Rozdział 15. Straszliwy dziedzic Slytherina
– Mała, wredna pokraka, galareta bez kręgosłupa moralnego... – złorzeczyła Kate, wchodząc szybko po schodach do dormitorium. Znalazła pokój pierwszorocznych dziewcząt. Na szczęście było pusto, więc Kate miała wolną rękę.
Jako że Ginny była bardzo podobnej, wręcz identycznej postury co Kate, lubiła czasem podkradać starszej siostrze ubrania. Zawsze robiła to bez pytania, a dwunastolatka odkrywała zniknięcie ubrania zwykle wtedy, gdy akurat chciała je włożyć lub wtedy, gdy zobaczyła Ginny paradującą w jej różowym sweterku czy też innej części garderoby. Tym razem jednak ofiarą kradzieży padł inny sweter – różowo-zielony, który powinien odstraszyć smarkulę swoją kolorystyką. Kate szukała go rankiem, ale nie znalazła ubrania w swoim kufrze, co potwierdziło domysły z poprzedniego dnia, że to Ginny była złodziejką, ponieważ w pokoju wspólnym starsza czarownica dostrzegła pod szatą róż i limonkę.
Wyminęła palenisko na środku pokoju i podeszła do łóżka, przy którym leżał kufer Ginny. Szybko rzuciła Alohomora, przewracając w duchu oczami, gdyż nigdy nie zrozumiała, dlaczego czarodzieje zamykali cokolwiek na klucz, skoro istniało zaklęcie otwierające zamki. Przerzuciła zawartość, na którą składały się kolorowe skarpetki, podręczniki i... Jest! Sweter wylądował w rękach Kate. Dziewczynka przysunęła go do nosa, by upewnić się, że nie przesiąknął ginnyozą lub innym okropieństwem. Na szczęście nie pachniał zbyt mocno młodszą siostrą.
Pies jednej z zamieszkałych dormitorium Gryfonek przydreptał do Kate, obwąchując ją z zaciekawieniem, więc dziewczynka odruchowo pogłaskała go po grzbiecie. Na szczęście jej nie ugryzł jak smok Norbert. Pomyślała, że ktoś powinien biedaka wyprowadzić na spacer, ale zapewne właścicielka słodziaka robiła to wieczorami lub przed śniadaniem.
Kate już chciała zniknąć, zakładając z satysfakcją sweter, kiedy zauważyła pamiętnik Ginny. Nie był zbyt ładny, ale dziewczynka zrobiła prawdziwy raban, kiedy okazało się, że zapomniała go z domu. Nie pomogły nawet zapewnienia, że rodzice wyślą go przez Errola. Ginny miała na jego punkcie obsesję. W sumie w ogóle była ostatnio jakaś dziwnie obsesyjna. Szlajała się po terenie szkoły, nawet nie zawsze z Luną – zwykle była sama. W dodatku, kiedy spetryfikowano panią Norris, dziewczynka ryczała do późna – dlatego, że biedna kicia była teraz żywym posągiem, i dlatego, że Ron i Harry (oraz Hermiona) byli w pobliżu i mogli zostać wyrzuceni ze szkoły.
– Jak nic wypisuje tu poematy o Harrym... – wymamrotała Kate, sięgając po pamiętnik.
Nie miała wyrzutów sumienia. Dopóki Kate nie zdobyła takiego pamiętnika, w którym atrament widzi tylko właściciel, cały czas musiała mieć się na baczności, bo Ginny była strasznie wścibska i złośliwa. Kate była podobna, więc lubiła brać odwet w najmniej spodziewanych momentach. I co prawda nie wiedziała, skąd Ginny wzięła dość staro wyglądający zeszycik, który wyglądał bardzo poważnie i kompletnie niemagicznie, ale zawstydzające sekrety to zawstydzające sekrety.
Otworzyła pamiętnik i... nic. Pusto.
Przekartkowała pamiętnik, licząc, że jednak nie jest specjalnie zaczarowany, ale najwyraźniej był, skoro Kate nie znalazła tam ani słowa.
Narzuciła na siebie sweter i zeszła do pokoju wspólnego. Sobota była chłodna, ale niewiele osób było w pokoju wspólnym. Kate podeszła do chowających się w zacisznym kącie braci i przyjaciółki, którzy omawiali coś z ożywieniem. Na pewno mówili o Komnacie Tajemnic.
– Już jestem! – oznajmiła, siadając na wolnym fotelu.
Hermiona rzuciła krytycznym okiem na jej strój, ale go nie skomentowała. Przywykła już, że Kate lubiła ubierać się kolorowo tylko po to, by nagle wejść w tryb normalny.
– Kazałaś nam czekać tylko po to, żeby wziąć to coś? – zapytał Ron. – Wygląda jak wymioty noworodka.
– A skąd ty niby wiesz, jak wyglądają wymioty noworodka, co? – odgryzła się Kate i podciągnęła kolana pod brodę, spoglądając na brata groźnym wzrokiem.
– Możemy wrócić do tematu? – zapytał Harry, patrząc na nich znacząco.
– Mów, Harry, śmiało – zachęciła go Hermiona.
Harry ponownie opowiedział im o głosie w ścianie, który chciał krwi i śmierci. Słyszał go już wcześniej w gabinecie Lockharta, gdzie odbywał szlaban, a potem na korytarzach. Z pokręconych wyjaśnień zrozumiała, że to chyba dlatego cała trójka trafiła na ścianę z napisem – Harry śledził bezcielesny głos.
– Harry... jesteś czubkiem – stwierdziła Kate.
– Wielkie dzięki, Katie.
– Harry, nawet w świecie czarodziejów nie jest to normalne – powiedziała Hermiona.
– Może się przesłyszałeś? – zasugerował Ron.
– Wiem, co słyszałem! – oburzył się Harry. – Ten ktoś chciał kogoś zamordować!
– Może to duch – zastanowiła się na głos Kate. – Wiesz, Krwawy Baron albo jego szurnięty zmarły krewny?
– W ścianie? – W głosie Hermiony pobrzmiewał sceptycyzm.
– No, a jak? Duchy przenikają przez ściany. Może jakiś duch lubi przechadzać się między murami, żeby nikt nie testował, czy można mu zajrzeć pod sukienkę albo włożyć rękę w ranę.
– Ale czemu miałby latać w środku ściany i grozić, że kogoś zabije?
– A dlaczego Jęcząca Marta kolekcjonuje podpaski, cokolwiek to jest? – zapytała Kate, po czym widząc (nie wiedzieć czemu) zgorszoną minę Hermiony i zdezorientowane spojrzenia chłopców, dodała: – Luna Lovegood coś mi mówiła, nie pytajcie.
– Gdyby to był duch, też byśmy go słyszeli – stwierdził Ron.
– Czyli Harry jest czubkiem. – Kate wzruszyła ramionami i wstała. – To wy tu sobie gadajcie, a ja idę do znajomych. Tylko znajdę szalik.
– Owinęłaś go wokół mojej lampy – przypomniała niezadowolona Hermiona.
– A, no faktycznie.
Kate poszła, wyglądając najbardziej beztrosko, jak to możliwe. W głębi duszy jednak się martwiła. Coś złego działo się w Hogwarcie.
🥧
– Dowiedzieliście się czegoś o tej Komnacie Tajemnic? – zapytała Emma.
Wyszli wszyscy na błoniach – to znaczy całą szóstką: Kate, Brooke, Emma, Julien, Dante i Lisa. Jakoś tak wyszło, że polubili spędzanie czasu właśnie w tym gronie. Kate nie wiedziała, co połączyło ich wszystkich, ale wiedziała na pewno, że wszyscy jej nowi przyjaciele są wyjątkowi na swój sposób i z każdym z osobna mogłaby spędzić calutki dzień bez ani chwili nudy. Brooke miała prawdziwie gryfońskiego ducha i niezwykły talent. Emma była jednocześnie molem książkowym i ogromną fanką sportu. Julien uwielbiał się popisywać i gdyby nie jego genialny mózg, bez wahania przydzielono by go do Gryffindory. Dante był praktycznie bratnią duszą Kate – w przyjacielskim tego słowa znaczeniu, po prostu rozumieli się praktycznie bez słów. Z kolei Lisa była chodzącym promyczkiem słońca, który jednym uśmiechem odpędza smutki i inne szare chmury. Łączyło ich jedno – lubili zagadki i tajemnice, a jeśli działo się coś ciekawego, musieli to zbadać i dobrze przyjrzeć się sprawie. Nawet jeśli były to drobnostki.
Ale Komnata Tajemnic na pewno nie była drobnostką.
– Nic – powiedziała Lisa. – Moi rodzice nic nie wiedzą, a Cedrik też nic nie słyszał.
– Wypożyczyli wszystkie książki o historii Hogwartu – żachnął się Julien. – Wiedziałem, że trzeba od razu lecieć do biblioteki, a nie zakradać się do kuchni. – Tu Julien spojrzał na Dantego znad okularów.
– W nocy nic byś nie wypożyczył! – próbował bronić się Calloway.
– Ale czaiłbym się przy drzwiach – odparł Krukon.
– Brooke, Kate? – Emma spojrzała na Gryfonki.
– Nic – westchnęła Brooke. – Chociaż coś mi się obiło o uszy.
– Mi też – zgodziła się z nią Kate i zamyśliła się na chwilę. – Hm... Już pamiętam! Bill, mój starszy brat, kiedyś mi o tym opowiadał. Chyba robił wtedy jakiś projekt z koleżanką i dlatego szukał różnych historii o Hogwarcie.
Usiedli pod drzewem nad jeziorem. Lisa, Emma i Brooke rozłożyły koce, na których wszyscy usiedli. Dante położył na środku ciasteczka, a kiedy wszyscy już się wygodnie usadowili, Kate podjęła:
– Kiedy Godryk Gryffindor, Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff i Salazar Slytherin założyli Hogwart, chcieli, by mogły się tutaj uczyć dzieci o magicznych zdolnościach. Slytherin jednak miał obsesję na punkcie ,,czystej krwi" i dlatego uważał, że nie powinni przyjmować do szkoły dzieci z rodzin mugoli ani też tych półkrwi. Pamiętam, że chyba ostro się wtedy pokłócił z Gryffindorem, dlatego spakował manatki i wyjechał, nawet pocztówki nie wysłał. Ale podobno w czasie budowy Hogwartu stworzył tajną komnatę i ukrył do niej wejście tak, by tylko jego prawowity dziedzic mógł otworzyć Komnatę na nowo. Według Billa Slytherin ukrył tam potwora.
– Wow... to by znaczyło, że ten dziedzic faktycznie wrócił. Skoro otworzył komnatę i zostawił autograf na ścianie – stwierdził Julien, aż mrugając z zaskoczenia.
– Jak napis przypomina krew, to mogliśmy się spodziewać, że to coś groźnego – mruknęła Brooke. Jej włosy zrobiły się ciemne, odpowiadając jej nastrojowi. Nawet oczy nagle wydały się bardziej pochmurne.
– Myślicie, że... ten potwór zaatakował Panią Norris? – zapytała zatrwożona Lisa.
– Ale jaki potwór petryfikuje wszystko, co się rusza? – zastanowiła się Emma.
– I kto jest tym dziedzicem? – Dante oparł brodę na dłoni i spojrzał na maślane ciasteczka, jakby tylko one znały odpowiedź.
– Myślę, że Malfoy – powiedziała Kate, niemal wypluwając to nazwisko. – Harry i Ron się ze mną zgadzają. Jego rodzina ma jakąś chorobliwą obsesję. Nawet moja rodzina, która – no, poza mną oczywiście – jest „czystej krwi", według Malfoyów roznosi jakąś chorobę zakaźną. Ojciec Malfoya nawet pobił się z moim tatą przez to. Jak nic muszą pochodzić od Slytherina, że tak im się na mózg rzuciło.
– Coś w tym jest, Malfoy gardzi ludźmi – zgodziła się z nią Brooke. – O, aż mi się przypomniało! – Dziewczynka aż sapnęła. – Komnata Tajemnic była już kiedyś otwarta!
– Co?! – Wszyscy spojrzeli na Gryfonkę z zaskoczeniem.
– Już pamiętam, chyba babcia mi coś opowiadała. Nie pamiętam, jak dawno temu, ale jakiś dziedzic już był w Hogwarcie i otworzył Komnatę, ale sprawę zamieciono pod dywan, a uczniowie mieli nie roznosić plotek. Ministerstwo uznało, że nie ma żadnego potwora, bo znaleziono sprawcę i go ukarano.
– A za co go ukarano? – zapytał Dante. – Petryfikacja chyba nie jest tak poważna... prawda?
– Podobno wtedy zginęła jedna z uczennic – powiedziała Brooke.
Wszyscy spojrzeli po sobie nerwowo. Jeśli ktoś już kiedyś zginął... to czy mogli liczyć, że tym razem historia się nie powtórzy?
🥧
– Kate! – Dante dogonił ją na schodach. Za nim biegł Julien. Dosłownie w tym momencie Kate przegapiła wejście na korytarz i schody znów się poruszyły. Kręciła się tak już od kilku minut, myląc schody i za późno próbując z nich zejść.
– Hej... – mruknęła, po czym ziewnęła. Z trudem wstała dziś z łóżka, spóźniając się na śniadanie. Stwierdziła, że wyśpi się na Historii Magii. – A wy czemu nie na lekcjach? – zapytała.
– Byłem w skrzydle szpitalnym, bo Lisa przypadkiem wylała na mnie eliksir i cały spuchłem – powiedział Dante. Schody tymczasem prowadziły ich nie tam, gdzie trzeba. – Ale i tak jestem spóźniony, więc mi się nie spieszy.
– A ja zapomniałem podręczników, tylko nie mogłem otworzyć przejścia. Coś mi dziś mózg nie działa – dodał Julien. – Zresztą Binns się nie skapnie.
– No, dlatego poszłam po taśmę klejącą – powiedziała Kate, zadowolona, że nie tylko ona się spóźni na lekcję z duchem nauczyciela. – Ron ma złamaną różdżkę, więc nadal próbujemy ją naprawiać.
W końcu zeszli ze schodów. Szli w tym samym kierunku.
– Słyszałaś już plotkę? – zapytał nagle Dante z dziwnym napięciem w głosie.
– Jaką, panie naczelny plotkarzu? – zapytała Kate.
– Że... no wiesz... że Harry może być dziedzicem Slytherina.
– Co? – Kate aż wytrzeszczyła oczy. – Przecież ja też bym wtedy musiała nim być. Nią znaczy się, dziedziczką.
– Justin mówi o tym dosłownie wszystkim.
– Nawet ja słyszałem – przyznał Julien. – Moi współlokatorzy już uznali, że wolą się trzymać od Harry'ego z dala. Większość jest z rodzin mugoli, więc czują się zagrożeni.
– Ale to absurd! – zawołała Kate, skupiają na sobie oburzone spojrzenia obrazów.
– Ubzdurał sobie kretyn i tyle – prychnął Dante.
– A myślałam, że wszyscy się boją, że zarażą się od Harry'ego pryszczami... – jęknęła Kate. – Wygląda koszmarnie, ale przecież nie aż tak, żeby być dziedzicem Slytherina! Przecież jest Gryfonem.
– A ja tłumaczyłem Justinowi, że jak obraża twojego brata, to obraża też ciebie. No i... nie wiem, czy nie pogorszyłem sprawy, bo chyba ciebie też zaczął obgadywać. Że niby lubisz atakować ludzi i na pewno wkrótce nas, mugolaków, wymordujecie... – Dante uciekł wzrokiem w bok. – Przepraszam.
– Chciałeś dobrze... – wymamrotała Kate, wbijając wzrok w podłogę.
– Jakby co, to my w to nie wierzymy – zadeklarował Julien, klepiąc przyjaciółkę po ramieniu.
– I jeśli ktoś ci zrobi przykrość, zadbam, żeby dostał sraczki – oznajmił Dante, klepiąc ją w drugie ramię.
Kate uśmiechnęła się do nich.
– Dzięki, chłopaki.
🥧
– Musimy odkryć, kto jest dziedzicem Slytherina – oznajmiła Kate, idąc za Hermioną. Wracały z biblioteki z naręczem książek, które Granger koniecznie musiała w najbliższym czasie przeczytać. Oczywiście wszystkie prócz jednej dźwigała Kate, a ostatnią Hermiona przeglądała w drodze.
– Jeśli to faktycznie Malfoy, to może być ciężko – oznajmiła Hermiona. – Nie udowodnimy mu tego, chyba że sam nam powie.
– Pewnie mówi swoim koleżkom, ale oni są tacy tępi, że raczej nic z nich nie wyciśniemy – Kate ostrożnie zrobiła krok, by nie zgnieść sznura czmychających pająków. Całe szczęście, że Ron nie poszedł z nimi. Miał arachnofobię, odkąd w dzieciństwie Fred w złości przypadkiem zamienił w pająka jego pluszowego misia – nikt nie winił Freda, bo przecież nie miał wtedy różdżki, więc nie zrobił tego celowo, ale Ron nadal stał jak sparaliżowany, gdy widział czarną kropkę i osiem nóg. – Chyba że jeszcze im się nie pochwalił, że spetryfikował kotkę pana Filcha.
– Hm... Czytałam w wakacje taką książkę i chyba wiem, co mogłoby nam pomóc: eliksir wielosokowy. Pozwala zmieniać się w kogoś innego – wyjaśniła Hermiona, przyspieszając kroku.
Kate dreptała szybciej, starając się nie przewrócić.
– Super! A skąd go wytrzaśniemy? – zapytała Weasley, usiłując patrzeć pod nogi.
– To jest właśnie problem. To była tylko wzmianka, a przepis powinien znajdować się w książce w dziale ksiąg zakazanych, a żeby tam wejść, potrzeba pozwolenia nauczyciela.
– Żaden problem, weźmiemy pelerynę Harry'ego i po prostu ukradniemy książkę nocą.
– Ale nie wystarczy, że raz przeczytam przepis i go zapamiętam! – oburzyła się Hermiona, na co Kate uniosła brew. – Musimy zabrać książkę, a pani Pince na pewno się zorientuje, jeśli jej zabraknie. Niemal codziennie sprawdza, czy stan zgadza się z rejestrem wypożyczeni.
– To może wyrwiemy kartkę?
Hermiona spojrzała na nią, jakby Kate zasugerowała morderstwo.
– Okej, okej. Czyli musimy przekonać jakiegoś nauczyciela, żeby pozwolił dwunastolatce szukać książki o bardzo niebezpiecznych eliksirach... Wiesz co? Lockart jest tak głupi, że na pewno nam je da i nawet nie zapyta o powód.
Hermiona prychnęła, ale nie odpowiedziała na jawną zniewagę ich profesora. Kate miała rację. Lockhart, o ironio, był w tej sytuacji ich zbawcą.
🥧
– Potwór w Komnacie? – Alice spojrzała na matkę w zdumieniu. – Ale... ale dlaczego wszyscy uznali, że Harry jest dziedzicem?
– Wiesz, wtedy to była tylko plotka, kochanie. Takie tam pogłoski. Harry był niezwykły, przeżył śmiertelne zaklęcie. A w dodatku, gdy odkryto napis, to on pod nim stał. Oczywiście byli też Ron i Hermiona, ale twój wujek zawsze skupiał na sobie uwagę. A przez to, że cała szkoła wciąż szumiała o tym, że jesteśmy rodzeństwem, i mnie się odrobinę oberwało.
– A czy ten potwór jeszcze kogoś zaatakował?
Kate zrobiła dziwną minę.
– Cóż... Tak. Colin, mąż cioci Lisy, był wtedy tym irytującym dzieciakiem z aparatem i miał obsesję na punkcie wujka Harry'ego. Harry'ego na meczu Quidditcha nieprzerwanie atakował tłuczek, który, jak się okazało, kontrolował Zgredek. Skończył ze złamaną ręką, a przez Lockharta wszystkie kości mu tam zniknęły...
Alice aż się wzdrygnęła.
– W każdym razie Harry został na całą noc w skrzydle szpitalnym, a Colin wymknął się koło północy, żeby przynieść mu coś dobrego do jedzenia. Rano wszyscy już słyszeli, że Puchon z mugolskiej rodziny został spetryfikowany. No i się zaczęło. Wszyscy wiedzieli, że Harry ma serdecznie dość Colina, więc nieufność rosła. Wtedy ja, wujek Ron, wujek Harry i ciocia Hermiona zdecydowaliśmy, że musimy przyspieszyć z produkcją eliksiru wielosokowego. Z książki wiedzieliśmy, że warzenie potrwa miesiąc, a składniki są ciężkie do zdobycia dla przeciętnego ucznia. Zarządziliśmy więc, że nie tylko zdobędę hasło do pokoju Ślizgonów, ale też wykradnę składniki ze składziku profesora Snape'a. Do dziś nie wiem, czemu padło na mnie. W każdym razie musiałam się do tego przygotować...
Kate wróciła do opowieści.
🥧🥧🥧
Oj, dzieje się... Choć oczywiście wszyscy wiemy, co działo się w Komnacie Tajemnic. Z kolei rozdziałów z tej części planuję jeszcze 4-5, choć wszystko wyjdzie w praniu.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i w niektórych miejscach przynajmniej się uśmiechnęliście. Swoją drogą już trochę zapowiedziałam, że Bill dostanie nową babkę, bo nie chcę, żeby kończył z Fleur... Bo skoro nawet Molly Weasley jej nie lubi, to coś z laską jest nie tak.
Anyway, w kolejnym rozdziale Kate nie tylko wkroczy na ścieżkę zbrodni, używając do tego fajerwerków, koleżanki i taboretu, ale też stanie się pocieszycielką udręczonego okularnika, odkryje, że nie umie dogadać się z wężami, zrobi origami i przy okazji zobaczy swojego skamieniałego wroga Justina.
Zainteresowani? No, to lecimy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top