37. Ja cię nie zostawię.
tak tylko chcę przypomnieć, że został tydzień do szkoły :)
__________________________________
Dylan's POV
Przekręciłem głowę na drugą stronę i zacisnąłem mocno powieki. Jedyne co słyszałem to okropny szum, jakby właśnie ktoś włączył odkurzacz nad moim uchem. Warknąłem lekko, bo do tego zaraz doszła pulsująca głowa, a gdy uchyliłem oczy, doszło do mnie rażące słońce zza okna.
Pieprzony kac.
Podniosłem się powoli z miękkiej pościeli i rozejrzałem się dookoła, aby sprawdzić chociaż, gdzie byłem. Na szczęście od razu poznałem mój pokój.
Nie do końca pamiętałem, co się wczoraj działo. Wiedziałem, że poszedłem z Danielem do niego do domu, a potem oboje pojechaliśmy do klubu wraz z kilkoma innymi chłopakami z drużyny. Pamiętałem, że wypiłem tam kilka, no, może kilkanaście drinków, ale co było potem? I jakim sposobem znalazłem się w łóżku u siebie w pokoju?
Westchnąłem, wiedząc, że sam do tego nie dojdę i wstałem powoli z miękkiego materaca. Nie chciałem mieć jeszcze mocniej pulsującej głowy, więc jeszcze wolniej udałem się w kierunku drzwi. Przeszedłem przez korytarz do łazienki, gdzie zamknąłem za sobą drewnianą płytę i z jęknięciem spojrzałem na swoje odbicie. Wyglądałem fatalnie; ciemne wory pod oczami, odgniecione na jedną stronę włosy i na wpół otwarte jeszcze oczy.
Szybko odkręciłem kran i ochlapałem swoją twarz lodowatą wodą. Włosy przeczesałem grzebieniem i zaczesałem do tyłu, ale one i tak jak zawsze spadły mi z powrotem na czoło. Jęknąłem sfrustrowany, bo były już tak długie, że pewnie mogłem sobie zrobić na czubku głowy jakiegoś kucyka. Definitywnie musiałem iść do fryzjera w najbliższym czasie.
Przetarłem swoją twarz ręcznikiem i jeszcze raz spojrzałem na odbicie w lustrze. Nie było zbyt dobrze, ale cóż. Nigdy nie było tak, jak chciałem.
Wyszedłem z pomieszczenia i już zaraz schodziłem po schodach. Nie wiedząc czemu, miałem na sobie dresy i jakąś moją luźną koszulkę, więc ktoś musiał mnie przebrać, bo nie sądziłem, że wczoraj byłem w stanie zrobić to samemu.
Przeszedłem nieprzytomnie do kuchni, z której od razu wziąłem butelkę wody. Dopiero teraz odczułem suchość w gardle, dlatego szybko zacząłem zaspokajać pragnienie, które z każdym łykiem rosło. Skrzywiłem się i z butelką w dłoni poszedłem do salonu, bo słyszałem tam dźwięki włączonego telewizora.
Na sofie siedziała moja siostra. Nogi miała wyciągnięte na całą długość kanapy, a ona sama patrzyła to w paznokcie to w telewizor, widocznie się nudząc. Miała niedbale związane włosy i na jej twarzy nie było żadnych oznak makijażu, więc albo dopiero wstała, albo nie miała dzisiaj po prostu zamiaru wychodzić z domu.
Kiedy przeszedłem przez próg, Sophie podniosła na mnie wzrok z nad paznokci, ale równie szybko wróciła nim na telewizor. Nie zwróciłem na to większej uwagi i usiadłem na fotelu, biorąc kolejne łyki zimnego napoju.
– Dawno wstałaś? – spytałem dla zagłuszenia ciszy między nami, ale mój głos był strasznie zachrypnięty. Odchrząknąłem, a brunetka kiwnęła potwierdzająco głową, nie odrywając spojrzenia od plazmy. – Jak znalazłem się w domu?
Młodsza dziewczyna o identycznych oczach jak ja wzruszyła ramionami, nadal nie poświęcając mi spojrzenia. Zmarszczyłem brwi, bo jeszcze przed chwilą nie wyglądała zainteresowana programem.
– To ty mnie przebrałaś? – Sophie pokiwała głową, a ja się lekko zirytowałem. – Okres?
– Czemu to zawsze musi być okres? – burknęła, przenosząc akurat swój wzrok na paznokcie. – Nie tym razem.
– To o co chodzi? – spytałem już mocno poirytowany, ale ona jedynie machnęła zbywająco dłonią. Westchnąłem, wiedząc, że teraz już nic od niej nie wyciągnę, ale nagle do mojej głowy wpadło chwilowe olśnienie. – A gdzie jest Ashley? Nie miała zostać tu na noc?
Brunetka przeniosła na mnie złe spojrzenie i prychnęła.
– Pamiętasz cokolwiek z wczorajszego wieczoru? – spytała, a ja niepewny po chwili namysłu pokręciłem przecząco głową. Do czego ona dążyła? Dziewczyna na moje słowa przewróciła oczami. – Wiadomo – burknęła cicho pod nosem, a ja naprawdę poczułem jakiś chwilowy strach.
– Zrobiłem coś po pijaku? – wyrzuciłem z siebie, z jak myślałem, prędkością karabinu.
– Woah, trafiłeś za pierwszym razem – odparła dziewczyna z głosem ociekającym sarkazmem. Moje oczy w jednym momencie zaczęły przypominać dwa talerze.
– O co ci chodzi?
– O co mi chodzi? Chodzi mi o to, że rzuciłeś się wczoraj na Ashley zapity w trupa! – wyrzuciła z siebie z podniesionym głosem, a ja naraz cały pobladłem. Że co? Jak to się na nią rzuciłem? I jakim cudem ja... Boże, nie.
Zamknąłem powieki i wziąłem uspokajający wdech, który jak zwykle nic nie dał. Z powrotem podniosłem wzrok na siostrę, żeby rozsiać swoje przypuszczenia.
– Co masz na myśli, mówiąc, że się na nią rzuciłem? – spytałem dość cichym głosem, a dziewczyna z powrotem się nabuzowała.
– Zwyczajnie rzuciłeś się na nią i przyssałeś się do jej twarzy! W zasadzie to nie miałabym do tego kompletnie nic, gdyby nie to, że byłeś na wpół przytomny! – wykrzyczała, a ja spróbowałem sobie przypomnieć cokolwiek, jednak nadaremno. Nie pamiętałem zupełnie nic.
Z bezsilności uderzyłem zaciśniętą pięścią w swoje udo i pochyliłem się do przodu. Boże, co ja zrobiłem? Co Ashley musiała sobie o mnie pomyśleć? Cholera, czemu byłem taki głupi i się tak upiłem? Wtedy nic by się nie stało i nie musiałbym się przejmować, że ona... Ugh.
– Boże – jęknąłem żałośnie i schowałem głowę w dłoniach. Byłem na siebie wściekły.
Z boku usłyszałem głębokie westchnięcie, a po chwili moja siostra znalazła się tuż obok, kucając kawałek przede mną.
– Proszę, następnym razem nie pij tyle – mruknęła, a mi patrząc na nią, prawie stanęły łzy w oczach. Była tak strasznie podobna do mamy... W dodatku zawsze tak bardzo się mną martwiła. Odkąd nasza mama odeszła to Sophie, choć była ode mnie młodsza, grała po części rolę matki w moim życiu. Pocieszała jak nikt inny, a zarazem rozbawiała i można było z nią porozmawiać na każdy, dosłownie każdy temat. Naprawdę nie wiedziałem, czym zasłużyłem sobie na taką siostrę.
– Obiecuję – powiedziałem i oparłem czoło o jej głowę. Trwaliśmy w takiej pozycji przez kilka minut, a głucha cisza, która nas otaczała, była przerywana jedynie naszymi cichymi oddechami. Po dłuższej chwili odsunąłem się od siostry i wstałem na proste nogi, co zrobiła też ona. Wypuściłem ciężko powietrze, łapiąc z nią kontakt wzrokowy. – Gdzie ona jest?
– Ashley? – dopytała brunetka, a ja kiwnąłem głową. – Pojechała już do domu. – Zmarszczyłem brwi. Czemu tak wcześnie? Sophie widząc mój pytający wzrok, podniosła kąciki ust. – Jest już po pierwszej po południu.
Wybałuszyłem oczy, ale rzeczywiście po chwili zobaczyłem na zegarze cyfrowym stojącym przy telewizorze godzinę, o której wspomniała brązowooka. Przeczesałem palcami włosy i szybko poszedłem na górę do swojego pokoju, prawie zapominając o bólu głowy. Otworzyłem drzwi od szafy i biorąc z niej pierwszą lepszą bluzę i czarne dżinsy, dość szybko je na siebie założyłem. Wziąłem po drodze swój telefon i naciągnąłem jakieś skarpetki, po czym z powrotem zszedłem do salonu, gdzie Sophie patrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem.
– Jedziesz do niej? – zapytała, marszcząc brwi, a ja skinąłem głową, rozglądając się za kluczykami. Nawet nie zastanawiałem się, po co tam jechałem. To był impuls. Tak samo jak całe twoje życie. – Nie jedź autem.
Popatrzyłem się na brunetkę, nie rozumiejąc, czemu niby miałem tego nie robić, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że miała rację. Jeszcze chyba nie wystarczająco wytrzeźwiałem.
Westchnąłem głęboko, zastanawiając się, czym mogłem dostać się do domu Ashley. Jakoś nie miałem ochoty jeździć busem, a moja siostra nie miała jeszcze prawka, więc musiałem wymyślić coś innego. Po chwili pomysł wpadł do mojej głowy, a ja skinąłem sam do siebie głową.
– O której wraca tata? – zapytałem jeszcze, idąc w kierunku holu, po chwili już zakładałem na nogi czarne sportowe buty, a z wieszaka zgarnąłem granatową kurtkę.
– O trzeciej! – odkrzyknęła, na co przygryzłem lekko w zamyśleniu wargę, ale po momencie wyszedłem już z mieszkania. Zakładając na siebie po drodze kurtkę, doszedłem do wniosku, że na dworze było już naprawdę zimno. Chyba zima nadejdzie szybciej, niż się wcześniej spodziewałem.
Od razu udałem się prosto do drzwi garażowych. Dosyć sprawnie je otworzyłem i wszedłem do środka, podchodząc do mojego sportowego roweru. Sprawdziłem tylko, czy miał powietrze w obu oponach, po czym wyprowadziłem go z pomieszczenia, zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w drogę do sąsiedniego osiedla.
Dojechałem po trochę ponad dziesięciu minutach. Nie miałem problemu z dostaniem się do tego miejsca, bo byłem tu wiele razy. Znałem to osiedle bardzo dobrze jeszcze z samego dzieciństwa. Tak więc zsiadłem z roweru, opierając go o płot oddzielający mnie od domu Wilson. Z małą niepewnością pociągnąłem klamkę od bramy, która bez problemu się otworzyła. Przeszedłem przez ścieżkę prowadzącą do wejścia i stojąc przed drzwiami, z wahaniem nacisnąłem dzwonek do domu.
Poczułem, jak moje serce odrobinę przyśpieszyło, a ja sam przeczesałem szybko włosy, które potargały się przez wiatr podczas jazdy. Już po chwili usłyszałem kroki w stronę drzwi, a po momencie zostały one odkluczone i przede mną ukazała się sylwetka dorosłej kobiety.
Szatynka miała duże, szare oczy tak samo jak moja przyjaciółka i okulary na nosie z czarnymi, prawie okrągłymi oprawkami, które zdecydowanie odejmowały jej lat. Jej brązowe włosy były upięte z tyłu głowy, a jej mina wyrażała dezorientację.
Zmrużyłem lekko oczy i przypomniałem sobie, że widziałem ją w szpitalu. Musiała to być mama szatynki, więc niepewnie się do niej uśmiechnąłem.
– Jest Ashley? – spytałem, a kobieta po chwili pomrugała oczami, jakby nagle ją oświeciło i pokiwała żywo głową.
– Tak, jest, wchodź – powiedziała szybko, szeroko się uśmiechając i wpuściła mnie do środka. Wszedłem do ciemno urządzonego holu, w którym unosił się ładny, kwiatowy zapach i zdjąłem z siebie kurtkę, bo w pomieszczeniu było definitywnie cieplej niż na zewnątrz. Stanąłem na środku przedpokoju i nagle zdałem sobie sprawę, że nigdy tutaj nie byłem i nie wiedziałem nawet gdzie iść. – Schodami na górę i pierwsze drzwi na lewo – podpowiedziała uśmiechnięta pani Wilson, która chyba domyśliła się wszystkiego po mojej minie.
– Dziękuję. – Uśmiechnąłem się speszony i wszedłem po drewnianych schodach. Gdy tylko znalazłem się na górze, spojrzałem na wymienione przed chwilą drzwi i biorąc głęboki wdech, mówiąc sobie w duszy "raz kozie śmierć", cicho zapukałem w brązową płytę. Po momencie usłyszałem stłumione "proszę" i przełykając ślinę, nacisnąłem na chłodną klamkę, od razu natrafiając na szare spojrzenie dziewczyny.
Ash leżała na brzuchu na materacu, a przed sobą miała ekran laptopa. Jej brązowe, lekko pokręcone włosy były upięte niedbale na czubku głowy, a na sobie miała szarą, szeroką bluzę i czarne leginsy. Patrzyła na mnie swoimi dużymi oczami najpierw z zaskoczeniem, a potem dezorientacją i zmarszczonymi brwiami. I nie wiedziałem, czy mi się zdawało, ale chyba zobaczyłem na jej policzkach lekkie rumieńce.
Wyglądała tak... Prawdziwie.
– Dylan? – zapytała niezrozumiale, siadając na krańcu materaca. Szybko zatrzymała jakiś film lecący na laptopie i z powrotem przeniosła na mnie spojrzenie. – Co ty tu robisz? I jak się tu dostałeś?
– Twoja mama mnie wpuściła –mruknąłem, zagryzając lekko dolną wargę ze speszenia. – I ja... Um. – Właśnie, po co ja tu tak w ogóle przyszedłem? – Przede wszystkim chciałem cię przeprosić. Za wczoraj.
Dziewczyna patrząc na mój tors, otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili chyba się rozmyśliła, bo je zamknęła i się lekko roześmiała. Lubiłem jej śmiech, ale... Z czego ona się śmiała?
– Nie ma sprawy. I tak byłeś tak zapity, że nawet nie kontaktowałeś – zaśmiała się, a ja poczułem ogarniający mnie wstyd. Jezu.
Spuściłem lekko głowę i schowałem twarz w dłonie. Było mi tak bardzo głupio, Boże. Czemu nie mogłem się trochę ogarnąć i mniej pić? Albo po prostu zamiast wrócić do domu to pójść do Daniela na noc?
– Ej, spokojnie – powiedziała Ashley, zabierając moje dłonie z twarzy. Posłała mi pocieszający uśmiech. – Na serio nic się nie stało. Jest okej – zapewniła z małym uśmiechem, na co mimo jeszcze małej niepewności odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem, żeby taka głupia sytuacja zmieniła w jakikolwiek sposób naszą relację.
Dziewczyna puściła moje nadgarstki i odsunęła się ode mnie o pół kroku z ciągłym, małym uśmieszkiem. Odwróciła na chwilę głowę do tyłu, patrząc na coś za sobą, po czym spojrzała na mnie z zamyśloną miną.
– Masz jakieś plany na dzisiaj? –spytała ze zmarszczoną jedną brwią, na co po krótkim zastanowieniu pokręciłem przecząco głową. – Zostaniesz?
Jej policzki lekko się zaróżowiły, a ja w środku się na to uśmiechnąłem. I na jej pomysł i na to, że wyglądała w tym momencie cholernie uroczo.
Czekaj... Co?
– Jasne – odparłem od razu, kiwając odruchowo głową, przy okazji zapominając o wcześniejszych myślach. Przeniosłem wzrok za szarooką na jej łóżko z podświetlonym ekranem. – Coś oglądałaś?
– Tak, jakiś denny kryminał – odparła, przewracając oczami i spojrzała tam, gdzie ja. – Jak chcesz, możesz coś wybrać i sobie obejrzymy – zaproponowała, na co kiwnąłem chętnie głową i podszedłem do materaca, na którym leżał laptop. – Idę do łazienki.
Szatynka wyszła przez drugie drzwi zapewne prowadzące do toalety, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi. Z westchnieniem klapnąłem na materacu i rozejrzałem się po pokoju. I zdałem sobie sprawę, że choć nigdy tu wcześniej nie byłem, to dokładnie tak wyobrażałem sobie pokój Ashley.
Ściany były w odcieniach szarości, a dość minimalistyczne meble czarne. I choć mogło to się zdawać niezbyt przytulne, to różne zdjęcia na szafkach, kilka plakatów na ścianach oraz sporo przytulaków na łóżku dodawały sympatyczności i ciepła.
Szczerze, spodziewałem się dokładnie czegoś takiego. Ashley Wilson nie była, a przynajmniej nie wydawała się być dziewczyną, która uwielbiała w dzieciństwie róż, księżniczki i marzyła o księciu z bajki. W odróżnieniu od mojej siostry. Ash wyglądała raczej na osobę z ogromnym dystansem do siebie jak i innych, lubiącą sport i dobrze dogadującą się z płcią przeciwną. Co do tego ostatniego, to zauważyłem już jakiś czas temu, że dziewczyna zdecydowanie częściej rozmawiała z facetami.
Co wcale mi nie przeszkadzało.
Widząc kilka ramek na czarnej komodzie, obok której znajdowało się duże okno z szerokim parapetem, bez przemyślenia do niej podszedłem. Wiedziałem, że nie powinienem był, ale zacząłem dokładnie przyglądać się oprawionym zdjęciom.
Na pierwszym od okna znajdowała się Ashley z dwoma chłopakami. Bez problemu rozpoznałem Patricka, na co trochę coś we mnie zawrzało, ale pominąłem go i spojrzałem na drugiego bruneta. Był wyższy od dziewczyny, ale niższy od blondyna, miał duże, wyraźnie szczęśliwe oczy i największy oraz chyba najszczerszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. To musiał być Christian.
I po chwili namysłu, doszedłem do wniosku, że chyba go nawet wcześniej widziałem. Zapewne z jego bratem, bądź po prostu mijałem go na ulicy. I bardzo dziwne było uczucie, że on już przecież nie istniał.
Otrząsnąłem lekko głową i jeszcze raz spojrzałem na zdjęcie. Andersonowie trzymali szatynkę na rękach, a w jej podniesionej ręce znajdował się odpalony zimny ogień. Zdjęcie musiało zostać zrobione w miarę w ostatnim czasie, bo w wyglądzie dziewczyny nie było praktycznie żadnych zmian. Być może było to zdjęcie z ubiegłego sylwestra.
Przełknąłem lekko ślinę i przeniosłem wzrok na kolejny obrazek. Tutaj widniała ta sama trójka, tyle że z dobre dziesięć lat wcześniej. Stali na śniegu, przy ulepionym zapewne przez nich bałwanie, ubrani w grube kurtki i rękawiczki. Tu już było widać wyraźniejszą różnicę wieku między Patrickiem a pozostałą dwójką. Przyjrzałem się dokładniej twarzy mojej przyjaciółki i kurde, aż się rozczuliłem. Wyglądała przeuroczo z trochę pulchnymi policzkami i dużymi, świecącymi się oczkami.
Kolejne zdjęcie przedstawiało już tylko Ashley z jej byłym chłopakiem. Dziewczyna trzymała telefon robiąc sobie z nim selfie, a brunet całował ją akurat w policzek. Wyglądali razem... Dobrze. Szczęśliwie.
Potrząsnąłem głową i rzuciłem okiem na kolejną fotografię, chcąc już wracać na wcześniejsze miejsce, ale obrazek zwrócił moją szczególną uwagę. Ash stała przed swoim domem w ogrodzie, a na rękach trzymała małą, może dwuletnią dziewczynkę. Sama szatynka wyglądała na jakieś dwanaście lat. A jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że zdjęcie stało przy kilku innych, które, byłem pewien, były dla niej bardzo ważne.
W roztargnieniu przejechałem opuszkiem palca po śliskim papierze.
– To moja siostra. – Naraz odwróciłem się za siebie, gdzie z utkwionym w fotografii wzrokiem stała szarooka. Czemu nie słyszałem, gdy tu szła? Jednak zaraz odgoniłem od siebie tę myśl, bo przetrawiłem jej słowa. Jak to... Jej siostra? – Katie. Moja mała Katie – mruknęła do siebie pod nosem i wzięła do ręki ramkę, którą jeszcze przed chwilą sam dotykałem. Przez moment zdawało mi się, że zaszkliły jej się oczy. Choć może to było naprawdę? – Zmarła, gdy miała trzy lata – powiedziała nagle, podnosząc na mnie swój wzrok z nutą nostalgii i bólu. Otworzyłem szeroko oczy na jej słowa, a usta same mi się uchyliły. Ale... – Miała jakieś poważne zapalenie płuc i lekarze nie dali rady jej pomóc. I to przeze mnie – jej głos się załamał, a ona sama zamknęła oczy, pochylając lekko głowę, jakby ciężar poczucia winy ją przygniótł.
A ja nadal trawiłem informacje. Ashley miała młodszą siostrę, która zmarła kilka lata temu na zapalenie płuc. I się o to obwiniła.
Nie, wciąż to do mnie nie dotarło.
– Ale czemu sądzisz, że...
– To jest moja wina, Dylan. – Podniosła na mnie smutny wzrok. – Była zima, a ja często wychodziłam z nią do ogrodu czy na spacery. Gdyby nie ja, ona nadal by żyła i wciąż miałaby całe życie przed sobą.
Szatynce znów załamał się głos i po raz kolejny spuściła głowę. Wypuściłem cicho powietrze, usuwając tym z siebie nadmiar emocji i bez większego zastanowienia ująłem w dłonie gładką twarz dziewczyny.
– To nie jest twoja wina – powiedziałem pewnie, wyraźnie wymawiając każdy wyraz, żeby to zrozumiała. Szarooka pokręciła smętnie głową, ale ja jej nie puściłem. – To nie było zależne od ciebie. Życiem rządzą przypadki. Na dobrą sprawę mogło to trafić każdego. I nie możesz się obwiniać o tę sytuację, bo, cóż, wiem, że to co powiem będzie szalone i być może zbyt pochopne, ale stało się. I się nigdy nie odstanie. A wierzę, że Katie czuwa nad tobą teraz z góry i wspomina swoją cudowną, starszą siostrę.
Ashley pociągnęła nosem i z jakby bezsilności oparła swoje czoło o moją klatkę piersiową.
– Dlaczego wszyscy mnie zostawiają?
– Ja cię nie zostawię.
Szarooka lekko zesztywniała, przez co aż poczułem się głupio ze swoim słowami, ale po chwili odsunęła się ode mnie i blado uśmiechnęła.
– To co obejrzymy?
* * *
Wsiadłem na rower i odpychając się od ziemi, ruszyłem prosto w kierunku mojego domu. Była już godzina piąta, a ja sam byłem u Ashley ponad trzy godziny. Obejrzeliśmy dwa filmy, bo nie mogliśmy zdecydować się na jeden, ale zdecydowanie nie żałowałem zmarnowanego czasu. Szatynka zrobiła nam na szybko popcorn i zajadając go i popijając colę, wspólnie wymienialiśmy się wrażeniami na temat filmu. I chociaż nie były jakieś nadzwyczaj ciekawe, definitywnie dobrze się bawiłem.
Gdy dojeżdżałem już do mojego domu, poczułem w kieszeni wibracje telefonu. Warknąłem do siebie trochę wkurzony, ale dojechałem już pod samą bramę i dopiero wtedy schodząc z roweru, wyciągnąłem smartfona i odebrałem połączenie, nie patrząc nawet na numer.
– Tak? – spytałem i podtrzymując ramieniem telefon, otworzyłem sobie bramę i wprowadziłem na posiadłość rower.
– Cześć, Dylan. – Usłyszałem dźwięczny głos w słuchawce, który należał do Very, na co cicho odetchnąłem.
– Hej. – Uchyliłem szerzej drzwi garażowe i wszedłem do środka, prowadząc rower. – Chcesz czegoś konkretnego?
– Wiesz, pomyślałam, że może wpadłbyś do mnie dzisiaj? Dawno nie spędzaliśmy razem czasu – powiedziała blondynka, a ja oparłem rower o stopkę i z westchnieniem przejechałem jedną dłonią po włosach, drugą biorąc w uchwyt telefon. Nie miałem ochoty dziś się z nią spotykać.
Collins była moją przyjaciółką. Generalnie była świetną dziewczyną i nie chodziło mi o sam wygląd, bo Vera była też naprawdę miła i zabawna i bardzo ją lubiłem. Znaliśmy się od ponad trzech lat, ponieważ chodziliśmy do jednej klasy i jeszcze kilka miesięcy, tygodni temu nawet staraliśmy się zbudować z naszej relacji coś więcej. I nie powiem, że nic z tego nie szło, bo jak najbardziej szło, ale w ostatnim czasie zdałem sobie sprawę, że nie chciałem nic więcej. Dziewczyna była cudowna, można było się jej w zasadzie ze wszystkiego wygadać, ale równocześnie była dość wrażliwa i bałem się, że złamię jej serce, gdybyśmy mieli się rozstać, oczywiście gdybyśmy się wcześniej w ogóle zeszli. A to dlatego, że czułem, że to nie było to coś, co trwałoby jakoś dłużej.
– Przepraszam, ale dzisiaj nie. Wczoraj trochę zbyt ostro zabalowałem i... Uhh. – Słysząc lekkie westchnięcie, wiedziałem, że dziewczyna zrozumiała, że dzisiaj nie miałem po prostu ochoty się spotkać. Mimo wszystko, była dość domyślną osobą.
– To chodzi o tą młodą, prawda? – zapytała przeciągle, a ja w pierwszej chwili nie zrozumiałem, co miała na myśli. Dopiero po momencie dotarło do mnie, że chodziło jej o Ashley, bo właśnie tak w zwyczaju miała ją nazywać, gdy rozmawialiśmy.
Przygryzłem lekko wargę i oparłem się o auto mojego taty stojące w pomieszczeniu. I co ja miałem powiedzieć? Racja, po części to o nią chodziło, ale z drugiej strony nie mogłem znaleźć odpowiednich słów.
– To nie tak, po prostu...
– Oh, Dylan, nie wkręcaj mnie. Rozumiem. Już rozumiem. – Zmarszczyłem brwi, bo co tym razem miała na myśli? – Zależy ci na niej.
– Co? Ale...
– Nah, nie wykręcaj się teraz.
– Znaczy jasne, zależy mi na niej, wiadomo, przecież jesteśmy przyjaciółmi i...
– Boże, faceci są tacy głupi – przerwała mi i byłem wręcz pewien, że właśnie przewróciła oczami. – Jak tak dalej pójdzie, to chyba zostanę homo.
– Dobra, chyba przestaję cię rozumieć – powiedziałem ciszej i nie pewniej. Wręcz widziałem, jak blondynka uderzała się dłonią w głowę z mojej głupoty.
– Chryste – jęknęła – powiem ci to jak na chłopski rozum. Zwyczajnie się zauroczyłeś.
Otworzyłem usta, ale po chwili z powrotem je zamknąłem. Co ona pieprzyła? Ja miałbym zauroczyć się w Ashley? No chyba nie. Przecież byliśmy przyjaciółmi! Coś jej się pomieszało. Co prawda, Wilson była zajebistą z charakteru dziewczyną, a przy okazji naprawdę bardzo ładną, ale przecież nie mogłaby mi się podobać.
Chyba...
O cholera.
Czy Vera mogła mieć rację?
– Jezus – mruknąłem pod nosem i dotknąłem dłonią czoła. Blondynka w słuchawce zachichotała. Zapewne z mojej głupoty.
– Cóż, to ja cię zostawię samego, żebyś to sobie przetrawił – zaśmiała się. – Pa, Dylan.
Oderwałem telefon od ucha i spojrzałem pusto przed siebie. Co jeśli ona miała rację i rzeczywiście byłem zauroczony w Ash?
Zauroczony po uszy.
Ale przecież... Przecież ona miała mnie za przyjaciela.
Zdecydowanie za dużo informacji jak dla mojego tępego umysłu naraz.
Wypuściłem powietrze, żeby choć na chwilę ochłonąć i schowałem do kieszeni komórkę, po czym rozejrzałem się po garażu. Nic nie przykuło mojej uwagi, więc przeszedłem zwyczajnie przez drzwi prowadzące do środka domu, które prowadziły na hol. Udałem się stamtąd prosto do kuchni, gdzie akurat przy stole siedział mój tata.
Jak zwykle ubrany był w ciemne ubrania, choć nie tak oficjalne, jak gdy chodził do pracy, bo aktualnie miał na sobie dresy i zwykły t-shirt. Widocznie już nigdzie dzisiaj nie wychodził.
– Gdzie byłeś? – zapytał, zauważając mnie wchodzącego do pomieszczenia. Podszedłem do blatu i wziąłem z niego butelkę wody, z której od razu się napiłem.
– U koleżanki – odparłem, a ojciec posłał mi sugestywne spojrzenie.
– U koleżanki? – powiedział, poruszając zabawnie brwiami i choć normalnie pewnie bym się zaśmiał, tak teraz poczułem się zmieszany. No właśnie, Dylan, byłeś u koleżanki? – Woah, chyba przypadkiem trafiłem w sedno.
Mój ojciec uśmiechnął się od ucha do ucha, a ja jeszcze bardziej speszony po prostu odwróciłem się i machnąłem zbywająco ręką, po czym szybko udałem się po schodach na piętro. I już miałem udać się do swojej sypialni, gdy usłyszałem znane mi głosy z pokoju obok.
Wiedziałem, że nie powinienem, ale na palcach podszedłem do lekko uchylonych drzwi i zajrzałem przez szparę między framugą a drewnianą płytą. Osoby stojące w sypialni Sophie rozpoznałem bez problemu, bo była to ona sama i mój najlepszy przyjaciel, Daniel.
– Proszę cię. Nie potrafię już inaczej – powiedział błagalnie czarnowłosy, opierając swoje czoło o głowę Sophie. Otworzyłem szerzej oczy, gdy złapał ją za dłonie, a ich samych nie dzieliło więcej niż dziesięć centymetrów. Nie trafiłem w porę?
Między nimi zapadła cisza, podczas której wręcz bałem się oddychać, żeby przypadkiem mnie nie usłyszeli. I gdy już miałem iść do swojego pokoju, nagle brunetka podniosła się na palcach u stóp i złączyła swoje usta z wyższym chłopakiem.
W pierwszej chwili poczułem, jak moja szczęka opada. Czułem się jak w jakimś filmie romantycznym, naprawdę. Ale potem... Huh, może i byłem okrutny, ale cóż. Wyjąłem telefon z kieszeni i upewniając się wcześniej, że miałem wyłączonego flesha, zrobiłem parze zdjęcie z ukrycia.
Zabiją mnie za to.
Moja siostra odsunęła się po chwili od Daniela, opadając z powrotem na całe stopy i zadarła lekko głowę, żeby móc spojrzeć prosto w jasnoniebieskie oczy mojego przyjaciela.
– Zgoda.
I z powrotem wpadli sobie w ramiona, więc nie chcąc już dłużej na to patrzeć, ale też przy okazji dać im trochę prywatności, wycofałem się do swojej sypialni. Zamknąłem za sobą cicho drzwi, a już po chwili rzuciłem się na miękki materac, włączając ekran smartfona, żeby zobaczyć jak wyszła fotografia.
Idealnie.
I dłużej się nie zastanawiając, wszedłem w okienko z kontaktami i wybrałem numer Ashley, by wysłać jej wiadomość. Swoją drogą, swoimi numerami podzieliliśmy się dopiero z tydzień czy dwa temu, co było bardziej niż dziwne.
Do: Ashley
myślę, że chyba nasze gołąbeczki dały sobie szansę ;)
*1 załączony plik*
A dosłownie po niecałej minucie dostałem odpowiedź.
Od: Ashley
omfg w r e s z c i e !!
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. I chyba wtedy zdałem sobie sprawę, że od czasu usłyszenia słów Very, zacząłem myśleć w zupełnie inny sposób o szatynce.
I to chyba rzeczywiście w ten inny sposób.
__________________________________
czytam ten rozdział któryś raz z kolei i nadal mi się nie podoba, nie wiem co jest nie tak lol
do następnego x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top