Rozdział 17
Każdy kolejny dzień spędzony w tym miasteczku coraz bardziej sprawiał, że miałam ochotę zostać już w tym miejscu na zawsze. Było one małe, oddalone od dużych metropolii, dzięki czemu panował w nim spokój. Może pogoda nie witała mnie słonecznymi promieniami słońca każdego poranka, ale mogłabym do tego przywyknąć, że lepiej zawsze w pogotowiu mieć jakiś płaszcz przeciwdeszczowy. Wszystko było tu takie spokojne. To właśnie w takim miejscu chciałabym zostać. Jednak przychodziły takie chwilę, gdy przypomniałam sobie dlaczego tu byłam. Że musiałam ciągle się ukrywać. Że Aiden mnie znalazł. I że nawet wiedząc, iż miasteczko te było zapewne pełne różnych nadprzyrodzonych istot, nie mogłam czuć się z tym swobodnie. Byłam jedną z nich, jednak jednocześnie tak bardzo inną.
To właśnie chwilę gdy przychodził czas bym uwolniła z siebie nadmiar mojej mocy, przypominał mi w jakiej beznadziejnej sytuacji byłam.
Pomimo że wiele razy ćwiczyłam już swoje umiejętności w lesie, zawsze towarzyszył mi strach, że to właśnie tego dnia ktoś mnie zauważy. Poświęcałam swoim mocą tylko tyle czasu, ile było trzeba. Czasami, gdy ból pleców nie chciał odpuścić, mówiąc, że moje skrzydeł potrzebowały trochę dłuższego rozprostowania, zasypiałam otulona ich piórami. Czułam się podobnie jak gdy w dzieciństwie zawijałam się w koc, udając tak zwanego "naleśnika". Pamiętałam jak kiedyś tak zaplątałam się w materiał, że nie umiałam z niego wyjść. Do dzisiaj pamiętam czerwoną ze śmiechu twarz Johna gdy mnie zobaczył, czołgającą się w stronę salonu.
Ten dzień zdawał się być zwykłym, spokojnym dniem. A może tylko dla mnie spokojnym, bo ludzie ciągle gdzie biegali, trącając mnie swoimi ramionami. Za którymś razem moja cierpliwość sięgnęła swoich granic, a ja odwróciłam się za mężczyzną, gotowa wykrzyczeć w jego stronę wiele wyzwisk, jednak mój wzrok zatrzymał się na kartce w drzwiach jednej z przydrożnych kawiarni. Szukali kelnerki, a ja mając ostatnie grosze w kieszeni, ucieszyłam się jakbym dostała prezent na gwiazdkę.
Od razu postanowiłam spróbować swoich sił, a mój uśmiech na twarzy widniał przez całą drogę do domu, kiedy dowiedział się że już kolejnego dnia mogłam zacząć swoją pracę. Mój nastrój całkowicie zaprzeczał temu jak jeszcze jakiś czas temu byłam podirytowana zachowaniem ludzi.
Nucąc melodie usłyszaną w kawiarni, zaczęłam szukać kluczy do domu. Pociągnęłam za niewielką zawieszkę w kształcie kota, którego oczy błyszczał się dzięki zielonym kryształkom. Gość ze straganu starał sie wmówić mi, że były to prawdziwe diamenty. Tak, na pewno. Szczególnie za pięć dolców.
Przekręciłam zamek w drzwiach, a raczej chciałam to zrobić, jednak poczułam opór, a gdy nacisnęłam na klamkę, drzwi tak po prostu otworzyły się, jakbym w ogóle ich nie zamknęła. Zrobiłam to. Zawsze pamiętałam by to zrobić. Miałam to już w naturalnym odruchu. Mogłabym sobie rękę uciąć, że to zrobiłam.
Weszłam ostrożnie do domu. Starałam się stąpać cicho po panelach, które jak na złość zaczęły skrzypieć pod moimi stopami.
Z zaciśniętą pięścią, gotowa do obrony, weszłam w głąb salonu. Rozejrzałam się pospiesznie, ale nic nie wzbudziło mojego niepokoju. A raczej nic poza ciszą.
Opuściłam wzrok na kartkę leżąca na stoliku kawowym. Podeszłam do niej i w ciemności starałam się przeczytać jej zawartość.
Zostały ci trzy dni.
I nie licz następnym razem na pomoc kundla.
A
Zgniotłam papier trzymany w dłoni, ale chwile później upuściłam go na ziemie z bezsilności.
Usiadłam na kanapie, mając ochotę się rozpłakać. Dlaczego nie potrafiłam mu się sprzeciwić? Miałam swoje moce. Duncan ścigał mnie, bo miałam służyć mu jako jego broń. Ale jaka była ze mnie broń, skoro nie potrafiłam się obronić przed jednym, marnym wampirem? A rada Damirow? Oni też musieli coś we mnie widzieć, a przecież teraz mieli doskonały przykład, że nie byłam taka idealna. Chciałabym móc się obronić. Chciałabym pokazać mu, że nie mógł mną manipulować. Ale gdy tylko starałam się utworzyć choćby mały płomyk, miałam wrażenie jakby on sam palił moją dłoń, a przed oczami widziałam wszystko co zrobił w wieczór, od którego zaczęłam uciekać. Widziałam go stojącego nad John'em, a cała moja kontrola wyślizgiwała mi się przez palce.
Złapałam za swój naszyjnik.
— Mamo, co mam teraz zrobić? — załkałam, chcąc by to wszystko się skończyło. By te ostatnie dwa lata okazały się jedynie zwykłym, długim koszmarem.
Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiała radosna piosenka mojego telefonu. Nie miałam najmniejszej ochoty na pogawędki, ale jednocześnie wesoła melodia irytowała mnie do tego stopnia, że z wściekłością wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i miałam już wcisnąć czerwoną słuchawkę, gdy mój palec zawisł w powietrzu. Połączenie ucichło, tylko po to by chwilę później pojawić się ponownie.
Rose starała dodzwonić się do mnie już drugi raz, a ja nie wiedząc dlaczego, zdecydowałam się odebrać.
— Cześć — odparłam radośnie, jakby chcąc przekonać samą siebie, że właśnie tak się czułam.
— Hej — odpowiedziała blondynka wesoło, czyli jak zwykle. — Dowiedziałam się właśnie, że moja współlokatorka wyjeżdża do rodziny, a ja właśnie wracam do domu z pudełkiem lodów i jakimś tanim winem, które wcisnęłam mi kasjerka. No ale może będzie dobre — trajkotała, aż naprawdę na chwilę uśmiechnęłam się szczerze. — Pomyślałam, że może będziesz chciała przyjść.
Zagryzłam wargę, zastanawiając się. Może faktycznie powinnam gdzieś iść? Ale zostały mi jedynie trzy dnie by zrobić dla Aiden'a ten eliksir. Nie było szans bym się wyrobiła. Już teraz brakowało mi czasu.
— Bardzo bym chciała, ale dzisiaj nie mogę — odchrząknęłam i nieświadomie pociągnęłam nosem.
— Kira? — Cholera. — Aiden się odezwał?.
Patrzcie jaka bystra, niestety.
— Nie, złapałam tylko małe przeziębienie — skłamałam po chwili zawahania. Obiecałam, że powiem jej gdy wampir ponownie się ze mną skontaktuje, ale bałam się mieszać ją do tego.
— Mam przyjść i udowodnić ci jak bardzo nie potrafisz kłamać? — odparła zmartwiona, ale i tak byłam pewna, że przewraca oczami na moją próba oszukania jej. Zacisnęłam dłoń w której trzymałam telefon, wiedząc, że nie muszę odpowiadać na jej pytanie. — Kira, prosiłam cię o coś. Naprawdę się martwię. — Mój humor jeszcze bardziej podupadł słysząc jej zawiedziony głos. — Poczekaj, będę za piętnaście minut. Jeśli znajdę klucze — dodała cicho i chyba nie było to skierowane do mnie, lecz do niej samej, bo chwilę później usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.
Odłożyłam telefon na stolik obok zgniecionej kartki papieru i pochyliłam się, opadając ciężko na poduszki sofy. Pochyliłam głowę do tyłu. Rose była taka miła. Znałam ich tak krótko, a ona zdawała mi się bliższa niż każda z znajomości, które zawarłam podróżując po świecie.
Po raz kolejny do głowy wpadła mi myśl, że może mogłabym powiedzieć jej prawdę. Ale strach szybko ją przegonił.
Podniosłam się z sofy, słysząc dzwonek do drzwi.
Tak szybko?
Spojrzałam na zegarek. Minęło zaledwie dziesięć minut.
Podeszłam do drzwi, zapaliłam światło i przejrzałam się w lustrze. Zobaczyłam zmęczoną dziewczynę, której oczy były zaczerwienione od łez, a włosy roztrzepane we wszystkie kierunki.
Otarłam policzki, a swoje kudły przeczesałem luźno palcami jakby miało mi to w czymś pomóc.
Otworzyłam drzwi, bo osoba stojącą za nimi dawała mi znać o swoim zniecierpliwieniu kolejnym, głośniejszym od poprzedniego pukaniem.
Spokojnie, przecież nie teleportuję się przed drzwi.
Ale widząc osobę stojącą przed domem, o mało co nie krzyknęłam ze strachu. Spodziewałam się ujrzeć blondynkę, nawet jeśli było wręcz niemożliwe by zjawiła się tu w tak krótkim czasie, ale nie przypuszczałam, że moim gościem okaże się mój stary przyjaciel Matt. Jego widok zaskoczył mnie na tyle, że aż podskoczyłam ze strachu.
— Nie wiedziałem, że jestem aż tak przerażający. — Zaśmiał się widząc moją reakcję.
— Spodziewałam się kogoś innego — mruknęłam pod nosem, ale zaprosiłam go do środka. — Wejdź.
— Czyli już o mnie zapomniałaś? — zapytał urażony, jednak wiedziałam, że jedynie się zgrywał. Zawsze to robił.
— Ty też nie dzwoniłeś — przypomniałam mu, a grymas przegranej pojawił się na jego twarzy.
Jeden zero dla mnie.
— Ale mam dobre wyczucie czasu i wiem kiedy przyjść. — przyjrzał się mi uważnie, a ja opuściłam wzrok wiedząc, że już mnie przejrzał.— Co jest?
Dlaczego on zawsze musiał wszystko widzieć. Może nie umiałam przed nim ukryć niektórych rzeczy, albo wszystkich, ale nie mogłam być chyba w tym aż tak beznadziejna, prawda? No chyba jednak byłam, jeśli Rose którą poznałam zaledwie kilka tygodni temu, potrafiła mnie rozgryźć tak samo jak Matt, którego znałam już od przedszkola. Pewnie nawet nie musiał się trudzić, by czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Dobrze, że w jakiś sposób udawało mi się ukryć swój sekret. Jakoś mi to wychodziło. Ale czy to ja miałam jednak jakieś umiejętności, czy ludzie byli na tyle ślepi?
— Nie chciałam ci tego mówić — zaczęłam opuszczając wzrok na swoje dłonie. Głupi nawyk. — Myślałam, że dam sobie z tym radę. Zawsze mi pomagałeś i nie chciałam dokładać ci więcej problemów. Też masz swoje życie. — Uniosłam wzrok, napotykając jego pobłażliwie spojrzenie.
— Kira — westchnął — pomysł czasem. Wiem, że to trudne, ale gdybym nie chciał ci pomagać to bym nie zapytał. — Podszedł do mnie, zamykając mnie w uścisku. — Pomagam ci, bo tego chcę. Więc?
Wzięłam głęboki oddech, sama szykując się do tego co chciałam mu przekazać. Może miał trochę racji. Ale robił to już tyle razy, że miałam wrażenie, że jedynie ja ciągle od niego czegoś chciałam. Źle się z tym czułam, prosząc go po raz kolejny o pomoc.
— Aiden jest w mieście — wydusiłam z siebie.
Chłopak stał przez chwilę nieruchomo, po czym odsunął mnie delikatnie od siebie, chcąc na mnie spojrzeć.
— Kto? — zapytał, choć dobrze wiedziałam, że mnie zrozumiał.
— Aiden — powtórzyłam.
— Cholerna pijawka — odparł z obrzydzeniem. — Kiedy go widziałaś?
— Kilka dni temu. — Odwróciłam wzrok zawstydzona. — I... on też wie, że tu jestem.
Chłopak wypuści mnie ze swojego uścisku i wszedł w głąb mojego domu. Ruszyłam za nim zdezorientowana.
— Matt, co robisz? — Stanęłam, o mało co na niego nie wpadając, gdy on również gwałtownie się zatrzymał.
— Pakujesz się — odparł twardo, na co wybałuszyłam oczy.
— Co?
— Jeśli wie, że tu jesteś, nie możesz zostać tu sama. — Odwrócił się i wszedł do jednego z pokoi, jednak zaraz z niego wrócił. Chyba szukał mojej sypialni. — Zamieszkasz przez jakiś czas u mnie. Dopóki nie załatwimy ci innego mieszkania i samolotu.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością, ale i ze smutkiem. Dokładnie tak zachował się, gdy przybiegłam do niego przerażona dwa lata temu. To on wtedy pomógł mi się pozbierać chociaż w jakimś stopniu i załatwił mi pierwsze mieszkanie. Teraz, choć byliśmy o kilka lat starsi, to robił dokładnie to samo.
— Matt, poczekaj. — Zatrzymałam go, gdy nareszcie znalazł odpowiedni pokój. — Duncan jeszcze nic nie wie. Aiden nie powie mu o mnie dopóki będę mu pomagać.
— Pomagać? — zadrwił. — Najpierw cię wykorzysta, a później i tak wszystko wygada Duncan'owi. — Pomimo moich prób powstrzymania go, on wyciągał już moją walizkę spod łóżka.
— Matt... ja nie chcę wyjeżdżać — odparłam żałośnie. — Mam już dosyć uciekania.
Widziałam jak zaprzestał pakowania mnie, by spojrzeć na mnie o wiele łagodnie niż jeszcze przed chwilą.
— W końcu poczułam się normalnie. Pierwszy raz od śmierci rodziców nie myślałam tylko o tym co zrobię gdy ktoś znowu mnie znajdzie. — Otarłam policzki gdy poczułam jak moje łzy zaczęły po nich ściekać.
Matt spojrzał na mnie ze współczuciem. Podszedł do mnie rozkładając ręce i pozwalając mi przytulić się do niego.
— Dobrze wiesz, że to jedyny sposób — wyszeptał ze smutkiem. — Nie chcę by znowu cię wykorzystywał. — Zacisnęłam palce na jego koszuli. Czułam jak westchnął głęboko z rezygnacją. — Dobrze, poczekamy jeszcze jakiś czas.
Odsunęłam się od niego szczęśliwa, że mnie rozumiał. Choć wiedziałam, że nadal nie podobał mu się ten pomysł. Bał się, że później mogłoby być już za późno i ja dobrze o tym wiedziałam. Ale chciałam w końcu zrobić coś innego niż ucieczka.
— Dziękuję. — Uśmiechnęłam się delikatnie.
— Ale nie zostawię tak tego — odparł przekonany i wiedziałam, że nie miałam nawet co się sprzeciwiać. — Wymyślimy coś, by Aiden cię zostawił. — Przytaknęłam głową, nadal się uśmiechając, jednak tym razem szerzej i bardziej swobodnie.
Widział. Jak jego kąciki ust uniósł się odrobinę, jednak zanim zdążył całkowicie się uśmiechnąć jego mina nagle zrzedła, słysząc dzwonek do drzwi. Chciał już ruszyć w ich kierunku, jednak powstrzymałam go gestem dłoni.
— To pewnie Rose — wytłumaczyłam uspokajając go. — To z nią cię pomyliłam.
Podeszłam do drzwi. Miałam rację, to właśnie blondynka okazała się moim nowym gościem. Zaprosiłam ją do środka, nie tracąc czasu na zbędne pogawędki w progu.
Dziewczyna weszła do salonu, w którym Matt zdążył się już rozgościć. Spojrzała na niego badawczo, a później na mnie. Zmarszczyła brwi, a ja przypomniałam sobie, że moje oczy nadal musiały być zaczerwienione i blondynka mogła pomyśleć sobie dużo różnych rzeczy. A znając ją właśnie tak było.
— Matt przyszedł chwilę przed tobą — oznajmiłam chcąc uspokoić jej wyobraźnię.
— Aha. — Zamyśliła się, o czy oświadczyła jej zmarszczka, która pojawiła się na czole blondynki. — A... — podeszła bliżej mnie — wszystko dobrze? Widziałaś się z Aiden'em? — Wyszeptała zerkając co chwilę na chłopaka siedzącego na sofie, który przypatrywał się nam z zainteresowaniem.
— Nie wiedziałam go. Aiden zostawił mi tylko kartkę. — Wskazałam na papier leżący na stoliku przed chłopakiem.
Matt podniósł zgnieciony przeze mnie, biedny kawałek papieru. Rozłożył go, ale po chwili ponownie zgniótł i wstał, by wyrzucić go do kosza.
— On wie? — zapytała szeptem Rose.
— Tak Matt wie o Aiden'ie — odparłam, czym zwróciłam uwagę chłopaka, który już do nas wrócił. — Rose też wie. — Tym razem zwróciłam się do chłopaka, widząc jego zaintrygowane spojrzenie, które skierował na blondynkę.
Matt wiedział kim był Aiden, ale nie miał pojęcia o ostatnich wydarzeniach. Dlatego skoro chciałam, by pomógł mi po raz kolejny znaleźć wyjście z mojej sytuacji, musiałam powiedzieć mu o wszystkim.
Usiadłam na sofie, szykując się do dłuższej historii. Oboje siedzieli w ciszy, dając mi opowiedzieć im o wszystkim. Widziałam jak bardzo chcieli wtrącić swoje pytania podczas mojego monologu i dziękowałam im, że postanowili się powstrzymać. Dopiero gdy ucichłam, to Rose jako pierwsza zadała mi pytanie. Miałam wrażenie, że prowadziła małą walkę z Matt'em o to, kto zrobi to jako pierwszy.
— Ale dlaczego Duncan chcę cię zabrać do siebie. Wiem, że masz tę całą magiczną księgę, ale jest dużo czarownic, które i bez niej potrafią tworzyć mikstury lepsze od twoich — odparła pewnie.
Miała rację. Ja potrafiłam tworzyć eliksiry tylko dzięki książce. Bez niej nie znałabym tyle przepisów. Czarownice uczyły się ich od pokoleń i na pewno wiedziały więcej ode mnie. Ale ja nie tylko potrafiłam tworzyć mikstury.
— Mówiłaś, że ona czemu Aiden cię ściga — odparł Matt przypatrując mi się badawczo.
— Wie kim jest i że mnie szukał, ale nie powiedziałam dlaczego. — Opuściłam wzrok na swoje palce, wykręcając je sobie.
— I nie chciałaś wiedzieć więcej? — zapytał podejrzliwie, zwracając się do blondynki.
— Nie jestem taka wścibska — oburzyła się. — Kira nie chciała o tym mówić, więc to zostawiłam.
— Trochę to dziwne, że chcesz jej pomóc nic nie wiedząc o niej, a jednocześnie wiedząc dużo o innych rasach. — Przypatrywałam się zaskoczona jaki ostrożny stał się w stosunku do blondynki.
— Jeśli byłoby to coś naprawdę ważnego, to Kira powiedziałaby mi o tym. — Odwróciłam wzrok zawstydzona. To co przed nią ukrywałam było ważne. — A to, że wiem tyle o wiedźmach, to chyba naturalne skoro sama należę do ich świata. — Uniosła dumnie głowę. — I tak nie będziesz wiedział kim jest Damir — dodała widząc jego zainteresowane spojrzenie.
Matt uniósł brew, po czy roześmiał się, patrząc zwycięsko na Rose.
Co tu się działo?
— Masz rację, nie wiem. — Zaśmiał się ponownie, rozkładając się na sofie.
— Mówiłam — wyszeptała pod nosem zadowolona dziewczyna.
Patrzałam na nich w zdumieniu, jak droczyli się ze sobą, a blondynka nie zdawała sobie sprawy, że przegrała tę bitwę. Zastanawiałam się czy gdyby dowiedziała się kim byłam, to nadal traktowałaby mnie tak samo? Potrzebowałam jej pomocy, a nie mogła mi jej dać, nie wiedząc na co powinna uważać. Biłam się z myślami czy powiedzieć jej prawdę. Chciałam mieć kogoś na kim mogłabym polegać. Teraz miałam Matt'a, ale bałam się, że jeśli on odejdzie, to po raz kolejny zostanę sama. On miał swoje życie i nie mogłam cały czas w nim mieszać. Był zwykłym człowiekiem. Bałam się o jego bezpieczeństwo. A mając również pomóc Rose, moglibyśmy pozwolić sobie na wiele więcej.
Zacisnęłam dłonie, gdy podjęłam decyzję, której bałam się najbardziej, bo ostatnim razem zmieniła całe moje życie.
— Rose — zawołałam, by zwrócić na siebie jej uwagę. — Nie powiedziałam ci dlaczego Aiden mnie ściga, bo się bałam. — Opuściłam głowę nie mogąc patrzeć jej w oczy, bo bym stchórzyłam. — Nie jestem do końca zwykłym człowiekiem. Aiden dowiedział się o tym i dlatego teraz przed nim uciekam. Bałam się, że z wami będzie podobnie. — Podniosłam głowę, chcąc zobaczyć jej reakcję. — Jestem Damirem.
Widziałam jak jej oczy powiększają się w zaskoczeniu, ale nagle zdziwienie zgasło, a ona wybuchła głośnym śmiechem.
— Dobra, prawie się nabrałam. — Posłała nam pobłażliwe spojrzenie. — Wyszłoby wam to, ale nie pachniesz jak Damir.
Spojrzałam na Matt'a, który milczał z zaciętym wyrazem twarzy. Dawał mi wolną rękę by jej o tym powiedzieć, ale widziałam jaki był zestresowany. Prawie tak samo jak ja.
Westchnęłam, wiedząc, że teraz już nie będzie odwrotu i, ściągnęłam swoją bransoletkę.
Rose przypatrywała się moim czynom, zaczynając wątpić czy na pewno miała rację. Ale gdy moja biżuteria wylądowała na stoliku, jej oczy rozbłysnęły zaskoczone.
— Przecież... — urwała, nadal będąc w szoku. — Dlaczego to ukrywałaś?
Podeszłam do okna zasłaniając rolety i upewniając się, że nikt nie będzie nas widział.
Musiałam jej już powiedzieć. Jak zaczęłam, to nie mogłam na tym zakończyć.
— Ponieważ nie jestem do końca normalnym Damirem. — Zamknęłam oczy, gdy po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz.
Usłyszałam sapnięcie zaskoczenia blondynki, ale wciąż stałam z zamkniętymi oczami. Bałam się je otworzyć i zobaczyć jej reakcję. Jaka będzie? Zła? Zaciekawiona? To na pewno. Ale czy będzie miała podobne intencje do Aiden'a. Czy będzie widziała we mnie jedynie nagrodę jaką za mnie dostanie?
Uchyliłam powieki, czując czyjś dotyk na skrzydłach. Zobaczyłam Rose, która z niedowierzaniem przyglądała się moim białym skrzydłom.
Zabrała rękę, gdy zorientowała się, że na nią patrzę.
— Wybacz, musiałam — odparła ze skruchą. — Więc jednak istniejesz — odparła nadal niedowierzając. Kątem oka dostrzegłam jak Matt spiął się na sofie, jakby szykują się do ewentualnej obrony mnie. — Dlatego nam nie powiedziałaś. Ale gdyby reszta wiedziała, to mogłaby nam pomóc. My nic nikomu nie powiemy — dodała widząc moją przestraszoną minę.
Za dużo osób by wiedziało. Nie. Reszta nadal musiała pozostać w niewiedzy. Już i tak wiele kosztowało mnie stresu to, że ona wiedziała.
— Nie, proszę. Nie mogą nic wiedzieć. — Złapałam ją za rękę jakby w obawie, że już teraz mogłaby chcieć powiedzieć o tym reszcie.
— Dobrze — uspokoiła mnie od razu.
Odetchnęłam z ulgą. Cieszyło mnie to, że nie nalegała. Miałam tylko nadzieję, że nie popełniłam tego samego błędu co dwa lata temu.
— Więc, możemy zacząć omawiać plan jak pozbyć się Aiden'a? — wtrącił Matt, a my pokiwałyśmy głowami zgodnie.
Wciąż uważnie obserwował zachowanie blondynki. On sam bał się, co mogła chcieć zrobić z tą nową wiadomością. Ale widziałam, że starał się zaufać mojej decyzji.
Tym bardziej, że czekało nas ciężkie popołudnie.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Dużo się działo, a więc i rozdział był długi 😁
Jeden z najdłuższych jakie napisałam 😎
Ale wracając do jego treści.
Rose poznała sekret Kiry, czy na pewno było to dobrym posunięciem? 🤔
Co planuję Aiden?
No i czy zdołają wymyśleć plan jak się go pozbyć?
A Matt? Co o nim sądzicie? 😜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top