Rozdział 29. Zmieniacz czasu
Kate, mimo że przywykła do dziwacznych rzeczy, jeszcze nigdy nie była częścią tak dziwnego pochodu. Lupin, Ron i Pettigrew szli na przedzie za Krzywołapem, który dumnie prowadził ich grupę. W środku szła Kate wraz z Syriuszem, który za pomocą różdżki prowadził nieprzytomnego profesora Snape'a. Nauczyciel Eliksirów raz po raz uderzał o sklepienie sufitu. Kate nie mogła zaprzeczyć, że niezmiernie ją to bawiło. Pochód zamykali Harry i Hermiona, nie do końca pewni, jak się zachować.
Kate dość szybko odnalazła się w tej sytuacji. Emocje nadal w niej buzowały, w głowie nadal miała mały mętlik, ale zaakceptowała to, jak wygląda teraz świat. Węgielek okazał się Blackiem, a prawdziwy przestępca przez dwanaście lat udawał szczura i mieszkał w jej domu. A teraz mieli to wszystko naprawić.
– Możemy zapomnieć o tym, że traktowałam cię jak psa? – zapytała Kate, zwracając się do Syriusza po raz pierwszy, odkąd wyszli z Chaty. – Teraz trochę mi z tym głupio...
Syriusz lekko się uśmiechnął. Wyglądał, jakby przychodziło mu to z trudem – z pewnością nie uśmiechał się już od wielu, bardzo wielu lat.
– Nie miałem nic przeciwko. Każdy pies byłby zadowolony z takiej opieki.
Kate poczuła, że się czerwieni.
– No, nie wiem...
– Byłaś pierwszą dobrą rzeczą, która przytrafiła mi się od Azkabanu – powiedział cicho Syriusz. – Nigdy ci tego nie zapomnę, Kate.
– Drobiazg – odparła dziewczyna i odwróciła zażenowana wzrok. Zrobiło jej się ciepło w środku. – Od jutra czeka cię mnóstwo dobrych rzeczy, obiecuję. Oczyścimy twoje imię i znowu będziesz wolny.
– Nie sądziłem, że doczekam takiego dnia... James byłby szczęśliwy. Zawsze miał silne poczucie sprawiedliwości...
– Brzmi trochę jak Harry – odparła, uśmiechając się lekko.
– I jak ty – dodał Syriusz i zamyślił się na chwilę. – Domyślam się, że ty i Harry... wychowaliście się osobno?
– Tak – odpowiedziała Kate. – Dowiedzieliśmy się o sobie dopiero w szkole.
– A czy... ktoś mówił wam, że ja i Remus jesteśmy... Że wasi rodzice wybrali nas...?
– Harry wie. I ja też – odparła. – Ale dla Harry'ego to nie była miła wiadomość... Myślę, że nadal jest w szoku.
– Sądzisz, że powinienem z nim porozmawiać? – zapytał, patrząc na nią z nadzieją, jakby nie był w stanie podjąć decyzji bez aprobaty trzynastolatki.
Kate potaknęła głową.
Cofnęła się znacznie, żeby zrównać krok z Harrym i Hermioną, po czym popchnęła bliźniaka w stronę jego ojca chrzestnego.
– O czym rozmawialiście? – zapytała szeptem Hermiona, gdy Harry niepewnie rozmawiał z Syriuszem.
– Och... no wiesz... o różnych sprawach – odparła Kate.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś o tym psie? – zadała kolejne pytanie z wyrzutem. – Powiedziałam ci o sama-wiesz-czym, a ty to ukryłaś!
Były zbyt daleko, by usłyszeć wymianę zdań Harry'ego i Blacka, ale w pewnym momencie na twarzy Syriusza pojawił się prawdziwy uśmiech, jakby Harry powiedział coś, co napełniło go prawdziwą nadzieją i szczęściem.
– Przepraszam... Po prostu bałam się, jak zareagujesz. Sama wiesz, jak reagujesz, gdy wyskakujemy z Mapą Huncwotów albo Błyskawicą... Piorunem lecisz do nauczycieli.
Hermiona zapowietrzyła się z oburzeniem, ale po chwili wypuściła oddech i wymamrotała coś, co Kate zrozumiała jako: ,,Coś w tym jest...".
W końcu dotarli do końca tunelu. Wejść do środka było łatwo, ale wydostać się... tu potrzebne były zdolności akrobatyczne. Kate miała szczęście, że zdążyła się przebrać przed wyjściem, bo w przeciwnym razie kompletnie zniszczyłaby szkolny mundurek – czyszczenie i reperowanie trochę by zajęło.
Gdy wyszli na ciemne już błonia, Kate nie mogła się doczekać, aż dotrą do zamku i wreszcie znajdzie toaletę. Merlinie, jej pęcherz był chyba ze stali, skoro tyle wytrzymał...
W pewnym momencie zrobiło się jaśniej. Księżyc musiał wyjrzeć zza chmury. Nagle Syriusz zamarł i zatrzymał Harry'ego, Kate i Hermionę. Coś było nie tak. Profesor Lupin, który nadal był skuty z Ronem i Pettigrew, zaczął dygotać. Miał jakiś atak? Więc dlaczego Syriusz ich zatrzymał? Dlaczego nie...
Zaraz... przecież on jest wilkołakiem, a przecież... oż, w gacie Merlina.
– Och... – jęknęła przerażona Hermiona. Nie zażył swojego eliksiru. Może być groźny.
– Uciekajcie – powiedział szeptem Syriusz. – Biegiem. Szybko.
– Ale Ron... – zaprotestowała Kate, patrząc na bladego z przerażenia brata, ale mężczyzna jej przerwał.
– Zostaw to mnie... UCIEKAJCIE!
To, co wydarzyło się potem, ciężko było opisać. Wszystko działo się tak szybko, a Kate, mimo polecenia, nie mogła się ruszyć. Była przerażona. Widziała, jak ciało Lupina się zmienia, a potem skacze na niego czarny pies... Widziała, że odciąga wilkołaka z dala od Rona i Pettigrw i... Peter się przemienił. Nikt nie zdążył go powstrzymać. I uciekł.
– Syriuszu! – krzyknęła Kate, nie wiedząc, co robić.
Ale liczyła na pomoc mężczyzny, który dwanaście lat spędził zamknięty w celi, a teraz nadal z wyglądu niewiele różnił się od trupa. Liczyła na pomoc kogoś, kto właśnie stoczył walkę z wilkołakiem, który uciekł w stronę Zakazanego Lasu. Liczyła na pomoc kogoś, kto właśnie leżał na trawie zakrwawiony tak bardzo, że Kate bała się, że nie żyje.
Syriusz jednak żył. Gdy usłyszał krzyk Kate i Harry'ego, zerwał się na równe łapy i popędził przez błonie. Dokąd? Nie wiedzieli, bo nagle przypomnieli sobie o Ronie.
Kate jako pierwsza dotarła do brata. Zupełnie przegapiła moment, w którym Pettigrew go skrzywdził. Ale oddychał, nadal żył.
Dopiero co miała w sobie tyle odwagi, gdy mierzyła się z kimś, kto był znanym przestępcą... przecież znokautowała nauczyciela! A teraz drżała z przerażenia. Co robić, co robić?!
Gdyby Snape nie lewitował beztrosko z guzem na głowie, może mogliby na niego liczyć... Choć, kto wie? Może miałby im za złe obitą głowę..
– Musimy iść do zamku po pomoc – powiedział Harry. – Chodźcie...
Nagle z oddali usłyszeli żałosny skowyt. Tak brzmiał tylko boleśnie zraniony pies.
– To Syriusz – wyszeptała drżącym głosem.
Spojrzała na oddychającego spokojnie Rona, po czym przeniosła wzrok w stronę, z której dochodził skowyt. Kalkulacja była prosta, a wynik jasny.
Mama powiedziała jej kiedyś, że niebezpieczeństwo przyciągaja ją jak magnes – trujące ropuchy, jadowite węże i pająki, noże w kuchni, zardzewiałe gwoździe i dziwaczne mugolskie maszyny. Kate zawsze słyszała, że jeśli zobaczy choćby najmniejszy znak niebezpieczeństwa, powinna odwrócić się na pięcie i biec w przeciwną stronę, zostawiając sprawę dorosłym. Oczywiście nigdy nie słuchała. Dlatego teraz biegła z Harrym i Hermioną, porzucając Rona na błoniach.
Zrobiło się strasznie zimno. Był czerwiec, więc dlaczego było tak zimno?
Dobiegli nad brzeg jeziora, dysząc ciężko. Skowyt umilkł, a Syriusz przemienił się w człowieka. Nadal miał na sobie skrawki łachmanów. Na klęczkach trzymał się za głowę, jęcząc:
– Nieee... nieee... błagam....
Wtedy Kate to zobaczyła – cała kompania dementorów, których mroźna aura sprawiła, że jezioro zaczęło się pokrywać lodem. Nawet długie włosy dziewczyny zaczynał pokrywać szron. Było tak zimno...
– Hermiono, myśl o czymś szczęśliwym! – krzyknął Harry.
Kate wyciągnęła różdżkę. Harry już teraz próbował rzucić zaklęcie, ale Patronus się nie pojawiał. Byli zbyt przerażeni. Ale musiała próbować.
Nagle nie mogła sobie przypomnieć, jakie wspomnienie dawało najlepsze efekty. Tak naprawdę nie pamiętała nic. Ten smutek i strach ją przygniatały... Nie mogła tego wytrzymać, ale nie mogła też się poddać. Musiała ratować Syriusza. Oni go zabiją, a nawet gorzej... Wymażą jego egzystencję.
– Expecto Patronum, Expecto Patronum – powtarzała Kate, ale jeśli stworzyła choć mgiełkę, to jej nie widziała. – Hermiono, spróbuj, błagam. Expecto Patronum, Expecto...
Hermiona wyciągnęła różdżkę, starała się naśladować bliźnięta, ale efekt był marny. Dementorzy byli coraz bliżej. Kate już ledwo trzymała się na nogach. Dementorzy zacieśniali krąg wokół nich.
Nagle Kate straciła czucie w nogach. Strach nią całkowicie zawładnął. Wszystko się posypało. Pettigrew uciekł, Syriusz umierał, Lupin stracił kontrolę, a oni... oni byli otoczeni. Dziewczyna przewróciła się i upadła obok Syriusza.
– Expecto Patronum – powtarzała jak mantrę coraz słabszym głosem.
To koniec. Potwory w czarnych prześcieradłach o oślizgłych kończynach były za blisko...
Dementor najbliżej niej ściągnął kaptur. Nim jednak zdołała zobaczyć, co się pod nim kryje, oślepiło ją jasne światło. Miała wrażenie, że echo niesie ze sobą głosy... Expecto Patronum, to powtarzały. Tak, tak właśnie musiało być.
Czuła, że traci przytomność. Ostatnie, co zobaczyła, to jasną sylwetkę, jakieś zwierzę, które odegnało od niej dementorów. Potem były już tylko kamienny brzeg i ciemność.
🥧
Czy znowu zaatakował ją bazyliszek? Czy znowu została spetryfikowana?
– ... cud, że żadne z nich nie zginęło... W życiu...
Nie mogła się ruszyć. Co to za irytujące głosy?
– ...-nie, jakie to szczęście, że pan tam był, Snape...
– Dziękuję, panie ministrze.
Może umarła? Ale nie, przecież po śmierci nie czułaby tego piekielnego parcia na pęcherz. Na gacie Merlina, jakim cudem nie popuściła? Zabawne...
– ... paskudne rozcięcie... To robota Blacka, co?
– Prawdę mówiąc, to robota Weasley-Potter, panie ministrze...
– Nie!
Tak! Tak właśnie mam na nazwisko, nie trzeba zaprzeczać! – pomyślała Kate nieprzytomnie.
– Black omamił ją najbardziej z całej czwórki, od razu to spostrzegłem. Zaklęcie Confundus, sądząc po ich zachowaniu. Chyba myśleli, że jest niewinny. Nie można ich za to obarczać odpowiedzialnością.
Kate natychmiast się obudziła. Wzięła głęboki wdech, jakby dopiero teraz odkryła, że może oddychać. Przypomniała sobie wszystko. Pettigrew, Lupin, Syriusz i dementorzy.
Nie słuchała, co dalej mówili Snape i minister. Myśleli, że nadal jest nieprzytomna, podobnie jak pozostali. Kate po uchyleniu ciężkich powiek nie zobaczyła nic poza parawanami.
Nie ruszyła się. Zobaczyła tylko, że nadal ma na sobie bluzę, rozdartą w kilku miejscach. Włosy, które miała w zasięgu wzroku, wyglądały okropnie. Jak nic musiała je przyciąć.
Pani Pomfrey zauważyła, że się obudziła. Zwróciła tym uwagę Snape'a i Fudge'a, który przerwali na moment swoją dyskusję, by wyjść na korytarz. Kate, zamiast ucieszyć się z darmowej czekolady, która miała być ją wyleczyć po ataku dementorów, zaczęła podsycać rozpalającą się w jej wnętrzu nienawiść. Nienawidziła Snape'a, nienawidziła Fudge'a...
Dopiero kiedy się podniosła, zobaczyła Harry'ego, Hermionę i Rona. Jej przybrany brat nadal był nieprzytomny, ale pozostała dwójka podniosła się do siadu. Harry właśnie szukał okularów.
– Co z Ronem? – zapytali jednocześnie, gdy Snape i Fudge zniknęli za drzwiami.
– Przeżyje – odparła pani Pomfrey. – A wy... wy zostaniecie tu, póki nie będę zadowolona z waszego stanu... Potter, co ty wyprawiasz? Granger, Weasley!
– Weasley-Potter, proszę pani – poprawiła ją Kate. Gdy tylko usłyszała, że nie musi się już martwić o brata, zaczęła szukać swoich ubłoconych butów i różdżki. Pozostali robili to samo.
– Muszę zobaczyć się z dyrektorem – oświadczył Harry.
– Potter, już wszystko w porządku – powiedziała łagodnie pani Pomfrey. – Złapali Blacka. Zamknęli go na górze. Lada chwila dementorzy złożą swój pocałunek.
– CO?! – zawołali wszyscy troje z przerażeniem. Ewidentnie po przebudzeniu dzielili się jedną komórką mózgową albo opanowali legilimencję.
Ich krzyk przywołał Snape'a i Fudge'a. Snape z zawiścią wpatrywał się w rozemocjonowaną Kate, a minister wyglądał, jakby za moment miał zemdleć z wrażeń.
– Harry, Harry, co to znaczy?! – zawołał Fudge. – Powinieneś być w łóżku... Dostał czekolady? – zapytał panią Pomfrey, zupełnie ignorując fakt, że na sali jest jeszcze trójka dzieciaków w ciężkim stanie.
– Panie ministrze, proszę mnie wysłuchać! – powiedział Harry. Kate z trudem się powstrzymywała, żeby nie zacząć wrzeszczeć. – Syriusz Black jest niewinny! Peter Pettigrew udał własną śmierć! Widzieliśmy go! Nie może pan pozwolić dementorom, żeby zrobili to Syriuszowi, on jest...
– Harry, Harry, wszystko ci się pomieszało, przeszedłeś ciężkie chwile, połóż się z powrotem, proszę, nie martw się niczym, panujemy nad wszystkim...
– NIEPRAWDA! ZŁAPALIŚCIE NIEWŁAŚCIWĄ OSOBĘ! – ryknął Harry.
– Panie ministrze, niech pan posłucha – powiedziała Hermiona. Ona i Kate stanęły po obu stronach Harry'ego. – Ja też go widziałam. To był szczur Rona, on jest animagiem, to znaczy... chodzi mi o Petera Pettigrew, i...
– Sam pan widzi, panie ministrze – powiedział Snape. – Black namieszał im w głowach... Wiedział, co robi...
– ZAMKNIJ SIĘ! – ryknęła Kate. – MÓWISZ TO DLA CHOREJ ZEMSTY! NIENAWIDZĘ CIĘ! – Nie przejmowała się tym, że zwraca się do profesora bezpośrednio. Gardziła tym człowiekiem. Chciała zamienić jego życie w piekło. Może zachowywała się dziecinnie, ale co mogła zrobić?
– Panie ministrze! Panie profesorze! – fuknęła ze złością pani Pomfrey, która złapała Kate za ramiona po to, by dziewczyna nie rzuciła się na Snape'a i go nie zagryzła. – Nalegam, żebyście panowie natychmiast stąd wyszli. Ci uczniowie są moimi pacjentami i nie pozwolę ich denerwować.
– Nie jestem zdenerwowana! – krzyknęła Kate.
– Nikt na nie namieszał w głowach! – zawołał ze złością Harry.
– Panowie, bardzo proszę opuścić szpital – powtórzyła pani Pomfrey, która puściła Kate tylko po to, by wepchnąć Harry'emu olbrzymi kawałek czekolady do ust.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Dumbledore. Wyglądał, jakby wybrał się na spacerek, żeby podziwiać kwiatki i motylki, jedząc przy tym lody z kolorową posypką.
– Panie profesorze, Syriusz... – zaczęła Kate, łudząc się, że coś zdziała.
Ale czy Dumbledore kiedykolwiek naprawdę coś zrobił? Na pierwszym roku wręcz pozwolił, by ich czwórka powstrzymała Quirrela i Voldemorta przed zdobyciem Kamienia Filozoficznego. Na drugim roku był tak ślepy, że Kate i Hermiona musiały go wyręczyć w rozwiązaniu zagadki, a Ron i Harry sami znaleźli Komnatę Tajemnic i pozbyli się bazyliszka. A teraz nawet hipogryfa nie mógł ocalić! I to miał być czarodziej, którego nawet Voldemort się bał? Śmiechu warte!
– Na miłość boską! – Pani Pomfrey była bliska histerii. Kate widziała ją w tym stanie tylko raz: gdy jej pacjentami byli Fred i George. – Czy to jest szpital, czy może mi się tylko tak wydaje? Panie dyrektorze, muszę stanowczo...
– Wybacz mi, Poppy, ale muszę zamienić słówko z moimi uczniami – oznajmił spokojnie dyrektor. – Właśnie rozmawiałem z Syriuszem Blackiem...
– Założę się, że opowiedział panu tę samą bajeczkę, którą zagnieździł w mózgach Potterów – prychnął Snape. – Coś o szczurze... i o zmartwychwstaniu Petera Pettigrew...
– Och, stul dziób! – warknęła Kate, za co została zakneblowana czekoladą. Smakowała jak popiół.
– Zgadza się, mówił mi o tym – powiedział Dumbledore, uprzedzając Snape'a, który wychodził z siebie, próbując zamordować Kate wzrokiem.
– A więc moje słowo już nic nie jest warte? – warknął Snape. – Petera Pettigrew nie było we Wrzeszczącej Chacie i nie widziałem go na błoniach.
– Bo był pan nieprzytomny, panie profesorze! – wtrąciła Hermiona. – Przybył pan za późno, żeby usłyszeć...
– Panno, Granger, ani słowa więcej – syknął Snape.
– Pettigrew był szczurem! – powtórzyła Kate. – I uciekł! Znowu!
– Jeszcze jedno słowo, Potter...
– WEASLEY-POTTER! – wrzasnęła Kate. – I ZAMKNIJ SIĘ, ALBO ZNOWU ROZWALĘ CI ŁEB!
No, dobra, może faktycznie coś rzuciło jej się na mózg. A może to po prostu adrenalina? W ciągu ostatniej doby przeżyła tak wiele, że musiała w końcu dać emocjom ujście.
– LICZ SIĘ ZE SŁOWAMI! – ryknął Snape.
– Spokojnie, Snape – powiedział Fudge nieco piskliwym głosem, jakby bał się, że rozjuszy tym Kate do reszty. Fakt, gdyby pani Pomfrey siłą nie wciskała jej kolejnej czekolady, wydrapałaby ministrowi oczy. – Te młode damy wiele przeszły, musimy brać pod uwagę stan, w jakim się znajdują...
– Chciałbym porozmawiać z Harrym, Kate i Hermioną na osobności – oświadczył nagle Dumbledore. – Corneliusie, Severusie, Poppy... proszę nas zostawić.
– Dyrektorze! – oburzyła się uzdrowicielka. – Oni wymagają opieki medycznej, potrzebują odpoczynku, eliksiru uspokajającego...
– To nie może czekać. Jestem zmuszony nalegać.
Kate spojrzała na dyrektora ze zmarszczonymi brwiami. Co on kombinował?
Pani Pomfrey zacisnęła wargi i odeszła w stronę swojego gabinetu na końcu Sali. Fudge spojrzał na zegarek.
– Dementorzy pewnie już przybyli – oznajmił. – Pójdę z nimi porozmawiać. Dumbledore, spotkamy się na górze.
Minister także opuścił salę szpitalną.
– Chyba pan nie wierzy w to wszystko, co opowiedział Black? – zapytał Snape.
– Chcę porozmawiać z Harrym, Kate i Hermioną na osobności – powtórzył Dumbledore, wpatrując się nieprzeniknionym wzrokiem w profesora.
– Syriusz Black wykazał, że jest zdolny do morderstwa, kiedy miał szesnaście lat. Zapomniał pan o tym, dyrektorze? Zapomniał pan, że kiedyś chciał zabić mnie?
– Mam nadal znakomitą pamięć, Severusie.
Snape chyba nie miał już nic do powiedzenia, po odwrócił się na pięcie i zamachnąwszy zamaszyście szatą, wyszedł. Gdy tylko zostali sami, cała trójka zaczęła mówić jedno przez drugie.
– Profesorze, Syriusz jest niewinny – powiedziała Kate. – On był psem, opiekowałam się nim...
– Black mówił prawdę... widzieliśmy Pettigrew – tłumaczyła Hermiona.
– ... on uciekł, kiedy profesor Lupin zamienił się w wilkołaka – mówił szybko Harry.
Próbowali wyjaśnić całą tragiczną historię w ciągu dziesięciu sekund, ale Dumbledore uniósł rękę, zatrzymując ich słowotok.
– Teraz wy musicie mnie wysłuchać i proszę mi nie przerywać, bo czasu mamy niewiele. Nie ma ani cienia dowodu na to, o czym opowiada Black, poza waszym świadectwem... a słowa trojga trzynastolatków nie przekonają nikogo. Cała ulica widziała, jak Syriusz zamordował Petera Pettigrww. Ja sam potwierdziłem w ministerstwie, że Syriusz był Strażnikiem Tajemnicy Potterów.
– Profesor Lupin może panu powiedzieć... – zaczął Harry.
– Profesor Lupin jest teraz w Zakazanym Lesie i nie sądzę, by był w stanie komukolwiek coś powiedzieć – przerwał mu Dumbledore. – Kiedy odzyska ludzką postać, będzie już za późno, Syriusza spotka coś gorszego od śmierci. Poza tym wilkołaki nie budzą zaufania w naszym społeczeństwie, więc jego...
– Syriusz zasłużył na uczciwy proces! – zaprotestowała Kate. – Wtedy go nawet nie dostał i...
– Dowody są, według ministerstwa, jednoznaczne.
– Ale możemy wypić to... Veritaserum! Tata mówił, że po nim mówi się tylko prawdę...
– Snape jest ofiarą wczorajszych wypadków, a według jego słów wasza trójka znajduje się pod wpływem zaklęcia – oświadczył Dumbledore. – Eliksir prawdy sprawi, że powiedzie jedynie to, co uważacie za prawdziwe. Nie uwierzą wam.
– Ale pan może... – próbował się wykłócać Harry.
– Wysłuchajcie mnie. Jest już za późno, nie rozumiecie? Nie dotarło do was, że wersja profesora Snape'a jest o wiele bardziej przekonująca od waszej.
– On nienawidzi Syriusza – powiedziała Hermiona. – A wszystko przez ten głupi żart...
– Syriusz nie zachowywał się jak niewinny człowiek. Napaść na Grubą Damę... wtargnięcie do Gryffindoru z nożem... Bez Pettigrew, żywego czy umarłego, nie mamy szans na podważenie wyroku.
– Ale pan nam wierzy – powiedział Harry.
– Tak, wierzę wam – odparł cicho dyrektor. – Nie potrafię jednak zmusić innych, by zrozumieli, jak było naprawdę, nie mam też władzy nad Ministerstwem Magii...
– Ten cały system jest okropny – powiedziała Kate, czując, że znowu jest bliska łez. I jeszcze bez przerwy przestępowała z nogi na nogę. – Dlaczego wszyscy są tacy ślepi?
– Właśnie dlatego potrzebni są ludzie, którzy dostrzegają prawdę i strzegą jej za wszelką cenę – powiedział Dumbledore. – A my potrzebujemy więcej czasu – dodał, patrząc znacząco na Hermionę.
– Ale... OCH! – Do Hermiony nagle dotarł sens słów Dumbledore'a.
Kate przez moment nie rozumiała, o co mogło chodzić, ale nagle coś ją uderzyło. Na szyi Hermiony połyskiwał złoty łańcuszek. No oczywiście, potrzebowali więcej CZASU!
– Posłuchajcie mnie teraz uważnie – zaczął dyrektor szeptem. – Syriusz Black jest zamknięty w gabinecie profesora Flitwicka na siódmym piętrze. Trzynaste okno na prawo, licząc od Wieży Zachodniej. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, dziś w nocy będziecie mogli uratować więcej niż jedno niewinne życie. Ale zapamiętajcie: nikt nie może was zobaczyć. Panna Granger dobrze zna pawo... więc wie, o co toczy się gra... NIKT NIE MOŻE WAS ZOBACZYĆ. A teraz zamknę was na klucz. Jest... za pięć dwunasta. Panno Granger, trzy obroty powinny wystarczyć. Powodzenia.
– Powodzenia? – zapytał Harry, kiedy drzwi za dyrektorem się zamknęły. – Trzy obroty? O czym on mówił?
– Cofniemy się w czasie, matołku – powiedziała Kate. – A ja wreszcie pójdę się wysikać.
🥧
Załatwienie swoich potrzeb w nocniku za parawanem nie było szczytem luksusu, ale było najszybszą metodą. Po tym Hermiona założyła całej ich trójce łańcuszek na szyję. Stali mocno ściśnięci, a Harry był bardzo zdezorientowany. Nie zrozumiał bezpośredniego wyjaśnienia o podróży w czasie.
Podróż w czasie była bardzo specyficznym doświadczeniem. Wszystko jakby się rozmyło. Kate miała przed oczami całą paletę barw i czuła, jakby spadała w dół, a jednocześnie stała w miejscu. Gdy to uczucie minęło, na powrót poczuła twardy grunt pod stopami, a łańcuszek wpinał jej się w szyję.
Z jakiegoś powodu wylądowali w holu wejściowym. Kate zaczęła się zastanawiać, dlaczego przy podróży w czasie nagle przenieśli się też w przestrzeni, a Hermiona zaciągnęła ją i Harry'ego do schowka na miotły.
– Co.. jak... Hermiono, co się dzieje? – zapytał Harry.
– Hermiona ma zmieniacz czasu – wyjaśniła szybko Kate. – Dlatego mogła być na wszystkich lekcjach.
– A ty skąd wiesz? – zapytał Harry.
Hermiona zatkała im obojgu usta dłońmi.
Kate usłyszała kroki. Wydawało jej się, że słyszy też jakieś głosy... Czy to mogli być oni, kiedy szli do Hagrida? Trzy obroty musiały oznaczać jakieś trzy godziny. A może źle liczyła? Mieli ocalić Syriusza, nie potrzebowali aż tyle czasu. Wystarczyłaby najwyżej godzina.
Kiedy kroki umilkły, Harry zaczął wypytywać Hermionę o zmieniacz czasu i o to, dlaczego Kate powiedziała o wszystkim, a jemu i Ronowi już nie.
Kate tymczasem zastanawiała się, w jaki sposób mają ocalić Syriusza. I dlaczego Dumbledore kazał im cofnąć się o trzy godziny? Kate wiedziała już, że dobrze odgadła, ponieważ wskazówki na jej zegarku, który rano wcisnęła jej Hermiona, wskazywały, że za kilka minut będzie dziewiąta wieczorem.
– Nie wiem, czego oczekuje Dumbledore – powiedziała Hermiona. – Dlaczego powiedział mi, żeby cofnąć się o trzy godziny? W jaki sposób to może pomóc Syriuszowi?
– Skoro ty już nie wiesz, to jesteśmy zgubieni – oznajmiła Kate, siadając na wiadrze. A raczej w nim, bo po ciemku nie zauważyła, że nie jest odwrócone do góry dnem.
– Musi być coś, co tu się gdzieś wydarzyło, a on chce, żebyśmy to teraz zmienili – myślał na głos Harry. – Ale co się wydarzyło? Trzy godziny temu szliśmy do Hagrida...
– To jest teraz – poprawiła go Hermiona. – I my właśnie idziemy do chatki Hagrida.
– Hardodziob! – zawołała nagle Kate. – Dumbledore powiedział, że możemy ocalić więcej niż jedno niewinne życie! Możemy go uratować!
Kate zaczęła odzyskiwać nadzieję. Mogli uratować Dziobka, mogli wszystko naprawić!
– Ale... jak to może pomóc Syriuszowi? – zapytała Hermiona.
– Dumbledore powiedział... powiedział nam, gdzie jest okno gabinetu Flitwicka! – przypomniał sobie Harry. – Gdzie zamknęli Syriusza! Musimy polecieć na Hardodziobie i uwolnić Syriusza! Syriusz ucieknie na hipogryfie...
– Uciekną razem! – dokończyła Kate.
– Jeśli uda nam się to zrobić tak, żeby nikt nas nie zobaczył, to będzie prawdziwy cud! – powiedziała Hermiona z przerażeniem.
– Musimy spróbować. Drugi raz nie pozwolę, żeby coś im się stało! – odparła stanowczo dziewczyna.
W końcu wyszli ze schowka. Kate poprowadziła ich przez błonia za szklarniami. Po wielu miesiącach wiedziała, gdzie występuje najmniejsze prawdopodobieństwo natknięcia się na kogoś.
Ustalili już, że schowają się za drzewami w Zakazanym Lesie, żeby obserwować chatkę Hagrida i czekać na właściwy moment. Nie mogli pozwolić, by oni z przeszłości zobaczyli się teraz – jakkolwiek to brzmiało. Ponadto musieli jakoś uwolnić Hardodzioba bez narażania przy tym Hagrida na konsekwencje. Nikt by nie uwierzył, że nie uwolnił Dziobka, by uniknął wyroku.
Zakradli się na tył chatki. Kate słyszała, jak właśnie rozmawiają z Hagridem pod peleryną-niewidką. To było dziwaczne przeżycie.
– Musimy zaczekać, aż zobaczą Dziobka – powiedziała nagle Kate, wychylając się nieco zza drzewa, żeby spojrzeć na niespokojnego hipogryfa. – Wtedy nie obwinią Hagrida, bo będzie cały czas z nimi.
– Będziemy mieli jakąś minutę – powiedział Harry.
– Odrobinę więcej. Długo im zajęło wyjście – zauważyła Hermiona.
– Myślicie, że się uda? – zapytała cicho Kate.
– Chyba tak, skoro mamy ciebie – stwierdził Harry.
– Mnie? – zdziwiła się.
– Hardodziob cię lubi, na pewno pójdzie za tobą bez problemu – odparł brat dziewczyny.
Usłyszeli, jak Hagrid rozbił dzbanek z mlekiem. Kilka minut później dobiegł ich okrzyk Hermiony z przeszłości... z teraźniejszości... Z tego, co działo się teraz!
– A gdyby tak... – powiedział nagle Harry – po prostu wpaść tam, złapać Pettigrew i...
– Nie! – zaprotestowała natychmiast Hermiona. – Nie rozumiesz? Łamiemy jedno z najważniejszych praw obowiązujących w świecie czarodziejów! Nikomu nie wolno zmieniać czasu!
– To po cholerę nadal istnieją zmieniacze czasu? I czemu ktoś dał ci go, żebyś mogła chodzić na dodatkowe lekcje? – fuknęła Kate.
– To bez znaczenia! Jak nas zobaczą...
– Kto nas zobaczy? – odpowiedział z irytacją Harry. – Tylko my sami i Hagrid!
– Harry, a co byś pomyślał, gdybyś nagle zobaczył siebie wpadającego do chatki Hagrida?
– Pomyślał bym, że... że zwariowałem...
– No właśnie! W ogóle byś nie rozumiał, co się dzieje, mógłbyś zaatakować samego siebie!
– Nie wyolbrzymiaj, Miona – prychnęła Kate. – TY byś wiedziała, co się dzieje. Ja zresztą też. Moglibyśmy to wszystko naprawić! Nie musielibyśmy ratować Syriusza, bo mielibyśmy Pettigrew!
– Profesor McGonagall opowiadała mi o strasznych rzeczach, jakie się wydarzyły, kiedy czarodzieje eksperymentowali z czasem... Wielu pozabijało swoje przyszłe lub przeszłe ja... właśnie w taki sposób, przez omyłkę!
Hermiona wyglądała, jakby była gotowa stanąć z nimi do walki, więc bliźnięta niechętnie się z nią zgodziły.
Nagle Granger szturchnęła ich oboje w ramię. W oddali mogli zobaczyć Dumbledora, Fudge'a, kata Mcnaira i tego staruszka z komisji bez imienia. Zaraz mieli wyjść z chaty.
Zobaczenie samej siebie, która nie była odbiciem w lustrze, było szalenie dziwnym przeżyciem. Kate nie mogła się powstrzymać przed wgapianiem się w siebie. Coraz bardziej utwierdzała się w tym, że musi zmienić fryzurę. Jej straszliwie długie włosy wyglądały od tyłu okropnie!
Kiedy upewnili się, że drudzy oni zniknęli z Ronem pod peleryną i odeszli daleko, odetchnęli z ulgą.
– Gdzie jest to zwierzę? – usłyszeli.
– Na... na zewnątrz.
– Musimy... eee... odczytać ci oficjalne zarządzenie o egzekucji, Hagridzie – oświadczył Fudge. – Zrobię to szybko. A potem ty i Mcnair złożycie na nim podpisy. Mcnair, ty też słuchaj, taka jest procedura...
– Dobra, idę – powiedziała szeptem Kate, ale nagle Harry złapał ją za rękaw. – Co jest?
– Ktoś tu idzie.
I faktycznie, ktoś się zakradał w ciemnej bluzie z kapturem. Dziobek zaskrzeczał, ale robił to już od jakiegoś czasu, więc nikt nie wyjrzał przez okno. Postać, kryjąc się przed wzrokiem Hagrida i pozostałych, podeszła do drzwi i zaczęła majstrować coś przy drzwiach. Gdy się odwróciła, Kate wypaliła ze zdziwieniem:
– Dante?
Natychmiast schowali się za dużym drzewem, gdy chłopak zaczął rozglądać się nerwowo. Dante szybko pobiegł na drugą stronę chaty. Chyba chciał zaryglować drzwi od drugiej strony. Tylko... po co? Czy może sam chciał uratować Hardodzioba?
– Teraz albo nigdy, leć! – pospieszyła ją Hermiona.
Kate podbiegła do Hardodzioba. Ostrożnie podeszła bliżej, patrząc mu prosto w oczy i skłoniła się nisko. Dziobek się odkłonił.
Dziewczyna wciąć słyszała, jak Fudge czyta zarządzenie, gdy walczyła ze sznurem, którym przywiązano Dziobka do płotu. Czuła, jak cała się poci. Ręce drżały jej z nerwów. Musiała zdążyć, zanim Dumbledore i reszta się wydostaną z chatki, i zanim Dante wróci do ogródka. A czuła, że wróci.
W końcu dała sobie spokój i po prostu kopnęła w lichy płot. Fragment, do którego przywiązany był sznur, po prostu odpadł.
Można i tak – pomyślała Kate.
– Chodź, Dziobek. No już, musimy iść – powiedziała łagodnie Kate i lekko pociągnęła za sznur.
Hipogryf zaczął się opierać.
– No, skończmy już z tym – odezwał się ktoś w chatce. – Hagridzie, może będzie lepiej, jeśli zostaniesz tutaj...
– Nie, chcę być z nim... nie zostawię go samego...
– Hardodziob, proszę – powtórzyła żałośnie Kate.
Hipogryf w końcu zgodził się z nią pójść. Mniej więcej wtedy Kate usłyszała, jak Dante pospiesznie wraca do ogródka. Nie miała pojęcia, jak zablokował drzwi, ale to nieważne – wiedziała, że w końcu wszyscy wydostaną się ze środka, i że ona nie może dać się zobaczyć.
Schowała się za Dziobkiem, licząc, że chłopak jej nie zauważy, gdy hipogryf machał nerwowo skrzydłami. Usłyszała, jak przystanął, a potem zaczął biec w przeciwnym kierunku. Może zrozumiał, że Hardodziob sam odleci, skoro sam się uwolnił? A może jednak ją widział i nie chciał marnować jej czasu na dyskusję?
– Szybko, szybko! – pospieszali ją Harry i Hermiona, gdy udało jej się doprowadzić hipogryfa do Zakazanego Lasu.
Dante musiał już być daleko. Teraz Kate słyszała, jak ktoś męczy się z otworzeniem drzwi. Szli coraz szybciej i szybciej, byle oddalić się od chatki, byle tylko zniknęła z pola widzenia.
– Stójcie – powiedział nagle Harry. Usłyszeli, że komuś udało się wydostać na zewnątrz. – Mogą nas usłyszeć – wyjaśnił szeptem.
Wszyscy znieruchomieli. Nawet dziobek przestał się ruszać.
– Piekielne drzwi! – powiedział ktoś.
– Gdzie on jest? – zapytał kto inny. – Gdzie jest to zwierzę?
– Było tu przywiązane! Sam widziałem! O, tutaj!
– To bardzo dziwne – powiedział Dumbledore z rozbawieniem.
Ich głosy niosły się po całym lesie. Nagle usłyszeli też świst i głuche uderzenie topora. A potem wycie Hagrida. To samo słyszeli przecież już kilka godzin temu, ale...
Och – pomyślała Kate. – Czyli to od początku miało się wydarzyć. Myśleliśmy, że kat zabił Dziobka, a tymczasem...
– Uciekł! Uciekł! A to mi dopiero mały Dziobek, uciekł! Musiał się zerwać razem z płotem! Dziobku, ty mały spryciarzu! – Hagrid szlochał z ulgą.
– Ktoś go uwolnił – powiedział kat. Tak, to do niego musiał należeć głos. – Trzeba przeszukać błonia, las...
Kate się przeraziła. Mogli znaleźć ich i mogli znaleźć Dantego! Błagała, żeby nie zaczęli szukać...
– Macnair, czy naprawdę sądzisz, że gdyby ktoś rzeczywiście ukradł hipogryfa, to prowadziłby go po ziemi? – zapytał Dumbledore. Teraz z pewnością w jego głosie słychać było rozbawienie. – Przeszukaj niebo, jeśli potrafisz... Hagridzie, napiłbym się herbaty. Albo brandy.
– O-oczywiście, panie profesorze. Proszę do środka...
Po kilku chwilach odetchnęli z ulgą. Drzwi od chatki Hagrida znów się zatrzasnęły. Kate miała nadzieję, że Dante nie wpadnie w żadne kłopoty... Jednocześnie robiło jej się ciepło na sercu, gdy myślała o tym, że tyle zaryzykował dla Dziobka.
Poszli przez las. Kate prowadziła Hardodzioba, głaszcząc go po boku, by się uspokoił. Zwierzę musiało w końcu zrozumieć, że przy nich nic mu się nie stanie.
Kate była szczęśliwa. Ocaliła Hardodzioba. Oczywiście z pomocą Harry'ego i Hermiony, ale jednak! Dziobek nie zginął, a Hagrida nie czekała pełna bólu i brandy żałoba. Czuła, jakby uwalniając Dziobka, pokazała Ministerstwu Magii środkowy palec! A jeśli uratują Syriusza... Naprawią wszystko, co tylko mogli. Nie pozwolą zginąć niewinnym.
Ukryli się na skraju Zakazanego Lasu. Znaleźli miejsce, z którego było dobrze widać Bijącą Wierzbę. Dzięki temu mieli wiedzieć, kiedy będą mogli polecieć na Hardodziobie i odbić Syriusza. Sam lot jeszcze Kate nie przerażał, skoro był planem odległym. Mieli jeszcze kilka godzin.
Widzieli, jak Ron ścigał Parszywka-Petera, jak pojawił się Węgielek-Syriusz, jak Wierzba na moment ogłuszyła Kate i rąbnęła w głowę Harry'ego i Hermionę... Ze swojej kryjówki widzieli też, jak Dumbledore i minister oraz pozostali mężczyźni wrócili do zamku. Potem z kolei widzieli, jak Lupin unieruchamia wierzbę i wchodzi do tunelu.
– Och, gdyby tylko Lupin znalazł pelerynę! – szepnął z napięciem w głosie Harry. – Ona przecież tam leży...
– I co to da? – zapytała Kate, głaszcząc Hardodzioba. Wyraźnie zaczęło mu się to podobać, bo ułożył się na trawie rozluźniony. – Snape i tak tam pójdzie, a ci drudzy my i tak go zobaczymy, tylko o wiele za wcześnie. I pewnie pozwolimy, żeby zaatakował Syriusza.
– Słuchajcie, a gdybym teraz wyskoczył i porwał ją... – kontynuował niezrażony Harry, przed oczami mają wizję niezwykłego planu.
– Harry, nikt nie może nas zobaczyć! – zdenerwowała się Hermiona. – Wystarczy, że chłopak Kate prawie ją przyłapał.
– Dante nie jest moim chłopakiem! – oburzyła się Kate, rumieniąc się wściekle.
– Jak wy możecie tu siedzieć tak spokojnie? Idę po pelerynę – oznajmił Harry, ale Hermiona go powstrzymała.
Zdążyła w ostatniej chwili. Zza drzew dostrzegli Hagrida. Podśpiewywał pod nosem, zataczając się lekko. Musiał być już dość pijany.
W tej samej chwili Kate musiała powstrzymać Hardodzioba przed pobiegnięciem do Hagrida. Tłumaczyła, że musi być cicho, że nie może wrócić do Hagrida, bo stanie mu się krzywda. Hipogryf spuścił smętnie głowę.
Kiedy Snape się pojawił, po czym zniknął z peleryną niewidką między korzeniami Bijącej Wierzby, Kate zaczęła się zastanawiać nad tym, jak jeszcze mogli zapobiec temu, co miało wkrótce nadejść.
– A co, gdybyśmy cofnęli się jeszcze dalej i przypomnieli profesorowi Lupinowi o eliksirze? Albo powiedzieli, że gdy już będzie po wszystkim i poznamy prawdę o Peterze, to powinien zostać we Wrzeszczącej Chacie? Wtedy by nas nie zaatakował, a Pettigrew by nie uciekł – powiedziała Kate.
– Kate, nikt nie może nas zobaczyć! Syriusz jest tu jedynym wyjątkiem – powiedziała Hermiona.
– Ale moglibyśmy zostawić mu karteczkę w gabinecie – zasugerowała.
– Ale pomyśl, jak mielibyśmy to zrobić? – zapytała Hermiona.
– Z peleryną niewidką – odparła Kate.
– Profesor Lupin wiedział, że idziemy do Chaty dzięki Mapie Huncwotów. Założę się, że by nas przyłapał – powiedziała Hermiona. – Poza tym wcale nie wiemy, czy by nam uwierzył. I czy ten plan by zadziałał.
Kate podciągnęła nogi pod brodę.
– Po prostu chciałabym, żeby Syriusz nie musiał nadal być zbiegiem... Kiedy go uwolnimy, nadal będzie musiał uciekać. Gdzie się schowa?
– Mówił, że chciałby, żebym z nim zamieszkał – wtrącił Harry nieco nieobecnym głosem. – Że mógłbym wyprowadzić się od Dursleyów. Musi mieć dom.
Kate otworzyła szeroko oczy.
– Tak mi przykro, Harry... – powiedziała Hermiona. – Ale może... może jest coś, co możemy jeszcze zrobić?
– Możemy złapać Pettigrew – zaproponowała Kate. – Kiedy ucieknie.
– Ale jak chcesz znaleźć szczura w środku nocy? – zapytała Granger.
– Nie mam pojęcia...
Mijały kolejne długie niczym lata minuty. Kate zdążyła wykorzystać awaryjną miętówkę i teraz tylko wpatrywała się w przestrzeń.
– Harry, czegoś nie rozumiem... Dlaczego dementorzy nie porwali Syriusza? Pamiętam, jak nadchodzili, a potem zemdlałam... Tylu ich było...
– Ktoś rzucił chyba Patronusa – powiedziała Kate. – Średnio to pamiętam, ale chyba coś jasnego odgoniło ode mnie dementora. Było wielkości psa i strasznie świeciło... Myślicie, że to Snape?
– Snape mówił, że to nie on odgonił dementorów. To przynajmniej usłyszałam, gdy rozmawiał z Fudgem – zauważyła Hermiona. – Może to inny nauczyciel?
– Nie, to nie nauczyciel – zaprzeczył Harry.
– Ale to musiał być potężny czarodziej, jeśli przepędził tych wszystkich dementorów – powiedziała Hermiona. – Nie widziałeś go?
– Taak, widziałem go... A raczej ich – przyznał niepewnie Harry. – Ale... może ja to sobie wyobraziłem... no wiecie, umysł miałem zaćmiony... zaraz potem straciłem przytomność...
– A jak myślisz? – zapytała Kate.
– Myślę... Myślę, że to byli moi rodzice. Nasi rodzice – dodał, patrząc na Kate.
Dziewczyna skrzywiła się nieco.
– Harry... Ale oni nie żyją. Oboje. I to na sto procent. Nie są jak Pettigrew. Leżą pochowani w Dolinie Godryka, tak mówił mi tata. To nie mogli być oni, przecież...
– Wiem – przerwał jej szybko Harry.
– Myślisz, że zobaczyłeś duchy? – zapytała Hermiona.
– Nie wiem... nie... nie wyglądali jak duchy... Nie wiem, jak to możliwe.
– Zawsze słyszałeś ich, gdy pojawiali się dementorzy... – zauważyła niepewnie Kate. – Może tym razem po prostu też ich zobaczyłeś?
– Może – odparł chłodno Harry.
Minęła kolejna godzina. Kate zaczęło się robić zimno, więc wtuliła się w ciepły grzbiet Hardodzioba, próbując policzyć gwiazdy na niebie. Hermiona rysowała coś patykiem na niepokrytej trawą ziemi, po czym to zamazywała. Harry z kolei w milczeniu wpatrywał się w przestrzeń.
W pewnym momencie Kate usiadła obok niego. Czuła, że jest zły. Nie wściekły, ale bardziej... rozżalony? Może chodziło o to, że zgasiły jego nadzieję na to, że faktycznie widział ich rodziców?
– Trochę tu zimno, nie? – powiedziała, próbując zacząć rozmowę.
– Tak – mruknął w odpowiedzi Harry.
Przez chwilę znów milczeli. Dziobek, niezadowolony z odejścia Kate, zaczął szturchać ją dziobem w ramię. Dziewczyna pogłaskała go niemal bezwiednie.
– Gniewasz się? – zapytała.
– Czemu miałbym? – zapytał Harry niemal ze zdziwieniem.
– Siedzisz tutaj od godziny i wyglądasz, jakby ktoś właśnie ci powiedział, że odwołano Święta.
Harry westchnął.
– Po prostu... nie myślisz, że to naprawdę mogli być oni? Jakimś cudem?
– Nie cofnęliśmy się w czasie aż tak daleko... Słuchaj, też bym chciała, żebyś miał rację, ale... Wiesz, byłeś wtedy trochę nieprzytomny.
– Ty to umiesz pocieszyć... – mruknął.
– Staram się... Nie chcę, żebyś trzymał się nadziei na coś, co nie może nadejść. Może... skupmy się lepiej na uratowaniu Syriusza? – zasugerowała.
Harry skinął głową. Kate przytuliła go krótko.
– Patrzcie, wychodzimy! – szepnęła nagle Hermiona.
Obserwowali, jak ich trójka, Ron, Syriusz, Lupin i Pettigrew idą w stronę zamku. Harry chciał się wyrwać, żeby być bliżej, gdy Pettigrew się przemieni. Hermiona go powstrzymała, nim po raz kolejny naraził ich na wykrycie.
– Hej – powiedziała nagle Kate, marszcząc brwi i wychylając się zza krzaka. Widziała, jak profesor Lupin zamienia się w wilkołaka. Ten widok nadal był przerażający. – Czy profesor Lupin nie pobiegł czasem wtedy... w naszą stronę?
– To znaczy? – zapytał Harry.
– No... czy on czasem nie pobiegł, żeby... dorwać nas? – zapytała ostrożnie.
Hermiona pobladła.
– Musimy stąd iść. Szybko!
– Ale dokąd? – zapytała Kate, łapiąc za sznur, który nadal był przywiązany do szyi Hardodzioba. Przez ostatnie godziny zdążyła odczepić od niego kawałek płotu.
– Do chatki Hagrida! – powiedział szybko Harry, gdy zaczęli pędem oddalać się od Bijącej Wierzby. – Teraz nie ma tam nikogo. Szybko!
Biegnąc z Hardodziobem u boku, Kate usłyszała za sobą wycie wilkołaka. Nadal nie chciało jej się wierzyć, że tą bestią, która niemal śmiertelnie poturbowała Syriusza, był spokojny i łagodny profesor Lupin. Dlaczego akurat jego musiał spotkać taki los?
Gdy wpadli do chatki Hagrida, Kieł zaczął strasznie ujadać. Uspokoił się, dopiero gdy ich rozpoznał.
Dziobek ucieszył się z powrotu do znanego miejsca. Nie rozumiał, że wrócił tu tylko na chwilę, dopóki nie będą bezpieczni.
W pewnym momencie Harry wyszedł za ich zgodą przed chatkę, żeby obserwował sytuację. Przez okno, przy którym siedziała Kate z Kłem domagającym się drapania za uchem, niewiele było widać. Poza czupryną Harry'ego i księżycem na niebie Kate nie widziała praktycznie niczego. Nagle Harry puścił się biegiem.
Kate zerwała się z miejsca.
– Hermiona, pilnuj Dziobka! – zawołała i bez zastanowienia wybiegła z chatki, żeby dogonić brata.
Co on sobie myślał?!
– HARRY! – zawołała za nim. Zbliżali się do jeziora.
Kate zatrzymała się w ostatniej chwili, zanim ominęła Harry'ego, który przystanął i schował się za krzakiem nad brzegiem jeziora. Kate dołączyła do niego.
– Odbiło ci?! – zapytała ze złością. – Obiecałeś, że się nigdzie nie ruszysz!
– Rodzice... To znaczy ci, którzy wyczarowali tego Patronusa, stali dokładnie tutaj. Może ich zobaczymy! – powiedział Harry.
– A nie myślisz, że uciekną, jeśli nas zobaczą? – zapytała.
– Muszą przyjść – powiedział Harry z przekonaniem. – Uratują nas przed dementorami.
Z oddali obserwowali mrożącą krew w żyłach scenę. Kate widziała ich niewyraźne sylwetki, które coraz ciaśniej otaczał pierścień dementorów. Ale dwojga wybawców, w których Harry widział rodziców, nadal nie było. A czas mijał. Kate widziała już, że zaraz druga ona zemdleje.
Nagle coś sobie uświadomiła. Stali dokładnie tam, gdzie mieli się pojawić rodzice: ciemnowłosy James i płomiennoruda Lily. A co jeśli...?
– Harry – szepnęła – ty nie widziałeś rodziców. Widziałeś...
– ... nas – dokończył Harry. – Widziałem nas z przyszłości.
Spojrzeli na siebie.
– Razem? – zapytał Harry.
– Razem.
Kate zerwała się na równe nogi. Myślała o tym, że uratowała Dziobka, że będzie mogła uratować Syriusza. Myślała o tym, że może zmienić przyszłość na lepsze. To wszystko napawało ją szczęściem i nadzieją. A poza tym... wiedziała, że jej się uda. Wiedziała, bo przecież już kiedyś uratowała samą siebie.
– EXPECTO PATRONUM! – krzyknęli jednocześnie.
Zaklęcie jeszcze nigdy nie było tak silne. Efekt, jaki osiągali na najbardziej udanych lekcjach z Lupinem, nawet częściowo nie dorównywał sile tego, co zrobili teraz. To nie była srebrzysta mgiełka, ani nawet mała tarcza. To był sznur białego światła, który przekształcił się w dwie zwierzęce sylwetki, nacierające na dementorów. Gdy wszyscy strażnicy Azkabanu uciekli w popłochu, nie mogąc znieść ich blasku, zwierzęta wróciły do nich. Srebrzysty jeleń stanął przed Harrym, a między nogami Kate zaczął krążyć najpiękniejszy lis, jakiego widziała w życiu.
Gdy tylko Kate schyliła się, żeby pogłaskać Patronusa, lis rozpłynął się w powietrzu.
– Rogacz – wyszeptał Harry, przerywając ciszę.
– Ciekawe, czy Patronusem mamy też był lis – powiedziała cicho Kate, podnosząc wzrok na brata.
Nagle usłyszeli kroki. To nie była jedna osoba.
Hermiona, trzymając Hardodzioba za sznur, wybiegła zza drzew zdyszana, jakby miała za sobą drogę z Wielkiej Sali do Wieży Astronomicznej.
– Co wyście zrobili?! – zapytała z wściekłością. – Kate, miałaś go zatrzymać!
– To nie moja wina, że Harry biega szybciej ode mnie – broniła się dziewczyna.
– Właśnie ocaliliśmy nam życie. Widziałem nas, rozumiesz, Hermiono? Od początku mieliśmy się tu zjawić! My wyczarowaliśmy Patronusy, które odegnały dementorów – powiedział Harry.
– To... niesamowite – przyznała oszołomiona Hermiona. – Patrzcie, to Snape! – syknęła nagle.
Wszyscy skryli się za drzewami. Skoro Harry z przeszłości był w stanie ich dostrzec z drugiego brzegu jeziora, tracąc przytomność i ślepnąc od światła, to na pewno mógł zrobić to w pełni przytomny Snape. Nauczyciel wyczarował nosze dla ich przeszłych wersji oraz Syriusza. Na jednych za nim już unosił się nieprzytomny Ron.
Kiedy odszedł, Hermiona zerknęła na swój zegarek i powiedziała:
– Dobra, już pora. Mamy około czterdziestu pięciu minut, zanim Dumbledore zamknie drzwi skrzydła szpitalnego. Musimy uwolnić Syriusza i wrócić do łóżek w Sali szpitalnej, zanim ktokolwiek zorientuje się, że zniknęliśmy.
– Ron nie uwierzy, jak mu o tym opowiemy – skomentowała Kate.
– Będzie wściekły, że go nie obudziliśmy – dodał Harry.
Zaczęli powoli iść w stronę zamku, by znaleźć dobry punkt obserwacyjny. Musieli w pierwszej kolejności zlokalizować pomieszczenie, w którym zamknięto Syriusza.
– Myślisz, że on już tam jest? – zapytał Harry, patrząc na swój zegarek, kiedy już od jakiegoś czasu stali w ukryciu.
– Patrzcie! Ktoś wychodzi z zamku – syknęła Hermiona, wskazując na skrytą w mroku postać.
Kate rozpoznała w niej kata Macnaira.
– Idzie po dementorów. Już czas! – oznajmił Harry.
Chłopak pomógł Hermionie wsiąść na grzbiet Hardodzioba, a potem wyciągnął rękę w stronę Kate. Dziewczyna zawahała się. Spojrzała na hipogryfa z rosnącym przerażeniem. Kiedyś pokonała już strach przed lataniem... Ale wtedy buzowała w niej adrenalina i przecież nie leciała aż tak wysoko! Przeliczyła też ilość miejsca na grzbiecie Dziobka.
– Słuchajcie, ale jeśli wsiądziemy wszyscy, Syriusz się nie zmieści – powiedziała, wdzięczna w duchu, że znalazła wymówkę.
– Ale co z tobą? – zapytał Harry, z góry rozumiejąc, że to ona zostanie na ziemi.
– Spotkamy się na miejscu – powiedziała szybko Kate. – Uściskajcie ode mnie Syriusza.
Przytuliła szybko Hardodzioba i zaczęła biec w stronę zamku. Modliła się, żeby udało jej się zdążyć wbiec do tajnego przejścia, zanim ktokolwiek ją zauważy. Była prawie północ, więc na korytarzach nie mogło być zbyt wiele osób. Filch raczej patrolował piętra, na których znajdowały się dormitoria uczniów, Snape i Fudge raczej przebywali zdecydowanie wyżej niż Wielka Sala, a Macnair był poza zamkiem.
Co by dała w tej chwili za Mapę Huncwotów... Ale nadal miał ją Lupin. A przynajmniej była w jego gabinecie.
Miała szczęście. Przejście, które uruchamiało stuknięcie w odpowiednie cegły, było puste. Kate oświetlała sobie drogę różdżką, cały czas patrząc na zegarek z różowym paskiem. Idąc umiarkowanie szybkim krokiem, miała szansę dotrzeć na miejsce nawet przed czasem.
Żałowała, że nie miała okazji pożegnać się z Syriuszem. To zaskakujące, że tak szybko przeszła od wrogości względem niego do niemal uwielbienia. Był kolejną niesprawiedliwie ukaraną ofiarą Ministerstwa Magii. Był kochanym Węgielkiem. Był przyjacielem jej rodziców. Żałowała, że teraz nie jest w stanie mu bardziej pomóc... Ale przynajmniej żył.
Miała wielką nadzieję, że Filch nie miał dziwnej zachcianki i nie postanowił skorzystać z tych przejść, z których korzystała ona. Jeszcze dwa razy musiała zmienić trasę, żeby ukrytymi ścieżkami i stromymi schodami dostać się tam, gdzie zamierzała.
Czas się kończył, więc zaczęła biec. Korytarz, którym biegła teraz kończył się blisko drzwi do skrzydła szpitalnego. Zastanawiała się, czy Harry i Hermiona zdążą na czas. Musieli wślizgnąć się do środka w momencie, w którym zniknęli, co oznaczałoby mniej więcej minutę po tym, jak Dumbledore zamknął drzwi.
Wybiegła na właściwy korytarz. Zatrzymała się z poślizgiem przed drzwiami, przez które właśnie wyszedł Dumbledore.
– Panie profesorze... – wysapała. – Niech pan... zaczeka minutkę... Podróż nam się opóźniła. Minutkę tylko.
Na brodę Merlina, miała fatalną kondycję, skoro byle sprint ją dobił.
Dumbledore uśmiechnął się lekko.
– Rozumiem, że prócz tego małego incydentu wszystko poszło według planu? – zapytał.
– Tak. Obaj są bezpieczni. Chyba.
Mniej więcej w tej chwili nadbiegli zdyszani Harry i Hermiona.
– Już po wszystkim. Syriusz odleciał na Hardodziobie... – wysapał Harry.
Kate zastanawiała się, jakim cudem po treningach Wooda potrafił mieć zadyszkę.
– Dobra robota – pochwalił ich trójkę dyrektor.
Przez chwilę nasłuchiwali przy drzwiach, by zorientować się, czy oni sprzed trzech godzin przenieśli się w czasie. Gdy Dumbledore uznał, że droga wolna, wpuścił ich do środka i zamknął drzwi na klucz.
Kate szybko podbiegła do swojego łóżka, zrzuciła buty i schowała je w cieniu, by nikt nie zauważył dodatkowej ilości błota na podeszwach, po czym wsunęła się pod cienką kołdrę.
Pani Pomfrey wyszła ze swojego gabinetu zaledwie dwie sekundy później. Dla świętego spokoju trójka podróżników w czasie w spokoju przyjęła gigantyczną dawkę czekolady. Nie minęło dużo czasu, gdy po zamku poniósł się wściekły ryk Snape'a. Im bliżej był skrzydła szpitalnego, tym lepiej słychać było jego wrzaski.
Snape wpadł do sali szpitalnej z furią wymalowaną na twarzy, a za nim kroczył niezadowolony Fudge, a za Ministrem Magii zadowolony z siebie Dumbledore.
Oczywiście to Snape wyszedł w tym wszystkim na wariata, gdy zaczął oskarżać trójkę ,,zdezorientowanych" uczniów o uwolnienie niebezpiecznego więźnia. Fakt, że byli zamknięci, do niego nie przemawiał. Sytuację pogorszył fakt, że Kate słabym głosem zaczęła go uciszać, udając koszmarny ból głowy i dezorientację III stopnia, przy której nawet nie jest się pewnym, czy posiada się wszystkie palce u stóp. Snape wyglądał wtedy, jakby chciał udusić Kate gołymi rękami, co tylko przypieczętowało jego los.
🥧
Kate, Harry, Hermiona oraz Ron opuścili skrzydło szpitalne następnego dnia. Było popołudnie, gdy wyszli na wolność do opustoszałej szkoły. Zdecydowana większość uczniów była na błoniach lub udała się na wycieczkę do Hogsmeade, na którą Kate zdecydowanie nie miała ochoty.
Reakcja Rona na ich historię, była dokładnie taka, jak się spodziewali. Szok, niedowierzanie, błysk zazdrości i podziw.
Prysznic zdecydowanie był im wszystkim potrzebny, podobnie jak zmiana ubrań. Był dzień wolny, dlatego Kate spokojnie mogła włożyć letnią, żółtą sukienkę.
Szli na błonia, planując posiedzieć nad jeziorem. Ron strasznie chciał poznać więcej szczegółów, więc potrzebowali spokojnego miejsca. Poza tym wszyscy zasłużyli na odpoczynek i ciszę.
Szli przez dziedziniec, kiedy Kate usłyszała wołanie.
– Katie! – zawołała Lisa, po czym zerwała się na nogi i podbiegła do dziewczyny. Jej sukienka była ozdobiona licznymi błyskotkami i na pewno uszyła ją sobie sama.
Kate uścisnęła przyjaciółkę, nie wiedząc czemu dziewczyna nie jest w Hogsmeade i czemu chce ją udusić. Po chwili zobaczyła w oddali resztę ich paczki. Wszyscy siedzieli pod drzewem, korzystając z cienia. Po błysku szkła na ziemi domyśliła się, że grali w gargulki.
– Dołączę później – powiedziała Kate do braci i Hermiony, którzy tylko skinęli głową i pożegnali się z nią.
Lisa zaciągnęła Kate pod drzewo.
– Słyszeliśmy, co się stało w nocy. Bałaś się? – zapytała Lisa.
– Czego? – zapytała Kate, przez chwilę nie rozumiejąc, o co pyta.
– No, wiesz, Blacka i dementorów. Och, to musiało być straszne! – Puchonka wyglądała na wstrząśniętą.
– Och – powiedziała tylko dziewczyna i spojrzała na pozostałych. – Rozumiem, że Snape rozniósł plotkę i teraz wszyscy myślą, że jak głupi pobiegliśmy polować na poszukiwanego przestępcę, a on namieszał nam w głowach i potem próbowano nas zabić, ale powalili nas dementorzy?
– Tak w skrócie – odparła Brooke.
Kate czuła, że może im zaufać. To nie powinna być tajemnica, że sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Przyjaciele jej uwierzyli. Znali Snape'a i wiedzieli, że był zdolny do tego, co zarzucała mu Kate.
– To chyba wyjaśnia, dlaczego Snape odebrał każdemu z nas punkty – powiedziała Emma, kiedy skończyła swoją opowieść.
– Co masz na myśli? – zapytała dziewczyna.
– Powiedział, że to za to, że się z tobą trzymamy – odparła Krukonka. – Coś ty mu zrobiła w nocy?
– Och, nie powiedziałam o tym? – zdziwiła się Kate.
– Nie! – odpowiedzieli wszyscy chórem.
– Tak jakby... rozbroiłam go, rozwaliłam mu głowę, a potem zachowywałam się jak obłąkana, żeby jeszcze potem udawać zdezorientowaną i kruchą i zrobić z niego wariata – odparła Kate, starając się brzmiąc tak nonszalancko, jak to możliwe.
Teraz, kiedy o tym myślała, stwierdziła, że mogła sobie pogratulować. Odwaliła dobrą robotę.
– Pierdolisz – wypalił Julien i z wrażenia aż musiał przetrzeć okulary.
– Ej, ale jak Syriusz się w ogóle wydostał? – zapytała Brooke. – Ktoś na pewno mu pomógł, a wy byliście zamknięci.
Kate wiedziała, że tajemnica zmieniacza czasu nie mogła wyjść na jaw. Cały fragment o podróży w czasie wycięła ze swojej opowieści. Jakkolwiek im ufała, nie mogli się o tym dowiedzieć. Może powie im za kilka lat. Albo nigdy.
Dziewczyna wzruszyła więc ramionami.
– Tego nawet ja nie wiem. Skoro wydostał się z Azkabanu, to gabinet Flitwicka musiał być dla niego bułką z masłem – odparła.
– Niesamowite – odezwał się Dante po raz pierwszy, odkąd Kate z nimi usiadła. Cały czas odwracał wzrok, gdy na niego patrzyła. Zresztą sama go odwracała, gdy tylko przypadkiem na siebie spojrzeli. Co się z nią działo?
– Ty to zawsze masz jakieś przygody – powiedział Julien. – A co z nami? Nas jak zwykle omija to, co najciekawsze.
– Hej! Rok temu leżałam spetryfikowana, gdy działo się najciekawsze! – zaprotestowała Kate.
– Lee słyszał, że dyrekcja planuje coś wielkiego na przyszły rok – powiedziała Emma.
– Byle nie jakiś wielki egzamin – jęknęła Brooke. – Mam już dość po tym tygodniu.
– Hej, nie chcecie iść do Dziupli? – zapytała Lisa, wachlując się dłonią. – Tu nawet w cieniu jest za gorąco.
– Jasne, nie ma sprawy – powiedziała Emma.
Wszyscy zaczęli się zbierać. Kate zatrzymała Dantego, zanim pobiegł dogonić resztę, która była już na schodach prowadzących do zamku.
– Co...?
Kate wspięła się na palce i dała mu buziaka w policzek. Oboje spłonęli rumieńcem.
– Dzięki za Dziobka – powiedziała, nie patrząc mu w oczy.
– Ja... Ten... No... Sam się zerwał. Ja tylko... no... dałem mu czas – wymamrotał nieskładnie Dante.
– Ale próbowałeś. Dziękuję – powtórzyła, nagle czując się tak nieśmiała, jak nigdy w życiu.
Czy ona...? Nie. Nie, to się nie działo. Zakochanie wygląda inaczej.
– Drobiazg.
Stali tak przez chwilę, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Kate desperacko poszukiwała jakiegoś tematu do rozmowy.
– Um... może już chodźmy? Tu faktycznie jest gorąco – powiedział Dante.
– Och, ja... Miałam dołączyć do Harry'ego i reszty – przypomniała sobie nagle.
Dante wyglądał na zawiedzionego.
– Okej, to... widzimy się na kolacji?
– Pewnie.
Już miała odejść, kiedy nagle sobie o czymś przypomniała.
– Dante, nie wiesz czasem, czy profesor Lupin jest w swoim gabinecie? – zapytała.
Dante wyglądał jak rodzic, który właśnie zastanawia się, czy powiedzieć dziecku, że jego ukochany piesek odszedł za tęczowy most, czy że odwieźli go na psią farmę i kiedyś go odwiedzą.
– Jest, ale...
– Ale? – dopytywała zmartwiona Kate. – Bardzo z nim źle?
– To też – potaknął Dante. – Ale Snape powiedział paru Ślizgonom, że Lupin jest wilkołakiem... Rozniosło się po całej szkole... Rano złożył rezygnację i teraz chyba się pakuje.
– CO?!
Bez słowa popędziła do zamku.
Nie, nie, to się nie dzieje. Cholerna klątwa nauczycieli Obrony przed Czarną Magią! – myślała gorączkowo, przebiegając po dwa stopnie naraz.
Dobiegła do gabinetu profesora Lupina zdyszana i mokra od potu. Zdecydowanie musiała wyrobić sobie kondycję. Wchodzenie codziennie po milionach stopni nic jej nie dawało.
Otworzyła drzwi, nie bawiąc się w uprzejmości takie jak pukanie.
– Nie może pan wyjechać! – zawołała niemal płaczliwym głosem.
Jej chrzestny nie był zaskoczony, że ją widzi. Mapa Huncwotów leżała otwarta obok niego.
Lupin wyglądał okropnie. Jego twarz szpeciły nowe rany, którymi najwyraźniej nie zajęła się jeszcze pani Pomfrey. Był blady, a pod oczami odznaczały się cienie. Musiał być wyczerpany.
– Obawiam się, że muszę – odpowiedział spokojnie.
– Czyli naprawdę złożył pan rezygnację? – zapytała.
– To tylko kwestia czasu, nim do szkoły zaczną się zlatywać sowy z listami od oburzonych rodziców. Dumbledore i tak musiałby mnie zwolnić. Teraz, kiedy wszyscy wiedzą, że jestem wilkołakiem, nie wolno mi tu zostać.
– Ale... ale przecież może pan pić eliksir. I znikać w każdą pełnię – próbowała go przekonać. – Tak jak do tej pory.
Lupin zmarkotniał.
– Wystarczył jeden raz, Kate. Zapomniałem się i omal was nie zabiłem. To się nie może powtórzyć.
Kate spuściła wzrok.
– To niesprawiedliwe...
– To moja decyzja, Kate. Tak będzie dla wszystkich najlepiej.
– Ale nie dla pana... – powiedziała cicho, po czym dodała: – Będę za panem tęsknić.
Lupin podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach. Uśmiechnął się ciepło, jakby w ten sposób mógł ją pocieszyć.
– Mnie też będzie cię brakować. Obiecuję, że będę pisać.
Kate skinęła głową.
– Okej. Tylko niech pan nie zapomni.
– I, skoro już nie jestem nauczycielem... Myślę, że możesz mi mówić po imieniu – oznajmił niespodziewanie Lupin.
Kate spojrzała na niego zaskoczona. Może i był jej chrzestnym, ale... jak miałaby do niego mówić po imieniu?!
– Ale... tak nie wypada – zaprotestowała.
– Jak najbardziej wypada. – Posłał jej uśmiech. – A to – powiedział, podchodząc do biurka – należy chyba do ciebie.
Po tych słowach podał jej Mapę Huncwotów. Kate rzuciła okiem na jej zawartość. Widziała, że Harry szedł przez zamek. Nietrudno było to zauważyć, gdy szkoła opustoszała.
– Dziękuję. Przyda się.
– James byłby dumny, że dziedzictwo Huncwotów przetrwało – powiedział z lekkim rozbawieniem. – Postaraj się tylko nie pakować w kłopoty. Uwalnianie zbiegów nie powinno być na twojej liście zadań.
Kate zamrugała zaskoczona.
– To pan... To znaczy, wiesz o wszystkim?
– Dumbledore mi opowiedział.
– A powiedział o Patronusie? – zapytała, nagle czując potrzebę, by się pochwalić. – W końcu naprawdę się udał! Wyglądał jak lis.
– W takim razie był to naprawdę potężny Patronus – odparł Remus. – Będzie z ciebie wielka czarownica, Kate.
🥧
Gryffindor wygrał Puchar Domów dzięki wygranej w Quidditcha, jednak Ravenclaw był tuż-tuż. Już teraz obstawiano zakłady, kto zgarnie nagrodę w przyszłym roku. Obstawiano też, czy kolejny nauczyciel Obrony przed Czarną Magią będzie wampirem czy goblinem.
Kate nie mogła uwierzyć, że już wraca do domu. Ten rok szkolny minął zbyt szybko. Miała wrażenie, że jeszcze niedawno dopiero jechała do Hogwartu, a teraz czekały ją długie wakacje. Już teraz zresztą zapowiadały się intensywnie. Tego lata odbywały się Mistrzostwa Świata Quidditcha i jej tata zamierzał zdobyć bilety. Hermiona już teraz zadeklarowała, że zamierza przyjechać do nich w wakacje i wybrać się na widowisko z nimi. Sprawa Harry'ego pozostawała niepewna, jednak Kate zamierzała wreszcie doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji z Dursleyami. Lisa planowała jechać na Mistrzostwa z wujkiem Diggorym i zabrać ze sobą Dantego. Brooke liczyła na to, że jej tacie uda się przekonać żonę, że Mistrzostwa to w rzeczywistości kilkudniowy wyjazd pod namiot, z kolei Emma i Julien już dawno kupili bilety. Wychodziło więc na to, że tego lata spotkają się wszyscy przed meczem.
W trakcie jazdy pociągiem zaczęła gonić ich mała, szara sowa. Jak się okazało po wpuszczeniu maleństwa do pociągu, niosła list od Syriusza zaadresowany do Harry'ego i Kate. Syriusz dał znać, że się ukrywa z Hardodziobem i wkrótce pokaże się paru mugolom z dala od Hogwartu, by znieśli środki bezpieczeństwa w szkole i przy okazji zmylić trop.
Okazało się, że Syriusz faktycznie przysłał Harry'emu Błyskawicę. Teraz z kolei przysłał mu jeszcze coś: wypisane pozwolenie na wyjścia do Hogsmeade.
– Myślicie, że to uznają? – zapytała Kate.
– Dumbledore na pewno – powiedział Harry. Wyglądał na szczęśliwowego.
– Syriusz pisze też, że Ron może sobie zatrzymać tę sówkę – dodała Hermiona, czytając dalej list. – Twierdzi też, że Hedwiga go znajdzie, gdybyście go potrzebowali.
Ron nieufnie wziął pierzastą kulkę i podał ją Krzywołapowi, by sprawdzić jego reakcję. Sowa została zaakceptowana.
– To mi wystarczy. Jest moja.
Sowa sturlała się z kolan Rona i zatrzymała przy Kate. Spojrzała na Sir Oswalda, a Sir Oswald na nią. Wyglądało to jak pełen napięcia pojedynek na spojrzenia. W końcu jednak ropucha zaakceptowała sowę. Ciężko było powiedzieć, czy Sir Oswald uznał puchate coś za przyjaciółkę, rodzinę, czy może za kolejną poddaną.
– Dla Kate chyba też coś jest – powiedziała Hermiona, marszcząc czoło. – Pisze, że w domu powinno dla ciebie czekać zastępstwo za Węgielka. Trochę mniejsze, ale za jego czasów każda dziewczynka chciała takiego przyjaciela.
– To mówi wszystko i nic – skomentowała Kate. – Ale to strasznie miłe z jego strony.
– A dla ciebie coś ma, Hermiono? – zapytał Ron.
– Tak, pozdrowienia. Ale to miłe, że zapamiętał moje imię – odparła Hermiona.
Kiedy wreszcie dotarli na peron dziewięć i trzy czwarte, kiedy z ciężkimi kuframi przeszli przez przejście, pożegnali się ze sobą.
Gdy Kate szła już z rodzicami w stronę punktu, z którego mieli przenieść się do domu, mama miała jej sporo do powiedzenia:
– Kate, nie wolno ci tak po prostu robić zakupów do domu! Kiedy ty zamówiłaś tego pufka?! I skąd wzięłaś pieniądze? Mam nadzieję, że nie zakładałaś się na pieniądze. – Nie krzyczała tylko dlatego, że byli wśród ludzi.
– Powiedziałaś: pufek? – Oczy Kate zaświeciły.
– Arthurze, czy ty to słyszysz? Twoja córka nawet nie wie, co zamawia! – Molly Weasley postanowiła wciągnąć do dyskusji męża.
– Spokojnie, ja go nie kupiłam. To prezent – powiedziała Kate, żeby uspokoić mamę.
– Od kogo? – zapytała.
– Od chrzestnego Harry'ego. Jako podziękowanie za pomoc w uniknięciu niesłusznego wyroku.
🥧
– Szkoda, że nie udało wam się uniewinnić Syriusza – powiedziała Alice.
– Niestety. Po ucieczce bardzo długo musiał się ukrywać – westchnęła Kate.
– To strasznie smutne...
– Musiało minąć kilka lat od jego śmierci, nim udało nam się przywrócić jego dobre imię – powiedziała ze smutkiem. – Ale dziś w Sali rozpraw wisi jego portret, wiesz? Od lat Ministerstwo Magii ma obowiązek każdego oskarżonego postawić przed sądem, żeby każdy miał prawo do sprawiedliwego wyroku – dodała.
– Zrobili z Syriusza patrona niesłusznie skazanych? – zapytała Alice.
– Poniekąd tak. Myślę, że by się ucieszył. Jego nazwisko w końcu przysłużyło się czemuś dobremu.
– Opowiesz mi teraz o Turnieju Trójmagicznym? – zapytała dziewczynka z nadzieją.
– Hola-hola, moja panno! – zaśmiała się Kate. – Najpierw to ja ci muszę opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w wakacje!
– Ale co się stało poza Mistrzostwami Świata? To nudne – jęknęła Alice. – Chyba że byłaś wtedy z tatą na randce.
– Nie byłam! Ale wydarzyło się wtedy coś ważnego.
– To opowiesz?
– Nie teraz, żabko – powiedziała Kate. – Wrócimy do tego pod koniec wakacji.
– Mamo, a czy ciocia Hermiona nadal ma zmieniacz czasu? – dopytywała Alice.
– Nie – odparła matka dziewczyny. – Zwróciła go pod koniec trzeciego roku i ograniczyła liczbę przedmiotów. Zmieniacz nie był jej już potrzebny.
– Ale moglibyście go użyć, żeby...
– Zabawa z czasem to skomplikowana sprawa – przerwała jej Kate. – Prawda jest taka, że gdyby coś miało się zmienić, to tak właśnie by się stało. Gdy ratowaliśmy Syriusza, już wtedy były znaki, że cofniemy się w czasie. Sęk w tym, że nie umieliśmy ich dostrzec. Nie wiedzieliśmy, że Hardodziob nigdy nie zginął i że to ja i wujek Harry przepędziliśmy dementorów.
– Skomplikowane...
– Jak wszystko na tym świecie. – Kate podniosła się z miejsca i przeciągnęła. – A teraz ty i Wirgiliusz musicie mi wybaczyć, ale obiecałam Derekowi bajkę na dobranoc.
– On ma bajki na dobranoc codziennie! – zaprotestowała Alice.
– I dlatego nie mogę zepsuć tradycji!
Ktoś zapukał do drzwi, a po chwili do pokoju Alice wszedł Dante.
– Czy ktoś nie widział mojej komórki? Muszę zadzwonić do Arlene, tego się nie da wyjaśnić listownie.
– A co się stało? – zapytała Kate, przeszukując kieszenie.
– Chyba już wiem, jak możemy ulepszyć zabezpieczenia telewizyjne przed odbiornikami mugoli.
Arlene Granger była architektką, ale po skończeniu szkoły zaczęła się interesować inżynierią. Dante nie wahał się ani przez sekundę, gdy zgłosiła się do jego firmy. Miała mnóstwo pomysłów, jak wprowadzić wynalazki technologiczne mugoli do świata czarodziejów bez inwazyjnego zmieniania jego odwiecznego porządku. Teraz byli zgranym zespołem, a Arlene często reprezentowała Dantego.
– Nie mam jej. A nie możesz rzucić Accio?
– Odłożyłem różdżkę i nie mogę jej znaleźć. Prawie zginąłem, kiedy szukałem jej po całej łazience – oznajmił dramatycznym tonem.
Kate przewróciła oczami, czego jej mąż nie widział. Wyciągnęła różdżkę.
– Accio różdżka Dantego! Accio telefon Dantego!
Oba przedmioty po chwili ze świstem wylądowały w pokoju Alice. Kate podała mężowi różdżkę.
– Dzięki, skarbie – powiedział i pocałował ją krótko w usta.
– Fuuuj! Nie przy ludziach! – Alice udała, że wymiotuje.
Kate i Dante roześmiali się głośno.
🥧🥧🥧
Witam w tym długaśnym rozdziale. Spóźnionym, wybaczcie. Zamierzałam skończyć wcześniej, ale choróbsko zaczyna walczyć z moim zdrowiem, gdy tylko mam wolną od pracy i studiów chwilę :((
Dobiliśmy do końca ,,Więźnia Azkabanu". Możecie odpalać fajerwerki, otwierać szampana i takie tam. Ale mam dla Was niestety mniej wesołe wieści.
Robię sobie przerwę od Dyni. Muszę znaleźć czas na przeczytanie ,,Czary Ognia", żeby wszystkie wydarzenia ze sobą ładnie zgrać. Po drugie: muszę znaleźć też chwilę na poprawienie ,,Kronik Lumeny" (to moja autorska książka btw, jest na Wattpadzie od dawna) i ponowne wysłanie jej do kilku wydawnictw. Po trzecie: guys, nie samym Potterem żyje człowiek, a mam mnóstwo rozpoczętych fanfików. Przydałoby się dać im trochę uwagi.
Jeśli chcecie, możecie mnie tutaj o różne rzeczy pytać i obserwujcie na bieżąco tablicę na moim profilu, bo będę Wam dawać znać o wszelkich nowych rozdziałach.
Do następnego! Trzymajcie się i kochajcie Sir Oswalda!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top