8. Nie zbliżaj się.


W jednej chwili piknięcia ustały, a w zamian usłyszeliśmy długi, ciągły dźwięk.

Zamarłam.

Nie.

Nie. Nie. Nie!

Szybko doskoczyłam do wyświetlacza. Nie mogłam nic dojrzeć przez załzawione oczy, więc szybko je wytarłam i ujrzałam coś, czego nikt z naszej czwórki nie chciał widzieć.

Puls ustał.

– Niee! – wydarłam się. Ukucnęłam szybko na miękkich nogach i złapałam się za głowę lewą ręką, łapczywie nabierając powietrza.

Nie, to nie może być prawda. Po prostu nie może.

Spojrzałam na resztę. Elizabeth złapała Chrisa za policzki i głośno zapłakała. Will stał przed maszyną tuż przy mnie i z szeroko otwartymi oczami patrzył na wyświetlacz. Nie dowierzał, tak samo jak wszyscy. Patrick stanął przed łóżkiem, opierając się o kule i z otwartymi ustami patrzył przerażonym wzrokiem na już martwe ciało brata. Czułam ogromny skurcz w żołądku, jedzenie podchodziło mi pod gardło. Do tego przeszywający ból w klatce piersiowej i jedno wielkie uczucie pustki.

On nie może umrzeć.

Do maszyn doskoczyła pielęgniarka, która cały czas siedziała w rogu sali. Sprawdziła coś i całe jej ciało się spięło. Powoli odwróciła się w naszym kierunku z poważną miną.

– Przykro mi – powiedziała cicho. Słabym wzrokiem patrzyłam, jak pielęgniarka odłączyła chłopaka od urządzeń, a później zakryła jego głowę pościelą. – Muszą państwo wyjść.

Jak najszybciej wybiegłam z sali. Lekceważyłam to, że niedawno miałam wypadek i wciąż nie byłam na siłach. Nie myślałam racjonalnie. On nie żył. Christian Anderson, mój chłopak i osoba którą szczerze kochałam, zginęła.

Jak on mógł zostawić mnie samą?

Wbiegłam do windy i trzęsącą dłonią wybrałam odpowiedni przycisk. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Byłam cała roztrzęsiona, a w moich oczach widać było przerażenie. Wybiegłam jak poparzona z windy. Łzy zasłaniały mi widok, więc nie dziwne, że na kogoś wpadłam.

– Hej, coś się stało? – zapytał jakiś znajomy głos, jednak nie miałam na niego teraz czasu. Nie patrząc kto to, popędziłam do toalety i oparłam się plecami o zimne kafelki. Zjechałam po ścianie w dół i oparłam głowę o kolana.

Czułam, jakby ktoś wyrwał ze mnie serce i zabrał je bezpowrotnie.

Rozejrzałam się, a moją uwagę przykuła kosmetyczka, leżąca na półce. Sięgnęłam po nią i wysypałam całą zawartość na podłogę, po czym zaczęłam nerwowo szukać.

– Jest – mruknęłam w pewnej chwili pod nosem. Złapałam maszynkę do golenia i zrobiłam mocny zamach. Z całej siły cisnęłam nią o podłogę tak, że posypała się na części. Wzięłam żyletkę w dłoń prawej ręki i oparłam się z powrotem o kafelki.

Nie zastanawiając się dłużej zrobiłam jedno, mocne pociągnięcie na lewym nadgarstku, dokładnie w miejscu gdzie były żyły. Nie było na tyle mocne, żeby dosięgnęło żył, jednak od razu poczułam piekący ból, który przyćmił moje uczucia. Strużka krwi szybko wydostała się na zewnątrz, zostawiając po sobie czerwony ślad.

Nie mam już dla kogo żyć.

Przymknęłam oczy i napawałam się bólem. Już kiedyś ktoś mi zabronił to zrobić, ale teraz już kompletnie nie miałam dla kogo żyć. Po prostu nie miałam.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Zapomniałam je zamknąć, a teraz byłam zbyt słaba, żeby się podnieść i to zrobić. Musiałam się pośpieszyć. Po chwili pukanie się ponowiło, a osoba po drugiej stronie drzwi zaczęła coś mówić.

Skoro on nie żyje, to ja też nie muszę się tu męczyć. Zaraz skończę to raz na zawsze.

Po raz trzeci usłyszałam głośniejsze uderzanie w płytę i czyjś podniesiony głos. Przygotowałam żyletkę, żeby zadać sobie ból.

I wtedy drzwi się otworzyły, a w progu zobaczyłam wysokiego szatyna. Chłopak miał poirytowany wyraz twarzy, jednak kiedy mnie zobaczył, widziałam jak się przeraził. Otworzył szeroko czy i zrobił krok w moim kierunku.

– Nie podchodź! – krzyknęłam ze złością w głosie. – Nie podchodź i daj mi to do kurwy skończyć! – wrzasnęłam jak opętana.

Chłopak z przerażeniem się rozejrzał, szukając pomocy. Zawołał młodą pielęgniarkę, która przechodziła akurat korytarzem. Patrzyłam na niego z nienawiścią. Chciałam jak najszybciej stąd uciec, z tego świata, byle by nie czuć tego bólu. On do cholery nie żył! Mój chłopak!

– Biegnij po doktora Coopera! – krzyknął szatyn. Dziewczyna zdziwiona popatrzyła w moim kierunku i spojrzała przestraszona na Dylana. – Szybko – warknął, przez co pielęgniarka pobiegła. Chłopak odwrócił się znowu w moją stronę, robiąc krok.

– Nie zbliżaj się – syknęłam, mrużąc ze złości oczy. Nie panowałam nad sobą, nie myślałam racjonalnie.

– Proszę – powiedział spokojnie, jednak widziałam, jak głęboko oddychał – odłóż to na ziemię. Nic ci nie da robienie sobie krzywdy. – Zrobił kolejny krok, a ja odruchowo przybliżyłam ostrze do skóry.

– Nic o mnie nie wiesz. Jeszcze jeden krok, a nie ręczę za siebie.

Z korytarza było słychać czyjeś krzyki i kroki. Musiałam się pośpieszyć. Zanim szatyn mógł cokolwiek zrobić, z całą siłą zrobiłam kolejne, głębokie nacięcie na ręce. Dylan doskoczył do mnie i złapał mocno za oba nadgarstki, jednak było już za późno. Krew niewiarygodnie szybko wypływała z rany.

Chłopak był paręnaście centymetrów od mojej twarzy, a jego ciepły oddech owiewał moje usta. Patrzył szeroko otwartymi, czekoladowymi tęczówkami na mnie i z niedowierzaniem lustrował moje oczy.

Wtedy w drzwiach pojawił się mój lekarz. Gdy nas zobaczył, stanął w bezruchu i przełknął ślinę, otwierając szeroko oczy.

– Tato, pomóż mi, a nie stoisz jak kołek! – warknął zdenerwowany szatyn, a mężczyzna po chwili potrząsnął głową. Tato?

– Weź ją, trzeba jak najszybciej zatamować krwawienie! – krzyknął. Dylan od razu włożył jedną rękę pod moje kolana, a drugą położył na plecy i uniósł mnie. Poczułam mroczki przed oczami, a powieki momentalnie zrobiły mi się ciężkie.

Wreszcie.

– Nie zamykaj oczu, słyszysz? Nie zamykaj ich do cholery! – podniósł głos i wybiegł za doktorem z łazienki. W jednej chwili poczułam się okropnie słabo.

– Przepraszam – wychrypiałam cicho i całkiem zamknęłam oczy.

Jedyne co jeszcze pamiętałam to krzyk chłopaka.

Zaraz cię zobaczę, Christian.
__________________________________

:)))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top