Rozdział 6 - Rozmowa na dachu szkoły...

Rin

-Rinnnnnn!- rozległ się krzyk za mną.

Był już poniedziałek, przez niedziele zdążyłem zapomnieć o tym czarnym labladorze.

Szybko zrównał ze mną krok.

Muszę przyznać, że trochę zdziwiło mnie to, że nie czekał pod bramą. Ale przecież się go nie zapytam, uraziło by to moją dumę.

-Jak tam weekend?- zapytał z uśmiechem jak zwykle.

-Normalnie- odpowiedziałem ze znudzniem.

-Nie wydażyło się nic ciekawego?- zapytał ciekawy.

-A miało?- spytałem unosząc jedną brew do góry.- Planowałeś coś dla mnie, czy co?

-Nie- zaśmiał się, miał naprawdę ładny śmiech.

Bogowie, o czym ja myślę!

Wściekły na siebie, prychnąłem.

-Hm?- zdziwił się czarnowłosy.

-Ni- nic- mruknąłem cicho zawstydzony, zdając sobie sprawę z tego, jak to musiało wyglądać z jego perspektywy.

On nawet zdawał się nie zauważać, albo szybko puszczać w niepamięć takie drobnostki.

-Jak się dziś czujesz?- zapytał.

-Normalnie.

-Czemu ciągle odpowiadasz "normalnie"? Nie żebym się czepiał, bo i tak jestem zadowolony, że wogòle odpowiadasz. Jednak jestem ciekawy.- powiedział, gdy wchodziliśmy na teren szkoły.

-Żeby ta ciekawość nie wpędziła Cię kiedyś do grobu- mruknąłem znudzony.

-Co masz na myśli?- zapytał otwierając przedemną drzwi do szkoły.

-Że jak wsadzisz kij w ul, musisz się liczyć ,że pogryzą cię jego mieszkańcy.- powiedziałem.

-A co to ma do ciekawości?- zapytał zdziwiony.

-Że teraz jak spotkasz ul, zapewne nie bedziesz mògł się powstrzymać, aby tego nie sprawdzić- uśmiechnąłem się do niego niewinnie.

Ten tylko przystanął, rumieniąc się, po czym odwrócił wzrok.

Przekręciłem głowę, w geście niezrozumienia.

Po czym uznałem, że on ogólnie jest dziwny i zniezrozumiały, więc poszedłem zmienić buty.

Nie czekał na mnie na schodach, więc poszedłem prosto na lekcje.

Jednak na przerwach znowu przychodził. Brał sobie krzesło i się dosiadał, gadając jak zwykle o blachostkach.

Właśnie zaczęła się długa przerwa.

Saniel wpadł do klasy jak burza, co było trochę dziwne. Nawet sobie nie wziął krzesła, po prostu do mnie podbiegł z wielkim uśmiechem.

-Choćby zjeść drugie śniadanie na dach- powiedział, szczęśliwy. W jego oczach dostrzegłem jakieś iskierki euforii.

-Ym. Jasne- mruknąłem, zdziwony.

Poszedłem za nim na dach szkoły. Był dzisiaj "ładny dzień", jak ludzie zwykli mówić.

Błękitne, bezchmurne niebo, przygrzewające nie za mocno słońce i do tego lekki, przyjemny wietrzyk.

Weszliśmy po drabince na najwyższą część dachu i tam usiedliśmy.

-Przyjemnie- skomentowałem cichutko.

-Prawda?!- zapytał podekscytowany demon.

-Przecież to powiedziałem- mruknąłem z niezrozumieniem na twarzy.

Siedzieliśmy, patrząc się tak na siebie.

-Nie będziesz jadł?- zapytał się w końcu czarnowłosy, przerywając ciszę.

-Nie jestem głodny, ale ty się nie krępuj.- powiedziałem kładąc się ma betonie, zakładając nogę na nogę i dając ręce pod głowę.

-Myślałem, że ty będziesz jadł- powiedział z wyczuwalnym w głosie żalem.

-Masz naprawdę małe szanse na zobaczenie mnie jedzącego.- powiedziałem, zamykając oczy.

-Hmm? Czemu?- zapytał, nie rozumiejąc.

-Rzadko jem. Raczej bliżej mi do niejadkòw niż głodomoròw.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-Powinienieś jeść- stwierdził zmartwiony.

-Bogowie, kolejny będzie truł- warknałem do siebie- Wystarczy mi jedna trująca na ten temat matka, nie musiasz robić za drugą, wiesz?!- dodałem głośniej, teraz zwracając się do chłopaka. Tyle ,że oprócz ust, żaden inny mięsień nawet mi nie drgnął.

Wciąż miałem zamknięte oczy i ciągle byłem w tej samej pozycji.

-Przepraszam, ale jesteś już wystarczająco chudy i mały- poczyłem jak klepie mnie lekko po głowie.

Szybko straciłem jego rękę.

-Sam jesteś mały- burknąłem lekko urażony. Mogli by mi wszyscy skończyć to wytykać, to się robi wkurzające.

-Akurat nie. Mam metr osiemdziesiąt trzy, więc nie można mi wytknąć, że jestem mały. W przeciwieństwie do ciebie, ile masz wzrostu?- zapytał z krótkim śmiechem.

-Metr pięćdziesiąt.- burknąłem cichutko.

Na moją odpowiedź, czarnowłosy tylko się zaśmiał.

Czyli jest odemnie większy o 33 centymetry, a nie 20 jak sądziłem na początku.

Bogowie, jaki wielkolud.

- Wracając do jedzenia. -powiedziałem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko "hm?".- Demony nie jedzą ludzkiego jedzenia? Na stołówce nigdy nic nie jesz.

-Jemy. - odpowiedział z jak mniemam, uśmiechem.

-To dlaczego ty nie jesz?- zapytałem zdziwiony na tyle, że aż się podniosłem na łokciach, aby na niego spojrzeć.

-Bo jestem zbyt zajęty mówieniem i ogólnie opowiadaniem Ci różnych rzeczy.- zaśmiał się.

-Bogowie- warknałem, zawiedziony. Po czym dodałem- Nie śpicie?

-Śpimy.

-W takim razie, co znaczą te nocne odwiedziny?- zapytałem patrząc w niebo.

-Lubie sobie posiedzieć do pòźna.- odpowiedział.

-Czy demony nie powinny być bardziej, no nie wiem. Podstępne, złośliwe, złe i nie dobre i wogòle?- spytałem.

-Może, szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia. Moja matka była człowiekiem, a ojca nigdy nie spotkałem. Nigdy więc nie spotkałem żadnego innego demona.- popatrzyłem się na niego, nie wyglądał jakby rozmowa o tym jakoś go bolała, dlatego ciągnąłem temat.

-W takim razie skąd wiesz, że jesteś demonem?- zapytałem, gubiąc się.

-Moja ciotka, która mnie wychowywała zaniepokoiła się jak zaczęły mi wyrastać rogi i ogon. W końcu jakiemu normalnemu, czteroletniemu chłopcu wyrastają takie rzeczy? Dlatego zaprowadziła mnie do pobliskiego egzorcysty.- powiedział, a ja się zerwałem.

-Do egzorcysty? - zaśmiałem się z kpiną- To ostatnie co mi by przyszło na myśl, gdybym zobaczył u dziecka rogi i ogon. - już chciałem dalej ciągnąć wywód, ale chłopak zatkał mi usta dłonią.

-Mogę dokończyć?- zapytał, a ja kiwnąłem głową, jednocześnie zdejmując sobie jego rękę z ust.

Jednak się zatrzymałem w połowie.

-Ale ty masz dużą rękę- powiedziałem zapatrzony w dłoń chłopaka.

Szybko się wybudziłem z tego stanu, gdy usłyszałem jak właściciel ręki się roześmiał.

Puściłem jak najszybciej jego dłoń i zarumieniony odwròciłem wzrok.

Bogowie, ale żenada.

-T- to by-ło takie sł- sło- dkie- mòwił ciągle się śmiejąc.

W odpowiedzi tylko prychnąłem, ciągle zażenowany całą tą sytuacją.

Chłopak po chwili się uspokoił, ciągle się na niego nie patrzyłem.

-Kontynuując. Gdy tylko mnie zobaczył i usłyszał, że moja matka wdała się w romans z jakimś nieznajomym, a zaraz po porodzie zmarła. Powiedział mojej ciotce, że najprawdopodobniej òw mężczyna był demonem, a ja jestem pòł-demonem. Moja ciotka na początku w to nie wierzyła, jednak musiała. W końcu miałem rogi i ogon. Co do egzorcysty, to był to miły starszy mężczyzna. Nauczył mnie wielu rzeczy o demonach, aniołach i ogòlnie tej tematyce.- zakończył z uśmiechem. Chyba naprawdę były to dla niego dobre wspomnienia.

-Ale egzorcysta rozmawiający se na luzie z demonem?- spytałem, ciągle nie mogłem tego zrozumieć.

-Też mnie to dziwiło, dlatego kiedyś się go o to spytałem. Powiedział, że ja nie jestem winny temu kto jest moimi rodzicami, w końcu ich się nie wybiera.- powiedział jeszcze szerzej się uśmiechając.

-Còż, to tłumaczy to że jesteś taki ludzi. W sensie, tak się zachowujesz- powiedziałem, miałem jeszcze coś dodać, ale do naszych uszu dobiegł dzwonek.- Trzeba iść na lekcje.

-Yhm.- przytaknął, po czym oboje poszliśmy do swoich klas.

W tym rozdziale mieliśmy rozmowę na temat demonów, w tym samym o Sanielu. Dowiedzieliśmy się trochę o jego przeszłości. Jednak to nie znaczy, że to wszystko o nim. O nie, nasi bohaterowie mają jeszcze przed nami wiele tajemnic.
Jeśli chcecie je poznać, musicie poczekać na następne rozdziały.
Do zobaczenia!

Opublikowane: 11.07.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top