2.Gdzie zgubiłeś Melody?
***
Rudowłosa dziewczyna właśnie wchodziła nieśmiałym krokiem do Brooklińskiej Akademii Sztuki, powtarzając jak mantrę, że sobie poradzi. Przed salą, w której siedziała komisja, zatrzymała się na chwile, jednak weszła do sali.
― Dzień dobry, nazywam się Clary Fray.― odezwała się odrobinę nieśmiałym tonem osiemnastolatka, po czym wyjęła pierwszy rysunek z teczki i położyła go na stoliku.
― Niezwykle malowniczy krajobraz.― odezwała się kobieta zasiadająca w komisji.
― Nie miał wyjść malowniczy.― odpowiedziała Fray z niepewną miną.
― A to co?― spytała zaciekawiona kobieta.
― To nic. To tylko pomysł do powieści graficznej, znalazł się tutaj przez pomyłkę. ― odpowiedziała szybko Clary.
― Brooklińska Akademia nie wierzy w pomyłki.
Fray opuściła mury akademii i udała się do kawiarni, w której miała spotkać się z przyjacielem ‒ Simonem. Nastolatka podeszła do stolika, przy którym siedział chłopak ze smutną miną.
― Podaj mi nazwiska, rozwalę ich― powiedział pewnie chłopak, aby poprawić nieco humor przyjaciółce, która w jego mniemaniu się nie dostała, lecz Clary popatrzyła na niego dziwnie.
― Nie trzeba.― powiedziała smutnym głosem dziewczyna i położyła na stoliku list z uczelni.Chłopak przeczytał go i popatrzył z uśmiechem na przyjaciółkę.
― Tylko udawałaś. ― powiedział Simon, na co Clary się delikatnie zaśmiała. Po czym szybko dodał ― Brawo, Fray.― w tym momencie zbili ze sobą żółwika.
― Podobały im się moje prace, ale najbardziej rysunki do naszej powieści.― powiedziała już wesołym tonem Clary.
― Nie ma za co.― powiedział dumnie Simon.
― To najlepsze osiemnaste urodziny, jakie miałam. ― mówiąc to do stolika dwójki przyjaciół, podeszła kelnerka z zamówieniem.
― Dlatego uczcimy to dziś wieczorem po koncercie razem z Maureen.― oznajmił chłopak.
― Zdecydowanie.― dodała niemal od razu dziewczyna.
― Więc, co z tobą i Maureen?― spytała ciekawskim tonem dziewczyna.
― A co ma być, tylko razem śpiewamy.― odpowiedział zdezorientowany Simon.
― Ona się w tobie podkochuje Simon.― oznajmiła oczywistym tonem Clary.
― Co? Skąd ci to przyszło do głowy?― spytał zdziwiony Lewis.
― Jak ktoś tak mądry, jak ty może nie zauważyć, że ktoś się w nim podkochuje?
― spytała Fray.
― Nie jestem jedyny, który popełnia ten błąd― odpowiedział Simon, po czym Clary zmarszczyła brwi, wpatrując się w swój talerzyk.
― To latte.― powiedział chłopak, widząc jak ,przyjaciółka patrzy na napój.
― Miałam tu biscotti. ― wyjaśniła zdziwiona dziewczyna.
― Pewnie już je zjadłaś, często mi się tak zdarza. Gdy jestem wesoły, jak jestem smutny to w sumie też.― powiedział Simon, po czym Fray się zaśmiała.
― Proszę masz jeszcze jedno.― odezwał się chłopak, podając jej przekąskę. Clary podziękowała mu i wspólnie wypili zdrowie Fray.
Po spotkaniu z Simonem Clary wróciła do domu, gdzie wchodząc zastałą asystentkę swojej mamy.
― Hej, Dot.― przywitała się rudowłosa.― Co tam w przyszłości?― spytała, widząc, że kobieta wróży z kart.
― Twoja bardzo dobrze. Karty mówią, że dostałaś do na uczelnię. ― mówiąc to, Dorothea uśmiechnęła się.
― Karty czy twitter Simona?― spytała z uśmiechem Clary.
― Dobrze, obserwuję go.
Tarot jest bardzo skomplikowany, ale widzę w twojej przyszłości prezent urodzinowy.― mówiąc ostatnią część,kobieta schyliła się po torbę z prezentem i podała ją rudowłosej, która szybki ruchem wyjęła czarną bluzkę.
― Wow― powiedziała zadowolona dziewczyna.
― Nie chwal się nią za bardzo. Nie chcę, by twojej mamie odbiło.― uprzedziła natychmiastowo Dot.
― Jasne, ale tylko wtedy wiem, że coś jest fajne.― odpowiedziała Clary, po czym obie kobiety się zaśmiały. Fray szybko dodała. ― Kupowanie prezentów wychodzi ci znacznie lepiej niż wróżenie.
― Po prostu kupuję to, co sama bym założyła.― odpowiedziała Dot.
― Dziękuję.― powiedziała Clary, po czym przytuliła kobietę.
― Wszystkiego najlepszego, Clary. Kocham cię.― powiedziała Dot, również przytulając dziewczynę.
― Też cię kocham, Dot. Wszystko w porządku?― spytała dziewczyna dosyć zdziwiona tym nagłym wyznaniem.
― Tak, oczywiście. Leć już do mamy.― poleciła osiemnastolatce kobieta. Dziewczyna zabrała teczkę z rysunkami i prezent i ruszyła do matki.
― Mamo!― krzyknęła nastolatka,wchodząc do pomieszczenia, w którym znajdowała się kobieta.
― Udało ci się, skarbie.― powiedziała kobieta i z uśmiechem na ustach popatrzyła na córkę.
― Ty też obserwujesz Simona?― bardziej stwierdziła, niż zapytała nastolatka.
― Tak, miał mało obserwujących. Gratuluję, Clary.― powiedziała kobieta, po czym przytuliła córkę.
― Dziękuję mamo. ―powiedziała uśmiechnięta Clary.
― Wszystkiego najlepszego.― powiedziała Jocelyn, podając pudełko z prezentem córce. Młoda Fray uśmiechnęła się i usiadła na kanapie, a jej mama wraz z nią.
― Co to, przycisk do papieru?― spytała zaintrygowana dziewczyna.
― Nie, to coś więcej. To pamiątka rodzinna. Chcę, żebyś teraz ty ją miała.― powiedziała kobieta.
― To, my mamy pamiątki rodowe?― spytała z zainteresowaniem Clary.
― Nawet kilka.― odpowiedziała starsza kobieta.
― To dziwne, narysowałam ten symbol dziś rano. Pewnie, musiałam widzieć go gdzieś domu.― powiedziała dziewczyna, wskazując wytłoczoną na steli runę.
― Kochanie…― kobieta chciała coś powiedzieć, ale powiadomienie z telefonu córki, przerwało jej wypowiedź.
― To Simon, już jedzie.― powiedziała dziewczyna, wstając z kanapy.
― Musimy porozmawiać.― powiedziała poważnie matka dziewczyny.
― Muszę się przebrać, idę obejrzeć Szampańską Lewiatywę.― powiedziała szybko dziewczyna.
― Co?― spytała zdziwiona kobieta.
― To nowa nazwa ich zespołu― wyjaśniła Clary.
― Ale… To twoje osiemnaste urodziny, wszystko się zmieni.― powiedziała kobieta.
― Ta pogadanka już była, mamo― odpowiedziała dziewczyna.
― Czeka nas dużo ważniejsza rozmowa.― dodała poważnym głosem Jocelyn.
― W porządku mamo, niech będzie jutro przy śniadaniu. Kocham cię.― powiedziała Clary i pocałowała matkę głowę. Po czym podziękowała kobiecie za prezent i ruszła do swojego pokoju.
Dziewczyna stała przed lustrem, ubrana w bluzkę od Dot i szare rurki. Przyglądała się, swojemu odbiciu po czym postanowiła nałożyć zielony sweter.
Po czym zeszła do kuchni, w której rozmawiali Luke i Jocelyn. Mężczyzna wręczył nastolatce farby w sprayu, w ramach prezentu urodzinowego, za co nastolatka mu podziękowała. Ponownie chcieli zacząć rozmowę z Clary, jednak tym razem przeszkodził im Simon. Chłopak oznajmił, że po koncercie jadą uczcić urodziny Fray do Lombardi’s, matka dziewczyny nie była zachwycona tym pomysłem, jednak córka oznajmiła jej, że są już umówieni. Po krótkiej wymianie zdań, przyjaciele w końcu opuścili miejsce zamieszkania Fray.
***
―Isabelle, idziemy.― rozległ się głos Aleca, który informował siostrę, że wychodzą na misję. Z pokoju wyszła brunetka, ubrana w biały lateksowy kostium i trzymająca platynową perukę w ręku.
― Cześć, braciszku.― odezwała się Isabelle.― Gdzie zgubiłeś Melody?― spytała ze śmiechem.
― Nigdzie jej nie zgubiłem, jest z Jacem. Poważnie?― spytał,wskazując na perukę.
― No co, demony lubią blondynki.― powiedziała Izzy.
― To białe, nieblond.― sprostował chłopak.
― Tak dokładnie, to platyna.― powiedziała brunetka, mówiąc to, rodzeństwo doszło do centrum, gdzie czekali Jace i Melody.
― Dobry wybór Izzy. Demony lubią blondynki.― pochwalił dziewczynę Wayland.
― Mówiłam.― rzuciła z satysfakcją w głosie, w kierunku brata.
― To platyna.― rzucił lekko zły chłopak.
― Demony zabijają Przyziemnych i spuszczają z nich krew.― do rozmowy włączyła się Moon.
― Po co im krew? To nie działka wampirów?― spytał Alec, po czym wszyscy ruszyli w kierunku zbrojowni.
― Nie mamy pojęcia, Alec. ― odpowiedział mu Wayland.
― Może wampiry się rozleniwiły.― rzuciła Melody.
― W ich krwi musi być coś wyjątkowego.― powiedziała Isabelle.
― To Przyziemni, co może być wyjątkowe w ich krwi.― rzucił z wyczuwalną pogardą jej brat.
― Przynieś mi próbkę, a rozgryzę, o co w tym chodzi. ― odpowiedziała Lightwood. W czasie trwania krótkiej konwersacji między rodzeństwem, Melody i Jace zabrali broń.
― Musimy, ustalić dla kogo pracują te demony.― powiedział Jace i wszyscy wyszli ze zbrojowni.
― Myślisz, że nie działają na własną rękę? ― spytała Izzy.
― Nie.― odpowiedziała jej tym razem Melody.
― Nie są zbyt inteligentne, to zmiennokształtne.― dorzucił Alec.
Całą czwórką doszli do pulpitu, na którym widniało zdjęcie ich celu, jednak jak wiadomo,demony zmiennokształtne mają to do siebie, że nie przybierają na długi czas tej samej postaci. Lightwood zaproponował, że zdobędzie pozwolenie na misję, ale szybko wybito mu ten pomysł z głowy.
― Lepiej łamać zasady, niż ich przestrzegać, braciszku.― powiedziała Isabelle.
― Nie do końca się z tym zgadzam, Izzy. Mają rację, Alec. Zanim zdobyłbyś,zgodę zabijemy te demony.― zwróciła się do chłopaka Mel.
***
Po koncercie zespołu, składającego się z Maureen i Simona, przyjaciele udali się pod klub Pandemonium. Chłopak przebrał się w bardziej imprezowe ubrania. Po czym Clary namalowała farbami ich nową nazwę, a przy okazji nieznany całej trójce symbol. Ich rozważania na temat tajemniczego znaku, przerwał blondyn, który potrącił rudowłosą.
― Patrz, jak idziesz.― odezwała się Fray, do owego chłopaka.
― Ty mnie widzisz?― spytał trochę zszokowany chłopak.
― Ja ciebie tak, ale ty mnie to już nie za bardzo.― odpowiedziała złośliwym tonem rudowłosa.
― Masz dar widzenia?― spytał zaintrygowany Jace.
― Co mam?― pytała zdziwiona dziewczyna.
― Jak mogę cię nie znać?― spytał zdziwiony chłopak.
― Powiedz mi, czy ten tekst kiedykolwiek zadziałał?― spytała Clary. Niestety blondyn jej nie odpowiedział, gdyż dobiegł go głos przyjaciela z klub i udał się do środka budynku.
― Widzieliście tego chłopaka?― zwróciła się do przyjaciół.
― Tego zmyślonego?― dopytał Simon.
― Tego, który podbiegł do klubu.― odpowiedziała dziewczyna.
― Tam nikogo nie ma, Clary.― wtrąciła Maureen.
― Ten z tatuażami. Jak mogliście go nie zauważyć― spytała Fray.
― O kim ty mówisz, Clary?― spytał nieco zdezorientowany chłopak.
Po jego słowach dziewczyna skierowała się w stronę klubu, a za nią jej przyjaciele.
***
Wewnątrz klubu roiło się od spoconych ciał, tańczących w rytm piosenek. Czwórka Łowców weszła do środka i od razu każdy ruszył w inny zakamarek klubu, aby wejść do tej samej części, w której nie była widoczna dla innych ze względu na to, iż posiadała kurtynę. Clary wypatrzyła blondyna, którego spotkała przed wejście i podążyła jego śladami.
― Zaczynaj, Izzy.― po wypowiedzi Jace’a, dziewczyna weszła na podwyższenie i uprzednio ściągając płaszcz i perukę zaczęła tańczyć, zwabiając demony.
―Słyszałem, że handlujesz krwią Przyziemnych.― zwrócił się do Zmiennokształtnego Jace, pochylając się ku demonowi pod postacią kobiety w fioletowej, obcisłej sukience.
― A co chciałbyś kupić?― odparował demon.
― Nie, ale powiedz mi, kto chce.― powiedział pewnie chłopak.
― Jest nas więcej.― uprzedziła kobieta‒demon.
― Jakoś sobie poradzimy― odparował pewnie Wayland, a w tym samym momencie do pomieszczenia weszła Fray.
― Ostatnia szansa.― dodał chłopak, otwierając ostrze.
― Uważaj!― krzyknęła Clary, podbiegając do kobiety i popychając ją na czarną, pikowaną kanapę.
― Ostrożnie, odsuń się!― krzyknął chłopak i pchnął dziewczynę w tył.
W tym momencie Łowcy rozpoczęli walkę z demonami, których było znacznie więcej. Po chwili jeden z nich wytrącił Jace’owi ostrze, które upadło prosto na kanapę, rudowłosa niewiele myśląc, zabrała je, a ono otworzyło się pod wpływem jej dotyku. Dosłownie za parę sekund Wayland popchnął demona, który nabił się na ostrze. Walka trwała dalej i coraz więcej potworów zostało zniszczonych przez grupę Łowców, aż w końcu pod wpływem niezbyt przyjemnych widoków Clary wybiegła stamtąd, w pośpiechu opuszczając klub.
Przestraszona dziewczyna wsiadła do taksówki i odjechała do domu. Zdenerwowana opowiedziała całą sytuację, której była świadkiem matce, jednak ta nie wyglądała na zaskoczoną jej słowami. Po słowach córki, kobieta przejechała stelą wzdłuż nadgarstka, a na jej ciele pojawiło się mnóstwo symboli. Zaskoczona osiemnastolatka nie mogła zrozumieć, dlaczego jej mam posiada takie tatuaże jak blondyn z klubu, natomiast matka zaczęła tłumaczyć jej, że wszystkie te wydarzenia mają swoje logiczne wyjaśnienie. Rozmowy matki i córki przerwało pojawienie się Dot.
― Jocelyn, spójrz za okno. Magnus dzwonił z ostrzeżeniem. Znaleźli cię. ― powiedziała podenerwowana kobieta.
Starsza Fray wyjrzała przez okno i wyciągnęła ze szkatułki wisiorek z fioletowym kryształem. Założyła go córce i nakazała jej myśleć o niej, gdy będzie go nosić.
― Co się do cholery dzieje?― krzyknęła zdenerwowana Clary, a w tym samym czasie Dot podała jej matce flakonik z dziwną substancją.
― Ufaj sobie i swoim instynktom, jesteś silniejsza niż to sobie wyobrażasz― powiedziała Jocelyn do swojej córki.
Po czym zwróciła się do asystentki z prośbą o otworzenie przejścia dla Clary. Dot otworzyła przejście, a Jocelyn zwróciła się do córki.
― Wszystko, co kiedykolwiek zrobiłam, było dla ciebie. Kocham cię. Idź do Luke’a,on ci wszystko wyjaśni i ukryje przed Kręgiem.― powiedziała kobieta.
― Mamo… Gdzie jest Luke?― spytała ze łzami w oczach dziewczyna.
― Na posterunku. Pamiętaj, kocham cię.― po tych słowach kobieta wepchnęła córkę do portalu.
Dziewczyna wylądowała na posterunku, podniosła się z ziemi i spotkała kapitan Vargas, która spytała o miejsce pobytu Luke’a. Kobieta była zdziwiona i zmartwiona stanem Fray, ale powiedziała jej, że mężczyzna aktualnie prowadzi rozmowę, która raczej do krótkich nie należy. Po jej wyjaśnieniach Fray skierowała się w kierunku miejsca pracy Luke’a, jej zdziwienie nie miało granic, kiedy usłyszała skrawek rozmowy prowadzonej między mężczyzną a dwójka innych ludzi, w której wyznał, że zarówno jej matka, jak i ona nic dla niego nie znaczą oraz że nie wyrazi sprzeciwu, jeśli zechcą zabić obydwie kobiety. Clary słysząc to, osunęła się po ścianie i się rozpłakała . Po kilku minutach w szybkim tempie opuściła komisariat i biegiem udała się do domu.
Przemoczona do ostatniej suchej nitki dziewczyna, wpadła zrozpaczona do domu, jednak to, co w nim zastała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Dom przypominał istne pobojowisko, dziewczyna upadła na podłogę, nawołując matkę, ale odpowiedziała jej jedynie cisza. Skołowana dziewczyna chwyciła siekierę i ruszyła w stronę klatki schodowej, jednak nie znalazła tam żadnego intruza. Obróciła się, by wrócić i wtedy dostrzegła Dot, rzuciła broń na podłogę i ruszyła do kobiety, która oznajmiła jej, że jej porwano Jocelyn. Zdziwiona dziewczyna spytała, tylko kto to zrobił, a kobieta powiedziała jej, że to sprawka zbuntowanych Nocnych Łowców, pragnących zdobyć Kielich Anioła. Coraz bardziej zdezorientowana dziewczyna nie miała pojęcia, o co pytała ją Dot. Gdy dziewczyna oznajmiła, że nie wiem nic o żadnym kielichu Dorothea, przemieniła się w demona, wyglądem przypominającego te z klubu. Rudowłosa dźgnęła go stelą i cofnęła się, jednak potwór rzucił się na nią i zranił ją w szyję i zmusił do wycofania się wprost na ścianę. Przerażona dziewczyna miała w głowie już najczarniejsze scenariusze, gdy nagle ciało demona przeszyło ostrza, a on sam się rozprysł . Po czym dziewczyna ujrzała tego samego chłopaka co w klubie.
― Powinnaś mi podziękować, właśnie uratowałem ci życie.― powiedział pewnym tonem blondyn. Po czym szybko dodał― Ostrożnie, demon cię zranił.
― Demon?― spytała skołowana wydarzeniami dziewczyna.
― Demon, a myślałaś, że co to jest?― spytał chłopak.
― Sądziłam, że to Dot.― odpowiedziała trochę zmieszana dziewczyna.
― Nie, to był demon pożeracz, Zmiennokształtny.― wyjaśnił blondyn.
― Nie zrozumiałam ani słowa.― powiedziała Clary.
― Czemu ten pokój wiruje?— spytała lekko przyćmiona dziewczyna.
― To skutek jadu demona.― wyjaśnił jej Wayland.
― To źle?― dziewczyna nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż zemdlała prosto w ramiona blondyna, który uniósł ją w stylu panny młodej i zabrał do Instytutu.
Wyszło trochę długo, ale mam nadzieję, że nie nudno. Bardzo się starałam, żeby część wyszła w porządku ♡
Miłego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top