Rozdział 16. Na ścieżce bezprawia
Odkąd Colin Creevey został spetryfikowany, atmosfera była w Hogwarcie napięta, a nadchodzące święta kojarzyły się nie tyle z radością, ile z możliwością ucieczki do domu. Opiekunowie domów surowo nakazali uczniom nie pisać rodzicom o owych wydarzeniach, gdyż osoba odpowiedzialna za ataki z pewnością zasłania się legendą, by siać panikę. Oczywiście nikt im nie uwierzył. Jedynie rodzice biednego Colina mogli być tak naiwni, by uwierzyć w list ze szkoły, że Colin wszedł gdzieś, gdzie nie powinien, w wyniku czego uległ wypadkowi i znajduje się obecnie w śpiączce.
Od czasu ataku większość uczniów chodziła grupkami, jakby licząc, że w ten sposób nie zostaną zaatakowani. Dzieci z rodzin mugoli zawsze szły blisko tych z czarodziejskich domów, prawdopodobnie mając nadzieję, że to także je ochroni.
Eliksir wielosokowy już się warzył, jednak nadal brakowało ostatnich składników, które musiała zdobyć Kate. Hasłem do pokoju wspólnego Ślizgonów się nie martwiła – kiedy spotkała się ze starszymi braćmi, Lee Jordanem i bliźniaczkami, szybko podpytała Maddie, jakie mają hasła na najbliższe tygodnie. Dziewczyna nie miała nic przeciwko zdradzeniu tej tajemnicy, bo Fred i George już wiedzieli, jak dostać się do domu Węża, gdyby naszła ich ochota na psikusy.
Była połowa grudnia, kiedy nadeszła pora na zrealizowanie planu kradzieży. Kate nadal nie wiedziała, dlaczego to ją wytypowano do tego zadania, i dlaczego się zgodziła. W każdym razie dziewczynka postanowiła zwerbować do pomocy Brooke.
Lekcje eliksirów były zmorą większości uczniów ze względu na profesora Snape'a. Być może dla Kate jako jednostki zwykle nie był aż tak opryskliwy, ale dla domu Lwa w całości już tak. Dziewczynka nie bała się Nietoperza z Lochów, ale trochę robiła pod siebie na myśl, że profesor ją przyłapie na myszkowaniu w jego zbiorach. Czasem sprawiał wrażenie, jakby chciał wyssać z człowieka duszę i duszę duszy.
Bliźniacy zgodzili się oddać jej jeden fajerwerk Filibustera w zamian za dwie czekoladowe żaby. Mieli szczęście, że dziewczynka lubiła chomikować słodycze i akurat miała zażądaną opłatę w kufrze. Plan był prosty: Harry miał wrzucić fajerwerk do kociołka Goyle'a, który stacjonował niedaleko. W tym czasie Ron i Hermiona mieli pogłębić zamieszanie, Brooke zmienić włosy na rudy i postarać się o choć kilka piegów, podczas gdy Kate wymknie się z klasy.
Wszystko poszło tak, jak zakładali. Rozpętał się chaos, gdy eliksir zaczął pryskać na wszystkie strony, gdy poleciały gorące iskry i dym. Snape będzie wściekły, gdy odkryje przyczynę, ale jeśli nie zobaczy, kto wrzucił sztuczny ogień do kociołka, nie znajdzie sprawcy – zestaw Filibustera dla początkujących był dość popularny i miała go co najmniej jedna czwarta klasy.
Kate szybko zamknęła za sobą drzwi. Na szczęście ostatnia ławka była dziś wolna. Wiedziała, dokąd iść – gabinet i składzik były rzut kamieniem od Sali lekcyjnej. Prędko otworzyła drzwi i wbiegła do środka. Zarzuciła na głowę kaptur, by nie było widać jej rudego kucyka, który mógł ją od razu zdradzić. Była chyba jedyną rudą dziewczynką w drugim roku, a na pewno w Gryffindorze.
Rozejrzała się po półkach w poszukiwaniu niezbędnych składników. Szybko zorientowała się, że znajdują się na wysokiej półce, a zdecydowanie nie czuła się wystarczająco pewnie, by zdjąć słoiki za pomocą różdżki. Pospiesznie rozejrzała się po gabinecie i znalazła stojący pod ścianą taboret. Postawiła stołek pod półką, weszła na niego i szybko wyciągnęła to, co było jej potrzebne, przytrzymując ciasno ustawione z boku słoje. Odgarnęła szatę i włożyła składniki do kieszeni dżinsów, po czym równie prędko odstawiła naczynia na miejsce, stolik postawiła pod ścianą, po czym wyszła na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Pędem ruszyła w stronę klasy, wślizgnęła się do środka i stanęła obok Brooke. Zamieszanie właśnie się kończyło, a Snape był skupiony na zażegnaniu problemu, jakim był eliksir rozdymający, który opryskał wielu jego uczniów. Przyjaciółka obok szybko wróciła na swoje miejsce, zmieniając kolor włosów na blond.
Poszło jak po maśle.
🥧
– Przecież to jasne, jak słońce! – powiedział Dante, ściągając książkę z półki, żeby podać ją Emmie. – Jeśli nie rozumiesz mowy węży, a to powinien umieć każdy dziedzic Slytherina, to Harry też nie może nim być!
– Ale nikt mi nie wierzy – żachnęła się Kate. – Teraz każdy uważa, że albo bronię brata, albo sama jestem winna i tylko ukrywam, że chcę wszystkich pozabijać.
Kiedy ogłoszono utworzenie Klubu Pojedynków, wszyscy byli podekscytowani. Entuzjazm w większości opadł, gdy okazało się, że prowadzić ma go Gilderoy Lockhart. Co prawda Hermiona, Lisa, a nawet Julien byli zachwyceni. Kate w pewnym momencie też, gdy profesor Snape sprawił, że nauczyciel Obrony przed Czarną Magią przekoziołkował przez pół Wielkiej Sali. I chociaż sama nauka pojedynkowania się była cenną lekcją, a Kate wiedziała, że chce doskonalić swoje umiejętności w tym zakresie, to jednak nie tak sobie wyobrażała to spotkanie.
Kiedy Draco Malfoy sprawił, że w Wielkiej Sali pojawił się wąż, który omal nie zaatakował Justina i kilku innych Puchonów, nastąpiło zamieszanie. Ustało natychmiast, gdy Harry zaczął... syczeć. Ale nie było to syczenie na zasadzie przedłużonego wymawiania literki ,,s". Harry mówił w mowie węży, a to, że Salazar Slytherin był wężousty i dlatego w herbie jego domu znajduje się właśnie ten gad, nie było wielką tajemnicą. I dlatego plotka o tym, że Harry na pewno jest Dziedzicem Slytherina, zapłonęła nowym ogniem. Co prawda Fred i George robili sobie z tego jaja, rzucając głośno uwagi, że Harry właśnie idzie na herbatkę z potworem do Komnaty Tajemnic, albo ze śmiechem anonsując przybycie Straszliwego Dziedzica Slytherina, ale Kate nie uznała tej sprawy za śmieszną. Jako siostra i przyjaciółka Harry'ego czuła się w obowiązku dbać o niego, a widziała, że sprawa nie tylko go złości, ale też przygniata i dobija. Zresztą niedyskretne plotki mocno uderzały też w samą Kate.
– Ale to ciekawe, że Harry rozumie węże, a ty nie – powiedziała Emma. – Skoro, no wiesz, jesteście bliźniętami. Gdybyście pochodzili od Slytherina, oboje powinniście być wężouści.
– Może to zdolność typowo męska? – zasugerował Dante, po czym szybko się zmieszał. – To nie tak, że uważam, że Harry jest Dziedzicem Slytherina!
– Nie jest – powiedziała Kate i powoli ruszyła wzdłuż regału ku wyjściu. Chciała wrócić do dormitorium, zakopać się pod kocem z komiksem o Batmanie i Sir Oswaldem, na kolanach. Wiedziała jednak, że zaraz mają kolejną lekcję. Co prawda przez zamieć śnieżną Gryfoni i Puchoni mieli wolne od Zielarstwa, ale to nie znaczyło, że reszta zajęć też zostanie odwołana. W końcu na lekcję można było przychodzić w rękawiczkach, szaliku i jaskraworóżowej czapce jak Kate – zimno nie zwalniało z nauki. – Ron, Hermiona i ja jesteśmy z nim cały czas, a w nocy śpi.
Nie powiedziała, że wie to dlatego, iż ma Mapę Huncwotów. Kiedy nie mogła zasnąć, z ciekawości sprawdzała, kto wałęsa się po zamku. Z zaskoczeniem zobaczyła wtedy George'a i Charlie gdzieś w ukrytym przejściu, ponownie ujrzała jakiegoś Petera w dormitorium Rona i Harry'ego, a także Ginny na korytarzu – Kate zakładała, że szła polować na jakieś niewidzialne stworzenia razem z Luną.
– Ernie rano kazał Justinowi zostać w dormitorium – powiedział Dante. – Wszyscy mają paranoję.
– A czemu ty nie masz? Sam jesteś z rodziny mugoli – zauważyła Emma.
Dante wzruszył ramionami.
Kate już ich nie słyszała, bo usłyszała krzyk Harry'ego. Wyraźnie kogoś ochrzaniał. Widziała, jak idzie w stronę drzwi, a Ernie, Hannah i jeszcze kilku Puchonów z drugiego roku szepcze poddenerwowana, zerkając w stronę Pottera. W dziewczynce zawrzała furia. Szybkim krokiem podeszła do stolika i z czerwonymi od złości policzkami popatrzyła na grupkę, która teraz spoglądała na nią z lękiem.
– Co wyście mu nagadali? – zapytała Kate z wyrzutem. – No, słucham?
– A tobie co do tego? – zapytał ze złością Ernie.
– Bo tak się składa, że Harry jest moim bratem i jeśli jeszcze raz usłyszę od kogoś, że jest Dziedzicem Slytherina, to w geście solidarności zadbam, żeby rano ten ktoś zesrał się w gacie ze strachu.
– Harry nie znosił Colina i Pani Norris – zauważyła niewzruszona Hannah.
– Dalibyście już z tym wszystkim spokój! – Dante stanął obok Kate i spojrzał ze złością na kolegów z roku.
– Harry był unieruchomiony w skrzydle szpitalnym, kiedy Colina zaatakowano – dodała rozsądnie Emma. – Kiedy człowiekowi odrastają kości, ciężko w ogóle myśleć o czymś innym.
– Więc może to Kate nasłała na niego potwora? – zaatakował dziewczynkę Ernie.
– Nie rozumiem węży, kretynie. I szkoda mi czasu na kogoś, kto ma jedną komórkę mózgową i dzieli ją z mrówką, a mam na myśli ciebie.
Pani Pince uciszyła zgromadzenie. Dante i Emma nadal bronili dziewczynki i jej brata, ale Kate już nie słuchała, bo jak burza wypadła z biblioteki.
Musiała znaleźć Harry'ego. Szybko wyciągnęła z kieszeni Mapę Huncwotów i zobaczyła, gdzie polazł jej nieszczęsny bliźniak. Szybko zlokalizowała brata i pobiegła w tym kierunku, chowając kartkę do kieszeni.
Po drodze omal nie zderzyła się z Hagridem, który trzymał w ogromnej dłoni martwego koguta.
– Hej, Hagrid! Pa, Hagrid! – szybko się przywitała i pożegnała.
Gajowy popatrzył na nią zdumiony, gdy nadal biegła przed siebie. Dostawała już zadyszki, ale jej to nie przeszkadzało, bo właśnie dogoniła Harry'ego. Szedł ze zwieszoną głową, wbijając wzrok w podłogę. Szedł bardzo szybko.
– Harry, nie słuchaj tych idiotów. Uwzięli się na ciebie, bo tak im łatwiej niż oskarżać losowego pierwszaka.
Harry zatrzymał się i spojrzał na nią. Usta miał zaciśnięte, a w oczach szkliły się łzy.
– Dzięki... – powiedział cicho.
Kate bez słowa podeszła do brata i mocno go przytuliła.
– Jeśli cię to pocieszy, to podobno Sir Oswald jest potworem z Komnaty Tajemnic, a ja po cichu chcę przejąć władzę nad światem – powiedziała, wywołując chichot Gryfona.
– Dzięki, Katie.
Dziewczynka wzięła brata pod rękę i zaczęła prowadzić w stronę dormitorium, gdzie prawdopodobnie się kierował.
– Jak tylko rozgryziemy, kto naprawdę jest tym dziedzicem, to im zrzednie mina. Sprawdzimy Malfoya, a jeśli to nie on, to z Brooke i resztą mamy już całą listę podejrzanych. Serio, w końcu przestaną gadać, że teraz chcesz wykończyć Justi...
W tym momencie potknęła się o czyjąś nogę.
Rodzeństwo z trwogą spojrzało na zesztywniałego Justina, który z wyrazem przerażenia wpatrywał się w przestrzeń. Leżał skamieniały na podłodze, a nad nim unosił się równie znieruchomiały Prawie Bezgłowy Nick. Potwór spetryfikował i ucznia, i ducha.
– Na brodę Merlina... – wyszeptała zszokowana Kate. Wykrakała. Teraz nikt nie uwierzy, że Harry jest niewinny. Ale może, jeśli będą tymi, którzy wezwali pomoc... – Pobiegnę po McGonagall.
Kate wiedziała, że nauczycielka ma teraz lekcję z jej braćmi, więc szybko pobiegła do klasy. Była już cała zdyszana, kiedy wpadła do sali. Profesor McGonagall spojrzała na nią znad okularów.
– Panno Weasley, co panna tu robi? – zapytała nauczycielka. – Trwają lekcje.
– Zielarstwo było odwołane – wydyszała Kate. – Pani profesor, był podwójny atak: Justin Flint-Fletchey i Sir Nicolas. Znaleźliśmy ich z Harrym na korytarzu – powiedziała szybko.
Nauczycielce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wypadła z klasy, a za nią zaciekawieni uczniowie. Fred i George od razu wzięli ją pod ramiona, idąc za resztą.
– Jak wygląda spetryfikowany duch, Katie? – zapytał Fred.
– Leży na podłodze, czy wisi w powietrzu? – dopytywał George.
– To nie jest zabawne, chłopaki – syknęła Kate. – Może to coś spetryfikowało ich na krótko, zanim dotarliśmy tam z Harrym. To mogłam być ja. Pomyśleliście o tym?
– Jak dotąd tylko dzieciaki od mugoli złapało. Jesteś bezpieczna, żabko – powiedział Fred, czochrając jej włosy.
– Ta, a także kota i gościa, który nie żyje od pięciuset lat – prychnęła Kate. – Chłopaki, możecie przestać żartować sobie z Harry'ego? Naprawdę pogarszacie sprawę.
– Właśnie odwrotnie – oznajmił George. – Ludzie uznają to za żart i nie biorą plotek na poważnie.
Może i coś w tym było...
🥧
Harry zaraz po całym zajściu został zabrany do dyrektora. Nie pomogły tłumaczenia Kate, że chłopak jest niewinny i była z nim przez cały czas. Dziewczynka krążyła po pokoju wspólnym z Sir Oswaldem na ramieniu, czekając na wieści od brata przez, jak jej się zdawało, wieczność. Bała się, że przez podejrzenia Harry może zostać wyrzucony ze szkoły albo wysłany na przesłuchanie. Ale Harry wrócił w jednym kawałku, wyjaśniając, że Dumbledore zadał mu tylko kilka pytań. Chłopak powiedział wtedy, że wokół niego nie działo się nic dziwnego – nie opowiedział więc o głosie w ścianie, który słyszał jeszcze kilka razy.
– Harry, mogłeś mu powiedzieć! – powiedziała wtedy Kate, patrząc na Harry'ego z wyrzutem. – Może Dumbledore połączyłby fakty, bo czegoś nie widzimy i byłoby po sprawie.
– Nie sądzę, żeby głosy w ścianie miały z tym coś wspólnego. Ewidentnie mi odbiło, sama tak mówiłaś – odparł Harry. – Gdyby coś wiedział, zapytałby wprost.
– A może liczył, że oszczędzisz mu fatygi – westchnęła Kate i położyła ropuchę na kolanach. Usiadła w fotelu naprzeciwko kominka.
– Jeśli mamy rację, to już niedługo odkryjemy, kto stoi za atakami – oświadczyła Hermiona, siedząca razem z Ronem na kanapie. – Napisałam już do rodziców, że zostanę tu na święta. Powiedziałam, że chcę zobaczyć, jak świętują czarodzieje.
– Ja nigdzie się stąd nie ruszam – zauważył Harry, wzruszając ramionami.
– My też zostajemy – dodał Ron. – Wszyscy. Mama i tata lecą do Egiptu.
– Do Egiptu? – zdziwiła się Hermiona.
– Bill się niedawno zaręczył – wyjaśniła Kate. – Fiona i jej rodzice chcieli poznać mamę i tatę, więc zaprosili nas do siebie. Ale rodzice Fiony podobno są strasznie nudni, a tata sam powiedział, że lepiej się będziemy bawić w szkole. Święta i tak byłyby do kitu gdzieś, gdzie trzeba się elegancko ubrać do stołu.
Kate domyślała się, że za tym stała też kara, jaką jej tata dostał za zaczarowanie samochodu. Pięćdziesiąt galeonów nie było fortuną, ale to całkiem sporo pieniędzy. Tacie na pewno było wstyd, że nie będą w stanie przygotować takich świąt, jak co roku. Wyjazd do Egiptu mieli sponsorować przyszli teściowie Billa, więc przynajmniej tym Weasleyowie nie musieli się martwić.
– Może za rok wrócimy do domu na święta. I zabierzemy Harry'ego – powiedział Ron, uśmiechając się do przyjaciela.
– A teraz skupimy się na naszym planie.
🥧
Święta o dziwo były bardzo spokojnie. Gdzieś zniknęła cała ta nerwowa atmosfera. Wszyscy Wealsyeowie, Harry i Hermiona spędzali razem czas w wieży Gryffindoru. Przyjaciele Kate wrócili do domów na święta, dlatego cały czas poświęcała rodzinie. Razem z Ginny grała w gargulki, podgryzając pierniczki z lukrem, a z pozostałymi ćwiczyła pojedynkowanie się. Bliźniacy żartowali, że z taką zaciętą miną na pewno pokona każdego potwora Slytherina.
Percy jak zwykle się od nich dystansował, a odkąd miały miejsce kolejne ataki, uważniej niż kiedykolwiek patrolował korytarze. Przynajmniej siadał z nimi do posiłków.
Siedząc w ozdobionej Wielkiej Sali i grając w Szachy Czarodziejów z Ronem wspominała, jak całe to pomieszczenie niedawno szumiało po ataku na Justina. Ernie rzucał uwagi tak głośno, że Kate musiała dokonać zemsty. Ostatniego ranka przed przerwą świąteczną nie tylko miał dostać słynnej sraczki obiecanej przez Dantego. Jego wrzask słyszało pół szkoły, gdy z torby wyskoczył, sycząc, pomarańczowy wąż origami, który zaraz potem zwinął się z powrotem w karteczkę z napisem ,,Ty będziesz następny". Na samo wspomnienie Kate uśmiechała się z zadowoleniem.
Dziś mieli przystąpić do działania. Z samego rana, gdy tylko różowy budzik – świąteczny prezent od Hermiony – zadzwonił, Kate zerwała się z łóżka. Szybko włożyła zielony sweterek z żabką od mamy, spódniczkę, grube rajstopy oraz trampki. Jeszcze przed śniadaniem miała pomóc przyjaciółce dokończyć eliksir wielosokowy, który warzyły w łazience Jęczącej Marty. Tak szybko, jak tylko mogła, poszła do przyjaciółki.
Hermiona w przysiadzie mieszała wywar. Błękitny płomień, który nie miał prawa zgasnąć, umieściła w sedesie, a nad nim kociołek, który opierał się na desce klozetowej. Pełna profeska.
– Jesteś pewna, że to zadziała, jak trzeba? – Kate z powątpiewaniem spojrzała na dość obrzydliwą masę. – Wygląda, jakby troll dostał rozwolnienia i nie mógł się załatwić do klozetu, bo położyłaś w nim kociołek.
Hermiona rzuciła jej ostre spojrzenie.
– Wygląda tak, jak napisali w tej książce. Jestem pewna, że zadziała. Dziś musicie jeszcze zdobyć włosy tych, w których się zmienicie. Crabbe i Goyle to cel chłopaków. A ty pewnie zmienisz się w Madeline?
Kate potaknęła.
– Pożyczyłam rano Maddie moją szczotkę do włosów, zostawiła mi mnóstwo kłaków. Nocowała w dormitorium siostry. Raczej nie wróci dziś do lochów, więc się nie spotkamy.
– Doskonale.
– A ty w kogo się zmienisz?
– Milicenta Bulstrode.
– A, to ta, z którą ciągnęłyście się za włosy w klubie pojedynków? A ona w ogóle została w szkole? Maddie mówiła, że wszyscy wyjechali poza Malfoyem i jego koleżkami.
– Mam plan, zaufaj mi.
– Ty masz plan, a ja złe przeczucia, Miona.
🥧
– Czy to wtedy ciocia Hermiona zmieniła się w kota? – zapytała z chichotem Alice.
– Niestety tak.
– Na szczęście Harry i Ron poradzili sobie sami.
– I nikt się nie zorientował?
– Że Crabbe i Goyle nie są sobą? Nie. Wujek Percy o mało co nas nie złapał, ale na szczęście idealnie odegrałam Maddie. – Kate z dumą odrzuciła włosy do tyłu i przystąpiła do wyjaśnień.
🥧🥧🥧
Kochani moi, lecimy dalej z tematem. Co tu dużo mówić, mam nadzieję, że Kate i spółka Was nie nudzą i jesteście ciekawi dalszego ciągu.
To by było na tyle z ogłoszeń parafialnych. Do następnego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top