25

  - Twój brat wisiał mi sporo hajsu, mała. Jeżeli on tego nie spłacił, ty będziesz musiała. Taka kolej rzeczy, przykro mi... - powiedział mężczyzna stojący nad dziewczyną.

  Maja siedziała w kącie całkowicie zalana łzami. Z przerażenia cała się trzęsła. 

  "Boże to już mój koniec..." - przeleciało jej po głowie. 

  Na tą myśl, łzy zaczęły płynąć swobodnie, jak z odkręconego kranu. Poczuła bezsilność, nie mogła nic zrobić. Mężczyzna był dwa razy większy niż ona, dobrze zbudowany i jak dało się zauważyć, zdeterminowany by osiągnąć zapłatę. Oczy dziewczyny zjechały na prawą rękę, w której trzymał nóż. Nawet nie miała siły, by wzdrygnąć się na jego widok. 

  Dobrze znała ten nóż. Razem z bratem wybierała go dla mężczyzny na jakąś uroczystość, bodajże na urodziny. Adam przyjaźnił się z nim od gimnazjum. To przez niego zaczął brać w ostatniej klasie liceum i to przez niego go już z nią nie było. Tylko on spowodował to, że ten uroczy chłopiec tak się zmienił i wkręcił się w całe to towarzystwo ćpunów. Gdyby nie Norbert, Adam by żył. Majka zawsze go o to obwiniała. Nienawidziła go całym sercem.

  Gdy przychodził do ich domu, często próbował dobierać się do niej, ale Adam zawsze stawał za nią murem. Ale teraz Adama nie było. Teraz nie było już przy niej nikogo, nawet rodziców, którzy z samego rana pojechali odwiedzić chorą babcię. Dziewczyna poczuła nagły spokój, pogodziła się ze swoim losem.

  - Zawsze mi się podobałaś, skarbie.

  Nagle dostrzegła jakiś cień za plecami Norberta. Niedługo po tym czarny kształt innej osoby, zmienił się w chłopaka, który biegł z krzesłem w ręce na napastnika. Krzesło momentalnie roztrzaskało się o głowę mężczyzny, który padł bezwładnie na podłogę. Nie minęło kilka sekund, a Maja poderwała się z podłogi i padła w ramiona swojego wybawcy.

  - Dzięki Bogu... - wyszeptała w jego klatkę piersiową, nie przestając płakać.

  Chłopak ujął jej twarz w dłonie, skłaniając jednocześnie by ta na niego spojrzała. Dopiero w tamtej chwili, dostrzegła w nim Karola. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.

  - Już dobrze. Jestem tutaj - wyszeptał chłopak i znowu przyciągnął ją do siebie. - Jesteś już bezpieczna, nic ci nie grozi.

  Stali tak nie więcej niż minutę, on gładził ją delikatnie po włosach, a ona płakała w jego białą koszulkę. Jednak ten moment pozostał w jego pamięci na długo. Poczuł się jak rycerz, który właśnie mógł uratować swoją księżniczkę, ale czy zdobył jej serce? Tego nie był taki pewien...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top