Epilog

Stałam naprzeciwko dziewczyny, nie do końca wiedząc, jak miałam się zachować. Widziałam ją pierwszy raz, a ona sprawiała wrażenie, jakby doskonale wiedziała kim byłam i oczekiwała czegoś ode mnie. Jak bardzo starałam się cofnąć pamięcią wstecz i przypomnieć sobie czy nie była jakąś moją znajomą z byłych szkół, tak nie potrafiłam sobie przypomnieć nikogo, kto byłby do niej podobny. A jej kolejne słowa jeszcze bardziej wytrąciły mnie z równowagi.

— Faktycznie, jesteś taka sama jak w myślach Luke'a. — Tajemniczy uśmiech pojawił się na jej twarzy.

Jako pierwsze skupiłam się na pierwszej części wypowiedzianego przez nią zdania. W myślach? A więc nie była zwykłym człowiekiem i potrafiła wchodzić do głów innych istot. Ta informacja nie przypadła mi do gustu. Nic dziwnego, jeśli przez ostatnie lata prawdę mówiłam tylko sobie.

Jednak później dotarła do mnie drugą części jej wypowiedzi, a najbardziej imię chłopaka, które wypowiedziała na samym końcu.

— W myślach Luke'a? — Ożywiłam się na jego imię. — Wiesz gdzie teraz jest?

Zbliżyłam się do niej, bardzo licząc na odpowiedź co się z nim działo. Nie interesowało mnie to, skąd o tym wiedziała. Liczyło się dla mnie, że w ogóle posiadała niedostępną dla mnie wiedzę.

— Wiem — droczyła się ze mną. Dobrze wiedziała, że nie na taką odpowiedz liczyłam.

— A możesz mi powiedzieć? — Starałam się zachować spokój, choć w środku byłam zdolna na wiele, by wyciągnąć z niej tak cenne dla mnie informacje. Ciekawość i niepokój zżerały mnie od środka.

— Zaraz, skąd ty wiesz gdzie on jest? — wtrącił się nagle John. — Kim w ogóle jesteś?

W tamtym momencie byłam na niego zła, że przerwał nam rozmowę. Chciałam dowiedzieć się jak najszybciej, gdzie podziewał się szatyn, a John wcale tego nie przyspieszał.

— Caisy, siostra Aiden'a. — Wyciągnęła swoja dłoń w naszym kierunku, uśmiechając się przy tym szeroko i ukazując tym samym swoje śnieżnobiałe kły.

John zareagował natychmiastowo, zasłaniając mnie swoim ciałem przed brunetką. Ja jednak nie zraziłam się wiadomością, jaką przekazała nam brunetka i śmiało wyszłam zza pleców chłopaka.

Nie mogłam stracić takiej okazji.

— Kira co ty robisz? — zapytał twardym tonem chłopak.

Odwróciłam się w jego kierunku ze zbolałym wyrazem twarzy.

— Ona wie gdzie jest Luke, a ja muszę się tego dowiedzieć. — Widziałam, jak jego spojrzenie zaczęło łagodnieć na dźwięk mojego rozemocjonowanego głosu. — Proszę, powiedz co się z nim dzieje? — zwróciłam się do Caisy.

Nie obchodziło mnie, że prosiłam siostrę kogoś, do kogo te słowa wypowiedziałabym jako ostatnie. Ona nie była Aiden'em. Mogli należeć do jednej rodziny, ale nie oznaczało, że byli tacy sami.

— Nie chciał, żebym ci o tym mówiła, ale jestem mu winna przysługę — zaczęła z niespodziewaną dumą. Dług wdzięczności raczej nie był czymś, czym ludzie lubili się chwalić. — A jeżeli będzie dalej postępował w taki sposób jak do tej pory, może stracić coś dla niego bardzo ważnego. — Po słowach dziewczyny zaczęłam się denerwować. — Luke wpakował się w poważne kłopoty. — Kontynuowała.

A więc moje podejrzenia były prawdziwe. Jednak wciąż wierzyłam, że się myliłam. Tylko nie wiedziałam już, co byłoby lepsze. Wiedza, że miał kłopoty i prawdopodobnie nikt nie wiedział co się z nim działo, a w szczególności ja, czy świadomość tego, że mógł tak po prostu mieć mnie dosyć, a ja źle zrozumiałam jego wcześniejsze sygnały, których może nawet nie był świadomy, że mi wysyłał.

— Ale dlaczego nam o tym nie powiedział i nas unika? Dlaczego mnie unika? — wyszeptałam z bólem.

Miałam mętlik w głowie. Czy to dotyczyło jego problemów z łowcami? Jeśli tak, to dlaczego nie chciał naszej pomocy. Przecież nie mogli nam nic zrobić, skoro byliśmy niewinni, a Luke'a z tego co opowiadał, również niesłusznie oskarżyli. Razem moglibyśmy znaleźć sposób by go uniewinnić.

— Nie chciał was tym martwić, myślał, że da sobie radę — odpowiedziała, a ja wtrąciłam się jej niegrzeczne, wzdychając ze zmartwieniem. — Ale widzę, że powoli nie wie co robić?

Nie wiedziałam, czy mówiła prawdę. Widziałam ją po raz pierwszy w życiu, ale przynajmniej dała mi nadzieję na to, że uda mi się spotkać z Luke'iem i porozmawiać z nim na spokojnie, szczerze, nie ukrywając przed sobą swoich obaw. Dla mnie też na pewno nie będzie to łatwe. Ale jeśli w taki sposób mogłam pomóc mu się otworzyć i wyżalić to co ciążyło na jego barkach, byłam w stanie to zrobić.

— Unikał cię, bo bał się, że gdy jego wrogowie dowiedzą się o tobie, ty również będziesz w niebezpieczeństwie. — Pierwszy raz odkąd tu przyszła mogłam zobaczyć niewielki uśmiech na jej twarzy. Nie pogardy czy wyższości. Nawet nie rozbawiony całą tą szopką. Tylko taki pełny zrozumienia. Jakby doskonale wiedziała, w jakiej sytuacji się znalazłam. — A ostatnio wpadł na najgłupszy pomysł. Jest teraz w domu swojego przyjaciela, w lesie i, pakuje się, bo chcę wyjechać.

Nie trzymała mnie dłużej w niepewności. Powiedziała właśnie to na co od początku czekałam. Ale wraz z tymi słowami, strach przed tym, że mógł naprawdę zniknąć, ścisnął moją klatkę piersiową, pozbywają się całkowicie powietrza z płuc. Sama myśl, że chciał wyjechać, popchała mnie do drzwi, bym go zatrzymała. Przecież nie musiał tak drastycznie reagować. Zawsze było jakieś wyjście.

Zaraz po tych myślach, sama siebie miałam ochotę strzelić w tył głowy. Bo co ja robiłam przez ostatnie dwa lata? Właśnie to samo co on. Ale wtedy byłam całkiem sama. On nie był. Miał rodzinę i przyjaciół gotowych wskoczyć za nim w ogień. Nie musiał wcale uciekać.

Spojrzałam na John'a, który patrzył na mnie ze współczuciem w oczach.

— Idź. 

Wiedział, co chciałam zrobić. Doskonale mnie znał. Przecież był moim bratem. Wiedział, jaką porywcza byłam jako nastolatka i chyba coś mi z tego jednak zostało. Wcale tak bardzo nie wydoroślałam.

Nie czekając dłużej ani minuty, jak najszybciej wybiegłam z domu i skierowałam się do Brad'a. Miałam na sobie jedynie lekko przydługi sweter, a na dworze silny wiatr zapowiadał zbliżające się ochłodzenie przed zimą. Lecz nawet to mnie nie powstrzymało.

Kiedy tylko znalazłam się pośrodku drzew, rozłożyłam skrzydła i mocno odbiłam się od ziemi. Pędziłam ile miałam sił. Bałam się, że mogłam nie zdążyć, zanim wyjedzie. Ale widząc wciąż zapalone światło w jego pokoju, odetchnęłam głośno z ulgą. Czułam, jak niewidzialny kamień spada mi z serca. Choć to nie był jeszcze koniec moich problemów.

Podeszłam do drzwi i zapukałam w nie energicznie. Jednak nikt nie spieszył się, by mi otworzyć. Ponowiłam swoje próby. Nie miałam zamiaru się poddawać.

Tym razem ku uldze swojej, usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę. Następnie dobiegł mnie charakterystyczny szczęk zamka, a w progu ujrzałam brązową czuprynę Luke'a. Chłopak wyglądał na porządnie zmęczonego. Sine cienie pod oczami świadczyły o jego nieprzespanych nocach, a kilkudniowy zarost dodawał mu kilka lat. Był cieniem tego co widziałam jeszcze kilka dni temu. Wcale nie przypominał tego radosnego i uśmiechniętego chłopaka, którego poznałam już drugiego dnia w tym miasteczku.

— Kira co tu robisz? Rose nie ma. 

Wciągnęłam szybko powietrze na jego słaby głos.

— Pewnie wróciła do swojego domu — kontynuował.

— Luke — przerwałam, wchodząc mu w zdanie — nie przyszłam tu do Rose.

Nie wydawał się nawet tym zaskoczony. Dobrze wiedział, po co przyszłam. Do kogo. Widziałam, jak próbował uniknąć dalszej rozmowy, wodząc wzrokiem za moimi plecami. Jakby czegoś szukał. Czegoś, co pozwoliłoby mu zniknąć po raz kolejny, nikomu nie tłumacząc się z tego, co robił. Ja jednak nie zamierzałam tym razem odpuścić.

— Mogę wejść? — zapytałam, ponownie zwracając tym jego uwagę.

— Wiesz, teraz to nie najlepszy pomysł.

Ponownie przeniósł spojrzenie gdzieś w dal. Odwróciłam się, ale tak jak sądziłam, nikogo w pobliżu nie było. On po prostu uciekał od mojego spojrzenia.

— Luke, unikasz mnie od ponad tygodnia. Za każdym razem kiedy przychodzę, ciebie nie ma, nikt nie wie gdzie znikasz i co się z tobą dzieje — zaczęłam z desperacką próbą przemówienia do niego.

Liczyłam na... Sama już nie wiedziałam na co. Ale coś w moich słowach musiało go poruszyć, bo nareszcie spojrzał na mnie, a w jego smutnych oczach dostrzegłam niepewności. I dopiero po chwili, w której miałam już w głowie plan siłą przepchnięcia go w drzwiach, on przesunął się na bok, robiąc mi miejsce.

— Wejdź.

Powiedział to tak cicho, że z początku myślałam, że było to moje niespełnione marzenie. Ale kiedy po raz kolejny nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały, wiedziałam już, że on naprawdę wypowiedział to słowo.

Minęłam go, będąc delikatnie zaskoczona. Miałam świadomość, że raczej nie będzie chciał ze mną współpracować i będę musiała siłą wepchać się do jego domu, dlatego tak bardzo zdziwiła mnie uległość szatyna.

Skierowałam się do pokoju szatyna, a za sobą słyszałam jego ciężkie jakby lękliwe i niepewne kroki.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to ubrania, które jeszcze jakiś czas temu spoczywały starannie złożone w szafkach, teraz zaś wszystkie porozrzucane były po podłodze wokół ogromnej, czarnej walizki. Na jej widok poczułam ukłucie w sercu.

— Więc to prawda, że chcesz wyjechać? — Odwróciłam się, chcąc zobaczyć odpowiedź na swoje pytanie w jego oczach. On jednak postanowił mi udzielić jej słownie. 

— Tak, to prawda. Ale skąd wiedziałaś? — Wyglądał na zamyślonego.

— Była dzisiaj u mnie Caisy — odpowiedziałam szybko, nie poświęcając temu większej uwagi, bowiem chciałam wrócić do poprzedniego tematu. — Dlaczego wyjeżdżasz? Co się stało?

Co prawda miałam już swoje podejrzenia. Jednak chciałam usłyszeć prawdę z jego ust.

Wyczekiwałam odpowiedzi, uważnie obserwując jego mimikę twarzy, która zmieniała się z sekundy na sekundę. Złość, żal, smutek. Nie byłam pewna co dominowało, bo jakby każda z nich zaciekle włączyła o pierwsze miejsce. Ale i tak koniec końców na jego twarzy pojawiło się zrezygnowanie w momencie kiedy zaczął mówić.

— Łowcy znowu wrócili do miasta — oznajmił z lekkim wahaniem. — Dlatego was unikałem, chciałem zobaczyć czy jeżeli wyjadę, to oni odejdą razem ze mną.

Wiedziałam że jeśli uda mi się cokolwiek od niego wyciągnąć to będą to właśnie te słowa, ale i tak na ich brzmienie poczułam ogromną rozpacz ściskającą mi serce.

Zacisnęłam wargi, chcąc powstrzymać łzy, które nagle zaczęły cisnąć mi się do oczu. Chyba do tej pory nie zdawałam sobie do końca sprawy, że on naprawdę chciał to zrobić, wyjechać. Dopiero słysząc to bezpośrednio od niego, uwierzyłam w ich szczerość.

— Jeśli tu zostanę, wtedy wy nie będziecie bezpieczni. Więc muszę wyjechać. — Starał się mnie przekonać, że było to jedyne rozsądne rozwiązanie.

Podeszłam do niego i oparłam się rękami o jego klatkę piersiową, chowając jednocześnie głowę w zagłębieniu jego szyi. Nie chciałam, żeby widział moje łzy, które pomimo moich starań, ewidentnie się mnie nie słuchały. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum, kiedy przyciągnął mnie bliżej siebie.

— Nie możesz wyjechać sam, my ci pomożemy — starałam się przekonać go, by został. Nie mogłam pogodzić się z wieścią, że miał odejść. — Jestem pewna, że gdy inni się dowiedzą, pomogą.

— Nie rozumiesz. — westchnął głęboki, a ja czułam, jak jego ciało drży przy każdym nawet najcichszym słowie. — Ja nie chcę, żebyście mi pomagali. Ich szef, chcę zemsty za coś, czego nie zrobiłem.

— Ale nie możesz też pojechać sam! — Odsunęłam się gwałtownie od niego kiedy nagle strach wziął górę. — Ty będziesz sam. To tak jakbyś już wydał na siebie wyrok! — Głos załamywał mi się, ale z całych sił starałam się wypowiadać kolejne słowa. — Razem coś wymyślimy — prośba w moim głosie była oczywistym błaganiem go by został.

—  Kira — zbliżył się do mnie i położył dłoń na moim policzku, ścierają łzy kciukiem — podjąłem już decyzję.

Pokręciłam przecząco głową.

— Pojadę z tobą. — Spojrzałam w jego niebieskie oczy z nadzieją.

— Nie, zostań tutaj, żebym wiedział, że mam do kogo wracać. — Uśmiechnął się delikatnie co i ja starałam się uczynić nawet pomimo rosnącego uścisku w mojej klatce piersiowej.

Wiedziałam już, że nie potrafiłam przekonać go by został.

— Zawsze — odpowiedziałam, po czym ponownie zatonęłam w jego ramionach.

Staliśmy tak przytuleni przez kilka minut, nie odzywając się do siebie. W tej błogiej ciszy usłyszeć mogłam jedynie przyspieszone bicie serca Luke'a. Bał się tak samo jak ja. Wiedziałam to, ale nic nie potrafiłam z tym zrobić.

— Gdzie jest reszta? — zapytałam, gdy w końcu odsunęłam się z trudem od chłopaka.

— Brad pojechał do Mai i raczej nie wróci na noc, a Thomas poszedł pobiegać, wróci pewnie nad ranem.

Podszedł do łóżka i poprawił leżącą na nim pierzynę, która podwinęła się do góry. Następnie usiadł na swojej niebieskiej pościeli i poklepał miejsce obok siebie. Spełniłam jego prośbę, siadają obok niego i opierając głową o jego ramię. Nie musiałam długo czekać, a i głowa szatyna pochyliła się ku mojej.

Więc miał wszystko zaplanowane, wiedział kiedy zacząć się pakować, by go nie zauważyli. Nadal nie mogłam uwierzyć, że już za kilka godzin miało go nie być. Zdawało mi się to takie odległe jak sen. A tymczasem był to koszmar na jawie.

Nie mogłam uspokoić własnych myśli i Luke musiał to zauważyć, ponieważ położył się wygodnie na poduszce, niepewnie ciągnąć mnie za sobą. Ale kiedy sama przylgnęłam do niego, już o wiele pewniej objął mnie ramieniem przyciągając do swojego boku. Było mi niesamowicie wygodnie i przyjemnie leżąc w jego ramionach, dlatego nawet nie wiedziałam kiedy zamknęłam oczy i odpłynęłam, czując delikatny pocałunek na swoim czole.

Kiedy się obudziłam, w pokoju była zapalona mała lampka nocna, a Luke kucał na ziemi, kończąc pakować ubrania do walizki.

Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się leniwie, zwracając tym uwagę Luke'a.

— Chciałeś wyjechać bez pożegnania? — Mój głos był odrobinę zachrypnięty, ale i tak można było usłyszeć w nim nutkę pretensji.

— Oczywiście, że nie. — Podszedł bliżej i kucnął przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach. — Po prostu chciałem zanieść walizki do samochodu. Później bym cię obudził.

Wzmianka o śnie od razu spowodowała u mnie mimowolne ziewniecie, na które Luke uśmiechnął się rozbawiony. Byłam pewna, że będzie brakowało mi tego uśmiechu. Jeszcze jakiś czas temu uważałam, że miał zbyt ładny uśmiech, by go pokazywać. Teraz jednak chciałam zatrzymać go ze sobą na zawsze. 

Czułam, że łzy ponownie chciały wydostać się na zewnątrz.

— Nie płacz. — Ścisnął pocieszająco moją dłoń spoczywająca na kolanach.

— Obiecaj, że wrócisz. — Złapałam za jego dłonie w obawie, że zaraz odejdzie, co i tak miał zamiar zrobić, ale ja chciałam zatrzymać go przy sobie jak najdłużej. — Ja obiecuje, że będę czekać.

— Nie poddam się, to mogę ci obiecać. — Wstał, lecz ja nie chciałam wypuścić jego dłoni bez słów, które pragnęłam usłyszeć.

— Obiecaj, że wrócisz — powtórzyłam, w strachu.

Nie chciałam, żeby wyjeżdżał. Nie chciałam tracić kolejnej ważnej dla siebie osoby. Jednak sama po sobie wiedziałam, że było to nieuniknione. Jedyne co mogłam zrobić to mu zaufać i wierzyć, że wróci, choć wciąż nie złożył mi tej przysięgi.

— Wiesz, że nie mogę ci tego obiecać — odparł ściszonym tonem. Podniósł wzrok na zegar i wyszeptał z tęsknotą. — Muszę już iść.

Powoli wypuściłam jego dłonie. Miałam wrażenie, że razem z nią, odchodził i on. Choć na prawdę odejść miał dopiero za kilka minut.

Luke wyszedł na zewnątrz z walizkami, a ja podążyłam za nim jak cień. Na dworze panowała minusowa temperatura, a każdy mój oddech wytwarzał mały obłoczek pary wokół moich ust. Las pogrążony był w ciemności, a widoczne było jedynie małe światło z wnętrza samochodu szatyna. Podeszłam do niego i stanęłam obok chłopaka, który zamykał już bagażnik pojazdu.

— Jest zimno — stwierdził stanowczo, choć wcale nie zamierzałam się z nim wykłócać. — Dlaczego nie wzięłaś kurtki? — Zdjął z siebie ciepłą, granatową bluzę i pomógł mi ją założyć.

Wyciągnął moje białe włosy spod materiału i założył mi luźny kosmyk za ucho. Spojrzał wtedy w moje oczy i chociaż było ciemno, doskonale mogłam przyjrzeć się jego twarzy. Starałam się zapamiętać każdy jej szczegół. Każdą bliznę, a nawet pieprzyka, który chował się w jego ciemnych włosach tuż przy uchu. Chciałam, by jego obraz wyrył się w mojej pamięci.

Swoją wędrówkę zakończyłam na jego oczach i zatrzymałam się na nich mimowolnie, tonąc w piwnych tęczówkach. Byłam nimi na tyle zafascynowana, że nawet nie wiedziałam kiedy nasze usta złączyły się w długim, delikatnym pocałunku. Luke całował mnie z tęsknotą i obietnicą, której wciąż nie wypowiedział. Jego wargi muskały moje, co chwilę odrywając się od nich, by od razu ponownie tak samo leniwie się połączyć, tak jakby bał się, że najmniejszy gwałtowny ruch może mnie spłoszyć. Oddałam się temu niesamowitym uczuciu całkowicie. Zatraciłam się w nim, spragniona jego bliskości, której niedane mi było nacieszyć się przez długi czas.

Kiedy to Luke jako pierwszy odsunął się ode mnie, jęknęłam cicho niezadowolona.

— Muszę iść. — Jego dłoń zniknęła z mojego policzka, a słowa były przesiąknięte rozpaczą.

— Nie. — Pokręciłam przecząco głową. Tak bardzo nie chciałam by wyjeżdżał, ale wiedziałam, że on już zdecydował i nie zmieni zdania.

Niechętnie zrobiłam krok w tył, z bolącym sercem pozwalając mu odejść.

— Weź klucze od domu. — Sięgnął do kieszeni spodni. — Zostań tu do rana, nie chce, żebyś wracała teraz sama. — Zdążyłam jedynie przytaknąć głową, kiedy z jego ust padły słowa jednocześnie dodające mi nadziei i rozgrywająca moje serce na dwie części. — Do zobaczenia — odparł, starając się uśmiechnąć.

Obserwowałam, jak wsiada do samochodu i jak przez mgłę słyszałam warkot uruchomionego silnika.

— Do zobaczenia — szepnęłam w stronę, w którą odjechał chłopak.

Stałam przed domem, wpatrując się w dwa czerwone punkty, należące do pojazdu, w którym odjechał chłopak, zabierając ze sobą kawałek mojego rozdartego serca.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

●○●○○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○

No i dotrwaliście do końca pierwszej części OPM 🥳
Nikogo chyba nie zdziwi, że to jeszcze wcale nie koniec ich historii 😁
Już za chwilę pojawi się prolog drugiej części na moim profilu pod nazwą "Uwolnij Prawdziwą Mnie" ☺️
Jednak jeśli ktoś byłby ciekawy co działo się zaraz po zakończeniu tej części, bo obie dzieli dosyć długi czas, to zapraszam do "Szklanej Damy" 😎❤

A teraz dziękuję, że byliście razem ze mną, bo bez was nie dałabym rady dokończyć tej historii za pierwszym razem oraz późniejszej korekty. Kiedy miałam chwilę zawahania, albo niechęć do poprawy kolejnych rozdziałów, wasze komentarze dodawały mi sił

Chce też podziękować Tala_Green bo bez ciebie nie miałabym nawet czego poprawiać 😅 Bardzo pomogłaś mi kiedy zaczynałam pisać pierwsze rozdziały 😄❤ Bez ciebie na pewno nie skończyłabym tej historii i pewnie nie napisałabym kolejnych 🥰

Tak więc mam nadzieję że zobaczymy się już niedługo w kolejnej części 🙋‍♀️☺️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top