Rozdział 14. Śliskie sprawy

Może i miała status przyjaciółki słynnego Harry'ego Pottera. Może poczłapała za nim pod klapę w podłodze po kamień filozoficzny, jakby była jakimś psem (zdaniem innych). Ale teraz wszyscy nagle chcieli wiedzieć, od jak dawna wie, że TEN Harry Potter to jej brat, jak przeżyła śmiercionośne zaklęcie (miała tylko rok, więc...) i czy Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać chce się zemścić i na niej. W dodatku chcieli wiedzieć o wszystkim na temat Harry'ego. Nawet Lavender i Parvati ją zamęczały, aż w końcu Hermiona je odgoniła.

Na szczęście Dante, Lisa, Emma i Julien dali jej spokój, gdy tylko zobaczyli jej nieszczęśliwą minę. Ta czwórka trzymała się ze sobą od początku roku szkolnego i chętnie spędzali czas z Kate. A gdy Brooke wróciła do szkoły, ich nowa paczka szybko adoptowała dziewczynę. Dziewczyna szybko zaskarbiła sobie dozgonną miłość Juliena i Emmy, z którymi mogła nawijać w nieskończoność o Quidditchu.

Oczywiście mimo poznania nowych przyjaciół Kate nadal wiele czasu spędzała z Hermioną i swoimi braćmi. Razem szli na zajęcia i posiłki, czasem okazyjnie zabierając ze sobą Brooke lub Neville'a (Kate musiała mu w końcu wybaczyć).

Niestety Lockhart nie wyparował. Nie trafił go też piorun, nie dopadła boska sprawiedliwość, nie dostał nawet pryszcza. Żył i miał się dobrze. Co za koszmar.

Gdy tylko Gilderoy Lockhart, zaraza ludzkości, pojawiał się na horyzoncie, Harry potrafił niespodziewanie zanurkować w najbliższe krzaki. Kate niezmiernie to bawiło i śmiała się w duchu, sama próbując udawać zbroję. Zdarzyło jej się nawet skoczyć w boczny korytarz, aktywować tajne przejście i to właśnie nim dostać się w pobliże sali lekcyjnych. Fred i George pokazali jej wiele ukrytych korytarzy i pomieszczeń, z których nikt nie korzystał. A widząc męki siostry, przekazali jej nawet Mapę Huncwotów. Oni znali przejścia na pamięć, a Lee Jordan, Maddie i Charlie praktycznie nie korzystali z przejść bez nich. Oczywiście obiecała, że nikomu nie piśnie o mapie ani słowem, choć oczywiście bardzo ją kusiło.

Kate szybko na nowo odnalazła się w szkolnym rytmie, choć poranne pobudki nadal były dla niej ciężkie. Hermiona zagroziła, że na święta kupi jej budzik, jeśli nie nauczy się zrywać z łóżka bez brutalnego pozbawiania kołdry i poduszek. Był to przekonujący argument, ale i tak dziewczynka zaznaczyła, że jak już musi kupować to coś, co chyba było mugolskim wynalazkiem, to niech będzie różowe. W każdym razie wszystko było jak rok temu. Kate chodziła na lekcje i na próby chóru, które wyjątkowo cieszyły Sir Oswalda, a w wolnym czasie spędzała czas z przyjaciółmi i starszymi braćmi.

Przeczuwane nieszczęście nie nadchodziło, a jedynymi katastrofami w szkole były: brak czekoladowych płatków do mleka, Lockhart, różdżka Rona, Lockhart, rysunki na twarzy Neville'a niezmywalnym markerem (za domalowanie mu wąsów w czasie snu Kate straciła pięć punktów) i oczywiście Lockhart. Być może Kate podświadomie wyczuwała to, co wydarzyło się na treningu Quidditcha? Zacznijmy jednak od początku.

– Jestem pewna, że w tym roku zdobędziemy Puchar Quidditcha! – powiedziała z pewnością Brooke. Jej oczy były dziś fioletowe, a paznokcie zmieniły swój kolor na żółty. Dziewczyna przez wakacje nieźle podszlifowała swój metamorfomagiczny talent. Tylko włosy pozostawiła w naturalnym odcieniu ciemnego blondu.

– Jeśli Wood w tym roku będzie świrował z taktyką i treningami jak ostatnio, to musi nam się udać – stwierdziła Kate. – Chłopaki od świtu są na boisku.

Obie Gryfonki zmierzały właśnie w tym kierunku, żeby obejrzeć trening. Ron i Hermiona wyszli trochę wcześniej, bo Brooke i Kate trochę zaspały.

– Oliver to prawdziwy geniusz! – Oczy Brooke zdawały się błyszczeć, a Kate dałaby sobie rękę uciąć, że włosy dziewczyny nagle pojaśniały i przybrały lekko różowy odcień. – Z nim zwycięstwo mamy w garści. Tylko przypilnuj, żeby twój brat nie wylądował znów w szpitalu w kluczowym momencie.

– W takim razie niech Wood ogarnie jakiegoś zapasowego szukającego. – Kate wzruszyła bezradnie ramionami. – Ja za Harry'ego nie ręczę. W tamtym roku chyba tylko Hermiona z naszej czwórki nie była w skrzydle szpitalnym.

– Oliver szuka tylko prawdziwych talentów, to widać – żachnęła się Brooke. – Nie weźmie nikogo innego, bo już ma Harry'ego, a Harry jest świetny.

– A ty co, zabujałaś się w Woodzie? – zaśmiała się Kate i szturchnęła przyjaciółkę łokciem. Teraz jej fryzura do ramion z pewnością była różowa.

– Wcale nie! – oburzyła się Brooke i odwróciła wzrok. – Uważam tylko, że jest dobrym kapitanem drużyny.

– I jest słodki – dodała przymilnie Kate.

Brooke dźgnęła ją łokciem w brzuch, na co młodsza dziewczynka zatoczyła się w bok z teatralną przesadą.

– Idziecie zobaczyć trening? – Dogoniła ich Lisa.

– A ty co tutaj robisz? – zdziwiła się Brooke. – Myślałam, że nie jesteś fanką sportu.

– Szukałam Kate. Miałyśmy się razem pouczyć na transmutację. – Lisa spojrzała na rudowłosą dziewczynkę, jakby oczekiwała od niej potwierdzenia.

– Wybacz, Lis, totalnie zapomniałam – jęknęła Kate. – A masz podręczniki? – zapytała.

Lisa pokazała torbę wypchaną książkami.

– Tak. A ty co masz w torbie?

Kate poprawiła szalik, który znacznie się poluźnił, po czym wyciągnęła Sir Oswalda w jego kokonie z żółtego kocyka.

– Nie miałam serca zostawić go samego – powiedziała, tuląc do siebie ropuchę, która nawykła to turbulencji w torbie młodej czarownicy. – Sir Oswald zaraz zapadnie w sen zimowy, przecież niedługo już Noc Duchów!

– Ojej, będę tęsknić za tym słodziakiem – jęknęła Lisa.

– Jest słodki, dopóki nie rechocze w środku nocy i nie zostawia ci śluzu na kołdrze – mruknęła Brooke.

– Co tam mamroczesz? – zapytała słodkim tonem Kate, posyłając starszej dziewczynie groźne spojrzenie.

– Że Sir Oswald to najfajniejsza ropucha w szkole. Teodora przy nim wymięka.

– To właśnie chciałam usłyszeć.

Dotarły na boisko. Kate, Brooke i Lisa usiadły na trybunach po zupełnie innej stronie co Ron i Hermiona. Wszystko dlatego, że Colin Creevey stał tam i robił mnóstwo zdjęć, a pierwszoroczniak nie tylko nauczył się na pamięć planu lekcji Gryfonów z drugiego roku i zagadywał Harry'ego na każdym kroku, ale potrafił machać do Kate obłąkańczo, gdy tylko dostrzegał jej rude włosy w tłumie. Co prawda zdarzyło mu się pomylić Kate z Ginny, która była od niej drobniejsza i nie nosiła brokatowych spinek czy kolorowych bransoletek, ale nic sobie z tego nie robił. Kate nigdy mu nie odmachiwała, ale jeśli czasem zaczynał ją zagadywać, a Lisa akurat była w pobliżu, to Puchonka zręcznie chłopca odciągała na bok. Colin zdawał się w nią wpatrzony jak w obrazek.

Kate pomagała Lisie zrozumieć, co robi źle, zamieniając guziki w monety, a Brooke z westchnieniami zachwytu obserwowała grę ich drużyny, a szczególnie Wooda. Kate nigdy by nie pomyślała, że dziewczyna mogłaby się tak zabujać w jakimś chłopaku. Sama sobie obiecała, że nigdy się nie zadurzy. Przez całe dzieciństwo miała w domu taką ilość testosteronu, że wystarczyło jej na całe życie. Ale Brooke wydawała się dziewczyną, którą nie interesują bzdurne romanse, a tu proszę! Co gorsza, śliniła się na widok Lockharta razem z Lisą.

Zamieszanie zaczęło się w momencie, gdy drużyna Ślizgonów w szmaragdowych szatach i z miotłami zjawiła się na boisku. Wood szybko wylądował na ziemi, najpewniej po to, by wyjaśnić sprawę. Gryfoni mieli zarezerwowane boisko na ten ranek, więc drużyny ze Slytherinu nie powinno tu być.

Po chwili dziewczynki zwinęły swoje rzeczy i Sir Oswalda i ruszyły, żeby zobaczyć, co się dzieje. Kate dostrzegła wśród zawodników Draco Malfoya i uśmiechnęła się diabolicznie. Wyciągnęła z torby pilnowaną przez Sir Oswalda karteczkę z zabezpieczoną taśmą, której nie można było odkleić bez specjalnego zaklęcia.

Kiedy Malfoy oświadczał, że jest nowym szukającym Ślizgonów i wszyscy zachwycają się miotłami, które jego ojciec zakupił dla całej drużyny, Kate rzuciła na karteczkę Wingardium Leviosa i przykleiła ją Malfoyowi do pleców. Literki zapisane różowym atramentem i posypane brokatem układały się w napis: ,,Kopnij mnie w mój blady zadek".

– Nie macie się na co gapić? – zapytał grubiańsko Marcus Flint, kapitan Ślizgonów, patrząc z irytacją na Rona i Hermionę oraz Lisę, Brooke i Kate, którzy zaszli ich z dwóch stron.

Malfoy zupełnie się nim nie przejmował.

– Niezłe, co? – rzucił niedbale, prezentując Nimbusa Dwa Tysiące Jeden. – Może sypniecie złotem i kupicie sobie takie same? W każdym razie tych Zmiataczek już dawno powinniście się pozbyć. Myślę, że jakieś muzeum chętnie by je przyjęło.

Fred i George zacisnęli mocniej dłonie na Zmiataczkach, a Kate zgrzytnęła zębami, gdy drużyna Ślizgonów ryknęła śmiechem. Byli tam sami faceci, nie licząc milczącej Maddie, która patrzyła na nich z pogardą.

Niech się śmieją – pomyślała Kate. – Zobaczymy, kiedy zaczną się śmiać z Malfoya i kopać go dla żartu. Taka żałosna fretka z nimi nie przeżyje.

– Ale przynajmniej żaden członek drużyny Gryfonów nie musi się do niej wkupywać – powiedziała z pogardą Hermiona, włączając się do konfliktu. – U nas liczy się talent.

– Nikt cię nie pytał o zdanie, ty nędzna szlamo – warknął w odpowiedzi.

W Kate natychmiast zawrzała wściekłość i szybko wyciągnęła z fałd szaty swoją różdżkę. Brooke rzuciła w stronę Malfoya kilka niecenzuralnych słów, Lisa sapnęła z oburzenia, a Fred i George rzucili się na blondwłosego śmiecia. Flint zasłonił swojego nowego szukającego, podczas gdy Ron wyciągał swoją różdżkę, a Kate zakradała się do Malfoya od tyłu. Zamierzała wcielić w życie plan zemsty, jakim było totalne ośmieszenie chłopaka. Już kilka dni temu poprosiła Charlotte, starszą koleżankę z Gryffindoru, żeby nauczyła ją pewnego zaklęcia.

Ron wrzasnął: ,,Zapłacisz mi za to, Malfoy!", ale gdy postanowił przekląć Draco w imię obrony honoru Hermiony, różdżka go zawiodła i zielony strumień ugodził go rykoszetem.

Niemalże w tej samej chwili Kate wyszeptała: ,,Aquamenti". Celując różdżką w odsłonięte spodnie Malfoya, zmoczyła okolice krocza i nogawkę strumieniem wody .

Malfoy spojrzał w dół zdezorientowany i spojrzał ze złością na Kate, która uśmiechnęła się szatańsko. To był tylko początek. Bo kiedy męska część Ślizgonów ryczała ze śmiechu, widząc wymiotującego ślimakami Rona, Kate zwróciła uwagę robiącego mu zdjęcia Colina, wołając:

– Colin, rób zdjęcie, szybko! Malfoy aż się posikał!

Wszyscy spojrzeli się na upokorzonego Malfoya, a Kate szybko podbiegła do Rona. Harry i Hermiona klęczeli przy nim, zastanawiając się, czy lepiej zabrać go do Hagrida, czy Skrzydła szpitalnego.

– Uch, śliska sprawa – jęknęła Kate, widząc stan swojego brata. Nie brzydziły ją ślimaki, ale jej przyjaciół ewidentnie tak.

– Zaprowadźmy go lepiej do Hagrida, to najbliżej – zaproponował Harry.

Kate pomogła Ronowi wstać, a zachęcony jej odwagą i poświęceniem Harry wsparł go z drugiej strony. We czwórkę wyprowadzili Rona ze stadionu, korzystając z tego, że Colin Creevey uciekał przed Flintem, który chciał mu zabrać aparat (Lisa i Brooke z kolei goniły Flinta), a reszta Ślizgonów śmieje się z Malfoya. Jeden nawet kopnął go w tyłek.

Odprowadzili Rona do Hagrida, gdzie chłopak dochodził do siebie. Kate pierwszy raz w tym roku odwiedziła gajowego i mimo niefortunnych okoliczności strasznie się z tego ucieszyła. Co prawda widywała Hagrida co jakiś czas na błoniach, ale nie miała okazji wpaść na herbatkę, żeby pogadać o szkole, smokach i pogłaskać Kła, który szaleńczo merdał ogonem na jej widok. Pies nawet zaakceptował obecność Sir Oswalda, a Hagrid uprzejmie przyszykował dla małego gościa kilka smakołyków.

Później Kate miała okazję z zachwytem przyglądać się dyniowemu polu. Tylko po to, by jej nagły dobry humor prysł, gdy Hagrid wspomniał, że spotkał się wczoraj z Ginny, gdy wałęsała się w pobliżu jego chatki. Była zła na siebie, bo sama wspomniała, że razem z Harrym czasem odwiedzają gajowego. Ginny musiała się tam za nim rozglądać, bo zbyt rzadko miała okazję się do niego zbliżyć w pokoju wspólnym. Cały czas przed nim uciekała, a Kate nie miała już siły zachwalać młodszej siostry. Teraz była zażenowana jej zachowaniem.

Wtedy nie miała pojęcia, co tak naprawdę dziewczynka robiła w tej okolicy.

🥧

Pierwszy szlaban w tym roku Kate dostała przez Neville'a. Gdy tylko rozległ się dzwonek, Neville potrącił kociołek i przypadkiem wylał na dziewczynkę śluz ropuchy. Snape tylko rzucił Kate przelotne spojrzenie, jak zwykle nie patrząc jej w oczy, jakby roznosiła swoim wzrokiem chorobę, po czym odjął Gryffindoriwi pięć punktów, a dwunastolatce kazał iść do łazienki i doprowadzić się do porządku. Jakby nie mógł na nią rzucić zaklęcia czyszczącego, którego używała Molly Weasley.

Tak więc Kate udała się do jedynej łazienki, w której umywalek nie okupywało stado piąto- i szóstoklasistek, a była to nieszczęsna łazienka Jęczącej Marty. A właściwie do najbliższej, do której doprowadziły ją złośliwe schody. Dziś była Noc Duchów i Marta chyba źle znosiła to święto, bo praktycznie zalała całą łazienkę. Kate jednak nic sobie z tego nie robiła, bo buty miała może i mokre razem ze skarpetkami, ale przynajmniej czyste. Zaraz przy umywalkach jednak się potknęła i w ostatniej chwili złapała się jednej z nich i zatrzymała w tak dziwnej pozycji, że duch dawnej uczennicy przerwał zawodzenie i zaczął się z niej śmiać.

Kate uderzyła szczęką o umywalkę i czuła się lekko zamroczona. Była pewna, że na kranie widzi miedziane węże. Dziwne. Chyba nigdy ich nie widziała. Ale była w tej łazience tylko raz, a wtedy Marta wychyliła z uśmiechem głowę z sedesu, z którego właśnie zsiadła Kate... Traumatyczne wspomnienie.

Kiedy Kate doprowadziła się do porządku, wyszła z łazienki tylko po to, by zobaczyć dyszącego z wściekłości i zasmarkanego Filcha. Trzymał w ręce mop. Wówczas Kate zdała sobie sprawę, że musiała zostawić śliski ślad na kilku korytarzach i schodach... W każdym razie Filch za błogosławieństwem któregoś z nauczycieli (pewnie Snape'a) wlepił jej szlaban. Dziś, zamiast wziąć udział w uczcie z okazji Nocy Duchów, miała wyszorować podłogi na wszystkich korytarzach tego piętra.

Tak więc dziewczyna nie udała się przyjęcie z okazji rocznicy śmierci Sir Nicolasa wraz z Ronem, Harrym i Hermioną (na które i tak nie zamierzała iść), ani tym bardziej na ucztę. Wyklinając starego charłaka pod nosem, który mścił się na młodych czarodziejach tak, jakby chorobliwie zazdrościł im magicznego talentu. To jakby łysy mścił się na ludziach, którzy mają włosy!

Zupełnie się nie spodziewała, że w pewnym momencie podejdzie do niej dwoje Krukonów, para Puchonów i Gryfonka, czyli jej nowi przyjaciele. Dante miał ze sobą serwetkę z dużym kawałkiem ciasta dyniowego, Brooke miskę cukrowych gałek, Emma machała serwetką ze stosem czekoladowych nietoperzy, Lisa niosła owinięte w serwetkę lukrecjowe różdżki, a Julien z dumą prezentował dyniowe paszteciki.

– Co wy tu robicie? – zdziwiła się Kate i otarła pot z czoła. Miała zakaz używania różdżki, ale i tak w międzyczasie trochę sobie nią pomagała.

– Przybywamy z ucztą – oznajmił Julien i usiadł na podłodze obok niej, po czym poprawił okulary. – Nie dziękuj.

– Podobno Filch wlepił ci szlaban – powiedziała ze współczuciem Emma i zaproponowała jej czekoladkę. Kate przyjęła ją z radością, choć najbardziej kusiło ją ciasto dyniowe.

– No, nie upiekło mi się tak, jak Harry'emu. On zabłocił pół szkoły – przyznała Kate.

– Sama na siebie tego śluzu nie wylałaś – zauważyła Brooke. Wszyscy siedzieli teraz w kole, a na środku leżały słodycze.

– Zawiniłam oddychaniem – stwierdziła Kate.

– Uwielbiam Halloween w Hogwarcie – powiedział Dante, zmieniając temat na radośniejszy.

– Halloween? – zdziwiła się Kate.

– Mugole tak nazywają Noc Duchów – wyjaśnił Julien. – Ale ja też uwielbiam Noc Duchów w Hogwarcie. Stary zamek, klimatyczne dekoracje – groza wisi w powietrzu!

– Jak wyrzeźbili dynie w tym roku? – zapytała z żywym zainteresowaniem Kate. – Było więcej strasznych czy tych uśmiechniętych.

– Strasznych, ale wyglądały świetnie! – odparł Krukon, po czym dodał z ekscytacją: – Dumbledore nawet zamówił grupę tańczących szkieletów! Żebyś ty widziała, jak wymachiwały tymi kośćmi!

I tak też toczyła się ich rozmowa przez długi czas. W pewnym momencie łakocie się skończyły, a grupka zaczęła kierować się w stronę swoich dormitoriów, nie przerywając rozmowy i licznych śmiechów.

W pewnym momencie natrafili na Harry'ego, Hermionę i Rona, którzy w osłupieniu wpatrywali się w coś na ścianę. Kate odwróciła się w tym kierunku i zrobiła krok naprzód. Woda pod jej stopami chlupnęła. Do pochodni za własny ogon była przywiązana Pani Norris, a na ścianie widniał szkarłatny napis:

KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA. STRZEŻCIE SIĘ WROGOWIE DZIEDZICA.

🥧

– O rany! – Oczy Alice niemal wyszły na wierzch. Siedziała na samym krańcu łóżka.

– Tak, też myślę, że ten numer z mokrymi spodniami był świetny – powiedziała Kate, odrzucając włosy do tyłu.

– Nie, chodziło mi o ten napis!

Kate spojrzała z urazą na swoją pierworodną.

– Tak, napis był super. Brawo ciocia Ginny.

– Zaraz, to była robota cioci?! – zawołała zszokowana Alice.

– No tak jakby. Wtedy o tym nie wiedziałam, choć zauważyłam, że Ginny już w ostatnim miesiącu wakacji zachowywała się dość dziwnie. Nie miałam jednak pojęcia, że opętało ją wspomnienie Toma Riddle'a, nawet nie wiedziałam, że ma jego dziennik... Choć nie, zaczekaj. Coś mi świta... Ale dojdę do tego za moment.

🥧🥧🥧

Kolejny rozdział, kochane jednorożce, a Kate zdecydowanie wściekła się na Malfoya... Ciężko się dziwić. Zalazł jej za skórę. Ale przynajmniej miała trochę czasu, który mogła spędzić ze swoją nową paczką. Na razie najwięcej skupiałam się na Dantem i Lisie, a także Brooke, ale postaram się też zadbać, żeby równie dużo czasu mogła spędzić także z Emmą i Julienem. Mam nadzieję, że ich już trochę lubicie.

To by było na tyle. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top