Rozdział 6. Święta pozbawione magii

– Zostajesz w szkole na święta? – zapytała Kate, obserwując, jak zaklęte śnieżki gonią profesora Quirrela i raz po raz uderzają w tył jego turbanu.

Nie było trudno podsunąć braciom ten pomysł. Prawdę mówiąc, oficjalnie uznali ją za swoją pomysłodawczynię genialnych planów. Co prawda szlabany nazywane aresztami spadały na nich za każdym razem, a sama Kate pozostawała w oczach nauczycieli niewinna, ale i tak podobał im się ten układ. Kiedy zaproponowała remont u Ślizgonów, chciała zrobić na złość Malfoyowi. Kiedy z kolei zaproponowała podrzucenie pani Norris gumowego węża, bliźniacy byli wniebowzięci. Kotka bardzo zirytowała Kate, a na dodatek uczepiła się jej, gdy dziewczynce skończył się eliksir antyalergiczny i musiała prosić panią Pomfrey o jeden. Teraz zaproponowała próbę zrzucenia turbanu z głowy Quirrela, chcąc dowiedzieć się, co jest pod nim. Zwłaszcza że miała wrażenie, jakby coś było z nauczycielem nie tak...

– Nie. Tata zamyka drukarnię dopiero na święta, ale mama jest cały czas w domu. Nie lubi, jak wyjeżdżam do Hogwartu. Uważa, że skoro nic nie wychodzi z tej całej mojej nauki ,,magii", to powinnam wrócić do mugolskiej szkoły – powiedziała Brooke. – Czwarta śnieżka.

– Nieźle im idzie. Ciekawe, kiedy ich złapią – zastanowiła się Kate. – Twoja mama jest mugolką?

– Tak. Tata jest czarodziejem, ale powiedział mamie dopiero, jak ja się urodziłam i nie panowałam nad magią. Zwłaszcza nad zmianą wyglądu. Strasznie się wkurzyła. Nadal nie podoba jej się ,,wymachiwanie różdżką w jej domu".

– Współczuję. A ty chcesz wracać do domu?

– Niezbyt. Ale tęsknię trochę za tatą i za dziadkiem też, więc wracam. A ty?

– Ja zostaję. Mama i tata wyjeżdżają odwiedzić Charliego, mojego brata, w Rumunii. Wiem, że wyjazd nas wszystkich byłby drogi i może to dlatego zostajemy, ale mi się wydaje, że Charlie może być chory. I to do tego stopnia, że rodzice nie chcą nas martwić. Gdyby nie to, to Charlie pewnie przyleciałby do nas, podobnie jak Bill. Zresztą wysłał do nas ostatnio list i wszystko wskazuje, że mogę mieć rację. Nawet Percy tak uważa.

– Rany, ilu ty masz tych braci? – zapytała Brooke, łapiąc się za głowę.

Dziś jej włosy nie były ciemnoblond, a białe. Kate wiedziała już, że Brooke była metamorfomagiem i potrafiła zmieniać swój wygląd. Choć niewiele umiała poza sprawieniem, że jej fryzura była krótsza, dłuższa lub miała inny kolor, to było to już naprawdę niezwykłe. Kate była przekonana, że kiedyś Brooke opanuje tę umiejętność do perfekcji i nauczy się o wiele więcej. Podobno już teraz próbowała zmienić kolor swoich oczu z brązowych na zielone.

– Jest Bill, Charlie, Percy, Fred, George, Ron, no i mam jeszcze młodszą siostrę. Jest nas łącznie ośmioro, ale samych braci mam sześciu.

– Trochę szkoda, że wszyscy tu zostaniecie. Pewnie jest ci przykro.

– Trochę tak... – mruknęła Kate, już bez uśmiechu patrząc na uciekającego Quirrela. – Tęsknię za rodzicami. Te święta będą okropne bez nich. Ale Harry też zostaje w szkole, więc przynajmniej nie będzie sam. Może w przyszłym roku wrócimy do domu i zabierzemy go ze sobą.

– To oby się udało – powiedziała Brooke, uśmiechając się do niej. Miała przerwę między zębami, ale nadawało jej to nieco uroku. – Oho, leci McGonagall.

– Lepiej się zbierajmy.

– To ja idę pakować kufer.

– A ja napiszę list do Charliego.

Szybko zerwały się z miejsca i pobiegły w stronę zamku.

🥧

W szkole było bardzo zimno, a Kate żałowała, że rok temu zniszczył się sweter świąteczny od mamy. Niestety swetry wszystkich co roku miały jakieś wypadki, przez co nie miały szans dotrwać do kolejnej gwiazdki. Mamie jednak to nie przeszkadzało, bo z radością dziergała kolejne, a swetry stały się ich rodzinną tradycją. Kate co roku znajdowała nowy i miała nadzieję, że ten jeden przeżyje. Dotąd ocaliła różowy sprzed trzech lat, ale był na nią już zdecydowanie za mały.

Na lekcje chodziła w rękawiczkach i szaliku – na szczęście nie była jedyna. Bardzo nie lubiła zimna, a w zamku było bardzo, bardzo zimno. Zwłaszcza że na zewnątrz leżała gruba warstwa śniegu, a jezioro zamarzło do tego stopnia, że Kate rozważała skombinowanie łyżew lub też ślizganie się po lodzie w butach w czasie przerwy świątecznej.

Skrzywiła się na myśl, że Hermiona chciała, żeby w czasie przerwy cały czas siedzieli w bibliotece. Od dwóch tygodni przerwy spędzali właśnie tam, szukając czegoś o Nicolasie Flamelu. Odkąd Hagrid się wygadał, próbowali znaleźć to nazwisko w książkach. W końcu wszystkim kiedyś obiło się ono o uszy. Kate na początku przeglądała podręczniki, ponieważ jeśli Harry kojarzył Flamela i nie miał w zwyczaju zaszywać się w bibliotece w ramach rozrywki, to informację powinni znaleźć właśnie w książkach do nauki. Młoda czarownica poniosła jednak porażkę i nadal nie miała pomysłu, kim mógł być Flamel. Magizoologiem? Alchemikiem? Poszukiwaczem przygód? Bogaczem? Artystą? I czego mógł pilnować Puszek? Musiało to być coś cennego, skoro Snape (bądź Quirrel) tego chciał. Tych rozmyślań było zbyt wiele, a Kate dużo bardziej wolała jednak spędzić święta na odpoczynku.

W wigilię Bożego Narodzenia Kate dekorowała swoje dormitorium. Jej współlokatorki wyjechały, więc dziewczynka czuła się tam dość samotna. Nie musiała już chować głowy pod poduszkę i odgradzać się kotarą, gdy Hermiona dzieliła się z nią informacjami z podręczników (co było nieskuteczne, bo zdeterminowana Granger siadała wtedy obok niej). Nie musiała chować swoich rzeczy przed Lavender, która lubiła pożyczać jej szczotkę do włosów i bransoletki bez pytania. Nie mogła wieczorami grać w karty z Parvati i Brooke. Miała więc nadzieję, że kolorowe łańcuchy rozwieszone między słupkami łóżek, nad drzwiami i oknami poprawią jej nastrój, a także spodobają się dziewczynom, gdy już wrócą. Kate bardzo lubiła dekorowanie – nie bez powodu obkleiła swój kufer mugolskimi nalepkami i naszywała ozdoby na szkolną torbę, takie jak koraliki czy naszywka w kształcie żaby.

Kiedy następnego dnia się obudziła, miała trochę lepszy nastrój. W nogach jej łóżka leżał stos prezentów. Wiedziała, że musiało być tam coś od rodziców, coś od dalszych krewnych (zapewne kilka sykli w kopercie), ale widziała też opakowania inne niż te, które zwykle znajdowała w skarpetach.

Dziewczynka wstała, zastanawiając się, kto to wszystko przyniósł.

W jednej paczce znalazła kolorowy, ciepły sweter – był tam różowy, żółty, niebieski, biały, a wszystko to zmieszane ze sobą. Kate natychmiast włożyła go na siebie i wyciągnęła z pakunku domowe wypieki przysłane przez mamę i list od obojga rodziców. Faktycznie znalazła też trochę kieszonkowego, a także gały czekoladowe od Hermiony. Kate nie wiedziała, jak je zdobyła, skoro sama musiała prosić bliźniaków, żeby zrobili za nią zakupy podczas wyjścia do Hogsmeade.

Odpakowała paczuszkę zapakowaną niezgrabnie w różowy papier i przeczytała dołączony do niej list.

Kochana Katie!

Mam się już lepiej i dochodzę do siebie. Mama i tata trochę przesadzają. W każdym razie Wesołych Świąt, siostrzyczko! Mam nadzieję, że za rok się zobaczymy i nie będę musiał pakować prezentu to coś strasznego.

Charlie

Kate uśmiechnęła się, gdy wyciągnęła ze środka pudełeczko, a w nim... żywą figurkę smoka! Norweski kolczasty – od czasu do czasu pluł ogniem, jednak nie był w stanie niczego podpalić. Dziewczynka była zachwycona! Żałowała, że nie mogła bratu wysłać niczego poza fasolkami wszystkich smaków.

Znalazła też czekoladowe żaby od Billa, a w opakowaniu z brązowego papieru trochę na nią za dużą czapkę zrobioną na drutach. Miała wściekle różowy kolor i wyglądała na bardzo ciepłą.

Dla Kate od Hagrida – napisano na dołączonej do czapki karteczce niezgrabnym pismem.

Dziewczynka uśmiechnęła się, widząc prezent od gajowego. Bardzo się polubili w ostatnim czasie. Było jej bardzo miło, że o niej pamiętał, choć sama niczego dla niego nie miała. Teraz zrobiło jej się głupio.

Wśród prezentów znalazła jeszcze dużą kopertę. Nie była podpisana.

W środku znalazła list, a raczej życzenia świąteczne. Tam też nie znalazła imienia nadawcy. Kate była zdziwiona, bo nie wiedziała, kto jeszcze mógł jej coś wysłać. Znalazła już przecież prezenty od wszystkich krewnych i przyjaciół ze szkoły! A wtedy wyciągnęła resztę zawartości.

Oniemiała, widząc oprawione w ramkę zdjęcie. Wysoki, szczupły mężczyzna o roztrzepanych czarnych włosach i w okularach obejmował ubraną w suknię ślubną kobietę. Miała ciemnorude włosy i zielone oczy, które jako jedyne odróżniały ją od siedzącej w pustym dormitorium Kate. Mężczyzna wyglądał co prawda bardzo podobnie do Harry'ego, ale młoda czarownica była pewna, że śmiejący się do aparatu ludzie to jej rodzice – pan i pani Dotter.

Kto mógł jej to wysłać?

🥧

Po tym, jak wspólnymi siłami z Fredem i Georgem zmusiła Percy'ego do włożenia swetra od mamy i do zjedzenia śniadania przy stole z nimi, a nie z prefektami, wszyscy – wraz z Harrym i Ronem – wyszli na zewnątrz. Rozpoczęła się bitwa na śnieżki. Walka była zacięta. Z początku Percy był niechętny i powtarzał rodzeństwu, że powinni spędzić ferie produktywnie (na nauce) i nie obijać się, jak to mieli w naturze, ale wtedy spotkał się z atakiem z pięciu stron. To rozpoczęło bitwę jeszcze bardziej zażartą, w której bliźniacy stali naprzeciwko Percy'ego, a wszyscy walczyli z trójką pierwszorocznych.

Gdy znaleźli się w salonie, próbując się ogrzać, Harry grał w szachy z Ronem, któremu pomagał Percy. W międzyczasie Kate też grała, ale z bliźniakami w eksplodującego durnia. Fred miał tego dnia wyjątkowo dobrą passę, co trochę denerwowało jego rodzeństwo, ale i tak dobrze się bawili.

Mimo że święta pozbawione były swojej zwyczajowej ,,magii", mijały Kate dobrze. Nie spodziewała się, że w szkole można się tak dobrze bawić! Nadal nie mogła jednak przestać myśleć o zdjęciu rodziców. Kto je jej wysłał?

🥧

Przy śniadaniu Harry opowiedział jej i Ronowi o swojej nocnej przygodzie. Kate wiedziała, że prócz swetra Weasleyów dostał też pelerynę-niewidkę. W nocy wszedł do działu ksiąg zakazanych w bibliotece, jednak musiał uciec przed Filchem i przypadkiem trafił na dziwne lustro. W lustrze z kolei zobaczył swoją rodzinę, która nie żyła od lat.

– Mogłeś mnie obudzić – powiedział ze złością Ron.

– Możesz iść dziś w nocy, wracam tam. Oboje możecie.

– Bardzo bym chciał zobaczyć twojego tatę i twoją mamę.

– A ja chcę zobaczyć całą twoją rodzinę, wszystkich Weasleyów.

– Ja chyba odpuszczę, chłopaki. Strasznie mi się spać chce. – Jakby na potwierdzenie ziewnęła. – Zresztą mam własne śledztwo. Ktoś mi wysłał zdjęcie moich drugich rodziców i chcę wiedzieć, kto.

– Serio? – Ron wytrzeszczył oczy. – Czemu nic nie mówiłaś?

– Bo to moi rodzice. – Wzruszyła ramionami. – Zresztą bardziej was interesowała peleryna-niewidka, więc zachowałam do dla siebie.

– I co zamierzasz zrobić? – spytał Harry.

– Pójdę do Hagrida. Myślę, że mógł znać Dotterów. Na pewno chodzili tu do szkoły. Może będzie wiedział, kto mi wysłał zdjęcie.

🥧

Hagrid bardzo się ucieszył z jej wizyty. Chociaż zawsze żartowała, że przychodzi tylko do Kła, to cieszyła się na herbatkę z gajowym. Włożyła na siebie czapkę od niego, która opadała jej na oczy, a poza zdjęciem zabrała ze sobą figurkę smoka z myślą, że na pewno spodoba się Hagridowi.

– No tak... Dotter, mówisz? Tak... No pewno, że kojarzę. Naprawdę fajni ludzie – powiedział Hagrid, z nostalgią patrząc na ślubną fotografię. – Byłem na ich ślubie. Zaprosili mnie, cholibka, choć wcale nie musieli. Wspaniali ludzie. To zdjęcie zrobił twój chrzestny, ale raczej go nie wysłał. To pismo psora Dumbledore'a.

Dumbledore'a? – powtórzyła zaskoczona.

– No tak. Pewnie wysłał też coś twojemu bratu.

– Któremu? Mam sześciu.

Hagrid wyglądał, jakby znowu się wygadał na jakiś temat.

– Zaraz... mam innego brata?! – zawołała Kate. – To czemu go nie znam? I mojego chrzestnego?

– Em... Sądzę, że najlepiej jak Dumbledore sam ci powie. Tak... Myślę, że kiedyś ci powie. On albo twoi rodzice.

– Mama i tata nic nie wiedzą.

– No, ja sam wiele więcej nie wiem. – Hagrid westchnął, po czym nagle się rozpromienił. – Jeszcze puddingu?

🥧

Hermiona wróciła na dzień przed rozpoczęciem semestru, przez co Kate, Harry i Ron musieli przerwać słodkie lenistwo, jakim było granie w gry w pokoju wspólnym. Chociaż Kate czuła ulgę, że nie musi już przegrywać z bliźniakami w eksplodującego durnia, ani być miażdżona w szachy przez Rona. Dziewczynka tak naprawdę miała szanse jedynie podczas gry w gargulki, na co nie miał ochoty nikt poza Harrym. Potter oczywiście nie miał swojego zestawu, jednak bliźniacy łaskawie pożyczyli mu swój, a Kate obiecała sobie, że odłoży trochę kieszonkowego i być może razem z Ronem kupią mu go na urodziny.

Od razu po powrocie Hermiony na nowo zaczęli szukać informacji o Nicolasie Flamelu. Dopiero po pewnym czasie zdali sobie sprawę, skąd znali to nazwisko. Harry przypomniał sobie, że było na karcie Dumbledore'a w czekoladowych żabach (przez co Kate uderzyła się w głowę, bo przecież miała aż trzech Flamelów, a Dumbledorów z siedmiu), a Hermiona przyniosła starą książkę, w której już dawno czytała o znanym alchemiku i kamieniu filozoficznym. Kate ponownie uderzyła się w czoło, uświadamiając sobie, że przecież przyjaciółka czytała jej ten fragment na głos, jednak Weasleyówna była tak zmęczona, że zasnęła gdzieś w okolicach fragmentu o zamianie metali w złoto.

Co jednak mogli zrobić z tą wiedzą? Tak naprawdę nic. Wszyscy byli zresztą zbyt przejęci nadchodzącym meczem Gryffindoru z Hufflepuffem. Cała czwórka bała się, że Snape (bądź też Quirrel, ten podejrzany typ) może chcieć ponownie skrzywdzić Harry'ego, zwłaszcza że miał sędziować. Nic dziwnego, że to stanowisko było wolne, skoro pani Hooch zaginęła, a lekcje latania prowadził kto inny (krążyły plotki, że była w ciąży i nie mogła w tym roku już uczyć, ale Kate uważała, że to bzdura).

W każdym razie Kate, Ron i Hermiona byli gotowi, by w razie czego zaatakować Snape'a. Okazało się jednak, że najgorszym wrogiem będzie nie stronniczy sędzia (który bardzo chciał, by Gryffindor przegrał), ale Malfoy.

Sektor, w którym siedzieli, był najbardziej wymieszany pod względem domów ze wszystkich. Kate usiadła pomiędzy bratem a Hermioną, obok był Neville, ale też Dante i jego koleżanka z Hufflepuffu (zbyt daleko, by zagadać), a rząd niżej Lavender, Parvati i Brooke. W pobliżu usiadło też bliźniacze rodzeństwo z Ravenclaw, a nawet Charlie i Maddie. I ze wszystkich wolnych miejsc akurat to rząd wyżej musiał wybrać sobie Malfoy, by stale obrażać Harry'ego, Weasleyów i Neville'a.

Prowokacja Draco była na tyle skuteczna, że w pewnym momencie Ron rzucił się na Malfoya i obaj wylądowali pod siedzeniami. Kate i Neville dzielnie postanowili mu pomóc, ale Crabbe i Goyle mieli ten sam pomysł. Choć Neville się nie popisał (jednak Kate była bardzo dumna z tego, że nie tylko wcześniej postawił się Malfoyowi, ale też postanowił zaryzykować życiem w walce z olbrzymimi sługusami), dziewczynce udało się kopnąć jednego z gorylowatych kolegów Malfoya między nogi. Pamiętała, jak Charlie uczył ją kiedyś, jak powinna się bronić, gdyby jakiś chłopak próbował ją zastraszyć. Drugi z kolei został potraktowany zaklęciem Locomotor Mortis, zwanym również Zwieraczem Nóg, którego potajemnie uczyli się z Hermioną i Ronem – tak na wszelki wypadek. Wiedziała jednak, że pełną satysfakcję poczuje, gdy następnego dnia Malfoy krzyknie przeraźliwie, znajdując w swojej szkolnej torbie wijące się robale.

Tak też stało się nazajutrz.

Chociaż Kate wyszła z tego wszystkiego bez szwanku (koledzy Malfoya chyba bali się uderzyć dziewczynę), to Ronowi leciała krew z nosa – była to jednak dobra cena za podbite oko Malfoya.

Gryfoni zwyciężyli, a Harry bardzo szybko złapał złotego znicza. Chłopiec nie świętował jednak zwycięstwa, ponieważ wkrótce po meczu podsłuchał rozmowę Snape'a i Quirrela. Nauczyciel obrony przed czarną magią był zastraszany przez mistrza eliksirów. Z ich wypowiedzi wynikało, że to Snape chce wykraść Kamień Filozoficzny, a Quirrel był mu potrzebny, co obalało teorię Kate. Mogła się tego spodziewać, jednak to oznaczało, że mieli przerąbane.

– Jeśli wszystko zależy od Quirrela, to kamienia nie będzie do wtorku – podsumowała w niedzielę wieczór.

🥧

I naprawdę wierzyłaś, że babcia i dziadek nazywają się Dotter?

A czemu miałabym nie? Istnieje takie nazwisko.

No bo to głupie... Zwłaszcza że dziadek jest podobny do wujka Harry'ego.

Alice, miałam jedenaście lat i nie sądziłam, że moi rodzice mogliby kłamać. Myślę, że próbowali mi powiedzieć tyle, ile mogli, więc nazwisko zmyślili na poczekaniu i wybrali coś o podobnym brzmieniu.

A czemu nie chciałaś zobaczyć zwierciadła Ain Eingarp? Nie chciałaś wiedzieć, czego najbardziej pragniesz?

Nie wiedziałam, że tak działało to lustro. Zresztą ważniejsza była dla mnie wizyta u Hagrida, a potem zwyczajnie nie miałam ochoty. Co mnie obchodziło jedno zaczarowane lustro?

A jak myślisz, co byś zobaczyła?

Ja? Kate się zastanowiła. Nie mam pojęcia. Może siebie na farmie smoków, ropuch i psów. Może byłabym podziwiana przez tłum, bo było to moje małe marzenie. A może po prostu zobaczyłabym siebie, bo byłam całkiem szczęśliwa.

Chciałabyś mieć smoka? zapytała Alice, nawijając na palec miedziany kosmyk włosów.

A żebyś wiedziała! zaśmiała się Kate. I przez pewien czas nawet go miałam. A przynajmniej częściowo.

🥧🥧🥧

Trochę rodzinnej atmosfery i myślę, że udało mi się dobrze wpleść Kate do rodziny. A Wy co sądzicie? Kate jest już prawdziwą Weasleyówną? Widać jej więź z rodziną?

Święta za nami i zostały już może... dwa albo trzy rozdziały. Chciałam streścić się jeszcze bardziej, zwłaszcza że chciałabym nie dzielić tej historii na dwa tomy... no, chyba że nie przeszkadza wam 200 rozdziałów XD. Ale tym będziemy się martwić później.

Opinie zawsze mile widziane!

A teraz lecimy dalej ^.^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top