42. Dajmy sobie szansę.
Leżałam na łóżku, pochłaniając się całkowicie lekturą, którą trzymałam przed swoim nosem. Georgiana wraz z Johnathonem właśnie zakradali się do domu podejrzanego w sprawie kradzieży naszyjników pewnej wysoko postawionej kobiety*. Leciała kolejna godzina sobotniego popołudnia, a ja już kończyłam książkę, którą tego samego ranka wypożyczyłam z miejskiej biblioteki. Historia tak mnie wciągnęła, że jedyną przerwą, jaką sobie zrobiłam, była ta na obiad.
Kiedy bohater właśnie otwierał jakimś drucikiem zamek do drzwi, a kobieta w myślach podziwiała swojego towarzysza, coś mrugnęło mi przed oczami. Zacisnęłam na chwilę powieki, będąc pewną, że od długiego patrzenia w jedno miejsce coś mi się przywidziało, jednak ruch się powtórzył, a ja dostrzegłam w nim czyjąś dłoń.
Momentalnie odskoczyłam do tyłu, puszczając książkę na pościel, a obok usłyszałam dziewczęcy śmiech. Ze zdziwieniem spojrzałam na Sophie, która stała przy moim łóżku i wyraźnie miała ze mnie ubaw.
– Co ty tu robisz? – zapytałam zaskoczona obecnością przyjaciółki w moim domu. Podniosłam się do siadu, spoglądając spod zmarszczonych brwi na dziewczynę.
– Dzwonię do ciebie od rana, ale ty nie raczysz odpowiedzieć – powiedziała rozglądająca się z ciekawością po pokoju brunetka. Ona była tu pierwszy raz?
– Naprawdę? – zapytałam, wyciągając się po telefon leżący na biurku. – Rzeczywiście – mruknęłam pod nosem, widząc kilka nieodebranych połączeń od Sophie i Dylana. Zablokowałam urządzenie i odłożyłam je obok siebie na pościeli. – A o co chodzi?
– Razem z Danielem i moim bratem wybieramy się do klubu. A ty jedziesz z nami. – Wskazała na mnie pewnie wskazującym palcem, po czym pociągnęła mnie do wstania na proste nogi. Podniosłam jedną brew do góry, widząc, jak podeszła do mojej szafy i otworzyła ją na oścież.
– Chyba uderzyłaś się w głowę – parsknęłam, zakładając ramiona na piersi. Brunetka popatrzyła na mnie pytająco. – Jestem totalnie nieogarnięta, zanim coś ze sobą zrobię, minie pewnie z godzina.
– No właśnie w tym mój problem, by załatwić to szybciej, bo chłopaki czekają na zewnątrz.
Popatrzyłam na nią ze sceptycznym wyrazem twarzy, gdy popchnęła mnie w kierunku łazienki, mówiąc, żebym się pośpieszyła. Westchnęłam, gdy drzwi się za mną zamknęły i podniosłam jedną brew do góry, spoglądając na własne odbicie w lustrze. To miała być sobota spędzona w piżamie, z książką i kawą. Nie byłam gotowa ani fizycznie, ani psychicznie na wyjście do klubu. A już tym bardziej z Dylanem!
Przecież ja musiałam jakoś wyglądać!
Od razu podeszłam do umywalki i odkręciwszy wodę, umyłam twarz oraz zęby. Nałożyłam lekki podkład, rozświetlacz, pomalowałam kredką brwi, a złotym cieniem oczy. Na koniec zrobiłam kreskę na oku i wyszłam z łazienki, natrafiając na grzebiącą po mojej biżuterii Sophie.
– Nie krępuj się – sarknęłam, biorąc do dłoni szczotkę i rozplątując zawiązane wcześniej w warkocza włosy. Brunetka spojrzała na zegarek.
– Dziesięć minut, gratulacje. – Nastolatka parsknęła, po czym wcisnęła mi do dłoni ubrania. – A teraz wracasz się tam i to zakładasz. Dawaj, dawaj!
Jęknęłam męczeńsko, jednak zawróciłam się do pomieszczenia i zobaczyłam, co wybrała mi dziewczyna. Czarne skórzane spodnie z wysokim stanem i trochę za duża, złota koszula. Może trochę zbyt elegancko, ale chociaż będę czuła się swobodnie.
Wciągnęłam na siebie dół, a potem zapięłam guziki i włożyłam koszulę pod spodnie. Obróciłam się dookoła własnej osi, spoglądając na swój tyłek. Okej, wyglądał naprawdę dobrze.
Idiotka.
Weszłam z powrotem do pokoju, teatralnym ruchem pokazując się Sophie. Dziewczyna kiwnęła z przerysowanym uznaniem głową i podbiegła do mnie, by dać mi wybraną przez siebie biżuterię. Kiedy ja zakładałam sobie długie kolczyki, ona zapinała mi srebrną bransoletkę na nadgarstku, a gdy skończyłyśmy, podeszłam do lusterka na parapecie i założyłam sobie włosy za uszy.
– Okej, jestem gotowa – oznajmiłam i złapałam do ręki telefon oraz portfel. Sophie wyszczerzyła się, a następnie obie zeszłyśmy do przedpokoju mojego domu. Od razu narzuciłam na siebie puchową kurtkę i botki na obcasach. – Wychodzę! – krzyknęłam w kierunku salonu i biorąc jeszcze klucze, wyszłam razem z brunetką z domu. Od razu do kieszeni kurtki włożyłam swoje rzeczy, po czym we dwie ruszyłyśmy do zaparkowanego przed moim mieszkaniem auta Daniela.
W bramie przepuściłam dziewczynę przodem, a ja sama zamknęłam za nami furtkę. Sophie wsiadła na miejsce pasażera, a ja do tyłu za kierowcą.
– Cześć – przywitałam się z szeroko uśmiechniętym Dylanem, który siedział obok mnie na tyle oraz z Danielem, który spojrzał na mnie przez ramię z wkurzoną miną. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak ze schowka wyciągnął swój portfel, a po momencie rzucił brązowookiemu dwadzieścia funtów.
– Frajer – parsknął Dylan w kierunku swojego przyjaciela i zaśmiał mu się w twarz, chowając banknot do kieszeni spodni. Razem z Sophie spojrzałyśmy na siebie niezrozumiale.
– Co wy..? – zapytała zdezorientowana brunetka z lekkim rozbawieniem wypisanym na twarzy, ale Daniel jej nie odpowiedział i tylko zapalił silnik auta. Dziewczyna odwróciła się do swojego brata. – Co zrobiliście?
– Założyłem się z tą ciotą, czy wrócicie w przeciągu dwudziestu minut – zaśmiał się szatyn, a ja spojrzałam na nich jak na totalnych idiotów. – Minęło dokładnie szesnaście, więc wygrałem.
– Przecież to nierealne! – wyrzucił z boleścią kierowca samochodu, na co się głośno zaśmiałam. – Przecież dziewczyna nie może się tak szybko wyszykować do klubu!
– Naprawdę nie wierzysz we mnie aż tak bardzo, Daniel?
– Dylan na pewno wierzy – burknął od razu, a ja z uśmiechem popatrzyłam na szatyna siedzącego obok mnie. Chłopak kolejny raz zaśmiał się pod nosem i kiwnął głową na zgodę ze swoim przyjacielem.
– Skąd miałeś pewność, że się wyrobię? – zapytałam ciekawa, a szatyn jedynie wzruszył ramionami.
– Jakoś nie wyobrażam sobie ciebie stojącej godzinę przed lustrem w łazience i wybierającej tyle samo czasu ubranie – odparł ze szczerym uśmiechem na twarzy, na co odpowiedziałam tym samym. Chyba naprawdę zdążył dobrze mnie poznać, bo rzeczywiście, nie byłam raczej typem, który tak robił.
Sophie zaczęła rozmowę ze swoim chłopakiem, więc wyjęłam telefon i przejrzałam powiadomienia, które przyszły mi w międzyczasie, gdy byłam pochłonięta książką. Jechaliśmy kilkanaście minut, więc na spokojnie przejrzałam Instagram, ale kiedy chciałam otwierać Twittera, okazało się, że dojechaliśmy na miejsce. Całą czwórką wysiedliśmy z auta i biorąc swoje rzeczy, ruszyliśmy w kierunku budynku. Znajdowaliśmy się bliżej centrum Londynu, gdzie teraz o tej porze powoli zaczynali zjawiać się młodzi ludzie. Kojarzyłam to miejsce, bo bywałam tu kiedyś wraz z Chrisem i Patrickiem...
Okej, stop.
Weszliśmy bez większych problemów do środka i od razu uderzyła w moje uszy dudniąca muzyka. Wewnątrz panował mrok, który rozświetlało kilka kolorowych świateł. Było zaledwie paręnaście osób, które zajmowały loże i miejsca przy barze, a parkiet był póki co pusty. Samo pomieszczenie wydawało się całkiem spore, jednak zapewne gdy zbierze się tu niedługo więcej osób, to będę narzekała na brak miejsca.
Całą paczką udaliśmy się do jednej z lóż, w miejscu, gdzie nikogo jeszcze nie było i zajęliśmy dwie kanapy naprzeciwko siebie. Usiadłam przy ścianie, obok mnie Sophie, a chłopaki po drugiej stronie stolika. Zdjęłam z siebie kurtkę i przełożyłam telefon do kieszeni spodni.
– Co zamówić? – zapytał Daniel, kładąc swój portfel na blacie.
– A kto prowadzi? – zadałam kluczowe pytanie, spoglądając na resztę, a brunetka wraz z czarnowłosym momentalnie wskazali na Dylana. Chłopak podniósł sceptycznie brwi, ale po chwili podniósł w geście poddania ramiona.
– Dobra, dobra. Weźcie mi colę – mruknął szatyn, na co cicho się zaśmiałam.
– A dla ciebie, Ash? – Sophie spojrzała na mnie pytająco, na co wzruszyłam ramionami.
– Cokolwiek, byle z alkoholem.
– I to rozumiem – zaśmiał się Daniel, po czym wraz z brunetką poszli do baru po drugiej stronie pomieszczenia. Popatrzyłam na Dylana, który również się mi przyglądał.
– Kto wpadł na pomysł, żeby tu przyjechać? – dopytałam, opierając na pięści podbródek i posyłając chłopakowi lekki uśmiech.
– Jak myślisz? – zaśmiał się, opierając się wygodnie o kanapę. – Tylko Daniel wpada na takie pomysły. A ty czemu nie odbierałaś telefonu cały dzień?
– Można powiedzieć, że się zaczytałam – odparłam, wracając wspomnieniem do czytanej dzisiaj książki, na co Dylan pokiwał ze zrozumieniem głową. Najwyraźniej on także tak miewał.
Między nami zapadła krótka cisza. Spojrzałam w kierunku wejścia do klubu, gdzie pojawiały się coraz to kolejne osoby. Obstawiałam, że za pół godziny nie będę w stanie dojść do baru, żeby kogoś nie dotknąć.
– Whisky z colą dla ciebie. – Przede mną na stole pojawiła się szklanka z drinkiem, a słysząc, co powiedział Daniel, podniosłam brwi do góry. Mogłam się spodziewać, że nie zaczniemy na spokojnie. – A dla ciebie sama cola, frajerze.
Czarnowłosy i Sophie usiedli na kanapach, po czym każde z nas stuknęło ze sobą szklanką i upiliśmy napoje. Poczułam gorzki smak oraz pieczenie w gardle, ale nie pokazywałam po sobie, a przynajmniej się starałam, że ten drink był dla mnie trochę za mocny. Mimowolnie skrzywiłam kącik ust, a Daniel, który cały czas mi się przyglądał, zaśmiał się w głos.
– Wiedziałem! – parsknął, na co jedynie wywróciłam z uśmiechem oczami. Ten jeden raz musiałam zostawić go z tym, że byłam od niego słabsza, bo po nim najwyraźniej nie było widać najmniejszego grymasu po mocnym napoju. Niech się cieszy ten jedyny raz z wygranej!
– Jakie są tego proporcje? – zapytałam rozbawiona ze zmrużonymi oczami, a Sophie zachichotała.
– Obstawiam coś jak jeden do pięciu. Oczywiście pięć dla whisky – parsknęła. Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust, po czym wsłuchałam się w niezobowiązującą do niczego rozmowę moich przyjaciół.
Minęły dwa kwadranse, kiedy w sali zebrało się już naprawdę wielu ludzi. Głównie była to młodzież i studenci, jednak osoby w wieku między trzydzieści a czterdzieści lat także się trafiały. Coraz więcej śmiałków pojawiało się na parkiecie, a muzyka dudniła już w pełni. Impreza się rozkręcała.
– Ash, idziemy?! – zapytała z szerokim uśmiechem Sophie, starając się przekrzyczeć muzykę, jednocześnie wskazując środek sali. Kiwnęłam chętnie głową, po czym obie wstałyśmy, zwracając tym samym na siebie uwagę chłopaków. – Popilnujcie naszych rzeczy!
Po chwili przeciskałyśmy się już między ludźmi w głąb ciemnego pomieszczenia. Kolorowe światła dawały mi po oczach, przez co lekko się skrzywiłam. Musiałam się trochę do tego przyzwyczaić.
Kiedy Sophie znalazła już dla nas idealne miejsce, akurat dobiegła końca jedna z piosenek, a jej miejsce zajął kolejny mocny bit. Posłałyśmy sobie z brunetką szerokie uśmiechy, po czym zaczęłyśmy skakać w rytm głośnej muzyki, tym samym wtapiając się w roztańczony tłum.
Po kilkunastu minutach Sophie postanowiła pójść do swojego chłopaka, żeby spędzić z nim jak najwięcej czasu. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie przejęłam się za bardzo faktem, że zostałam sama. Może zaszaleję jak na siebie i poznam wreszcie jakichś nowych znajomych?
Rozejrzałam się po całym klubie, szukając kogoś wartego uwagi, a po chwili z przyjaznym nastawieniem ruszyłam do małej grupki osób stojącej przy ścianie. Mimo ciemności, jaka panowała, już z odległości kilku metrów określiłam, że byli mniej więcej w moim wieku.
– Hej! – przywitałam się, stając obok jednej z dwóch dziewczyn. W pierwszym momencie paczka osób spojrzała na mnie zdziwiona, jednak zaraz odpowiedzieli uśmiechami. – Jak się bawicie?
– Nieźle – odparł jedyny chłopak spośród trzech osób, który stał naprzeciwko mnie. Wyciągnął dłoń. – Michael.
– Ashley – odparłam, po czym spojrzałam na dziewczyny.
– Anne – przywitała się również czarnowłosa, a zaraz po niej odezwała się dziewczyna w srebrnej sukience.
– Lily.
– Do jakiej szkoły chodzicie? O ile jeszcze chodzicie – zapytałam z uśmiechem, przeczesując palcami pokręcone włosy.
– Ja z Lily do Kingsbury, a Anne do Heartlands – odparł brunet, na co przekrzywiłam lekko w bok głowę, spoglądając na czarnowłosą.
– Heartlands? Chodziłam tam w zeszłym roku – powiedziałam, mrużąc powieki i choć trochę próbując skojarzyć twarz dziewczyny, jednak nikogo mi nie przypominała. W sumie skąd mogłam ją znać, skoro całą pierwszą klasę spędziłam zapatrzona w Chrisa?
Przeszły mnie dreszcze na jego wspomnienie.
– Naprawdę? Nie kojarzę cię – zaśmiała się Anne, a ja się z nią zgodziłam. To było bardzo możliwe, bo raczej nie rzucałam się w oczy. – A w takim razie, gdzie teraz się uczysz?
– W Wembley – odparłam, po czym kontynuowałam z nimi dialog o naszych szkołach i rozszerzanych przedmiotach.
Rozmawialiśmy kilka dobrych minut, w między czasie udając się do baru. Naprawdę przyjemnie mi się z nimi rozmawiało i chyba oni także podzielali w jakimś stopniu moje zdanie, bo na ich twarzach utrzymywały się uśmiechy. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć, wszyscy czworo mieliśmy w miarę podobne priorytety i zainteresowania, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo miałam o czym z nimi pogadać.
Staliśmy akurat przy barze, czekając na zamówienie trojga nastolatków, z którymi trochę się zaznajomiłam, gdy nagle poczułam, jak czyjeś ramiona otoczyły mnie od tyłu. Z szybciej bijącym sercem, momentalnie odwróciłam głowę w prawo.
– Idziemy zatańczyć? – zapytał Dylan, który stał w odległości dosłownie kilku centymetrów za mną. W głębi ducha byłam naprawdę zaskoczona, jednak moją twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
– Co ty, zachciało ci się podnieść tyłek z kanapy? – zaśmiałam się, spoglądając w górę na przyjazny wyraz jego twarzy.
– Sophie z Danielem zaczęli się migdalić przy stoliku, nie miałem ochoty na to patrzeć. – Szatyn przewrócił oczami, po czym z powrotem skupił swój czekoladowy wzrok na mnie. Zachichotałam pod nosem.
– No cóż, chyba nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się i z tobą zatańczyć. – Przeniosłam spojrzenie na troje osób naprzeciwko mnie i posłałam im serdeczny uśmiech. – Naprawdę miło było was poznać.
– Ciebie też, Ashley – odparła Anne, a pozostali kiwnęli na zgodę głowami. Rzuciłam im ostatnie spojrzenie, po czym ruszyłam razem z szatynem w kierunku parkietu.
– Jak się bawisz? – zapytał Dylan, kiedy stanęliśmy między tłumem roześmianych ludzi.
– Świetnie – odparłam szczerze, a potem już zaczęliśmy tańczyć, rozmawiając i śmiejąc się bez przerwy przez następnych kilkadziesiąt minut.
* * *
– Zostanę na noc u Daniela – poinformowała nas Sophie, kiedy zbliżaliśmy się powoli do domu czarnowłosego. Dylan popatrzył na młodszą siostrę z uwagą, jednak dziewczyna kompletnie go zignorowała, będąc zbyt pijaną i zbyt zajętą swoim chłopakiem, żeby ją to obchodziło. Zaśmiałam się cicho pod nosem, spoglądając na nią przez ramię.
Wracaliśmy właśnie autem Daniela do domu. Dylan oczywiście prowadził, jako jedyny niepijący spośród nas. Siedziałam obok niego z przodu samochodu, a para z tyłu, bo jak zwykle byli w gorszym stanie po dużej dawce alkoholu.
– Zabezpieczajcie się, nie chcę być jeszcze ciocią – zaśmiałam się, kiedy auto zatrzymało się już pod domem Richardsona. Sophie trochę zawstydzona moimi słowami zgromiła mnie wzrokiem, ale chyba nie do końca się nimi przejęła, bo po chwili zaczęła próby wygramolenia się z auta. Wyszło jej to za trzecim razem.
– I mówisz to przy mnie? – parsknął Dylan, w momencie, gdy obserwowaliśmy dwojga pijanych nastolatków, którzy chwiali się w stronę drzwi od budynku. W sumie racja, on, jako brat Sophie, powinien się szczególnie obawiać o prędkie zostanie wujkiem.
Kiedy zobaczyliśmy, że para weszła wreszcie do domu, szatyn z powrotem nacisnął pedał gazu. Przymknęłam oczy, opierając bok głowy o szybę. Szum jadącego ze średnią prędkością auta brzmiał w moich uszach naprawdę przyjemnie, szczególnie że nic z zewnątrz go nie przerywało. Byłam już naprawdę zmęczona po kilkugodzinnej zabawie.
I jadąc tak z zamkniętymi oczami autem, dotarło do mnie, jak bardzo musiałam ufać Dylanowi.
Dochodziła pierwsza w nocy, a my jechaliśmy po mało ruchliwych ulicach Londynu w kierunku mojego osiedla. Miałam zamknięte powieki, znajdowałam się na przednim siedzeniu, a moich myśli nie zaprzątało to, czy przypadkiem nie dojdzie zaraz do wypadku. A przecież kilka miesięcy wcześniej w ten sposób straciłam pierwszą miłość, po części najlepszego przyjaciela i ponad tydzień z życia. Czy to normalne, że nie czułam żadnego strachu, jadąc samochodem z Dylanem? Chyba powinnam być w jakikolwiek sposób zaniepokojona, jednak moje wnętrze wypełniała ufność do młodego mężczyzny znajdującego się obok. Czułam się bezpieczna.
Przekręciłam głowę i przypatrzyłam się uważnie szatynowi. Zacisnęłam usta. Jakim cudem w zaledwie kilka miesięcy wypracował sobie u mnie tak ogromne zaufanie? Ba, żeby tylko to. Dylan stał się w tym krótkim czasie dla mnie naprawdę ważny i nie wyobrażałam sobie mojego aktualnego życia bez jego osoby.
To było przerażające.
– Co? – odezwał się chłopak i rzucił mi ukradkowe spojrzenie, wytrącając mnie tym samym z myśli. Oblizałam usta, uśmiechając się pod nosem, po czym pokręciłam głową.
– Nic – szepnęłam, a następnie utkwiłam już mój wzrok w drodze przed nami.
Do mojego domu dotarliśmy w przeciągu kilkunastu minut. Dylan zaparkował pod metalową bramą i zgasił auto, a nasze uszy wypełniła wszechobecna cisza. We wszystkich oknach było ciemno, więc moi rodzice musieli już spać. Właściwie to nic dziwnego. Na ulicy światło dawały jedynie lampy i księżyc.
Przeniosłam moje oczy na osobę obok. Dylan przyglądał się spod przymrużonych powiek zaśnieżonemu i uśpionemu osiedlu. Widziałam po jego twarzy, że był równie zmęczony i śpiący, co ja.
Do mojej głowy nagle wpadł pewien pomysł.
– Nie chcesz zostać u mnie na noc?
Szatyn zwrócił na mnie swój czekoladowy wzrok. Zmarszczył brwi, wyraźnie zastanawiając się nad moją propozycją, a ja po raz pierwszy od dawna nie żałowałam, że najpierw mówiłam, a potem myślałam. Gdybym się nad tym głębiej rozmyśliła, zapewne odstąpiłabym od takiego pomysłu, a tymczasem gdy było już za późno na rezygnację, naprawdę cieszyłam się z własnych słów.
– Mówisz poważnie? – upewnił się chłopak, na co kiwnęłam bez słowa głową. – Jeśli to nie jest problem, to z chęcią.
– Więc chodźmy – mruknęłam, po czym sięgnęłam ręką, by odpiąć pas. Zaraz staliśmy na zimnym powietrzu mroźnej nocy, a po chwili już w środku ciepłego domu.
Po cichu wchodziliśmy po schodach, nie chcąc obudzić moich rodziców. Weszliśmy do mojego pokoju, gdzie odłożyłam na biurko portfel i telefon, a Dylan kluczyki od samochodu przyjaciela. Westchnęłam pod nosem, opierając się tyłem o blat mebla i spojrzałam na chłopaka.
– Chcesz spać w pokoju gościnnym, czy możesz kimnąć się tutaj? – zapytałam, kiwając głową na moje łóżko, a szatyn wzruszył ramionami, lekko się uśmiechając.
– Jeśli tobie to nie przeszkadza, mogę tu zostać – stwierdził, po czym ziewnął głęboko i przysiadł na materacu. Mruknęłam coś niezrozumiałego do siebie samej, przeczesując palcami poplątane włosy.
– Jak chcesz się ogarnąć, to tutaj jest łazienka, czuj się jak u siebie. Nieotwarta szczoteczka powinna być w szafce pod umywalką.
– Dzięki – powiedział, wstając na proste nogi, jednak zaraz zmieszany się zatrzymał. – Tylko nie mam w co się przebrać.
– Oh – bąknęłam, spoglądając na jego niezbyt wygodny do spania ubiór. Co mogłam zrobić? Przecież moich ubrań mu nie dam. Chociaż... – Czekaj chwilę. – Podeszłam do dużej szafy w rogu sypialni i otworzyłam drzwiczki na oścież. Uklęknęłam na jednym kolanie i zaczęłam grzebać w głębi garderoby, starając się znaleźć pewien materiał. – Mam – mruknęłam pod nosem i wyciągnęłam szary, duży t-shirt i czarne, męskie dresy. Rozłożyłam ubrania w dłoniach, starając się ocenić, czy były w porządku. – Zobacz, czy nie są zbyt małe, a jeśli tak... Mój tata się chyba nie obrazi, jak pożyczysz jego ciuchy.
Dylan podszedł bliżej i wziął ode mnie strój. Zmarszczył w zastanowieniu brwi.
– Czyje to? – zapytał, na co oblizałam swoje wargi.
– Christiana – wyjaśniłam, dusząc w sobie mieszane emocje. Anderson miał dawniej u mnie trochę swoich ubrań, żeby nie było problemu, gdy zostawał na noc. – I tak ich już nie potrzebuję. – Wzruszyłam dla niepoznaki ramionami, a szatyn po chwili zastanowienia zaszył się w mojej łazience.
Wykorzystując fakt, że stałam przy szafie, wyciągnęłam z niej swoją bluzę i dresy, w których miałam zwyczaj sypiać. Wyjęłam też gruby koc i zapasową poduszkę, a następnie rzuciłam je na łóżko oraz sama na nim klapnęłam. Przymknęłam ze zmarnowaniem oczy. Nie marzyłam o niczym innym jak o tym, by już spać. Jednak musiałam jeszcze się ogarnąć.
Powoli już przysypiałam, kiedy po kilku minutach szatyn wyszedł z pomieszczenia. Na sobie miał ubrania, które wcześniej mu dałam i chociaż były trochę za małe, nie wyglądał w nich źle.
Z ociąganiem podniosłam się z materaca, po czym sama zajęłam łazienkę. W szybkim tempie zmyłam makijaż, wzięłam ciepły prysznic i umyłam zęby. Nie miałam siły nakładać żadnych kremów czy balsamów, więc po niecałych dziesięciu minutach byłam z powrotem w sypialni.
Dylan leżał na moim łóżku i szczerze nie wiedziałam, czy już spał, czy leżał po prostu z zamkniętymi oczyma. Zgasiłam w pokoju światło, cicho podeszłam do okna, gdzie podkręciłam kaloryfer i przypatrzyłam się białemu widokowi za oknem. Przeciągle westchnęłam, spoglądając na dom naprzeciwko. Dawniej bywałam w nim praktycznie każdego dnia, a teraz powoli zapominałam, jak wyglądał od środka. Wiązałam z nim tak wiele dobrych wspomnień...
Pokręciłam lekko głową, nie chcąc myśleć o trapiących mnie wspomnieniach i biorąc swój telefon z biurka, ruszyłam do łóżka. Starając się zbyt bardzo nie kręcić, ułożyłam się pod pościelą i przysunęłam do siebie poduszkę. Siadając, zapaliłam na chwilę lampkę na szafce nocnej i spoglądnęłam na książkę, którą tak zachłannie od rana czytałam. Kusiła, by dalej ją pochłaniać i stałam w kompletnej rozsterce. Z jednej strony po prostu padałam ze zmęczenia, ale z drugiej gdy przypominałam sobie, w jakim momencie skończyłam...
– Nie chce ci się spać? – zapytał cicho szatyn, a ja od razu odwróciłam się w jego stronę. Leżał nadal w jednej pozycji z zamkniętymi oczami.
– Wybacz, sądziłam, że już śpisz – mruknęłam zmieszana, a Dylan uchylił powieki, przez co nasze spojrzenia się napotkały. Patrzyłam na jego przystojną twarz, zastanawiając się, co miał właśnie w swojej głowie. Co o mnie myślał? W jakim stopniu byłam dla niego ważna? Te pytania często rozbrzmiewały w moich myślach, jednak w tej chwili kompletnie mnie przytłoczyły. Chciałam wiedzieć, co dla niego znaczyłam.
Bo on znaczył dla mnie bardzo dużo.
Nasze oczy nadal nie odrywały się od siebie, w skupieniu lustrując się nawzajem. Barwa mlecznej czekolady pochłaniała mnie całkowicie, a ja się w niej dobrowolnie zatracałam. Jego oczy błyszczały od słabego światła lampki nocnej, przez co widziałam w nich jasne iskierki, wyglądające jak gwiazdy na bezchmurnym niebie. Źrenice, będące rozszerzone na ciemność panującą w pokoju, dokładnie mnie przenikały. Przeszedł mnie lekki dreszcz, a ja sama przełknęłam ukradkiem ślinę.
Dylan wyciągnął rękę do mojej twarzy i powolnym ruchem przeciągnął lekko szorstką skórą po moim policzku. Wstrzymałam powietrze, gdy opuszkami palców przejechał po moich ustach i nieustannie wpatrywał się w moje rozszerzone z ekscytacji oraz zaciekawienia źrenice. Jego dłoń, nie odrywając się od mojej skóry, pomknęła wyżej, po czym założyła za ucho opadające na twarz kosmyki włosów. Czułam własne, szybciej bijące serce. Czy naprawdę jego dotyk aż tak silnie na mnie działał?
Natchniona tym ruchem, objęłam palcami nadgarstek jego sunącej po mojej twarzy dłoni i nakierowałam ją na moje usta, nie przerywając naszego ciągłego spojrzenia. Dmuchnęłam ciepłym powietrzem na kawałek skóry wewnętrznej strony jego dłoni, a następnie przejechałam rozchylonymi wargami po tym miejscu. Widziałam namiastkę zaskoczenia oraz ciekawości w jego czekoladowych oczach, kiedy wykonywałam ten gest.
Gdzieś tam w mojej głowie tlił się głos rozsądku odradzający moich czynów, jednak kompletnie go odrzucałam. Jak bardzo byłabym głupia, a przede wszystkim nieszczęśliwa, gdybym posłuchała go po raz kolejny w życiu?
Chłopak, wyraźnie zaintrygowany moim zachowaniem, podniósł się na jednym łokciu. Ociągale zabrał swoją dłoń z moich ust, następnie złapał mój podbródek, podnosząc go delikatnie do góry. Zjechał palcami na moją szyję, a jego dotyk dokładnie badał każde wgłębienie w ciele. Muskał lekko szorstkimi opuszkami palców moją delikatną skórę, przyjemnie ją drażniąc. A przy tym bez najmniejszej przerwy utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.
Dłoń Dylana przeniosła się na mój kark. Chłopak podniósł się jeszcze wyżej, po czym ułożył moją głowę na poduszkę, a on sam pochylił się nad moim drobnymi ciałem. Patrzyłam na jego górującą nade mną twarz, pragnąc tylko i wyłącznie jego dotyku. Intrygował mnie i pobudzał. Chciałam go czuć. Jak najsilniej, jak najdłużej.
Szatyn spoglądał cały czas w moje przepełnione pragnieniem oczy, sam także mając błyszczący od podekscytowania wzrok. Takim samym jak ciągle powolnym ruchem zbliżył się na odległość kilku centymetrów ode mnie. Czułam jego ciepły, łaskoczący oddech na skórze. W mojej głowie nie krzątały się żadne myśli, oprócz tej jednej.
Pragnęłam go.
Nie zastanawiając się nad niczym innym, to ja pierwsza dotknęłam jego miękkich ust. Nie musiałam wcale czekać, ponieważ Dylan od razu również musnął mnie swoimi wargami, a następnie... Następnie przepadłam.
Całowaliśmy się powoli, wręcz ociągale, rozkoszując się każdym poruszeniem ust. Jedną dłonią badałam skórę jego policzka, a drugą wsunęłam w miękkie kosmyki brązowych włosów. Chłopak co chwila zaczepnie przygryzał moją dolną wargę bądź muskał palcami moją szyję. Nie potrafiłam ująć słowami tego, co wtedy czułam. Tą błogość, rozkosz i pragnienie...
Odsunęliśmy się od siebie z płytkimi oddechami po pewnym czasie. Miałam przymknięte oczy i rozchylone usta, a moje myśli powoli docierały do głowy, jednak mimo to starałam się je odrzucać. Skupiałam się natomiast na moich odczuciach.
Czułam się dobrze z tym, co zrobiliśmy. Zapewne moje zdanie miało się zmienić w najbliższej przyszłości, jednak teraz się tym nie przejmowałam. Nie chciałam.
Po chwili błogiej ciszy, Dylan odsunął się ode mnie. Uchyliłam powieki, patrząc, jak usiadł na skraju łóżka, wypuszczając przeciągle powietrze i opuszczając głowę lekko na dół.
– Ile wypiłaś w klubie? – zapytał cicho szatyn, a sens pytania dotarł do mnie z opóźnieniem. Przełknęłam ukradkiem ślinę. Czy on myślał, że zrobiłam to dlatego, że byłam pod wpływem alkoholu?
– Nie jestem pijana, jeśli o to chodzi – odparłam równie cicho, podnosząc się do siadu. Zmarszczyłam brwi, dokładniej się zastanawiając. – Wypiłam chyba dwa drinki.
Brązowooki patrzył przed siebie przez chwilę, po czym zwrócił swój wzrok na mnie. Spoglądał na mnie bardzo uważnie, a mnie nagle dopadły wątpliwości. Co jeśli żałował tego, co się stało? Albo mu się nie podobało? Bądź pomyślał o mnie cokolwiek innego złego?
W tym momencie rozsądek przejął moje myśli i wpędził mnie w jeszcze bardziej kłopotliwe rzeczy. Co z naszą przyjaźnią? Jak będziemy się zachowywać jutro? A może totalnie o tym zapomnimy?
Cholera!
Dylan wypuścił krótki oddech i z powrotem lekko się przybliżył, jednak na bezpieczną odległość. Położył swoją dłoń na moim policzku i spojrzał w moje oczy z niebywałą determinacją.
– Dajmy sobie szansę – szepnął błagalnie. Uchyliłam szerzej powieki. – Widzisz, co się z nami dzieje. Bądźmy razem. A jak nie wyjdzie... Jak to nie będzie "to", po prostu wrócimy do przyjaźni – jego głos drżał, a on sam przymknął oczy. – Proszę.
Spoglądałam na jego twarz w całkowitym zaskoczeniu. Nie spodziewałam się tego. Nigdy. Powinnam się zgodzić? Przecież to miało wszystko zmienić. Co jeżeli bym odmówiła? Pewnie nie bylibyśmy w stanie spojrzeć sobie już w oczy.
Ale gdybym się zgodziła, bylibyśmy razem. Coś, czego oczekiwałam już od bardzo dawna. I pragnęłam za każdym razem, gdy go widziałam.
Więc jak w ogóle mogła przejść przez mój umysł myśl, żeby się nie zgodzić?
Uśmiechnęłam się delikatnie, będąc już pewna swojej odpowiedzi, a Dylan otworzył oczy. Widząc mój uśmiech, on sam podniósł kącik swoich ust, zapatrując się w moje tęczówki.
– Zgoda – szepnęłam, nie mogąc przestać się uśmiechać do chłopaka obok. On także wyraźnie był szczęśliwy. – Ale teraz chodźmy już spać.
Szatyn zaśmiał się cicho, jednak kiwnął na zgodę głową. I położyliśmy się razem do snu, chcąc zamknąć ten dzień w pełni zadowolenia.
______________________________________
*"Książę złodziei" – Deborah Simmons
i co tam o tym myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top