Rozdział VIII
ALLISON
W końcu od paru dni na podwórku zamiast przygnębiającego deszczu, pojawiło się ciepłe słońce. Z tego powodu całą siódemką wyszliśmy na powietrze, chłopcy i Zuzia grali w baseballa, Charlotte poszła się gdzieś przejść, najpewniej do lasku obok, Łusia rysowała coś w swoim szkicowniku, a ja i Amanda czytałyśmy książki.
Powieść, której poświęciłam całą swoją uwagę, opowiadała o dwóch wrogach, którzy od początku się nienawidzili, lecz pewnego razu przydarzyła im się przygoda, która zbliżyła ich do siebie na tyle, że stali się przyjaciółmi, a może kimś więcej. Tego dowiem się po skończeniu książki. Mogę z pewnością powiedzieć, że to jest najbardziej ciekawa dla mnie książka. Nawet cały czas odnoszę wrażenie, że ta opowieść kojarzy mi się z kimś, ale nie wiem z kim.
- Więc... Jesteśmy przyjaciółmi? - spytała blondynka, stojąc z brązowowłosym chłopakiem na leśnej dróżce.
- Jasne... przepraszam, że przez tyle lat się nienawidziliśmy, nawet nie wiem dlaczego, to w większości moja wi - dziewczyna przerwała mu.
- Nasza wina - uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciela.
Z zaczytania wyrwał mnie odgłos tłuczonego szkła. Spojrzałam w stronę, z której wydobywał się dźwięk, super, chłopcy wybili okno. Spojrzałam na rodzeństwo i ruszyliśmy biegiem na górę.
Docierając tam zauważyliśmy, że nie zbili tylko okna, a także rozwalili zrobię.
- Chodu! - krzyknęła Amanda, słysząc kroki Mcready.
Biegaliśmy w te i spowrotem, ciągle słysząc odgłosy gospodyni, aż wreszcie dotarliśmy do pokoju z szafą, Edmund podbiegł do niej i otworzył drzwi, dając nam znak, abyśmy weszli.
- Chyba masz źle w głowie - powiedziała nieprzekonana Zuzia, ale słysząc głośniejsze kroki zmierzające w naszą stronę pobiegła do szafy i jako pierwsza do niej weszła.
Następnie wskoczyła Łusia, Edek, Amanda, ja i Piotr zamykając pochód. Wtedy nawet nie zastanawiałam się, gdzie moja siostra.
Zaczęliśmy się przepychać, co chwilę słysząc zdania typu „Nie po stopach", „Nie pchaj się tak!" lub „Uważaj jak chodzisz!". Wyszłam z szafy jako pierwsza, a po mnie Łusia. Stanęłyśmy koło niej, czekając na resztę. Następna z szafy wyszła Amanda, rozglądając się dookoła, a za nią Edmund. Ostatni wyszli, a raczej wypadli Zuzia i Piotrek, tak samo jak czarnowłosa rozglądając się z niedowierzaniem dookoła.
- O mój boże...
- To niemożliwe - powiedziała Zuzia.
- Spokojnie, na pewno ci się coś przyśniło - zaśmiała się Łucja.
- Albo naftaliny się nawdychałaś - zawtórowałam dziewczynce.
- Wiecie, nie mogliśmy wam uwierzyć tak na słowo - odparł wstając blondyn, a zaraz po nim Zuzia.
- Jasne. - odpowiedziała Łusia i niezauważalnie nabrała śniegu, tak jak ja.
- Rozumiemy - rzuciłam śnieżką w Piotra, a Łusia w Zuzię. I tak rozpętała się bitwa na śnieżki.
Podeszłam od tyłu do blondyna, z zamiarem rzucenia w niego toną śniegu, ale on wyraźnie wyczuwając co planuje, odwrócił się tak, że wpadliśmy na siebie i wylądowaliśmy w śniegu. Zarumieniłam się lekko przez zaistniałą sytuację.
Spojrzałam na niego i nie wiedziałam czy się śmiać, przez sytuację, w której się znaleźliśmy, czy płakać, z zażenowania, bo już trzeci raz w miesiącu jesteśmy w takiej sytuacji.
Chłopak odchrząknął i wstał ze mnie, a ja zaraz po nim. Otrzepałam się ze śniegu i spojrzałam na resztę rodzeństwa.
- Okłamałeś nas - powiedział blondyn, podchodząc do brata.
- Wyście też jej nie wierzyli - odpowiedział naburmuszony Edmund.
- Masz je przeprosić. - gdy chłopak zobaczył, że chłopak nie zamierza nic zrobić, powiedział znowu - Masz przeprosić!
- Dobra, przepraszam.
- Nic nie szkodzi, po prostu małe dzieci już takie są - zadrwiła z brata Łusia uśmiechając się, zaśmiałam się, po czym powiedziałam tylko „dokładnie".
- Ej, a gdzie jest Amanda? - poczułam jak bledne, gdy Zuzia wypowiedziała te pytanie.
Zaczęłam się rozglądać wokoło i szukać wzrokiem przyjaciółki. Zauważyłam ją stającą przy latarni, więc podeszłam do niej.
- Jak tu się zmieniło - powiedziała cicho, zmarszczyła brwi, była tu?
- Jak to? - spojrzała na mnie - Byłaś tu już kiedyś?
- Co, nie. Oczywiście, że nie - zaśmiała się nerwowo.
- To o co ci chodziło?
- O nic, zamyśliłam się.
- Ale...
- Chodź do reszty - odpowiedziała przerywając mi, po czym pociągnęła mnie w stronę rodzeństwa.
- Wracajmy już - powiedziała Zuzanna.
- Ja chce odwiedzić pana Tumnusa.
- Tak, jestem ciekawa co u niego - uśmiechnęłam się podchodząc do małej.
- Ale nie mamy ciepłych ubrań, zmarzniemy.
- A właśnie, że nie - odpowiedział Piotr wchodząc do szafy, by po chwili wyjść z sześcioma futrami - Profesor chyba nie obrazi się, skoro je pożyczymy, chociaż jakby spojrzeć na to logicznie - powiedział podając Zuzi futro, które brunetka niechętnie przyjęła - nie wyjęliśmy ich nawet z szafy.
Wzięłam futro od chłopaka i szczelnie się nim opatuliłam, bo w końcu to nie Anglia, w której dzisiaj - wyjątkowo - było ciepło, a nie Narnia, w której jest zimniej niż na Antarktydzie... No dobra, może nie aż tak zimno, ale podobnie.
- To babskie futro - kłócił się Edmund. A on dalej swoje, pomyślałam.
- No jasne - mruknął brat i wcisnął mu je do ręki.
Po chwili szliśmy już całą szustką do pieczary. Łusia szła na początku, ja za nią. Potem Zuzia z Piotrem, za nimi Edmund, a na końcu pochłonięta swoimi myślami Amanda. Postanowiłam podejść do czarnowłosej.
- Nad czym tak dumasz? - spytałam, ale dziewczyna nie reagowała.
- Amanda - próbowałam nawiązać z nią jakiś kontakt, bez skutku - Amanda!
- Tak? Co jest?
- Co ci jest?
- Nic - uśmiechnęła się - wszystko okej, dzięki za troskę, ale nic mi nie jest.
- Ale... - ucięłam widząc co było przede mną.
We dwie stanełyśmy jak wryte, widząc wywarzone drzwi do pieczary. Pobiegłam z Łucją do środka, to, co tam zobaczyłyśmy przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Wszędzie był popiół pomieszany ze śniegiem, wszystko porozwalane.
- O mój boże - szepnęła Amanda.
- Co tu się stało? - spytała Zuzia.
- Patrzcie - Piotr zerwał jakąś kartkę, która była przyczepiona do jednej ze ścian nieopodal drzwi i zaczął czytać na głos. - Poprzedni właściciel tej nieruchomości, faun Tumnus, został aresztowany i oczekuje sądu pod zarzutem Spisku Najwyższego Stopnia przeciw władzy Jej Cesarskiej Wysokości Jadis, Królowej Narnii, Kasztelanki na
Ker - Paravelu, Cesarzowej Samotnych Wysp etc., A także pod zarzutem sprzyjania wrogom Jej Królowej Wysokości, udzielania schronienia szpiegom i przyjaźnienia się z Ludźmi.
Podpisano: Maugrim
Kapitan Tajnej Policji.
Niech żyje Królowa!
Przytuliłam Łusię, która zdążyła się już rozpłakać, mi samej poleciało parę łez, które szybko starłam. Przy okazji zauważyłam, że Amanda wyszła. Co się z nią dzieje, do cholery? - pomyślałam.
- Dość, musimy wracać, tu jest niebezpiecznie.
- Ratujmy pana Tumnusa! - krzyknęła zrozpaczona brunetka.
- Skoro kontakt z ludźmi jest przestępstwem, nie możemy tutaj zostać.
- Może wezwijmy policję?
- Policja już tu była, Piotrek - opowiedziała chłopakowi Amanda. Będę musiała z nią później pogadać
- Po co mu pomagać? To przestępca - otwierałam już usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowałam, przenosząc swoją uwagę na ptaka, który wyglądał, jakby chciał nam coś powiedzieć.
Wyszłam na dwór, a za mną reszta. Drozd wskazał na krzaki, coś się w nich ruszało. Odruchowo podeszłam do pierwszej lepszej osoby, jaką był Piotr i położyłam mu rękę na ramieniu. Po drugiej jego stronie pojawiła się Zuzanna, a koło niej Edmund. Koło mnie stanęła Łusia, która przytuliła się do mojego boku, a Amanda wzięła ją za rączkę. Popatrzyłam na nią, wyczytałam z jej wzroku, że nad czymś poważnie myślała. Nie widziałam w jej oczach smutku, strachu a złość. Przyrzekłam sobie, że jak tylko będziemy miały chwilę pogadam z nią.
Spojrzałam spowrotem na krzaki, z których wyszedł... Bóbr. Piotr podszedł do niego, spojrzałam na niego, zaczął go nawoływać i wystawił mu rękę.
- No chodź, chodź, chodź, chodź.
- Co? Mam ci paznokcie poobgryzać? - z Łusią i Amandą zaśmiałyśmy się na jego komentarz.
- Łucja Pevensie? - zapytał bóbr.
- To ja - dziewczynka niepewnie podeszła do zwierzęcia, a ono podało jej chustkę.
- Dałam ją panu Tumnusowi.
- Dał mi ją przed aresztowaniem, biedaczysko, przeczuwał, że po niego przyjdą.
- Możemy mu jakoś pomóc? - spytałam bobra, który na moje słowa rozejrzał się dookoła.
- Tu jest niebezpiecznie, chodźcie za mną.
Wszyscy oprócz Zuzki i Edmunda poszli za zwierzęciem, ale brunetka, oczywiście, musiała nas zatrzymać.
- Co wy robicie?
- Dlaczego chcecie za nim iść?
- Bo zna tego fauna - odpowiedział Piotr.
- Nie dziwi cię, że zna nasz język?
- Idziecie? - zapytał bóbr.
- Musimy się naradzić - odpowiedziałam za blondyna, który otwierał już usta, żeby odpowiedzieć.
- To już gorszego miejsca nie było - zwierzę pokręciło ze zrezygnowaniem głową.
- Drzewa to jej szpiedzy - szepnęła Łucja, po wymienieniu ze wszystkimi spojrzeń, poszliśmy za bobrem, jak się okazało do domu jego i jego małżonki.
*
- No ty to sumienia nie masz, jak się dowiem, że znów degustowałeś coś z borsukiem to... - z tamy wyszła pani borsuk, pewnie żona naszego sprzymierzeńca, która widząc nas urwała w połowie.
- Patrz kogo prowadzę, toż to synowie Adama i córki Ewy! - krzyknął bóbr.
- No jakby mi ktoś powiedział, to nie uwierzyłabym - powiedziała wpatrując się w nas.
- Czemuś mnie nie uprzedził? Przygotowałabym się - trąciła męża w bok.
- Tak, najlepiej z tydzień wczesniej - mruknął pan bóbr.
- Obiad gotowy, chodźcie.
- Uwaga na głowy - uprzedził pan bóbr, gdy wchodziliśmy do tamy.
Usiedliśmy przy stole i gdy podano nam obiad zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku Łusia spytała:
- Jak możemy pomóc panu Tumnusowi?
- Teraz to tylko Aslan może mu pomóc - wszyscy oprócz mnie, Łucji i Amandy mieli wymalowane na twarzy zdezorientowanie.
- Jaki Aslan? - zapytał Edek podchodząc do nas.
- Jak Aslan?! Jaki Aslan?! - mówił przez śmiech, aż pani bóbr dźgnęła go w bok, widząc, że faktycznie połowa z nas nie wie o co chodzi - Wy tak na serio? - przytaknęli.- No to, to jest taki nasz szef... Król całej tej krainy.
- Biała Czarownica może zamienić go w kamień? - zapytał Edmund.
- Oczywiście, że nie! Ona nawet nie ośmieli się stanąć na własnych nogach przed nim!
- Czyli nie uratujemy pana Tumnusa? - w oczkach Łusi zaczęły zbierać się łzy, pani Bobrowa podeszła do niej i przytuliła.
- Oh przestań już - powiedziała do pana bobra.
- O nie, dobre wieści też mam; podobno Aslan na wrócić.
- Naprawdę?! - krzyknęła uradowana Amanda wstając. Każdy na nią spojrzał, a po chwili w oczach bobrów zobaczyłam zdziwienie.
- Ta sama twarz, oczy, postura... - zaczął pan bóbr, a zdziwienie z słowa na słowo narastało w nich coraz bardziej, aż w końcu ich oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
- Królowa Isabella?!
Hejka,
Co myślicie o rozdziale? Koniecznie napiszcie w komentarzu, z chęcią poczytam.
Kolejny rozdział będzie za cztery, sześć lub dwa dni.
Miłego dnia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top