46. Po prostu stąd wyjdź.


Dylan's POV

Zaśmiałem się z żartu mojego wujka, który po raz pierwszy w życiu wydał mi się zabawny i spojrzałem na zegar ścienny. Czarne wskazówki pokazywały, że zostało jeszcze niecałe dwadzieścia minut do Nowego Roku. Westchnąłem pod nosem, spoglądając ukradkiem na Sophie, która bawiła się lalkami z kuzynkami. Obie miały dwa rude kucyki na głowie. Były dziewięcioletnimi kuzynkami i, jak wcześniej stwierdziły, były już na tyle duże, by nie spać do północy i siedzieć z dorosłymi. Sophie zgłosiła się na ochotnika do zajęcia się nimi, co wszyscy przyjęli z entuzjazmem.

Przeniosłem wzrok na mojego wuja i z powrotem wsłuchałem się w jego różne, dziwne i nierealne opowieści, przy których, co dwa zdania, popijał alkoholem. A nim się obejrzałem, odliczaliśmy już wszyscy wspólnie ostatnie sekundy starego roku.

Kiedy wybiła północ, w salonie domu mojej ciotki rozbrzmiała ogromna wrzawa, a przez okna widać było fajerwerki i słychać petardy. Ktoś z rodziny odpalił zimne ognie i nawet nie zauważyłem, kiedy wciśnięto mi jednego do dłoni, a sam zostałem ustawiony do wspólnego, rodzinnego zdjęcia, co zrozumiałem dopiero, gdy dostałem fleshem po oczach. Moi pijani wujkowie zaczęli śpiewać jakąś harcerską piosenkę, a ciotki podrygiwały do melodii z telewizji. Jedynie mój niepijący ojciec siedział przy stole i śmiał się ze wszystkich wokół, a Sophie była ciągnięta przez bliźniaczki do okna, żeby lepiej widziały sztuczne ognie.

Wszystko dokładnie takie samo od kilku dobrych lat.

Usiadłem w rogu pokoju na dużym, skórzanym fotelu, po czym wyjąłem telefon z kieszeni. Napisałem jedynie krótką wiadomość, a następnie podszedłem do stołu po nalewanego właśnie szampana.

Do: Ashley

szczęśliwego nowego roku! mam nadzieję, że dobrze się bawisz :)

* * *

Ziewnąłem przeciągle, przecierając zaspaną twarz wierzchem dłoni. Przez moment przypominałem sobie, kim jestem, gdzie jestem i co się ostatnio działo, a po skojarzeniu wczorajszej imprezy sylwestrowej skupiłem się na swoich odczuciach. I z ogromną ulgą stwierdziłem, że nie miałem żadnych objawów kaca.

Początek nowego roku nie mógł być lepszy.

Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem, a następnie wstałem na proste nogi. Przeciągnąłem się lekko, czując, jak boli mnie kark od niewygodnej pozycji spania. Podświetliłem ekran telefonu, którego w nocy zostawiłem obok siebie na szafce nocnej i zobaczyłem na wyświetlaczu godzinę jedenastą.

Mogło być gorzej. Właściwie, to zwracając uwagę na fakt, że do domu wróciliśmy o trzeciej w nocy, a ja sam nie mogłem zasnąć i przez dobrą godzinę przekręcałem się z boku na bok, to był naprawdę dobry wynik.

Lekko kuśtykając, przeszedłem przez korytarz i zamknąłem za sobą drzwi od łazienki. Od razu odkręciłem kurek zimnej wody i pochlapałem nią sobie zaspaną twarz, momentalnie czując ogarniające mnie orzeźwienie. Rozczesałem palcami odgniecione na wszystkie strony włosy i przyjrzałem się swojemu odbiciu. Ledwo widoczne sińce pod oczami, krótki zarost, którego, o Boże, tak bardzo nie chciało mi się golić i trochę popękane od mrozu wargi. Ugh. Chyba będę musiał w tajemnicy przed Sophie ukraść jeden z jej balsamów do ust.

Gdyby się dowiedziała, że pożyczyłem jakiś z jej kosmetyków, nie dałaby mi żyć, ciągle z tego powodu mi dogryzając.

Załatwiłem swoje potrzeby fizjologiczne, umyłem ręce i wytarłem się ręcznikiem, żeby następnie zejść na dół. Ani w salonie, ani w kuchni nikogo nie było, co przyjąłem z lekkim zdziwieniem, ale nie rozmyślałem na ten temat długo. Po prostu sięgnąłem po butelkę wody mineralnej, z której upiłem sporo dużych łyków, a potem wyjąłem z lodówki jakiś owocowy jogurt. Nie chciało mi się przygotowywać cokolwiek innego.

Zjadłem kilka łyżeczek przysmaku, kiedy spostrzegłem, że nie zabrałem ze sobą telefonu. Tak więc dokończyłem szybko jedzenie, wyrzuciłem opakowanie do kosza i wróciłem z powrotem do swojej sypialni, gdzie przebrałem się w moje domowe, czarne dresy i grubą bluzę. Za oknem był mróz i chociaż nie było mi w domu jakoś bardzo zimno, to uwielbiałem wszelkie grube ubrania i po prostu musiałem wykorzystywać takie okazje na noszenie ciepłych ciuchów.

Po założeniu ubrań na swoje ciało, rzuciłem się na gruby materac i wziąłem telefon do dłoni. Odblokowałem ekran i tak jak już od kilku dni pierwszym co zrobiłem, było sprawdzenie skrzynki odbiorczej.

Zero nowych wiadomości.

Moje ciało zalała ulga. Od jakiegoś czasu, gdzieś być może od dwóch tygodni, co jakiś czas dostawałem dziwne wiadomości od nieznanego numeru. Na początku byłem pewien, że to tylko pomyłka, ale gdy w treści pojawiło się imię Ashley, doszedłem do wniosku, że komuś po prostu nie spodobał się fakt, że byliśmy razem. Zazwyczaj były to wiadomości o tym, żebym się od niej odczepił lub ją zostawił, bo nie byłem dla niej odpowiedni. Oczywiście odpisywałem nie raz, chcąc dowiedzieć się, kto miał do mnie taki problem, ale ani razu nie uzyskałem odpowiedzi. Samej Ashley o niczym nie powiedziałem. Nie chciałem jej martwić. Poza tym, przecież to nie było nic ważnego. Najwyraźniej miała jakiegoś cichego adoratora, który nie mógł pogodzić się z faktem, że zaczęliśmy coś do siebie czuć, jednak nie był to fakt do obaw. Z tego co widać, był ogromnym tchórzem, skoro nie potrafił nawet powiedzieć mi prosto w twarz, co mu się nie podobało.

I chociaż miałem ogromną ochotę, żeby dowiedzieć się, kim był i załatwić tę sprawę jak facet z facetem, nie miałem do tego okazji.

A wracając do Ashley... Rzuciłem okiem na okienko z jej numerem, ale nie uzyskałem od wczoraj żadnej odpowiedzi. Lekko się zmartwiłem, jednak po chwili do mnie dotarło, że na pewno ostro musiała się wczoraj bawić i wszystko odsypiała. Postanowiłem, że jeżeli za jakieś dwie godziny nie odpisze, po prostu do niej zadzwonię.

Cicho westchnąłem, odkładając telefon na szafkę nocną. Ashley... Jakie ja miałem szczęście, o słodki Jezu. Jej nietuzinkowy humor, prawdziwy, naturalny wygląd i realne podejście do życia. Od kiedy zdałem sobie sprawę, że czułem do niej więcej niż powinienem, nie potrafiłem już spojrzeć na nią jak na przyjaciółkę. Często miałem ochotę ją pocałować, dotknąć, powiedzieć, jak bardzo była niezwykła, jednak nie zbyt wypadało. Przecież byliśmy wtedy przyjaciółmi! I dopiero w chwili, gdy tamtego pamiętnego wieczoru pocałowaliśmy się w jej domu, coś we mnie eksplodowało. Nie potrafiłem już wytrzymać. Chciałem czegoś więcej.

I właściwie postawiłem na va banque. Gdyby się nie zgodziła dać nam szansy, nie czuła do mnie czegoś, bądź mnie nie chciała, straciłbym nie tylko nadzieję na coś więcej. Także naszą przyjaźń.

Lecz na całe szczęście się zgodziła i byłem teraz chłopakiem jednej z najbardziej specyficznych, a zarazem najcudowniejszych dziewczyn kiedykolwiek.

Odłożyłem swój telefon na bok i rozejrzałem się po pokoju. W moje oczy od razu rzuciła się leżąca na półce gruba książka, z której wystawała papierowa zakładka. Wstałem na proste nogi i wziąłem w rękę okładkę w odcieniach brązu z dużym, białym tytułem na środku i jakimś ciemnym, niewyraźnym zdjęciem. Nie mogłem ostatnio zmotywować się do tego, by ją przeczytać do końca, więc to chyba była odpowiednia pora.

Uwielbiałem czytać książki. Moja młodsza siostra od zawsze się śmiała, że pochłaniam wszystkie powieści lepiej niż odkurzacz brud. Ale taka była prawda. Nie licząc gry w koszykówkę, to właśnie czytanie było moim ulubionym i najczęstszym zajęciem w wolnym czasie. Mało kto o tym wiedział, ale prawda była taka, że mało kto mnie naprawdę znał.

Pasją do czytania zaraziła mnie moja mama. Jasne, mój tata równie wiele czasu spędzał z książkami, jednak to jego żona była z krwi i kości zamiłowaną czytelniczką. Zaczęło się niewinnie – jak byłem mały, czytała mi do snu różne bajki. Potem w pierwszych latach szkoły pomagała mi we wszelakich czytankach w podręcznikach, a następnie zaczęła ze mną chodzić do biblioteki po lektury. A później jakoś tak się zaczęło, że po przeczytaniu jakiejś książki oddawała ją mi i zaczynaliśmy wymieniać się swoimi wrażeniami. Potrafiliśmy spędzać na tym zajęciu całe wieczory.

Ila ja bym oddał, żeby znów móc się z nią zobaczyć. Żeby ją przytulić, zjeść z nią obiad czy spędzić kolejne długie godziny na rozmowie. Żeby zwierzyć jej się z tego, co ostatnio działo się w moim życiu.

Tak bardzo mi jej brakowało. I mimo że nie było jej z nami już od ponad czterech lat, nadal nie mogłem w stu procentach pogodzić się z jej odejściem na tamten świat.

Potrząsnąłem szybko głową, żeby wspomnienia uleciały z mojego mózgu. Przecież się teraz nie rozpłaczę.

Położyłem się z powrotem na łóżku i z grymasem na twarzy założyłem na nos okulary wyciągnięte z szuflady. Nie znosiłem ich, jednak do dłuższego czytania były mi niezbędne. Nie rozczulając się nad tym dłużej, otworzyłem książkę na stronie z zakładką. Był to dość ciekawy kryminał, który trzymał w ciągłym napięciu. Generalnie moimi ulubionymi gatunkami były kryminały, powieści fantasy i przygodówki. Trochę sceptycznie podchodziłem do romansów, obyczajówek i horrorów. Jakoś mi nie podchodziły do gustu.

Ułożyłem się wygodnie na materacu i wciągnąłem się w historię młodej policjantki, w której życiu po poznaniu pewnego faceta zaczęły dziać się same złe i dziwne rzeczy. Jej bliski kolega z pracy został zamordowany, a narzeczony zaczął podejrzanie się zachowywać.

Kiedy akurat główna bohaterka wchodziła do swojego domu, który, nie wiedzieć czemu, był otwarty, na mój telefon przyszła wiadomość. W pierwszej chwili to zignorowałem ze zirytowanym westchnieniem, ale gdy przyszła druga wiadomość, dotarło do mnie, że mogła to być Ashley. Od razu odłożyłem otwartą książkę na bok i wyciągnąłem rękę po urządzenie, a gdy podświetliłem ekran, ujrzałem numer Veronici. Lekko się skrzywiłem, czując ukłucie zawiedzenia, jednak wziąłem do dłoni telefon i odblokowałem wyświetlacz.

Z Verą cały czas byliśmy przyjaciółmi, cieszyłem się, że mój związek z Ash tego nie zepsuł. W końcu jeszcze niedługi czas wcześniej umawiałem się z blondynką i mogło ją to trochę zaboleć. Mimo to na całe szczęście Collins nie miała mi niczego za złe i dalej byliśmy dla siebie wsparciem. Generalnie, chociaż dziewczyna bywała często irytująca, to była także mądra – zarówno inteligentna, jak i mądra życiowa. Wiele razy mogłem na niej polegać i dlatego nie chciałem utracić naszej paroletniej przyjaźni. Zależało mi na tym.

Wszedłem w ikonkę SMS-ów i odczytałem ostatnią wiadomość od blondynki. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, co miała na myśli.

Od: Veronica

Nie wiedziałam, co z tym zrobić, ale uznałam, że będzie lepiej, jeżeli się dowiesz... Naprawdę mi przykro.

Mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem, zastanawiając się, o co w ogóle jej chodziło. Dopiero po momencie dostrzegłem wcześniejszą wiadomość. A tak właściwie to zdjęcie.

Szybko kliknąłem obrazek i na chwilę moje serce chyba przestało bić. Wciągnąłem z sykiem powietrze, przybliżając zdjęcie, by lepiej zobaczyć, co się na nim działo i aż wypuściłem urządzenie z dłoni.

Nie. To... To niemożliwe.

Zamrugałem prędko oczami, żeby następnie podnieść z pościeli telefon i z powrotem spojrzeć na zdjęcie. Niemożliwe. Jednak wszystko było widać jak czarno na białym.

Na zdjęciu było widać dwie osoby siedzące w klubie, przy barze. Ashley i Anderson. Patrick Anderson. I chociaż go nienawidziłem, to nie byłbym aż tak wkurzony jego obecnością, gdyby nie fakt, że się całowali.

Tak.

Oni autentycznie się całowali.

Przełknąłem ciężko ślinę, czując jak w moim gardle zaczęła tworzyć się nieprzyjemna gula. Zamknąłem na moment powieki, chcąc by w moim mózgu pojawiła się chociaż jedna racjonalna myśl, jednak tak się nie zdarzyło. Szumiało mi w głowie, nie mogłem nawet uświadomić sobie, co się tak właściwie stało. Boże.

Ale... Jak to było w ogóle możliwe? Jak to się stało? Czy to dlatego Ash od wczoraj mi nic nie odpisała? Czy tego w ogóle żałowała?

Przysięgam, że w tamtej chwili miałem ochotę się rozpłakać. Zacisnąłem pięść na telefonie i w jednej chwili cisnąłem nim w podłogę. Po pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk uderzenia o panele, lecz nawet nie obchodziło mnie to, że najprawdopodobniej właśnie robiłem sobie telefon. To nie miało wtedy znaczenia.

Przecież ona nie mogła mnie zdradzić, prawda? Nie z nim!

Wsunąłem palce w swoje włosy i mocno pociągnąłem za końcówki kosmyków. Nie, nie i nie. To zwyczajnie nie mogła być prawda.

Przecież musiało znaleźć się jakieś racjonalne wytłumaczenie tej sytuacji!

Nie myśląc zbyt wiele oraz nie zważając na nic dookoła, wyszedłem szybkim krokiem ze swojego pokoju i zbiegłem po schodach. Udałem się prędko w stronę drzwi wychodzących na tyły domu, jednak zatrzymałem się w pół kroku, gdy do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka. Prędko oddychając, czekałem, aż Sophie lub mój tata zejdzie i otworzy, jednak nie usłyszałem żadnych kroków. Dzwonek zadzwonił po raz kolejny, na co warknąłem cicho pod nosem, jednak zawróciłem się do przedpokoju, żeby otworzyć komuś drzwi. Nie miałem ochoty na spotykanie kogokolwiek w tamtym momencie, jednak może właśnie to był ktoś z domowników i musiałem mu otworzyć.

Podszedłem do drzwi wejściowych. Wypuściłem cicho powietrze, żeby się uspokoić i nie wyrzucić swojej złości na osobę za drzwiami, a następnie otworzyłem zamek.

A ujrzawszy na progu uśmiechającą się do mnie Ashley, coś mocno zakłuło mnie w klatkę piersiową, tak że aż cofnąłem się pół kroku do tyłu.

Brązowowłosa także spostrzegła, że coś było nie tak, bo gdy tylko zawiesiła na mojej twarzy swój radosny wzrok, jej oczy zrobiły się wielkości talerzy.

– Dzień dobry i szczęśliwego nowego roku – powiedziała, jednak przy tych słowach nie była już uśmiechnięta. Przechyliła głowę na bok. – Co się stało? – zapytała wyraźnie zaniepokojona, z nutą ciekawości w głosie. Ash weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, trąc o siebie obie dłonie z zimna. Nie ruszałem się z miejsca. Byłem jak sparaliżowany. To nie mogło być realne, żeby ta dziewczyna mnie zdradziła.

No chyba, że była aż tak świetną aktorką.

Szarooka już wyciągała rękę, żeby zapewne objąć mnie w geście powitania, jednak zanim to zrobiła, zdążyłem odsunąć się kawałek do tyłu. Zmarszczyła skonsternowana brwi, a ja poczułem się trochę źle. Dopiero po chwili przypomniałem sobie ten rozprzestrzeniający się ból po mojej klatce piersiowej i żołądku i uświadomiłem sobie, że nie chciałem by mnie dotknęła. Czułbym się jeszcze gorzej.

– Wszystko w porządku? – zapytała niepewnie, uważnie przyglądając mi się tymi prześwietlającymi oczkami. Po jej twarzy widać było, że musiał męczyć ją kac, bo pod oczami wyróżniały się ciemne sińce. Włosy miała spięte w koczka nisko nad karkiem.

– Nie – odparłem cicho, a mój głos okazał się nieprzyjemnie zachrypnięty. Brałem spore oddechy, żeby nie wybuchnąć. Przecież to nie mogła być prawda. – Mogę zadać ci pytanie?

– Jasne – odparła bez zastanowienia, a ja zacząłem myśleć nad tym, czy mogła aż tak dobrze udawać. Przełknąłem ukradkiem ślinę.

– Całowałaś się z Andersonem? – spytałem wprost, pozostając na twarzy niewzruszony. Na moje pytanie Ashley rozchyliła szeroko oczy i cofnęła się krok do tyłu.

– C-co? – zapytała niezrozumiale, a ja z uwagą jej się przyglądałem. – Skąd to pytanie?

– Po prostu powiedz prawdę.

– Jasne, że nie – zaprzeczyła, a ja już kompletnie nie wiedziałem, co myśleć. – Dlaczego miałabym to zrobić?

Czułem się kompletnie bezradny. Brzmiała tak pewnie i przekonująco. Z drugiej strony widziałem tamto zdjęcie, które mówiło samo za siebie. Zawrzała we mnie złość. Jeżeli teraz kłamała, to na dobrą sprawę mogła okłamywać mnie każdego dnia, a ja i tak nigdy tego nie zauważyłem. Ale czy to było w ogóle możliwe? Nie chciałem testować jej prawdomówności, jednak teraz nie miałem chyba wyboru.

Wypuściłem cicho powietrze.

– Spędziłaś sylwester z Andersonem? – zapytałem nadal cichym i zachrypniętym głosem. Szatynka ledwo zauważalnie zagryzła wnętrze policzka.

– Nie – pokręciła stanowczo głową, a mi zachciało się płakać. Nie mogłem w to uwierzyć, a może po prostu nie chciałem. Jednak przecież widziałem tamto zdjęcie, na którym definitywnie było widać, że spędzali razem sylwestrowy wieczór w klubie.

Ashley kłamała mi w żywe oczy.

Kiedy to sobie uświadomiłem, zalał mnie ogrom negatywnych uczuć, jednak najbardziej zabolało mnie zawiedzenie. Ufałem jej naprawdę mocno. Nigdy bym nie pomyślał, że mogła zrobić coś takiego. Nigdy. Ale ona definitywnie mnie okłamywała. I nie wyglądała, jakby miała z tego powodu jakiekolwiek wyrzuty. To bolało jak cholera.

Nie potrafiłem uwierzyć, że aż tak bardzo się co do niej pomyliłem.

Spuściłem wzrok na ziemię i zacząłem kręcić w niedowierzaniu głową. Nie, nie, nie.

– Dylan...

– Wyjdź stąd – przerwałem jej stanowczo, podnosząc na nią swoje zawiedzione i zdenerwowane spojrzenie, a ona znów cofnęła się do tyłu, widząc mój wyraz twarzy. W jej oczach gromadziło się coraz większe zdezorientowanie i strach.

– Co? Ale...

– Po prostu stąd wyjdź. – Mój głos przypominał warknięcie. Szarooka otwierała już usta, wyraźnie chcąc zaprzeczyć i zrobić coś, by mnie uspokoić, jednak gdy tylko nasze oczy złapały kontakt wzrokowy, zamknęła swoją buzię, zdecydowanie widząc, że nic już nie może ugrać. Pokręciła niepewnie głową, nie wiedząc co powiedzieć.

Jednak ja po prostu otworzyłem drzwi, czekając, aż opuści mój dom. Nie patrzyłem już na jej osobę. Nie mogłem. To zbyt bardzo bolało.

Zawiedziony i oszukany. Taki właśnie się czułem w tamtej chwili.

Ashley chyba odpuściła, widząc, że nic nie wskóra. Nie patrzyłem na nią, ale poczułem, że zanim wyszła, posłała mi jeszcze długie spojrzenie.

Potem zniknęła, a ja zamknąłem za nią z prędkością światła drzwi. To wcale mnie nie ruszało. Wcale.

Kopnąłem z całej siły szafkę na buty stojącą naprzeciwko mnie, po czym zakryłem sobie twarz dłońmi i zsunąłem się po ścianie. Byłem wściekły, ale nie wiedziałem na kogo bardziej. Na Ashley, za to że mnie okłamała i zdradziła, czy na siebie, że byłem taki naiwny i tak szybko jej zaufałem.

W pewnej chwili usłyszałem szybkie kroki, a po chwili w korytarzu pojawiła się moja młodsza siostra z przestraszoną miną.

– Co się stało?
_______________________________________

krótszy jak zwykle, ale... może to i dobrze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top