4. Żadnego znaku

Konrad patrzył na mnie znad planu pracy drużyny, nad którym siedzieliśmy od dobrych kilku godzin. Sierpniowy skwar ustępował jesiennym chłodom i deszczom, a my tkwiliśmy w harcówce z toną charakterystyk, planami zastępów, wykresami, książką finansową, zjedzoną do połowy bitą śmietaną, dziesięcioma herbatami i Bóg wie jeszcze czym.
Tomek kręcił się na obrotowym krześle, znudzony monotonnością wypisywania celów dla drużyny na każdy miesiąc. Jego brązowe włosy wirowały podczas tych krzesełkowych obrotów, nudząc się pewnie jeszcze bardziej niż właściciel.
Upiłem łyk mięty pomieszanej z herbatą truskawkową i zerknąłem na spis akcji śródrocznych.
— Biwak w Zalesiu? Czemu chcemy tam jechać? — Odłożyłem na bok tabelkę składek, zmorę zastępowych. Tomek zmienił stronę i teraz huśtał się z ruchem wskazówek zegara.
— Zośka. Domek. Stary kort tenisowy Zawadzkich. Takie tam. — Drużynowy nałożył na zimnego gofra śmietanę i położył go na parującym kubku. — Mamy to w skrypcie dotyczącym tej sprawności o ważnych postaciach harcerstwa.
— Już tam byliśmy z zetzetem. A może warto znaleźć kogoś mniej znanego? — Wstałem i zacząłem chodzić po harcówce. Obaj wodzili za mną wzrokiem, gdy wydeptywałem podłogę. — Wiesz, skupiamy się na trzech harcerzach, a fajnie byłoby pokazać młodym, że inni też mieli super historię. Na przykład, hm... jedźmy do Kałuszyna. Tam były walki podczas powstania listopadowego i kampanii wrześniowej. Wrzesień, kampania, to się łączy i może być dla nich o wiele ciekawsze niż wałkowanie kolejnej historii o tym samym. Nie umniejszając moim osobistym wzorom.
— W zasadzie cię nie słuchałem, ale to był długi wywód, więc pewnie powinienem się zgodzić. — Tomek zatrzymał się i uśmiechnął, po czym ziewnął. — Moglibyśmy dojechać do Mrozów, tam był Napoleon. A potem piechotą do Kałuszyna. Moja babcia mieszka blisko. I załatwione!
— Coś jeszcze, geniusze strategii? — Zaśmiał się Konrad. Wiedziałem, że spodobał mu się ten pomysł. Podając mu go, myślałem o Idze. O tym, co mówiła.

Te słowa wryły się we mnie tak mocno, że dostrzegałem je wszędzie. Wciąż jej szukałem; pytałem, prosiłem. W Muzeum Powstania Warszawskiego byłem prawie codziennie. I nic. Pustka. Nawet ochrona już mnie rozpoznawała.
Wściekły na siebie zarywałem kolejne noce rozmyślając o tym wszystkim. Czułem, że powoli odcinam się od rzeczywistości na rzecz znalezienia jej, zamienienia choć kilku słów. Ganiłem się za to, że nie zapamiętałem nic poza chustą.
Zdawało mi się, że widziałem ją kilka razy na ulicy, raz w bibliotece, koło kościoła i w parku. Wszystko przypominało sen. A ja nie mogłem się wybudzić.

— Nie żebym jakoś szykanował nasze złote trio, bo kocham ich i uwielbiam, ale zróbmy coś nowego i superowego. — odparł Tomek, sięgając po swój kubek z mieszaniną pięciu herbat. — Coś szalonego!
— Kupmy dżem zamiast czokusia? — Konrad przewrócił oczami. — Dobra, powaga, panowie. Chcę mieć na za tydzień rozpisany plan tego biwaku. Macie rozdzielić zadania ćwikom i zastępowym. Czterech kandydatów na krzyż harcerski. Rozumiemy się?
— Tak jest, druhu drużynowy!

Gdy wyszliśmy z harcówki, wstukałem w telefon konwersację z Felkiem i przejrzałem ją dokładnie. Jego ostatnia wiadomość dotyczyła braku danych na temat barw środowisk zhrowskich w Warszawie. Przeskanował chyba z cztery hufce i wypisał mi wszystkie barwy, jakie znalazł. Zero białych.

Usiadłem pod drzewem w parku i schowałem twarz w dłoniach. Idiotyzm. Po prostu idiotyzm i idiota. Który facet zadawałby sobie tyle trudu, skoro dziś wystarczy pstryknąć palcem. Przynajmniej tak mówiono.
Ale patrząc na moje koleżanki z harcerstwa, patrząc na Idę, która pojawiała się w moich myślach każdego dnia, dochodziłem do wniosku, że myliłem się. Wystarczyło pstryknąć palcem, aby kogoś stracić.

Kogoś, kogo się zupełnie nie znało. Kogo się raz spotkało i już, koniec, serce kupione. Było mi tak głupio to przyznać. To takie beznadziejne.

Plątałem się we własnych myślach, babrałem w nich. Natłok różnych scenariuszy przytłaczał mnie i sprawiał, że wakacje mijały mi na myślach. Mogłem robić wiele rzeczy, mogłem wyjechać, spakować się i odpocząć, a zamiast tego tkwiłem w tym mieście bez jakichkolwiek wiadomości na temat dziwnej dziewczyny z Powązek.

Wziąłem telefon i wyszukałem w internecie hasło „było ich tak wielu". Wertowałem kolejne strony i co raz zerkałem w kierunku drzew.
Internet nie mówił mi nic treściwego, zasypywał za to reklamami sklepów patriotycznych i akcji związanych z kampaniami i wydarzeniami na rocznicę powstania. Klikałem w ekran z rezygnacją, a jednocześnie jakąś nadzieją, może tylko ułudą.

Czy ty pamiętasz pierwsze ognisko? Pierwsze spojrzenie – cudowna noc.
Gwiazdy na niebie – byłaś tak blisko.
Mówiłaś wtedy...

Westchnąłem ciężko i kliknąłem w jakiegoś bloga. Przed oczami zaświeciła mi ikona blogspota. Biały szablon strony migotał czarnym, gazetowym nagłówkiem. Całość wyglądała jak stara gazeta.

Było ich tak wielu. Młodzi, starsi, dzieci, młodzież. Starci z tego miasta wraz z kolejnymi bombami, rozstrzelaniami. Zapomniani. Jak liście, które spadają z drzew. Podziwiamy drzewa, a liście zamiatamy. Znikają. A było ich tak wiele. Jest.

Zasmucił mnie ten tekst. Nigdy jakoś szczególnie nie zwracałem uwagi na takie rzeczy. Nawet jako harcerz. Po prostu wykonywałem swoją robotę, dążyłem do robienia stopni, coraz wyższych funkcji. „Warszawa" była dumą stołecznego ZHP. Dumą, która poprawiała mi wizerunek. Nawet nie ja na niego pracowałem. Wystarczyła naszywka i już. A wokół mnie było tak wielu...

Zerknąłem na autora tekstu. Idaura. Ida i Laura. Ida Laura.
Wpis datowany był na pierwszego sierpnia tego roku. Uśmiechnąłem się i przejechałem palcem w dół. Od tego czasu nie wstawiono nic nowego. Blog, mimo że istniał od dwóch lat, nie miał tekstów poza tym.
Zdziwiło mnie to, jednak nie zastanawiałem się nad tym zbytnio. Kliknąłem w ikonkę autora i popatrzyłem na listę obserwowanych blogów. Była pusta. Żadnego znaku.

— Felek? — Wybrałem numer. — Mógłbyś namierzyć mi konto z bloga?
— Spróbuję.

Zetzet → zapisywany też jako ZZ. Zastęp Zastępowych, czyli wszyscy pełniący tę funkcję w drużynie.
Ćwik → jeden ze stopni harcerskich, jego damskim odpowiednikiem jest Samarytanka.

jak mijają Wam wakacje?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top