1. Co z nimi?


Momentalnie poczułam ból w całym ciele, który był wręcz nie do zniesienia. Gdzieś przy uchu słyszałam miarowe pikanie. Z trudem podniosłam ociężałe powieki i mrugając kilka razy, przyzwyczaiłam się do światła. Byłam w białym pomieszczeniu, a lampa, która świeciła okropnie jasno, znajdowała się centralnie nade mną.

Spróbowałam się podnieść, ale skończyło się to na okropnym kłuciu w głowie i szumem w uszach.

- Och, cholera - syknęłam cicho, kładąc lewą dłoń na czole. Kątem oka zobaczyłam jakiś ruch, ale przez ból nie byłam w stanie odwrócić wzroku.

- Skarbie?

Usłyszałam znajomy, kobiecy głos. Po chwili czterdziestoletnia szatynka stanęła nad moim łóżkiem, patrząc na mnie ze zbolałą miną.

- Proszę pani, Ashley się obudziła! - krzyknęła do kogoś i mnie przytuliła. Jęknęłam, gdy kobieta mocno przycisnęła swoje ciało do mojego. Odsunęła się, wysyłając mi przepraszające spojrzenie. Po dosłownie dwóch sekundach nad łóżkiem pojawił się mężczyzna w kruczoczarnych włosach. Złapał mnie za dłoń i zrobił zbolałą minę.

Oboje mieli sińce pod oczami, a w ich tęczówkach widziałam wyraźne zmęczenie.

- Mamo, tato... - wychrypiałam, czując pieczenie w gardle, więc popatrzyłam niezrozumiale na rodziców.

- Panienko, nie odzywaj się na razie. Masz podrażnione gardło, musisz napić się wody - powiedziała starsza pani w białym fartuszku i podłożyła mi do ust kubeczek z jakimś płynem. - Pij, a ja pójdę po lekarza - dodała, więc złapałam lewą ręką kubek i napiłam się łyka. Od razu poczułam ulgę.

- C-co się stało? - zapytałam, gdy zostaliśmy już sami z rodzicami. Ci popatrzyli po sobie, po czym wysłali mi spojrzenie przepełnione bólem.

- Miałaś wypadek - powiedział cicho mój tata Andrew, kreśląc kółka na mojej dłoni.

Przymknęłam oczy i nagle wszystkie wspomnienia zaczęły wlatywać do mojej głowy.

Jak jechałam z Patrickiem i Chrisem do klubu.

Jak dobrze bawiliśmy się jadąc autem blondyna.

Jak nagle naprzeciwko zobaczyliśmy światła samochodu.

I jak z dużą prędkością wjechał w nasz pojazd.

O Boże.

Spojrzałam z przerażeniem w oczach najpierw na moją mamę, a później na tatę.

- Co z nimi? - jęknęłam, czując narastające przerażenie. Kobieta zagryzła dolną wargę, patrząc na mnie ze strachem.

- Nie możesz się na razie stresować. Najpierw pomyśl o sobie - powiedziała, wysyłając mi niepewne spojrzenie. Coś musiało się stać. Moja mama nigdy się tak nie zachowywała.

Ogarnęła mnie fala paniki, a mój oddech stał się płytki.

- Co się stało? - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Próbowałam ukryć swój strach pod maską złości.

- Dzień dobry. - Moich rodziców uratował głęboki głos, dochodzący z mojej lewej strony. Przekręciłam powoli ciało na łóżku, żeby znów nie spowodować większego bólu.

We framudze drzwi stał wysoki mężczyzna w białym kitlu. Jego czekoladowe włosy z pojedynczymi pasemkami siwizny błyszczały w świetle lampy. Jasnobrązowe oczy patrzyły na mnie z sympatią, a szeroki uśmiech tylko dopełniał przyjazny wyraz twarzy. Lekarz mógł mieć nie więcej niż czterdzieści pięć lat.

- Dzień dobry - odparli moi rodzice z wyraźną ulgą w głosie.

Mężczyzna podszedł do maszyn przy moim łóżku, zapisując coś na kartce, którą trzymał w dłoni.

- Mogliby państwo wyjść? Muszę zbadać córkę - powiedział, lekko się uśmiechając. Rodzice spojrzeli na mnie, jakby prosząc o pozwolenie. Kiwnęłam głową, a oni wyszli po cichu z sali.

- Pamiętasz, jak się nazywasz? - zapytał, świecąc mi po oczach małą latarką.

- Ash... Ugh, niech pan to wyłączy.

Mężczyzna z uśmiechem wyłączył przedmiot i powtórzył pytanie.

- Ashley Wilson. Mam siedemnaście lat i wszystko pamiętam - fuknęłam, a lekarz znowu uśmiechnął się rozbawiony.

Mężczyzna zmierzył mi temperaturę i ciśnienie, a pielęgniarka zaczęła odłączać od urządzeń. Po chwili starsza kobieta wyszła, a doktor usiadł na krzesełku tuż przy mnie.

Teraz dokładnie mogłam przyjrzeć się jego twarzy. Policzki pokrywał drobny zarost, którego z daleka nie dostrzegłam. Czekoladowe oczy patrzyły na mnie z lekką czułością, a włosy były niedbale zaczesane na bok.

- Jak się czujesz? - zapytał zmartwiony. - Czy coś cię boli?

- W zasadzie to wszystko - mruknęłam, a lekarz cicho się zaśmiał.

- W sumie to nic dziwnego - powiedział - mało brakowało, a byś zginęła. Leżałaś w śpiączce cały tydzień - dodał.

- Ile? - zamarłam. Skoro minął tydzień od wypadku, dzisiaj był już piątek. Pierwszy piątek we wrześniu.

- Dokładnie siedem dni. Ale w twoim przypadku to i tak dosyć mało. Doznałaś mocnego wstrząsu mózgu, baliśmy się, że stracisz pamięć. W dodatku masz pękniętą kość łokciową. Na szczęście nie odniosłaś innych większych obrażeń.

Spojrzałam na swoje ręce i dopiero wtedy dostrzegłam gips na prawym przedramieniu. Całe szczęście, że byłam leworęczna.

- Ile jeszcze będę tu leżeć? - zapytałam zmartwiona. Po tym co powiedział mi lekarz, obawiałam się, że mój pobyt tam jeszcze sporo potrwa.

- Dopiero co się obudziłaś, a już chcesz nas opuszczać? - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał. - Wszystko zależy od tego, czy nie doszło do żadnych powikłań po śpiączce i wstrząsie mózgu. Ale raczej coś około tygodnia, może dwóch. Chodź, teraz zabiorę cię na tomografię głowy - dodał.

Westchnęłam. Kilka dni wcześniej zaczął się rok szkolny, a ja nie poszłam do nowej szkoły. Nie byłam osobą, która lubiła naukę, wręcz przeciwnie, ale zależało mi na tym, aby zacząć wszystko od pierwszego dnia. Jak dojdę do klasy w połowie miesiąca, będę w centrum uwagi.

A tego nie chcemy.

. . .

Wzięłam głęboki oddech, kręcąc się na łóżku. Było cholernie niewygodne. Leżałam tu niecałą godzinę i po prostu dłużej już nie mogłam. Niestety, ale nie należałam do osób cierpliwych.

Po skończonych badania, czyli mniej więcej godzinę wcześniej, zostałam przewieziona do mojej sali. Nie zastałam tutaj rodziców, a gdy przyszli pół godziny później, nie zdążyłam zamienić z nimi nawet jednego słowa. Od razu po nich wszedł lekarz, prosząc ich do swojego gabinetu.

Tak więc leżałam tam i czekałam. Nie powiem, bałam się. Od tego zależało, ile jeszcze miałam przebywać w szpitalu.

Nie pomagało mi tym bardziej to, że myślałam o Chrisie i Patricku. Reakcja moich rodziców na wzmiance o nich była co najmniej dziwna. A co jeśli oni nie..? Nie, nie, to nie było możliwe.

W pewnym momencie drzwi nieprzyjemnie zaskrzypiały i w środku pojawiła się szatynka. Brązowe włosy do ramion były ścięte jak pod linijkę, a czarne okulary leżały na małym i zgrabnym nosku. Moja mama była bardzo piękną kobietą.

Powoli weszła do środka, zajmując miejsce tuż obok mojego łózka. Już po chwili drzwi ponownie zaskrzypiały i mój ojciec wszedł do pomieszczenia, po czym usiadł obok mamy. Patrzyli na mnie w ciszy, która zaczęła robić się niezręczna.

- Więc - odchrząknęłam - jak wyniki?

Mężczyzna przechylił głowę lekko w bok.

- Na razie wszystko dobrze - odparł. - Nie ma niczego, co powinno nas niepokoić. Głowa wróciła do normy, a kość powoli zaczyna się zrastać.

I znów zapadła niezręczna cisza. Spojrzałam na tatę, a potem na mamę. Chyba nie wiedzieli, co mogą mi powiedzieć.

- Więc... - Wzięłam głęboki wdech. - Co z nimi?

Rodzice się spięli, wiedząc o co mi chodziło, ale najwyraźniej postanowili grać głupich.

- O kim mówisz, kochanie? - zapytała głupio moja matka. Popatrzyłam na nią z politowaniem.

- O Chrisie i Patricku.

Rodzicie spojrzeli na siebie z niepokojem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top