20. Z tej strony komendant Arthur Harrison.
dobra, wstawiam jeszcze jeden dzisiaj ;p
__________________________________
Po chwili ktoś przekręcił zamek w drzwiach i otworzył drewnianą płytę na oścież, a gdy nasze oczy się spotkały, wmurowało mnie w ziemię. Dosłownie.
Lustrowałyśmy się nawzajem wzrokiem. Dziewczyna miała na sobie męską koszulkę, która sięgała do połowy ud i odkrywała jej długie oraz zgrabne nogi. Blond włosy były rozpuszczone i potargane i sięgały do połowy łopatek. Nie miała makijażu, ale musiałam przyznać, że wcale nie był jej potrzebny - blondynka była naturalnie piękna.
– Co tu robisz? – zapytała swoim aksamitnym głosem Veronica.
Tak, ta Veronica, którą w poniedziałek rano zobaczyłam całującą się z Dylanem. I ta, która przez cały tydzień, na każdej przerwie się z nim migdaliła.
Zapadła chwila ciszy, a ja nie wiedziałam jak się zachować. Było mi strasznie niezręcznie rozmawiać z dziewczyną, która stała przede mną w zasadzie pół naga bez żadnego skrępowania.
– Chyba pomyliłam adresy – mruknęłam bardziej do siebie niż do niej i już miałam odejść, gdy nagle usłyszałam czysty, męski głos dochodzący z wnętrza domu.
– Vera, kto przyszedł?
W tej chwili na korytarzu pojawił się szatyn, który akurat przekładał przez głowę białą koszulkę, jednak gdy mnie zobaczył, zatrzymał się w bez ruchu. Obejrzałam go dokładnie. Dylan miał roztrzepane na wszystkie strony włosy, a na nogach luźno zwisały z jego bioder szare dresy.
Boże. Czemu zrobiło mi się tak gorąco?
– A jednak nie pomyliłam adresów – mruknęłam, patrząc na nich z pogardą. Huh, czyżbym przyszła nie w porę? – Przykro mi, bo chyba wam w czymś przeszkodziłam – powiedziałam z udawanym przejęciem i aż złapałam się za serce ze skruchą, ale sztuczność w moim zachowaniu dało się wyczuć na kilometr. – Albo nie. Jednak nie jest mi przykro – burknęłam, wracając do swojego wcześniejszego, oschłego tonu, po czym założyłam ręce na piersi.
Wiem, moje zachowanie było niczym wyjęte z serialu o zazdrosnej trzynastolatce, ale co ja mogłam poradzić? Nie myślałam nad tym, co robię.
Dylan potrząsnął głową i budząc się z letargu, założył do końca bluzkę, po czym szybkim krokiem wyminął blondynkę i stanął przede mną. Posłałam tej szmacie zwycięski uśmiech i zadarłam lekko głowę, patrząc w czekoladowe tęczówki szatyna.
– Ashley? Co ty tu robisz? – zapytał kompletnie zdezorientowany.
– Przyszłam do Sophie – powiedziałam, patrząc prosto w jego oczy. Przez chwilę nawet zobaczyłam lekki zawód w jego tęczówkach, ale nie, musiało mi się zdawać. Na pewno. – Więc może mógłbyś powiedzieć mi, gdzie ona jest?
Chłopak stał bez słowa, wywiercając we mnie dziury spojrzeniem. Poruszyłam się nerwowo pod jego bacznym wzrokiem i podniosłam jedną brew do góry, chcąc go ponaglić. Dylan pomrugał kilka razy powiekami, po czym zrobił mi miejsce w drzwiach.
– Schodami na górę i drugie drzwi po prawo – powiedział do mnie, ale miałam wrażenie, że myślami był w zupełnie innym świecie. Wymruczałam ciche podziękowanie pod nosem i trącając ramieniem blondynkę, która przypatrywała mi się badawczym wzrokiem, ruszyłam w stronę schodów. Gdzieś za sobą usłyszałam zamykanie drzwi i czyjeś podniesione szepty, ale nie zwracając na nie uwagi, udałam się według instrukcji chłopaka. Po chwili stałam już pod odpowiednimi drzwiami, próbując zrozumieć, co wydarzyło się przed momentem. Robiłam głębokie wdechy, żeby choć trochę unormować swój oddech.
Co tam się do cholery stało?
Po chwili ciszy zapukałam w drzwi, a słysząc głośne "proszę", weszłam do pomieszczenia.
– Och, już jesteś.
Sophie leżała na łóżku trzymając na nogach laptopa i najwyraźniej oglądając jakiś film. Zmarszczyłam brwi i zamknęłam za sobą płytę.
– Serio? Naprawdę nie mogłaś otworzyć mi drzwi, bo byłaś zajęta oglądaniem jakiegoś gówna? – burknęłam.
– Ejej, Riverdale to nie jest żadne gówno – odparła wzburzonym głosem, a ja przewróciłam oczami.
– Skazałaś mnie na patrzenie na Veronicę Collins, ubraną jedynie w bluzkę twojego brata – odburknęłam, siadając obok niej na łóżku. Dziewczyna wciągnęła z głośnym sykiem powietrze, najwyraźniej sobie to wyobrażając.
– Okej, współczuję – wydusiła, starając się powstrzymać swój chichot. Uderzyłam ją w ramię, a ona wybuchnęła głośnym śmiechem.
– To nie jest śmieszne – mruknęłam pod nosem. Dziewczyna po dłuższym czasie przestała się śmiać i zlustrowała mnie ciekawym spojrzeniem.
– Jest – postawiła na swoim, a ja ponownie przewróciłam oczami. Brunetka nagle zaczęła mi się przyglądać baczniejszym wzrokiem. – A może ty jesteś zazdrosna? – zapytała, a słysząc jej słowa, tym razem to ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
– Ja? Zazdrosna? Niby o co? – wydusiłam przez śmiech, a Sophie przyglądała mi się bez słowa uważnym spojrzeniem, głęboko nad czymś rozmyślając.
– Jak uważasz – mruknęła w końcu. – Dobra to bierzmy się za ten projekt. Im szybciej skończymy, tym lepiej.
Brunetka wstała z łóżka i podeszła do jakiegoś biurka, stając tyłem do mnie. Zaczęła w ciszy szukać potrzebnych materiałów, a ja w duchu zdałam sobie sprawę, że Sophie miała rację.
Byłam cholernie zazdrosna, chociaż nie powinnam.
. . .
– Błagam, przerwa – jęknęłam, kładąc się plecami na łóżko brunetki.
– Poczekaj, jeszcze tylko jedno zdanie – mruknęła, nie przestając pisać czegoś na kartce.
Już od ponad dwóch godzin robiłyśmy projekt na historię. Znaczy głównie to Sophie go robiła, bo ja zajmowałam się narzekaniem na wszystko dookoła. Brunetka w odróżnieniu ode mnie lubiła historię, bo ja to za nic nie potrafiłam zapamiętywać tych cholernych dat i wydarzeń.
W pewnym momencie mój telefon, który leżał na szafce obok łóżka, zaczął wibrować. Podniosłam się do siadu i wzięłam do ręki urządzenie. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam połączenie, po czym znowu położyłam się na miękkim materacu.
– Słucham? – zapytałam znudzonym głosem, przymykając lekko powieki ze zmęczenia.
– Z tej strony komendant Arthur Harrison z Głównej Siedziby Policji w Londynie. Czy rozmawiam z panią Ashley Wilson?
Momentalnie otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się z łóżka. Sophie posłała mi zaciekawione spojrzenie, ale ja nic nie mówiąc, szybko wyszłam przez drzwi na balkon.
Do cholery, czego mogła chcieć ode mnie policja?
– Um, tak, to ja. W czym mogę pomóc? – odpowiedziałam nerwowym głosem. Oparłam się dłonią o barierkę balkonu, biorąc głęboki wdech.
Nigdy nie miałam żadnych problemów z prawem, więc w sumie nie wiem, czego się tak bałam. No, może jedynie co robiłam nielegalnie to picie alkoholu i palenie papierosów przed ukończeniem pełnoletności, ale bez przesady. Nie robiłam tego nigdy w miejscach publicznych, więc nie mógł mnie nikt zobaczyć.
To w takim razie o co mogło chodzić?
– Nie wiem, czy pani mnie pamięta, ale prowadzę sprawę, w której jest pani jedną z poszkodowanych. Spisywałem pani zeznania po wypadku. – Gdy to powiedział, od razu przypomniałam sobie policjanta, który przyszedł do mnie tego nieszczęsnego dnia, którego się obudziłam.
– Tak, pamiętam. Czy coś się stało? – spytałam niepewnym głosem.
– Tak w zasadzie to nie. – Zaraz, co? Teraz kompletnie już nic nie rozumiałam.– Tylko mam małą prośbę. Znaczy w sumie nie ja, ale...
– Może pan przejść do rzeczy? – zapytałam lekko zniecierpliwiona.
– Sprawca wypadku, Benjamin Edwards, prosi panią o spotkanie.
Gdy mężczyzna wypowiedział te słowa, myślałam, że się przesłyszałam. Moja szczęka opadła w dół, a telefon prawie wypadł mi z dłoni. Chwyciłam się mocniej barierki, czując, jak lekko zachwiałam się z wrażenia.
– A-ale jak to? Po co? – wyjąkałam po chwili ciszy całkowicie zszokowana. Czego ten facet mógł chcieć ode mnie? Przecież nawet się nie znaliśmy.
– Na to pytanie niestety nie znam odpowiedzi. To jak, zgadza się pani na to spotkanie?
Zapadła cisza, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Położyłam dłoń na czole i przez chwilę rozmasowywałam sobie skroń. Jeżeli bym nie poszła, to chyba umarłabym z ciekawości, ale jednak, czy byłam gotowa na spotkanie z osobą, która zabrała mi Chrisa? Z osobą, przez którą najlepszy do tej pory rozdział w moim życiu się zakończył?
– Halo? Jest tam pani? – Usłyszałam głos mężczyzny po drugiej stronie słuchawki, więc cicho westchnęłam. Odpowiedź była prosta.
– Tak, przyjdę. Tylko kiedy?
– Jeśli byłoby to możliwe to najlepiej jeszcze dzisiaj – odparł policjant.
– Przykro mi, ale dzisiaj już nie mogę. Może być jutro rano?
– Jasne. W takim razie, proszę zgłosić się do nas jutro z samego rana. Miłego dnia.
Mężczyzna się rozłączył, ale ja nadal trzymałam telefon przy uchu. Dopiero po dłuższej chwili zabrałam urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz.
– O kurwa – mruknęłam do siebie, gdy wreszcie zrozumiałam, co się właściwie stało. Byłam umówiona na jutro na spotkanie z osobą, przez którą straciłam Christiana. Co ja do jasnej cholery zrobiłam? I co ten facet mógł chcieć ode mnie?
– Co się stało?
Momentalnie odwróciłam się w kierunku, z którego doszedł męski głos. Niecałe trzy metry dalej o barierkę opierał się Dylan, który przeczesując swoimi długimi i szczupłymi palcami brązowe kosmyki, przypatrywał mi się uważnym spojrzeniem.
Otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc, jak chłopak się tu znalazł, ale już po chwili zobaczyłam, że na balkon były dwa wejścia. Widocznie dzielili go razem z Sophie.
– Długo tu stoisz? – zapytałam go zaskoczonym tonem. Szatyn uniósł jeden kącik swoich ust do góry, ale wciąż nie przestawał mi się bacznie przyglądać.
– Stałem tu jeszcze zanim przyszłaś – odparł, a ja uniosłam zdziwiona brwi. Jak ja mogłam go nie zauważyć? – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Westchnęłam cicho i spojrzałam przed siebie. Była dzisiaj cudowna, słoneczna pogoda, jednak nie udzieliła się ona w najmniejszym stopniu na moje samopoczucie.
– Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziałam cicho, po czym znów spojrzałam na Dylana pustym wzrokiem – a tym bardziej z tobą.
Chłopak przygryzł lekko wnętrze policzka, jakby powstrzymując się przed powiedzeniem jakiegoś złośliwego komentarza. Zaczął powoli lustrować moją sylwetkę, a ja poruszyłam się nerwowo pod jego przeszywającym spojrzeniem. Czułam się cholernie nieswojo. Po chwili zobaczyłam, jak jego wzrok zatrzymał się na mojej dłoni, a on sam zmarszczył brwi. Poszłam za jego spojrzeniem i wtedy już wiedziałam, na co patrzył. Gdy byłam w pokoju Sophie, zdjęłam swoją bluzę, więc teraz miałam tylko koszulkę z krótki rękawkiem, przez co było widać ślady po cięciach, które zrobiłam w szpitalu. Cholera.
Szatyn w jednym kroku znalazł się przede mną i złapał mnie za nadgarstek, nie odrywając spojrzenia od mojej ręki.
– Czy to nie powinno się już zagoić? – wymruczał cicho do siebie, a ja otworzyłam szeroko oczy. Pamiętałam dobrze, że w szpitalu nie mówiłam mu nic o tym, że pozostaną mi po tym blizny.
Do tej pory ciągle nosiłam bluzy z długimi rękawami, żeby ani rodzice, ani nikt ze szkoły tego nie zobaczył i nie zaczął zadawać niezręcznych pytań, więc gdy teraz chłopak to ujrzał, nie wiedziałam co powiedzieć. Nie byłam przygotowana na taki obrót sprawy.
Przygryzłam lekko wargę i wyrwałam nadgarstek z uścisku Dylana. Spojrzałam w jego oczy, a widząc niezrozumienie i zmartwienie w jego tęczówkach, szybko odwróciłam się i weszłam do pokoju Sophie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top