9

  Gdy się tylko przebudziła, postanowiła przerwać ciszę, która zawisła pomiędzy nią a jej internetowym znajomym. Chwyciła telefon do ręki i wystukała krótką wiadomość do niego. Wykonała swoje poranne czynności i zeszła do salonu, żeby obudzić mamę. To co zobaczyła, przekonało ją, że ten dzień nie mógł być lepszy niż poranek. 

  W salonie panował bałagan, którego to słowo nie w stanie było opisać. Matka z ojcem spali na kanapie, w otoczeniu dziesiątek walających się wszędzie, opróżnionych do dna butelek po piwach. Papierki po jakimkolwiek jedzeniu, leżały porozrzucane na długiej, drewnianej ławie. Ich ubrania były niedbale rzucone na podłogę, a oni sami na szczęście opatuleni kołdrą. Maja westchnęła i spojrzała na zegarek. Autobus miała dopiero za jakieś pół godzinny, więc wzięła się do roboty. Zapakowała wszystkie puste butelki i papierki do kilku czarnych worków na śmieci i wyniosła je, by po chwili wyrzucić je do zsypu. Brudne ubrania, które rodzice nosili już pewnie z tydzień, spakowała do pralki razem z ciemnymi rzeczami i wstawiła ją. Wzięła nawet ściereczkę do kurzu i przetarła ławę i kilka półek w salonie. Wszystko wyglądało już okej. 

  Wyszła spokojnie na autobus, mając jeszcze trochę czasu. Usiadła na przystanku i opatuliła się sweterkiem, który założyła rano. Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni czarnych dżinsów i włączyła dane komórkowe. Szybko otworzyła aplikację tumblra i odświeżyła wiadomości. Ujrzała tylko i wyłącznie swoją ostatnia wiadomości, nic więcej. Miała ochotę rzucić telefonem pod nadjeżdżający autobus, ale ogarnęła się i schowała z powrotem telefon na swoje miejsce. Wzięła głęboki wdech i ustawiła się w kolejce, która już gromadziła się przed otwartymi drzwiami pojazdu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top