23. Oboje są zranionymi chłopcami, którzy pogubili się w życiu.


– Nie znoszę tej baby od historii – burknęłam do Sophie, gdy szłyśmy przez pełen uczniów korytarz w kierunku szkolnej stołówki.

– Jeszcze ci nie przeszło? – zaśmiała się brunetka, patrząc na mnie z rozbawieniem, na co cicho warknęłam. Czemu ona mnie nie rozumiała? Na pierwszej wtorkowej godzinie, kiedy to miałam historię, nauczycielka z perfidnym uśmieszkiem wzięła mnie do tablicy, chociaż po moim wyrazie twarzy dokładnie wiedziała, że kompletnie nic nie umiem. Nie dość że dostałam jedynkę za odpowiedź, to jeszcze ta babka wstawiła mi uwagę za to, że przewróciłam na nią oczami.

I jak tu lubić historię?

– Nie – odburknęłam, zaciskając zęby. Dziewczyna jeszcze bardziej się roześmiała, a na jej dziewczęcy śmiech ledwo udało mi się ukryć wpływający na moją twarz mały uśmieszek. Jezu, przy tej dziewczynie nie dało się nie uśmiechać.

Przedzierałyśmy się przez gromady uczniów, a gdy znalazłyśmy się przed metalowymi, dwuskrzydłowymi drzwiami, ze stresu przełknęłam ślinę. Nie byłam na stołówce ani razu, od kiedy przeszłam przez progi tej szkoły. Przez pierwszy tydzień gdy Sophie chciała zabierać mnie ze sobą, zbywałam ją, mówiąc że idę do łazienki, a tak naprawdę przez całą godzinę którą trwał lunch i tak nie wracałam. W rzeczywistości chodziłam do pobliskiej kawiarenki, żeby przesiedzieć tam samotnie całą przerwę. Myślcie co chcecie, ale tak bardzo nie lubiłam, gdy ktoś patrzył na mnie podczas spożywania posiłku, że to było aż straszne. W dodatku po moim bliskim spotkaniu pierwszego dnia z Dylanem i Veronicą Collins większość osób ubrało sobie mnie za cel i wolałam im nie stwarzać tematów do plotek.

Sophie popchnęła drzwi od stołówki, po czym przeszła, przytrzymując je i patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Wzięłam głęboki wdech, po czym podniosłam wysoko głowę i przeszłam przez wejście. I o cholera. Pomieszczenie było ogromne i było tu chyba jeszcze więcej osób niż na korytarzu, o ile to w ogóle możliwe. Po prawo wzdłuż jednej z ścian był bar, gdzie wydawano jedzenie, a resztę pomieszczenia zajmowały sześcioosobowe stoliki. Od razu w moje oczy rzucił się jeden ze stolików stojących pośrodku, do którego dostawione było kilka dodatkowych krzeseł, a w dodatku spojrzenia większości uczniów były skierowane w jego stronę.

I jak mnie to nie dziwi, że zobaczyłam tam Dylana.

Siedział obok Veronici i obejmował ją jednym ramieniem, śmiejąc się z czegoś do Daniela, który był po jego drugiej stronie. Czarnowłosy również obejmował jakąś rudowłosą dziewczynę, która wsysała mu się w szyję i z tego co mi się zdawało, była to ta, która chodziła z nami do klasy i której nie lubiła Sophie.

I chyba już zrozumiałam dlaczego.

Oprócz nich siedziało tam kilku wysportowanych chłopaków, którzy zapewne należeli do szkolnej drużyny koszykówki razem z Cooperem, Richardsonem i Patrickiem. Właśnie, Patrick. Nie wiedziałam czemu, ale nie było go dzisiaj w szkole.

Potrząsnęłam głową, pozbywając się myśli i przeniosłam wzrok na brunetkę obok mnie. Była wpatrzona w stolik elity szkolnej ze smutkiem wypisanym w oczach i przygryzała wnętrze policzka. Szkoda mi było Sophie, bo jednak Daniel, który jej się podobał, utkwił ją w dosyć sporym friendzonie. Nie mogłam patrzeć na jej zawiedziony wyraz twarzy, bo chyba pierwszy raz widziałam ją w takim stanie, więc szybko złapałam ją za rękę i pociągnęłam w kierunku baru, żeby wybrać coś do jedzenia.

– Macie tu coś nietrującego? – zapytałam, chcąc poprawić dziewczynie humor. I chyba nawet mi to wyszło, bo ta lekko się uśmiechnęła.

– Wbrew pozorom jest tutaj dobre jedzenie – stwierdziła brunetka, przyglądając się potrawom za szklaną szybą. Bez większego zastanowienia poprosiłam o frytki i już po chwili kucharka wręczyła mi srebrną tackę z jedzeniem. Gdy Sophie też dostała do ręki obiad, od razu zaczęła kierować się w kierunku jednej ze ścian. Podniosłam zdezorientowana brwi, ale podążyłam za nią i po chwili położyłam tackę przy pustym stoliku, przy którym właśnie zasiadała brunetka.

– A ty nie siedzisz tam? – spytałam zdziwiona, kiwając głową w kierunku stolika drużyny sportowej. Z tego co wiedziałam, dziewczyna także należała do elity szkolnej, więc byłam pewna, że zawsze siedzi z nimi.

– Wiesz, mam już dość tych fałszywych i pustych ludzi, którzy wykorzystują siebie nawzajem. Siedziałam z nimi przez cały ostatni rok dla popularności, ale uwierz, że teraz już mam w dupie, że mogę wylecieć z ich paczki.

Pokiwałam ze zrozumieniem głową i usiadłam na przeciwko brunetki. Musiałam przyznać, że Sophie zyskała u mnie ogromnego plusa po tych słowach. Również nie znosiłam takich fałszywych ludzi, którzy wykorzystywali innych tylko i wyłącznie dla własnych korzyści.

Podniosłam spojrzenie na twarz dziewczyny, która przypatrywała się mojemu lunchowi zaskoczonym wzrokiem. Nie wiedziałam, o co jej chodzi, więc posłałam jej pytające spojrzenie.

– Taka dieta przy takiej sylwetce? Jak? – spytała zszokowana, na co wzruszyłam ramionami. Nie uważałam, że miałam jakąś niezwykłą figurę. Może i byłam w miarę szczupła, z podkreśleniem na "w miarę", ale przy takiej Sophie czy chociażby Veronice Collins, to mogłam się jedynie schować.

– Czasem chodzę pobiegać, ale w zasadzie to nigdy nie dbam o to, co jem – powiedziałam obojętnie, wpychając jedną frytkę do ust.

– Ja chodzę na siłownię i w dodatku biegam, a nie mogę sobie pozwolić na takie przyjemności – mruknęła, wskazując głową najpierw na mój, a później na swój talerz, na którym znajdowała się jakaś sałatka.

Fuj, nigdy nie lubiłam warzyw. Zdecydowanie byłam mięsożercą.

– Śmieciowe żarcie to najlepsze żarcie – stwierdziłam beznamiętnie, na co dziewczyna cicho się zaśmiała. – Ale widzę, że te twoje sałatki i siłownia coś dają.

– Och, tak. Ale uwierz, że wyciskanie potów w weekendy nie jest najciekawszym zajęciem.

Pokiwałam rozbawiona głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Zaczęłyśmy jeść jedzenie w ciszy, więc nie mając co robić, kątem oka spojrzałam na stolik sportowców, ale jednak to nie był zbyt dobry pomysł. Akurat w tym momencie zobaczyłam, jak Dylan z szerokim uśmiechem zbliżył się do blondynki i zachłannie ją pocałował.

Poczułam ukłucie zazdrości, którego nie potrafiłam do końca wytłumaczyć. W końcu kim my dla siebie byliśmy? Znajomymi? Chyba nawet nie. Naszej dziwnej relacji nie dało się opisać słowami. Ale w takim razie czemu czułam tę cholerną i bezpodstawną zazdrość?

Wydawało mi się, że po prostu w ciągu tych kilku dni, w których spotykałam Dylana w szpitalu, czułam, że miałam go na własność. To jak on mnie uratował przed samobójstwem, a później nasze dziwne i krótkie rozmowy w pracy jego ojca spowodowały, że czułam się wyjątkowa, chociaż taka nie byłam. Teraz, gdy widziałam go z tą śliczną blondynką w ramionach, odczuwałam pieprzoną zazdrość, która była spowodowana jakimś dziwnym przywiązaniem do jego osoby, które w zasadzie było niewytłumaczalne. W końcu my się prawie nie znaliśmy.

Pomrugałam kilka razy i wróciłam spojrzeniem do Sophie, która bez słowa wgapiała się w blat stolika.

– Oni są teraz razem? – spytałam, ale mój głos był jakiś taki cichy. Brązowooka podniosła na mnie spojrzenie, a te jej oczy, które miała identyczne jak jej brat, spowodowały u mnie jeszcze większy smutek. Posłała mi niezrozumiałe spojrzenie, więc kiwnęłam głową w kierunku stolika elity, a ona od razu zrozumiała.

– W zasadzie to nie wiem. Niby zachowują się jak para, ale Dylan zawsze się wypierał, że nic między nimi nie ma – odparła bez zastanowienia, jedząc swoją sałatkę.

– Wypierał? Czyli teraz tego już nie robi? – zapytałam, a mój głos stał się dziwnie zachrypnięty. Boże.

– Tak w zasadzie, to od dłuższego czasu mój brat nie chce rozmawiać o ich relacji, a jak już się ostatnio spytałam, co między nimi jest, to odparł z ironią, czy nie jestem przypadkiem ślepa. – Nagle zatrzymała rękę z widelcem w połowie drogi do ust i otworzyła szeroko oczy, prostując się na krzesełku. Ja też zrozumiałam. – O cholera! Czyli oni jednak są razem? – zapytała sama siebie, jakby dopiero zdała sobie sprawę z całej sytuacji. Natomiast ja poczułam, jakbym dostała siarczyste uderzenie w policzek.

Czyli jednak byli razem. Kurwa. Przełknęłam ślinę i z powrotem spojrzałam na parę. Dylan właśnie odsuwał się z szerokim uśmiechem od blondynki. Zlustrowałam ich wzrokiem i nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.

On był idealny. Ona była idealna. Oni oboje, do kurwy, byli idealni i cholernie do siebie pasowali.

Wzięłam głęboki, drżący wdech i powoli obróciłam się do Sophie, która przypatrywała mi się uważnym spojrzeniem. Po chwili jakby ją olśniło, bo posłała mi skruszone spojrzenie, a ja zbyłam ją machnięciem ręki. Nie chciałam o tym rozmawiać, bo w zasadzie to nie rozumiałam samej siebie.

Wróciłam do jedzenia, patrząc beznamiętnie na blat stołu. Starałam się nie myśleć teraz o tym wszystkim. Zdecydowanie wolałam zadręczać się takimi myślami w domu, kiedy już będę miała ciszę i spokój.

– Powiedz mi coś o nich.

Przerwałam niezręczną ciszę, która między nami zapanowała. Brunetka spojrzała na mnie niezrozumiale, więc od niechcenia kiwnęłam głową w kierunku centrum stołówki.

– Opowiedz mi coś o Dylanie i Danielu – sprecyzowałam, przechylając głowę lekko na bok. Musiałam przyznać, że pierwszego dnia, kiedy poznałam Sophie, dziewczyna mało wspominała o Dylanie, a o Danielu nie powiedziała już nic.

– Uh... – westchnęła, zakładając pasmo włosów za ucho, które spadło na jej twarz. Chwilę się zastanowiła, po czym zaczęła swój monolog. – Jak już chyba zauważyłaś, ich dwójka jest najbardziej rozchwytywanymi chłopakami w szkole. Wiesz, wysocy, wysportowani i przystojni. Chociaż i tak uważam, że mój brat jest brzydki jak noc – wtrąciła z przekąsem, na co cicho parsknęłam. – Kręci się wokół nich bardzo dużo dziewczyn, co z resztą wykorzystują. Ale to Daniel jest tym gorszym – powiedziała, a na jej twarz wpłynął grymas. – Ciągle bawi się i wymienia dziewczyny, jak jakieś bezwartościowe rzeczy. Mój brat jest trochę bardziej ogarnięty, bo chociaż jak już zajmuje się jakąś laską, to nie ma ich kilka naraz, tak jak to robi Daniel. Ale wiesz co? Znam ich, jak mało kto. I dobrze wiem dlaczego tak się zachowują. – Dziewczyna przerwała, po czym cicho westchnęła i lekko się zgarbiła na siedzeniu, jakby była czymś przygnębiona. A po chwili dodała coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.

– Po prostu oboje są zranionymi chłopcami, którzy pogubili się w życiu.
__________________________________

mam wrażenie, że jakoś tak za spokojnie w tym rozdziale xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top