Rozdział 12

☆pov. Luke☆

Zaraz po tym jak Kira wręcz wybiegła z domu Brad'a, wróciłem z powrotem do salonu. Zastałem tam Rose, która siedziała na fotelu, patrząc pod swoje nogi z poczuciem winy.

- Co się tak właściwie tam stało? - zapytałem chcąc trochę jaśniej spojrzeć na to co widziałem przed chwilą. Jedyne co wiedziałem to, że musiały się o coś posprzeczać. Chwilę przed przyjściem Kiry słychać było ich krzyki.

- Pokłóciłyśmy się o... coś. - Po jej słowach na jej twarzy pojawił się grymas świadczący jak bardzo się tym zadręczała.

Rose była uważana przez wielu za wariatkę, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nie ciężko było się z nimi zgodzić. Jednak niewielu znało ją od tej drugiej strony, bardziej wrażliwej i tak dobrej, że nie wiedziałem czy istniała osoba, która miałaby więcej sympatii niż ona. Większość uważała ją za typową głupią blondynkę, po której wszystko spływał jak po kaczce, jednak ona przejmowała się każdym słowem, czy to w jej kierunku, czy jej bliskich. Jeśli pokłóciła się o coś z białowłosą, to byłem pewny, że nie miała nic złego na myśli. Zawsze robiła wszystko, by komuś pomóc. A to, że nie powiedział nam powodu kłótni, to tylko dla tego, że nie była pewna czy nie przeszkadzałoby to Kirze. Czasami była zbyt dobra, ponieważ niektórzy zasługiwali na szorstkie traktowanie.

- Kira wybiegła z domu jakby coś się za nią paliło. - Zaśmiał się Brad, jednak wybrał niezbyt dobry moment na swoje żarty.

- Mógłbyś się czasem ugryźć w język - odparła zmartwiona Maja, która podeszła do blondynki by ją pocieszyć. - To na pewno nic wielkiego. Może Kira też ma taki wybuchowy charakter jak Brad. Za chwilę pewnie jej przejdzie i wróci.

- A co jeśli się zgubi? - podniosła na nas zaniepokojony wzrok. Cała Rose. - Jest tu nowa, poza tym robi się ciemno, a jest dzisiaj pełnia. - Przeskakiwała po nas spojrzeniem pełnym obaw.

- Nie martw się, pójdę po nią - zaproponowałem, na co otrzymałem widok ulgi na twarzy blondynki.

- Dziękuję. - Spojrzała na mnie wdzięczna.

Kiwnąłem w jej stronę głową i wróciłem do przedsionka. Założyłem na stopy swoje sportowe buty, takie były najwygodniejsze, i chciałem już wyjść z domu, ale zatrzymałem się na chwilę przy wieszakach, na których wisiało kilka moich bluz. Czesto bywałem w domu Brad'a I zawsze jedna z nich się przydawała. Tym razem było podobnie, jednak miała być teraz dla Kiry. Wybiegła w samej koszulce, a wieczory były już chłodne.

Zabierając w ręce materiał, wyszedłem przed dom.

W która stronę mogłaś pójść?

Gdyby nadal chodziła po lesie, to łatwiej byłoby ją znaleźć z nieba. Jednak nie chciałem narażać nas jeszcze bardziej. Dodatkowo nadal nie upewniliśmy się, że nie widziała twarzy Brad'a. Choć myślę, że gdyby tak było, to musiałaby się czymś zdradzić. Zaczęłaby sama szukać odpowiedzi na to co widziała właśnie u nas. Teraz jedyne co jej pozostawało, to przeszukać internet, a tam prawda mieszała się z bajkami.

Ostatecznie zdecydowałem się ruszyć główną ścieżką. Możliwe, że wybiegła z domu na wprost, nie patrząc szczególnie gdzie się kierowała. Jednak z każdą kolejną minutą poszukiwań zaczynałem w to wątpić, ponieważ nigdzie nie potrafiłem wyłapać najmniejszego śladu, że tędy szła.

Planowałem już nawet zawrócić. Gdy moją uwagę przykuła skulona postać siedzącą pod drzewem. Podszedłem bliżej, lecz ona nadal nie podniosła na mnie wzroku. Wpatrywałam się w swoje nogi, obejmując je dłońmi. Nie odzywając się ani słowem, zarzuciłem jej bluzę na ramiona i sam usiadłam obok niej.

Oboje milczeliśmy, wiedząc, że żadne z nas nie czuło potrzeby by się odezwać. Spojrzałem na zegarek w telefonie. Za chwilę las miał pogrążyć się w całkowitej ciemności. Zerknąłem na dziewczynę, która w tym samym momencie podniosła wzrok, powoli przenoszą go na mnie.

- Przepraszam, pomoczyłam ci bluzę. - Pociągnęła nosem i otarła dłonią resztki łez, które zostały na jej policzkach.

Patrzałem na nią przez chwilę w zdumieniu, nie dowierzając że przejęła się czymś takim. Po chwili jednak nie mogłem powstrzymać się od cichego śmiechu.

Nic więcej nie zrobiłem, a jednak coś musiało ją rozbawić, bo sama delikatnie się uśmiechnęła, a ja poczułem dziwnego rodzaju dumę, że to dzięki mnie się uśmiechnęła.

- Powinniśmy już wracać - zaproponowałem unosząc zegarek, by i ona mogła zobaczyć na nim godzinę. - Za chwilę zrobi się tu całkiem ciemno.

Kira przytaknęła mi głowa i podniosła się z ziemi otrzymując przy tym swoje spodnie z resztek ziemi.

- Czy Rose jest bardzo na mnie wściekła? - zapytała cicho, unikajac mojego wzroku.

Spojrzałem na nią odrobinę zaskoczony, ale i usieszony, że martwiła się o blondynkę tak samo jak ona o nią, a przecież znały się od tak niedawna. Nawiązały ze sobą pewnego rodzaju więź, którym utworzenie jej czasem zajmowało nawet kilka lat.

- Poza tym że pewnie będzie na ciebie krzyczeć, że uciekłaś do lasu gdy zaczęło się ściemniać, to myślę że nie będzie tak źle. - Białowłosa westchnęłam, ale nie byłem pewien czy z tego że wolała uniknąć takiej sytuacji, czy raczej zrobiła to z ulgą. - Dasz radę. Najlepiej cały czas jej przytakuj to szybko skończy. - uśmiechnąłem się widząc również ten sam gest na twarzy dziewczyny. - Mam pewien pomysł - zaproponowałem nim zdążyłem przemyśleć swoje słowa. Ale widząc jaka była ucieszona, chciałem sprawić, że jeszcze bardziej się uśmiechnie. - Mówiłem, że oswoiłem takiego jednego wilka. Chciałabyś go poznać? - zaproponowałem nim zdążyłem ugryźć się w język.

Co ja takiego wyrabiałem? Przecież Thomas mnie wyśmieje. Był wilkołakiem, a nie jakimś psem na pokazie mody.

- Tak, z chęcią. - Kira zaśmiała się ucieszona, a ja pomimo że wiedziałem jak wielkie czekało mnie błaganie Thomas'a i upokorzenie się przed nim by się zgodził, to dla tego widoku było warto się poświęcić.

☆pov. Kira☆

Nie sądziłam, że ktokolwiek z nich wyjdzie po mnie i będzie szukać. Zamierzałam wrócić do nich, gdy las pogrąży się już prawie w pełni w ciemności. Dlatego zdziwiłam się widząc zbliżającego się do mnie szatyna. To, że nie starał się mnie na siłę zaprowadzić do domu i nie zaczął mnie pocieszać jakimiś tandetnymi słowami typu "będzie dobrze" sprawiło, że to "będzie dobrze" stało się prawdą. Nie było tylko wypowiedziane, a się spełniło.

Przekonałam się o tym jeszcze bardziej, gdy wróciliśmy do domu, a z jego wnętrza dało się usłyszeć śmiechy reszty paczki. Jak zwykle najbardziej wybijał się głos Rose, która kłóciła się z Brad'em kto miał siedzieć na wprost telewizora. Głównym argumentem blondynki było to, że przecież on miał na codzień tak wielki telewizor w salonie. Cóż, miała rację, ale co ja tam wiedziałam o takich sprzeczkach. Nawet ze swoim bratem John'em się o to nie kłóciliśmy. Nigdy nie przywiązywałam do tego dużej wagi gdzie kto siedział. Więc takie zachowanie było dla mnie nowością.

Gdy weszłam do salonu, bałam się, że atmosfera nagle zdrętwieje i każdy będzie siedział cicho, a tym bardziej Rose. Ale gdy tylko Maja rzuciła hasło "o już jesteście" odetchnęłam z ulgą czując jak ogromny kamień spada z moich barków. Zajęłam miejsce na fotelu, uśmiechając się z wdzięcznością w stronę Luke'a. Chłopak odwzajemniam uśmiech siadajac obok mnie na sofie.

Podczas sprzeczki dwójki przyjaciół, szatyn załączył film, a wraz z pierwszymi słowami ich głosy ucichły i oboje ściśnięci starali się zająć miejsce na przeciwko telewizora. Nie mogłam powstrzymać chichotu na ten widok. Maja westchnęła tylko i przysiadła się obok Brad'a, by ten mógł objąć ją ramieniem. Cieszyłam się, że tak to sie skończyło.

》☆《

Od dłuższego czasu moje myśli zamiast razem z resztą grupki przeżywać śmierć bohatera, który wydawała się najbardziej rozsądnym z całego filmy, to ciągle odbiegały w kierunku pewnego wampira, któremu miałam ochotę wbić kółek prosto w serce.

Zbliżał się druga w nocy, a po twarzach pozostałym nie przemknął nawet ślad zmęczenia. Pf... a czego innego mogłam się spodziewać? Przecież oczywiste było, że nie pójdą grzecznie do łóżek zaraz po północy.

- Wiecie co - odezwałam się nagle, lecz chyba w niezbyt odpowiednim momencie, bo Maja westchnęła zawiedziona. Jednak nie mogłam dłużej czekać. Zegar zbliżał się coraz bardziej do tej nieszczęsnej godziny, w której miałam spotkać się z Aiden'em. - Ja pójdę się już chyba położyć.

- Zostań jeszcze chwilę - poprosił Luke, podnosząc głowę gdyż do tej pory leżał wygodnie na sofie, pozwalając mi patrzeć na jego włosy.

- Miałam dzisiaj naprawdę ciężki poranek z tą nogą - wskazałam na swój opatrunek. Choć byłam przekonana, że już go nie potrzebowałam, to dziwne byłoby gdybym nagle oświadczyła, że już było wszystko w porządku.

- Może chcesz coś przeciwbólowego? - zapytał z troską, która nastąpiła po moim przypomnienie o ranie. Pokręciłam przecząco głową. Chciałam podnieść się z fotela jednak zatrzymał mnie jego głos. - Dasz radę sama wejść po schodach?

- Dam radę - zapewniłam, uśmiechając się pod nosem.

Wstałam ze swojego miejsca i żegnając się cicho z resztą, która nadal była pochłonięta filmem, ruszyłam w stronę schodów.

- Ja też będę się już zbierać? - Widziałam jak Rose również podnosi się z kanapy i idzie za mną.

Spięłam się na myśl, że miałyśmy ponownie zostać same. Nie wiedziałam co blondynka chciała tym osiągnąć. Tym bardziej kiedy po prostu położyła się na łóżku i chyba poszła spać tak jak mówiła.

Westchnęłam załamana. A więc tak teraz miało to wyglądać. Miałyśmy się do siebie nie odzywać?

Udawałam, że krzątam się jeszcze po pokoju dopóki nie miałam pewności, że blondynka faktycznie zasnęła. Zacisnęłam w dłoni telefon, oczekując godziny, w której miałam spotkać się z wampirem, jednocześnie licząc na to, że odgłosy z salonu szybko ucichną i każdy z nich pójdzie do swoich pokoi.

》☆《

Gotowa do wyjścia stałam przed drzwiami swojego tymczasowej sypialni, ściskając w dłoni klamkę, odliczałam dodatkowe sekundy, jakby miało mi to w czymś pomóc.

Wzięłam głęboki oddech, pociągając za klamkę. Przymknęłam drzwi, nie chcąc ryzykować, że zamek mógłby zbyt głośno trzasnąć.

Przemknęłam po schodach jak i przez salon niczym zjawa. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Bo nawet mój oddech wydawał mi się zbyt głośny.

Ucieszyłam się gdy nareszcie mogłam stanąć przy głównym wejściu. Jednak nie mogło być aż tak pięknie, bo gdy próbowałam wziąć klucze z haczyka te upadły na podłogę, robiąc hałas odbijający się echem po całym domu pogrążony w śnie.

No pięknie - warknęłam w myślach.

Stałam przez chwilę nieruchomo, nadsłuchując oznak, że mogłam tym kogoś obudzić. Gdy cisza nie została przez nikogo zaburzona, odetchnęłam z ulgą.

Wyszłam ostrożnie z domu, od razu kierując się w stronę tej nieszczęsnej szopy. Zimne dreszcze przebiegły mi po plecach, gdy z oddali mogłam zobaczyć już jej przerażający cień. Taki sam jak w noc, w której poznałam wampira.

Stanęłam sztywno za budynkiem, rozglądać się na boki w poszukiwaniu Aiden'a. Potarłam dłonie, gdy zimny wiatr zawiał roztrzepując mi włosy. Jednak zaraz potem czyjś ciepły oddech otulił mój kark. Drgnełam przestraszona i odwróciłam się, a raczej chciałam sie odwrócić, bo powstrzymały mnie przed tym ręce, które oplotły moje ciało.

- Spokojnie, to tylko ja - szepnął wampir nad moim uchem słowa, które powinny mnie uspokoić, lecz tym razem było całkowicie odwrotnie.

- Co tym razem chciałeś? - sapnełam czując jak zbliżył swoje usta do mojej szyi, a dreszcze obrzydzenia przeszły przez moje ciało, na co zamruszał zadowolony.

- Powoli, nie chcesz się przywitać? - mruknął składając pocałunek na mojej skórze.

- Mogą się zorientować, że zniknęłam. - Podałam argument, na który miałam nadzieję że przystanie.

- Jest środek nocy. - Nadal stał przy swoim, ale gdy nie odezwałam się do niego, westchnął z irytacją wypuszczając mnie ze swoich objęć. - No dobrze. - stanęłam do niego przodem, woląc nie mieć go za swoimi plecami. - Potrzebuje twojej księgi z miksturami - oświadczył tonem z góry przekonanym, że od tak się zgodzę. No raczej nie.

- Nie dam ci jej - zaprzeczyłam, na co uniósł brwi chcąc dać mi do zrozumienia, że i tak wyjdzie na niego. - Jest dla mnie zbyt cenna.

- Bardziej niż czyjeś życie? - Chytry uśmiech wpłynął na jego twarz. - Masz dziwne poczucie wartości. Ale co mi tam. - wzruszył ramionami lekcewarząco.

- Z-zrobię ci to czego będziesz chciał, ale ci jej nie oddam. - uparcie stałam na swoim, choć jego poprzednie słowa sprawiły, że z trudem zdołałam przełknąć ślinę.

- W sumie... może to nawet lepsze rozwiązanie. Nie będę musiał się w to bawić. - Założył ręce na piersi, uśmiechając się do mnie chytrze. - Chcę żebyś zrobiła dla mnie truciznę dla skrzydlatych. - Z zadowoleniem patrzał jak jego plan wystraszona mnie właśnie się spełniał.

- Po c-co ci to? - Zadrżałam cała razem ze swoim głosem.

- Każdy ma kogoś komu nie życzy zbyt dobrze, nie zaprzeczysz.

Oj nie śmiałabym. Był żywym przykładem swoich słów w moim odczuciu. To on był osobą, którą prędzej zepchnęłabym z mostu, niż wyciągnęłam pomocną dłoń. Jednak wiadomość, że miałam stworzyć dla niego już kolejna broń, która była dla nas śmiertelna bardziej niż cokolwiek innego, sprawiła, że żołądek ściskał mi się boleśnie A wszystko we mnie krzyczał bym tego nie robiła.

- Nie mam wszystkich składników, trochę to potrwa zanim je kupię. - Starałam się wybronić i opóźnić jego zlecenie.

Wampir uśmiechnął się podstępnie, zaczynając się do mnie zbliżać. Cofnęłam się widząc to jak się do mnie skradał. Odwróciłam się chcąc upewnić się, że nie napotkam na swojej drodze żadnego drzewa jak to zwykle bywało w takich sytuacjach, jednak gdy tylko wróciłam spojrzeniem do wampira, ten stał już w niebezpiecznej odległości nachylając się nade mną.

- A kiedy będziesz mogła je kupić? - złapał za kosmyk moich włosów zawijając sobie je na palec. Sapnęłam wystraszona jego bliskoscią.

- M-muszę znaleźć odpowiedni sklep. - wampir spojrzał w moje oczy, a jego tęczówki błysnęły czerwienią.

Jeknęłam z bólu, gdy w sekundzie znaleźliśmy się pod drzewem, a jego kora boleśnie wbijała się w moje plecy.

- Ty nadal kurwa myślisz, że zdołasz mnie okłamać? - warknął przy mojej twarzy, nie spuszczjąc ze mnie swojego przerażającego wzroku. - Słyszę każde twoje jebane bicie serca. Masz trzy dni na zrobienie tego gówna. - Odsunął się odrobinę, jednak nie na tyle bym mogła od niego uciec. Westchnął zamykając na chwilę oczy. - Przez to wszystko jakoś zgłodniałem. - Spojrzał na mnie i odgarnął dłonią moje włosy z szyi.

- Aiden? - sapnełam wystraszona, jednak nie dał mi dokończyć, kładąc palec na moich ustach.

- Cii... kiedyś ci to nie przeszkadzało. - Pogałskał mój policzek, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku, a ja widziałam w jego spojrzeniu odbicie swoich przerażonych tęczowek.

Spięłam się zaalarmowana, gdy nachylił się nad moją szyją. Zamknęłam oczy, jednak w tym samym momencie obok nas rozbrzmiało głośne, złowrogie warczenie. Otworzyłam oczy, by spojrzeć na wielkiego, brązowego rudego wilka, który szczerzył na nas swoje kły. A jego sierść połyskiwała się w blasku pełni księżyca.

Aiden odsunął się ode mnie niezadowolony, że ktoś mu przerwał. Nie mogłam tego powiedzieć o sobie.

Wampir stanął stabilnie, jednak wilk nie czekał, od razu rzucił się z zębami w jego kierunku. Zaskoczony wampir nie zdążył odskoczył i już po chwili leżał przyciśnięty do ziemi przez cielsko wilka.

Nie musiałam myśleć dwa razy. Nie mogłam zmarnować takiej okazji, tym bardziej że nie wiedziałam czy ten wilkołak był pozytywnie nastawiony i chciał mnie obronić czy raczej po prostu szukał kolacji tak samo jak Aiden.

Minęłam szopę, cała się trzęsąc. Sapnęłam żałośnie, gdy za swoimi plecami usłyszałam odgłos łamiących się gałęzi. Odwróciłam się, napotykając parę oczu, które intensywnie się we mnie wpatrywał.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Hm... co tu powiedzieć? 🤔😌
Kłótnia dziewczyn nie zakończyła się chyba zbyt pozytywnie 🙄
Jednak Kira otrzymała pomoc od kogoś innego 😎
Jednak długo nie mogła się cieszyć. Teraz ma na plecach głodnego wampira i rozwścieczonego wilkołaka 😐
A na dodatek ktoś już ją dogonił 😱
Pytanie tylko kto to taki? 🤷‍♀️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top