Rozdział 14
Otworzyłam zaspana oczy i choć byłam pewna, że musiałam spać dosyć sporo czasu, to moje oczy dawały mi znak, że wcale nie były wypoczęte. Były suche i dałabym sobie rękę uciąć, że zaczerwienione. Musiałam wyglądać teraz tragicznie. Miałam ochotę zostać w łóżku przez jeszcze kolejne godziny, jednak nie pozwał mi na to cudowny zapach unoszący się w powietrzu. Nie umiałam określić co, ale coś było smażone. Zaciągnęłam się tym zapachem i to dodało mi sił, bym dała radę podnieść się z łóżka.
Zerknęłam na swój telefon jeszcze zanim udałam się do łazienki. Dochodziła pierwsza po południu. No pięknie. Pół dnia zmarnowane na śnie. Nienawidziłam tego uczucia, gdy mój zegar biologiczny przez ten jeden dzień był roztrojony na kolejne doby.
Niedługo po moim przebudzeniu się weszłam na dół, napotykając w kuchni gotującego Brad'a i Maję, która krzątała się wokół niego. Nie wiedziałam, że chłopak potrafił gotować. Już na sam widok ślina zaczęła zbierać mi się w ustach, tym bardziej że poprzedniego dnia nie miała zbytnio apetytu na pizzę, którą zamówił chłopak. W głowie ciągle siedziała mi myśl o spotkaniu z wampirem i to skutecznie pozbawiało mnie chęci do jedzenia.
— Dzień dobry — przywitałam się, gdy odwrócił się w moim kierunku.
— Już myślałam, że nie wstaniecie nawet na obiad. — Zaśmiała się niebiesko włosa, przyprawiając coś, co było najwidoczniej sałatka.
— Mogło być jeszcze później. — Za sobą usłyszałam niewyraźny głos Rose.
Ona również nie była w pełni sił. Nic dziwnego. Poszliśmy spać, dopiero gdy słońce zaczęło wschodzić. Już dawno nie siedziałam aż do momentu, gdy nawet bez świateł pokój był oświetlony na tyle, by móc w pełni w nim funkcjonować.
— To na pewno. — Zaśmiał się Luke, który nagle pojawił się obok nas. Oparł się o blat i pił powoli wodę ze szklanki, przyglądając się naszej dwójce. — Na pewno się nie nudziłyście. — Uśmiechnął się do nas podejrzliwie, po czym odłożył puste naczynie do zlewu i wyminął nas, idąc w stronę salonu.
Nie liczyłam na to, że zapomniał o naszej nocnej wędrówce, ale miałam nadzieję, że nie będzie do tego wracał. Że jakimś cudem stwierdzi, iż nie było to nic ważnego. Jak widać, się myliłam.
Obiad, który przyszykował dla nas blondyn, smakował tak cudownie jak pachniał. Z każdym kolejnym kęsem utwierdzałam się w przekonaniu, że nie powinno oceniać się kogoś umiejętności tylko po własnym widzimisię. To, co jadłam, było wspaniale, ale mimo tego, nie umiałam w pełni się tym rozkoszować, czując ciągle na sobie spojrzenie pewnych pięknych tęczówek oraz te niepewne spojrzenia, które Rose rzucała od czasu do czasu w moim kierunku. Doskonale widziała, czym spowodowany był mój dyskomfort.
Nie mogłam już tego znieść, dlatego zbierając całe swoje siły, podniosłam wzrok, krzyżują go z tym Luke'a. Chłopak po raz kolejny tego dnia uśmiechnął się tajemniczo i planował się odezwać, ale ja pchnięta nagłym strachem, że mógł zapytać się o wczorajszą noc przy wszystkich, uprzedziłam jego pytanie swoim.
— Pamiętasz, mówiłeś, że pokażesz mi tego wilka, którego udało się wam oswoić. — Szatyn zamarł na moment zaskoczony.
Zdawał się być całkowicie zdezorientowany moim pytaniem. Nic dziwnego, wyskoczyłam z tym jak Filip z konopi. Dopiero rozbawiony śmiech Rose przerwał ciszę. Spojrzałam na nią niezrozumiale. Dziewczyna śmiała się głośno, zasłaniają sobie usta dłonią. Chyba jeszcze nie do końca zdążyła zjeść to co miała w ustach.
— Burek! — krzyknęła między kolejnymi napadami śmiechu, a w ślad za nią ruszyła para siedzącą naprzeciwko.
Fakt, to że Luke przedstawił mi wilkołaka jako ich "oswojonego" wilka był komiczny, ale nie myślałam, że aż tak gwałtownie na to zareagują. Aż sama uśmiechnęłam się na widok ich czerwonych ze śmiechu twarzy.
— Tak, pamiętam. — Luke wydawał się zakłopotany, że o tym wspomniałam przy wszystkich, ale przecież on chciał zrobić to samo, prawda? — Możemy... możemy iść nawet teraz. — Przeniósł wzrok na zegar.
Spojrzał na swój pusty talerz, a potem ponownie na mnie, obserwując moje zachowanie. Co chciał tym osiągnąć? Nie miałam zielonego pojęcia. Zdawał się to robić od wczorajszej... a w zasadzie dzisiejszej nocy. Przecież po samym zachowaniu nie mógł odgadnąć moich myśli. Nie miał takich zdolności, prawda? Nie mógł mieć. Damiry nie potrafiły takich sztuczek. No, chyba że istniały jeszcze dziwniejsze przypadki ode mnie.
Opuściłam wzrok na swój talerz. Wzięłam ostatni kęs sałaty i podniosłam się od stołu. Chłopak ruszył w ślad za mną. W taki sposób już po chwili stałam przed drzwiami, czekając na chłopaka, który wymknął się do pokoju pod pretekstem, że zapomniał telefonu. Choć co ja tam wiedziałam. To, że ja chodziłam, mając go zawsze przy sobie, nie oznaczało, że inni też tak robili.
Chłopak chwilę później wrócił z kolejnym tajemniczym uśmiechem, za którym nie wiedziałam co mogło się kryć. Podczas drogi w kierunku znanym tylko chłopakowi, jedna myśl nie dawała mi spokoju. Wilkołaki raczej nie podróżował same. Nawet ci, którzy zostali wyrzuceni ze stada, przyłączali się do innych wygnanych lub najczęściej do oddziałów Duncan'a. Podróżowałam po wielu krajach, a jeszcze nie spotkałam na samotnego wilka. Chyba że wcale nie był jedyny. Z góry założyłam, że był sam, ale nie wiedziałam, czy w pobliżu nie było żadnych innych wygnanych. To o wiele utrudniałoby mi moją sytuację.
— Mówiłeś... — Uniosłam wzrok, by sprawdzić, czy mnie słuchał, bo do tej pory ją błądziłam myślami w chmurach i nie miałam pewności, że on również tego nie robił. Ale widząc, że on również na mnie skierował swoje spojrzenie, kontynuowałam. — Mówiłeś, że macie oswojonego wilka, prawda?
— Tak. — Uśmiechnął się delikatnie rozbawiony, a ja nie wiedziałam z jakiego powodu. Przecież tylko powtórzyłam jego słowa. — Tak właściwie jest to wilk Thomas'a, naszego przyjaciela i współlokatora Brad'a.
Gdybym była zwykłym człowiekiem, to te słowa powinny zaspokoić w jakimś stopniu moją ciekawość, jednak byłam kimś więcej i wiedziałam więcej, dlatego po jego słowach, pytań tylko przybyło w mojej głowie. Byłam prawie pewna, że to właśnie Thomas był tym wilkołakiem. Był ich przyjacielem, czy to znaczyło, że będąc z nimi, zaspokoił swoją potrzebę posiadania stada? Wilkołaki nie lubiły samotności. Może oni zaspokoili jego potrzebę bycia w "stadzie". To by wiele wyjaśniło.
No właśnie, gdyby był sam. Ale w moim obecnym położeniu mogłam bazować tylko na przypuszczeniach. Mogłabym ewentualnie postarać się dowiedzieć więcej od Rose. Ona już wiedziała, że w jakimś stopniu byłam powiązana z ich światem. Gdybym jedno z moich pytać zadała w tym momencie Luke'owi, mogłoby zrobić się niezręcznie i dziwnie.
— W takim razie, skąd wiesz, że spotkamy go akurat teraz? — Choć na pewno w jakiś sposób wcześniej się z nim skontaktował, to starałam się stwarzać, choć jakieś pozory, że byłam w tym kompletnie zielona.
— Można powiedzieć, że mam dobre wyczucie czasu. — Posłał mi zaczepny uśmiech.
— Coś jak szósty zmysł? — Uniosłam brwi, nieprzekonana co do jego umiejętności.
— Tak, coś w tym rodzaju. — Usłyszałam jego rozbawiony śmiech, na którego dźwięk sama się uśmiechnęłam. Był zaraźliwy...
Chwilę później chłopak zboczył ze ścieżki, przedzierając się przez wysokie, pojedyncze źdźbła trawy i krzaki, które wydawały się niewielką przeszkodą, dopóki się w nie nie zagłębiło. Byłam pewna, że gdyby nie moje długie spodnie, to już dawno całe moje łydki byłyby w długich kreskach, poobcierane przez krzewy. Jednak widok, który ujrzałam gdy nareszcie udało nam się wydostać z gąszczu, był wart tego zachodu.
Miejsce, które okazało się końcem naszej wędrówki, nie było może zbyt duże, ale na pewno przepiękne. Szczególnie gdy słońce górowało wysoko na niebie i oświetlało rosnącą u naszych stóp trawę.
Staliśmy na niewielkiej polanie, choć nawet nie wiem, czy to słowo było odpowiednie, bo była ona bardzo mała, a dookoła rosły drzewa, zakrywając nas swoimi koronami. Całość była po prostu magiczna. Może nawet trawa była wspomagana magią, bo ciężko było mi uwierzyć, że wyrosła tu o własnych siłach. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że zachwycił mnie ten widok. Podziwiałam go przez krótką chwilę, po czym zwróciłam się do szatyna, przypominając sobie cel naszej podróży.
— Chyba jednak nie masz tak dobrego wyczucia czasu — odparłam, nie widząc w pobliżu żadnego żywego stworzenia. Oczywiście poza latający ptactwem, ale one raczej nie zaliczały się do rodziny psowatych.
— Tak sądzisz? — Wskazał na coś, co znajdowało się za moimi plecami, mając na ustach cwany uśmiech, a ja już wiedziałam, że jednak mu się udało.
Odwróciłam się, podążając za jego wzrokiem, gdzie między drzewami stał ogromny, brązowo rudy wilk, z równie ciemnobrązowymi tęczówkami, które oceniały mnie swoim twardym spojrzeniem. Po plecach przeszły mi ciarki strachu, tym bardziej gdy zwierzę zaczęło się powoli zbliżać, a ja mimowolnie zrobiłam krok do tyłu. Jednak wmawiałam sobie w głowie, że przecież był ich przyjacielem, raczej nie rzuci się na mnie. Nie był przecież dziką bestią, choć jego spojrzenie na pewno powodowało strach u wielu istot, nawet tych, które doskonale znały inne wilkołaki.
Stałam twardo w jednym miejscu. Nie chciałam dać mu się przestraszyć. Zamierzałam pokazać mu, że nie mógł mnie tak łatwo spłoszyć. Widocznie miał zbyt wiele pewności siebie. Spojrzałam odważnie w jego oczy. Może to przez myśl, że przecież również mogłam się jakoś przed nim bronić, dodawała mi sił. Chociaż przy Luke'u nie zamierzałam ujawniać swoich zdolności.
Wilk, widząc, że rzuciłam mu nieme wyzwanie, zawarczał gardłowo, szczerząc tym samym swoje kły. Zadrżałam na ten niski dźwięk, ale dalej pozostałam przy swoim. I chyba moja odwaga była też spowodowana Luke'iem, który dawał mi odrobinę poczucia bezpieczeństwa. On go znał. Nie dałby mu nic mi zrobić, prawda? Miałam taką nadzieję.
— Tho... — Podniósł głos, ale zaciął się w połowie, jakby zorientował się, że chciał użyć jego imienia. Więc naprawdę to był ich współlokator. — Przestań! — nakazał niezbyt zadowolony zachowaniem wilkołaka. Nic dziwnego.
Gdybym była zwykłą dziewczyną, to już dawno uciekłabym z krzykiem. Choćby na sam rozmiar wilka. Już wtedy zaświeciłaby się u mnie czerwona lampka.
Wilk warknął tylko krótko, jednak tym razem nie brzmiało to tak groźnie, bardziej jakby zachowanie szatyna go irytowało, a nawet przeszkadzało. Machnął łbem, każąc chłopakowi się odsunąć. Tak jak myślałam, Luke nawet nie miał zamiaru spełniać jego rozkazu.
Skoro był ich przyjacielem i przez jakiś czas przebywałam również i w jego domu, to przydałoby się mieć z nim raczej przyjazne stosunki. Choćby tolerować się wzajemnie. Nie musiała być między nami jakaś wielka przyjaźń i chęć poświęcenia za drugiego życia, ale chociaż żebyśmy nie rzucali na siebie zabójczego spojrzenia, gdy tylko wejdziemy w swój zasięg wzroku.
Podeszłam do szatyna i położyłam mu dłoń na ramieniu, posyłając mu jednocześnie uspokajający uśmiech, gdy odwrócił się w moją stronę. Wyminęłam go pod jego niepewnym spojrzeniem i ponownie stanęłam przed wilkiem, tym razem podchodząc sama bliżej niego. Zwierzę spojrzało na mnie z zainteresowaniem i zbliżyło się do mnie, a ja mogłam zobaczyć, jak jego nozdrza poruszają się intensywnie. Chciał wyczuć kim byłam. Jego wzrok zaczął jeszcze bardziej skanować moją sylwetkę. Nie mógł nic ode mnie wyczuć. Musiało go to zdezorientować. Tak jakby mnie nie było. Bransoletka zdawała swój test. Choć w tym wypadku wzbudziłam na pewno u niego więcej podejrzeń wobec siebie. Całkiem o tym nie pomyślałam. W końcu jego wzrok zatrzymał się na biżuterii. Zaciągnął się jeszcze raz powietrzem po czy warknął groźnie, nastroszając sierść i widziałam jak zerknął na moment na Luke'a, po czy dobiegł z powrotem w las.
Wzięłam głęboki oddech, czując jak moje serce pędziło w mojej klatce piersiowej. Prowadziło zaciekłą walkę z żebrami, próbując najwyraźniej wydostać się na zewnątrz.
— Wszystko w porządku. — Luke zjawił się obok mnie zaledwie sekundę po ucieczce zwierzęcia. — Przepraszam, nie wiedziałem, że będzie taki agresywny. Nigdy taki nie był — odparł ze skruchą.
Widocznie żałował i winił siebie za to co się stało, a przecież nie miał wpływu na jego zachowanie. To tamten powinien się wstydzić. Choć mogłam w pewnym stopniu usprawiedliwić jego zachowanie. W końcu chyba po raz pierwszy nie mógł rozpoznać, kto przed nim stał. Musiało go to frustrować. W końcu bardzo często polegał na swoim węchu, a tu taki problem.
— Nic mi nie jest — uspokoiłam go. — Widocznie miał ciężki dzień. — Wzruszyłam ramionami i schowałam swoje dłonie do kieszeni, bi odrobinę mi drżały od nadmiaru adrenaliny.
— Naprawdę to twoje jedyne słowa po tym co widziałaś? — Widocznie nie spodziewał się ode mnie takiej odpowiedzi, ale co ja mogłam innego powiedzieć? Mogłam udawać śmiertelnie przerażoną, ale jakoś nie chciałam tego robić. — Jesteś jeszcze bardziej szalona niż Rose. — Pokręcił głową niedowierzająco.
— Mam nadzieję, że był to komplement. — Uniosłam brwi. Czy on właśnie uznał mnie za wariatkę?
— Może. — Tym razem to on wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem mimowolnie. — Idziesz? — Zatrzymał się przy linii drzew, odwracając w moją stronę głowę.
— A tym razem to gdzie? — Zrównałam z nim krok, idąc obok niego.
— Za chwilę zobaczysz. — Tajemniczy uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Obserwowałam go, zastanawiając się, czy skoro zapoznał mnie z wilkołakiem, który był zdecydowanie większy od zwykłego wilka i mogłabym mieć jakieś podejrzenia po tym spotkaniu, to kiedyś powiedzieliby mi kim są? Może ja również bym im powiedziała?
Jednak orientują się, w jakim kierunku powędrowały moje myśli, od razu wyrzuciłam je z głowy. Ostatnim razem gdy komuś zaufałam i zdradziłam to kim byłam, okazało się to kosztować mnie zbyt wiele. Wszystko co miałam zostało mi odebrane, a teraz, choć nie miałam nic co mogłam określić jako swoje, to nie chciałam znaleźć się w podobnej sytuacji jak tamtym razem. Ale czy oni mogliby zachować się tak jak on? Zdradzić mnie? Może, teraz gdy znaliśmy się tak krótko, wyjaśnienie im prawdy nie było zbyt rozsądne. Ale kiedyś? Może kiedyś mogłabym im zaufać, a oni zaufaliby mi.
Nie.
Zbyt długo byłam sama ze swoimi tajemnicami i zaczynałam świrować. Tacy jak ja musieli żyć w ukryciu i musiałam się z tym pogodzić. Jednak było to trudniejsze niż myślałam. Tym bardziej mając wokół siebie osoby, które były tak bardzo podobne do mnie samej.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Jak myślicie, czym była spowodowana agresja wilka w stosunku do Kiry? 🤔
Jeszcze dzisiaj po południu jest duża możliwość, że pojawi się kolejny rozdział 😁❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top