Rozdział 27. Hardodziob

Zaczynała się zastanawiać, czy Syriusz Black nie jest duchem. I to w dodatku duchem, który ją szpiegował. Chrzestny Harry'ego i zdrajca jej rodziców zawsze starannie wybierał moment ataku. Gdy tylko Kate opuszczała gardę i przestawała zarywać noce, śledząc mapę i wałęsając się po korytarzach, mężczyzna włamywał się do zamku. To był już kolejny raz, gdy przez świętowanie darowała sobie wszelkie środki ostrożności. Była czujna tak długo, że jej własna czujność postanowiła się zdrzemnąć.

Zaraz po tym, jak zostali odesłani do swoich dormitoriów, Kate po cichu sprawdziła Mapę Huncwotów. Syriusz Black zdążył uciec. A włamał się z jej winy. Oczywiście to wszystko zaczęło się od Neville'a, jednak mogła od razu zniszczyć listę haseł albo lepiej jej pilnować. A teraz... Teraz mogła stracić Rona.

Ron szybko stał się celebrytą. Wszystkim zainteresowanym wielokrotnie opowiadał historię o tym, jak ledwo uniknął śmierci z rąk szalonego zbiega, ubarwiając ją do granic możliwości. Kate ani myślała go strofować – nie była ani Hermioną, ani mamą, a Ron zasługiwał na pięć minut sławy. Chociaż Ginny uważała inaczej, nie szczędząc złośliwości pod adresem brata.

Kate nadal nie mogła przestać rozmyślać nad tym, dlaczego ten nieobliczalny wariat, morderca i zdrajca po prostu dał drapaka, gdy tylko Ron zaczął wrzeszczeć. Im dłużej o tym myślała, tym mniej się to mieściło w jej trzynastoletniej głowie. Jeśli Syriusz Black był w stanie zaryzykować ucieczkę z Azkabanu i wizję wyssania duszy, byle tylko dorwać Harry'ego, to nic nie powinno się dla niego liczyć. Mógł zabić Rona od razu, a potem przejść do Harry'ego. Nim Seamus, Dean i Neville zdążyliby się dobudzić i spróbować ratować kolegów, a Harry włożyłby okulary, Black poderżnąłby gardła obu braci Kate. Zostałby złapany, ale wypełniłby misję.

Rozmawiała na ten temat z różnymi osobami. Hermiona uważała, że to faktycznie nierozsądne, jednak po dwunastu latach w Azkabanie każdy by stracił zdolność logicznego myślenia. Odrzucała też możliwość, że celem Blacka wcale nie była śmierć Harry'ego. Młodsza siostra Hermiony, Arlene, uznała, że Black najwyraźniej zbyt bał się o siebie i dlatego uciekł. Emma i Julien podzielali zdanie Kate, z kolei reszta Ptaszyn pozostawała sceptyczna wobec tej teorii. Z nikim więcej Kate nie rozmawiała na ten temat, a już zwłaszcza z niedoszłymi ofiarami Blacka.

Gdzieś pomiędzy rozmyślaniem nad motywami obłąkanego zbiega, próbą wybronienia Hardodzioba w sądzie za pośrednictwem Hagrida i nauką, Kate starała się zaopiekować Nevillem.

Poczucie winy to wygłodniała, złośliwa bestia, która wyżera wnętrzności i drze się gorzej niż mandragora. Toteż, by uciszyć zmorę, Kate próbowała podnieść Neville'a na duchu, dotrzymywać mu od czasu do czasu towarzystwa i pomóc w nauce. To z jej winy chłopak otrzymał szlaban, miał zakaz chodzenia do Hogsmeade do końca roku, zakaz otrzymywania hasła, a na domiar złego wyjca od babci. Gdyby tylko nie była tchórzem i przyznała się, że to ona znalazła listę, po czym ją zgubiła, może kara spadłaby na nią. Była jednak głupim dzieciakiem, który bał się konsekwencji swoich działań.

Była też strasznie ślepa, jednak nie zdawała sobie z tego sprawy... A przynajmniej nie w momencie, w którym powinna.

– Hej, um... Chcesz odwiedzić taką jedną kawiarnię w Hogsmeade? – zapytał Dante, kiedy wracali z lekcji zielarstwa. Byli w tyle, bo Kate nie mogła znaleźć szalika, który zdjęła w szklarni. – Chwila, a może to była herbaciarnia...? Bo, wiesz, podobno mają tam dobre ciastka.

Szli dość szybko, bo było dość chłodno. Choć zbliżali się powoli do końca marca, nadal było zimno, a śnieg wciąż zalegał na trawie – choć przypominał bardziej błotnistą breję niż śnieżnobiały puch.

– Chodzi ci o Herbaciarnię u pani Puddifoot? – upewniła się.

Lisa po pierwszej wycieczce długo nawijała o tym miejscu, powtarzając, że koniecznie musi tam kiedyś pójść – najlepiej w walentynki.

– Tak! – Dante pokiwał energicznie głową. Jego policzki były całe czerwone od zimna. – Chcesz iść?

– Chyba spasuję – odparła Kate. – Żadne ciastka nie przekonają mnie do takiego upokorzenia. Przecież tam chodzą tylko pary! Wlepiają w siebie gały i w ogóle.

– A... No, tak, faktycznie – wymamrotał Dante. – Nie pomyślałem o tym.

– Zresztą... nie wiem, czy pójdę. Neville zostanie sam, bo nawet Luna, Ginny i Arlene go nie przygarną, kiedy umówiły się na babski dzień. Ze mną mu będzie raźniej.

Po południu wróciła do pokoju wspólnego i padła na sofę obok Brooke, która czytała jakiś komiks o Pająk-Manie czy kimś tam.

– Padam z nóg – jęknęła. – Jeszcze Fred i George zagonili mnie do jakiejś roboty... Czy to się może skończyć? Oddam lewą rękę za tydzień snu.

– Musisz wyluzować. Uczysz się za dużo i dlatego mózg ci wysiada, więc jesteś zmęczona – odparła Brooke tonem znawczyni. – W Hogsmeade sobie odsapniesz, Katie.

– Chyba nie idę – odparła Kate.

– No nie, żartujesz? – oburzyła się Brooke. – Nie chcesz się stąd wyrwać?

– Chcę, ale chyba mnie sumienie zje i nawet nie doprawi, żebym była smaczna. Po prostu połknie w całości. Ale wy idźcie i bawcie się dobrze. Możecie wziąć Hermionę ze sobą.

– No, dobra, a ty? – zapytała jej przyjaciółka. – Zasłużyłaś na trochę rozrywki.

– Tu też jest fajnie. O, a tak w ogóle, to Dante coś mówił o herbaciarni pani Puddifoot.

Brooke zrobiła dziwną minę. Bardzo dziwną.

– Och, czyżby? – uśmiechnęła się diabelsko. – I co mówił?

Kate zignorowała jej wyraz twarzy. Brooke była tak zmienna, że już dawno nauczyła się ignorować różnice w jej wyglądzie.

– Że mają tam dobre ciastka i spytał, czy chcę iść. Założyłam, że wy odmówiliście, więc zostałam mu tylko ja. Ale przecież tam chodzi się na randki!

– A nie sądzisz, że on może cię lubić, ale tak lubić-lubić i po prostu próbował zaprosić cię na randkę?

Kate spojrzała na nią jak na wariatkę.

– Weź sobie nie żartuj, okej? Dante to mój przyjaciel, z przyjaciółmi się przecież nie randkuje. Chyba.

Nagle w murze z książek, którego Kate nawet nie zauważyła, powstała wyrwa. Hermiona wyjęła jeden z podręczników, żeby widać było jej oczy. Kate pisnęła z zaskoczenia.

– Kate, nie obraź się, ale jesteś strasznie ślepa. Dante od kilku miesięcy usiłuje zwrócić na siebie twoją uwagę – powiedziała Hermiona.

Kate zmrużyła oczy.

– Dziewczyny, uspokójcie się. Nikt tu się nikomu nie podoba. Pomijając to, że Brooke leci na Wooda jak sosna przy wycince drzew.

I pomijając też fakt, że Hermiona tak bardzo nie mogła czasem znieść Rona, że było tylko kwestią czasu, aż skończą jako stare, dobre małżeństwo, a Kate jako fajna ciocia ich dzieci.

Ostatecznie Kate naprawdę postanowiła zostać w zamku. Mapę Huncwotów pożyczyła Harry'emu, by mógł wymknąć się z zamku i powałęsać się z Ronem (jako że nadal nie rozmawiali z Hermioną), oddała mu też pożyczoną niedawno Pelerynę-Niewidkę.

Zamierzała pomóc Neville'owi z wypracowaniem o wampirach na zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Sama zresztą musiała się za to porządnie zabrać. Przez dodatkowe lekcje z Lupinem nieco opuściła się w nauce.

– Harry powiedział, że będzie pisał z nami – powiedział uradowany Neville, wchodząc do pokoju wspólnego, gdy tylko Colin Creevey go wpuścił.

– Och... naprawdę? – zapytała Kate, nieumiejętnie udając radość. Neville jednak zdawał się tego nie zauważać.

Harry jednak nie wrócił, co Kate starała się tłumaczyć koledze tym, że pewnie Lupin go zagadnął. Wiedziała, że tak naprawdę poszedł do Hogsmeade, ale musiał jakoś zbyć Neville'a, więc rzucił, że do nich dołączy.

Kate już dawno skończyła pracę, ale Neville nadal męczył się z wypracowaniem. Dziewczyna nawet nie zamierzała komentować błędów gramatycznych, a już z pewnością nie pismo. Wiedziała, że jej kaligraficzny charakter pisma to rzadkość, ale i tak potrafiła się skrzywić, gdy widziała bazgroły Rona lub niezgrabne literki Hagrida.

Kiedy Charlie i George weszli do pokoju wspólnego, Kate nie przewidywała kłopotów.

George poszedł szukać Freda, a Charlie podeszła do Kate, która próbowała wytłumaczyć Neville'owi kwestię kołków.

– Hej, Katie – przywitała się starsza dziewczyna. – Jakby co, to nie wiesz tego ode mnie, ale twój brat chyba przeskrobał coś u Snape'a. Szli do jego gabinetu.

– Tak? Który? – zapytała niezainteresowana. Fred i George regularnie pakowali się w kłopoty, a Ronem aż tak się nie przejmowała. Przeżyje to.

– Harry – sprecyzowała Charlie. – Snape wyglądał, jakby Gwiazdka przyszła wcześniej.

Kate wystrzeliła jak z procy. Wybiegła na korytarz, strasząc przy tym naprawioną Grubą Damę i kilka pilnujących jej trolli i czym prędzej popędziła w stronę lochów. Wycieczka z Hogsmeade powinna już wrócić, a jeśli Harry został złapany przez Snape'a, to przecież mógł wpaść w czasie korzystania z tajnego przejścia, jak ostatni kretyn!

W biegu dogonił ją Ron.

– Co wyście odwalili? – zapytała prosto z mostu.

– Harry... dał się zobaczyć... Malfoyowi – wydyszał Ron, po czym pobiegł jeszcze szybciej.

Kate ze swoimi krótkimi nóżkami nie mogła za nim nadążyć. Kiedy dotarła pod otwarte drzwi gabinetu Snape'a, Ron już tam stał. W środku prócz Harry'ego i nemezis szamponu do włosów stał profesor Lupin. Trzymał w dłoniach Mapę Huncwotów. Kate może i mu ufała... Ale jeszcze nie do tego stopnia. Gdy tylko z poślizgiem zatrzymała się w progu, szybko wystrzeliła z przygotowanym pospiesznie wytłumaczeniem.

– Panie profesorze, to moj... mój pergamin. Chciałam zrobić dowcip bratu, ale mi się zgubił. Czy mogłabym go może... odzyskać? – zapytała tak słodko, że z jej słów mógłby spływać miód.

– Obawiam się, że to obecnie niemożliwe, Kate – powiedział Lupin. – Zabiorę to ze sobą do przebadania. Zgodzisz się, Severusie? – Po tych słowach zwinął i schował mapę.

Kate pobladła. Już nigdy, ale to przenigdy nie pożyczy ABSOLUTNIE NICZEGO Harry'emu. Nie dość, że wygadał się na temat Mapy Ronowi i Hermionie, to jeszcze na domiar złego doprowadził do utraty jednej z najcenniejszych rzeczy Kate.

– Harry, Ron, Kate, chodźcie ze mną, muszę z wami porozmawiać na temat wypracowania o wampirach. Wybacz nam, Severusie.

– Panie profesorze, ja... – zaczął Harry, gdy zostawili w tyle gabinet Snape'a.

– Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień – przerwał mu Lupin. Rozejrzał się po pustej sali wejściowej i dodał cicho – Tak się składa, że wiem, skąd jest ta mapa. Skonfiskował ją Filch... dawno, dawno temu. Tak, wiem, że to mapa – dodał, widząc ich zdumione miny. – I nie chce wiedzieć, W jaki sposób trafiła w wasze ręce, Dziwię Się jednak, że jej nie oddaliście. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio wydarzyło, kiedy jeden z uczniów zgubił notatki na temat zamku, wiec, niestety, nie mogę ci jej oddać, Harry.

– Mnie nie, ale może ją pan oddać Kate – powiedział Harry, spuszczając wzrok. – Pożyczyłem ją.

– Ach, tak? – Lupin spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na Kate.

Wielkie dzięki, Harry.

– Dostałam ją w tamtym roku i jest niegroźna. Black nie wie, jak ona działa, więc nie może jej wykorzystać – tłumaczyła się pokrętnie, nie patrząc Lupinowi w oczy.

– Cóż, to niczego nie zmienia. Na razie ją zatrzymam.

– Dlaczego Snape myśli, że dostałem ją od wytwórców? – zapytał nagle Harry.

Kate spojrzała na niego zaskoczona.

– Bo... – Lupin zawahał się na moment. – Bo ci, którzy tę mapę stworzyli, bardzo by chcieli wywabić cię ze szkoły. Uważaliby to za bardzo zabawne.

– W jaki sposób? – zapytała Kate nieprzekonana i założyła ręce na piersi.

– Zna ich pan? – dopytywał Harry, przez co pytanie Kate zostało zignorowane.

– Poznaliśmy się – odrzekł krótko Lupin, patrząc na Harry'ego z nadzwyczajną powagą. –Harry, nie oczekuj, że nadal będę cię krył. Nie mogę cię zmusić, abyś zaczął poważnie traktować Syriusza Blacka. Myślałem jednak, że to, co usłyszałeś, kiedy znalazłeś się blisko dementorów, wywrze na tobie głębszy wpływ. Twoi rodzice oddali za ciebie życie, Harry. Niezbyt to chwalebny sposób, by im to wynagrodzić... przehandlować ich ofiarę na torbę magicznych zabawek.

I odszedł, pozostawiając ich trójkę z dezorientacją. Jego wypowiedź... nie miała sensu. A przynajmniej nie dla Kate, która była wściekła. Na Lupina, na Harry'ego i na siebie. Ach, no tak. Ron też był powiązany z tą sytuacją, skoro dopuścił do tego, że Harry był widziany w Hogsmeade.

– Przepraszam, Kate – powiedział Harry.

– Nie rozmawiam z tobą – fuknęła dziewczyna w odpowiedzi.

– Daj spokój, to nie jego wina – zaczął bronić Harry'ego Ron.

Kate spojrzała na niego ze złością. Cholerny zdrajca.

– Nie jego?! Ron, skoro Harry był na tyle głupi, żeby dać się zauważyć, złapać i pozwolić sobie zabrać mapę, to jest jak najbardziej jego wina. A ja mam prawo być wkurzona!

Skierowała się w stronę schodów. Bracia naprzemiennie usiłowali się z nią kłócić i przed nią tłumaczyć, ale ona nie wypowiedziała w ich kierunku ani słowa.

Jeszcze zanim zobaczyli portret Grubej Damy, ujrzeli Hermionę, która szła w ich stronę. Wyglądała, jakby rozbite lustro w jednej chwili odebrało swój dług i zesłało na nią siedem nieszczęść.

– Przyszłaś, żeby się z nas ponabijać? – warknął Ron, gdy tylko zobaczył Hermionę. – A może dopiero co na nas naskarżyłaś?

– Zamknij się, Ronald – syknęła jadowicie Kate.

– Nie – odparła krótko Hermiona. Tak cicho, że ledwo słyszeli jej słowa. W drżącej dłoni trzymała kartkę, prawdopodobnie list. – Po prostu pomyślałam, że powinniście o tym wiedzieć... Hagrid przegrał. Mają uśmiercić Hardodzioba.

Kate nawet nie wiedziała, w którym momencie zaczęła płakać.

🥧

Wyrok sprawił, że Hermiona i Ron się pogodzili. Harry także przestał się boczyć na dziewczynę. Teraz wszyscy czworo za główny cel postawili sobie wspieranie Hagrida i dążenie za wszelką cenę do uratowania Hardodzioba.

Nie mieli jednak zbyt wielu okazji do rozmów z Hagridem, dlatego zwykle zamieniali z nim kilka zdań na lekcjach. Od czasu ataku Blacka jeszcze bardziej zwiększono rygor w Hogwarcie. Z zamku prawie nie można było wychodzić, a nawet jeśli, to w wyznaczonych godzinach. Na lekcje z kolei odprowadzali ich nauczyciele.

Te środki ostrożności nie tylko uniemożliwiały Kate chodzenie do Hagrida na herbatkę o każdej porze. Od czasu ataku ani razu nie widziała Węgielka.

Kate rozglądała się za choćby skrawkiem czarnego futra za krzakami, ale po psie nie było nawet śladu. Pozwoliła, by jej bracia i Hermiona porozmawiali z Hagridem, podczas gdy ona ponuro wlokła się za Lisą, Brooke i Dantem, którzy usiłowali ją pocieszyć. Ale ona prawie ich nie słuchała. Gdy tylko dała sobie spokój z wypatrywaniem Węgielka, wbiła wściekły wzrok w Malfoya. Wyobrażała sobie, że zgniata go jak karalucha, jak obija mu tę bladą gębę...

Jej przyjaciele poszli w swoją stronę, podczas gdy ona zaczekała przy wejściu do zamku na Harry'ego, Rona i Hermionę. Nagle Hagrid zasłonił usta wielką dłonią, odwrócił się i szybko zaczął wracać do domu. Jego ramiona drżały od szlochu.

– Patrzcie na tego mazgaja! – zaśmiał się szyderczo Malfoy. On i jego kumple stali za Kate, która odwróciła się do nich z niemą furią. – Widzieliście kiedyś coś tak żałosnego? I on ma być naszym nauczycielem?

Nikt nie spodziewał się tego, co nastąpiło chwilę później. Hermiona szybko zbliżyła się do Malfoya, po czym go spoliczkowała. Wszyscy byli zszokowani, gdy po tym wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją chłopakowi do gardła.

– Jak śmiesz mówić o Hagridzie, że jest żałosny, ty głupi... podły...

– Hermiono! – zawołał Ron. – Daj spokój, on nie jest tego wart!

Kate szybko podeszła do Hermiony i odciągnęła ją od Malfoya. Chłopak, który przed chwilą moczył sobie spodnie ze strachu, teraz patrzył na Kate z góry z pogardą. Jego kumple zaczęli rechotać. Uśmieszek Malfoya zniknął, gdy tylko Kate wcieliła w życie lekcje Charliego i uderzyła go w twarz. Pięścią. A na deser kopnęła w krocze. Żaden z tych ciosów nie był przesadnie mocny, jako że Draco Malfoy był od niej wyższy, ale chłopak zgiął się w pół, jedną ręką trzymając obolałą szczękę.

Hermiona spojrzała na nią znacząco.

– No, co? Musiałam poprawić – wyjaśniła Kate. – A ty... nigdy więcej nie obrażaj Hagrida, zrozumiałeś? Nauczyłbyś się wreszcie, że takie zagrywki źle się dla ciebie kończą.

– Idziemy – wybełkotał Malfoy i z trudem się wyprostował.

Wszyscy Ślizgoni ewakuowali się z holu.

Mimo że przejmowała się losem Hardodzioba, musiała skupić się też na lekcjach, toteż po całej tej sytuacji Kate i jej bracia udali się na zajęcia z Zaklęć. Hermiona jednak nie pojawiła się na lekcji.

Kate bardzo zmartwiła nieobecność Hermiony. Ostatnio była bardzo przepracowana... Wiedziała, że po akcji z Malfoyem musiała użyć zmieniacza czasu, gdy tylko Kate odeszła z Harrym i Ronem. Ale po tym wszystkim powinna pojawić się na zajęciach.

Znaleźli ją w pokoju wspólnym. Dziewczyna spała na stosie książek, a gdy tylko ją obudzili i zapytali, co się stało, na twarzy Hermiony wymalowało się przerażenie. Nadmiar nauki w końcu ją pokonał.

Kilka dni później Hermiona usiadła wściekła obok Kate na Mugoloznawstwie. Nawet Julien się rozbudził, gdy trzasnęła podręcznikiem, choć przysypiał od początku zajęć, na co profesor Burbage przymykała oko.

– Kończę z tym – powiedziała ze złością.

– Z czym? – zdziwiła się Kate, przerywając bazgranie na marginesie zeszytów. Mugoloznawstwo było jedynym przedmiotem, na którym używali mugolskich papierowych książeczek zamiast zwojów pergaminu.

– Wróżbiarstwo ewidentnie nie było mi pisane. Z tą wariatką to strata czasu!

Profesor Burbage spojrzała na nie z naganą, więc Hermiona ściszyła głos.

– Poświęcę lepiej czas innym przedmiotom.

– Dante coś wspominał, że ktoś miał odejść od was w okolicy Wielkanocy – powiedział Julien. – No, i popatrz! Zaraz Wielkanoc.

Hermiona spiorunowała go wzrokiem.

– Julien, cofnij te słowa, póki możesz – poradziła mu Kate, nauczona doświadczeniem.

– Niby czemu? Chodzę na jej lekcje i te wróżby się sprawdzają, tylko nie są konkretne i czasem znacznie później – tłumaczył się Julien. – Chociaż mi wywróżyła, że ktoś z mojej grupy złamie mi serce, kiedy ja spróbuję naprawić jego.

Hermiona go nie słuchała, mamrocząc coś ze złością pod nosem, a Kate pozostawało tylko westchnąć. Zastanowiła się jednak nad słowami Juliena. Być może wszystkie wróżby faktycznie się spełniały... choć wielu było zbyt ślepych lub sceptycznych, by to dostrzec. Może ponurak naprawdę mógł zwiastować śmierć w życiu Harry'ego, a jej dzwon... cóż, nie wierzyła aż tak w umiejętności Lavender i Parvati.

Tak jak mówił Julien, wkrótce nadeszła Wielkanoc, a z nią przerwa. Niewielu uczniów wyjechało do domów, jako że to święto nie było spopularyzowane wśród czarodziejów. Wyjeżdżały głównie dzieciaki z mugolskich rodzin i to przede wszystkim te, które wyznawały chrześcijanizm. Pozostali wykorzystywali ten czas na naukę, jako że nauczyciele zadali im mnóstwo prac domowych, a egzaminy były coraz bliżej.

Kate i jej przyjaciele zostali w Hogwarcie. Dziewczyna w przerwach między pisaniem wypracowań i innych prac zajmowała się opracowywaniem apelacji do wyroku Hardodzioba, podobnie jak Ron, którego dręczyły wyrzuty sumienia. Hermiona w tym czasie zaczęła przypominać żywego trupa od przepracowania, a Harry nie miał chwili wytchnienia przez Wooda i jego treningi.

W międzyczasie Kate i jej paczka świętowali urodziny Brooke w Dziupli. Choć Mapa Huncwotów została skonfiskowana, Kate zdołała przekraść się do kuchni i poprosić skrzaty o pomoc w upieczeniu tortu. Najbardziej chętny do pracy był Zgredek – skrzat, który rok temu próbował uchronić Harry'ego przed bazyliszkiem. Jak się okazało, po uwolnieniu od Malfoyów, zaczął szukać płatnej pracy i znalazł ją dopiero teraz w Hogwarcie. Kate szybko zapałała do skrzata sympatią, choć po akcji z tłuczkiem i złamaną ręką Harry'ego myślała, że prędzej udusi Zgredka, niż go przytuli.

Małe przyjęcie-niespodzianka się udało, choć nie obyło się bez potknięć. To był pierwszy raz, gdy próbowali zorganizować coś takiego.

Przerwa musiała się jednak w końcu skończyć, a wraz z nią nastał czas pełen napięcia, jako że zbliżał się finał Quidditcha, w którym zmierzyć się miał Gryffindor ze Slytherinem. Gryfoni nie wygrali pucharu od czasu, gdy Charlie Weasley, starszy brat Kate, skończył Hogwart. Nerwowa atmosfera była tak silna, że na korytarzach regularnie wdawano się w bójki. Dotyczyło to nie tylko Ślizgonów z Gryfonami, ale też z uczniami pozostałych domów. Z tego też powodu Harry nigdy nie był pozostawiany bez obstawy poza wieżą Gryffindoru. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby któryś uczeń z domu węża postanowił dokonać aktu sabotażu na szukającym Gryfonów. Kate dość często należała do owej grupy ochroniarzy Harry'ego i była gotowa wdać się w bójkę z każdym, kto choćby krzywo spojrzy na jej brata. Nie pozwoli na żadne niesprawiedliwe zagrywki.

Gdy mecz nadszedł, chyba nie było osoby, która zostałaby w szkole. Zwykle tłum był nieco mniejszy, przez co Kate omal nie zgubiła swoich przyjaciół. Na szczęście Ron w porę ją znalazł i pomógł przedrzeć się przez gąszcz ludzi.

Sektor Gryfonów był przepełniony. Wielu uczniów z innych domów zajmowało w nim miejsca, żeby kibicować graczom w szkarłatnych szatach. Kate usiadła pomiędzy Julienem a Ginny, która siedziała w towarzystwie Luny, Neville'a i Arlene.

Mecz był bardzo zażarty. Wszyscy gracze byli spięci. Nawet Maddie i Fred, którzy zwykle w czasie meczów ewidentnie ze sobą flirtowali, byli skupieni na grze. Prócz Madeline, jedynej dziewczyny w drużynie Ślizgonów, wszyscy grali nieczysto, choć nie każde takie zagranie dostrzegała pani Hooch. W takich chwilach Brooke, Julien i Emma bluzgali tak okropnie, że Kate zatykała zirytowanej Ginny uszy.

Nie tylko oni zresztą dawali się ponieść emocjom. Lee Jordan non stop się rozpraszał i przeklinał, przez co profesor McGonagall usiłowała odebrać mu mikrofon. Komentarze były więc przez pewien czas tylko przerwami w ucieczce przed rozjuszoną opiekunką Gryfonów. Pościg zakończył się, gdy Malfoy spowolnił Harry'ego, łapiąc jego miotłę za ogon. Wówczas McGonagall i Jordan zgodnie zaczęli wygrażać Malfoyowi pięścią, przeklinając cały jego ród na kilka pokoleń wstecz i wprzód.

Gryffindor w końcu wygrał. Euforię kibiców ciężko było opisać. Kate ściskała, kogo mogła, krzycząc i piszcząc z radości. Wreszcie utarli Ślizgonom nosa!

Miała tylko nadzieję, że tej nocy Black nie odważy się znów zaatakować.

🥧

Black nie zaatakował, a wraz z nadejściem maja restrykcje dotyczące wychodzenia z zamku się rozluźniły. Dzięki temu Kate i reszta jej przyjaciół mogła urządzić małe przyjęcie z okazji urodzin Lisy na błoniach. Teraz jednak zbliżał się już czerwiec, a wraz z nim egzaminy. Kate jednak nie była w stanie myśleć tylko o nauce. Myślała też o Węgielku.

Od czasu wdarcia się Blacka do zamku nie widziała psa ani razu. Na terenie poza zamkiem zdarzało jej się widywać tylko Krzywołapa, który polubił chodzenie samopas po błoniach, a skoro wcześniej widywała kota w towarzystwie Węgielka dość często, założyła, że pies jest teraz gdzieś daleko.

Odkąd Hermiona wyskoczyła z założeniem, że profesor Lupin jest sekretnie wilkołakiem, Kate zaczęła skłaniać się w stronę snucia niebywałych teorii. W końcu coś było w tym, że jej chrzestny regularnie chorował i to akurat w okolicach pełni księżyca. Teraz z kolei ona wpadła na dziwaczny pomysł... Ale co jeśli miała rację?

Węgielek pojawiał się i znikał. Wydawał się dość inteligentny, jakby rozumiał, co się do niego mówiło, a Kate mówiła do niego sporo: o szkole, o przyjaciołach, o swoich problemach. Zawsze tak robiła, w podobny sposób zwierzała się Sir Oswaldowi, który teraz spał w jej usztywnionej torebeczce, uszytej specjalnie na spacery z nim. Węgielek ponadto był przy niej w dniu, w którym zgubiła listę z hasłami, a ta w jakiś sposób trafiła w ręce Blacka.

Gdy Kate zaczęła więcej czytać o animagach przed egzaminem, w przerwach od bujania na jawie o zdobyciu takiej umiejętności zaczęła mieć złe przeczucia. Węgielek mógł równie dobrze być animagiczną postacią Blacka, a ona bała się powiedzieć o swoich przypuszczeniach Harry'emu, Ronowi czy Hermionie. Oni nie wiedzieli o Węgielku. Z kolei pozostali mogliby ją obwinić o wiele rzeczy, gdyby okazało się, że miała rację... Przecież wiele razy sugerowali, że powinna zgłosić Węgielka nauczycielom.

Musiała go znaleźć i sama się przekonać. Gdyby Black był Węgielkiem, nie spodziewałby się ataku z jej strony. Gdyby jakoś przywróciła mu jego prawdziwą postać, byłby zbyt zaskoczony i bezbronny. Choć z drugiej strony... jej teoria miała dziury. Po pierwsze: zachowywał się jak typowy pies. Po drugie: miał mnóstwo okazji, by ją zabić. Mógł przegryźć jej gardło, gdy tylko przestała mu być potrzebna, a tym samym potencjalnie zwabić do siebie Harry'ego.

Może jej teoria nie miała sensu?

Niemniej nie ustawała w poszukiwaniach. Teraz, w sobotnie popołudnie, zrobiła sobie przerwę od nauki, by przejść się po błoniach z Sir Oswaldem i rozejrzeć.

– Dzień dobry, Kate.

Dziewczyna odwróciła się w stronę profesora Lupina. W odpowiedzi wymamrotała tylko ,,dzień dobry panu". Od czasu konfiskaty Mapy Huncwotów była na niego zła, a ponieważ na czas nieokreślony przerwali swoje lekcje i Kate ćwiczyła Patronusa samodzielnie, nie musiała widywać Lupina zbyt często poza klasą.

– Piękny dzień na spacer, czyż nie? – kontynuował nauczyciel.

– Ładny, tak.

– Widzę, że nadal jesteś na mnie zła – zauważył słusznie Lupin.

– Zbadał już pan mapę? – zapytała Kate, wbijając wzrok w zieloną trawę.

– Niestety nie miałem czasu. Uważam też, że zbyt surowo mnie oceniasz, Kate. Liczy się dla mnie jedynie wasze bezpieczeństwo. Nie dopuszczę, by Black zrobił krzywdę Harry'emu lub tobie.

– Na mnie mu chyba nie zależy – odparła krótko. – Jeśli już chce kogoś dorwać, do Harry'ego. Ale to mi się już od dawna nie klei.

– Kto wie, co może czaić się w umyśle szaleńca... Jego działania mogą się wydawać pozbawione sensu – powiedział ponuro Lupin.

– A może czegoś nie wiemy? – zapytała Kate, nagle zapominając, że miała przecież być zła na Lupina. – Może Black miał jakieś tajemnice, jakieś inne sekretne motywy? Może nie próbuje zabić Harry'ego?

– Kate, naprawdę chciałbym w to wierzyć... Ale mówimy o człowieku, który wydał twoich rodziców na śmierć, który dokonał masowego mordu i własnoręcznie zabił swojego przyjaciela.

– Przez ostatnie lata nauczyłam się, że ludzie często przeoczają to, co oczywiste, nie dostrzegają szczegółów. I zwykle tyczy się to dorosłych – odparła Kate.

Usta Lupina drgnęły w uśmiechu.

– A co na przykład umyka naszej uwadze? – zapytał Lupin z zainteresowaniem.

– Od jesieni jest tutaj czarny pies – powiedziała, na co nauczyciel pobladł. Nie powinna była mu o tym mówić, a jednak kontynuowała. – Na początku się ukrywał, był w strasznym stanie. Chyba się mnie bał. Od tamtego czasu się nim zajmowałam, ale tylko do mnie miał zaufanie. Potem chodził po błoniach, więc musiałam go szukać. Raz nawet mnie pan na tym przyłapał i powiedziałam, że idę do Hagrida, co nie było kłamstwem, ale z zamku wyszłam dla Węgielka. Tak go nazwałam. Ale nie widziałam go od czasu, gdy Black włamał się do naszej wieży. I zaczęłam się zastanawiać, czy Black nie jest może animagiem i cały ten czas udawał psa. Nie uwierzę w to, że każdy animag rejestruje się w Ministerstwie Magii. I nie rozumiem, jak przez tyle miesięcy nikt nie zauważył Węgielka poza mną i moimi przyjaciółmi.

Lupin otworzył usta, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. W końcu odchrząknął i rzekł:

– To brzmi bardzo syr... serio, Kate. Ale nie sądzę, by trzeba było się tym przejmować. Jeśli ten pies nie był dla ciebie zagrożeniem, to nie widzę w tym problemu. Na pewno masz teraz ważniejsze sprawy na głowie.

– Tak, ratowanie Hardodzioba – zgodziła się Kate.

– Ach, tak... Co prawda miałem na myśli egzaminy, ale masz rację, to też istotna kwestia. Rozumiem więc, że rozprawa nie poszła po myśli Hagrida?

– Nie – odparła ponuro dziewczyna. – Skazali go na śmierć. Apelacja ma być w czerwcu, ale jeszcze nie podali daty. Jeśli przyjdą tutaj, na pewno Hagridowi uda się to naprawić. Zobaczą, że Dziobek to najłagodniejszy hipogryf na świecie. On nawet Sir Oswalda polubił, choć powinien traktować go jako przekąskę!

– A kim jest Sir Oswald?

– Moją ropuchą – powiedziała, po czym wyciągnęła chowańca z torby i pokazała z dumą profesorowi. – Ale to pewnie jego zasługa. Oswoił Krzywołapa, kota Hermiony i czasem jeździł mu na grzbiecie. Hedwigę Harry'ego też opanował. Tylko Parszywka nigdy nie lubił. Parszywek był szczurem Rona, ale Krzywołap go zjadł... Po kilkunastu latach w końcu przyszedł jego czas.

– Kilkanaście lat to... dość długi czas życia szczura – powiedział Lupin z zamyśleniem.

Jego ton zastanawiał Kate. Nauczyciel pomyślał o czymś, czego Kate nie umiała dociec. Miała wrażenie, że wiele ukrywał. Nie tylko prawdziwą nazwę swojej ,,choroby". Ukrywał niemal cały etap swojej przeszłości w latach szkolnych. Irytował się, gdy pytali go o znajomość z Blackiem, nawet kwestia Mapy Huncwotów sprawiała, że odpalał się jak sztuczne ognie przez maleńką iskrę. Kate zastanawiała się, czy Black i Lupin też nie byli bliskimi przyjaciółmi... I zastanawiała się też, czy jej nauczyciel nie mógł być jednym z twórców Mapy. Tak naprawdę była tego ostatniego wręcz pewna. Fred i George znaleźli ją w szufladce z rzeczami skonfiskowanymi w czasach, w których biologiczni rodzice Kate oraz Black i Lupin chodzili do Hogwartu. Równie dobrze Lupin mógł stworzyć mapę jako jeden z Huncwotów i stąd znać jej sekret, a gdy opuścił szkołę, mapa wylądowała w gabinecie Filcha i tam czekała na Weasleyów.

Te rozmyślania musiały jednak pozostać w strefie domysłów. Teraz nie był dobry moment, by wypytywać Lupina o takie rzeczy. Nadal była na niego nieco zła.

Nie znalazła Węgielka, ale za to otrzymała konkretną datę apelacji: szósty czerwca. A prócz tego...:

– Co? Ściągają kata na apelację? Przecież to tak, jakby zapadł wyrok! – krzyknęła Hermiona, gdy Kate przeczytała zwięzły list od Hagrida.

– Tak to wygląda – odparł ponuro Harry.

– Nie mogą! – oburzył się Ron – Spędziłem mnóstwo godzin na wyszukiwaniu materiałów do obrony, nie mogą tego tak po prostu zignorować!

– To wszystko jest ustawione! – zawołała Kate. Jej dłonie się trzęsły. – Ojciec Malfoya musiał zastraszyć całą komisję i... i... – Głos jej się łamał. Znowu zbierało jej się na płacz.

Ron ją przytulił, pozwalając, by wypłakała się w jego sweter. I tak go nie lubił.

Pozostawało im tylko czekać, a w międzyczasie przygotowywać się do egzaminów. Te zaś nadeszły błyskawicznie. Jedne poszły dobrze, z kolei inne...

– Pamiętam, że odpowiedź była na dwieście siedemdziesiątej dziewiątej stronie, zaznaczyłam ją na różowo i narysowałam obok szczeniaczka, ale NIE WIDZĘ TEKSTU – jęknęła Kate, gdy usiadła obok Lisy i Emmy na ławce.

– To zielarstwo było ciężkie – zgodziła się Krukonka.

– Marzy mi się mrożony sok z dyni i gargulki na dziedzińcu... w cieniu. Tu jest tak gorąco – dodała Kate po chwili.

– Jak tylko skończymy egzaminy, uczcimy to jakoś – powiedziała Lisa, opierając głowę na ramieniu Gryfonki. Wyglądała na padniętą.

– Pod warunkiem, że nie uśmiercą Hardodzioba. Bo jeśli to się stanie...

– Kate, spokojnie. – Emma położyła jej rękę na ramieniu. – Jestem pewna, że wszystko pójdzie gładko. Odwaliliście dobrą robotę przy przygotowywaniu apelacji.

– Tak... Na pewno masz rację.

Kolejne egzaminy nadeszły kolejnego dnia, szóstego czerwca. Transmutacja jak dotąd poszła jej najlepiej, podobnie jak Obrona Przed Czarną Magią, która była jej przedostatnim sprawdzianem. Właśnie wracała z niego na ostatni w towarzystwie Hermiony i swoich braci, kiedy nagle wszyscy stanęli jak wryci.

Na szczycie schodów stał Cornelius Knot, wachlując się melonikiem Drgnął na widok Harry'ego.

– Witaj, Harry! Prosto z egzaminu, co? Już prawie koniec?

– Tak – odparł Harry lakonicznie. Nie wyglądał na zachwyconego obecnością Ministra Magii.

Hermiona, Kate i Ron milczeli. Nie znali Knota osobiście, nie wypadało więc się wtrącać. Co prawda Kate rozmawiała z szefem taty raz, jeszcze zimą, ale mężczyzna raczej nie wiedział, kim ona jest.

– Piękny dzień. Szkoda, szkoda... Jestem tu w niezbyt przyjemnej misji, Harry. Komisja Likwidacji Niebezpiecznych stworzeń musi mieć swojego świadka podczas egzekucji wściekłego hipogryfa. A ponieważ i tak miałem odwiedzić Hogwart, żeby sprawdzić, jak się przedstawia sytuacja z Blackiem, powierzyli mi tę misję.

– Czy to znaczy, że apelacja się już odbyła? – zapytał Harry z przerażeniem w głosie.

– Nie, nie, wyznaczono ją na dzisiejsze popołudnie – odparł Minister Magii.

Knot spojrzał dziwnie na Rona i Kate. Może to przez ich wykrzywione w grymasie miny?

– To może pan w ogóle nie będzie musiał być świadkiem egzekucji! – zawołał Ron. – Przecież mogą uwolnić hipogryfa!

– Zapewniam pana, że Harodziob nie jest zagrożeniem – dodała Kate zachęcona kurażem Rona. – Opiekowałam się nim cały rok i nawet mnie nie drasnął. Zasypia przy kołysankach i bajkach na dobranoc, nie skrzywdzi nikogo, kto nie da mu do tego celowo pretekstu.

Od niezręcznej odpowiedzi wybawiło go dwoje mężczyzn, wychodzących z zamku. Jeden był starszym czarodziejem, drugi zaś katem z toporem. Kate chciała znowu coś powiedzieć, ale Hermiona ją powstrzymała, najwyraźniej widząc jej furię na widok wielkiego ostrza kata. Nie mogła przecież obrażać szefa taty.

Musiała być nadzieja, że się uda, prawda?

Nadzieja jest jednak matką głupców i rudzielców (słowa Billa Weasleya).

Po egzaminie z Mugoloznawstwa Kate siedziała w kącie pokoju wspólnego. Zanosiła się płaczem, a Harry bezradnie usiłował ją uspokoić, kiedy Ron przeklinał całe Ministerstwo, a Hermiona wpadła w szał. Wieczorem miało dojść do egzekucji. Gdy Hedwiga przyniosła mokry od łez liścik Hagrida, Kate się rozsypała w drobny mak. Nie rozumiała, jak mogło do tego dojść. Usłyszała, że Hermiona chce odzyskać pelerynę z przejścia pod posągiem jednookiej czarownicy. Kate nie wiedziała, po co. Nawet jej to nie obchodziło.

Gdy Hermiona wyszła, Kate nie miała już łez, którymi mogłaby płakać. Otarła oczy i z czerwoną, opuchnięta twarzą wyszła korytarz. Jeszcze przed egzaminem obiecała Lisie i Dantemu, że powie im natychmiast, jak rozstrzygnięto los Dziobka. Czekali w umówionym miejscu pod zakrzywioną zbroją. Pozostali mieli swoje ważne sprawy.

– I jak? – zapytał Dante, gdy tylko ją zobaczyli. Chłopak poderwał się z miejsca. – Udało się?

Kate milczała.

– Udało się, prawda? – Lisa także wstała.

Kate zadrżały wargi, gdy tylko spróbowała coś wykrztusić.

Dante przytulił ją, gdy tylko na nowo po policzkach popłynęły łzy. Nie musiała nic mówić. Lisa objęła od tyłu. Oboje wiedzieli, jak bardzo przejmowała się losem Dziobka.

– Tak mi przykro, Katie – powiedział Dante.

– Ja nie... on nie... on nie powinien umierać – powiedziała Kate ze zdławionym gardłem.

– Wiemy, Katie. – Lisa przytuliła ją mocniej.

– Możemy coś dla ciebie zrobić? – zapytał cicho Dante.

– Nie... nie możecie – wyszeptała Kate, uspokajając się nieco.

🥧

Tego wieczora Kate nie tknęła swojej kolacji. Była wyczerpana szlochaniem i nie miała apetytu. Wypiła tylko herbatę, bo na sam widok jedzenia i półmisków z mięsem było jej niedobrze. Chyba już nigdy nie tknie żadnego posiłku, za który jakieś biedne zwierzę przypłaciło życiem.

Po kolacji wszyscy czworo schowali się pod peleryną niewidką. Z trudem udawało im się ukryć od stóp do głów. Razem opuścili zamek i udali się do Hagrida. Musieli go wesprzeć.

Zapukali do drzwi chaty. Hagrid otworzył je i rozejrzał się zdezorientowany. Wyglądał okropnie.

– To my – syknął Harry. – Mamy na sobie pelerynę niewidkę. Wpuść nas, to ją zdejmiemy.

– Nie powinniście tu przychodzić!

Ale i tak ich wpuścił.

– Chcecie herbatki? – zapytał. Ręce mu się trzęsły, gdy sięgał po czajnik, nie czekając na ich odpowiedź.

– Gdzie jest Hardodziob, Hagridzie? – zapytała nieśmiało Hermiona.

Kate pogłaskała Kła za uchem, gdy tylko podszedł do niej i oparł głowę na jej kolanach.

– Wy... wypuściłem go trochę – odrzekł Hagrid, rozlewając mleko na stół, zamiast postawić dzbanek. – Przywiązałem go koło mojej grządki dyniowej. Pomyślałem, że powinien sobie popatrzyć na drzewa... i nawdychać się świeżego powietrza... zanim... – Ręka tak mu się zatrzęsła, że wypuścił dzbanek z mlekiem, który rozbił się na drobne kawałeczki.

– Ja to zrobię, Hagridzie – powiedziała szybko Hermiona, chwytając za pierwszą lepszą ścierkę i zabierając się do sprzątania.

– W kredensie jest drugi – mruknął Hagrid, siadając obok milczącej Kate.

– Czy nic nie da się zrobić, Hagridzie? – zapytał Harry, siadając obok niego. Ron zajął miejsce obok siostry.

– Dumbledore próbował – odrzekł Hagrid ponuro. – Nie ma nad nimi władzy. Powiedział im, że Hardodziob jest w porządku, ale oni trzęśli portkami... wiecie, jaki jest ten Lucius Malfoy. Pewno ich zastraszył... a ten kat, Macnair, to stary kumpel Malfoya... ale wszystko ma się odbyć szybko sprawnie... a ja będę przy nim... – Przełknął łzy. – Dumbledore ma tu przyjść. Napisał mi, że chce, chce być tu ze mną. Równy z niego gość...

– Całe to Ministerstwo jest okropne... – powiedziała Kate. – Dlaczego ludzie jak Malfoy mają tam taką władzę? Dlaczego może robić, co chce i krzywdzić innych? Czemu ludzie nic nie robią? Tak nie powinno być...

Hermiona załkała krótko, a potem odwróciła się do nich. I tak trzymała się dzielnie.

– Zostaniemy z tobą, Hagridzie... – zaczęła Kate, ale on pokręcił głową.

– Musicie wracać do zamku, już wam mówiłem. Nie chcę, żebyście na to patrzyli. Zresztą i tak nie wolno wam tu być... Jak Knot albo Dumbledore przyłapią was tu, będziecie mieć poważne kłopoty...

Hermiona nagle krzyknęła.

– Ron! Nie... to niemożliwe... ale... to przecież jest Parszywek!

Ron wytrzeszczył na nią oczy. Kate spojrzała na nią, jakby obawiała się, że przyjaciółka ma halucynacje po wielu miesiącach ciągłej nauki.

– Co? Coś ty powiedziała?

Hermiona przyniosła do stołu dzbanek i odwróciła go dnem do góry. Rozległ się rozpaczliwy pisk i skrobanie pazurków i po chwili na stole wylądował Parszywek.

Kate z oszołomieniem patrzyła na szczura. Przecież... Krzywołap go zjadł, prawda? Ale skoro był tu z niepełnym kompletem palców i wyłysiałym grzbietem... to skąd wzięła się krew na pościeli Rona? Przecież nie dostał nagle miesiączki!

– Parszywku! – wydyszał Ron. – Parszywku, co ty tutaj robisz?

Chwycił wyrywającego mu się szczura i uniósł bliżej lampy, która zwisała nad stołem. Parszywek wyglądał okropnie i wyrywał się Ronowi z dłoni.

– Spokojnie, Parszywku! – uspokajał go Ron. – Nie ma żadnych kotów! Nikt cię tutaj nie skrzywdzi!

– Może rude włosy przywołują u niego traumę – zasugerowała Kate, patrząc ze zmarszczonym czołem na szczura. – Skoro Krzywołap PRAWIE go zżarł.

– No... tak. Przepraszam, Hermiono.

– Masz szczęście, że ci wybaczam – odparła Hermiona. – Cieszę się, że Parszywkowi nic nie jest. Bałam się, że Krzywołap naprawdę go zjadł...

Nagle Hagrid wstał, wbijając wzrok w okno. Zbladł nagle.

– Idą... Musicie wiać. Nie mogą was tutaj zastać... idźcie już, prędzej...

Hagrid pospiesznie wyprowadził ich tylnym wejściem. Kate spojrzała z niemą rozpaczą na nerwowego Hardodzioba.

– Wiejcie. I to migiem.

Protestowali, ale Hagrid był nieustępliwy. Uciekli skryci pod peleryną. Zatrzymali się dopiero na wzniesieniu za chatą, gdy Ron został w tyle.

– Och, Ron, błagam... – jęknęła Hermiona.

– To Parszywek... wyrywa mi się. Parszywku, to ja, kretynie... to ja, Ron.

– Chodźmy stąd, zanim to zrobią. Nie zniosę tego – powiedziała żałosnym głosem Kate.

Ruszyli się, ale nie zbyt wiele, bo Ron znowu się zatrzymał. Kate usłyszała w oddali skrzypienie otwieranych drzwi chaty. Ktoś musiał wyjść do ogródka.

– Nie mogę go utrzymać... Parszywku, zamknij się, wszyscy nas usłyszą.

Nagle usłyszeli świst ostrza, a wraz z nim skrzek i żałosne wycie Hagrida.

– Zrobili to. N-n-nie mogę w to uwierzyć... Oni to zrobili – wyszeptała zszokowana Hermiona.

Kate szlochała, trzęsąc się od płaczu, ale wycie Hagrida ją zagłuszało. Harry ją przytulił, krzywiąc się, jakby cierpiał równie mocno, co ona, choć nie uronił ani łzy. Ona z kolei nie mogła znieść tego bólu.

– Jak mogli... – powiedziała, nadal szlochając. – On był niewinny... Dziobek był kochany... Hagrid nie zasłużył... To potwory... Ci wszyscy... Oni...

– Zrobiliśmy dla nich wszystko, co mogliśmy – powiedział Harry.

– Ale to było za mało...

Szli dalej. Parszywek nadal się wyrywał i wtedy Kate, gdy wytarła oczy rękawem swetra, zobaczyła Krzywołapa. Szedł za nimi, jakby widział ich mimo peleryny. Zapewne wyczuwał ich zapachy.

Hermiona usiłowała przegonić swojego kota. Parszywek dostał wówczas szału. Szczur się wyślizgnął i zaczął mknąć po trawie.

Ron rzucił się za Parszywkiem, wybiegając spod peleryny. Kate, Harry i Hermiona zaczęli za nim iść. Powoli, żeby nie zrzucić ich jedynej osłony przed wzrokiem dyrektora i Ministra Magii. Usłyszeli, że Ron złapał Parszywka. Zatrzymali się blisko Bijącej Wierzby.

– Ron... szybko... pod pelerynę – syknęła Hermiona. – Dumbledore i Minister... zaraz będą wracać...

Wtem usłyszeli dudnienie łap. Kate odwróciła się gwałtownie, zrzucając z siebie pelerynę. Węgielek pędził w ich stronę. Biegł prosto w stronę leżącego na trawie Rona.

Pies przewrócił Harry'ego, który usiłował osłonić Rona. Kate pobiegła za Węgielkiem i zagrodziła mu drogę, usiłując go uspokoić. Dzieci uczy się, by nigdy nie prowokować wściekłych psów. Cóż, ona nie słuchała. I nie rozumiała, dlaczego Węgielek warczy i... rzuca się na nią.

– KATE! – Ron odepchnął ją na bok, a wtedy Węgielek zacisnął zęby na jego ręce.

Kate rzuciła się na psa, usiłując utrzymać go w miejscu, ale on wlókł Rona w stronę drzewa jak lalkę z taką prędkością, że nie mogła go złapać. Wtedy poczuła uderzenie gałęzi.

Wierzba przewróciła ją na ziemię. Kate szumiało w uszach, obraz stał się niewyraźny... Ale chyba widziała jak... jak Węgielek wlecze jej brata do jamy pod drzewem. Jedna z nóg Rona zahaczyła o korzeń, a potem... potem się złamała jak zapałka. Ron zniknął.

Kate zdołała oprzytomnieć na tyle, że udało jej się przeturlać na bok, zanim wierzba znów spróbowała smagnąć ją witką z niewyobrażalną siłą. Już teraz czuła, że ma krew na twarzy. Musiała mieć paskudne rozcięcie.

– Musimy biec po pomoc! – krzyknęła Hermiona z rozciętym ramieniem. Usiłowała zbliżyć się do Bijącej Wierzby. Nie miała na sobie peleryny.

– Nie! Ten potwór może go pożreć, nie mamy czasu – zawołał Harry.

– Harry... sami nie damy rady – przekonywała go Hermiona.

– Musimy! – Kate podniosła się z ziemi. – Musimy ratować Rona!

Nagle Krzywołap wyskoczył zza nich. Poślizgnął się między agresywnymi gałęziami, dotknął pnia i nagle... drzewo znieruchomiało.

– Krzywołap! Skąd on wiedział? – zdziwiła się Hermiona.

– Przyjaźni się z Węgielkiem – odparła Kate, szybko łącząc fakty. To w tej jamie musiał znikać pies.

– Znasz tego psa? – zapytał Harry.

– Długa historia.

Bez wahania zeszli za kotem do jamy. Nie wiedzieli, co było na jej końcu, ale musieli ratować Rona. On zrobiłby to samo dla nich.

🥧

– Ale... jak mogli zabić Hardodzioba? – zapytała Alice z oszołomieniem.

– Cóż, już go nie zabili – odparła Kate.

– A co z wujkiem? Dlaczego Syriusz zaciągnął go pod drzewo? I dokąd prowadziła jama? Widziałam tunel na Mapie Huncwotów, ale nikt nie narysował jego końca...

– Do tego też przechodzę. Tak więc poszliśmy za Krzywołapem. Tunel był bardzo długi...

🥧🥧🥧

Po pierwsze: Dziękuję, jednorożce moje kochane i jeden nietoperzu, za 1000 wyświetleń Dyni ♥︎

Po drugie: Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się podobał. Był długi, więc osoby narzekające zazwyczaj - nie narzekajcie ^^

Po trzecie: Guys, jak obiecałam już trochę wcześniej, prezentuję Wam trochę moich bazgrołów, przedstawiających naszych bohaterów. Nie jest to wszystko, co planuję, ale oto istniejące na chwilę obecną:

• Pierwsze rysunki z Kate w różnych pozach i strojach, które prezentują zmiany jej wyglądu na przestrzeni lat.

• Jak widzicie, Kate ogólnie lubi różne kolory, choć im jest starsza, tym częściej wybiera jasne barwy.

• Kate lubi nosić bransoletki i mieć ozdoby we włosach jak opaski czy spinki.

• Włosy Kate mają różną długość. W pierwszych latach są coraz dłuższe, jednak w okolicach czwartego roku podcinka je, a podczas trwania Zakonu Feniksa ścina je do brody i nie zapuszcza ich już poniżej ramion.

• Jako siedemnastolatka nie ma bandaży. To rękawiczki bez palców, tylko takie długie. Nie miałam już miejsca na większy rysinek.

• Narysowałam ją na miotle, żeby była jakaś różnica w rysunkach. Och, i jest jej różdżka. Ona powinna mieć głębsze żłobienia, wręcz jakby dziury w środku.

• Tutaj Kate prezentuje więcej swojej szafy. Nr 1 to mundurek, który wygląda jak w filmach. Na rysunku jest na czwartym roku, co widać po długości włosów. Swoje 5 minut sławy dostaje tu Sir Oswald.

• Nr 2 to piżama-party. Pasiasta piżama w żółtym kolorze. Nie, nie ma tu puchatych kapci. Jest tu trzeci rok, ostatni żółtych pasów.

• Udajmy, że aparat Kate jest różowy. Bo jest czerwony, ale kiedy to rysowałam, użyłam różowego. Nie pytajcie. O dziwnego kota (tak, to kot) na razie nie pytajcie.

• Nr 3 to Mistrzostwa Świata w Quiddtichu. Kate postawiła tu na zieleń i żółty, co oczywiście wspomnę w odpowiednim rozdziale. Tym razem włosy wiąże w koczki.

• Nr 4 to zimowy outfit z trzeciego roku. Kolorowy miks jednak do siebie pasuje.

• Nr 5 to depresso Patronum czy coś.

• Ten obrazek przedstawia ogólny zarys postaci. Nr 1 to Emma (jakbyście nie widzieli... lol) i jest to etap około 5-6 roku. Emma jest wysoka, ma swoje okulary i upięte włosy - czyli wszystko jest na swoim miejscu.

• Julien to Julien. Jest najwyższy z całej ekipy i bardzo podobny do bliźniaczki. Jego i Emmy mundurki nie są niebiesko-brązowe, choć tak było w książkach, bo zwyczajnie mi te kolory nie pasują do siebie XD

• Dante to słodziak i ma ładną fryzurkę. Jest wyższy od Lisy. Tu wygląda też na wyższego od Brooke, co akurat było moim błędem, bo ustaliłam sobie, że Brooke powinna być... centymetr wyższa. Dramat XD

• Lisie trochę opadły włosy na czoło i nie ma takiej okrągłutkiej buzi jak w mojej głowie, ale widać, że jest małym słoneczkiem. I jest odrobinę wyższa od Kate. Bo Kate jest niziołkiem w tej grupie. (Jako niska osoba kreuję niskie główne postaci...).

• Brooke nie ma do końca takich rysów jak w mojej głowie, bo powinny być delikatniejsze. Niemniej reszta odnosi się do jej naturalnego wyglądu - mam na myśli kolor oczu, włosu. Włosy jednak mają tutaj różowe końcówki. I jako jedyna jest bez swetra, bo znudziło mi się ich rysowanie.

• Tutaj mamy fotkę strzeloną na zimowym balu. Nie umiem w tła. W każdym razie zaczynamy od Brooke, która ma dość prostą, czerwoną sukienkę. Jej oczy mają już trochę inny kolor, podobnie jak włosy z ciemniejszymi pasmami. Tutaj już ma odpowiednią twarz XD

• Emma wyszła trochę za staro jak na 14 lat. Dostała bardziej fancy sukienkę w niebieskich odcieniach. Dużo tu perełek - w materiale i we włosach Emmy.

• Juliena dopadła klątwa braku strzyżenia na czwartym roku. Ma za długie włosy jak wszyscy biedacy w filmach i szatę chyba jeszcze po dziadku. Biedny.

• Dante ma po prostu przerobiony na szatę garnitur z czerwoną chustką... czy jak to się zwie. Jego klątwa nie dopadła.

• Lisa uszyła sobie złotą suknię z kokardą i jej twarz też wygląda już prawidłowo.

• O Kate wolę nie mówić za wiele, bo nie wyszła tak, jak bym chciała. Pomijając brak jednej nogi. Jej sukienka będzie biało-różowa. I... ogólnie narysuję ją jeszcze raz, don't worry.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top