Rozdział 3. Nietoperz i piesio

Kate, mając jedenaście lat, nie sądziła, że będzie chciała kogoś wyrzucić przez okno, a tym kimś nie będzie jej młodsza o rok siostra. A jednak stało się i to nie Ginny doprowadzała młodą czarownicę do szału – była to Hermiona Granger, która najwyraźniej za główny cel postawiła sobie dręczenie jej. Zyskała jednak aprobatę Sir Oswalda i Kate musiała to wziąć pod uwagę, dlatego pozwoliła jej żyć. Na razie.

Hermiona do późna czytała swoim współlokatorkom na głos podręcznik i dzieliła się swoją wiedzą, aż w końcu Brooke znokautowała ją poduszką. Od tej pory Dawson była bohaterką Kate i dziewczynka miała nadzieję, że się zaprzyjaźnią. Na ten moment jednak zostawała jej Hermiona, ponieważ Parvati i Lavender zdążyły złożyć już sobie przysięgę przyjaźni aż do grobowej deski (i to pewnie przysięgę krwi), a Brooke wydawała się czuć nieswojo w towarzystwie pierwszoklasistek. W końcu wszystkie jej koleżanki były już na drugim roku.

Kate dowiedziała się kilka dni później, że Brooke pierwszy semestr zawaliła po tym, jak przypadkiem oberwała tłuczkiem na meczu i nie miała już szans poprawić ocen, a później dostała tyle Trolli, że nie dała rady przejść do kolejnej klasy. Podobno miała problemy z przyswajaniem wiedzy, a także z ortografią i innymi niezbędnymi w szkole umiejętnościami.

Początki w Hogwarcie mocno odbiegały od wyobrażeń Kate. Sądziła, że w szkole w końcu stanie się bardziej ,,dorosła" i wszystko będzie przypominało kolorową bańkę (z przerwami na robienie notatek w klasach). Bardzo się jednak pomyliła.

Nie miała żadnej mapy i chociaż pierwszego dnia trafiła na śniadanie, to jednak z trafieniem do klasy miała znacznie większy problem. Wówczas ona i Hermiona wpadły na ten sam pomysł i przyczepiły się do Brooke jak kawałek toffi do psiej sierści. Starsza dziewczyna pomogła im odnaleźć się w plątaninie korytarzy i nie dać zwieść schodom. I chociaż miały po drodze nieprzyjemne przygody (Irytek, szkolny poltergeist, przykleił Hermionie karmelka do włosów, a Kate nastąpiła na stopień schodów, który miał w zwyczaju znikać, przez co wywaliła się na twarz), to udało im się trafić na każdą lekcję. I to nie tylko pierwszego, ale i kolejnego dnia.

Kate była mocno zawiedziona, gdy okazało się, że na pierwszym roku nie będą się uczyć opieki nad magicznymi stworzeniami. Ulżyło jej za to, że będzie musiała jeszcze zaczekać na lekcje latania. Nie chciała się skompromitować, tłumacząc, że ma lęk wysokości. Wystarczyło już to, że wchodząc po kapryśnych schodach Hogwartu, Kate modliła się tak gorliwie, jakby jej dusza miała zaraz opuścić ciało i nawiedzać Hogwart – tak bardzo przerażała ją wysokość, na jakiej się znajdowała. Najgorsze było to, że dormitorium Gryffindoru znajdowało się w wieży, a co za tym idzie, było baaardzo wysoko.

Nie wszystkie lekcje okazały się tak fascynujące, jak w jej fantazjach. Astronomia nie była zbyt zajmująca, a zielarstwo zdecydowanie nie stało się ulubionym przedmiotem Kate. Zdecydowanie wolała dżdżownice od grzybów i innych chwastów. Kątem oka zauważyła jednak Dantego z Hufflepuffu, który był żywo zainteresowany roślinami. Przynajmniej on jeden dobrze się bawił. Historia magii z kolei pozwalała Kate porządnie się wyspać, a zaklęcia wymagały więcej nauki teorii niż praktyki. Z kolei obrona przed czarną magią była prawdziwą porażką, ponieważ profesor Quirrel bał się własnego cienia, a jego turban śmierdział czosnkiem.

Dopiero transmutacja zainteresowała młodą Weasleyównę. Dziewczynka, choć nie zapałała sympatią do opiekunki swojego domu (a raczej uznała, że nigdy nie zdoła jej polubić), to zdecydowanie była zdeterminowana zaliczyć jej przedmiot najlepiej w klasie. O ile Hermiona jej nie wyprzedzi, co było niemal pewne. Dziewczyna chyba zamierzała skończyć siedem lat nauki w jeden rok.

Profesor McGonagall była kobietą bardzo wymagającą, a jej wyraz twarzy przez większość czasu dość surowy. Potrafiła utrzymać w klasie ciszę bez podnoszenia głosu. A mimo to Kate słuchała jej z zainteresowaniem. Kiedy nauczycielka wyłożyła im całą teorię, tylko dwie osoby w klasie wykonały zadanie poprawnie, zamieniając zapałkę w igłę: Kate i Hermiona. Nagrodą za to osiągnięcie był uśmiech zadowolenia, jakim nauczycielka obdarzyła swoje uczennice.

Kate oczywiście od razu napisała rodzicom o swoim osiągnięciu (zresztą od kilku dni pisała długi list, który zamierzała wysłać w piątek), jednak szybko miała nastąpić porażka. Zbliżały się eliksiry.

Profesor Snape przypominał nietoperza, łomocząc w powietrzu swoją czarną peleryną i powłóczystą szatą. Zdawało się, że jego skóra nigdy nie widziała słońca (i mydła), a włosy miały alergię na szampon. Tłuste, czarne pasma opadały na nieprzyjemną twarz. Nic dziwnego, że Fred i George straszyli ją ,,wampirem z lochów". Ten człowiek zdawał się zdolny nie tylko wypić z niej krew, ale też chęć do życia. Może w rzeczywistości był owocem romansu czarownicy z dementorem? Tego nikt nie wiedział.

Same eliksiry ciekawiły Kate. Nie brzydziła się składników, które były niezbędne do przyrządzania mikstur, a przy tym fascynowało ją to, jak pozornie z niczego potrafiło powstać coś magicznego i niezwykłego. Szkoda tylko, że jej nauczyciel postawił sobie za cel zduszenie tego zapału w zarodku, a potem zmiażdżenie obcasem buta.

Snape wyraźnie faworyzował Ślizgonów, a zwłaszcza Malfoya, któremu Kate nagle zapragnęła przyłożyć w bladą twarzyczkę arystokraty. Był wyjątkowo bezczelny i wredny. Sam był sobie winien, że wzbudzał w rudej czarownicy agresję.

– Wydaje mi się, że nie zaglądałeś do żadnej książki, zanim tu przyjechałeś, co Potter? – syknął z jadem w głosie profesor Snape, kontynuując znęcanie się nad Harrym.

Trwało to już od dłuższego czasu, a Harry pogrążał się coraz bardziej. Nie znał odpowiedzi na pytania nauczyciela, który wymagał od niego ponadprzeciętnej dla jedenastolatka wiedzy.

– Potter, a jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym?

– Nie wiem. Myślę jednak, że Hermiona wie, więc dlaczego jej pan nie zapyta?

Hermiona już od dłuższego czasu trzymała rękę w górę, machając nią, żeby zwrócić na siebie uwagę. Teraz wstała i wspięła się na palcach. Siedząca obok Kate schowała twarz w dłoniach, czując się zażenowana. Źle zrobiła, wybierając miejsce obok niej. Obiecała sobie, że nigdy więcej się nie zbliży do Granger i jej ,,Ja wiem, ja wiem!".

– Siadaj – warknął Snape do Hermiony.

Na chwilę wzrok nauczyciela zatrzymał się na Kate, która postanowiła wyjść z tej kompromitującej sytuacji z twarzą i przestała chować się za zasłoną z dłoni. Przez moment dziewczynka miała wrażenie, że wyraz twarzy profesora się zmienił. Wyrażał... osłupienie? Złagodniał? Sama nie wiedziała, jak to nazwać.

To wrażenie szybko minęło, a Snape wrócił do mieszania Pottera z błotem. Potem bez żadnych instrukcji, a jedynie z podręcznikiem, kazał swoim uczniom przyrządzić napój leczący z czyraków. Nic więc dziwnego, że w przeciwieństwie do metod profesor McGonagall, ta technika nauczania nie przyniosła efektów. Neville popełnił błąd, przez co w wyniku wypadku jego skóra pokryła się bolesnymi bąblami i trafił do skrzydła szpitalnego.

To zdecydowanie nie była przyjemna lekcja.

Dopiero popołudnie przyniosło Kate ulgę. Harry zaproponował, by razem z Ronem poszła odwiedzić szkolnego gajowego – Hagrida. Wiedziała już, że to strażnik kluczy zajął się wprowadzeniem Harry'ego w magiczny świat, stąd też chłopiec wyraźnie darzył go sympatią. Kate nie miała lepszych rzeczy do roboty, a sama była ciekawa, jaki jest ten olbrzymi mężczyzna, który przeprawił ich przez jezioro.

Kiedy Hagrid im otworzył, trzymając za smycz dużego psa, Kate pisnęła z zachwytu.

– Piesio! – zawołała.

Trzeba wiedzieć, że zaraz po ropuchach i smokach psy były jej ulubionymi zwierzętami.

Kieł, bo tak nazywał się pies, szybko upodobał sobie Kate, czym dziewczynka zaskarbiła sobie także sympatię Hagrida. Wydawał się miły, przez co dziewczynka także i jego polubiła. Opowiadała mu razem z Harrym i Ronem o pierwszych wrażeniach ze szkoły, a razem z bratem odpowiadali także na pytania dotyczące ich brata Charliego, którego Hagrid bardzo lubił. Weasley dzielił z nim zamiłowanie do niebezpiecznych magicznych stworzeń, a szczególnie do smoków.

Kate nie mogła pozbyć się wrażenia, że kiedy bawiła się z Kłem (pozwalając mu ślinić się na swoją szatę, ile wlezie), Hagrid posyłał jej dziwne spojrzenia. To samo wrażenie miała także w czasie lekcji z profesorem Snapem. Gdy wieczorem wracała wspomnieniami do innych lekcji, wydawało jej się, że nawet profesor McGonagall przyglądała się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jakby wyglądała dla niej... znajomo?

Tak, to musiał być przypadek. Przecież mogła wyglądać podobnie do swoich biologicznych rodziców. Kiedy była młodsza i z ciekawości spytała, jak nazywali się jej matka i ojciec, tata bąknął tylko, że mieli na nazwisko Dotter. Domyślała się więc, że dla wszystkich, którzy pewnie uczyli pana i panią Dotter, Kate wyglądała bardzo znajomo. Była pewna, że również inni uczniowie otrzymywali takie spojrzenia, gdy przypominali rodziców, którzy się tu uczyli.

Z tą myślą wieczorem zasnęła.

🥧

Czwartek okazał się najgorszym dniem w jej życiu. A przynajmniej tak Kate stwierdziła, widząc ogłoszenie o lekcjach latania.

Kiedy miała pięć lat, poprosiła Charliego, żeby polatał z nią na miotle. Brat posadził ją przed sobą na kiju i wzbili się w powietrze. Kiedy jednak tylko oderwali się od ziemi, Kate wpadła w panikę i natychmiast chciała wrócić na ziemię, płacząc przy tym wniebogłosy. Charlie, który sam był jeszcze dzieciakiem, stracił panowanie nad miotłą i spadli na ziemię. Oboje trafili potem do świętego Munga z połamanymi kośćmi. To przesądziło o tym, że Kate nie lubiła być wysoko. Od razu zaczynała szybciej oddychać i miała wrażenie, że zaraz spadnie.

Teraz gdy stała w wyznaczonym miejscu przed zamkiem, denerwując się jeszcze bardziej niż Hermiona (która nie mogła wykuć latania na pamięć) i Neville (który miał w życiu pecha i lot mógł się skończyć dla niego bolesną śmiercią). Zastanawiała się, czy jeśli dyskretnie powie pani Hooch, że ma lęk wysokości i chyba zemdleje, jeśli wzleci na wysokość większą niż kilka stóp – a przez ,,kilka" miała na myśli maksymalnie trzy – to kobieta zwolni ją z zajęć. Niestety nauczycielka nie wyglądała na taką, która zlituje się nad biedną jedenastolatką o drżących kolanach.

Kate cieszyła się, że lekcje latania ma tylko na pierwszym roku – a przynajmniej tak twierdził Charlie. Wiele razy próbowali razem pokonać jej lęk w wakacje, jednak Kate natychmiast wpadała w panikę. Nawet sam fakt, że do swojego pokoju w Norze musiała wchodzić po schodach, był dla niej niewygodny. Nie potrafiła też (tak jak Ginny) wychylać się przez okno i siadać na parapecie. Może i uważała się za odważną (zresztą nie bez kozery trafiła do domu słynącego z męstwa), ale każdy się czegoś bał.

W międzyczasie zastanawiała się, czy skoro pani Hooch prowadzi jedynie zajęcia dla pierwszoklasistów (a to oznaczało dwie grupy w tygodniu) i sędziuje w czasie meczów quiddticha, to robi coś jeszcze. Musiała się nieźle nudzić w pracy. Może czasem uczyła na zastępstwo? Może mieszkała w Hogsmeade i miała blisko do szkoły? Bo raczej nie wystarczała jej dodatkowa praca, jaką była szkolna mini-drużyna quiddticha, do której mogli się zapisywać wszyscy uczniowie, którzy mieli czas i nie dostali się do drużyn domów.

– Wyciągnąć prawą rękę nad miotłą i powiedzieć ,,Do mnie!" – zawołała pani Hooch.

– Do mnie – powiedziała niepewnie dziewczynka.

Miotła Kate nawet nie drgnęła. Może to była jedna z tych kapryśnych, które zmieniały kierunek lotu i wibrowały w powietrzu, na które narzekali Fred i George.

Jedyną pozytywną rzeczą było to, że nauczycielka wytykała Malfoyowi błąd za błędem. A tak się przechwalał, że jest mistrzem w lataniu! Kate czuła satysfakcję, widząc grymas na jego twarzy. Tego ranka wyjątkowo ją zdenerwował, kradnąc przypominajkę Neville'a. Już teraz szykowała zemstę – choć nie miała żadnego pomysłu poza tym, że miała być SPEKTAKULARNA.

Kiedy w końcu im się udało (Kate podniosła miotłę rękami, kiedy nauczycielka nie patrzyła), pani Hooch kazała im wznieść się w powietrze i wylądować. Kate miała już powiedzieć, że bardzo źle się czuje i chyba zwymiotuje (co ona by dała za coś, co uwiarygodniłoby symulację...), kiedy Neville przypadkiem wzleciał do góry. Chłopiec wyraźnie nie wiedział, co się dzieje, a później spadł i złamał nadgarstek. Jego miotła ewakuowała się pędem do Zakazanego Lasu, ciesząc się z zyskanej wolności, a pani Hooch zabrała młodego Gryfona do skrzydła szpitalnego.

Kate nigdy nie czuła takiej ulgi. NIE MUSIAŁA LATAĆ! A przynajmniej nie dziś, ale był to już jakiś sukces. Jednak jej radość szybko przerodziła się w inne emocje.

Malfoy ponownie ukradł przypominajkę Neville'a i zamierzał ją ukryć gdzieś wysoko, ale wtedy Harry poleciał za nim. Wszyscy byli w szoku, widząc, jak dobrze mu to szło, choć nigdy nawet nie widział miotły zdolnej do lotu. Ba! Jeszcze niedawno nawet nie wiedział, że na miotłach można naprawdę latać. Potter odzyskał przypominajkę, łapiąc ją w locie kilka stóp nad ziemią, gdy Ślizgon ją rzucił. I nawet nie zrobił sobie krzywdy!

– On jest cudowny! – pisnęła z zachwytem Parvati Patil.

– O rany – sapnął zaskoczony Ron.

– Popisuje się – mruknęła Kate.

Była trochę zazdrosna. Polubiła Harry'ego i on ją chyba też, ale nic nie mogła poradzić na zazdrość. Chłopiec był sławny od małego i doskonale latał na miotle, i... I zaraz zostanie wyrzucony ze szkoły. Jak nic. Albo przynajmniej będzie musiał czyścić wszystkie podłogi w zamku szczoteczką do zębów.

Profesor McGonagall pojawiła się nagle, biegnąc w ich kierunku i natychmiast zabrała ze sobą Pottera, przez co Malfoy, Crabbe i Goyle (jego ,,goryle") uśmiechali się triumfalnie. Nic nie dały próby wytłumaczenia Harry'ego, których podjęło się rodzeństwo Weasleyów.

Na szczęście, skoro w pobliżu nie było już żadnego nauczyciela, Kate mogła wcielić w życie swój naprędce obmyślony szatański plan. Obok niej leżał kamień, a na kamieniu czaiła się jaszczurka. Dziewczynka szybko ją złapała, schowała za plecami, po czym zakradła się od tyłu do Malfoya i szybko wrzuciła mu stworzonko za kołnierz. Ślizgon zaczął wrzeszczeć i piszczeć jak małe dziecko, machając rękami na wszystkie strony.

– Mój ojciec się o tym dowie, Weasley! – krzyczał Malfoy, gdy jego koledzy próbowali mu pomóc.

– Ale tu ci nikt nie uwierzy. Mam świadków, że sobie zasłużyłeś – odparła bezczelnie Kate, zadowolona z siebie.

– Kate! Tak nie można! Ciebie też wyrzucą – powiedziała Hermiona, łapiąc się za głowę.

🥧

Nie wyrzucili jej. Malfoy czuł się zbyt upokorzony, by skarżyć się nauczycielom, że dziewczyna wrzuciła mu jaszczurkę za kołnierz. Za to Harry nie dość, że nie został ukarany, to trafił do drużyny quiddticha Gryffindoru – jako pierwszy pierwszoroczny w tym stuleciu, choć nawet nie mógł mieć własnej miotły.

Może i Kate sama nie grała w quiddticha i nie chciała być w drużynie, może poczuła też kolejne ukłucie zazdrości, ale i tak gratulowała Harry'emu osiągnięcia.

Nagle podeszli do nich starsi bracia Kate i nachylili się nad Harrym.

– Dobra robota – powiedział George konspiracyjnym szeptem. – Wood nam powiedział. My też jesteśmy w drużynie... Jako pałkarze.

– Mówię wam, w tym roku zdobywamy puchar – powiedział Fred. – Straciliśmy go, kiedy odszedł Charlie, ale w tym roku będziemy mieć superdrużynę. Musisz być naprawdę dobry, Harry. Wood prawie podskakiwał, jak nam o tym mówił.

Kate zachichotała, wyobrażając sobie Olivera Wooda, podskakującego z ekscytacji. Coś takiego mogła robić Ginny, a nie piątoklasista!

– No dobra, idziemy. Lee Jordan twierdzi, że znalazł nowe tajne wyjście ze szkoły.

– Założę się, że chodzi mu o to samo, które znaleźliśmy rok temu. Wiesz, to za posągiem Gregory'ego Przymilnego.

– Hej, a mogę iść z wami? – zapytała Kate. – Obiecaliście, że mi pokażecie tajne tunele.

Bracia spojrzeli po sobie.

– No nie wiem – powiedział Fred.

– Mama nie byłaby zachwycona – dodał drugi z braci.

– Jesteś jeszcze za młoda na tajne przejścia.

– Ale możesz iść.

– Jeśli będziesz nas słuchać.

Kate uśmiechnęła się, czując zew przygody.

– Ej, a mnie nigdy ze sobą nigdzie nie zabieracie! – oburzył się Ron.

– Wybacz, braciszku, trzeba mieć układy. I odbierać długi – odparła Kate, wzruszając ramionami. – Pa, Harry!

Kiedy pożegnała się z chłopcami, razem z braćmi skierowała się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, w której się znajdowali. Po drodze minęli Malfoya, który oburzył się, gdy pokazała mu język, jakby chciała naśladować jaszczurkę. Jej braci tak to rozbawiło, że już nie bała się powiedzieć im o tym, co wymyśliła przy obiedzie.

Jaszczurka była tylko początkiem. Była niedostatecznie spektakularna.

– Chłopaki, a jest zaklęcie, którym można zmienić kolor wszystkiego? – zapytała niewinnie.

– A co kombinujesz? – zapytał zaciekawiony Fred.

– Oby nic nielegalnego. Bierz przykład z nas! Przykładnych uczniów! – dodał przesadnie pouczającym tonem George.

– Z was? Och, proszę cię! Ale co byście powiedzieli na mały remont u naszych kolegów w lochach?

🥧

– Zaraz, czy to jest ten moment, gdy...?

– Tak – przerwała córce Kate.

– I wy wtedy naprawdę...?

– Tak.

– Ale jak tam weszliście?

– Wtyki.

– Ciocia? – domyśliła się Alice.

– Ciocia.

🥧🥧🥧

Trzeba dać Harry'emu i reszcie trochę odpocząć od Kate. W końcu ona i jej bracia mają swoje pomysły... I gdyby nasza bohaterka była stale do niego przylepiona, mogłoby być nudno.

Mam nadzieję, że postać Kate choć trochę przypadła Wam do gustu i nie jest irytująca czy nudna... Ani nie jest pick me girl lub Mary Sue. Nie chcę, żeby była zbyt. Rozumiecie mnie? Mam nadzieję, że udaje mi się ją tak przedstawić. Zresztą ona jest jeszcze dzieckiem.

A co dalej? Co zaplanowała Kate? Cóż, tego się dopiero dowiecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top