44. Czyżbyś planowała jakieś brudne rzeczy?


W środę lekcje mijały mi okropnie powoli. Siedziałam w ławce i siedziałam, zdążyłam zasnąć, wymienić kilka wiadomości z Dylanem, przejrzeć Twittera, Instagrama, zrobić antystresową kolorowankę w zeszycie, a gdy spojrzałam na zegarek, okazywało się, że minęło zaledwie pięć minut. Chciało mi się płakać z nieszczęścia i uciec z lekcji, ale gdy tylko o tym myślałam, przypominałam sobie, że na pierwszej godzinie po przerwie obiadowej miałam bardzo ważny, trymestralny test z informatyki, na którym musiałam być, dlatego też męczyłam się dalej.

"Byleby do piątku" zamieniło się na "byleby do lunchu".

Najgorsze w tym wszystkim było to, że tamtego dnia w szkole nie było rodzeństwa Cooperów. Pojechali załatwić jakieś sprawy z tatą. Tak to, gdy na lekcji miałam obok siebie Sophie, potrafiłam znieść wszystko. Ale samej? Co prawda zarówno ona, jak i Dylan mieli wrócić właśnie na lekcję po długiej przerwie, jednak do tego czasu musiałam znosić szkołę sama. Nie było to nic ciekawego.

I z takim nastawieniem, nie wiadomo jakim cudem, dotrwałam do dzwonka na lunch.

Prawie krzyknęłam z radości, wiedząc, że zostało mi już mniej niż więcej do zniesienia. Wyszłam jako ostatnia z sali, bo uczniowie z mojej klasy, wyraźnie także nie mogący znieść tej ostatniej środy spędzanej w tym roku w szkole, rzucili się jak zwierzęta do drzwi. Ruszyłam trochę zatłoczonym korytarzem do mojej szafki, gdzie wpakowałam do środka niepotrzebne już podręczniki i gdy chciałam ruszać w kierunku stołówki, zostałam pociągnięta za ramię.

Ze zmarszczonymi brwiami odwróciłam się do Daniela.

— Hej, nie masz ochoty wyjść na zewnątrz? — zapytał czarnowłosy, uśmiechając się trochę niepewnie jednym kącikiem ust, a ja wewnątrz dosyć się zdziwiłam.

— Nie za bardzo, bo na dworze jest mróz i śnieg, ale dla ciebie chyba mogę się poświęcić — odpowiedziałam, a mały uśmieszek wpłynął na moje usta. Otworzyłam z powrotem szafkę, z której wyciągnęłam puchową kurtkę, po czym we dwoje ruszyliśmy do drzwi wyjściowych, przy których założyliśmy na siebie wierzchnie ubrania. — Widzę, że ty też, gdy nie ma Cooperów, czujesz się, jakbyś był aspołeczny? — zaśmiałam się cicho pod nosem, obejmując się dłońmi z powodu zimna panującego na dworze i opierając się tyłem o barierkę przy schodach zewnętrznych. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko pod nosem, stając przy ścianie szkoły. — Tak to na lekcjach jesteś z Dylanem, a na przerwach ze swoją dziewczyną.

— Właściwie racja, trochę za bardzo się od tych dwoje uzależniłem — mruknął, krzywiąc twarz w teatralnym grymasie, a ja kiwnęłam zrozumiale głową. — Ale poza tym uznałem, że to idealna okazja, żeby z tobą wyjść i pogadać.

— Chyba powinnam czuć się zaszczycona, że Daniel Richardson chce poświęcić dla mnie swój cenny czas.

— I tak się czuj. Niewielu ma taki zaszczyt. — Zrobił przerysowany, pewny siebie wyraz twarzy, a ja parsknęłam krótkim śmiechem. — Ale wiesz, zazwyczaj jak spędzam z tobą czas, to ze względu na rodzeństwo. Chyba raz na jakiś czas można to zmienić, nie?

— Racja — powiedziałam, a moje kąciki ust uniosły się ku górze. To było naprawdę miłe z jego strony, że chciał spędzić ze mną czas. — A o czym chcesz porozmawiać? — zapytałam w nawiązaniu do jego wcześniejszych słów, podnosząc jednocześnie wyżej jedną z brwi. Daniel uśmiechnął się zawadiacko, wskazując na mnie palcem.

— Od tamtego idioty nie mogłem nic wyciągnąć, więc muszę to usłyszeć od ciebie. Jak to się stało, że jesteście razem? — zapytał, mrużąc podejrzliwie powieki, a ja wydęłam usta.

— Nawet Sophie nie wie — stwierdziłam. — Poza tym, skoro Dylan nie chciał ci nic mówić, to chyba ja też nie powinnam.

— No, ej! — jęknął niepocieszony, robiąc kocie oczka. Wewnątrz siebie śmiałam się do rozpuku. — Proszę?

— Co mam ci powiedzieć? Po prostu daliśmy sobie szansę. — Wzruszyłam ramionami, a szeroki uśmiech próbował wkraść mi się na usta. Chłopak skrzywił się, jednak chyba nadal się nie poddawał.

— A co doprowadziło do tego, że postanowiliście ją sobie dać?

Westchnęłam głęboko, rozbawionym spojrzeniem uciekając na drzwi wejściowe szkoły. Miałam mu opowiadać, jak się całowaliśmy? No błagam!

Daniel zagwizdał z aprobatą pod nosem, a ja, widząc jego jednoznaczny wzrok, wiedziałam już, że się domyślił.

— Jeszcze pragniesz czegoś wiedzieć? — zapytałam z ironią wyczuwalną w głosie, podnosząc brwi do góry, aby ukryć lekkie zażenowanie. Czy on musiał być taki ciekawski?

— Kiedy to się stało? W klubie? — dopytywał, wiercąc swoim lodowato-niebieskim spojrzeniem dziurę w mojej twarzy. Jego czarne, bujne włosy poruszały się wraz z lekkimi podmuchami wiatru, a usta rozciągał w cwanym uśmieszku. Miał na sobie kurtkę w kolorze khaki, czarne dżinsy i bluzę zakładaną przez głowę w tym samym odcieniu.

— Po imprezie — mruknęłam, przeczesując brązowe włosy palcami. Widziałam, jak otwierał już buzię, by zadać mi kolejne pytanie, dlatego szybko go w tym uprzedziłam. — Jak u ciebie i Sophie?

— Szybka zmiana tematu — mruknął, a ja tylko słodko się uśmiechnęłam. Czarnowłosy oparł się plecami o ścianę za nim, spoglądając prosto przed siebie na parking, gdzie stały same puste auta uczniów i nauczycieli. — Chyba w porządku.

— A jesteś szczęśliwy?

Niebieskooki uśmiechnął się pod nosem.

— Jasne. Już od dawna tylko o niej marzyłem — mruknął z czułym wyrazem na twarzy, a ja musiałam zagryzać wargi, żeby totalnie się tam nie rozczulić.

— Chyba to jest najważniejsze — stwierdziłam, po czym przypomniałam sobie moją wczorajszą rozmowę z przyjaciółką na którejś z przerw. — Swoją drogą powinieneś pogadać z Dylanem, bo Sophie już wczoraj fantazjowała o naszych wspólnych, podwójnych randkach.

Niebieskooki parsknął śmiechem, kręcąc niedowierzająco głową.

— Jakoś tego nie widzę — zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się zgodnie. To raczej nie miało prawa się udać w gronie naszej czwórki. Jako paczka przyjaciół wypadaliśmy świetnie, ale tak... Raczej nie. — Właśnie idą.

Spojrzałam w kierunku parkingu szkolnego i zobaczyłam, jak rodzeństwo wysiadało właśnie z auta stojącego przy ulicy. Pojazd odjechał, a oni zaczęli iść w naszą stronę, wymieniając się kilkoma zdaniami, aż w końcu z odległości kilkudziesięciu metrów zauważyli nas i rozpoznali.

Szli podobnym krokiem, lekkim i wyprostowanym. Sophie miała upięte ciemnobrązowe włosy w wysokiego kucyka na głowie, a ubrana była w swoją puchową kurtkę i niebieskie dżinsy. Na ramieniu miała czarną torbę. Wyższy od niej o pół głowy Dylan szedł z plecakiem zawieszonym na jednym barku. Kosmyki jego włosów powiewały do tyłu przez podmuchy wiatru. Miał na sobie rozpięty, czarny płaszcz, a na ten widok moje serce zabiło trochę szybciej. Wyglądał w takim wydaniu dużo poważniej i doroślej, ale zdecydowanie mi to nie przeszkadzało.

— Nie mów przypadkiem Sophie, o tym co ci tu powiedziałam, bo mnie udusi, gdy dowie się, że ty już o wszystkim wiesz, a ona jeszcze nie — mruknęłam, spoglądając ukradkiem na Daniela.

— No nie wiem — stwierdził, układając usta w dziubek i udając zastanowienie. Zmrużyłam powieki. — Takim sposobem mam na ciebie haka. Jak nie zrobisz tego, co chcę, to Sophie się o wszystkim dowie.

— Ej! — powiedziałam, uderzając go z pięści w ramię. — Tak nie można!

— Czyżby? — zaśmiał się, a ja burknęłam coś niezrozumiale pod nosem.

— To nie fair — stwierdziłam, podnosząc wysoko brwi, a zaraz usłyszałam obok siebie znajome głosy.

— Co jest nie fair? — zapytała zaciekawiona Sophie, podchodząc do czarnowłosego i zostawiając na jego ustach powitalne cmoknięcie. — I co tu razem robicie?

— Nic ciekawego — mruknęłam i uśmiechnęłam się do Dylana, który właśnie do mnie podszedł. Stanął obok i pocałował mnie lekko w policzek, a wewnątrz ducha westchnęłam z zadowolenia. Splotłam nasze palce razem.

Brunetka na moje słowa popatrzyła na mnie podejrzliwie i zmarszczyła brwi.

— Mam wrażenie, że ostatnio dużo przede mną ukrywasz.

— Może tak jest — stwierdził niby obojętnie Daniel, a ja posłałam mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.

— Zamknij się — ostrzegłam, a on tylko się do mnie wyszczerzył. Prowadziliśmy przez moment bitwę na spojrzenia, jednak przerwał nam w niej mój chłopak.

— Chyba nie będę wnikał. — Zaczesał prawą dłonią jasnobrązowe włosy do tyłu. — Może pójdziemy na stołówkę? Trochę tu zimno — odezwał się, a wszyscy zgodziliśmy się z jego słowami.

Sophie z Danielem skierowali się do drzwi wejściowych szkoły, a ja z szatynem, z nadal splecionymi dłońmi, ruszyliśmy tuż za nimi. Gdy byliśmy w budynku, wszyscy czworo zdjęliśmy z siebie kurtki. Po chwili znajdowaliśmy się już na wielkiej stołówce.

— Ja idę po coś do żarcia — mruknęłam, po czym, oddalając się od moich przyjaciół, podeszłam do baru. Dokładnie przyglądałam się jedzeniu za szybą, zastanawiając się, na co najbardziej miałam ochotę. Kurde, frytki czy pizza? — Poproszę tę pizzę. — Pokazałam starszej kucharce na niewielki placek z pomidorami, serem, szynką i pieczarkami o średnicy nie większej jak z dwadzieścia centymetrów. Wzięłam serwetkę i złapałam nią podaną na talerzu potrawę, a za naczynie cicho podziękowałam. Raczej go nie potrzebowałam.

Zapłaciłam i gdy już miałam się cofać, zobaczyłam, że obok mnie stał Dylan, który właśnie zamawiał sobie małą porcję frytek. Zatrzymałam się, czekając na szatyna, a gdy tamten odebrał swoje jedzenie, rozejrzałam się za parą.

— Gdzie oni są? — zapytałam, kiedy nie zobaczyłam ich ani tam, gdzie ich zostawiłam, ani przy naszym stoliku. Zerknęłam na wysokiego chłopaka stojącego tuż obok, a on po chwili chyba ich spostrzegł, bo wskazał w głąb stołówki i sam także ruszył w tamtym kierunku. Zmarszczyłam brwi, widząc Sophie z Danielem siedzących przy stoliku dla drużyny koszykarskiej i innych popularnych osób, ale mimo wewnętrznego zdziwienia również się tam udałam.

Szłam przez kilkanaście sekund za Dylanem między gwarem rozmów uczniów, aż dotarłam do wspomnianego wcześniej stolika. Kilka miejsc było wolnych, więc mimo tego, że nie zbyt pałałam sympatią do tego typu osób, które się tu znajdowały, usiadłam między moim chłopakiem a Sophie i zaczęłam jeść swoją pizzę.

Przy stole trwała jakaś rozmowa, której sensu nie za bardzo byłam w stanie wyłapać w środku wypowiedzi. Rozejrzałam się po twarzach towarzyszy. Oprócz nas czworo było tu paru chłopaków, których kojarzyłam właśnie jako szkolnych koszykarzy i znajomych Dylana oraz Daniela, jakaś blondynka, która przyjaźnie się do mnie uśmiechając, opierała głowę o ramię jednego z chłopaków i Mason. Widząc tego ostatniego, pomachałam mu ukradkiem na powitanie ręką. W odpowiedzi tylko się wyszczerzył.

— Działo się coś ciekawego wcześniej? — zapytała mnie Sophie, a ja wzruszyłam ramionami.

— Tak się lekcje ciągną, że wszyscy ledwo wytrzymali do lunchu — mruknęłam w odpowiedzi.

— Jeszcze tylko ten test i dwie godziny — westchnęła brunetka, podpierając podbródek dłonią, a ja na jej słowa posłałam jej sceptyczne spojrzenie.

— Po tej lekcji stąd spadam. Nie ma szans, że wytrzymam tu chociaż na chwilę dłużej — stwierdziłam pewnie, a moja przyjaciółka popatrzyła na mnie w zamyśleniu.

— Być w szkole na jednej godzinie? Właściwie, to czemu nie — uznała, a ja zaśmiałam się, mając już w głowie, że po tej lekcji pójdziemy na wspólne wagary, na których, swoją drogą, chyba już dawno nie byłyśmy.

 *  *  *

W sobotnie popołudnie siedziałam na ławeczce przy przebieralni w sklepie odzieżowym i czekałam na Sophie, która przymierzała właśnie bluzę ze świątecznym wzorem, którą, gdy tylko ujrzała przez gablotkę, pokochała od pierwszego wejrzenia. Byliśmy już po ostatnim tygodniu w szkole w tym roku kalendarzowym, a w przyszłym tygodniu miało być Boże Narodzenie. Dlatego też udałyśmy się we dwie do centrum handlowego, żeby kupić prezenty na święta. W całym budynku było masakrycznie dużo ludzi i nie wiedziałam, dlaczego dawałam się ciągnąć mojej przyjaciółce po wszystkich możliwych sklepach, jednak zdawałam sobie sprawę, że lepiej załatwić to dzisiaj. Później będzie tak tłoczno, że nie byłybyśmy w stanie wejść do żadnego sklepu.

Uniosłam wzrok znad telefonu i spojrzałam na dziewczynę wychylającą się zza zasłony. Miała na sobie oversize'ową, jasnobrązową bluzę z reniferem. Na jej drobnym ciele wyglądało to przeuroczo.

— Myślisz, że Danielowi się spodoba? — zapytała niepewnie, a ja na jej minę zaśmiałam się pod nosem.

— To tobie ma się ona podobać — mruknęłam, po czym wstałam na proste nogi. — Zdejmuj ją, zapłać i lecimy dalej, bo nigdy stąd nie wyjdziemy.

— Już, pani generał. — Zasalutowała dłonią, po czym schowała się z powrotem do przymierzalni. Minęła niecała minuta, kiedy wyszła i ruszyłyśmy we dwie do kasy.

Kiedy tylko zapłaciła i schowała zakupioną bluzę, poszłyśmy dalej. Chciałam kupić prezenty dla rodziców, Dylana, Sophie, Daniela i coś drobnego dla państwa Andersonów, a jak na razie miałam dwa kubki ze świątecznymi motywami dla rodziców. Nie miałam żadnego pomysłu na cokolwiek dla reszty i trochę mnie to deprymowało.

Chodziłyśmy między sklepami jeszcze prawie kilkadziesiąt minut. Udało mi się kupić kaktusa w doniczce dla moich sąsiadów, bo wiedziałam, że uwielbiali wszelkie rośliny. Kupiłam też skórzany portfel i brązową, ciepłą bluzę dla Dylana, która, od razu wiedziałam, że spodoba się mojemu chłopakowi. Sam jeszcze niedawno mi mówił, że uwielbiał zimę, bo mógł wtedy nosić grube ubrania. Tym samym pozostały mi tylko prezenty dla Daniela i Sophie, jednak dla tej ostatniej miałam już pewien pomysł.

Weszłyśmy z dziewczyną do supermarketu, chcąc kupić dla siebie coś do jedzenia. Przeciskając się między ogromną ilością ludzi, dotarłyśmy do działu z pieczywem, gdzie ja wzięłam dla siebie rogala z czekoladą, a Sophie zwykłą bułkę. Udałyśmy się do kas i ustawiłyśmy w sporej kolejce. Westchnęłam, wiedząc, że minie kilka dobrych minut, zanim stamtąd wyjdziemy.

Mimo to, najzwyczajniej w świecie zajęłam się obserwowaniem ludzi. Przed nami w kolejce stała niska, młoda kobieta trzymająca nadzwyczaj ciekawą wszystkiego blond dziewczynkę na rękach. Przed nimi ujrzałam mężczyznę po czterdziestce w garniturze, co chwila sprawdzającego godzinę na zegarku i tupiącego niecierpliwie butem. W kolejce obok dostrzegłam paczkę mniej więcej trzynastolatków, którzy co chwila z czegoś się śmiali, a za nimi czarnowłosą dziewczynę w moim wieku, która miała pod kurtką czerwony, świąteczny sweter i czapkę na głowie z dwoma pomponami. Kiedy nasze oczy się spotkały, uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Trochę niepewnie odpowiedziałam na jej gest.

Kolejka trochę się przesunęła, dzięki czemu stałam już przy taśmie. Popatrzyłam na produkty stojące obok i zmrużyłam w zastanowieniu powieki, spoglądając na paczkę prezerwatyw. A co, gdyby...

— Masz już prezent dla mojego brata? — Z myśli wyrwała mnie Sophie, jednak kiedy zobaczyła, na co się patrzę, posłała mi sugestywne spojrzenie. — Czyżbyś planowała jakieś brudne rzeczy?

Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust, przewracając oczami. Ostatnio brunetka wycisnęła za mnie dosłownie wszystko na temat mnie i Dylana, przez co teraz jeszcze chętniej podrzucała jakieś dwuznaczne komentarze w naszym kierunku. Normalnie, jak byśmy byli jakimś ewenementem.

— Nie o tym myślałam, ale i tak je wezmę — mruknęłam, biorąc dwie paczki gumek i kładąc je obok siebie na taśmie. Sophie zagwizdała z aprobatą, a ja zaśmiałam się w duchu. Przecież nie musiałam jej mówić, że dostanie je z Danielem jako prezent pod choinkę, prawda?

Ze sklepu, jak i z całego centrum handlowego wyszłyśmy po kolejnych piętnastu minutach. Na dworze była już szarówka, chociaż nie wybiła jeszcze czwarta po południu. Na odchodnym zakodowałam sobie jw głowie, by wrócić tu niedługo i kupić u jubilera bransoletkę dla brunetki.

Razem z moją przyjaciółką uznałyśmy, że pojedziemy do jej domu, więc udałyśmy się na przystanek autobusowy. Jednak widząc, że następny kurs będzie za dwadzieścia minut, a na zewnątrz było kilka stopni na minusie, postanowiłyśmy złapać taksówkę. Z tym problemu nie było przy jednym z największych centrów handlowych w Londynie, więc nim się obejrzałyśmy, już płaciłyśmy kierowcy i wchodziłyśmy do domu Sophie.

Z westchnieniem zostawiłam wszystkie zakupy na korytarzu, rozebrałam się z wierzchnich ubrań i z przyjaciółką u boku udałam się do salonu. Uśmiechnęłam się na widok Dylana, który siedział właśnie na kanapie przed telewizorem w szarych dresach i czarnej bluzie. Miał na głowie kaptur, obok niego leżała paczka popcornu, a on sam wyglądał, jakby miał zaraz usnąć.

Czemu tak bardzo spodobał mi się ten widok?

— Cześć — przywitałam się, podchodząc bliżej i siadając obok niego na sofie. Chłopak pomrugał trochę roztargniony oczami, ale po chwili na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech, a on sam cmoknął mnie w usta. W środku czułam się okropnie podekscytowana.

Ze zmęczonym westchnieniem położyłam się na kanapie, kładąc swoją głowę na jego kolanach.

— Ty tu wcale nie przyszłaś dla swojej przyjaciółki, prawda? — parsknęła brunetka, zakładając dłonie na biodra, a ja tylko niewinnie wzruszyłam ramionami. Dziewczyna westchnęła. — W takim razie idę podzielić się moją samotnością z Danielem — mruknęła, a po chwili już jej nie było. Zaśmiałam się pod nosem i spojrzałam w górę na twarz Dylana. Także na mnie spoglądał.

— Chce mi się spać — stwierdziłam, przymykając lekko powieki, a szatyn popatrzył na mnie zaciekawiony, kładąc na moich włosach swoją dłoń.

— Czemu? — zapytał cicho, przyjemnie głaskając mnie swoimi palcami po głowie.

— Od kilkugodzinnego chodzenia po sklepach.

— Myślałem, że dziewczyny lubią takie rzeczy — przyznał z lekkim rozbawieniem, a ja wydęłam swoje wargi.

— Chyba nie byłeś ze mną nigdy na zakupach — odparłam, a szatyn podniósł wyżej brwi. W moje oczy rzuciły się jego miękkie usta i na ten widok wstrzymałam wręcz oddech. Miałam ochotę go pocałować.

— Nie byłem — potwierdził. Wypuściłam cicho powietrze i podniosłam się do siadu. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, złapałam w obie dłonie policzki chłopaka i dotknęłam jego warg swoimi. Szatyn mruknął coś pod nosem, ale uśmiechnął się, kontynuując nasz rozkoszny pocałunek.

Gdzie się podział mój rozsądek? Chyba zgubiłam go na trochę dłużej. Inaczej, analizowałabym w tym momencie wszystko i wszystkich, zastanawiając się nad samymi trapiącymi mnie myślami.

Skłamałabym, twierdząc, że było mi przykro z powody tej zguby.

Po dłuższej, ale jakże przyjemnej chwili odsunęliśmy się od siebie na odległość kilku centymetrów. Miałam przymknięte powieki, a na moich ustach czaił się mały uśmieszek. Napawałam się tą chwilą, aż poczułam jak Dylan potarł swoim nosem o mój i o mało nie zemdlałam z rozczulenia. To był tak delikatny gest, a przyprawił mnie o przerażająco szybkie bicie serca. Jak ten chłopak na mnie działał?

— Mówiłaś coś o tym, że chce ci się spać, prawda? — zapytał cicho szatyn, a ja uchyliłam powieki i przypatrzyłam się jego oczom, które były oddalone ode mnie nie więcej, jak na dziesięć centymetrów. Pokiwałam głową, zatracając się w tej pięknej, czekoladowej barwie. — Mi też. Idziemy spać?

Uśmiechnęłam się z rozbawieniem, gdy usłyszałam jego słowa. Pokiwałam ochoczo głową i nim się obejrzałam, zaraz oboje leżeliśmy blisko siebie na kanapie. Przyglądaliśmy się w ciszy swoim twarzom. Nie potrzeba nam chyba było żadnych słów. Po prostu dzieliliśmy się tą wspólną chwilą. Nie byłam w stanie pojąć, jak to się wszystko stało. Jakim cudem Dylan był moim chłopakiem? Jak? Jeszcze ponad tydzień temu przyglądałam się mu z utęsknieniem, nie mogąc napatrzeć się jego pięknu. Zarówno zewnętrznemu, jak i wewnętrznemu. A teraz miałam go tak blisko. Mogłam go w dowolnej chwili przytulić, pocałować i nie było to niczym dziwnym. Mogłam być z nim bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Czy to nie było coś niezwykłego?

Błagałam, by nikt nie budził mnie z tak pięknego snu.

Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego powiadomienia. Chłopak westchnął zmarnowany, ale wyciągnął rękę po swój telefon i odblokował ekran. Widziałam po jego oczach, jak odczytywał jakąś wiadomość, aż na koniec zmarszczył w zdziwieniu brwi. Obserwowałam go, kiedy odłożył urządzenie na poprzednie miejsce i z powrotem się ułożył, jednak widocznie nadal nad czymś intensywnie myślał. Sama zrobiłam zaciekawiony wyraz twarzy.

— Kto to? — zapytałam, a szatyn popatrzył na mnie trochę dziwnie. Dopiero po chwili się uśmiechnął.

— Nikt ważny — mruknął, głaskając mnie opuszkami palców delikatnie po policzku.

Nie przejmując się tym bardziej, wyciągnęłam dłonie do jego twarzy i złapałam palcami materiał czarnego kaptura, który chłopak miał cały czas na sobie, po czym zaciągnęłam mu go bardziej na głowę. Westchnęłam, odsuwając ręce i wtulając się twarzą w ciepłą bluzę szatyna. Poczułam, jak tamten objął mnie w pasie, również przytulając się bliżej mnie i oparł swój podbródek o moją głowę. Zagryzłam swoją dolną wargą, nie będąc w stanie opisać swojego szczęścia.

A potem już oboje odpłynęliśmy. Wyłapałam jeszcze jakieś dźwięki rozmowy nad naszymi głowami, jednak nie przeszkadzało mi to na tyle, by zakończyć tak przyjemny moment.
______________________________________

jeszcze nie skończył się pierwszy dzień wakacji, a ja już wiem, że wakacje 2020 będą w chuj dziwne xd

ale mimo wszystko, życzę Wam wymarzonych najbliższych dwóch miesięcy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top