34. A ty to Ashley.
Wymruczałam coś niezrozumiałego pod nosem i mocniej wtuliłam swoją twarz w poduszkę, czując okropną suchość w gardle, która mną opanowała zaraz po przebudzeniu. Oczywiście oprócz tego czułam gwałtowny ból głowy, przez który tak bardzo nie chciałam otwierać oczu. Chciałam przespać jeszcze kilka najbliższych godzin, ale jak widać mój biologiczny budzik powiedział, że koniec tego dobrego.
Po paru dobrych minutach, w których choć trochę przyzwyczaiłam się do pulsującej głowy, ociężale uniosłam powieki, a pierwszym co zobaczyłam, były przeszywające, czekoladowe oczy utkwione w mojej twarzy. Pomrugałam z konsternacją i przez kilka chwil przypatrywałam się tylko tym brązowym tęczówkom, nie do końca pamiętając, co stało się wczoraj. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że dzień wcześniej odbyły się przecież urodziny Daniela. Tylko...
Co się do jasnej cholery tam wydarzyło?
- Co, kurwa...? - wymamrotałam pod nosem, marszcząc niezrozumiale brwi.
- Zadaję sobie to pytanie od dobrych kilku minut i nadal nie wiem - odparł zachrypniętym głosem Dylan, a ja ze skupieniem zjechałam wzrokiem jego osobę. Jak zwykle wyglądał dobrze, ale...
Czemu my leżeliśmy w jednym łóżku i byliśmy przykryci jedną kołdrą?!
Spanikowana gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, ale momentalnie tego pożałowałam przez ciężki ból w skroniach. Odruchowo złapałam się za czoło, po czym spojrzałam kątem oka, jak szatyn powtórzył mój ruch tylko że dwa razy wolniej i rozejrzał się po pokoju. Także to zrobiłam, obserwując każdy szczegół w pomieszczeniu.
Ubrania mam na sobie, nigdzie nie widać zużytej prezerwatywy, a pokój nie wygląda jak po przejściu huraganu.
Okej, chyba jednak Bóg nade mną czuwa.
Westchnęłam z ulgą i przeniosłam swoje już trochę mniej spanikowane spojrzenie na brązowookiego, który patrzył teraz na mnie z rozbawieniem.
- Czy ja powiedziałam to na głos? - spytałam, wytrzeszczając oczy, a chłopak po chwili nie wytrzymał i zaczął rechotać, kiwając potwierdzająco głową. - O matko.
Zakryłam sobie dłonią twarz z zażenowaniem, ale po chwili gdy mój przyjaciel nie przestawał się śmiać, złapałam jakąś poduszkę i wcelowałam mu nią w twarz.
- Ej, no - zaśmiał się z udawanym grymasem oburzenia, na co jedynie słodko się uśmiechnęłam i pokazałam mu środkowego palca, ale po momencie także zaczęłam chichotać. Chłopak prychnął i po chwili oboje ucichliśmy, rozglądając się po pomieszczeniu. Zobaczyłam leżącą na szafce butelkę wody, więc od razu złapałam ją w dłoń i łapczywie wypiłam prawie połowę napoju by załagodzić ból gardła, po czym podałam ją szatynowi, który powtórzył mój ruch i po chwili odłożył już pusty pojemnik na kołdrę.
- Cholera, wiem, że graliśmy wczoraj w butelkę, ale dalej mam jakąś pustkę w głowie - mruknął po momencie szatyn, marszcząc przy tym brwi. Zastanowiłam się przez chwilę nad jego słowami.
Do mojej głowy zaczęły wpadać ostatnie wspomnienia z wczorajszej imprezy. Gra w butelkę, głupie wyzwania, później pocałunek Daniela z Sophie i Dylana z Veronicą, a potem... Mój z jakimś chłopakiem. Jak on miał? Matt? Michael? Mason!
O cholera.
Boże, co ja zrobiłam! Całowałam się z jakimś nieznajomym chłopakiem.
Wytrzeszczyłam oczy, przenosząc spojrzenie na Dylana, który zrobił w tym samym czasie to samo. Widocznie on także przypomniał sobie jakiś nieciekawy moment z ostatniej imprezy.
Tylko, cholera, co było później? Czemu znalazłam się w jednym łóżku razem z Dylanem?
O Jezu, to tak bardzo źle brzmiało w mojej głowie.
- Dobra, chyba jednak wolę nie wiedzieć, co się wczoraj działo - stwierdziłam po chwili zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam i rozglądając się po pokoju, do mojej głowy wpadło kolejne pytanie. - Swoją drogą, gdzie my jesteśmy?
Pomieszczenie, w którym byliśmy, było urządzone w odcieniach beżu. Było tu neutralnie, nie widniały nigdzie żadne zdjęcia czy inne prywatne rzeczy.
- To pokój gościnny w domu Daniela - powiedział szatyn, rozglądając się z zamyśloną miną. - Zawsze tu śpię, gdy zostaję na noc.
- Okej, czyli nie jest aż tak źle - mruknęłam z ulgą, bo jeszcze przed momentem w mojej głowie krążyły bardzo złe domysły.
Westchnęłam lekko i zeszłam powoli z łóżka, czując ponownie przeszywający ból w skroniach. Syknęłam cicho, przeklinając w myślach to, że wypiłam tyle alkoholu. Spojrzałam w dół. Miałam na sobie sukienkę z wczoraj, lekko poplamioną czymś na rękawie, a oprócz tego bose stopy. Podeszłam do lustra, które stało na szafce i od razu otworzyłam szeroko oczy, widząc, jak bardzo źle wyglądała moja twarz. Moje okropnie poplątane włosy odstawały na około głowy i na nowo się pokręciły, a makijaż wokół oczu był rozmazany. Oprócz tego widać było wyraźne sińce pod oczami.
- O mój Boże - jęknęłam.
- Nie wzywaj Boga, bo on ci już nic nie pomoże - parsknął szatyn gdzieś za mną, na co jedynie zmrużyłam oczy i posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Chłopak przybrał na twarzy niewinny uśmieszek, siadając na krańcu materaca.
- Widzę, że humorek dopisuje od samego rana - prychnęłam, odwracając się z powrotem w stronę lustra. Przeczesałam lekko włosy, by wyglądały choć trochę lepiej, ale to oczywiście nic nie dało. - Ugh. Z tym gównem nie da się nic zrobić.
- Nie przesadzaj - mruknął Dylan, na co przewróciłam oczami i dla udowodnienia swojej racji złapałam jedno pasmo włosów i spróbowałam je rozplątać, oczywiście z niepowodzeniem. Gdzieś z tyłu usłyszałam szmer i po chwili wysoki szatyn stanął po mojej prawej stronie, by otworzyć jedną z szuflad, z której po chwili szperania z uśmiechem zadowolenia wyjął szczotkę do włosów. Z otępiałą miną patrzyłam, jak Dylan poszedł po krzesełko stojące po drugiej stronie pomieszczenia, aż po chwili postawił je przede mną. - Siadaj.
Zdezorientowana rozdziawiłam usta, ale zgodnie z jego słowami usiadłam na stołku na przeciwko lustra. Spojrzałam w odbicie i widząc, jak chłopak stanął za mną i zbliżył szczotkę do moich poplątanych włosów, moje oczy zrobiły się jak dwa ogromne spodki.
- Czekaj, czy ty... - wydukałam, a na moją reakcję szatyn jedynie cicho się zaśmiał i delikatnie zaczął rozczesywać moje brązowe kosmyki. - Ale... Dlaczego ty... Do cholery, czemu ty masz tutaj szczotkę do włosów?
- To jest tak jakby pokój mój i mojej siostry - wymruczał, ze skupieniem rozplątując moje kosmyki, a ja ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie czułam żadnego bólu, chociaż zapewne gdybym robiła to sama, to wyrwałabym sobie połowę włosów z głowy.
Przez następne kilka minut z zachwytem patrzyłam w odbiciu, jak brązowooki stojąc za mną, czesał moje włosy. Patrzyłam na jego skupioną twarz, która wyglądała w takim wydaniu cholernie uroczo: zagryziona dolna warga, zmarszczone brwi, od których pojawiła mu się mała zmarszczka na czole i zmrużone oczy. Oprócz tego jego sylwetka była pochylona nade mną i wręcz czułam to ciepło, które się od niego rozchodziło.
Więc gdy tylko chłopak skończył, jęknęłam z niezadowoleniem w myślach. Podniosłam się niechętnie z krzesła, ale wtedy szatyn położył dłoń na moim barku i z powrotem mnie usadził na poprzednim miejscu.
- Czekaj, czekaj - powiedział i przysunął moje krzesło trochę bliżej lustra. - Jeszcze nie skończyłem.
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło, ale kiwnęłam głową i wygodniej usadowiłam się na siedzisku. Już po chwili Dylan przeczesał jeszcze raz moje włosy szczotką i zrobił mi coś na kształt przedziałku mniej więcej na środku głowy, by po momencie zacząć coś kombinować z moimi kosmykami.
Nie wiedziałam, czy w tym aspekcie mogłam mu ufać (wiecie, nie chciałam skończyć z jakimiś kołtunami, czy coś), ale jedynie wzruszyłam lekko ramionami, nie przejmując się tym. A czując przyjemne smyranie po głowie jego palcami, przymknęłam powieki, napawając się tym błogim uczuciem.
Gdy po kolejnych kilku minutach otworzyłam oczy, szatyn kończył już swoje dzieło. I nawet nie wyobrażacie sobie, jakie ogromne było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam na swojej głowie dwa dobierane warkocze.
- Jak ty to... zrobiłeś? - bąknęłam, a moja szczęka dosłownie opadła. Czekoladowooki szeroko się uśmiechnął. Dokończył wiązanie gumką do włosów jednego z warkoczy i zarzucił mi je na ramię z zadowoloną miną.
- Gotowe. - Dylan założył ramiona na piersi i obejrzał swoje dzieło jeszcze raz. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na niego w górę z uznaniem i oszołomieniem w jednym. - A odpowiadając na twoje pytanie; gdy byłem młodszy często czesałem Sophie.
- Okej, oficjalnie od dzisiaj jesteś moim prywatnym fryzjerem - mruknęłam z zachwytem, bo, cholera, nawet ja nie potrafiłam robić takich ślicznych warkoczy. Obejrzałam się jeszcze raz w lustrze.
Woah.
- Dobra, chyba już pora zejść na dół - wymruczał pod nosem Dylan, przeczesując swoje jasnobrązowe włosy szczupłymi palcami i rozglądając się po pomieszczeniu. Skinęłam głową, zgadzając się z jego słowami i wytarłam jeszcze rozmazany tusz spod oczu, żeby nie wyglądać jak potwór. Wstałam z krzesełka, jednak zrobiłam to chyba zbyt gwałtownie, bo poczułam pulsowanie głowy, na co cicho syknęłam. - W kuchni powinny być tabletki przeciwbólowe.
Razem podeszliśmy do drzwi i wyszliśmy na korytarz, który rzeczywiście poznałam po wczoraj. Zeszliśmy powoli po schodach, a że brązowooki szedł przede mną, przyjrzałam się jego ubiorowi. Nadal miał na sobie czarną koszulę, która teraz była trochę pognieciona oraz dżinsy.
Przechodząc przez salon, byłam co najmniej zdziwiona. Nigdzie nie było widać żadnych śmieci czy brudów, które mogłyby świadczyć o wczorajszych urodzinach. Jedynie meble poprzesuwane były pod ściany, ale oprócz tego wszystko wyglądało, jak gdyby wczorajszy wieczór nie miał nigdy miejsca.
Gdy weszliśmy do kuchni, zastaliśmy siedzącą na blacie kuchennym Sophie i znajdującego się na wysokim siedzeniu Daniela, którzy głośno o czymś ze sobą rozmawiali. Natomiast gdy tylko nas zobaczyli, szeroko się uśmiechnęli i posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Dobrze wam się razem spało? - zapytał z dwuznaczną miną Daniel i cwanie się uśmiechnął. Przewróciłam oczami.
- A żebyś wiedział. - Posłałam mu ironiczne spojrzenie.
- A mogę wiedzieć, kto cię tak ładnie uczesał? - zapytała rozbawiona Sophie, a na jej słowa poczułam ciepło w środku na miłe wspomnienie. Przeniosłam spojrzenie na Dylana, a że ten patrzył na mnie z pięknym uśmiechem, zrobiło mi się już całkowicie gorąco.
- Jak myślisz? W naszym gronie jest tylko jedna taka zdolna osoba - odparł szatyn, nieskromnie wskazując na siebie. Moi przyjaciele parsknęli, a ja jedynie podeszłam do brunetki, bo ta akurat wystawiła w moją stronę opakowanie tabletek. - Swoją drogą, co to się stało, że wstaliście przed nami?
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale jest już po szesnastej. - Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam szybko na zegarek na kuchni, gdzie rzeczywiście widniała godzina czwarta po południu. - Wstaliśmy w południe i wszystko ogarnęliśmy. Cieszcie się, że nie musieliście robić tego z nami. Gdy weszliśmy do salonu, parę osób tu jeszcze spało. Nie budziliśmy tylko was, gołąbeczki.
W jednym momencie posłaliśmy Danielowi ostrzegawcze spojrzenia, na które jedynie się zaśmiał i powiedział pod nosem, że on wiedział swoje.
Boże, on był niemożliwy.
- Zjecie coś? - zapytała Sophie, a na samą myśl o jedzeniu zrobiło mi się niedobrze. Pokręciłam zniesmaczona głową i usiadłam przy blacie, połykając wziętą wcześniej z opakowania tabletkę. Spojrzałam na Dylana i widząc jego proszący wzrok, również podałam mu lekarstwo.
- Właśnie, o której skończyliśmy się bawić? - spytałam i spojrzałam na resztę. Czarnowłosy westchnął.
- Czy naprawdę tylko ja wszystko pamiętam? - zapytał retorycznie, unosząc oczy ku górze. - Do którego momentu wiecie, co się działo?
- Butelka na całowanie - powiedzieliśmy równo z szatynem.
- To i tak nie jest źle - stwierdził. - Potem parę osób zaliczyło zgona, więc zamówiłem im taxi. Zostało z dziesięć osób, ale Ashley - tu wskazał na mnie - i Sophie - spojrzał na brunetkę - zachciało się oczywiście śpiewać.
- Boże, nie kończ - poprosiłam z zażenowaną miną, bo wiedziałam, jak kończyły się takie sytuacje w moim przypadku. Chłopak zaśmiał się i wyszczerzył swoje równe zęby.
- W każdym razie było ciekawie, a położyliśmy się spać koło trzeciej w nocy - dodał.
Po paru minutach rozmowy, mój ból głowy trochę zmalał, a szum w uszach ustał. W między czasie wypiłam kilka szklanek wody, a z każdą kolejną chciało mi się jeszcze więcej. Cholerny alkohol, cholerny kac.
W pewnym momencie usłyszeliśmy otwieranie drzwi wejściowych i stukot obcasów, a już po chwili w progu kuchni stanęła czarnowłosa kobieta. Wyglądała na niecałe czterdzieści lat, ale trzeba było przyznać, że jej uroda była zniewalająca. Miała kruczoczarne włosy, duże, jasnozielone oczy oprawione ciemnymi rzęsami i opaloną cerę. Oprócz tego posiadała pełne usta i zgrabny, prosty nos. Jedyne, co wyróżniało się w jej wyglądzie, były małe zmarszczki na czole i w kącikach oczu, które, jak podejrzewałam, pojawiły się z czasem od zmęczenia.
Kobieta miała na sobie szarą sukienkę do połowy łydek, podkreślającą jej wąską talię i czarny płaszcz. Jej figura także był zniewalająca jak na jej wiek.
I nie musiałam się jej długo przyglądać, by wiedzieć, że musiała być blisko spokrewniona z Richardsonem.
- Witaj, synku. - Podeszła bliżej i pocałowała w czoło Daniela, który nieznacznie się skrzywił i również skinął do niej głową.
A nie mówiłam?
- Dzień dobry, Loren - powiedziała rozpromieniona brunetka i szeroko się uśmiechnęła do kobiety.
- Cześć, Sophie - zaśmiała się czarnowłosa i przytuliła na powitanie dziewczynę. - Oh, dawno cię nie widziałam, Dylan. - Uśmiechnęła się do szatyna, po czym odwróciła się w moją stronę i zmarszczyła brwi, lustrując mnie mocnym, zielonym wzrokiem. - A ty jesteś...?
- Ashley - podpowiedziałam i wyciągnęłam w jej kierunku dłoń, którą uścisnęła. Jej uścisk był mocny i pewny, mimo jej chudych oraz zgrabnych dłoni.
- Miło cię poznać, Ashley. - Czarnowłosa również posłała mi uśmiech, po czym obróciła się w stronę swojego syna. - Daniel, mam nadzieję, że mój dom nie wygląda jak po przejściu trąby powietrznej.
- Skąd ty..? - zaczął zdziwiony, a ja zrozumiałam, że nic nie mówił swojej matce o imprezie.
- Znam cię na tyle, by wiedzieć, że zawsze wykorzystujesz okazję, gdy zostawiam ci dom na własność. A co dopiero w swoje urodziny - zaśmiała się i ostatni raz rzuciła okiem na naszą paczkę. - Będę w swoim pokoju.
Kobieta wyszła z jadalni i już po chwili dźwięk obcasów całkiem ucichł. W pomieszczeniu zapadła cisza.
- Już myślałam, że sąsiedzi cię podpierdolili z tą imprezą - mruknęłam, a w całym pokoju rozniósł się gromki śmiech.
- Ja też - przyznał roześmiany czarnowłosy i po chwili odetchnął. - Stary, pomożesz mi poprzestawiać meble w salonie? - zwrócił się do Dylana.
- Jasne.
Tak więc po chwili w pomieszczeniu zostałam tylko ja i moja przyjaciółka. Dziewczyna momentalnie wykorzystała okazję i przeniosła na mnie ciekawski wzrok.
- Czemu wy, do cholery, spaliście razem z moim bratem w jednym łóżku? - zapytała szybko, ale na tyle cicho, by chłopcy nie usłyszeli nas z drugiego pomieszczenia.
- Też chciałabym wiedzieć - mruknęłam, podnosząc brwi do góry. - Gdzie masz mój telefon?
- Chwila. - Sophie podniosła się z siedzenia i wyszła z pomieszczenia, by po kilku sekundach wrócić ze swoją torebką. Od razu wzięłam z niej urządzenie, które, na całe szczęście, było w nienaruszonym stanie.
- Ale muszę przyznać, że wyglądaliście cholernie uroczo, razem śpiąc - mruknęła z cwaną miną, a ja przewróciłam oczami.
- Będziesz mi to teraz wypominać? - Brunetka słodko się uśmiechnęła i skinęła potwierdzająco głową. - Oh, tak? To teraz ja. Jak się czujesz po wczorajszym z Danielem? Bo widzę, że wasza relacja jest na wyższym poziomie niż do tej pory. - Poruszyłam zabawnie brwiami, nawiązując do ich wczorajszego pocałunku podczas gry, a moja przyjaciółka się zmieszała. - Rozumiem, że o tym rozmawialiście?
- Um, tak, tylko że... - bąknęła, uciekając wzrokiem na wszystkie strony. Zmarszczyłam brwi. - Ja... Powiedziałam mu, że nic nie pamiętam.
Usłyszeliście ten plask? Kiedy moja otwarta dłoń zderzyła się z czołem? Nie? To czekajcie.
Uderzyłam się w czoło, a po chwili z bezsilnością uderzyłam jeszcze głową o blat. Ja pierdole.
Czy oni naprawdę musieli wszystko tak utrudniać?
- Nie mam do was sił - westchnęłam zbolale i spojrzałam na nią z męczeńską miną. Czemu oni byli tacy głupi?
- My się... Całowaliśmy, prawda? - zapytała cicho zmieszana brunetka, na co kiwnęłam bezsilnie głową. - Tak myślałam, ale nie byłam do końca pewna czy to aby na pewno się wydarzyło, czy może był to jedynie wytwór mojej wyobraźni. Chryste.
- Jak tak dalej pójdzie, to przestanę was shippować - burknęłam.
Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się przepraszająco i wzruszyła bezradnie ramionami. Przewróciłam oczami, a po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości z mojego telefonu, więc wzięłam go do dłoni i odblokowałam ekran.
Od: Mama
Jeśli jeszcze żyjesz, w co wątpię, to o której wrócisz do domu?
Do: Mama
zmartwię cię, bo nadal żyję. będę za jakąś godzinę.
Westchnęłam z uśmiechem i przewróciłam oczami. Moja mama uwielbiała drażnić mnie po wszelkich imprezach czy wypadach ze znajomymi.
- Kto to? - zapytała ciekawska brunetka.
- Moja mama.
Nie odrywając wzroku od ekranu, wyszłam z okienka z wiadomościami i odruchowo weszłam w Facebooka. Też mieliście czasem tak, że robiliście coś bez swojej świadomości? Ja właśnie tak miałam z używaniem telefonu i przeglądaniem na nim wszelkich medii społecznościowych. Nawet nie zwracałam uwagi, że zdążyłam już wejść w jakąś aplikację czy stronę.
Tak więc, gdy tylko strona główna na Facebooku się uruchomiła, odruchowo przesunęłam palcem w dół i gdy już chciałam przewijać na kolejny post, zamarłam. Zobaczyłam zdjęcia, ale nie jakieś przypadkowe. Były to zdjęcia z wczorajszej imprezy.
- Widziałaś to? - Pokazałam przyjaciółce ekran telefonu, a ta zmarszczyła brwi i pokręciła przecząco głową. - Kto to w ogóle dodał? - mruknęłam do siebie i po chwili odczytałam nazwisko jednego chłopaka z drużyny szkolnej.
- Pokaż - powiedziała Sophie i odchyliła telefon, tak żebyśmy obie mogły wszystko widzieć.
Wszystkich zdjęć było razem osiemnaście. Pierwsze kilka musiało zostać zrobionych na początku całego wydarzenia, bo było na nich bardzo dużo tańczących osób. Kolejne już były z naszej gry w butelkę i cholera, czemu ja nie pamiętałam, żeby ktokolwiek robił nam tam jakiekolwiek fotografie? Następne za to bardzo mnie zaciekawiło, bo byli tam Sophie z Danielem, którzy stali przy sobie chwilę przed pocałunkiem.
Nagle usłyszałam obok siebie wciągniecie z sykiem powietrza i zobaczyłam zszokowaną minę brunetki. Bezcenne.
Z cichym śmiechem przesunęłam palcem na kolejne fotografie, ale momentalnie zamarłam. Przełknęłam cicho ślinę i otworzyłam szerzej oczy, widząc mnie siedzącą na kolanach... Dylana. Tak. Trzymałam swoje ręce na jego karku, a oboje byliśmy roześmiani, patrząc się na aparat. A oprócz tego byliśmy widocznie całkowicie zalani.
Boże. Kiedy to było? Czemu ja tego nie pamiętałam? I czemu my byliśmy tak blisko siebie?!
Chryste.
Spojrzałam na Sophie, która to tym razem śmiała się z mojej miny. Co niby było takiego śmiesznego w tym, że miałam dziurę w pamięci i nie wiedziałam, co się wczoraj ze mną działo?
Z lekkim wyczerpaniem i zmieszaniem oblizałam nerwowo usta i weszłam w komentarze pod tym postem. Większość osób pisało, jak to się świetnie bawiło i wstawiało własne zdjęcia z wydarzenia, ale jeden komentarz przykuł moją szczególną uwagę. Nie byle jaki komentarz.
Patrick Anderson: nawet nie wiecie jak się cieszę, że mnie tam nie było :))
Co?
O co mu znowu chodziło?
. . .
Poniedziałkowy poranek zaczął się tak jak każdy inny. Wstałam przed siódmą i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam się w czarne spodnie z szerokimi nogawkami z czerwonymi lampasami po bokach, a w nie wciągnęłam czarną, przylegającą bluzkę z długim rękawem. Uczesałam swoje włosy w kucyka i widząc w lustrze, że wyglądałam naprawdę dobrze jak na siebie, przejechałam jedynie pomadką po ustach i wytuszowałam rzęsy dla lepszego efektu.
Z pokoju wzięłam swoją czarną torbę z książkami i rozglądając się ostatni raz po szarym pomieszczeniu, wyszłam na korytarz. Zeszłam szybko po schodach, zeskakując po dwa schodki na raz i przeszłam przez spory salon, wchodząc do kuchni, w której już siedzieli moi rodzice.
- Dzień dobry - mruknęłam i cmoknęłam w policzki moich rodzicieli.
- Cześć, skarbie - odparł mój tata, po czym napił się łyka kawy z kubka. Usiadłam naprzeciwko niego i po chwili moja mama położyła przede mną talerz z płatkami z mlekiem. Śniadanie zjadłam w zadziwiająco szybkim tempie. Puste naczynie odłożyłam do zmywarki, po czym poszłam do przedpokoju, w którym jak zwykle unosił się zapach fiołków. Założyłam na stopy ciemnobrązowe sztyblety, które kupiłam kilka dni wcześniej na zakupach z Sophie i zarzuciłam na siebie płaszcz. Całkowicie ubrana wyszłam z domu, jeszcze wcześniej rzucając do rodziców pożegnanie i udałam się w kierunku przystanku autobusowego.
Na dworze było gdzieś z dziesięć stopni Celsjusza. Nie było jakoś bardzo zimno, ale należałam do ogromnych zmarzluchów, więc taką pogodę odczuwałam dużo mocniej niż inni.
Po kilku minutach przyjechał autobus. Wsiadłam do niego i jak zwykle udałam się na tył, żeby móc posiedzieć w samotności. Usiadłam na twardym siedzeniu i wyjęłam z kieszeni telefon, zaczynając od razu przeglądać Instagrama.
Zajęta urządzeniem nawet nie zwróciłam uwagi, że ktoś się do mnie dosiadł. Dopiero po chwili podniosłam głowę i zobaczyłam siedzącego obok mnie chłopaka o ciemnoblond włosach, który patrzył się na mnie z małym uśmieszkiem.
- Mason? Dobrze pamiętam? - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami, a ciemnooki skinął głową. To z nim całowałam się podczas piątkowej gry na urodzinach Richardsona.
- A ty to Ashley - stwierdził ze zmrużonymi oczami, na co lekko się zaśmiałam.
- Tak. - Wyjrzałam przez okno. Zostało z dziesięć minut drogi. - Zawsze jeździsz tym busem?
- Mhm - mruknął z uśmiechem, również wyglądając przez szybę. Zapadła chwilowa cisza. - Jak się czujesz po piątkowych urodzinach Daniela? Kac był?
- A żebyś wiedział - westchnęłam z udawanym zmęczeniem, na co się cicho zaśmiał. Również zachichotałam i spojrzałam na niego z zamyśloną miną. - Um, Mason? - zaczęłam, a chłopak przeniósł na mnie swoje spojrzenie. - Możemy zapomnieć o tym, co się stało podczas gry na imprezie Daniela? Źle się z tym czuję - wyznałam.
- Nawet nie wiesz, jak mi teraz ulżyło - zaśmiał się z otwartymi szeroko oczami na udowodnienie swoich słów, na co również odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam, żeby brał mnie za jakąś łatwą czy coś. Chociaż przecież była to jedynie zwykła gra.
Kolejne parę minut drogi spędziliśmy na rozmowie. Nawet nie spostrzegliśmy, gdy dojechaliśmy na docelowe miejsce. Wysiedliśmy razem z busa, jednak zaraz przed wejściem do szkoły musieliśmy się rozstać, bo chłopak miał lekcje w zupełnie innej części szkoły niż ja. Tak więc po krótkim pożegnaniu poszłam w kierunku sali lekcyjnej, w której miałam mieć teraz zajęcia. Przed salą stała grupka z mojej klasy, a po chwilowym przyjrzeniu im się, szeroko się uśmiechnęłam. Jake i Miley stali wyjątkowo blisko siebie jak na ich przyjacielską relację. Zdecydowanie.
Szybko poszło.
Brunet jedną ręką obejmował blondynkę, ale gdy tylko mnie zobaczył, wolną ręką pokazał kciuka w górę z szerokim, szczerym uśmiechem. Również wyszczerzyłam zęby, wiedząc, o co mu chodziło i nie zawracając już mu więcej uwagi, weszłam do klasy historycznej.
Sophie siedziała już przy naszej ławce. Szybko do niej podeszłam i po krótkim przywitaniu zaczęłyśmy rozmawiać o nowym sezonie naszego ulubionego serialu na Netflixie.
Lekcje do lunchu minęły w mgnieniu oka i nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy już szłam z tacką jedzenia w kierunku mojego stolika na stołówce. Usiadłam na kanapie i odstawiłam talerz, na którym były oczywiście frytki, a po chwili naprzeciwko mnie usadowiła się już moja przyjaciółka.
- Nie wiem, co jutro założyć do szkoły - mruknęła dziewczyna, a ja wzięłam do ręki frytkę i wepchnęłam ją do ust.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo dobrze cię rozumiem - odparłam, połykając jedzenie. Sophie skrzywiła swoje usta i również zaczęła jeść.
- Cześć, dziewczynki! - Usłyszałyśmy nad naszymi głowami, więc naraz spojrzałyśmy w tamtym kierunku. Przy stoliku stali Dylan z Danielem.
- Cześć, chłopcy - przedrzeźniłam ich przywitanie i przesunęłam się bardziej w stronę ściany, żeby szatyn jak zawsze mógł usiąść obok mnie. Chłopak od razu skorzystał z okazji i dosiadł się do mnie, kładąc na stół przed sobą podręcznik. - Co to? - spytałam ciekawa, a brązowooki pokazał mi okładkę książki od matematyki. Zaśmiałam się. - Co ty, uczysz się matmy?
- Uh, tak. Niedługo koniec trymestru i muszę poprawić sprawdzian, bo inaczej nie będę mógł go już później zaliczyć - burknął, układając podbródek na zaciśniętej pięści, a ja jedynie znowu się zaśmiałam.
- Właśnie, kiedy macie mecz? - zapytała Sophie i spojrzała na Daniela.
- W piątek.
- Jaki mecz? - spytałam zdziwiona i spojrzałam pytająco na resztę. Czarnowłosy podniósł wysoko brwi.
- Nie słyszałaś? - Pokręciłam przecząco głową. - W piątek odbędzie się nasz mecz koszykówki z inną szkołą z Londynu. Co roku pod koniec pierwszego trymestru jest taki organizowany w naszej szkole. W tym roku gramy z Kingsbury High School.
Podniosłam wyżej brwi i skinęłam głową na znak, że zrozumiałam. Podejrzewałam, że z tego powodu w piątek nie będzie też lekcji. To dobrze. Bardzo chciałam zobaczyć chłopaków w akcji.
- Uh, kurwa - warknął nagle Dylan i zatrzasnął podręcznik, na co wszyscy spojrzeliśmy na niego pytająco. Chłopak jedynie uderzył głową o stół z bezsilności. - Nic z tego nie rozumiem.
- Kiedy masz ten sprawdzian? - spytałam, na co chłopak podniósł głowę z nad stołu i spojrzał na mnie tym swoim dziwnym, czekoladowym wzrokiem. Przeszedł mnie lekki dreszcz, ale od razu go zignorowałam.
- Jutro.
- A z czego konkretnie? - Szatyn wzruszył ramionami.
- Sam chciałbym wiedzieć - odparł, na co przewróciłam oczami i wzięłam do ręki jego książkę.
- Pokaż, czego się uczyłeś - powiedziałam, a chłopak przewrócił kilkanaście stron i wskazał palcem na jakiś krótki tekst. Szybko go przeczytałam i zdziwiona zmarszczyłam czoło. - Funkcje liniowe? Przecież ja to miałam w pierwszej klasie na kółku dodatkowym z matmy.
- Chodziłaś na kółko z matmy?! - wtrąciła zaskoczona Sophie, na co skinęłam potwierdzająco głową. - Woah.
Podniosłam jeden kącik ust i z powrotem przeniosłam spojrzenie na Dylana, który przyglądał mi się uważnie. Do mojej głowy wpadł pomysł, dlatego wydęłam usta, zastanawiając się, czy to była aby na pewno dobra decyzja.
Ale co mi szkodziło?
- Mogę ci pomóc, ale chcę coś w zamian.
__________________________________
ja wiem, że tego już nikt nie czyta, wiem, że miałam dodawać częściej rozdziały i wiem, że to co napisałam to jakieś bezsensowne gówno, ale wybaczcie. nawet nie wiecie jak jestem na siebie cholernie zła.
ale wiecie co? dokładnie rok temu dodałam prolog do tego opowiadania. R O K temu, zaczęłam pisać to cholerstwo. nigdy nie sądziłam, że aż tyle uda mi się napisać, ani że aż tyle mi to zajmie ;-; lool
dobra, w każdym razie jeśli to czytasz, to wiedz, że jestem pełna podziwu. adiós!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top