43. Kim dla siebie jesteście?


Z powoli powracającą świadomością przekręciłam głowę na drugi bok. Leżałam tak chwilę, podczas gdy do moich myśli docierała rzeczywistość, aż w końcu już pewna, że znowu nie dałabym rady zasnąć, uchyliłam powieki.

Pierwszym, co dotarło mi do oczu, było wnętrze mojego pokoju. Westchnęłam pod nosem, widząc na zegarze ściennym wskazówkę na godzinie dziesiątej. Przetarłam oczy palcami, po czym spróbowałam się podnieść, jednak coś mi w tym przeszkodziło.

Przekręciłam głowę, spoglądając na moją talię, na której ciążyła mi męska dłoń. Ostrożnie odchyliłam się do tyłu, a za sobą dostrzegłam pogrążonego w śnie Dylana.

Wspomnienia z poprzedniego dnia uderzyły we mnie jak z armaty.

My... Byliśmy razem. Daliśmy sobie szansę.

O mamuśku!

Moją twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Powróciłam do pierwotnej pozycji i zagryzając dolną wargę, szczerzyłam się do siebie jak idiotka. To było dla mnie takie nierealne, a zarazem piękne. Dotknęłam wnętrzem dłoni swoich ust, kiedy przypomniałam sobie nasz pocałunek. Przymknęłam oczy, a do mojej głowy dotarła pewna myśl. Skoro sam zaproponował nasz związek, to musiało oznaczać, że także byłam dla niego w jakimś stopniu ważna i coś do mnie czuł!

Chyba nie mogłam sobie wymarzyć piękniejszych myśli w ten grudniowy, niedzielny poranek.

Ostrożnie wysunęłam się spod ręki chłopaka i po cichu udałam się do łazienki. Związałam brązowe włosy w wysoką kitkę oraz umyłam twarz, bez przerwy spoglądając na moje radosne odbicie w lustrze. Moje oczy świeciły szczęśliwymi iskierkami i nie miałam najmniejszych wątpliwości, czym było to spowodowane.

W ciągu kilku minut przebrałam się z moich ciuchów do spania w jakieś mniej wygniecione i rzadziej używane ubrania. Włosy pozostawiłam w wysokim kucyku, żeby od rana mnie nie irytowały. Widząc, że chłopak jeszcze spał, podeszłam ostrożnie do niego, a następnie kucnęłam przed łóżkiem. Bez namysłu palcami odgarnęłam jego opadającą na czoło grzywkę, po czym poszłam już na dół do kuchni.

W pomieszczeniu zastałam oboje moich rodziców. Od razu podeszłam do lodówki, wyciągając z niej mleko do kawy, jednak gdy tylko oni mnie zobaczyli, wlepili we mnie ciekawskie spojrzenia. Nalałam do elektrycznego czajnika wody, po czym odwróciłam się z pytającym wyrazem twarzy w ich kierunku.

– O co chodzi? – zapytałam, jednak nie potrafiłam znieść ich przewiercających mnie oczu, więc podeszłam do chlebaka i wyjęłam z niego pieczywo, które następnie zaczęłam kroić.

– Ktoś u ciebie jest? – zabrała głos mama, a ja na moment zatrzymałam się w połowie kromki. Przełknęłam lekko ślinę, jednak zaczęłam dalej czynność, jak gdyby jej pytanie mnie nie zaskoczyło.

– Czemu tak myślisz? – zapytałam, zastanawiając się, czy przypadkiem nie obudziliśmy moich rodziców dzisiejszej nocy, wchodząc po schodach. A może za głośno rozmawialiśmy?

– Jakieś auto stoi przed naszym domem – wytłumaczył tata, a ja w myślach przywaliłam sobie z własnej głupoty. No przecież!

– Ah, racja – odparłam i wzięłam z lodówki masło oraz po chwili zastanowienia nutellę. Wyłożyłam wszystko na blat, po czym zaczęłam smarować masłem cztery spore kromki.

– Więc kto jest u ciebie?

Chciałam odpowiedzieć, jednak od razu zamknęłam swoje usta, bo w końcu, co miałam powiedzieć? Mój chłopak? Przecież nie rozmawialiśmy o tym, czy mieliśmy mówić od razu innym, że się zeszliśmy. Przecież może mógł woleć zachować to tylko dla nas. Albo na początek zobaczyć, co z tego wyjdzie. Więc co miałam powiedzieć moim rodzicom? Kolega? Przyjaciel?

– Um... – mruknęłam pod nosem i odwracając się do rodziców, zaczęłam gestykulować rękoma, jakby to była moja odpowiedź. Speszyłam się niemiłosiernie, a gdy z moich ust nadal nic racjonalnego się nie wydusiło, po prostu machnęłam dłonią i z powrotem wróciłam do jedzenia. Zaczęłam smarować kromki nutellą. Czułam na swoich plecach natarczywe spojrzenia rodziców.

– Chyba wiem, co masz na myśli – stwierdziła po momencie ciszy moja mama, a tata mruknął twierdząco pod nosem. Nie odezwałam się. Wzięłam kawałki pieczywa i ułożyłam je na dużym talerzu. – Ale nie wiem, czy do końca mi się to podoba.

– To mnie ma się to podobać – stwierdziłam, posyłając mamie rozbawiony uśmiech i zabrałam ze sobą spodek, po czym poszłam z powrotem na górę. Weszłam cicho do pokoju, jednak Dylan miał nadal zamknięte oczy, więc zostawiłam jedzenie na biurku i wróciłam na chwilę do kuchni.

– Znam go? – dopytywała moja mama, gdy tylko znów znalazłam się pod jej ostrzałem. Westchnęłam cicho, ale chwilowo zignorowałam ją i wsypałam do dwóch kubków sypaną kawę. Zalałam je zagotowaną wcześniej wodą, po czym zamieszłam.

– Znasz – odparłam, dolewając do obu naczyń trochę ciepłego mleka. Odwróciłam się do mamy z uśmiechem, a ona patrzyła na mnie w głębokim zamyśleniu, zapewne zastanawiając się, kogo mogłam mieć na myśli.

– Przychodzą mi do głowy tylko dwie osoby, ale jedna raczej od razu odpada – mruknęła, a tata posłał jej zaciekawione spojrzenie.

– W takim razie, może ty mi powiesz, z kim mam uciąć sobie pogawędkę? Bo Ashley coś wyraźnie kręci. – Rzucił na mnie spojrzenie spod zmrużonych powiek, a ja momentalnie się przestraszyłam. Boże, tylko żadnej pogawędki!

Rodzice patrzyli po sobie porozumiewawczo, zapewne czekając, aż wyjdę i będą mogli zacząć ploteczki o mnie oraz Dylanie. Westchnęłam cicho pod nosem, ale wiedząc, że sama się w to wpakowałam, po prostu wyszłam z kuchni, zabierając ze sobą dwie kawy.

Kiedy weszłam z powrotem do mojej sypialni, moją sylwetkę zmierzyły od razu czekoladowe tęczówki. Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Cześć – mruknęłam, podchodząc do biurka i odkładając na czarny blat napoje. Usiadłam na fotelu, po czym obróciłam się w stronę szatyna.

– Dzień dobry – odparł przychrypniętym po śnie głosem, po czym przeczesując palcami brązowe kosmyki włosów, podciągnął się trochę wyżej na łóżku. – Która godzina?

– W pół do jedenastej – odparłam, spoglądając na zegar ścienny i upiłam łyk kawy. Podniosłam jeden kącik ust, bo smakowała wybornie. – Zrobiłam śniadanie. Nie miałam pojęcia, co możesz chcieć, ale zrobiłam po kawie i kanapki z nutellą.

Dylan podniósł wyżej brwi, po czym przetarł zaspane oczy dłońmi.

– Czy ja wciąż śnię, czy Ashley Wilson zrobiła mi śniadanie? – zapytał retorycznie, uśmiechając się przy tym głupkowato, a ja przewróciłam na jego uwagę oczami. I tak nie miałam wcześniej co robić, więc co mi szkodziło? Szatyn podniósł się nadal ospałym ruchem z materaca, po czym podszedł bliżej, zabierając z talerza jedną kanapkę i biorąc dużego gryza. Po chwili się odezwał. – Smaczne.

– Przez żołądek do serca, czy coś – wymruczałam pod nosem, także próbując kromkę i również stwierdziłam, że smakowała dobrze. Oparłam się wygodniej o fotel, obserwując uważnie chłopaka, który przysiadł z powrotem na brzegu łóżka, zajadając się śniadaniem. – Wiesz, że musimy pogadać?

– Tego się obawiałem – zaśmiał się pod nosem, jednak po momencie spoważniał i westchnął. Między nami zapadła chwila ciszy. W między czasie skończyłam drugą kanapkę, po czym popiłam ją kawą, a w mojej głowie trwał istny huragan. Jak to będzie teraz wyglądało? Czy nam się uda? I co powiedzą o tym inni?

Kiedy zobaczyłam, że Dylan również skończył swoją porcję, zabrałam głos.

– Po pierwsze, mówimy o tym innym? – zapytałam, bo naprawdę zaprzątało to moje myśli. Szatyn po moim pytaniu przekręcił głowę lekko na bok, wyraźnie się zastanawiając.

– Myślę, że jeśli ktoś się będzie pytał, to powiemy prawdę, a jak nie – wzruszył przy tym ramionami – to nie będziemy się chwalić na prawo i lewo.

Kiwnęłam zgodnie głową, zdając sobie sprawę, że to chyba najlepsze rozwiązanie. Nie chciałam stać się znowu głównym tematem plotek w szkole, a to było praktycznie pewne, że gdybyśmy się tym poszczycili, to byłabym na językach uczniów. Jednak znowu ukrywanie tego faktu przed wszystkimi byłoby co najmniej uciążliwe, więc opcja Dylana była chyba najracjonalniejsza.

– Okej – zgodziłam się, po czym zastanowiłam się chwilę, co powinniśmy jeszcze ustalić, żeby potem nie było żadnego zamieszania. Pomyślałam chwilę, po czym westchnęłam pod nosem, łapiąc z szatynem kontakt wzrokowy. – Wiesz, że nie chcę, aby to jakoś bardzo zmieniało naszą dotychczasową relację? – zapytałam, a chłopak podniósł brwi do góry, pokazując tym samym, bym rozwinęła. – Zero niepotrzebnego słodzenia i reszty romantycznych gówien.

Dylan zaśmiał się przez chwilę, kiwając zgodnie głową.

– Nawet nie wiesz, jak mi właśnie ulżyło. – Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie widziałam jakoś naszej dwójki chodzącej do kina na romantyczne filmy i karmiących się nawzajem popcornem.

Wspólne chodzenie do kina na romantyczne filmy, powiadasz?

Oh. Rzeczywiście, w tym tygodniu byliśmy przecież razem w kinie na "Królu Lwie".

Ale to nie oznaczało przecież, że będziemy kolejną z tych wszystkich przesłodzonych par. Prawda?

* * *

Kiedy następnego dnia w poniedziałek wsiadałam rano do autobusu, ze stresu pociły mi się dłonie. Szczerze się bałam, jak to będzie wyglądało teraz w szkole. Jak Dylan będzie zachowywał się wobec mnie? Czy nasi przyjaciele i inni uczniowie się czegoś domyślą?

Z plątaniną myśli w głowie przysiadłam na tyłach pojazdu i oparłam głowę o tył siedzenia za mną, wgapiając się przez okno w mijane przez nas ulice. I chociaż okropnie się tym wszystkim przejmowałam, to nic nie mogłam poradzić na to, że na samą myśl, że byłam z Dylanem w związku, szczerzyłam się głupio do siebie jak wariatka.

– A ty co taka uśmiechnięta? – Odwróciłam głowę w bok, gdzie właśnie dosiadał się do mnie Mason. Ciemnoblond włosy postawione miał do góry, ciemne oczy z uwagą prześwietlały moją twarz, a kąciki ust podniesione były trochę wyżej.

– Cześć – przywitałam się przyjaźnie. Musiałam przyznać, że polubiłam tego chłopaka, chociaż wymieniliśmy ze sobą dialog zaledwie kilka razy. Był jednym z tego typu, którego nie dało się nie lubić. – Tak właściwie to nic takiego.

– Dylan?

Uchyliłam trochę szerzej powieki, zastanawiając się, skąd się domyślił. Ja wiedziałam, że on wiedział, że od jakiegoś czasu byłam zauroczona w Cooperze, bo przecież powiedział mi o tym podczas meczu w naszej szkole, jednak czy to możliwe, żeby tak szybko prześwietlił mnie na wylot? Naprawdę aż tak bardzo było to po mnie widoczne?

– Skąd wiedziałeś? – zapytałam zaskoczona, a Mason uśmiechnął się cwanie pod nosem.

– Nie wiedziałem, ale właśnie się do tego przyznałaś. – Otworzyłam szeroko usta, patrząc na niego z teatralnym oburzeniem. Kurde, podszedł mnie. I to jak łatwo. – A co konkretnie się wydarzyło?

Mason poruszył zabawnie brwiami, a ja przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się, czy powinnam mu była mówić. Przecież my praktycznie się nie znaliśmy! Jednak musiałam przyznać, że wywoływał we mnie ogromne poczucie zaufania.

– Obiecasz, że będziesz miał zamkniętą buzię na kłódkę?

– Jasna sprawa. – Chłopak przyłożył palce do ust, udając, że zamykał je na kluczyk, po czym niby wyrzucił go za siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Był niemożliwy.

Rozejrzałam się dookoła, patrząc, czy w pobliżu nie było nikogo ze szkoły i chociaż zobaczyłam grupkę pierwszoklasistów, to nikt nie zwracał na nas większej uwagi.

– My jakby... Jesteśmy... – mruknęłam cicho ze zmieszaniem wypisanym na twarzy, nie potrafiąc dokończyć tych słów na głos, jednak Mason zdecydowanie zrozumiał. Zagwizdał z aprobatą, po czym szeroko się wyszczerzył, patrząc na mnie radośnie.

– Wybacz, ale muszę to powiedzieć – mruknął, po czym wskazał na mnie oskarżycielsko wskazującym palcem. – A nie mówiłem?

Po jego słowach uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie jego wypowiedź na meczu. Macie ku sobie. Powiedział to zaraz po tym, gdy uznałam, że Dylan czuje coś do Veronici.

– Mówiłeś, mówiłeś – zaśmiałam się, podnosząc poddańczo ręce do góry, po czym oboje wysiedliśmy z autobusu, bo ten akurat zatrzymał się pod szkołą. – Ale nie wiem, jakim cudem już wtedy na to wpadłeś. Jesteś jasnowidzem?

– Głupie pytanie – odparł nonaszlancko, udając, jakby odrzucał swoje włosy na plecy jak dziewczyna, na co oboje parsknęliśmy cichym śmiechem. Ruszyliśmy ramię w ramię w poprzek parkingu przed placówką szkolną, aż nagle poczułam, jak ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.

– Cześć – przywitał się Dylan z radosnym uśmiechem na twarzy, który zmalał, gdy tylko spojrzał na mojego towarzysza. Mason chyba zauważył to co ja, bo zaśmiał się pod nosem.

– To ja lecę – mruknął do mnie, po czym machając mi na pożegnanie dłonią, poszedł w kierunku wejścia do szkoły. Przeniosłam swoje spojrzenie na szatyna, zagryzając od wnętrza policzek.

Chyba oboje poczuliśmy się w tamtym momencie lekko niekomfortowo, nie będąc pewnym, jak się zachować. Jednak, halo! Czy nie najlepiej było nie ukrywać żadnych ze swoich emocji i po prostu czuć się sobą?

– Hej – również się przywitałam, uśmiechając się, po czym pociągnęłam go za łokieć w stronę, w którą ruszył przed momentem blondyn. – Jak się czujesz?

– W porządku – odparł trochę zamyślony ze zmarszczonymi brwiami, a gdy przeszliśmy przez próg szkoły, popatrzył na mnie dziwnie. – Skąd znasz się z Masonem?

– Całowaliśmy się na urodzinach Daniela... Znaczy... – Odchrząknęłam, otwierając szerzej powieki, gdy dotarł do mnie sens moich własnych słów. Dylan spiął się trochę, a na moje usta zaczął cisnąć się mimowolny uśmiech. Czemu mnie to rozbawiło? – Chryste, jak to zabrzmiało.

– Całowaliście się – powtórzył szatyn z całkowicie poważną miną, a ja nie mogłam poradzić nic na to, że zaczęłam chichotać. Był zazdrosny?

– Nie masz się czym przejmować, jesteśmy znajomymi. Naprawdę – powiedziałam z zagryzioną dolną wargą, a Dylan popatrzył na mnie z uniesionymi wyżej brwiami. I chyba zobaczył coś na mojej twarzy, co go uspokoiło, bo westchnął głęboko, unosząc wyżej ramiona, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

– Załóżmy, że ci wierzę.

Zaśmiałam się, po czym pożegnaliśmy się, bo chłopak miał lekcje w innej części szkoły. Ruszyłam korytarzem, a po chwili byłam już u drzwi od sali matematycznej, do której zaraz weszłam. Od razu w moje oczy rzuciła się Sophie.

– Cześć – mruknęłam na przywitanie, całując brunetkę w policzek, a dopiero gdy usiadłam obok niej przy biurku, zauważyłam jej zmrużone oczy i przenikliwe spojrzenie.

– To prawda, że wczorajszej nocy Dylan spał u ciebie?

Podniosłam wysoko brwi, gdy wytrzeliła we mnie pytaniem.

– Prawda – odparłam bez zawahania, a dziewczyna uśmiechnęła się z podejrzliwym wyrazem twarzy. – A ty skąd o tym wiesz?

– Wczoraj rano mój brat przyjechał do domu Daniela i się jakoś dziwnie zachowywał, więc wyciągnęliśmy to z niego – wytłumaczyła, a ja zaśmiałam się na obraz w mojej głowie, gdzie czarnowłosy z moją przyjaciółką naskoczyli na Dylana z masą pytań. – Co się tam wydarzyło?

Na moment spoważniałam, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie wiedziałam, czy przypadkiem nie wyciągnęła już wszystkiego od szatyna, a teraz po prostu sprawdzała, czy kłamię, czy może jednak po prostu jej brat o niczym jej nie powiedział i Sophie chciała zaspokoić swoją ciekawość mną. Kurde, co powinnam była powiedzieć?

– Nic, czym powinnaś zaprzątać sobie swoją główkę – mruknęłam zbywająco, a gdy chciała zadać kolejne pytanie, do sali weszła nauczycielka matematyki i brunetka musiała odpuścić.

* * *

Usiadłam na kanapie przy stoliku w kawiarni, stawiając przed sobą szklankę z gorącą czekoladą. Naprzeciw mnie usiedli Daniel z Sophie, a dopiero po momencie do mnie dosiadł się Dylan, który przy barze nie mógł zdecydować się, co wybrać.

Byliśmy już po lekcjach i ze względu na to, że wcześniej podczas przerwy na lunch nie spotkaliśmy się we czworo, to teraz postanowiliśmy spędzić wspólnie trochę czasu. Na dworze padał śnieg, więc zakupiłam sobie coś ciepłego, żeby rozgrzać moje zmarznięte ciało.

Spojrzałam na Dylana, przed którym kelner postawił właśnie kawałek brownie. Ukradkiem oblizałam usta. Czemu nie pomyślałam o tym, żeby sobie też zamówić coś na przegryzkę?

– No wiesz co? – mruknęłam z obrażoną miną, gdy szatyn wkładał sobie do ust kawałek ciasta. Najpierw popatrzył na mnie zdziwiony, po czym zrozumiał, co miałam na myśli, bo zmrużył oczy, rozpoczynając tym samym naszą walkę na spojrzenia. Patrzyłam przez dłuższy moment bez najmniejszego mrugania w jego czekoladowe tęczówki, aż w końcu tamten jako pierwszy się poddał, dając mi do dłoni łyżeczkę. Od razu szeroko się uśmiechnęłam i zjadłam spory kawałek pysznego, czekoladowego ciasta.

W tym momencie oboje z Dylanem poczuliśmy na sobie czyjś wzrok, więc zerknęliśmy na naszych przyjaciół po drugiej stronie blatu, którzy wlepiali w nas nietęgie spojrzenia. Brunetka otworzyła usta, próbując coś powiedzieć, po czym pomrugała zdezorientowana oczami. Na twarzach obojga widać było okropne zdziwienie.

– Czekajcie... – zaczął czarnowłosy, wskazując na nas kolejno palcem. – Czy mi się zdaje, czy wy...?

Spojrzeliśmy na siebie z Dylanem w jednym momencie. Oboje próbowaliśmy zatrzymać cisnące się na usta uśmiechy, jednak nie za bardzo nam to wychodziło. Czy aż tak bardzo było widać, że zaszła w naszej relacji jakaś zmiana?

– Zależy co masz na myśli, przyjacielu – mruknął ironicznie czekoladowooki, robiąc dziubek w stronę Daniela. Tamten już chyba poznał odpowiedź na swoje niedokończone pytanie, bo uśmiechnął się jednoznacznie, patrząc na nas dwoje. Natomiast Sophie jeszcze szerzej otworzyła oczy.

– Jesteście razem?! – prawie pisnęła, a my z Dylanem najpierw złapaliśmy kontakt wzrokowy, po czym porozumiewając się bez słów, skinęliśmy zgodnie głowami na pytanie brunetki. Dziewczyna najpierw wyszczerzyła się szeroko, wyrzucając z radosnym okrzykiem ręce do góry, po czym jej mimika się zmieniła i spojrzała na mnie z oburzonym wyrazem twarzy. – I ty, zdradziecka żmijo, nic mi nie powiedziałaś?

Zaśmiałam się pod nosem, po czym pochyliłam się trochę nad stołem.

– Przypominam, że to ty jako pierwsza nie powiedziałaś mi, że zeszliście się z Danielem, złotko – odparłam śpiewającym tonem, patrząc na jej twarz z przesłodzoną miną, a ona przypominając sobie tę sytuację, fuknęła pod nosem.

– To i tak nie fair, bo dotyczy to mojego braciszka – burknęła, po czym wycelowała we wcześniej wspomnianego oskarżycielsko palcem. – Ty też nie odezwałeś się ani słowem, ty fałszywy...

– Już, spokojnie – mruknął rozbawiony Daniel, przytulając jednym ramieniem swoją dziewczynę, a drugą zakrywając jej usta. Z Dylanem parsknęliśmy śmiechem, gdy siedemnastolatka trzepała się, próbując się wyrwać. – Najważniejsze, że wreszcie są razem.

Uśmiechnęłam się pod nosem, przygryzając dolną wargę i upiłam łyk gorącej czekolady. Niezwykle się cieszyłam, ża nasi przyjaciele dobrze to przyjęli. Nie wiedziałam, co bym zrobiła, gdyby w jakikolwiek sposób im to przeszkadzało. Za bardzo zaczęło zależeć mi na ich zdaniach.

W samej kawiarni byliśmy jeszcze kilkanaście minut. Daniel z Sophie robili nam ciągle jakieś dogryzki czy sugestie na temat naszego związku, natomiast my nie pozostawaliśmy w tyle. Tym sposobem około piętnastu minut spędziliśmy na jedzeniu swoich zamówień i ciągłym śmiechu, a gdy po tym czasie z Dylanem uznaliśmy, że będziemy się już zbierać, nasza paczka rozdzieliła się, bo nasi towarzysze chcieli jeszcze zostać w swoim gronie.

Kiedy tylko moje rozgrzane ciało spotkało się z mroźnym powietrzem na dworze, od razu dopadły mnie dreszcze. Otuliłam się mocniej puchową kurtką i szalikiem, a mój chłopak, widząc moje zachowanie, splótł palce naszych dłoni i schował je do swojej kieszeni. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, czując przyjemną i ciepłą skórę jego ręki.

– Dylan!

Oboje odwróciliśmy głowy w stronę szkoły, z której szła właśnie Veronica Collins. Miała dość przyjazny uśmiech na twarzy, a gdy zobaczyła nas stojących blisko siebie, mimo pierwotnego zmarszczenia brwi, jej uśmiech się jeszcze bardziej poszerzył.

Moją twarz przeciął krótki grymas.

– Zapomniałam wcześniej oddać ci zeszyt – wyjaśniła śliczna blondynka, widząc pytające spojrzenie szatyna, po czym wręczyła mu wcześniej wspomniany przedmiot.

– Sam o nim zapomniałem – przyznał z lekkim rozbawieniem chłopak, ściskając w drugiej dłoni granatowy zeszyt. Vera posłała mi uśmiech, co przyjęłam z niemałym zdziwieniem, jednak lekko odwzajemniłam ten gest. Patrząc na nią, w mojej głowie od razu pojawiły się momenty, kiedy widziałam ją całującą się lub przytulającą z Dylanem i przez to poczułam uścisk w żołądku. Mimo tego, że zdawała się być ostatnio dość miło nastawiona do mnie, nie potrafiłam odwzajemniać jej odczuć.

– Do zobaczenia! – pożegnała się z nami jeszcze, po czym ruszyła w swoją stronę. Patrzyłam na jej plecy przez moment, po czym ruszyliśmy dalej z szatynem w stronę parkingu szkolnego, gdzie zaparkowane było jego auto. Niezbyt przyjemne myśli zaczęły krążyć po mojej głowie, więc gdy zamykałam akurat za sobą drzwi od samochodu, dałam im upust.

– Kim dla siebie jesteście? – zapytałam spokojnie, ze zmarszczonymi brwiami przyglądając się twarzy chłopaka. Tamten uśmiechnął się lekko pod nosem, rzucając mi ukradkowe spojrzenie, po czym odpalił auto, bez problemu wyjeżdżając z parkingu.

– Zostaliśmy na przyjaźni – wyjaśnił i chociaż nie pozostało mi nic innego, jak zaufać jego słowom, w głębi duszy czułam rozprzestrzeniającą się zazdrość. Czemu zawsze ją czułam, gdy myślałam o Collins w pobliżu Dylana?

Ruszyliśmy w stronę mojego domu. Przyłożyłam od razu palce do lecącego zza kratki gorącego powietrza, chcąc jak najdłużej utrzymać swoje ciało w cieple, a szatyn cicho się zaśmiał na moje poczynania.

Nasza droga minęła w ciszy, jednak nie należała ona do tych złych. W między czasie chłopak włączył radio, przez co oboje nuciliśmy pod nosami słowa znanej świątecznej piosenki. Klimat dopełniał widok bożonarodzeniowych ozdób w gablotach sklepów i oknach mieszkańców. Musiałam przyznać sama przed sobą, że w tym roku okres świąteczny przyszedł dla mnie tak szybko i nagle, że przecież już za trochę ponad tydzień miało być Boże Narodzenie, a ja dopiero zdawałam sobie z tego sprawę.

Po kilku kolejnych minutach samochód Dylana zatrzymał się pod moim domem. Westchnęłam cicho pod nosem, spoglądając najpierw na mój dom, a potem na szatyna i uśmiechnęłam się pod nosem. Czułam się szczęśliwa. Tak po prostu.

Dylan złapał ze mną kontakt wzrokowy i nawet nie zorientowałam się, kiedy jego palce znalazły się na moim policzku, a on pocałował mnie w usta. Oddałam pieszczotę, przechylając głowę w prawo, żeby jeszcze bardziej przybliżyć się do jego twarzy. Czekoladowooki rozciągnął wargi w uśmiechu, gdy przeczesałam jego miękkie i bujne włosy swoimi palcami, a już po chwili odsunęliśmy się od siebie na odległość kilku centymetrów. Jego oddech owiewał moje usta.

– Smakujesz czekoladą – stwierdził nagle, a ja zaśmiałam się radośnie, odsuwając się od niego trochę dalej.

– Ty też – mruknęłam uśmiechnięta, podnosząc brwi do góry, a Dylan podniósł jeden kącik ust wyżej. Wstrzymałam na moment powietrze, bo wyglądał w ten sposób naprawdę gorąco. Cholera.

Nie myśląc już dłużej, pocałowałam go na pożegnanie w policzek, po czym odpięłam pas i wysiadłam z auta.

– Do jutra, Ash – mruknął chłopak z wlepionym we mnie czekoladowym wzrokiem, na co pomachałam jeszcze dłonią i zamykając drzwi od czarnego samochodu, ruszyłam do swojego domu. Dopiero wtedy poczułam, że moje bicie serca było wyraźnie przyśpieszone.

I szkoda, że wtedy jeszcze nie wiedziałam, kto obserwował nas tamtego pięknego dnia.
______________________________________

przyznam szczerze, że na dobrą sprawę mogłam zakończyć tą pracę po ostatnim rozdziale, gdyby nie to, że muszę dokończyć jeden wątek, o którym troszkę zapomniałam 😅 co nie zmienia faktu, że zostało jeszcze jakieś 5 rozdziałów do końca ;)

miłego dnia/nocy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top