22. Znacie się?


– Cholera – mruknęłam do siebie, próbując rozczesać skołtunione włosy. Tak bardzo jak je kochałam, tak mocno też nienawidziłam.

Szarpnęłam mocno szczotką, przez co miałam wrażenie, że wyrwałam sobie połowę włosów z głowy. Warknęłam zła na siebie i odrzucając na biurko szczotkę, przeczesałam palcami loki, żeby wyglądały choć trochę lepiej. Z westchnieniem spojrzałam na miejsce, gdzie przed chwilą rzuciłam szczotkę. Przeniosłam wzrok niżej na jedną z szuflad i powoli wyciągnęłam w jej kierunku dłoń, chociaż mentalnie próbowałam się powstrzymać. Przymknęłam oczy i przełykając ślinę, otworzyłam ostrożnie szufladę, po czym sięgnęłam dłonią do jej wnętrza. Gdy wyczułam pod dłonią cienką folię, szybko ją chwyciłam i gwałtownie zatrzasnęłam półkę.

Wypuściłam powietrze i otworzyłam powieki, od razy natrafiając wzrokiem na folijkę z białymi tabletkami. Od kiedy wyszłam ze szpitala, schowałam ją do tej szuflady i ani razu nie otwierałam. Jednak teraz nie mogłam się powstrzymać.

Schowałam szybko opakowanie do czarnej torby, którą zawsze brałam do szkoły i zarzucając ją na ramię, zbiegłam po schodach po dwa schodki na raz. Od razu udałam się do holu, gdzie założyłam na nogi czarne trampki za kostkę i narzuciłam skórzaną kurtkę na swoją białą koszulkę z logo adidasa.

– Wychodzę! – krzyknęłam w kierunku kuchni, choć było to lekko wymuszone. Od kiedy wróciłam wczoraj z posterunku policji, matka nie odzywała się do mnie przez całe popołudnie. Nie wiedziałam, o co jej chodziło, ale było to co najmniej dziwne, zważając na to, że Sarah Wilson była cholerną optymistką.

– Nie zjesz śniadania? – zapytała szatynka, wychylając głowę na przedpokój. Spojrzałam prosto w jej szare oczy, które były chyba jedyną rzeczą, którą po niej odziedziczyłam. Pokręciłam przecząco głową i posyłając jej mały uśmiech, wyszłam na zewnątrz. Od razu przeszłam przez bramę, po czym zobaczyłam po drugiej stronie ulicy białe Audi, o którego opierał się blondyn, pisząc coś na telefonie. Rozejrzałam się na boki i przeszłam na drugą stronę drogi, a kiedy znalazłam się tuż przed samochodem, cicho odchrząknęłam. Chłopak podniósł na mnie spojrzenie i lekko mrużąc oczy, czule się uśmiechnął

– Hej słońce – wymruczał, całując mnie w policzek, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmieszek. – Już myślałem, że nie przyjdziesz.

– Miałam mały problem z tą szopą na głowie – burknęłam, machając ręką w kierunku loków. – Twoje? – spytałam ciekawa, przejeżdżając dłonią po błyszczącej karoserii auta.

– Mojego ojca. Tamto poszło na kasację – mruknął Patrick, lekko się przy tym krzywiąc. Chłopak wsiadł za kierownicę, a ja zmarszczyłam brwi nagle sobie przypominając o słowach na policji. Wsiadłam do białego pojazdu i zamykając za sobą drzwi, spojrzałam uważnie na blondyna.

– Czemu nie mówiłeś, że sprawca wypadku chciał się z tobą spotkać?

Przyjaciel spojrzał na mnie zaskoczony, podnosząc brwi wysoko do góry. Przyjrzałam się dokładniej jego twarzy i zobaczyłam, że miał lekko przekrwione, zapewne ze zmęczenia, oczy. Chłopak po chwili wrócił wzrokiem przed siebie i odpalając silnik, dość gwałtownie ruszył w kierunku szkoły.

– Skąd wiesz? – spytał, nie patrząc na mnie. Przygryzłam wnętrze policzka i szybko zapięłam pasy, przypominając sobie zdarzenie sprzed prawie miesiąca, które do tej pory wywoływało na mojej skórze dreszcze.

– Mam swoje źródła – mruknęłam, przymrużając trochę zirytowana oczy. Blondyn westchnął ciężko, w tym samym momencie zmieniając biegi.

– Nie widziałem potrzeby, żeby ci o tym mówić.

Odwróciłam wzrok za okno samochodu. Było mi smutno, bo ostatnio nasze relacje strasznie się oziębiły, a nie chciałam stracić Patricka. Był ostatnią bliską mi osobą w moim wieku, której bezwarunkowo ufałam i tak naprawdę gdyby on teraz odszedł, zostałabym całkiem sama. Wiedziałam, że ostatnio miałam też towarzystwo Sophie, ale w zasadzie znałyśmy się dopiero tydzień i nie wiedziałam jeszcze, czy mogłam jej ufać. A przecież Patricka znałam już od kiedy skończyłam siedem lat i był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam.

Po kilkunastu minutach w niezręcznej ciszy zaparkowaliśmy pod dużym budynkiem, po czym bez słowa wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy iść w kierunku wejścia do szkoły. W pewnym momencie spojrzałam na Patricka i zmarszczyłam brwi, przyglądając się mu uważnie. Blondyn szedł, mocno kulejąc na jedną nogę.

– Nie powinieneś chodzić jeszcze z kulami? – zapytałam zdziwiona. W końcu w zeszłym tygodniu dopiero zdjęli mu gips z nogi i z tego co mi się zdawało, nie powinien jej jeszcze nadwyrężać.

– Jak widać daję sobie radę, więc najwyraźniej nie – odburknął, nawet na mnie nie patrząc. Cicho westchnęłam, kręcąc lekko głową na jego zachowanie, od którego zrobiło mi się przykro.

– Na pewno?

– Nie jestem już dzieckiem, mamo – rzucił sarkastycznie.

– Kłóciłabym się – mruknęłam pod nosem. Chłopak spojrzał na mnie i przyglądał się przez dłuższą chwilę, po czym z westchnieniem przełożył swoją rękę przez moje ramię, przyciągając mnie tym do siebie.

– Przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje – wytłumaczył skruszony Patrick, masując lekko moje ramię. Uśmiechnęłam się szczęśliwa na ten gest i wtuliłam w ciepły bok chłopaka. Brakowało mi już tej jego czułości, którą zawsze do mnie okazywał.

Weszliśmy do budynku szkoły i tak jak przez ubiegły tydzień, większość par oczu padło na mnie.

– Czemu wszyscy się tak dziwnie patrzą? – szepnął zdziwiony blondyn, a jego ciepły oddech owiał mój płatek ucha. Podniosłam lekko kąciki swoich ust do góry, patrząc na jego zdezorientowaną twarz.

– Wszyscy mnie podziwiają – odparłam nieskromnie, wzruszając lekceważąco ramionami. Chłopak głęboko się zaśmiał na moje słowa i spojrzał na mnie przyjaźnie. – A tak na serio, to pewnie jeszcze dzisiaj zdążysz się dowiedzieć.

– Słońce, chyba tylko ty tak potrafisz. Jesteś tu dopiero tydzień. – Patrick wymruczał rozbawiony, kątem oka patrząc na uczniów, którzy dokładnie nam się przyglądali. Razem z chłopakiem udaliśmy się pod salę, w której miał mieć teraz lekcję i dopiero wtedy zdjął rękę z moich ramion.

– Zobaczymy się jeszcze dzisiaj? – zapytałam, a w tym samym momencie zadzwonił dzwonek na pierwszą godzinę.

– Możemy się spotkać na długiej przerwie – odparł, wzruszając ramionami. – Jaką lekcję masz przed lunchem?

– Czekaj – mruknęłam, wyjmując z tylnej kieszeni czarnych dżinsów telefon i od razu weszłam w zdjęcie planu lekcji. – Angielski w sali trzydzieści cztery.

– Okej to przyjdę po ciebie. Do zobaczenia – rzucił Patrick, lekko się schylając i całując mnie w prawy policzek, a ja znów uśmiechnęłam się na jego gest.

– Do zobaczenia – pożegnałam się i posyłając mu ostatnie spojrzenie, ruszyłam w kierunku sali matematycznej, w której miałam mieć pierwszą lekcję.

. . .

– Idziemy razem na stołówkę? – zapytała Sophie, kiedy pakowałyśmy do torby książki od angielskiego. Już miałam zgodzić się na jej propozycję, gdy przypomniałam sobie, że byłam przecież umówiona z Patrickiem.

– Sory, ale jestem z kimś umówiona – powiedziałam, posyłając jej przepraszające spojrzenie. Dziewczyna spojrzała na mnie z wysoko podniesionym brwiami i delikatnie się uśmiechnęła. Brunetka była naprawdę śliczna i zdążyłam zauważyć, że męska część szkoły aż śliniła się na jej widok.

– Nie wnikam – odparła, patrząc na mnie dwuznacznie, a ja przewróciłam oczami na jej zachowanie. Wyszłyśmy ramię w ramię z klasy, a moje spojrzenie od razu padło na mojego przyjaciela, który opierając się o ścianę, przyglądał się przechodzącym uczniom. Pożegnałam się szybko z Sophie i podeszłam do blondyna.

– Hej, Patrick.

– Cześć – odparł, posyłając mi lekki uśmiech. Chłopak ruszył w kierunku hali sportowej, więc od razu dorównałam mu kroku.

– Gdzie idziemy? – spytałam, przyglądając się z zaciekawieniem Patrickowi. Chłopak przeniósł na mnie swój wzrok, prawie niezauważalnie wzruszając ramionami.

– Zaraz zobaczysz – mruknął leniwie, wracając spojrzeniem przed siebie. Przeszliśmy przez szklane drzwi na ogromny blok sportowy i przechodząc obok kilku wejść do szatni, weszliśmy na bardzo dużą i przy okazji pustą salę gimnastyczną. Już myślałam, że po prostu usiądziemy na trybunach, ale chłopak poszedł dalej wzdłuż sali aż do jakichś drzwi. Ze zdziwieniem przeszłam przez wyjście, w którym przepuścił mnie Patrick i znalazłam się na dworze. Tak jak wczoraj było ciepło oraz słonecznie.

– Chodź – wymruczał jasny blondyn i zniknął za rogiem budynku, więc zdezorientowana poszłam za nim. I nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie, gdy przed sobą zobaczyłam małe, betonowe boisko do koszykówki, obok którego był dosyć niski, zniszczony murek z różnymi graffiti. Miejsce było zaniedbane i najwyraźniej rzadko używane, bo wokół boisko było zarośnięte jakimiś chwastami.

– Co my tu robimy? – zapytałam, gdy zobaczyłam, że Patrick usiadł na murku i wyjął z kieszeni paczkę papierosów.

– Przychodzę tu zawsze zapalić – wytłumaczył i gestem ręki pokazał mi, żebym też usiadła. Podeszłam do niego, po czym wskoczyłam na betonowy murek, zrzucając z ramienia torbę i kładąc ją obok siebie. Chłopak wystawił w moją stronę dłoń z otwartą paczką, więc złapałam jedną fajkę i włożyłam ją do ust. Nie paliłam często, ale mimo wszystko lubiłam to robić, więc i tym razem wzięłam bez zastanowienia. Patrick wyjął zapalniczkę i odpalił mojego papierosa, a ja od razu się zaciągnęłam.

– Zawsze tu jest tak pusto? – spytałam, odchylając się lekko do tyłu i wypuszczając biały dym.

– Teraz jest przerwa obiadowa, więc większość osób jest na stołówce. Czasami są tu tłumy,  ale na szczęście nauczyciele tu nie zaglądają – zaśmiał się, wyciągając jedną fajkę dla siebie, ale zatrzymał się w połowie ruchu. – Cholera, zapomniałem coś zrobić. Poczekasz tu na mnie?

Skinęłam głową i złapałam paczkę, którą mi podał. Po chwili już patrzyłam, jak chłopak lekko kulejąc, odszedł po wcześniejszym uprzedzeniu, że zaraz przyjdzie. Spojrzałam przed siebie i zaczęłam przyglądać się betonowemu boisku, na którym, tak samo jak na murku, były różne napisy. Zgarbiłam się lekko, próbując je rozczytać, jednak niezbyt mi to wychodziło. Kolejny raz zaciągnęłam się papierosem i przymknęłam oczy, napawając się nikotyną, po czym wypuściłam dym, odchylając głowę do tyłu.

– Nie wiedziałem, że palisz.

Niski i czysty głos, który był teraz lekko zdziwiony, doszedł mnie z odległości nie więcej niż kilku metrów. Starając się nie pokazywać po sobie zaskoczenia, powoli opuściłam głowę i otworzyłam oczy, obarczając szatyna niewzruszonym spojrzeniem. Na sobie miał czarne dżinsy z dziurami opinające jego chude łydki, białą bluzkę i czerwoną, rozpinaną bluzę, której rękawy podciągnięte były do łokci. Jego włosy były postawione zapewne na żel do góry, a kilka niesfornych kosmyków opadało mu na czoło. Dylan w ręku trzymał piłkę do koszykówki, a jego oczy koloru mlecznej czekolady przyglądały mi się przeszywającym spojrzeniem.

Dlaczego znowu na jego widok zrobiło mi się tak gorąco?

– Rzadko to robię – odparłam zgodnie z prawdą i w tym samym momencie dostrzegłam kogoś za chłopakiem. – Cześć, Daniel.

– Hej – odparł czarnowłosy, kiwając do mnie głową. Dylan zmarszczył brwi i spojrzał najpierw na mnie, a później na swojego przyjaciela z pytającym wyrazem twarzy. Machnęliśmy w tym samym momencie lekceważąco dłońmi, przez co parsknęliśmy cichym śmiechem.

– Znacie się?

Przeniosłam wzrok na Patricka, który właśnie zatrzymał się przy naszej trójce. Spojrzał najpierw na mnie, a później na dwójkę chłopaków stojących obok mnie ze zdziwieniem. Nie wiem czemu, ale cała sytuacja wydawała mi się bardzo zabawna i ledwo powstrzymywałam się przed wybuchnięciem głośnym śmiechem.

– Mhm – wymruczałam z leniwym uśmieszkiem na twarzy. Złapałam do ręki paczkę papierosów i wyciągnęłam ją w kierunku zdezorientowanego blondyna, który od razu wziął jedną fajkę, po czym odpalił ją zapalniczką. Przeniosłam z powrotem wzrok na chłopaków i zobaczyłam, jak Dylan patrzył to na mnie, to na Patricka jeszcze bardziej zdziwionym spojrzeniem niż wcześniej.

– Anderson! A ciebie czemu tyle nie było? Nie mieliśmy kogo dać do pierwszego składu. – Chwilową ciszę przerwał Daniel, który podszedł do blondyna i klepnął go na powitanie w plecy. Zaciągnęłam się papierosem, patrząc na trzech chłopaków stojących przy mnie.

Co ja takiego zrobiłam w życiu, że byłam aktualnie w towarzystwie trzech wysokich, wysportowanych i przystojnych facetów?

Nie że narzekam, czy coś.

– Mały wypadek przy pracy – odparł wymijająco Patrick, na co głośno prychnęłam, przez co spojrzenia wszystkich padły na mnie. Przechyliłam lekko głowę na bok, wypuszczając dym tytoniowy przez rozchylone usta, które aktualnie były rozciągnięte w rozlazłym uśmiechu. Spojrzałam znacząco na blondyna, przypominając mu wzrokiem, że znam całą prawdę, na co tylko przewrócił oczami. – Niestety w najbliższym czasie nie wrócę do składu – dodał lekko przygaszonym głosem, znów spoglądając na czarnowłosego. Kątem oka zobaczyłam jak Dylan się poruszył, więc przeniosłam na niego wzrok i prawie wybuchnęłam śmiechem, widząc jego wyraz twarzy, który mówił coś typu "dzięki Bogu". Chłopak wyczuwając moje spojrzenie, złapał ze mną kontakt wzrokowy, a delikatny uśmiech wpłynął na jego wąskie usta.

– Szkoda. Bez ciebie nasz zespół to nie to samo – odparł czarnowłosy, ale my z szatynem wciąż nie przerywaliśmy naszego spojrzenia. Jego tęczówki były takie piękne i głębokie, że po prostu nie mogłam odwrócić od nich wzroku. Po chwili kątem oka zobaczyłam, jak Patrick odwrócił się w moją stronę, więc szybko przeniosłam na niego spojrzenie i lekko się uśmiechnęłam. Blondyn usiadł na murku obok mnie, zaciągając się w tym czasie papierosem, a chłopaki odeszli w kierunku jednego z koszy.

Przez kolejne piętnaście minut wypaliliśmy po papierosie, śmiejąc się z naszych odpałów z przed ostatnich kilku lat. Dylan z Danielem grali w tym czasie na jednego kosza i skłamałabym mówiąc, że nie potrafili grać. Widać było, że znali się bardzo dobrze na tym, co robili. Ogólnie ich zachowanie wskazywało na to, że musieli być dla siebie kimś dosyć bliskim - ciągle się przepychali i śmiali z byle czego.

– Richardson jest kapitanem szkolnej drużyny koszykówki. – Moje myśli przerwał zachrypnięty głos Patricka, więc zaskoczona odwróciłam się w jego stronę. Chłopak przypatrywał mi się uważnie, więc pewnie zobaczył, jak przyglądałam się grającym uczniom.

– Co? – spytałam, nie rozumiejąc.

– Daniel jest kapitanem mojej drużyny – wytłumaczył blondyn, kiwając głową na chłopaków. Spojrzałam na nich i akurat w tym momencie Dylan robił wsad do kosza. Jego koszulka lekko się podciągnęła, przez co zobaczyłam kawałek jego umięśnionego brzucha. O cholera. – Cooper jest jego najlepszym przyjacielem.

Kiwnęłam głową, nieświadomie oblizując usta. Czemu on musiał wyglądać tak pociągająco?

Czekajcie...

Czy ja właśnie przyznałam, że Dylan Cooper jest pociągający?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top