Rozdział II

ALLISON
- Wasza wysokość jednak postanowiła dołączyć do lekcji - zadrwił blondyn.
- Jeżeli nie uciekał byś przede mną, jak mysz przed kotem, to bym się nie spóźniła - szepnęłam, bo dalej byliśmy na lekcji.
- Ja od nikogo nie uciekam, po prostu byłem w klasie, a jakbyś była na tyle rozgarnięta, to zobaczyłabyś w salach.
- Wyobraź sobie, że w mojej szkole nie można było na przerwie siedzieć w sali.
- Akurat to już nie mój problem, istnieje też sekretariat.
- Ale mówiłam ci, że był zamknięty.
- Takie wymówki już znałem, moja droga.
- To nie wymów... - przerwałam, gdy zobaczyłam, że nauczycielka przestała mówić i patrzyła się na nas. Ojeju, będę mieć kłopoty już pierwszego dnia?
- Dziękuję, że łaskawie przestaliście gadać, jeżeli w twojej szkole, Allison, można było rozmawiać na lekcji, to daje ci do wiadomości, że tutaj nie. Oboje dostajecie uwagę - wkurzyła się, cóż to moja pierwsza w życiu uwaga. Dziwne uczucie. Spojrzałam na Piotrka, śmiał się, on to zrobił specjalnie, żebym już pierwszego dnia źle wypadła. Co za dupek.
- Dobrze wracajmy do lekcji.

*

Usłyszeliśmy ten wspaniały dźwięk dzwonka, wszyscy zaczęli się pakować i już po minucie byliśmy wolni od tej szkoły. Na szczęście dzisiaj kończyliśmy szybko, bo o 13:20. Jak na pierwszą klasę liceum, to dla mnie jest wcześnie. Niestety dalsze dni nie będą takie kolorowe, bo będziemy kończyli lekcje po 15. Cóż, uroki liceum.

Zobaczyłam Zuzię i Moja siostrę, kończyły też o tej godzinie, więc podeszliśmy z Piotrem do nich, niestety, ale pewnie i chodzenie do domu będę miała zawalone z nim, jakoś szybko nie znajdę sobie innych znajomych, smutne.

- Hej - przywitaliśmy się.
- Cześć.
- Jak tam pierwszy dzień szkoły? - spytała Charlotte.
- Okropnie.
- Czemu - spytała, tym razem, Zuzia.
- Przez tego palnata - spojrzałam na Piotrka - spóźniłam się na lekcje, musiałam z nim siedzieć i jeszcze specjalnie ze mną gadał, żebyśmy dostali uwagę.
- Pierwszego dnia? Tatuś nie będzie zadowolony - mruknęła Charlotte.
- Nie ukryje tego, są dzienniki elektroniczne, nic ode mnie nie dostaniesz - siostra w odpowiedzi tylko coś powiedziała pod nosem i szła dalej.
- Czemu musiałaś siedzieć z nim? - spytała Zuza, dziwne, że ten blondyn w ogóle się jeszcze nie odezwał. Cieszmy się chwilą spokoju.
- Bo ta parszywa jędza od matm...
- Widzę, że kochasz naszą wychowawczyni - przerwał mi blondas. Czekaj co? Wychowawczyni?
- Jak? Dlaczego ta jedza? - wszyscy się śmiali, a ja byłam zmarnowana, jeżeli przetrwam ten tydzień, będę szczęśliwa.
- Mieliście zabawny dzień - odparła moja siostra.
- Chcesz się zamienić? - mruknęłam.
- Oj nie, nie, bez ciebie ten dzień byłby nudny, komu bym dokuczał cały czas? - zadrwił blondas - od dziś to jego ksywka w mojej głowie - gdy skręcaliśmy na naszą ulice.
- Nie rozumiem, jak, powiedzcie, jak po jednym dniu się tak nienawidzicie?
- Ej, ale pamiętasz przysłowie, od nienawiści do miłości krótka droga - zażartowała siostra, cóż, nie było to zabawne.
- Jak się upije, to może - odparł z uśmiechem blondas, co on jest jakiś chory czy co?
- Pamiętaj - zatrzymaliśmy się przed bramą do ich domu - nienawiść jest przeciwieństwem miłości.
- A właśnie, że obojętność, a wy sobie obojętni nie jesteście - zaśmiała się Zuza i zaczęła uciekać do domu, a za nią gonił ją ten blondas.
- Jak cię złapie to zobaczysz - krzyczał za nią niebieskooki.
- Ukatrupie ją jutro - wycedzilam przez zęby, a siostra się zaśmiała i poszła do domu.

*

ALLISON
Leżałam w swoim łóżku, opatulona kołdrą i wybierałam numer do Amandy, zadzwoniłam do niej i odebrała po trzecim sygnale.

- Cześć, kochana - przywitałam się.
- Hej, skarbie, jak tam u ciebie?
- Dobrze, nie uwierzysz, mam już pierwsza uwagę.
- Już? Za co?
- Przez pewnego palanta.
- Kto?
- Piotr, wiesz mój tata zna tutaj rodzinę i oni mają czwórkę dzieci... - opowiedziałam jej co i jak, ogólnie całe dwa dni tutaj. Gdy skończyłam na linii była cisza, ślepo chwili Amanda wybuchła śmiechem.
- Czyli ty? I on? Nienawidzicie się po pierwszym dniu znajomości? I Bóg wie o co poszło?
- No... Tak jakby - zamieszałam się.
- Wiesz, od nienawiści do miłości krótka droga.
- Gadasz, jak Zuzia.
- Ta jego siostra?
- Mhm, mówi, że od nienawiści do miłości krótka droga, i że przeciwieństwem miłości jest obojętność, a nie nienawiść.
- Ma rację, a jak widzę, wy obojętni sobie w żaden sposób nie jesteście.
- Wiesz, może zostawmy ten temat i przejdźmy na ciebie - chciałam wyjść z niewygodnej dla mnie sytuacji.
- Oj nie, nie, nie, nie. Będziemy gadać o tym, bo widzę, że niedługo chyba nowy związek.
- Czy ty mówisz, że ja i on? W twoich snach.
- W jego na pewno.
- Dobra, wiesz co, idę już spać, gadamy już półtorej godziny. Zadzwonię jutro.
- Ale na pewno, i chce na jutro porcje nowych newsów o was.
- Jak moje unikanie go nie zdziała cuda, okej.
- Pa, kochana.
- Pa, pa.

Rozłączyłam się i nastawiłam sobie ją jutro budzik, ułożyłam się na łóżku i poszłam spać, oby jutro był lepszy dzień.

*

Obudziły mnie promienie słońca, zapomniałam zasunąć wczoraj rolety. Spojrzałam na telefon i o mało nie dostałam zawału, jest po ósmej, a miałam być w szkole o ósmej, czemu nikt mnie nie obudził?! Super, nastawiłam sobie budzik na dziewiątą, pomyliłam budziki.

Szybko wyszłam z łóżka założyłam kapcie i szybko wzięłam ciuchy z szafy. Poszłam do łazienki, umyłam się najszybciej jak mogłam. Przebrałam się, gdy wróciłam spojrzałam na zegarek, ósma trzydzieści jeden, może zdążę na drugą lekcje?

Zbiegłam na dół, uprzednio biorąc plecak.

- Wychodzę! - krzyknęłam na cały dom, wzięłam jabłko i wodę, ubrałam botki i wyszłam.

Wychodząc wpadłam na czyjąś pierś, o mało bym upadła, ale od niego uratowały mnie silne ramiona otaczające moją talię. Ja za to owinęłam ręce na szyi mojego „wybawcy”.

- Widzę, że strasznie na mnie lecisz - usłyszałam ten jego głupi głos. Nie no, i cały czar prysł. Chociaż szczerze, w jego ramionach czuje się bezpiecznie. To pewnie dlatego, że mnie uratował, tyle w temacie.
- P-przepraszam - wyjąkałam, ja się jąkam, czekaj co?
- Gdzie tak biegłaś?
- Do szkoły, już po wpół do dziewiątej... - zrozumiałam, że dalej stoimy w tej samej pozycji, szybko zdjęłam ręce z jego szyi i odeszłam na bezpieczną odległość - czemu nie jesteś w szkole?
- Uderzyłam się mocno w tą główkę, czy jak? Mamy na ósmą pięćdziesiąt - zaśmiał się.
- Aha, zapomniałam, myślałam, że na ósmą. Idziemy? - poprawiłam plecak - nie chce się spóźnić.
- Jasne, już idę - ruszył za mną. - Wiesz, rozumiem cię, pierwsze wrażenie zrobiłaś źle, więc starasz się zrobić dobre drugie, chociaż o mało co nie wparowalabyś do klasy, w której nasza wychowawczyni uczy inną klasę - śmiał się ze mnie, a ja tylko myślałam o jednym, czemu nagle, jak na niego wpadłam, zapomniałam o wszystkim i zaczęłam gadać trochę... Bez sensu? W sumie tak.

I jest drugi rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał, jeżeli tak zachęcam do zostawienia gwiazdki i napisania komentarza, chętnie poczytam co myślicie o moim opowiadaniu.
Do kolejnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top