3. Wiem, że jestem przystojny.
Byłam jak róża. Z jednej strony delikatna, może nawet słaba.
Ale z drugiej strony byłam buntowniczką, której życie było jednym, wielkim sarkazmem. I sama stałam się królową sarkazmu. Zawsze stawiałam na swoje, miałam cięty język i nie bałam się konsekwencji.
Ludzie w moim otoczeniu znali mnie albo z jednej, albo z drugiej strony. I była tylko jedna, jedyna osoba, która znała w pełni obydwie moje twarze na raz.
Christian.
– Przepraszam, czy coś się stało?
Głęboki głos dobiegł mnie z lewej strony. Przerażona podskoczyłam na łóżku, a moje serce zaczęło bić w szaleńczo szybkim tempie, przez co aż przestałam płakać. Odwróciłam się w kierunku drzwi, a w progu ujrzałam mojego lekarza. Na sobie miał długi, czarny płaszcz, a w ręku trzymał jakąś teczkę. Jego zmartwiony wyraz twarzy pokazywał, że nie przyszedł tutaj bez powodu. Słyszał mój płacz.
– Um, przepraszam. – Przełknęłam ślinę. – Nie, nic się nie stało – mruknęłam, ale w zamian dostałam pełne politowania spojrzenie. Huh, nie uwierzył.
Mężczyzna podszedł do mnie powolnym krokiem, w skupieniu lustrując moją twarz. Bez zastanowienia wytarłam łzy z policzków. Lekarz usiadł na brzegu łóżka, po czym głęboko westchnął.
– Ashley, ja chcę ci pomóc. Możesz mi w pełni zaufać.
Spojrzałam na niego zamyślona. Może właśnie powinnam tak zrobić? Opowiedzieć całą sytuację komuś obcemu, żeby spojrzał na to własnym okiem?
– Osoba, na której bardzo mi zależy – znowu przełknęłam ślinę – w każdej chwili może umrzeć. A ja nie mogę znieść myśli, że mogłoby jej zabraknąć – jęknęłam, zamykając z bezsilności oczy. Tak naprawdę nic nie mogłam zrobić.
– Chodzi o Christiana Andersona, prawda? – zapytał, a ja otworzyłam zaskoczona powieki i zmarszczyłam brwi. Skąd wiedział, o co chodziło? – Nie wiem, czy wiesz, ale jestem też lekarzem Patricka. Opowiedział mi o bardzo wielu rzeczach. – Uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem.
– Och – bąknęłam, spuszczając wzrok. Po chwili znów spojrzałam na mężczyznę, przygryzając wargę. – W takim razie, zapewne wie pan, że Chris jest moim chłopakiem.
Brązowowłosy przytaknął głową i głośno westchnął.
– Nie powiem ci, że wszystko się ułoży, bo pewnie wiesz, jak wygląda sytuacja. Nie powiem ci też, żebyś nastawiała się na najgorsze, bo w końcu nic nie wiadomo. I chociaż wiem, jakie to trudne, po prostu postaraj się o tym nie myśleć.
Przymknęłam powieki, zastanawiając się nad słowami mężczyzny.
– Jeżeli bardzo chcesz, to możesz spotkać się jutro z Christianem. Co prawda, do jego sali może wejść tylko najbliższa rodzina, ale porozmawiam z jego lekarzem – zaproponował. Przytaknęłam ochoczo głową, patrząc na niego z wdzięcznością.
Mężczyzna wstał z materaca, kierując się w stronę drzwi. Gdy położył już dłoń na klamce, odwrócił się ostatni raz w moim kierunku.
– Pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny – powiedział przez ramię i wyszedł z sali.
. . .
Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez niezasłonięte rolety. Przeciągnęłam się i wzięłam z szafki telefon, po czym zdziwiona spojrzałam na godzinę. Była dopiero siódma nad ranem.
Usiadłam na łóżku i na tyle, ile było to możliwe, rozejrzałam się po sali. Mój pokój, o ile można to tak nazwać, był nie duży, jednoosobowy. Łóżko, na którym właśnie siedziałam, krótszym bokiem przystawione było do ściany, wyłożonej białymi kafelkami. Po prawej stronie znajdowała się szafeczka, a dalej było okno. Po lewo było krzesełko dla odwiedzających, a parę metrów dalej drzwi. Przed łóżkiem, przy ścianie, stał mały stoliczek z dwoma krzesełkami po bokach. Całość była w odcieniach bieli i szarości, co tylko potęgowało mój zjebany nastrój.
Przerzuciłam nogi tak, żeby zwisały z łóżka. Założyłam moje klapki, które zapewne przywiozła matka i powoli stanęłam o własnych siłach. Za szafeczką zauważyłam czarną torbę. Powoli, żeby niczego sobie nie uszkodzić, podeszłam do niej, po czym zajrzałam do środka. Były tam jakieś ręczniki, moje kosmetyki i ubrania.
Wzięłam do ręki jakąś luźną, białą koszulkę oraz czarne getry, a do tego kosmetyczkę i ręcznik. Ostrożnie postawiłam pierwszy krok i spokojnie wyszłam na pusty korytarz. Szłam powoli, rozglądając się za jakąś łazienką. Z tego co wczoraj powiedziała mi pielęgniarka, prysznic powinien znajdować się niedaleko mojej sali.
Wreszcie zauważyłam otwarte drzwi z napisem WC, więc weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drewnianą płytę na klucz i rozejrzałam się. Nic nadzwyczajnego; białe kafelki, zresztą takie jak wszędzie, jakiś stary prysznic, umywalka i toaleta.
Ostrożnie zdjęłam z siebie ubrania, żeby nie zahaczyć o gips i weszłam pod zimny strumień wody. Nie chciałam myśleć o wypadku, ale po prostu nie potrafiłam. Nie rozumiałam, za jakie grzechy, Chris teraz cierpiał? Jeśli on tego nie przeżyje, w sumie ja też mogłam umrzeć. Nie chciałoby mi się żyć z myślą, że straciłam tak ważną dla mnie osobę. Osobę, którą szczerze kochałam. I w tej chwili żałowałam z całego serca, że w ciągu tych dwóch lat, kiedy byliśmy razem, nie odważyłam się mu powiedzieć tych słów. A nie powiedziałam, bo byłam pewna, że jeszcze był czas.
Nie wyznałam mu, że go kocham.
Zawdzięczałam mu tak cholernie wiele. Możliwe nawet, że gdyby nie on, to wąchałabym teraz kwiatki od spodu.
Przecież, kiedy zmarła Katie, całkowicie zamknęłam się w sobie, popadłam nawet w lekką depresję i chciałam ze sobą skończyć. Przez dwa tygodnie nie wychodziłam z pokoju, a rozmowy z rodzicami nic nie dawały. Z psychologiem także. Dopiero po kolejnym tygodniu, w którym spędzałam czas z Chrisem, otworzyłam się na ludzi i wróciłam do szkoły. To on przekonał mnie o tym, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
I racja, choć ciężko to mówić, to jednak gdyby nie śmierć Katie, nie zbliżylibyśmy się aż tak bardzo do siebie.
Wciąż do mnie nie docierało, co powiedzieli rodzice. To takie absurdalne, że jego mogło zabraknąć.
Wyszłam spod prysznica i założyłam na siebie wcześniej przygotowane ubranie. Otworzyłam kosmetyczkę i ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam tam korektor i tusz do rzęs.
Kocham cię, mamo.
Od razu nałożyłam korektor pod oczy i zatuszowałam lekkie siniaki na twarzy. Pomalowałam rzęsy i rozczesałam włosy moją czarną szczotką. Uczesałam je w niechlujnego koka, po czym wróciłam do swojej sali. Dochodziło już wpół do ósmej. Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Poczułam burczenie w brzuchu, a czas nieubłaganie wolno mijał. Jeżeli do końca mojego pobytu tutaj, miało to tak wyglądać, to chyba całkiem zwariuję.
Parę minut po ósmej do sali weszła pielęgniarka i dała mi śniadanie. Od samego zapachu miałam ochotę zwymiotować. Odstawiłam jedzenie na bok i wypiłam szklankę wody, którą zostawiła mi kobieta.
W momencie, kiedy odkładałam szkło na szafeczkę, do sali ktoś wszedł. Po białym fartuchu śmiało mogłam stwierdzić, że to lekarz, jednak to nie był ten sam mężczyzna co wczoraj. Blondyn z lekkim zarostem mógł mieć nie więcej niż trzydzieści lat.
Zdezorientowana patrzyłam, jak podszedł do mnie i przeczytał kartkę przyczepioną do ramy łóżka.
– Ashley Wilson, tak? Nazywam się Arthur Smith, jestem twoim drugim lekarzem. Chodź, zabiorę cię na badania – powiedział, po czym podał mi rękę i pomógł wstać.
– Kiedy przyjdzie... Um, ten drugi lekarz? – zapytałam niepewnie.
– Doktor Cooper? Przyjdzie o piętnastej. Ma zmianę na popołudnie.
Pokiwałam głową i dałam się zaprowadzić do gabinetu lekarskiego, który znajdował się parę drzwi dalej.
– No więc z tego co czytałem, obudziłaś się wczoraj około godziny siedemnastej. Masz złamaną kość łokciową u prawej ręki i jesteś po wstrząsie mózgu. W takim razie chodźmy sprawdzić twoją głowę.
Lekarz był strasznie rozgadany. Zupełnie inaczej niż tamten... Jak on powiedział? Doktor Cooper?
Po długich badaniach, podczas których musiałam znosić towarzystwo bardzo gadatliwego lekarza, udałam się prosto do sali. W środku zastałam moich rodziców.
– Och, kochanie, zaczęliśmy się martwić – zaczęła kobieta – ale widzę, że wyglądasz już dużo lepiej – dopowiedziała z uznaniem, lustrując moją sylwetkę.
– Racja, wyglądasz dużo lepiej niż wczoraj – potwierdził ojciec.
– Byłaś na badaniach? Jest już twój lekarz prowadzący? A w ogóle jadłaś coś? Dobre mają jedzenie? – Szatynka zaczęła wypytywać z prędkością karabinu maszynowego.
Zdecydowanie ten cały Smith dogadałby się z moją matką.
– Tak, byłam na badaniach, nie, nie ma jeszcze mojego lekarza, tak, jadłam coś i nie, nawet nie próbowałam – powiedziałam zdeterminowanym głosem, siadając na łóżku.
. . .
Po piętnastej, kiedy moi rodzice pojechali na obiad, uznałam, że powinnam pójść do doktora. Chciałam jak najszybciej zobaczyć Christiana, a lekarz powinien już być.
Wyszłam na biały korytarz. Pod prawą ścianą, jeden przy drugim, stały błękitne krzesełka. Sporadycznie widziałam na nich ludzi, głównie w wieku moich rodziców. Na końcu korytarza były duże, szklane drzwi ze sporym szyldem u góry, a na ścianach były tablice korkowe, na których widniały kolorowe reklamy jakichś leków.
Nagle wpadłam na coś twardego. Nie wiedziałam, co się stało, ale uderzyłam w to z taką siłą, że straciłam równowagę i poleciałam do tyłu.
W myślach czekałam na spotkanie z podłogą i gratulowałam sobie swojego szczęścia, jednak po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że ktoś obejmuje mnie dużymi rękami w pasie, a ich przyjemne ciepło rozchodzi się od tamtego miejsca aż po czubki moich palców. Otworzyłam najpierw jedno, potem drugie oko i spotkałam wzrokiem cudowne, czekoladowe tęczówki. Zlustrowałam właściciela tych pięknych oczu. Brązowe kosmyki spadały chłopakowi na czoło, a wąskie usta powoli rozciągały się w szerokim uśmiechu.
– Ja wiem, że jestem przystojny, ale nie musisz tak długo na mnie patrzeć.
_______________________________________
jaki cringe omg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top