Rozdział 9. Siódmy brat

Kate szła przez skrzydło szpitalne, niosąc za plecami pudełko. Było duże, a w środku ukryto deskę klozetową. Pierwsza próba dostarczenia jej Harry'emu przez Freda i George'a zakończyła się porażką, ale dziewczynka postanowiła ją ponowić. Powiedziała pani Pomfrey, że chciała zostawić Harry'emu dużo słodkości i kilka książek, żeby się nie nudził, gdy się obudzi. Pomimo kłamstwa na temat smoczego ugryzienia Kate miała raczej nieskalaną opinię, dlatego fortel przeszedł próbę.

Minęły już dwa dni, odkąd Dumbledore ocalił Harry'ego przed śmiercią. Quirrel, który był prawdziwym złoczyńcą w tej historii, zginął. Na szczęście ani on, ani Voldemort nie dostali Kamienia Filozoficznego. Kate czuła drobną satysfakcję z tego, że miała rację i profesor był podejrzanym typem. Źle zrobiła, nie słuchając swojej intuicji.

O wydarzeniach sprzed dwóch dni wiedziała już cała szkoła. Wszystko rozniosło się w zastraszającym tempie, a od tej chwili Kate, Ron i Hermiona byli stale zagadywani przez obcych ludzi. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a niekiedy nawet Ślizgoni z różnych roczników wypytywali ich o drogę do Kamienia Filozoficznego, o walkę z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, o to, czy mają jakieś fajne blizny... Kate z początku pochlebiała ta uwaga, ale w pewnym momencie zaczęła odczuwać przytłoczenie. Lavender, Parvati i Brooke spały z nią i Hermioną w jednym dormitorium, więc przed nimi nawet nie mogła uciec – a nawet one chciały znać wszystkie szczegóły.

Ron dopiero dziś opuścił skrzydło szpitalne – uraz głowy nie był aż tak poważny, jak obawiała się jego siostra, a chłopiec szybko odzyskał przytomność. Kate cieszyła się, że jej brat jest cały, jednak teraz szła odwiedzić ich nieprzytomnego przyjaciela.

Harry otarł się o śmierć, a gdy się obudzi, będzie bardzo osłabiony. Na jego ciele początkowo były poparzenia i skaleczenia, ale pani Pomfrey wszystkim się zajęła. Przynajmniej chłopak nie miał kolejnej blizny do kolekcji.

Kate położyła pakunek na stosie słodyczy, które wielu odwiedzających zostawiało Potterowi.

– Obyś się obudził do zakończenia roku... – Kate westchnęła ciężko.

Nagle dziewczynka poczuła, jak ktoś stuka ją w ramię. Odwróciła się, by zobaczyć Dantego z Hufflepuffu. Obok niego siedziała lekko pucołowata blondynka o mocno kręconych, blond włosach i niebieskich oczach. Jak ona miała na imię...? Kate zdążyła zapomnieć. Ostatnio poznawała zbyt wiele nowych osób.

– Hej, Kate – przywitał się. – Jestem Dante, pamiętasz mnie? Mieliśmy w tym roku razem zielarstwo i...

– No jasne, że pamiętam! – Uśmiechnęła się do niego. Przeniosła wzrok na jego przyjaciółkę, usiłując wygrzebać z pamięci jej imię. Chyba była członkinią Żabiego Chóru... – A ty jesteś... Lisa, dobrze pamiętam? I masz kota.

– Tak, Ptysia – przyznała dziewczynka, uśmiechając się do niej nieśmiało.

– Co u ciebie? – zapytała Kate, ponownie zwracając się do Dantego.

– Em... Wiesz, pani Pomfrey nie pozwala odwiedzać Harry'ego Pottera, więc powiedzieliśmy, że odwiedzamy kuzyna Lisy, ale Cedrik teraz śpi. Chcieliśmy to zostawić. – Dante pokazał pudełko z fasolkami wszystkich smaków.

– Nagle wszyscy przestaliście go nienawidzić? Wiedziałam, że szybko pójdzie, wystarczy wylądować w skrzydle szpitalnym... A się chłopak zadręczał.

Dante zaśmiał się niemrawo i spuścił wzrok.

– Wszyscy mówią o nim, o Quirrelu, o Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać... no i między innymi też o tobie.

– Zauważyłam. Zawsze wiedziałam, że kiedyś będę sławna. – Kate teatralnie odrzuciła włosy do tyłu.

Lisa zachichotała.

– Musieliście być odważni – powiedziała dziewczynka. – To naprawdę niesamowite. Kamień Filozoficzny!

– Bałaś się? – zapytał Dante.

– Tylko jak trzeba było walczyć z szachami. No i bałam się, że diabelskie sidła mnie uduszą. Ach, i jeszcze było latanie na miotle – przerażające. Straszne było też to, że Filch mnie na niej złapie, kiedy leciałam do sowiarni. – Kate zadrżała. – Aż dziwne, że nie dali mi szlabanu na koniec roku.

– Jesteście bohaterami, nie mogą was karać – powiedziała Lisa z przekonaniem.

– Nie przesadzałabym. – Kate zawstydziła się i to bardzo. Nie spodziewała się takich miłych słów. – Po prostu wpakowaliśmy się w coś, czego nie dostrzegali dorośli.

Niestety nie rozmawiali długo. Pani Pomfrey szybko wygoniła całą trójkę, stwierdziwszy, że za długo odwiedzają śpiących pacjentów, a Kate zabrała Rona i Hermionę do Hagrida. Odkąd wrócili z wyprawy po Kamień, gajowy był w rozsypce. Obwiniał się o to, że Harry mógł zginąć, więc chcieli go jakoś pocieszyć. Zabawiali go opowieściami z lekcji, które pod koniec roku stały się nieco luźniejsze, a nawet historiami z dzieciństwa. Wszystko, byle poprawić mu humor.

Dopiero następnego dnia Harry się obudził i opowiedział im całą resztę. Po szkole rozeszły się jedynie plotki. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co wydarzyło się po tym, jak Hermiona zostawiła Harry'ego w komnacie z eliksirami i magicznymi płomieniami. Dopiero sam Potter opowiedział o całym starciu z Quirrelem, o lustrze, o Kamieniu i o Voldemorcie. Dotąd nikt nie znał szczegółów, a wszystko inne mogło równie dobrze być fałszywą pogłoską.

– Na gacie Merlina... – Kate się zapowietrzyła. – Quirrel miał drugą twarz z tyłu głowy?!

– Tak. Był straszny. Miał czerwone oczy, białą twarz i nie miał nosa...

– Lord Beznos pewnie ma Freda i George'a na czarnej liście – oświadczyła, blednąc. – Rzucali mu śnieżkami w twarz.

Wszyscy wbrew sobie parsknęli. Być może przez swobodny ton Kate, a może przez próbę wyobrażenia sobie Voldemorta wpisującego do różowego dzienniczka listy osób do zamordowania. A może ,,Lord Beznos" był wyjątkowo zabawnym przezwiskiem.

– Myślisz, że Dumbledore chciał, żebyś to zrobił? – zapytał w końcu Ron. – Przecież przysłał ci tę pelerynę-niewidkę i w ogóle.

Hermiona i Kate się oburzyły. Nie dlatego, że chciały bronić dyrektora (w końcu mało o nim wiedziały), ale wizja, że Dumbledore mógł to wszystko zaplanować i wyręczyć się nimi... Przecież byli tylko dziećmi, a on potężnym czarodziejem! Harry uważał jednak inaczej. Dumbledore ich jedynie uczył. Pomagał, zamiast powstrzymywać. Uważał, że mają prawo odkryć tajemnicę, a Harry stawić czoła Voldemortowi... To by miało sens – w końcu finalną zagadkę, lustro, Harry poznał wcześniej. Dumbledore mógł je postawić na jego drodze celowo.

– Uch, głowa mi pęka... – jęknęła Kate. – Za dużo teorii spiskowych. Nie możemy zamiast tego pomyśleć, jak się odgryźć Ślizgonom? Siódmy rok z rzędu wygrywają!

– Możemy tylko postarać się za rok – powiedziała zrezygnowana Hermiona.

Po tych słowach pani Pomfrey w końcu ich wygoniła.

🥧

Wielką Salę udekorowano na zielono i srebrno – barwy Slytherinu. Kate nie była jednak w ponurym nastroju, choć tego można się było spodziewać, skoro wszyscy Gryfoni byli markotni. Co prawda już planowała przyszłoroczną zemstę, ale teraz cieszyła się, czekając na dobre jedzenie i powrót do domu po męczącym roku. Bill i Charlie nie mieli pojęcia, o czym mówili, gdy ostrzegali przed trudami szkolnego życia!

Cieszyła się, że zobaczy się z rodzicami po tylu miesiącach, choć wiedziała, że zatęskni z kolei za Harrym, za Hermioną, a także za Brooke, Nevillem, nawet za Lavender czy Parvati. Mogła jedynie mieć nadzieję, że przynajmniej najbliższych przyjaciół zobaczy w wakacje.

Dumbledore ogłosił zwycięstwo Slytherinu. Ślizgoni klaskali i wrzeszczeli, a Gryfoni i pozostali wyrażali niezadowolenie – zwykle uderzając głowami w stół.

– Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni – rzekł Dumbledore. – Trzeba jednak wziąć pod uwagę ostatnie wydarzenia.

W sali zapadła cisza.

No tego to się nikt nie spodziewał.

– Ehm... Mam tu trochę punktów do rozdania w ostatniej chwili. Zobaczmy, co my tu mamy. Tak... Najpierw... pan Ronald Weasley...

Ron zarumienił się.

– ... za rozegranie przez niego najlepszej od wielu lat partii szachów nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami.

Gryfoni wiwatowali, a Percy przechwalał się, że to jego najmłodszy brat zdobył aż pięćdziesiąt punktów za granie w szachy.

Kate poklepała Rona po ramieniu, po czym zamarła, słysząc kolejne słowa dyrektora.

– Po drugie... panna Kate Weasley... za wykazanie się rozsądkiem i bezinteresowne niesienie pomocy innym nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami.

Kate zamknęła buzię, którą otworzyła zaskoczona, po czym otarła oczy, w których pojawiły się łzy. Nie wiedziała skąd. Słyszała tylko, jak jej bliźniacy wiwatują na jej cześć. Czuła, jak ciepło rozlewa się w jej klatce piersiowej.

– Płaczesz? – spytał Ron.

– Nie, ty płaczesz – odburknęła.

– Nie ja, tylko Hermiona.

– ... Po trzecie, panna Hermiona Granger... za użycie przez nią chłodnej logiki w obliczu ognia nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami.

Hermiona płakała rzewnymi łzami radości, a Gryfoni wariowali ze szczęścia. Ich obecny wynik oznaczał niemalże wygraną ze Slytherinem.

– No i po czwarte... pan Harry Potter... Za jego zimną krew i rzadko spotykaną odwagę nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami*.

Wrzaski, ryki i okrzyki radości rozległy się w całej Wielkiej Sali. Świętował każdy prócz Ślizgonów, którzy czuli się oszukani i wściekli. Mieli do tego prawo, w końcu zapracowali na Puchar Domów, jednak wtedy Kate zupełnie się tym nie przejmowała. Cieszyła się, że miała swój udział w wygranej swojego domu.

Dekoracje zmieniły się na czerwono-złote, a Gryffindor otrzymał nagrodę, którą przyjęła profesor McGonagall. Puchar miał stanąć w pokoju wspólnym domu lwa. To jednak nie był jeszcze koniec części oficjalnej.

Kate wyszła na środek razem z innymi członkami Żabiego Chóru. Nie śpiewali jeszcze idealnie, jednak każde z nich znało już szkolny hymn. A ponieważ nigdy dotąd nie śpiewano go równo, a każdy wedle własnego uznania, nikt nie mógł mieć pretensji do nich – występujących.

Kate nie była już zdenerwowana. Euforia, jaką wywołało zwycięstwo, dodała jej energii. Trzymając na rękach Sir Oswalda, zaczęła śpiewać. Nigdy nie sądziła, że polubi śpiewanie. I że śpiew może okazać się przydatny w konfrontacji z trójgłowym psem. A jednak w tym roku jej własny głos przyniósł jej wiele radości i korzyści.

Cała szkoła wciąż żyła ogłoszeniem wyników, jednak wielu uczniów patrzyło na nich z zainteresowaniem, a występ nagrodzono gromkimi brawami.

Kate była szczęśliwa. Wszystko ułożyło się wręcz idealnie.

🥧

– Profesor Dumbledore?

– Ale dlaczego chce widzieć nas? – zapytała Kate.

Profesor McGonagall przerwała jej i Harry'emu pakowanie kufrów do wyjazdu, oznajmiając, że dyrektor chciałby się z nimi spotkać. Teraz stali w pokoju wspólnym Gryffindoru.

– Chodzi o Voldemorta? – dopytywał Harry.

– Albo o Kamień? Ron i Hermiona też z nami byli – dodała dziewczynka.

Wyraz twarzy nauczycielki nieco złagodniał.

– To dotyczy tylko was dwojga. Profesor Dumbledore ma wam coś do powiedzenia. Chodźcie za mną.

Kate ledwo pamiętała drogę do gabinetu. Zarejestrowała jakąś statuę, hasło, a potem osobliwe pomieszczenie pełne książek i dziwnych urządzeń. Profesor Dumbledore siedział za biurkiem, popijając herbatę i uśmiechnął się, widząc zagubionych uczniów. Rozglądali się po pomieszczeniu niepewnie.

– Dziękuję, Minerwo. Nie będę dłużej zawracał ci głowy – oznajmił dyrektor, zwracając się do profesorki.

– Do widzenia, Albusie... To znaczy, panie profesorze – poprawiła się szybko nauczycielka i wyszła z gabinetu.

– Siadajcie. – Profesor Dumbledore wskazał Harry'emu i Kate dwa fotele przed biurkiem. – Zapewne jesteście ciekawi, dlaczego was tu wezwałem.

– Zrobiliśmy coś złego? – zapytała Kate. Nagle przypomniała sobie wszystkie momenty, w których złamała szkolny regulamin. – Tamten numer z różowym w lochach to był tylko taki dowcip, zaklęcia przecież cofnięto... – wymamrotała.

Dyrektor roześmiał się szczerze.

– Ach... Muszę przyznać, że potrafi pani zadziwiać, panno Weasley... Czy raczej panno Potter.

– Że co?! – Harry i Kate zawołali jednocześnie.

– Nie wyjdę za niego – oświadczyła dziewczynka i odsunęła się od Harry'ego.

Dumbledore roześmiał się jeszcze donośniej i tym razem musiał już otrzeć łzy z oczu.

– Doprawdy, Kate, dlaczego miałbym tego oczekiwać?

– Co pan miał na myśli, mówiąc, że Kate ma na nazwisko Potter? – zapytał Harry. – Jesteśmy... kuzynami?

– Dotterowie są spokrewnieni z Potterami? – domyślała się Kate.

– Ach, a więc tak to rozegrali... Sprytne, przyznaję. Harry, Kate... Jak wiecie, oboje urodziliście się dokładnie trzydziestego pierwszego lipca 1980 roku. Oboje zostaliście osieroceni w Noc Duchów rok później i oboje trafiliście do rodzin zastępczych. Sądziłem, że fotografia, którą wysłałem Kate, stanie się swego rodzaju wskazówką.

– Ja... nie widziałem żadnego zdjęcia – wydukał Harry. – Chce pan powiedzieć, że ja... że my...?

– Na brodę i gacie Merlina! – zawołała wręcz piskliwym głosem Kate. – O tym mówił Hagrid! T-t-ty... Jesteś moim bratem?!

– Skąd mogłem wiedzieć?! Dursleyowie o niczym mi nie mówili!

– Tak, jesteście rodzeństwem – potwierdził spokojnie Dumbledore. – Rozdzieliliśmy was z różnych względów, a każde miało na względzie wasze dobro. Uznałem, że jeśli zaprzyjaźnicie się, zanim poznacie prawdę o sobie, sprawi, że będziecie sobie znacznie bliżsi niż krewni, którzy nigdy nie widzieli się na oczy. Przyznaję, że mieliście prawo o tym wiedzieć. To zależało jednak już od waszych opiekunów. Mieli prawo zachować ten fakt w tajemnicy lub powiedzieć wam prawdę.

– Jakim cudem ja przeżyłam? – zdziwiła się Kate. – Myślałam, że Vol... Voldemort zabił rodziców Harry'ego... moich rodziców, a potem chciał zabić Harry'ego. Nie powinnam być... martwa?

– To pozostaje zagadką także dla mnie – oświadczył Dumbledore. – Pewne jest jedynie to, iż tamtej nocy Voldemort chciał zabić właśnie Harry'ego, a wasi rodzice stali mu na drodze.

– Ale dlaczego? – zapytał Harry.

– Ta wiedza musi pozostać na razie tajemnicą, Harry. – Dumbledore poprawił okulary. – Domyślam się, że ta informacja jest dla was dużym zaskoczeniem. Myślę jednak, że nie powinna zburzyć waszej relacji. Staliście się sobie bliscy i życzę wam, żeby ta więź stawała się coraz mocniejsza. To tyle z tego, co miałem do powiedzenia, moi drodzy. Z pewnością musicie się jeszcze spakować, zanim wyjedziecie. Nie będę was dłużej zatrzymywał.

Harry wstał na drżących nogach.

– Dziękujemy, panie profesorze – powiedział.

Kate ruszyła w jego ślady.

– Tak... Dziękujemy. I miłych wakacji.

– Nawzajem, Kate. Do zobaczenia w przyszłym roku.

🥧

Choć wszystkich opanowała radość i udzieliła się nawet Harry'emu i Kate, w dziewczynce wciąż tkwiło trudne do opisania uczucie. Jak powinna się czuć, wiedząc, że ma rodzonego brata – bliźniaka! – którym okazał się jej przyjaciel ze szkoły? Nadal nie potrafiła tego ogarnąć. Chociaż śmiała się razem z przyjaciółmi, myślami była gdzieś daleko stąd...

Oni nawet nie byli do siebie podobni! Fakt, mieli podobną posturę, ale Kate wiedziała, że każde z nich wyraźnie wdało się w innego rodzica..

Wiedziała już, że jej rodzice skłamali, a Dotterowie byli w rzeczywistości Potterami. Nie zmieniało to wiele w jej życiu, a jednak... zmieniało wszystko. Bo jej rodzice mieli teraz imiona, twarze i historię. Nie byli tylko nazwiskiem w starych dokumentach.

Dziewczynka odważyła się wziąć kolejną podejrzaną fasolkę i szybko ją wypluła, czując pieprz. Hermiona, Ron, Brooke i Neville śmiali się. Harry również, choć trochę słabiej. Wybrała kolejną osobę, a ta również spróbowała podejrzanej fasolki.

Grali w prawdę lub wyzwanie. Była to mugolska gra, o której opowiedziała im Brooke. W przypadku grupki czarodziejów wyzwaniem zawsze była dziwna fasolka.

– Wybieram... Harry'ego – powiedziała Brooke. – Prawda czy fasolka?

– Prawda – odparł chłopiec.

– Czemu jesteś taki przybity?

– Myślę.

– O czym? – zapytał Ron. – Przecież egzaminy poszły ci dobrze. I nikt już nie próbuje cię zabić.

– Dumbledore powiedział mi... nam coś... zaskakującego.

Harry wyglądał, jakby nie chciał mówić o tym przy Brooke i Neville'u.

– No, powiedz! – naciskała Brooke.

Chłopiec spojrzał na Kate. Ta po chwili namysłu skinęła głową z przesadną powagą, jakby udzielała mu zgody.

– Okazało się, że mam siostrę.

Dziewczyna zasłoniła usta w szoku.

– Serio? – zapytał Ron w szoku. – Znasz ją?

– To Kate.

Dziewczynka zarumieniła się, gdy wszyscy na nią spojrzeli. No cóż, sama się wkopała.

– No co? – zapytała. – To nic takiego. Harry to dalej mój przyjaciel, tylko że spokrewniony.

– Możecie o tym nikomu nie mówić? – poprosił Harry. – To tajemnica.

Tak przynajmniej ustalili. Po wyjściu z gabinetu uznali, że nie chcą, by ktokolwiek poza rodziną i najbliższymi przyjaciółmi wiedział o tym fakcie. Nie chcieli niczego zmieniać. On miał pozostać jedynym Potterem w tej szkole. Ale wyznanie tej prawdy kilku osobom przyniosło prawdziwą ulgę.

– Nic nie powiemy – oświadczyła Hermiona. – Prawda?

Wszyscy potwierdzili.

Nagle atmosfera magicznie się rozluźniła. Gra toczyła się dalej, a droga mijała tak szybko, że nim się obejrzeli, byli już w Londynie. Zdążył nadejść wieczór.

Po wyjściu z pociągu Kate przeszła przez zakamuflowane przejście i natychmiast podbiegła do mamy, by ją mocno przytulić.

– Ojej, kochanie! – Molly Weasley uścisnęła córkę. – Ja też się stęskniłam. Jak ci minął rok?

– Świetnie!

Dziewczynka już na końcu języka miała pytanie: Dlaczego nie powiedziałaś mi o Harrym? Powstrzymała się jednak. Nie chciała pytać o to teraz. Były sprawy ważne i ważniejsze.

Przywitała się z Ginny, która omal nie zemdlała, gdy zobaczyła Harry'ego, wychodzącego z peronu dziewięć i trzy czwarte. Starsza siostra na szczęście jej na to nie pozwoliła.

Kate uśmiechnęła się do Harry'ego – do swojego brata – i uścisnęła go mocno.

– Pisz dużo listów i koniecznie wpadnij do nas w wakacje – poprosiła.

– Jasne, że będę pisał. I na pewno was odwiedzę!

Wtedy nie wiedziała, że długo nie dostanie od Harry'ego żadnej odpowiedzi. Teraz jednak żegnała jego i Hermionę, nie mogąc się doczekać ich następnego spotkania – i kolejnego roku szkolnego.

– Do zobaczenia niedługo! – zawołała za nimi.

Jej pierwszy rok w Hogwarcie nie zakończył się na ceremonii pożegnalnej – zakończył się właśnie teraz na tej stacji.

🥧

Tymi słowami Kate Calloway zakończyła swoją opowieść.

– Dzięki, mamo. – Alice ziewnęła ze zmęczenia. – Czuję się dużo lepiej.

– Cieszę się, kochanie. To co? Gotowa na jutro? – Spojrzała z czułością na córkę.

– Tak! I nie boję się już niczego – oznajmiła dziewczynka.

– To dobrze. – Kate uśmiechnęła się do Alice. – Czyli co? Nie opowiadać dalej?

– Możesz za rok? – poprosiła Alice. Kiedy będę znowu wyjeżdżać.

– A wytrzymasz tak długo? – zaśmiała się kobieta.

– Chcę wiedzieć wszystko... Ale po kolei. Będę czekać jak na kolejny tom książki.

Kate zaśmiała się.

– No dobrze. Zrobimy z tego małą tradycję. W takim razie pakuj kufer, przebieraj się do spania i widzimy się rano.

Kiedy Kate zamknęła za sobą drzwi pokoju córki, uśmiechnęła się do siebie. Przez ten krótki czas, gdy opowiadała córce o swoich przygodach, znów była w Hogwarcie... Co ona by dała, żeby tam wrócić. Znów przejść się tajemniczymi korytarzami, obudzić się wśród nasyconych magią murów...

– I jak tam Alice? – zapytał Dante, podchodząc do żony. Na rękach niósł ich synka. Mały Derek spał w ramionach ojca, a smoczek prawie wyleciał mu z zaślinionej buzi.

– Spokojna i przygotowana na ten rok.

Dante uśmiechnął się z ulgą.

– Co jej powiedziałaś? – zapytał z zainteresowaniem.

– Och, nic takiego... Tylko o najlepszej szkole na świecie. I o najfajniejszej czarownicy, jaka do niej chodziła.

– Masz na myśli siebie?

– A kogo innego?

Gdy następnego ranka odprowadzili najstarsze dziecko na peron, wierzyli, że Alice sobie poradzi. Miała ze sobą ukochaną ropuchę i mnóstwo opowieści. Czekał ją prawdziwie magiczny rok.

🥧🥧🥧

*Zmieniłam liczbę punktów i usunęłam Neville'a z listy osiągnięć. Wybacz, Neville.

No i mamy to! W takim razie zostawiam Wam miejsce na feedback i mam nadzieję, że czekacie na dalszy ciąg!

[MIEJSCE NA FEEDBACK]

[DRUGIE MIEJSCE NA FEEDBACK, NA WYPADEK GDYBYŚCIE NIE ZAUWAŻYLI]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top