Rozdział V
ALLISON
- Więc tak, profesor nie przyjmuje gości, zwłaszcza dzieci.
- Amandę jakoś przyjął - zadrwiłam.
- To doprecyzuje, nie przyjmuje obcych gości, a zwłaszcza jeżeli obce są dzieci - mówiąc, podkreślała słowa „obce". Irytująca baba, już jej nie lubię. - Nie wolno przeszkadzać profesorowi, ma być tu cicho. Zabrania się zjeżdżania po poręczy. Nie wolno! - krzyknęła gospodyni, gdy Zuzia chciała dotknąć rzeźby - Dotykać eksponatów - zaśmiałam się, gospodyni spojrzała na mnie. Ojeju, będą kłopoty, już się boje, pomyślałam i zaśmiałam się w duchu - Co cię tak śmieszy... panienko - miałam ochotę powiedzieć: pani styl, zachowanie, ogólnie cały wygląd i cała pani osoba, ale się pohamowałam.
- Nic, proszę pani - uśmiechnęłam się słodko.
Dowiedzieliśmy się od niej gdzie są nasze pokoje, ja, Zuzia, Łucja i Charlotte mamy razem, a chłopaki razem.
Otworzyłyśmy drzwi do naszego pokoju, nie był taki zły. Rozejrzałam się i zbadałam wzrokiem każdy skrawek pomieszczenia. Ściany były białe, neutralność przede wszystkim. Meble za to normalne, staroświeckie, drewniane, te trzy słowa idealnie to opisują. Pierwsze łóżko stało po prawej stronie okna, drugie po lewej. Tak samo było z kolejnymi dwoma, stały po dwóch stronach drzwi. Przy każdym z nich były szafki nocne i gniazdko, wygodnie.
- Ja biorę to łóżko! - krzyknęła Łucja i skoczyła na łóżko po lewej stronie okna.
- Nie krzyczy tak, bo gospodyni do nas przybiegnie - zaśmiałam się.
- No to ja to - powiedziała Charlotte i zajęła łóżko na przeciwko dziewczynki.
- Które wolisz? - spytała mnie Zuzanna.
- Ja wezmę to - wskazałam na to po prawej stronie drzwi.
- Okej, to ja biorę to.
Zaczęłyśmy się rozpakowywać. Już miałam w tym taką wprawę, że zrobiłam to po trzydziestu minutach.
- Zaraz wrócę - powiedziałam do dziewczyn i nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju.
Zeszłam do kuchni wziąć sobie wodę. Wchodząc zobaczyłam odwróconą do mnie tyłem czarnowłosą, rozmawiała z kimś przez telefon, podeszłam bliżej, a dziewczyna kończąc połączenie odwróciła się, z zamiarem wyjścia. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną stała moja przyjaciółka. Mimo, że nie minęło jakoś wiele czasu, to dla nas było to jak wieki.
Amanda podniosła na mnie wzrok i do oczu napłynęły jej łzy, zakryła usta ręką, w mgnieniu oka znalazłyśmy się w swoich objęciach i nie chciałyśmy puścić, nie chciałyśmy stracić siebie nawzajem ponownie.
- W końcu przyjechałaś, już myślałam, że jednak nie przyjedziecie.
- Nie wiedziałam gdzie mam cię szukać, ten dom jest wielgachany, z resztą gospodyni darłaby się na cały dom, gdyby mnie zauważyła. Z resztą nie dawno przyjechaliśmy.
- Ta Mcready nie pozwala mi nawet do wujka zajrzeć, rozumiesz?
- Jest okropna, znam ją parę minut, a już mam ochotę pogrzebać ją w ogródku - zaśmiałyśmy się.
- Chodź, poznam cię z rodzeństwem Pevensie.
Weszłyśmy na górę i pokierowalismy się do mojego i dziewczyn pokoju. Ku naszemu zdziwieniu nikogo tam nie zastałyśmy. Postanowiłam pójść do pokoju chłopców, tam powtórzyła się sytuacja co wczesniej.
- To nie wiem gdzie już mogą być - westchnęłam.
- Czekaj... - powiedziała po namyśle - jest jeszcze taki mały salon tutaj, zwykle tam siedzę, może tam będą?
- No to na co jeszcze czekamy?
Ruszyłyśmy do pokoju, po drodze wszędzie widziałam jakieś eksponaty, to jakieś zbroje, to obrazy, to rzeźby. Przy końcu korytarza stały drzwi, Amanda chwyciła za klamkę i naciwsnąwszy ją popchnęła drzwi, a za nimi była czwórka rodzeństwa Pevensie i moja siostra. Uśmiechnęłam się, że nie musiałyśmy szukać dalej.
- Hejka - powiedziała przyjaciółka - wy to rodzeństwo Pevensie, tak?
- Tak, to my - powiedziała Łucja, zerknęłam na dziewczynkę. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam ją na kanapie z zaczerwienionymi oczkami, a reszta, oprócz Edmunda, siedziała przy niej.
- Co się stało? - spytałam i zamykając drzwi podeszłam do nich, a za mną czarnowłosa.
- Tęsknię są mamą - powiedziała i znowu skuliła się, chowając główkę w rączkach.
- Nie martw się - kucnęłam przy niej - wrócimy do domu, zobaczysz.
- Tak - Edmund, najwyraźniej słysząc naszą rozmowę wszedł do pokoju - o ile będzie jeszcze stał. - spojrzeliśmy się na niego gniewnie, gdy Łusia przez niego jeszcze bardziej zaczęła płakać.
- Idź ty już lepiej do pokoju - odparła znudzona Zuzia.
- Tak, mamo.
- Ej! - krzyknał Piotr - Zobaczysz, będzie fajnie, możemy tu robić wszystko.
- Dokładnie, oprowadzę was po tym miejscu, zobaczycie, jest ciekawsze niż się wydaje - Amanda mrugnęła do dziewczynki.
Po jej słowach Łucja troszkę się rozweseliła i wytarła mokre od łez policzki. Przytuliłam ją i poszliśmy wspólnie coś porobić.
*
Siedziałam na kocu i razem z Amandą, Łucją i Zuzią robiłyśmy wianki. Chłopcy grali w szachy, zaczęłam im się chwilę przyglądać i prawdę mówiąc, oboje byli naprawdę dobrzy, grali już z dziesięć minut, i żaden nie mógł wygrać.
- Miły ten Piotr - powiedziała Amanda. No chyba ją coś boli.
- Coś poprzewracało ci się w mózgu.
- Mówiłaś, że ciągle się kłóciliście.
- Bo tak było - zaśmiała się Łucja.
- No to czemu teraz żyjecie w „pokoju" - zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Bo obiecałam pani Pevensie, że nie będziemy się kłócili - odparłam nie odrywając wzroku od wianka.
- To dlatego tak ostatnio cicho - powiedziała Zuzia, a reszta oprócz mnie się zaśmiała.
- Ja i tak myślę, że zaczęliście się dogadywać.
- Czy ty coś sugerujesz? - spojrzałam na czarnowłosą spod przymrużonych powiek.
- Może...
- Wiesz, kto się czubi ten się lubi - powiedziała Zuza.
- Jesteśmy tylko znajomymi - odparłam spokojnie, w końcu nie kłamałam.
- Dobra, dobra...
Postanowiłam zostawić to bez komentarza i skończyć pleść wianek, a gdy już go skończyłam, zaczęłam pomagać dziewczyną, było wspaniale, cicho, spokojnie, i byłoby tak dalej, gdyby nie ta przeklęta Mcready.
- Co wy sobie myślicie, że będziecie cały czas tylko siedzieć? O nie, nie, nie. - gospydni zawołała chłopaków i zaczęła rozdzielać zadania; Edmund i Łucja mieli jechać z nią na bazar, Amanda i Zuzia miały plewić w ogródku, Piotr miał wysprzątać pokój chłopaków i nasz mały salon, a ja miałam posprzątać nasz pokój.
Dziewczyny poszły się przebrać, tak jak Edmund, a ja posprzątałam na podwórku. Wchodząc do domu zauważyłam pianino, dziwne, wcześniej go nie widziałam, pomyślałam, pewnie nie zwracałam uwagi na szczegóły.
Weszłam na piętro i poszłam po detergenty do sprzątania, a następnie weszłam do pokoju i zaczęłam sprzątać.
Wyścierałam kurze, odkurzyłam, umyłam podłogę, okna i podlałam kwiatki. Cała praca zajęła mi chyba z dwie godziny, a z tego co widziałam to nikogo, oprócz mnie i profesora nie było w domu, przynajmniej tak myślałam.
Zeszłam na dół, co by tu porobić, pomyślałam, spojrzałam w bok i ujrzałam tajemnicze pianino. Podeszłam do niego i nacisnęłam parę klawiszy, by sprawdzić czy nie jest rostrojone. O dziwo nie, usiadłam na krzesełku na przeciwko pianina. Zagrałam parę dźwięków, całkowicie bez sensu, kiedy zaczęło nabierać to sens. Pomyślałam o mojej ulubionej piosence, którą często sobie śpiewałam, a że była grana w dużym wkładzie na pianino, też dołączyłam do tego grę na instrumencie. Uśmiechnęłam się na wspomnienia i zaczęłam grać i śpiewać.
I know how it's gonna look
I know just how it's gonna feel
And like a storybook
I'm gonna run into your arms and heal
Coming home and coming back
Nothing can replace a feeling like that
Of being known and being loved
And belonging to someone
I know I've changed, yeah
I still can't wait to get on back
To what hasn't changed where
Everything's just the way I left
It's been six months since I'm wrapped up
Inside my mother's arms
Well, it still feel the same
Even though I've changed
Yeah, I've changed
I've changed
Yeah, I've changed
I'll see the smile on your face
I'll see the memories in your eyes
This is more than a place
It's a reunion with my old life
I always had, and always will
And leave my heart where time stands still
Where I'm from, is where I'm found
Yeah, this is my hometown
I know I've changed, yeah
I still can't wait to get on back
To what hasn't changed where
Everything is just the way I left
It's been six months since I'm wrapped up
Inside my mother's arms
Well, it still feel the same
Even though I've changed
Yeah, I've changed
I've changed
Yeah, I've changed
Can we ever really go back?
Can we ever really go back?
And relive life as I remember
Can I ever really go back?
'Cause I've changed
Yeah, I've changed
I've changed
Yeah, I've changed
It's been six months since I'm wrapped up
Inside my mother's arms
Well, it still feel the same
Even though I've changed
Yeah, I've changed
I've changed
Woah-oh-oh, I've changed
Oh yeah, I've changed
Yeah, I've changed
Woah-oh-oh-oh, I've changed
Yeah, I've changed
And like a storybook
I'm gonna run into your arms and heal
- Nie sądziłem, że tak ładnie śpiewasz - otworzyłam oczy słysząc czyiś głos.
Spojrzałam w stronę, z której wydobywał się dźwięk, napotykając piękną blondwłosą czuprynę z niebieskimi, jak morze tęczówkami.
Ps. W mediach jest zdjęcie Amandy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top