Rozdział 1
Anglia, wspaniałe miejsce, wręcz uwielbiane przez artystów, tych większych jak i mniejszych. Kraj marzeń i ambicji. To właśnie był mój kolejny cel. A dokładnie niewielkie miasteczko zwane Driffield, miało od tego dnia być moim kolejnym, tymczasowym domem.
Krótko po wyjściu z samolotu, mogłam poczuć jak wilgotne było tu powietrze, jednak miało coś w sobie co mnie uspokajało.
Obładowana bagażami, podeszłam do jednej z wielu taksówek stojących przed lotniskiem. Wysoki i trochę otyły mężczyzna wyszedł z pojazdu z irytacją wymalowaną na twarzy, ponieważ prawdopodobnie przerwałam jego czas wolny, choć wcale go nie miał i właśnie to co teraz robił było jego obowiązkiem. Transport.
Widząc jak niedbale wrzuca moje walizki do bagażnika, nie zdobyłam się na odwagę, by zwrócić mu uwagę, że mógł tym uszkodzić ich zawartość. Tak samo podczas drogi nie odezwałam się do niego prawie w ogóle poza podaniem adresu mojego nowego domu. Ale przynajmniej miałam czas zatopić się we własnych myślach i postanowić co dalej.
Przez ostatnie dwa lata podróżowałam po wielu krajach. Odwiedziłam sporo miejsc o różnej kulturze, zwyczajach, jednak powrót do mojego rodzinnego kraju wywołał u mnie nostalgie połączoną ze smutkiem. Pomimo że miałam zamieszkać w mieście oddalonym od mojego prawdziwego domu o setki kilometrów, czułam się jak u siebie. Moja podróż nie była spowodowana moim widzi mi się. Lubiłam podróżować, jednak nigdy nie chciałam robić to na taką skalę jak robiłam to do tej pory. Choć nie mogłam nazwać tego podróżą, bardziej pasowałoby tu słowo ucieczka. Przed kim? Przed połową świata, który wydawał się dla mnie taki wspaniały, a ludzie którzy mieli być moim wsparciem, doradcami, stali się moimi prześladowcami. Rada najwyższych, Damiry które władały naszym gatunkiem, wysłali za mną listy gończe, będąc zafascynowani moimi zdolnościami. Podziemia, miejsce spod ciemnej gwiazdy, gdzie zbierali się wszyscy ci, którym nie panowały moralne zasady ich przywódców. No i jeszcze upadli, Damiry skażone krwią demonów. Wszyscy ci, siedzieli mi na ogonie, tropiąc mnie jak swoją zwierzynę. A całą tę lawinę nieszczęść, przed którą starali się mnie obronić rodzice, zapoczątkowała moja jedna bezmyślna decyzja.
Jednak teraz po raz kolejny byłam zwykłą dziewczyna, o której nikt nic nie wiedział, bo była mało znaczącą nową uczennicą. Mogłam wykreować w sobie kogoś, kto idealnie wpasowałby się w tłum innych, jednak teraz było inaczej. Tu w rodzinnym kraju chciałam uniknąć tej fałszywości. Przestać udawać, bo łatwo szło pogubić się we własnych kłamstwach. Byłam już tym wszystkim zmęczona, jednak nie zamierzałam się poddać. Dla osób które we mnie wierzyły i kochały, zamierzałam walczyć do końca.
Krótko po moich własnych przemyśleniach, samochód zatrzymał się przed małym, parterowy domkiem na cichej i spokojnej ulicy, na końcu której znajdował się ogromny las. Miejsce, którego nie mogło zabraknąć. To właśnie tam mogłam w ukryciu być prawdziwą ja.
Wysiadłam z pojazdu i bez żadnej pomocy wytaszczyłam swoje bagaże na chodnik. Zapłaciłam kierowcy, który chyba sądząc, że oko kamery nie widziało jego pracy, nie starał się być choć w małym stopniu uprzejmy. Jednak nie postanawiałam się tym zrazić.
Odwróciłam się w stronę domu. Nie było w nim nic szczególnego. Zwykły budynek zbudowany ze wzoru. Taki jak każdy inny dom na tej ulicy, z drobnymi wyjątkami. Jadąc tu nie umknął mojej uwadze piękny budynek z ogromnym ogrodem, do którego musiał być zatrudniony ogrodnik, bo różnorodność była w nim ogromna. Ale wcale nie żałowałam, że mój nie wyróżniał się w aż takim stopniu. Przekonałam się, że było to ogromną zaletą. A przynajmniej w życiu jakie do tego czasu wiodłam.
Podeszłam do drzwi, lecz pomimo moich wielokrotnych uderzeń z wnętrza nie było słychać żadnego, nawet najmniejszego szmeru. Zestresowana, że pomyliłam adres, spojrzałam na ulice podaną w wiadomości od właścicielki, jednak wszystko się zgadzało.
Nie mając innego wyjścia, wybrałam numer kobiety i oczekiwałam tupiąc nogą, aż ktoś zgłosi się po drugiej stronie. Głuchy dźwięk oczekującego połączenia wprawiał mnie w jeszcze większy niepokój. Bałam się, że miałabym zostać na bruku bez żadnego dachu nad głową. Miałam ochotę podskoczyć z radości słysząc hałas ze strony mojego rozmówcy. Jednak tak szybko jak się ucieszyłam, tak moja radość została zdeptana wraz z wiadomością, że kobieta nie da rady dzisiaj przekazać mi kluczy. Czy faktycznie miałam zostać skazana na wynajęcie hotelu? Pieniądze które udało mi się uzbierać w poprzednim kraju, były bardzo ograniczone i obawiałam się, że nie uda mi się przeżyć do kolejnego miesiąca, dlatego nie mogłam pozwolić sobie na kolejne wydatki.
Moje nerwy szybko uspokoiła właścicielka, mówiąc mi o miejscu gdzie schowała klucze do domu. Jednak nie dane było mi dowiedzieć się od niej niczego więcej, bo w pośpiechu rozłączył się, a ja skonsternowana spojrzałam w stronę skrzynki na listy, w której prawdopodobnie znajdowała się rzecz, od której zależało to gdzie spędzę kolejną noc.
Podeszłam do metalowej budki i zaciskając ze zdenerwowania palce, odkryłam że rzeczywiście klucze znajdowały się w środku, przykryte gazetami.
Nie zastanawiając się jak dziwnie przebiegły moje pierwsze chwilę w nowym domu, postanowiłam wnieść walizki do środka. Tak jak zdążyłam usłyszeć od właścicielki, miałam się rozgościć, dlatego to właśnie uczyniłam. Rozpakowałam swoje bagaże, jednak w głowie miałam wciąż myśl, że pewnie za niedługo ponownie będę musiała je pakować. Nie wiedząc czemu, ale ta myśli wywoływała u mnie smutek. Może dlatego, że będąc ponownie w miejscu które kojarzyło mi się z domem, wcale nie chciałam go opuszczać.
Usiadłam opierając się o szafę i ocierając dłonią pot z czoła. Spojrzałam na zegar, który wskazywał piętnaście po drugiej. Chciałam mieć już za sobą wszystkie obowiązki jakie rutynowo wykonywała po zmianie zamieszkania, dlatego wchodząc w wyszukiwarkę, znalazłam najbliższą szkołę średnią w okolicy. Wpisałam adres, odnajdując ją na mapie. Podnosząc swoje ciężkie z wysiłku ciało, postanowiłam udać się tam już tego dnia.
Z oddali mogłam zauważyć już wielki napis z nazwą, miałam nadzieję, mojej nowej placówki edukacyjnej. Spuściłam wzrok na swój nadgarstek, na którym znajdowała się bransoletka zrobiona ze zwykłych sznurków. Było to coś co miało ukryć mój zapach przed innymi istotami nadprzyrodzonymi. Była czymś dzięki czemu mogłam poczuć choć namiastkę normalnego życia.
Wchodząc na dziedziniec nie zastałam żadnej żywej duszy. Lekcje musiały już dawno się zacząć, czym byłam ucieszona, bo nie musiałam przemierzać zatłoczonych korytarzy w poszukiwaniu sekretariatu, jednak nie pogardziłabym kimś, kto wskazałby mi drogę. Możliwe, że ktoś nareszcie wysłuchał moich modlitw, bo właśnie na horyzoncie pojawiła się blondwłosa dziewczyna. Nie myśląc dwa razy, podeszłam do niej, jednak będąc od niej zaledwie dwa metry do moich nozdrzy dotarł zapach charakterystyczny dla Damirów. Zwolniłam krok, jednak głupio by mi byłoby nagle zawrócić. Choć nie byłam pewna czy by to zauważyła, biorąc pod uwagę fakt, że wzrok miała skierowany na ekran swojego telefonu.
— Głupi pies — szepnęła, chyba nieświadoma tego, że stałam obok i mogłam ją usłyszeć.
— Przepraszam. — zwróciłam jej uwagę na siebie. — Szukam sekretariatu, mogłabyś mnie zaprowadzić? — miałam ogromną nadzieję, że będzie na tyle miła by spełnić moją prośbę.
— Jasne. — ku mojemu zaskoczeniu odezwała się naprawdę miłym tonem, a po jej wcześniejszych słowa nie tego się spodziewałam.
Okazało się, że nasza droga wcale nie była długa i skomplikowane jak się tego spodziewałam, ale przynajmniej mogłam szybko załatwić swoje sprawy.
— Powodzenia — odparła na pożegnanie blondynka, a ja nie wiedziałam o co mogło jej chodzić, dopóki nie weszłam do pomieszczenia.
Za biurkiem siedziała starsza kobieta, która gdy tylko weszłam, zgromiła mnie wzrokiem znad swoich kocich okularów.
— Słucham. — będąc tu i słysząc jej pretensjonalny głos, miałam ochotę zawrócić, jednak musiałam to znieść.
— Dzień dobry, chciałam przenieść się do tej szkoły. — po moich słowach miałam wrażenie jakby kobieta próbowała swoim wzrokiem wyrzucić mnie z pomieszczenia, albo przekląć, że zakłóciłam jej spokój.
— Nie ma miejsc. — jej szorstki głos sprawił, że moje wnętrzności skręciły się nieprzyjemnie, a ja poczułam się winna z niewiadomego powodu.
— Naprawdę bardzo mi zależy. — starałam się przekonać ją by chociaż sprawdziła.
— Mówiłam, że nie ma miejsc — podniosła głos, a ja zaczęłam tracić nadzieję.
— Beth o co chodzi? — za drzwi z mojej prawej strony wyłoniła się sylwetka wysokiego mężczyzny, ubranego w elegancki garnitur.
— Panie dyrektorze, ta młoda dama chciała przenieść się do naszej szkoły. — jej głos tajemniczo złagodniał i przypominał ciepłą panią z warzywniaka. No patrzcie jaka zmiana.
— W takim razie o co chodzi? — przeniósł swój wzrok na mnie, a ja wyprostowałam się, obawiając się jego nastawienia. — Zapraszam. — Otworzył drzwi szerzej, chcąc bym weszła do jego gabinetu.
— Dziękuję — mruknęłam przechodząc obok i stanęłam przed jego biurkiem.
— Proszę usiąść — nakazał i sam zajął swoje miejsce.
Myślałam, że to właśnie dyrektor będzie tym, którego będą się wszyscy bać, jednak to sekretarka budziła we mnie największy strach. Mężczyzna wzbudzał sobą szacunek i wrażenie, że jego zdanie liczyło się najbardziej i nikt nie próbował się mu sprzeciwić. Jednak wcale nie musiał być przy tym tak oschły jak sekretarka.
Odbyłam z nim krótką rozmowę dlaczego chciałam się do nich przenieść, czy na jaki kierunek chciałam się udać. I nawet jakimś tajemniczym sposobem znalazło się miejsce, pomimo zapewnień kobiety. No popatrzcie.
Byłam ogromnie wdzięczna, że tak miło udało mi się załatwić tę sprawę. Pomimo nieprzyjemnego początku. Klucze do szafki miałam dostać już kolejnego dnia, a plan zajęć powinien pojawić się dla mnie na stronie, do której dostałam hasło.
Zadowolona przechodziłam obok kobiety, która rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Jednak już nie robiło to na mnie wrażenia. Wyszło na moje i byłam z tego zadowolona.
Wróciłam do domu zahaczając jeszcze o osiedlowy sklep, by móc zrobić sobie kolację. Pomimo że wybierałam produkty z najniższej półki, miałam wrażenie, że przy kasie zapłaciłam o wiele za dużo niż powinnam. Może to za sprawą tej jednej puszki coli, którą pozwoliłam sobie kupić. A mogłam wziąć tę colę zero. Chociaż nie. Już wolałabym nic nie brać. Była okropna. Ale za luksus trzeba było płacić. Musiałam znaleźć sobie jakąś pracę. Postanowiłam zacząć poszukiwania od razu jak wrócę do domu.
Jednak po powrocie byłam zbyt wyczerpana i zapomniałam co sobie postanowiłam. Zjadłam kanapki, które były moją kolacją, oglądając przy tym jakiś nieznany mi serial, choć w zasadzie tylko patrzałam się na ekran. Wzięłam szybki prysznic i nie wiedząc nawet jak doszłam do łóżka, zasnęłam wyczerpana podróżą. Powinnam raczej do tego przywyknąć, jednak miałam wrażenie, że nigdy to się nie stanie. Kolejny raz zaczynałam swoje nowe życie. Czy teraz nareszcie będę mogła poczuć trochę spokoju?
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
No i jak wrażenia po pierwszym rozdziale? 😁
Osoby znające poprzednią wersję, myślę że mogły teraz zobaczyć, że fabuła nie zmieniła się zbyt wiele, ale została o wiele ładniej przedstawiona 🤗
I taki właśnie miałam zamysł korekty. Nie zmienić fabuły, ale lepiej ją przedstawić 😌
Mam nadzieję, że wyjdzie mi to dobrze, bo szczerze wiele bym zmieniła fabularnie, bo po tych kilku latach inaczej patrzę już na niektóre rzeczy, no ale jednak mam sentyment do tej historii, dlatego zostawię ją taką jaka była 😜
Tak jak mówiłam, rozdziały będą pojawić się w soboty i środy, tak więc do zobaczenia w środę 🙋♀️😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top