Rozdział 26. Wszyscy mają swoje sekrety

Nikt nie rozmawiał z Hermioną. A konkretnie Ron i Harry.

– Okej... Czy Krzywołap znów próbował zjeść Parszywka i zaatakował Hedwigę? – zapytała Kate po powrocie do szkoły, opierając ręce na biodra.

Zaczynała się zachowywać jak własna matka. Do czego to doszło?

Wyjątkowo jednak stała tym razem po stronie Hermiony.

Jako prezent świąteczny od tajemniczego darczyńcy Harry dostał Błyskawicę – najnowszy model miotły, którego pożądał każdy miłośnik Quidditcha. To było coś, czemu Harry nie mógłby się oprzeć – szczególnie iż jego Nimbus 2001 obecnie był stertą drzazg. I o ile poprzednia miotła była czymś, na co profesor McGonagall mogła sobie pozwolić, by rozpieścić Pottera, o tyle Błyskawica była luksusem, na który nawet Harry bał się sobie pozwolić. A przecież ich rodzice pozostawili po sobie całkiem spory majątek. Biorąc pod uwagę fakt, że Syriusz Black był niegdyś częścią niezwykle bogatej i wpływowej rodziny (jak wynikało z badań Hermiony), można było założyć, że to on kupił miotłę i przeklął ją, by zabić Harry'ego. W końcu atak bezpośredni się nie udał. Było to możliwe także, zważywszy na fakt, że gobliny gdzieś miały to, czy ktoś jest poszukiwany, czy nie.

Harry i Ron byli więc źli także na Kate, ponieważ zgodziła się, że Hermiona miała trochę racji, gdy zgłosiła sprawę profesor McGonagall, w wyniku czego Błyskawicę zabrano do zbadania. Cóż... Jak mogła uznać taką profanację sprzętu sportowego za słuszną? Dlaczego tak paranoicznie podchodziła do kwestii bezpieczeństwa?

Przynajmniej skruszyła lodowy mur między sobą a Hermioną. Razem pomagały Hagridowi przygotować się do przesłuchania w sprawie Hardodzioba. Zdarzało im się razem odrabiać lekcje, a czasem Kate zabierała Hermionę, żeby zagrała w gargulki z nią i jej ekipą.

Jak więc do tego doszło, że teraz przeszukiwała korytarze Hogwartu z Mapą Huncwotów (bynajmniej nie w celu znalezienia Blacka) w pelerynie-niewidce z puszką farby pod pachą?

Już dawno obiecała Fredowi i Georgowi, że wywoła jakąś hecę. Zwlekała z tym tak długo, że w końcu wzięła się do roboty. Miała już pewien plan na wykonanie.

Jej inspiracją była Pansy Parkinson, która pociągnęła ją kiedyś za włosy i zaczęła żartować, że się pomyliła, bo myślała, że Kate jest marchewką. Malfoya i wielu jego kolegów ze Slytherinów uznało to za przekomiczne. To właśnie dlatego przy pierwszej okazji w Hogsmeade kupiła w sklepie Zonka pomarańczową farbę, która barwi jedynie włosy. Kolor ujawnia się po około dziesięciu godzinach i jest doskonale widoczny na wszystkich odcieniach włosów. Znikał jednak po około dobie, a do zabarwienia wystarczyła zaledwie odrobina farby.

Kate zakupu farby dokonała dość dawno, dlatego nikt na pewno już o tym nie pamiętał. Co więcej, teraz też nie zamierzała się dać złapać.

Minęła Krzywołapa, który chyba próbował uwieźć burą kotkę. Światło księżyca pięknie podkreślało rudy odcień sierści kocura i zdegustowanie kotki z ciemną obwódką wokół oczu.

Jeszcze raz spojrzała na mapę i upewniła się, że szła we właściwe miejsce.

Prawdziwą pomocą nieoczekiwanie okazała się Arlene Granger, którą spotkała kilka dni temu. Arlene niezwykle interesowała architektura zamku, szczególnie iż zastanawiała się, czy możliwe byłoby zaklęcie schodów tak, by zamieniały się w podjazd dla osób niepełnosprawnych. Na ten moment to wózek dziewczyny był zaczarowany tak, by unosić się przy wszelkich nierównościach – takich jak schody. Obie znalazły się w bibliotece z dość podobnych przyczyn. No, dobrze, może nie do końca. Tak czy owak, Kate zapytała jedenastolatkę, czy ma pomysł, w jaki sposób pracownicy szkoły (czyli Filch) dbają o rurociągi. Arlene, która miała już w głowie cały szczegółowy plan zamku, szybko wskazała na bibliotecznej mapie miejsce, w którym Filch prawdopodobnie zamieniał się w hydraulika i sprawdzał rury, które odchodziły w różne skrzydła zamku.

Kate właśnie tam zmierzała.

Gdy już dotarła na miejsce i upewniła się, że absolutnie nikt jej nie śledzi, otworzyła puszkę, a następnie odkręciła jeden z zaworów, który pozwalał na sprawdzenie stanu wnętrza rur oraz wody od góry. Wlała tam całą zawartość.

Następnego dnia na Eliksirach specjalnie zarobiła minus dziesięć punktów dla swojego domu kosztem oblania wielu osób śmierdzącym eliksirem od stóp do głów. Nawet zaklęcie chłoszczyść nie mogło usunąć tego smrodu. Nawet najwięksi wrogowie mycia głowy (oraz Kate), Snape i Malfoy, musieli iść pod prysznic. A tam, jeśli nie popełniła błędu, miała czekać na nich niespodzianka.

Kate wiedziała, że nikt nie zauważył jej zniknięcia w nocy. Nie użyła różdżki w żadnym celu prócz aktywowania Mapy Huncwotów. Odciski palców nie były problemem dla wełnianych rękawiczek (nikogo to zresztą nie obchodziło, bo większość czarodziejów nie była zaznajomiona z mugolskimi sposobami prowadzenia śledztwa). A w dodatku puszkę po farbie zamieniła w spinkę do włosów, którą złamała i wyrzuciła do pełnego kosza na śmieci na jednym z korytarzy.

Dzień cała szkoła już wiedziała, że wielu Ślizgonów, a nawet profesor Snape (który także miał kwaterę w lochach) ma dziś rude włosy. Draco Malfoy nie mógł znieść takiej hańby i po ujawnieniu się koloru nie zjawił się na lekcjach. Oczywiście rozpoczęto śledztwo, a Fred i Geroge, a nawet Kate, byli podejrzani. Nic jednak nie udowodniono, a bliźniacy byli dumni z młodszej siostry.

Zdjęcie rudych wrogów wywołała w eliksirze domowej roboty. Odkąd namówiła Madeline (siostrę Charlie i dziewczynę, w której Fred wyraźnie się podkochiwał) do pomocy, sporo zaoszczędziła na kupowaniu gotowych fiolek w sklepie.

W czwartkowy wieczór, pierwszy po powrocie do Hogwartu, Kate i Harry szli do profesora Lupina na ich pierwszą prywatną lekcję. Hermiona była zazdrosna, jednak wszyscy troje ją upomnieli, że nie powinna iść z nimi, skoro Lupin nie mówił nic o tym, że mogą zabrać przyjaciół. A co do Hermiony...

Idąc na zajęcia, Kate nadal myślała o tym, co niedawno powiedziała jej Hermiona. Zaczęło się od tego, że Kate zmartwiło to, że profesor Lupin tak często choruje.

To aż dziwne – powiedziała, gdy siedziały razem w rogu pokoju wspólnego. – Czarodzieje na ogół mają dość dobrą odporność, a on ciągle jest chory. Raz w miesiącu, jeśli dobrze liczę, chociaż matematyka nie jest moją mocną stroną.

Czy to nie oczywiste? – prychnęła Hermiona.

Co? Myślisz, że to jakaś przewlekła, genetyczna choroba? – zapytała Kate. – A może klątwa?

Czy ty naprawdę nie wyciągnęłaś żadnych wniosków po wypracowaniu, które zadał profesor Snape? – Hermiona spojrzała na nią, jakby to ona była szalona.

Tym o wilkołakach? Nie wygłupiaj się, nie napisałam go. I co ty niby sugerujesz? Że Lupin jest wilkołakiem? Przecież to absurd!

Naprawdę tego nie widzisz? – zirytowała się Hermiona. – Znika zawsze, gdy jest pełnia księżyca. Sama mówiłaś, że musi pić eliksir uwarzony przez profesora Snape'a. Po pełni nie ma go kilka dni! Kiedy jechaliśmy pociągiem, było to zaraz po pełni, dlatego spał całą drogę! A widziałaś te blizny na jego twarzy? Czy naprawdę muszę użyć kolejnych argumentów?

Nie chce mi się w to wierzyć. Przecież on jest kochany. Hermiono, musisz po prostu przyznać, że się mylisz.

A jednak, gdy teraz wchodziła do klasy, w której zwykle mieli Historię Magii, nadal myślała o słowach Hermiony. Czy mogła mieć rację i profesor Lupin faktycznie był wilkołakiem? A nawet jeśli tak było... Chrzestny Kate był wspaniałym człowiekiem i to, czy był wilkołakiem, czy nie, nie miało żadnego znaczenia.

Profesor Lupin opowiedział im, w jaki sposób przywołuje się Patronusa, rzucając zaklęcie. Był to rodzaj ochronnej tarczy. To właśnie było światło, które widziała za każdym razem, gdy ktoś odstraszał dementorów. Prócz słów ,,Expecto Patronum" musiała przywołać także bardzo silne, szczęśliwe wspomnienie.

Ćwiczyli na boginie, który w obecności Harry'ego zamieniał się w dementora. Kate nie widziała w tym sensu, ponieważ mogli przecież ćwiczyć zaklęcie bez demona z kufra, który doprowadzał jej brata do omdleń. Lupin uważał jednak, że widok dementora był w tym przypadku bardzo motywujący, a także pokazywał im prawdziwą siłę ich tarczy.

Kate i Harry ćwiczyli na zmianę, jednak nie szło im najlepiej. Oboje byli wykończeni po długiej lekcji. Choć Lupin powiedział, że oboje doskonale sobie poradzili, Kate miała wrażenie, że przez ten czas nie udało im się nic. Przynajmniej oboje czerpali pociechę z tego, że mierzyli się z tym we dwoje.

Kate ugryzła czekoladę i patrzyła, jak Lupin gasi lampy, które rozjarzyły się po zniknięciu dementora. Darmowe słodycze były zdecydowanym plusem tej nauki.

– Panie profesorze... – Harry przerwał ciszę, jaka nastała. – Skoro znał pan mojego tatę, to musiał pan również znać Syriusza Blacka.

Lupin odwrócił się szybko, a Kate spojrzała na niego zaskoczona. Wychodziło na to, że doszedł do tych samych wniosków, co ona.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytał ostro Lupin. Brzmiał jakby był... zły? Urażony? Wystraszony?

– Bo podobno nasz tata się z nim przyjaźnił – zauważyła Kate, a wyraz twarzy nauczyciela zdecydowanie złagodniał.

– Tak tylko zgadywałem – dodał Harry. – Założyłem, że mogliście się znać.

Lupin odetchnął z ulgą.

– Tak, znałem go – odpowiedział krótko. – A raczej myślałem, że go znam. A teraz lepiej już idźcie, robi się późno.

Razem opuścili klasę, powędrowali pustym korytarzem, skręcili za jego róg, a Harry przysiadł na cokole jakiejś zbroi, żeby dokończyć czekoladę. Kate usiadła obok niego, skubiąc rękaw czerwonego swetra.

– Wszystko dobrze? – zapytała Kate, widząc strapioną minę Harry'ego.

– Strasznie było słuchać krzyków rodziców – powiedział cicho. – To dziwne, wiesz? Przecież ich nie znam i nie pamiętam, a jednak... Te głosy do mnie wracają. W tych najgorszych momentach. Nie wiem dlaczego.

– Ja też nie wiem – odparła Kate. – Ja ich nigdy nie słyszę.

– I nie mdlejesz przy dementorach – mruknął Harry.

– Może faktycznie coś w tym jest, że gdy ktoś ma za sobą okropne przeżycia, reaguje na nich gorzej – powiedziała cicho, niepewna jak Harry zareaguje na jej słowa. – Myślisz, że... Słyszysz ich, bo to była najgorsza rzecz, jaka ci się przytrafiła? Albo... jedna z najgorszych?

– Oni nie żyją – powiedział Harry, jakby musiał upewnić o tym samego siebie. – Nie mogę ich słyszeć... Prawda?

– Nie wiem, Harry. Ale... Myślę, że to się dzieje tylko tu, w twojej głowie. – Powiedziała, przykładając palec wskazujący do jego czoła w miejscu, gdzie miał swoją bliznę.

Nagle poczuła w swoim wnętrzu ciężar. Nie mogła oddychać. Czuła się taka... smutna. To tak bardzo, bardzo bolało. Gdyby mogła, pewnie by się rozpłakała.

Spojrzała na Harry'ego ze zdziwieniem i szybko zabrała swoją rękę. Co się właśnie stało?

– Ty... też to poczułeś? – zapytała.

– Co takiego?

– Ten... no, głód – skłamała. – Strasznie głodna jestem. Chodźmy już.

🥧

Kate nie wróciła do tematu. Miała jednak wrażenie, że odkąd dotknęła blizny brata, coś się zmieniło. Miała wrażenie, że jest bardziej... wyczulona na jego punkcie? Jakby podświadomie czuła, że wszystko z nim w porządku. To nie tak, że czuła jego emocje... Choć tak, zdarzyło jej się to, gdy pewnego razu przypadkiem dotknęła dłoni Harry'ego. Była pewna, że nie odczuwa własnych emocji. Uczucie zniknęło, gdy tylko odsunęła rękę. Niemniej było to... dziwne.

Zapytała braci, czy mają coś takiego. Może to była cecha bliźniąt, na którą wcześniej nie zwracała uwagi?

– Że co? Że się czujemy? – zapytał Fred.

– I czytamy sobie w myślach? – zapytał George.

– No, coś tego typu, ale bez czytania w myślach.

– Nie – odparli jednocześnie.

Ta teoria została więc obalona. Kate zaczęła się więc zastanawiać, czy mogło to mieć jakiś związek z blizną. Ale dlaczego Harry tego nie poczuł? A może jej własne emocje były tak wyblakłe, że nikły na tle intensywności jego smutku i przygnębienia?

Hermiona nie miała zbyt wiele czasu na badania. Już od początku roku była zabiegana, jednak teraz Kate miała wrażenie, że jej przyjaciółka nie dożyje starości, bo umrze z przepracowania.

Pewnej nocy chciała się wymknąć do kuchni. Od kilku dni nie mogła spać. W pokoju wspólnym znalazła jednak Hermionę. Dziewczyna przysypiała, a jej głowa niemal leżała już na zwoju pergaminu. Wokół niej leżały stosy książek. Wychodziło na to, że dziewczyna naprawdę uczęszcza na WSZYSTKIE zajęcia w tej szkole.

– Tego już za wiele – mruknęła do siebie i podeszła do Hermiony. Potrząsnęła ją za ramię i zmusiła, by spojrzała w jej oczy. – Miona, pobudka.

– Nie śpię! – wręcz krzyknęła dziewczyna, otrząsając się nagle. – A ty co tu robisz? Która już godzina?

– Po pierwsze: zostaw to i idź spać, bo Brooke już szuka dla ciebie trumny. Ty się przecież zaharujesz na śmierć, dziewczyno! A po drugie: w tej chwili masz mi powiedzieć, jakim cudem chodzisz na wszystkie lekcje, bo to mi nie daje spać!

– Normalnie... – wymamrotała Hermiona i ziewnęła.

– Nienormalnie! – sprzeciwiła się Kate. – Kiedy ja widzę cię na Mugoloznawstwie, Harry i Ron twierdzą, że byłaś z nimi na Wróżbiarstwie. Albo mi to wyjaśnisz, albo... spalę te wypracowania i będziesz musiała wszystko pisać od nowa!

– NIE! – Hermiona rzuciła się na zwoje pergaminów z niemal obłędem w oczach. – Nie ośmielisz się.

– Więc mi powiedz! Nikomu się nie wygadam, nie jestem Harrym. Umiem trzymać język za zębami. Nikomu nie powiedziałam o Mapie Huncwotów przez ponad dwa lata!

Hermiona westchnęła. Może ze zmęczenia, a może z rezygnacją. Sięgnęła pod kołnierzyk mundurka i wyciągnęła złoty łańcuszek z wisiorkiem, w którym umieszczono klepsydrę.

– To jest zmieniacz czasu – wyjaśniła Hermiona ze znużeniem. – Pozwala na podróż w czasie. Po każdej lekcji obracam go, żeby iść na pozostałe zajęcia.

– Czyli to dlatego potrafisz nagle zniknąć! – Kate wybałuszyła oczy. – Ale skąd ty to w ogóle wzięłaś? Tata kiedyś mówił, że zmieniacze czasu są trzymane pod ścisłym nadzorem i nie niszczą ich tylko dlatego, że mogą być kiedyś niezbędne.

– Są sytuacje, gdy można uzyskać pozwolenie na ich użycie – wytłumaczyła dziewczyna, przecierając oczy. – McGonagall przekonała urzędników, że moje używanie go do nauki nie spowoduje niepożądanych konsekwencji i że jestem bardzo odpowiedzialna. Miałam to zachować w tajemnicy. – Hermiona schowała twarz w dłoniach.

– A nie mogłaś się cofać w czasie, żeby odrobić te prace domowe i iść spać o normalnej porze? – zapytała Kate.

– I tak byłabym zmęczona – odparła Hermiona. – Poza tym nie powinno się go używać zbyt często. A na pewno nie do takich błahostek. Starzeję się przy każdej podróży o tyle czasu, o ile się cofnę. Po takim czasie urodziny powinnam obchodzić bodajże w maju.

Kate syknęła.

– To... nie brzmi dobrze. Ale czy ty naprawdę musisz chodzić na te wszystkie zajęcia? Nienawidzisz Wróżbiarstwa, a Mugoloznawstwo cię frustruje.

Hermiona nie odpowiedziała, bo... zasnęła. Zasnęła z głową opartą na dłoni.

Kate położyła ją na kanapie. Hermiona coś mruknęła, ale nie protestowała, gdy została przykryta kocem. Kate zgasiła ogień w kominku i wróciła do dormitorium.

🥧

Dwa tygodnie bezowocnych poszukiwań. Dwa tygodnie niepotrzebnego zmęczenia.

Zgodnie z umową, ona i Harry pożyczali sobie swoje niezwykłe przedmioty. Jako że jej brat nie planował żadnych wycieczek, Kate każdej nocy zabierała pelerynę-niewidkę, by przeszukiwać tajne korytarze. Szukała w nich śladów czyjejś obecności, jakiegoś znaku, że to właśnie tamtej drogi użył Black. Nie znalazła nic. Za to dowiedziała się, że Pani Norris ma śmiertelnego wroga w burym kocie z obwódkami wokół oczach. Ich walka była bardzo zacięta i kotka woźnego nie miała szans w starciu z prawdziwą furią.

I tak od dłuższego czasu miała problemy z zasypianiem. Wierciła się we wszystkie strony, więc równie dobrze mogła iść na jakiś spacer i liczyć, że trafi na moment, gdy Black ponowi swoją próbę ataku. A jeśli takowy nastąpi... Cóż, może go spetryfikować z zaskoczenia albo natychmiast biec po pomoc.

Dziś dała sobie z tym spokój. Po prostu chciała zasnąć. Zeszła do kuchni, gdzie nawet o tak późnej porze (Kate nie miała przy sobie zegarka, choć takowy posiadała, ale była pewna, że jest coś koło północy) krzątały się dwa skrzaty. Istotki znały ją już bardzo dobrze i gdy tylko zobaczyły ją w progu, od razu przygotowały kubek ciepłego mleka.

Kate podziękowała im i usiadła przy stole, na którym siedział bury kot. Miłość Krzywołapa i śmiertelny wróg Pani Norris właśnie chłeptał mleko z miski, łypiąc na nią surowo.

Dziewczyna bezwiednie pogłaskała kota, pijąc przy tym swoje mleko. Niczego nie nauczyło ją ugryzienie smoka i wiele innych sytuacji, gdy zdenerwowała jakieś zwierzę.

– Śliczna z ciebie kicia...

Nagle kot zeskoczył na podłogę i zamienił się w...

Kate opluła profesor McGonagall mlekiem. Koszula nocna i podomka były teraz mokre, ale nauczycielka nic sobie z tego nie robiła. Patrzyła na swoją uczennicę z uniesioną brwią i zaplecionymi ramionami.

– Kate Weasley-Potter – powiedziała surowym tonem. – Gryffindor traci przez ciebie dwadzieścia punktów. Jesteś już na trzecim roku, powinnaś wiedzieć, że obowiązuje zakaz opuszczania dormitorium w nocy.

Tylko dwadzieścia? Wow, kiedyś to było pięćdziesiąt i szlaban.

Kate nadal wpatrywała się w nauczycielkę w osłupieniu.

– Od kiedy jest pani kotem? – zapytała.

Nauczycielka zmarszczyła brwi.

– Wystarczyło pojawić się na lekcji na czas, by poznać odpowiedź.

– Na której lekcji? – zdziwiła się Kate. – Było ich już dość dużo.

– Nie będę kontynuować tej dyskusji, młoda damo. Odprowadzę cię do dormitorium i oby to był ostatni raz!

Ostatni... taaa. Dlaczego była taka głupia i dziś nie pożyczyła peleryny?

– ... A czy mogę wypić mleko do końca? – zapytała Kate.

Profesor McGonagall westchnęła i usiadła obok Kate.

– Niech tak będzie.

Sama wyciągnęła różdżkę i zamieniła miskę w kubek.

– Do czego to doszło, że młodzież łamie regulamin dla szklanki mleka?

– Nie mogę spać – odparła Kate. – Rok temu spałam jak aniołek, chociaż wszyscy bali się bazyliszka. A w tym... Sama nie wiem. Może po prostu boję się, że Black znów spróbuje się włamać?

Nauczycielka posłała jej współczujące spojrzenie.

– Zapewniam, panno Weasley-Potter, że Syriusz Black nie zrobi krzywdy nikomu w tym zamku.

– Ale jakoś przedarł się przez mur dementorów – zauważyła Kate. – On ma jakiegoś asa w rękawie... Tylko nie wiem, na co czeka. I boję się, że może coś zrobić Harry'emu.

– A skąd pomysł, że to o niego mu chodzi? – zdziwiła się McGonagall, a raczej udała zdziwienie. Kate widziała, że zrobiła się nerwowa.

– Tata mi powiedział. I mnie też przy okazji ostrzegł... Ale z drugiej strony nie wiem, czy na pewno mu o to chodzi. Bo jakby nie patrzeć, to są tylko domysły – stwierdziła Kate i obróciła kubek w dłoniach. – No, bo... nigdy nie dał dosłownego znaku, że o Harry'ego mu chodzi.

– Ze względów, których nie zrozumiesz, jest to jednak pewne, panno Weasley-Potter – odpowiedziała smutno profesor McGonagall.

– Uczyła go pani? – zapytała Kate.

– Owszem, uczyłam. Zawsze był z niego hultaj, ale nie można było mu odmówić błyskotliwości i intelektu. Był bardzo utalentowanym czarodziejem.

– Przyjaźnił się z moim tatą, prawda? To znaczy, z tatą moim i Harry'ego.

– Tak, byli przyjaciółmi – przyznała nauczycielka, wpatrując się w swoje chłodne już mleko. – Byli nierozłączni, zawsze razem. Cała ich czwórka.

– To straszne, że dobrzy ludzie tak łatwo ulegają złu... – westchnęła Kate.

– Tak... A teraz do łóżka.

Kate szybko wypiła swoją resztkę mleka ipozwoliła nauczycielce odprowadzić się do wieży Gryffindoru.

🥧

To był już miesiąc, odkąd zaczęli uczyć się zaklęcia Patronusa. Nie szło to jednak tak sprawnie, jak by chciała Kate. Na ten moment potrafiła wytworzyć jedynie mgiełkę, choć zdarzało się, że jej zaklęcie było mocniejsze. Wciąż nie wiedziała, w czym tkwił jej problem. Może jej wspomnienia nie były wystarczająco silne i musiała szukać szczęśliwszych? A może chodziło o jej technikę, o opanowanie?

Wiedziała, że zaklęcie Patronusa nie jest czymś obowiązkowym, a samej nauki podjęła się dobrowolnie. Ale tak bardzo, bardzo chciała się go nauczyć. Kto wie, czy kiedy Black zostanie już złapany, nie przyjdzie jej zmierzyć się w przyszłości z dementorem? Przez ostatnie trzy lata życia nauczyła się, że w życiu zdarzają się rzeczy, których nie sposób przewidzieć. Wówczas wszelkie umiejętności mogą być przydatne. A Patronus był jej potrzebny już teraz, gdy dementorowie mogli znów rzucić się całą chmarą na Harry'ego w takiej sytuacji jak podczas ostatniego meczu, gdy był całkowicie bezbronny. Jeśli coś takiego się wydarzy – uratuje sytuację. O ile nie wyręczy jej jakiś nauczyciel.

– Kate, czy my naprawdę musimy robić z tego psa taką tajemnicę? Może Hagrid pozwoliłby ci go zatrzymać? Albo trzymałby go u siebie? – zapytała Lisa, przerywając Kate rozmyślania.

Od kilku dni znowu nie mogła znaleźć Węgielka, dlatego przestała nosić jedzenie specjalnie dla niego. Nosiła przekąski, które sama mogła w razie czego zjeść. Tym razem postanowiła zabrać ze sobą Lisę, żeby choć od czasu do czasu pooddychała świeżym powietrzem. Wychodziła z zamku tylko do szklarni na lekcje zielarstwa. Zresztą dużo czasu spędzała przy maszynie do szycia, pochłonięta tworzeniem w wolnych chwilach. Musiała przewietrzyć głowę.

Znalazły Węgielka w okolicach Bijącej Wierzby. Robiło się już ciemno, więc nie mogły zostać na zewnątrz zbyt długo. Być może lekcję z Lupinem Kate miała dopiero o ósmej wieczorem, ale nakaz powrotu do zamku po zmierzchu obowiązywał wszystkich, toteż musiała się spieszyć.

– Cześć, słodziaku! – przywitała Węgielka Kate, gdy ostrożnie do niej podszedł. Zamerdał ogonem, gdy nie wyczuł zagrożenia ze strony Lisy.

Lisa rozłożyła koc, po czym usiadła na nim wraz z Kate, która dokarmiała Węgielka.

– Katie, a co ty ostatnio robisz nocą na korytarzach? – zapytała Puchonka.

Kate się spięła.

– A ty skąd to wiesz? – zapytała podejrzliwie. – Hermiona się wygadała?

– Rozmawiałam ostatnio z kilkoma duchami. Śmiały się, że jakaś para różowych pantofli przechadza się nocą po korytarzach.

Głupia, głupia, głupia...

– A skąd założenie, że tylko ja mam różowe bambosze? – zapytała Kate z urazą.

– Bo po wpadnięciu na ścianę powiedziałaś ,,Na gacie i brudne skarpety Merlina" czy jakoś tak. Grubego Mnicha bardzo to rozbawiło. No więc? – zapytała Lisa. – Obiecuję, że nikomu nie powiem.

– Daj spokój, Dante dowie się pierwszy.

– On się nie liczy!

Kate westchnęła.

– Robiłam patrol, bo nie mogłam spać. Bałam się, że Black znowu się włamie do zamku. – Węgielek skończył jeść i ze skomleniem położył głowę na kolanach Kate. Dziewczyna go pogłaskała. – Ale już przestałam. Zresztą McGonagall mnie przyłapała.

– Mam nadzieję, że złapią go, zanim mu się uda – powiedziała Lisa.

– Przede wszystkim musiałby znaleźć jakiś lepszy sposób na wejście do naszej wieży. Albo zdobyć hasła. W ogóle muszę powiedzieć Neville'owi, żeby nie zapisywał sobie haseł na kartce – zauważyła Kate. – Znalazłam dziś całą rozpiskę na korytarzu. Muszę mu ją oddać, bo się załamie, ale jednak...

– Nie rozumiem, dlaczego wszystkie domy mają takie utrudnione drogi wejścia – stwierdziła Lisa.

– Dla bezpieczeństwa albo utrudniania nam życia. – Kate wzruszyła ramionami, po czym zdjęła torbę z ramienia i ją otworzyła. Coś wysunęło się ze środka, ale nie zwróciła na to większej uwagi, zajęta przetrząsaniem zawartości. W końcu znalazła pudełko z piórem. – Proszę, oddaję. Zapomniałam wcześniej.

Lisa zaśmiała się i pokręciła głową.

– Lepiej późno niż wcale. Pożyczyłam ci je miesiąc temu.

– Ale przypomniałam sobie, żeby je oddać? Przypomniałam, więc nie narzekaj, Lis.

– Nie narzekam! – zaśmiała się głośniej. – Dante pożyczył kałamarz we wrześniu i go zgubił.

Węgielek zerwał się z miejsca i pobiegł w stronę Bijącej Wierzby. Kate patrzyła na niego ze zdziwieniem, ale zauważyła, że drzewo próbuje zaatakować coś małego i rudego – zapewne wiewiórkę. I wszystko stało się jasne.

Gdy lekki wiaterek zamienił się w wichurę połączoną ze śniegiem, dziewczyny w pośpiechu spakowały przemoczony od białego puchu koc i wróciły do zamku.

Kate pożegnała przyjaciółkę i już w pojedynkę wróciła do wieży Gryffindoru. Pod obrazem Sir Cadogana stał zmartwiony Neville.

– Neville! – zawołała kolegę i zaczęła przeszukiwać torbę w poszukiwaniu kartki z hasłami. Nie mogła jej znaleźć. Musiał ją porwać wiatr, a ona tego nie zauważyła. Ale na pewno śnieg ją zmoczył, gdy wypadła z torby i nie tekst nie był już czytelny. – Zapomniałeś hasła?

– Tak – jęknął Neville i pociągnął nosem. – Zapisałem sobie hasła na cały tydzień.

– Zaprawdę było tak, jak gagatek rzecze! – oznajmił rycerz na obrazie.

Kate postanowiła nie mówić o zgubionej liście. Zaczęła się jednak zastanawiać, czy Sir Cadogan na pewno zamierzał dotrzymać obietnicy i nie zmieniać haseł w ciągu dnia. Możliwe jednak, że groźba Brooke o pocięciu płótna jego obrazu i przerobieniu go na papier toaletowy była wystarczająco skuteczna.

– Olabogarety – powiedziała Kate do Sir Cadogana.

Rycerz łaskawie pozwolił ,,Rudowłosej damie i pryszczatej pokrace" wejść do pokoju wspólnego.

Harry i Ron wrócili z Błyskawicą, podczas gdy Kate w spokoju odrabiała pracę domową. Właśnie zastanawiała się, jakie jeszcze mogą być zastosowania pazurów gryfa, gdy nagle usłyszała wrzask.

Ron wbiegł do pokoju wspólnego z zakrwawionym prześcieradłem i kępką rudych włosów. Zaczął wrzeszczeć, że Parszywka nigdzie nie ma, a Krzywołap jest temu winien. Zaczął atakować Hermionę, krzycząc, że nie potrafiła upilnować swojego kota i to kosztowało jego szczura życie. Hermiona z kolei starała się bronić Krzywołapa. Uważała, że od początku był uprzedzony, a sierść nie jest dowodem, bo wszystkie koty wędrują po zamku i gubią sierść. Parszywek mógł po prostu zniknąć. Nic jednak nie tłumaczyło krwi. Zdawało się, że to koniec przyjaźni Hermiony i Rona.

Kate uważała, że nie ma dowodu, że Krzywołap zabił Parszywka. Z drugiej strony nie miała też dowodów, że tego nie zrobił. Starała się pogodzić ze sobą przyjaciół, ale obecnie zdawało się to bezcelowe.

Ron był w żałobie, a jako dobra siostra Kate starała się go pocieszyć. Choć było jej ciężko, bo niestety Fred i George mieli rację, gdy mówili, że nie cierpiała tego szczura. Tak naprawdę nawet sam Ron go nie lubił, ale ciężko jednak było przywyknąć do tego, że zwierzak, który towarzyszył im całe życie, odszedł za tęczowy most.

Nic więc dziwnego, że po całej tej sytuacji Kate jeszcze bardziej nie znosiła Krzywołapa. Kot jednak niezmiennie usiłował zdobyć jej sympatię, a na dodatek nocami czuwał przy Sir Oswaldzie (choć może czaił się na kolejną ofiarę?). Nie potrafiła go w pełni winić o całą tę sytuację. Był kotem. Podążał za instynktem. Aż dziw, że Parszywek przeżył tyle czasu w zamku pełnym kotów.

Najdziwniejsze jednak w Krzywołapie było to, że włóczył się nie tylko po szkole, ale też po błoniach. Kate kilka dni po śmierci Parszywka widziała, jak rudy kot usiłuje zaprzyjaźnić się z Węgielkiem – z pozytywnym skutkiem, co było wręcz zaskakujące.

Nie miała jednak czasu myśleć o Krzywołapie i Parszywku, gdy tyle się działo wokół. Hagrid niedługo miał rozprawę w sprawie Hardodzioba, dlatego razem z Hermioną pomagała mu przygotowywać się do obrony. Co więcej, zbliżał się ostatni mecz w tym sezonie Quidditcha i Kate bała się, że Harry znów może zostać zaatakowany. Co prawda jej patronus był już coraz lepszy i potrafiła stworzyć całkiem solidną tarczę, ale to wciąż było za mało. Jak miała przegonić dementora czymś tak nędznym?

Gdy nadszedł dzień finału, emocje sięgały zenitu, jednak po dementorów nie było ani śladu. Po raz pierwszy też Kate nie wiedziała, komu powinna kibicować. Mogła zagrzewać do walki Gryfonów, skoro wszyscy byli z jej domu, a co więcej w drużynie było jej trzech braci. Miała też do wyboru wspieranie przyjaciół, którzy grali w drużynie Krukonów. Pozostali nie zastanawiali się nad tym zbytnio: Brooke kibicowała Gryffindorowi, a Dante i Lisa wspierali Ravenclaw. Jedno było jednak pewne:

– HARRY, TO NIE CZAS NA FLIRTY! – ryknęła, gdy zobaczyła, że ten idiota Harry Potter, jej godny pożałowania brat, oferma, ofiara losu przepuszcza cholerną Cho Chang. – No szczyt wszystkiego.

Wybryk Malfoya, Flinta i spółki, który nastąpił później i polegał na udawaniu dementorów, by wystraszyć Harry'ego, nie był aż tak istotny, jak to, co wydarzyło się w nocy.

Gryffindor wygrał puchar Quidditcha, doprowadzając Wooda do łez. Cały dom świętował do późna, aż w końcu profesor McGonagall upomniała ich, by udali się już do swoich dormitoriów. Cisza nocna jednak obowiązywała. Kate zresztą i tak była wykończona – po emocjach z powodu meczu, po tym, jak desperacko chciała rzucić Patronusa, ale wywaliła się na schodach (na szczęście zauważyła, że coś jest nie tak, zanim zrobiła z siebie jeszcze większą idiotkę) i po tym, jak musiała pocieszać Hermionę po kolejnej kłótni z Ronem.

Po tym wszystkim szybko zasnęła. Liczyła na długi, spokojny sen, którego nie przerwie przeraźliwy wrzask, który mógłby obudzić zmarłego na drugim końcu kraju, doprowadzając ją do upadku z łóżka po tym, jak wierciła się przez sen. Jak można się domyślić, wszystko to miało miejsce. Po tym, jak wybudził ją krzyk, Kate wystraszyła się na tyle, że zsunęła się z krawędzi materaca na podłogę.

– Co jest? – zapytała zaspana.

– Merlinie, mordują kogoś? – Parvati zwlekła się z łóżka.

– To chyba z dormitiorium chłopaków – stwierdziła Hermiona.

– Na pewno? Krzyk był dziewczęcy – zauważyła Lavender.

– Może to Neville? – zasugerowała Kate, pocierając obolałe ramię.

– Po prostu chodźmy i zobaczmy – powiedziała Brooke, która już włożyła kapcie i szlafrok.

Kate w swojej pasiastej piżamie, różowych, puchatych bamboszach oraz w żółtym szlafroku wyszła z pokoju wraz ze współlokatorkami. Zeszły po schodach do pokoju wspólnego, skąd dochodziły podniesione głosy.

Kate zaczepiła Seamusa, współlokatora Harry'ego i Rona.

– Seamus, co jest? – zapytała. – Ktoś zginął czy jak?

– Prawie – odparł chłopak z nutką strachu w głosie. – Syriusz Black się włamał, ale trafił na Rona, a nie na Harry'ego.

Kate zamarła ze zgrozą.

– Wszyscy z powrotem na górę! – Percy w piżamie szybko przypiął sobie odznakę prefekta naczelnego, zbiegając po schodach. Tłum robił się coraz większy.

– Percy... To był Syriusz Black! W naszym dormitorium! Z nożem! Obudził mnie! – mówił Ron piskliwym głosem.

– Bzdury! – prychnął Percy.

Kate nie rozumiała, jakim cudem jej brat nadal żył. Przecież Black, gdyby działał tak jak kiedyś, zamordowałby nie tylko Rona, ale też i wszystkich chłopaków w dormitorium, żeby dopaść Harry'ego. Nie wystraszyłby się krzyków. A jednak to się stało.

– tego już za wiele! – profesor McGonagall najwyraźniej słyszała z daleka krzyk Rona oraz podniesione głosy Gryfonów. Właśnie poprawiała swoją podomkę, gdy weszła do pokoju wspólnego. – Jestem zachwycona wygraną Gryffindoru, ale to już przestaje być zabawne. Percy, tego się po tobie nie spodziewałam!

– Nie mam z tym nic wspólnego, pani profesor!

Dyskusja trwała, gdy Kate nadal próbowała zrozumieć, co się właściwie stało i dlaczego. Od słowa do słowa Percy, profesor McGonagall i Ron doszli do wniosku, że skoro Syriusz Black dostał się do wieży, to znaczy, że wpuścić musiał go jej strażnik.

– Sir Cadoganie, czy niedawno wpuścił pan do wieży Gryffindoru jakiegoś mężczyznę? – zapytała nauczycielka.

– Tak jest, łaskawa pani! – odparł z dumą.

– Co...? Wpuścił pan?! A... a hasło?

– Znał je! Miał listę z hasłami na cały tydzień, moja pani! Wszystkie mi odczytał!

Kate miała wrażenie, że zaraz się przewróci. To wszystko była jej wina. To z jej winy teraz Neville otrzymywał ochrzan stulecia. I to z jej winy Harry i Ron mogli dzisiaj zginąć. To przez nią Syriusz Black przeszedł przez żałosną ochronę Sir Cadogana. Bo to ona zgubiła listę z hasłami Neville'a.

I była tchórzem, bo nikomu się do tego nie przyznała.

🥧

– Czyli Syriusz ukradł tę listę? I czekał z jej wykorzystaniem? – zapytała Alice.

– Dokładnie.

– A po co tak naprawdę się włamywał?

– Chciał dorwać Petera oczywiście. Nie mógł jednak wiedzieć, że ten sfałszował swoją śmierć. Miał w tym całkiem niezłą wprawę.

– A... o co chodziło z tą blizną wujka?

– Do dziś nie wiem, skąd to się wzięło – przyznała Kate. – Możliwe, że gdy Voldemort próbował zabić Harry'ego, ja go dotykałam. Osłona ochroniła nas oboje po tym, jak nasza mama oddała życie, żeby nas chronić, a przede wszystkim Harry'ego. Zaklęcie było wymierzone w Harry'ego i Harry stał się ostatnim horkruksem Voldemorta. Nie do końca wiem, jak to działa... Bardziej logiczne by było, gdybym to ja przypadkiem stała się wówczas naczyniem. Moja teoria jest jednak taka, że całe to wydarzenie wytworzyło między nami taką jakby... więź. Czasem miałam wrażenie, że to połączenie ma za zadanie ułatwić mi ochronę Harry'ego. Możliwe, że to wszystko połączone było z faktem, że Harry ma w sobie cząstkę Voldemorta? I dlatego zaczęłam inaczej odczuwać samą esencję Harry'ego po dotknięciu blizny?

– Ale teraz to połączenie nie działa?

– Działa – odparła. – Ale przez to, że wujek mieszka tak daleko, cała ta więź nie ma zbytniego zastosowania. Chociaż... Kiedy wujek był w ciężkim stanie po jednej akcji, przez kilka dni czułam się obłożnie chora. Nie pamiętasz już tego, ale drgawki, wymioty i gorączka były tak silne, że sama trafiłam do Świętego Munga. Stąd wiedziałam, że z wujkiem musiało być źle. W łagodniejszy sposób reagowałam, gdy takie rzeczy zdarzały się w szkole. Czasem myliłam to z chorobą – ot, przeziębiłam się. Podejrzewam, że gdyby wujek umarł przede mną, to uczucie po prostu zwaliłoby mnie z nóg.

– To nie fair, że wujek tak tego nie czuje – mruknęła Alice.

– Kiedyś przyznał mi się, że coś jednak czuje – zauważyła Kate. – Kiedy rodziliście się ty i Derek, mdlał. Za każdym razem był w okolicy, jak przystało na dobrego brata. Ale często sam mylił mój ból ze swoim własnym stanem.

– To... chyba dość przykre.

– Nawet bardzo. W każdym razie po tym wszystkim...

– A kiedy zrozumiałaś, że tata się w tobie podkochuje? – zapytała niewinnie Alice, nawijając na palec rudo-złote loki.

Kate zaśmiała się i spojrzała na córkę z naganą.

– Cierpliwości, żabko. W każdym razie po tym wszystkim Ron stał się rozchwytywany, a ja starałam się wynagrodzić Neville'owi to, że nie wzięłam winy na siebie, jak powinnam.

🥧🥧🥧

Hej, kochani! Większość z Was była chętna, żebym pokazała Wam rysunki z bohaterami Dyni, jednak niestety nie zdążyłam zrobić ładnych zdjęć na czas, więc postaram się zrobić to w przyszłym tygodniu.

Jako że historia Kate już trochę trwa, jestem ciekawa, jakie macie przemyślenia, opinie na jej temat. Czy coś Was zaskoczyło? Czy na coś czekacie?

Dajcie koniecznie znać!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top