy oczekiwał ode mnie jakiegoś rozwinięcia rozmowy. Ale pod pretekstem zapisania tematu, przerwałam nasz kontakt wzrokowy.
— Musiałem wyjechać do rodziny — zaczął po chwili, w której zdawał się odpłynąć myślami. — Musiałem pomóc tacie zająć się mamą. — Uniosłam na niego zainteresowane spojrzenie. Był bardzo otwarty. Nie spodziewałam się tego po nim. Raczej nie byłam osobą, której powinien opowiadać o swoich prywatnych sprawach. — Może wydawać ci się dziwne, że ci o tym mówię, ale prędzej czy później dowiedziałabyś się od innych, albo ode mnie gdybym im o tym mówił. — Zaśmiał się, starając się zrobić to cicho, ale i tak nauczycielka posłała nam karcące spojrzenie. — I chyba potrzebowałem powiedzieć to komuś, kto spojrzy na to nie z perspektywy moich przyjaciół. U mojej mamy wykryli nowotwór kilka miesięcy temu. Lekarze stwierdzili, że przyszła zbyt późno. Nawet nie próbowała podjąć leczenia. — Zmarszczył brwi, chyba niezbyt zadowolony z decyzji rodzicielki. — Powiedziała, że nie chce spędzić ostatnich dni w szpitalu.
— Tak mi przykro — wyszeptałam, nie wiedząc co mogłabym powiedzieć.
Ja straciłam już swoją rodzinę. Szok który przeżyłam tego dnia, chyba pomógł mi przetrwać, bo przez długi czas nie wierzyłam w to, co się stało. Ale on musiał oglądać jak jego mama z każdym dniem coraz bardziej znikała na jego oczach. Wiedział do czego to prowadziło. Musiało być to dla niego naprawdę ciężkie.
— Przyjechałem tu bo... bo musiałem załatwić kilka spraw... no i nie mogłem już patrzeć na to, jak się poddała. — Odwrócił swoje smutne spojrzenie w stronę tablicy, w końcu sięgając po długopis.
Nie wiedziałam co mogłabym mu w tej chwili powiedzieć. Skoro jego mama nie chciała się leczyć, to nie mogłam powiedzieć że "będzie dobrze", bo wiedziałam, że nie będzie. Spojrzałam ostatni raz na niego ze współczuciem.
Od razu pomyślałam jak ja bym się czuła na jego miejscu. Do dzisiaj myślałam o swojej rodzinie, nie mogąc pogodzić się z ich odejściem. A zeszła noc była tego przykładem. Ale co bym zrobiła gdybym wiedziała, że mieli zginąć. Gdybym wiedziała co się stanie, ale nie mogłabym tego powstrzymać. Chyba nie chciałam się tego dowiadywać.
》☆《
Moje zajęcia zakończyły się w momencie, gdy już myślałam, że dłużej nie dałabym rady siedzieć prosto na krześle. Byłam zmęczona nieprzespaną nocą i całym dniem, a minęła go dopiero połowa.
Wyszłam z budynku, widząc, że większość uczniów w pośpiechu opuszczała mury szkoły. Nad nami rozciągały się ciemne chmur, z których już zaczęły spadać drobne krople deszczu. I pomyśleć, że jeszcze rano była taka piękna pogoda. Zdążyłam zauważyć, że tutaj takie sytuacje były na porządku dziennym.
Nie miałam innego wyjścia, niż wrócić do domu i starać się nie zmoknąć zbyt mocno. Choć to wydawało się niemalże niemożliwe do wykonania. Mogłabym spróbować przeczekać, tylko że chmury nie wydawały się chętna, by szybko opuścić miasteczko.
Gdy deszcz zaczął z coraz większym zawzięciem moczyć moje ubranie, przyspieszyłam do truchtu, jednak i to nie dodawało mi nadziei, że uda mi się wrócić z kawałkiem suchego ubrania. Ale zrobił to samochód, zatrzymując się obok mnie. Szyba zjechała na dół, a ja mogłam zobaczyć Thomas'a siedzącego za kierownicą.
— Podwieźć cię? – zaproponował i wcale nie wyglądało, by chował do mnie urazę za nasze poprzednie rozstanie.
A ja? Cóż, wolałam być z nim zamknięta w samochodzie przez kolejne dziesięć minut, niż wrócić do domu i wykręcać każdą część swojego ubioru.
Czym prędzej zajęłam miejsce obok niego, dziękując mu od razu, gdy tylko zamknęłam drzwi.
W samochodzie panowała przyjemna cisza, więc nie chcąc jej przerywać, odwróciłam głowę w stronę okna. Obserwowałam jak ludzie uciekają przed deszczem, a krople rozbijają się o chodnik.
Moje myśli powędrowały do dzisiejszej rozmowy z Mike'iem. Zdziwiło mnie to, że podzielił się sprawami rodzinnymi z nieznajomą osobą. Widocznie naprawdę potrzebował się komuś wygadać, a ja akurat byłam pod ręką. Poza tym nigdzie nie widziałam Mai ani chłopaków w szkole. Rose też nie było. To dziwne. Zawsze informowała mnie, kiedy miała zamiar opuścić zajęcia. Miałam tylko nadzieję, że niczego głupiego z Matt'em nie wymyśliła. Po wczorajszej rozmowie nie udało nam się znaleźć jakiegoś dobrego rozwiązania. Jednak Rose oznajmiła, że znała osobę, która miała u niej dług do spłacenia i mogłaby zająć się Aiden'em. Ja jedyne co miałam zrobić, to starać się jak najbardziej opóźnić dostarczenie eliksiru wampirowi.
Nienawidziłam być bezradna w takich sytuacjach. Gdy go widziałam, strach mnie po prostu paraliżował. Przypominał mi się jego przerażający, krwawy uśmiech i nie byłam w stanie rzucić żadnego zaklęcia. Byłam na siebie wściekła, ale nic z tym nie potrafiłam zrobić.
— Kira, wszystko w porządku?
Usłyszałam zmartwiony głos, który wyrwał mnie z rozmyśleń.
Rozejrzałam się i spostrzegłam, że staliśmy już pod moim domem.
— Tak. — Uśmiechnęłam się chcąc brzmieć wiarygodnie. — Może chcesz wejść? — zaproponowałam bardziej z grzeczności niż z samej chęci. Tak naprawdę to liczyłam, że się nie zgodzi.
— W sumie, to tak. — Podrapał się zdenerwowany po karku. — Chciałbym się ciebie o coś zapytać. — Słysząc to, westchnęłam ciężko, spodziewając się jakiego tematu miała dotyczyć ta rozmowa, ale i dlatego, że jednak się zgodził.
Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu, zapraszając chłopaka ruchem ręki. Słysząc jego kroki za sobą, weszłam do salonu i usiadłam na kanapie.
— Więc o czym chcesz pogadać? — Starałam się miło uśmiechnąć, jednak sądząc po jego minie z marnym skutkiem.
— Myślę, że nie ma sensu bawić się w żadne podchody, dlatego zapytam wprost. — Patrzałam na niego z wyczekiwaniem, gdy ten zrobił krótką przerwę zanim ponownie się odezwał. — Co robiłaś tamtej nocy z wampirem?
Spodziewałam się o co zapyta, a jednak gdzieś w głębi łudziłam się, że być może do tego nie dojdzie. Ale o co innego mógłby zapytać.
— Stare porachunki — mruknęłam wynikająco.
— Posłuchaj, nie chcę być twoim wrogiem. — Podszedł bliżej mnie i pomimo jego słów, które powinny mnie uspokoić, to czułam w nich jakiegoś rodzaju groźbę. — Jeśli powiesz mi co tam robiłaś, mogę ci z nim pomóc. Więc? — Jego ciemne tęczówki wpatrywały się we mnie, a ciężar tego spojrzenia nie dawał mi poczuć się swobodnie w jego towarzystwie.
Jeśli to co mówi było prawdą, jeśli naprawdę mógł mi pomóc, to ułatwiłoby o wiele sprawę, nad którą spędziliśmy cały wczorajszy wieczór z Rose i Matt'em. Był silniejszy od nas i na pewno lepiej poradziły sobie z Aiden'em, ale... no właśnie, ale. Będąc z nim, wcale nie czułam ulgi na myśl, że mógłby mi pomóc. Sprawiał, że tylko jeszcze bardziej chciałam ukryć przed nim swoje sekrety. A myśl, że już jeden z nich, ten najważniejszy, poznał, tylko bardziej mnie od niego odpychała i kazała trzymać na dystans. Trochę to dziwne, bo raczej powinnam chcieć go pilnować, ale miałam wrażenie, że wtedy czułabym, że to on pilnuje mnie, a nie ja jego.
— To było zwykłe... nieporozumienie. — Odwróciłam wzrok, gdy jego tęczówki zamigotały złotem.
— Jasne — wysyczał z sarkazmem. Zacisnęłam dłoń zdenerwowana. Zapaliłam w drugiej ręce mały płomień, bojąc się co dalej zrobi po mojej odmowie. — Nie musisz nic mówić i tak dowiem się co kombinujesz — warknął, na co podskoczyłam wystraszona. — Nie pójdzie ci tak łatwo jak poprzedniej.
Z takimi oto słowami zostawił mnie samą w pomieszczeniu.
Trzask drzwi dał mi do zrozumienia, że sobie poszedł i, tylko dlatego pobiegłam do wyjścia, chcąc przekręcić klucze w zamku gdyby przyszło mu na myśl, by jednak wrócić.
Oparłam się czołem o zimną powłokę drzwi, wzdychając z ulgą. Driffield miało być miejscem, które stanowiłoby mój nowy dom. A przynajmniej miałam poczuć się jak w domu. A tym razem, to właśnie tutaj zaczynało mi się wszystko walić na głowę i łamałam wszystkie postanowienia, które ustanowiłam sobie tego dnia, w którym zaczęła się moja ucieczka. Miałam za wszelka cenę trzymać swój sekret w ukryciu, a teraz wiedziały o nim już dwie osoby. Aż dwie osoby. Wcześniej wystarczyła jedna, by odebrać mi wszystko co miałam, dlatego tak bardzo bałam się, co czekało mnie tym razem. I z każdą kolejną godziną zaczynałam żałować, że zdradziłam tajemnice Rose. Z Thomas'em nie miałam wyboru. Ale do tej pory wszystko było w porządku. Blondynka wiedziała zaledwie od wczoraj. Co mogłaby zrobić przez tę jedną dobę? Jak bardzo mi zaszkodzić?
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
No co tu dużo mówić.
Thomas się wkurzył, czyli na razie nic nowego 😂
Ale Kira zaczęła żałować powiedzenia Rose prawdy. Czy ma słuszne wątpliwości co do dziewczyny? 🤔
Muszę się wam pochwalić, że właśnie zakończyłam korektę OPM i zabieram się od razu za pisanie drugiej części 🥰
A plany co do fabuły są równie pokręcone co w SD 😅🤫
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top